piątek, 23 kwietnia 2010

119.'Kocham...ale wciąż zbyt mało...'

Tom, wrócił z samego rana, dzięki czemu dzień rozpoczął się wspaniale. Stęskniłam się strasznie, mam nadzieję, że więcej nie będzie nam dane się rozstawać. Wypytałam go o wszystko, a potem położyłam się z nim pozwalając mu wypocząć po podróży. W końcu muszę o niego dbać.

Leżeliśmy w ciszy, ale dla mnie najważniejsze było, że mogłam być przy nim. To jest mężczyzna mojego życia i nigdy nie byłam bardziej tego pewna. Jeszcze kilka dni i zapieczętujemy nasz związek, a wtedy już nic nas nie rozdzieli. To jest po prostu niemożliwe. Przynajmniej według mnie. W nic tak nie wierzę, jak w naszą miłość.


-Hej, wam.-Po południu Amelia, zaszczyciła nas swoją wizytą wraz z Andreasem. Obydwoje wyglądali na zadowolonych z życia, co ma zapewne związek ze stosunkami między nimi. Chyba wakacje na Malediwach im się udały.- Jak my się dawno nie widzieliśmy!

-Noo, tak nagle wyjechałaś... fajnie było?

-I to jeszcze jak!- Zachwyciła się.- Wszystko ci opowiem... tylko może na osobności.- Uśmiechnęła się szeroko w stronę Toma, który zrozumiał aluzję, co nie znaczy, że był z tego zadowolony.

-Zajmij się przyjacielem.- Cmoknęłam go w policzek na pocieszenie i po chwili obydwoje z Andreasem, poszli sobie zostawiając nas same. Akurat do gadania, nie są nam potrzebni. Tylko by przeszkadzali.- Siadaj, a ja przyniosę nam coś do picia.- Wskazałam jej miejsce i udałam się do kuchni, w tym samym czasie szedł Bill, więc korzystając z okazji postanowiłam go zatrzymać i trochę z nim pogadać. W końcu nie mogę być obojętna na los mojej przyjaciółki, no i przyjaciela.

-Bill, dokąd idziesz?

-No... do Sary.- Mruknął nie pałając zbytnim entuzjazmem. Pewnie chciał z nią zerwać... widzę, jak się z tym męczy.

-Wiem, że ci ciężko, ale wiesz... może nie warto tak po prostu tego kończyć, co? Skoro nie możesz być szczęśliwy z dziewczyną którą kochasz, może z czasem będzie ci dobrze z Sarą. Przecież musisz coś jeszcze do niej czuć...

-Ja nadal ją kocham, ale już nie tak jak na początku...- Westchnął ciężko.- Naprawdę chciałbym, aby nam się wszystko ułożyło, ale z drugiej strony nie chcę jej oszukiwać.

-Jesteś świetnym facetem.- Położyłam mu rękę na ramieniu.- Na pewno będziesz umiał odbudować ten związek. Wiem, że nie chcesz być sam... a to właśnie Sara, może być tą jedyną. Trzeba dbać o uczucia, bo szybko wygasają, a wy mieliście zbyt mało czasu.

-Masz racje... zaniedbaliśmy to, pewnie dlatego zmieniłem swoje uczucia...- Zgodził się ze mną. Dobrze, że na mnie nie naskoczył, że się tak wtrącam i udzielam mu rad, choć nie mam pojęcia, co tak naprawdę musi przeżywać. Przecież to musi być okropne kochać jednocześnie dwie kobiety i nie móc być przy tej, którą się pragnie bardziej, ale też nie zranić tej, z którą się jest. To takie skomplikowane...

-Co jej powiesz?

-Hm... powiem, żebyśmy popracowali nad naszym związkiem.- Stwierdził po chwili namysłu.- Co ja bym bez ciebie zrobił? Matko, Tom ma takie szczęście, że nie wiem. Jesteś po prostu Aniołem.- Ścisnął moją dłoń i ucałował ją w wierzch. Uśmiechnęłam się do niego ciepło, to naprawdę cudowne uczucie wiedzieć, że się komuś pomogło. Tym bardziej, że to tak bliska mi osoba. Chyba uratowałam związek przyjaciół...- To ja lecę.- Puścił mnie i z uśmiechem powędrował do wyjścia, a ja w końcu poszłam po to picie, Amelia już się pewnie niecierpliwiła.


#


Blondynka z uśmiechem na twarzy przeglądała kolorowe ubranka wiszące na wieszakach. Teraz mogła już spokojnie zacząć kompletować garderobę dla swojego dziecka, którego płeć poznała jakąś godzinę temu. I była szczęśliwa. Nie miała specjalnych marzeń co do płci, ale i tak ją to uszczęśliwiło. Będzie miała syna. Jest bardzo ciekawa reakcji Davida. On chyba najbardziej chciał wiedzieć co im się urodzi.

-No, proszę co za spotkanie.- Odwróciła się słysząc za sobą nieznajomy głos. Naprzeciwko niej stał wysoki, młody chłopak z ironicznym wyrazem twarzy, a obok niego dobrze jej znany mężczyzna wyraźnie zmieszany całą sytuacją.- Nie przedstawisz nas, tato?- Spojrzał znacząco na ojca, a Melanie, aż zesztywniała.

-Tak, no... Mel, poznaj mojego syna, Jo.- Odezwał się w końcu.-Jo, a to jest moja dziewczyna.

-Dziewczyna? Nawet nie wiesz, jak to żałośnie brzmi z twoich pomarszczonych ust.- Skrzywił się spoglądając na dziewczynę z odrazą.- W ogóle do niego nie pasujesz. Gdzie ty masz oczy, kobieto? Po co ci taki stary facet?

-Nie zapominaj się.- Skarcił go brunet z rozzłoszczoną miną.- Przepraszam cię, matka go nawet wychować nie potrafiła.

-A ty wtedy gdzie byłeś?- Chłopak nie odpuszczał, przez co dziewczyna czuła się coraz bardziej niezręcznie. W ogóle nie pasowało jej to spotkanie. I już nie miała takiego dobrego humoru...

-Ja już będę szła.- Mruknęła.- Wpadnij do mnie później.- Dodała patrząc w kierunku Davida.

-Czekaj, pójdę z tobą.- Zadeklarował nie zważając na obecność syna.- My i tak już skończyliśmy.- Burknął niezadowolony.

-Jesteście obrzydliwi.- Skwitował chłopak widząc jak jego ojciec obejmuje blondynkę w pasie. Jednak obydwoje to zignorowali. Nie warto sobie zawracać głowy takimi uwagami, zarówno David, jak i Melanie doskonale o tym wiedzą. Przecież wiążąc się ze sobą liczyli się z konsekwencjami mimo to nie mieli wątpliwości. Może to nie była jakaś wielka miłość, ale ważne było, że się rozumieli i było im razem dobrze, a dziecko powinno mieć obojga rodziców.

-Pozdrów matkę. Cześć.- Mężczyzna perfekcyjnie ukrywał swój ból, jaki sprawiały mu słowa padające z ust rodzonego syna. Nie tego się spodziewał, lecz to zrozumiałe, że chłopak ma do niego żal... jednak może gdyby spojrzał na to z innej perspektywy, wszystko wyglądałoby inaczej.

-Dlaczego musieliście akurat tutaj się spotykać?- Burknęła blondynka, gdy już odeszli w swoją stronę. Nie podobało jej się to, czuła się okropnie.

-Nie wiedziałem, że tu będziesz... miałaś być u lekarza.

-I byłam, ale chciałam coś kupić małemu... miałam taki dobry humor, a ten opryskliwy gówniarz wszystko zepsuł.- Skrzywiła się na wspomnienie o brunecie.

-Jest opryskliwy, to prawda... ale nie jest też młodszy od ciebie.- Zauważył, na co dziewczyna prychnęła.

-Ale zachowuje się niedojrzale. Zresztą, mam go gdzieś, nie mam zamiaru zaprzyjaźniać się z twoją rodziną, mam nadzieję, że liczysz się z tym?

-Tak, rozumiem.

-No, to dobrze. A teraz odwieź mnie do domu.


#


Spędziłam z Amelią całe dwie godziny słuchając jej opowieści. Cała promieniała, cieszy mnie jej szczęście. Nareszcie uwolniła się od Alexa i może być z człowiekiem, którego kocha. Mam nadzieję, że Andreas darzy ją podobnym uczuciem, a przede wszystkim, że jej nie skrzywdzi. Dużo przeszła i zasługuje w końcu na normalny związek.

-... nawet nie marzyłam o takim pierwszym razie!

-Mam nadzieję, że się zabezpieczyliście...

-No jasne! Matka inaczej by mnie z domu nie wypuściła.- Stwierdziła w dalszym ciągu zachwycona.- A niedługo znowu tam jedziemy, na wasz ślub.- Dodała z szerokim uśmiechem. Już dawno jej takiej nie widziałam... co ta miłość robi z ludźmi?

-Mel...- Nagle drzwi od pokoju uchyliły się i ujrzałyśmy Andreasa, który dość niepewnie spoglądał w naszą stronę, jakby bał się, że zaraz mu coś zrobimy. Chyba wziął sobie do serca, aby nam nie przeszkadzać...- Chyba na nas już czas.

-No w sumie... trochę się zasiedzieliśmy.- Przyznała mu rację od razu wstając z miejsca.-Dobrze, że przynajmniej jedno z nas ma głowę na karku.- Zachichotała podchodząc do niego.- To my już uciekamy, dzięki za rozmowę.

-Fajnie, że wpadliście.- Również wstałam, aby odprowadzić ich do wyjścia. Po drodze napotkaliśmy Toma, który właśnie do nas zmierzał, jednak musiał zmienić kierunek.

-No, to czekamy na zaręczyny.- Oczywiście musiał coś palnąć, bo przecież nie można inaczej, nie? No nie byłby sobą. Para spojrzała na niego nieco dziwnie, a Amelia wyglądała na speszoną. On w ogóle nie ma wyczucia. Dopiero, co związali się ze sobą, a ten im z zaręczynami wyjeżdża...

-Trzymajcie się.- Rzuciłam szybko, aby już nie rozpoczynać niepotrzebnej dyskusji, która mogłaby jeszcze zaszkodzić.

-Wy też.- Amelia, uśmiechnęła się wesoło i chwytając za rękę milczącego Andiego, opuściła nasz dom. Gdy tylko zamknęłam za nimi drzwi posłałam Tomowi karcące spojrzenie.

-No, co?

-Jajko. Może trochę delikatności, co?- Burknęłam nie spuszczając z niego wzroku.

-Nic takiego wcale nie powiedziałem...

-Tom, nie każdy jest taki szybki jak ty.- Uświadomiłam go, bo chyba o tym nie wiedział.- Najpierw się myśli a potem mówi... chcesz spłoszyć swojego przyjaciela?

-Oj tam... przesadzasz. Nic się nie stało.- Objął mnie ramieniem przyciskając do siebie.- Ale my mamy teraz wolną chatę, przecież.- Poruszał znacząco brwiami patrząc na mnie jak na jakiś przysmak. Cóż... czemu ja od razu wiem, o co mu chodzi?

-No i co, że jesteśmy sami?

-Może to wykorzystamy?

-Ty mnie wykorzystujesz, nawet gdy nie jesteśmy sami.- Zauważyłam z cwanym uśmieszkiem.

-Ja ciebie wykorzystuje? A ty mnie może niee?

-Wiesz, co? Jeszcze jedno słowo i dostaniesz mnie dopiero w noc po ślubną.- Zmrużyłam oczy wbijając mu wskazujący palec w klatkę piersiową.

-Dobra, już nic nie mówię...


#


Dziewczyna wpatrywała się wyczekująco w wokalistę, który już dość długo nie wypowiadał żadnego słowa. Właściwie nie wiedziała po co przyszedł skoro cały czas milczy. Czuła, że coś jest nie tak, jednak nie była jasnowidzem. Miała nadzieję, że chłopak w końcu sam wyjaśni o co chodzi...

-Bill...powiedz coś.- Mruknęła w jego stronę coraz bardziej się niecierpliwiąc.- Chcesz ze mną zerwać, czy jak?- Zapytała drżącym głosem. Tylko to przyszło jej do głowy... no bo dlaczego tak dziwnie się zachowuje?

-Nie chcę.- Zaprzeczył unosząc głowę.- Choć chyba nie jest tak jak powinno być... prawda?

-Zrobiłam coś nie tak? Myślałam, że już wszystko sobie wyjaśniliśmy...

-To nie twoja wina. To, ja się pogubiłem...- Położył swoją dłoń na jej ściskając ją delikatnie.- Sara, daj mi jeszcze jedną szansę...

-Bill, jak to jeszcze jedną? O czym ty mówisz? Przecież nic nie zrobiłeś...- Blondynka zupełnie nie wiedziała co się dzieje.

-Ale to przeze mnie przestało nam się układać... nie jesteś ze mną szczęśliwa.

-Jestem! Kocham cię i jestem szczęśliwa... Boże, Bill... ja z tobą zamieszkam, tylko proszę nie mów takich rzeczy...- Podniosła się i podeszła do niego przykucając naprzeciwko. Właśnie dotarło do niej, że po prostu nie umiałaby bez niego żyć. Nie może jej zostawić... zrobi wszystko. Bo go kocha.- Byłam taka głupia... przepraszam... powinnam była od razu się zgodzić na twoje propozycje, przecież chciałeś dobrze... - Objęła go rękoma w pasie przytulając się do jego torsu.- Kocham cię... zrobię wszystko, co chcesz... tylko nie zostawiaj mnie...

-To ty mnie nie zostawiaj...- Szepnął całując czubek jej głowy.- Wstań... chodź tu do mnie.- Posadził ją na swoich kolanach mocno do siebie tuląc.- Przepraszam... proszę odbudujmy naszą miłość...

-Kochasz mnie?- Spojrzała mu w oczy. Nie mógł skłamać. Nie umiał jej okłamywać, a już na pewno nie prosto w oczy. Musiał słuchać serca, musiał być szczery... a przede wszystkim musiał sam odpowiedzieć sobie na to pytanie. Przecież jego uczucia tak po prostu nie mogły zniknąć...

-Kocham... ale wciąż zbyt mało...


###

Wróciłam, żyję i mam zwolnienie z wuefu co mnie uszczęśliwia xd

Mam zapewne u Was ogromne zaległości, nie będę ukrywała że większość przeczytałam, a nie skomentowałam po prostu mi się nie chciało xD Wcale się nie rozleniwiłam, zawsze byłam leniem ;D A gwarantuję, że tam gdzie byłam nie było okazji, aby się obijać xd Mam nadzieję, że uda mi się zostawić komentarz na każdym blogu, gdzie jeszcze tego nie zrobiłam, wybaczcie wgl to opóźnienie :)

Muszę odnaleźć gdzieś swoją wenę i chęci do pisania, 3 tygodnie przerwy jednak robi swoje.

Niedługo pojawi się odcinek ze ślubem xd Jest już gotowy, proszę nie spodziewajcie się czegoś niezwykłego bo ja zwyczajnie nie umiem pisać takich rzeczy xd Najchętniej bym to pominęła, ale nie mogłam xd Zresztą na razie nie będę nic mówić xd 

Więc, pozdrawiam ;*


piątek, 2 kwietnia 2010

118.'Zrobimy to po ich ślubie...'

-Toom...- Jęknęłam żałośnie patrząc, jak mój narzeczony wkłada ciuchy do torby.- Naprawdę musisz?- Wiem, że musiał... ale ja nie chce żeby jechał. W sumie tu chodzi o nasz ślub, ale mimo wszystko...

-Kochanie, rozmawialiśmy już o tym.- Podszedł do mnie obejmując mnie rękoma w pasie.- Wrócę jutro wieczorem, góra po jutrze.- Ucałował mnie w czoło.- A później pojedziemy razem.

-No wiem... ale nie będę cię widziała cały dzień i całą noc! To straszne...- Spuściłam głowę robiąc smutną minkę.- Będę tęskniłaaa....

-Wiem, ja za tobą też. Ale zobaczysz, że szybko zleci. To tylko dwa dni.- Przytulił mnie mocno do siebie.- Kocham cię.

-Ja też cię kocham.- Uśmiechnęłam się do niego i wpiłam się w jego usta całując go zachłannie. Ja nie wytrzymam tych dwóch dni. Wiem, że przesadzam, ale naprawdę nie wytrzymam... to będą najgorsze dwa dni w moim życiu. Ja nawet bez niego nie zasnę!

-Poza tym, Amelia jutro wraca. Nie będziesz się nudzić.

-No... ale ja i tak wole ciebie.- Stwierdziłam jeszcze raz go całując.-Pisz do mnie smsy!- Nakazałam stanowczo.- I nie patrz na inne dziewczyny.- Zmrużyłam oczy patrząc na niego groźnie.

-Oczywiście.

-No i nie szalej tam, jedziesz załatwić sprawy związane z ślubem, a nie...

-Wieem. O niczym innym nie myślę.- Zaśmiał się.- Nie martw się.

-Ufam ci...- Uśmiechnęłam się delikatnie przykładając głowę do jego klatki.-Będę czekała...

-Tom, kierowca się już niecierpliwi.- W drzwiach stanął Bill zwracając uwagę bratu. Nie, no za jakie grzechy? Nawet się pożegnać nie można... ja się chce nim nacieszyć, no!

-Już idę.- Odsunął się ode mnie, co wywołało u mnie grymas na twarzy. Podszedł do łóżka i wziął z niego swoją torbę.- To bądź grzeczna, Carmelko.- Ucałował mnie jeszcze w czoło i skierował się do wyjścia jeszcze na chwilę stając koło czarnowłosego.- Opiekuj się nią.

-Ja z wami nie mogę, to tylko dwa dni.- Przewrócił teatralnie oczami kręcąc przy tym z dezaprobatą głową. On nic nie rozumiee... dla niego to tylko dwa dni, a dla nas AŻ dwa. On nie ma pojęcia, co znaczy dla nas taka rozłąka...

-Dwa dni, czy dwa miesiące, masz się nią opiekować.- Stwierdził z poważną miną po czym opuścił pokój. Zrobiłam naburmuszoną minę i podeszłam do okna patrząc z żalem na chłopaka wsiadającego do samochodu.

-Oj, no już nie przesadzaj, przecież on wróci.- Usłyszałam obok siebie zatroskany głos Billa, który objął mnie ramieniem.- Chodź, pomalujemy sobie paznokcie...- Dodał, na co zaśmiałam się cicho. Naprawdę zabrzmiało to zabawnie z ust chłopaka, choć znam już długo Billa i wiem, jaki jest i tak nadal nie mogę się przystosować do niektórych sytuacji z nim związanych. Jest jedynym facetem malującym paznokcie, którego znam...




-Zrobiłem kisiel...- Bill usiadł obok mnie na kanapie podając mi szklankę z żółtą, gęstą substancją. Uśmiechnęłam się do niego szeroko w ramach wdzięczności i od razu chwyciłam za łyżkę. On wie, co dobre...- Na poprawę nastroju.

-Pyszny.- Oblizałam się i oparłam wygodnie plecy o oparcie kanapy.- Myślę, że jakoś wytrzymam te dwa dni bez Toma, jak będziesz mi tak osładzał czas.- Dodałam zadowolona.- A w ogóle jak tam Sara?

-Nadal chora... nie wiem co ją tak wzięło.- Odparł niepocieszony.- W ogóle ostatnio jakoś... nie wiem... chyba już nie czuje tego, co kiedyś...- Westchnął cicho spuszczając głowę.- Myślałem, że jak się już zakocham, to tak na zawsze, na poważnie... ale myliłem się. Wszystko się zmieniło, Carmen... wszystko...- Uniósł na mnie swój smutny wzrok. Spoglądał na mnie tak jakoś inaczej niż zwykle, aż poczułam się nieco niezręcznie. Nigdy wcześniej tak nie było...

-Nie...kochasz już... jej?- Zapytałam lekko drżącym głosem nie spuszczając z niego swojego wzroku. Nie wiem, czemu to pytanie kosztowało mnie tyle trudu. W ogóle ta cała rozmowa nie wygląda na prostą.

-Nie wiem... ale wiem, że bardzo ją skrzywdzę, a nie mogę tego zrobić... ja w ogóle nie wiem, co mam robić... jestem ostatnim dupkiem...- Odłożył szklankę na stół i schował twarz w dłoniach. Słyszałam jak ciężko oddycha, nie trudno było wyczuć co teraz czuł. Kompletnie nie wiem, jak mu pomóc... nawet nie wiem, co o tym myśleć.

-Bill, czemu tak mówisz... przecież nie zrobiłeś nic złego...- Położyłam mu rękę na ramieniu chcąc go jakoś podnieść na duchu. Nie chciałam, aby był smutny...

-Zrobiłem.- Podniósł głowę wlepiając we mnie swój wzrok.- Ja kocham... kogoś innego...- Szepnął.

-Nie wiem co mam ci powiedzieć...- Totalnie mnie zaskoczył. Nie spodziewałam się czegoś takiego... nawet nie mam pojęcia w kim mógłby się zakochać... naprawdę sądziłam, że to Sara jest jego jedyną, a teraz okazuje się, że jest ktoś jeszcze.

-Nie musisz nic mówić... jestem głupi i tyle, ale ja nie umiem nad tym zapanować... po prostu zdałem sobie sprawę, że moje serce nie krzyczy z miłości na widok Sary, ale kogoś innego...

-Powinieneś zerwać z Sarą.- Stwierdziłam po chwili. Wiem, że to moja przyjaciółka i że będzie cierpiała, ale byłoby jeszcze gorzej jakby dalej trwali w tym fałszywym związku. Po co się męczyć?- Miłość jest najważniejsza, nie możesz z niej zrezygnować, tylko po to, aby kogoś nie skrzywdzić...

-Ale i tak skrzywdzę... nie tylko Sarę, ale też tą którą kocham...

-Czemu?

-Bo ona już jest szczęśliwa z kimś innym.- Westchnął ciężko.-To za trudne... nie będę ci zawracał tym głowy. Przepraszam, że w ogóle zaczynałem...

-Bill, przecież jesteśmy przyjaciółmi...

-No...- Mruknął.- Pójdę do siebie.- Uśmiechnął się do mnie blado i udał się na górę pozostawiając mnie samą z mętlikiem w głowie.


#


-Hej, Gewciu. Co u ciebie? Dawano nie gadaliśmy.- Blondynka uśmiechnęła się pod nosem, czego nie mógł zobaczyć, jednak był pewien, że jej telefon nie jest bezcelowy. Znał ją dobrze, więc nie było dla niego problemem domyślić się, że ma jakiś interes do niego. I znając życie nie jest to nic przyjemnego.

-W porządku. Po co dzwonisz?- Od razu przeszedł do konkretów, nie chcąc przedłużać i tracić cennego czasu.

-Hm... kojarzysz Toma Kaulitza?

-Niestety. Przez niego psy siedzą mi na ogonie.- Mruknął niezadowolony.

-To się świetnie składa, bo możesz mu trochę uprzykrzyć życie.- Stwierdziła z entuzjazmem, jednak chłopak nie był taki przekonany, co do tego pomysłu.

-Słuchaj, Emi, ja już mam przez niego kłopoty i więcej nie potrzebuję.

-Ale przecież nie każę ci go zabijać.-Burknęła poirytowana.- Chce tylko, żebyś zrobił dziecko tej jego laluni, to chyba nie problem?

-Żartujesz?

-Nie. Trzeba rozwalić im ten związek. Chyba z przyjemnością będziesz patrzył na cierpienie Kaulitza, nie?- Zachęciła go. Musiał jej pomóc. To był idealny plan.

-Ta jego dziewczyna w sumie fajna laska...- Zastanowił się przez chwilę. Nawet zaczynało mu się to podobać. Przecież miałby z tego wiele rozkoszy... a jednocześnie odegrałby się na gitarzyście.- Dobra, to mów co i jak.- Zgodził się już bez dłuższego wahania. Czemu miałby nie spróbować?

-Zrobimy to po ich ślubie, powiedzmy 12, albo 13 września, zależy kiedy będzie nam najbardziej odpowiadało. Jego wtedy nie może być w hotelu... coś wymyślę.

-No, ale jak ja mam to zrobić? Przecież ona mi się nie odda.- Mruknął zauważając minusy tego planu.

-To ją zgwałcisz!

-Ale za to mogą mnie zamknąć.

-Daj spokój, zrobisz swoje i się zwiniesz. Najwyżej sypniesz jej czegoś do napoju i tyle.- Ona nie widziała żadnego problemu. Dla niej wszystko było proste, wystarczyło tylko to zrobić.

-Dobra, ale ma być bezpiecznie. Żadnej ochrony w pobliżu i nikt ma mnie nie widzieć.- Zastrzegł.- W ogóle, spotkajmy się i ustalmy szczegóły.

-Okej. To wpadnij do mnie, wiesz, gdzie mieszkam.

-Będę wieczorem. Na razie.- Pożegnał się i zakończył połączenie. Coraz bardziej mu się to podobało. Naprawdę miał wielką ochotę zepsuć mu życie. Bo na niego nie nasyła się policji.


#


Dziewczyna z wielką ulgą odrzuciła torbę na podłogę i opadła na swoje łóżko, czego zaraz pożałowała czując nieprzyjemne pieczenie na plecach. Skrzywiła się zmieniając pozycję na siedzącą.

-I jak tam, Myszko?- Do pokoju wszedł uśmiechnięty od ucha do ucha blondyn. On w przeciwieństwie do niej, nie miał żadnych nieprzyjemnych pamiątek z podróży. Pozostały mu same najlepsze wspomnienia, jej w sumie także, gdyby nie tylko ta piekąca skóra...-Zmęczona?

-Strasznie... i jeszcze te plecy, ja chyba umrę...- Jęknęła.

-Biedactwo, mówiłem, żebyś uważała z tym słońcem.- Podszedł do niej siadając obok i ucałował ją w czoło.- Przejdzie ci niedługo.

-Mam nadzieję...- Mruknęła niepocieszona. Była na siebie zła, bo gdyby tylko trochę bardziej uważała wszystko wyszłoby idealnie. Bo przecież tak właśnie było. Ukochany chłopak, wspaniałe wakacje, mnóstwo świetnej zabawy i przede wszystkim miłość wraz z poczuciem bezpieczeństwa, czego tak bardzo potrzebowała. Dzięki Andreasowi, mogła w końcu zebrać w sobie siły, aby raz na zawsze zakończyć wszelkie kontakty z Alexem. Otworzyła nowy rozdział w swoim życiu, który uważa za najlepszy, choć jeszcze nie zna jego przyszłych losów. Liczy się dla niej jedynie to, że kocha i jest kochana.

-No, to ja będę się zbierał...

-Już?- Spojrzała na niego smutno.- Nie idź jeszcze... zostań ze mną.- Poprosiła kładąc głowę na jego ramieniu.- Pewnie nie będę mogła zasnąć przez te plecy... przynajmniej sobie na ciebie popatrzę...- Uśmiechnęła się delikatnie pod nosem.

-A usprawiedliwisz mnie potem przed mamą?

-Tak. Powiem, że byłeś mi baaardzo potrzebny.- Cmoknęła go w policzek uśmiechając się szeroko.-Musisz mi przecież posmarować plecy. Bo kto zrobi to lepiej od ciebie?

-Nikt.- Odparł bez wahania.- I nikomu nawet nie wolno cie dotykać.- Dodał zaraz z bardzo poważną miną.- Każda część twojego ciała, należy do mnie.

-Bardzo ciekawe...

-Dzieci, zejdziecie na kolację?- W drzwiach pojawiła się mama brunetki przerywając im rozmowę. Dziewczyna od razu poderwała się z miejsca, jakby ją olśniło. I właściwie tak było. Przypomniała sobie coś dość istotnego. Chwyciła zdezorientowanego Andreasa za rękę i pociągnęła za sobą w stronę rodzicielki.

-Mamo, poznaj oficjalnie mojego chłopaka.- Oświadczyła wskazując na zaskoczonego blondyna, który jedynie uśmiechnął się nieśmiało, nie bardzo wiedząc jak się zachować.

-Przecież ja już znam, Andreasa.

-Ale on jest teraz moim chłopakiem! A ty go poznałaś, jak nim nie był...- Stwierdziła poruszona obojętnością matki.

-No dobrze... więc, miło mi cię poznać oficjalny chłopaku mojej córki.- Kobieta uśmiechnęła się w jego stronę, co odwzajemnił.- A teraz chodźcie na kolację.

-Już idziemy...- Zapewniła brunetka i odwróciła się w stronę swojego chłopaka.- Kocham cię i każda część twojego ciała, należy do mnie.- Zastrzegła mrużąc przy tym oczy, a następnie czule wpiła się w jego usta.


###


Ostatni wątek był dopisywany niedawno, inaczej odcinek już by się pojawił w czwartek, ale jakoś wcześniej nie mogłam się zdobyć, aby cokolwiek napisać xd

Mam pewnie trochę zaległości na blogach, postaram się je nadrobić. I będę miała ich jeszcze dużo więcej, niestety nie będzie mnie przez 3 tygodnie i nie wiem czy będę miała dostęp do internetu, dlatego wybaczcie jeżeli nie skomentuję notki na Waszych blogach. Gdyby to ode mnie zależało najchętniej zostałabym w domu xd ale nie ma tak dobrze, będę się męczyć i może jakimś cudem uniknę operacji xd Nie mam wcale wakacji, po prostu przebywam w ośrodku rehabilitacyjnym xd A były chłopak Emi to nie Tom ;D Myślcie, myślcie, a może się domyślicie ;d To chyba wszystko z mojej strony.. xd

A no wesołych świąt tak wgl xd pozdrawiam ;**