poniedziałek, 16 maja 2011

155.'Owinęłaś sobie mnie wokół palca.'

Pomimo mojej rozmowy z Tomem i jego zachowania wobec brata, atmosfera między bliźniakami była bardzo napięta. Dało się to odczuć... tym bardziej, że każdego dnia jeździłam z Tomem do studia i mogłam bez problemu ich obserwować. Jakby było mało mi tego strapienia zostawała na mojej głowie jeszcze kwestia nowego menadżera. Unikałam go jak ognia, lecz on i tak zawsze znalazł sposób, aby być jak najbliżej mnie. Wydawało mi się, że też go do mnie ciągnie. Zachowywał się tak inaczej... traktował mnie z taką jakby czułością. Jeżeli wpadłam mu w oko to mam przechlapane... nie wiem, jak długo będę umiała panować nad swoimi uczuciami. Nie rozumiem tego, co czuję. Nie wiem, dlaczego tak reaguję na tego mężczyznę... a przede wszystkim czuję się nielojalna wobec męża. On niczego się nawet nie domyśla... czemu moje zachowanie nie wydaje mu się podejrzane? Niedługo nie wytrzymam i sama mu powiem, co się dzieje. Boję się, że sama sobie z tym nie poradzę... a jeśli pokieruje mną jakiś nieprzewidziany impuls i zrobię coś głupiego? Nie mogę do tego dopuścić. Nie zniszczę swojego szczęścia, swojego małżeństwa i w ogóle całego życia przez głupie hormony. Zbyt wiele wysiłku włożyłam w ten związek, zresztą nie tylko ja, aby go teraz tak zwyczajnie spieprzyć.

-Tom mi wspominał, że chciałby wziąć wolny dzień, żebyście mogli kupić coś dla dzieci.- Drgnęłam wystraszona słysząc znienacka ten męski głos, który przyprawiał mnie za każdym razem o zawrót głowy.

-Tak... To już właściwie czwarty miesiąc, przydałoby się zacząć przygotowania. Niedługo nie będę pewnie w stanie nic zrobić...- Odparłam opanowanym głosem choć czułam, że chce mi zadrżeć. Nie chciałam dawać mu żadnych oznak, iż wywiera na mnie tak wielkie znaczenie. Zawsze udawałam obojętną, co było niesamowicie trudne. A ja nie jestem dobrą aktorką, o czym zdążyłam się już przekonać nie jeden raz.

-A macie już imiona?- Zainteresował się, a na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Nie powinnam wcale na niego patrzeć... ale przecież jeżeli się z kimś rozmawia, to jest wskazane...

-Nie jeszcze... właściwie powinniśmy od tego zacząć.

-Może coś polskiego? Podobno masz jakiś związek z tym krajem...

-Owszem. Nawet płynie we mnie polska krew, z tego co ostatnio się dowiedziałam.- Uniosłam na niego swoje spojrzenie kompletnie się zapominając i znowu zostałam porażona błękitem jego tęczówek.- Ale nie wiem, czy Tom chciałby, żeby nasze dzieci miały polskie imiona...- Dodałam odwracając głowę i skupiłam swoje spojrzenie na Gitarzyście, który właśnie majsterkował coś przy swoim instrumencie.- Zresztą... musimy jeszcze o tym pogadać.

-No to oczywiste. Nie musisz się martwić, bez problemu dam mu wolne... choćby w weekend.- Zapewnił mnie, co było bardzo zadowalające. David pewnie by marudził i robił wyrzuty, a Michał tak po prostu się zgadza.- I właściwie... wydaje mi się, że Tom nie czuje się najlepiej. Mruczał coś, że boli go głowa... chyba się przeziębił.- Wypalił po krótkiej chwili wprawiając mnie tym samym w osłupienie. Czy on naprawdę zasugerował, że mój mąż jest chory? Czy on naprawdę zauważył, że jemu coś dolega? Naprawdę go to interesuje? Haloo... ja chyba śnię!- Może powinien poleżeć w łóżku dzień, albo dwa?- Zasugerował spoglądając na mnie z zapytaniem. Ja natomiast gapiłam się na niego, jak na ósmy cud świata. Byłam w takim szoku, że odjęło mi mowę...- To właściwie mógłbym dać mu wolne do końca weekendu od jutra, co? Przez czwartek i piątek go wykurujesz w domu, a w weekend pojedziecie na zakupy.- Kontynuował nie widząc z mojej strony reakcji. Dobrze, że siedziałam bo przecież bym poleciała na podłogę!- Carmeen... jeśli ci to nie odpowiada to powiedz...

-Ależ skąd!- Zaprzeczyłam gwałtownie powracając do rzeczywistości.- Bardzo mi odpowiada... Tom rzeczywiście nie wygląda najlepiej, ale mówił, że to nic takiego... jak zwykle się wymigiwał.- Stwierdziłam przypominając sobie sytuację z rana.

-To świetnie. Jutro ma zostać w łóżku. Ja też nie potrzebuję tu chodzącego wirusa.- Zażartował puszczając do mnie oczko.

-Dzięki, świetny z ciebie menadżer.- Posłałam mu swój uśmiech. Przez chwilę poczułam się nieco luźniej w jego towarzystwie. Nie zastanawiałam się nad tym, że coś mnie do niego ciągnie i o co w tym chodzi...

-Muszę przecież o was dbać.

-Jost był bardzo wymagający i stanowczy... totalne przeciwieństwo ciebie.- Zauważyłam. Szczerze, trochę dziwi mnie podejście Michała. Zastanawiam się, czy zespół na tym nie ucierpi w jakiś sposób... cieszę się, że jest taki wyrozumiały, tylko czy to do końca jest dobre?

-Ale nic na siłę. Trzeba chęci, aby stworzyć coś dobrego. Przymus nic tu nie wskóra, wzbudzi tylko niepotrzebną złość...- Mówił niczym filozof, a ja przysłuchiwałam się temu z uwagą. Miał taki dźwięczny, przyjemny dla ucha, męski głos. Być może nasza rozmowa trwałaby nieco dłużej, gdyby nie kichnięcie Toma, który zwrócił tym samym naszą uwagę.- Weź ty go lepiej stąd zabierz, bo jutro wszyscy będziemy przeziębieni.- Polecił spoglądając niepewnie na mojego męża.- Tylko uważaj na siebie, nie powinnaś chorować w twoim stanie...- Dodał zerkając na mój brzuch.

-Damy radę.- Uśmiechnęłam się i odeszłam od menadżera kierując się w stronę Toma.

-Ona dzisiaj ze mną nie współpracuje.- Pożalił się od razu, gdy znalazłam się przy nim. Spojrzałam na gitarę zaraz przenosząc wzrok z powrotem na chłopaka.

-A może to ty nie współpracujesz z nią?- Zasugerowałam unosząc brwi.

-Ja wszystko robię, jak należy...- Naburmuszył się pociągając przy tym nosem.

-Nie wątpię... ale zbieraj się, zabieram cię do domu.

-Co? Po pierwsze Kochanie, to ja pracuje, a po drugie Kochanie to chyba ja powinienem zabrać ciebie?

-Ale dzisiaj wyjątkowo już nie pracujesz i ja zabieram ciebie.- Oświadczyłam zadowolona.- No choodź. Michał sam pozwolił...

-Serio?

-Serio. Masz zwolnienie do końca weekendu.

-Jak tego dokonałaś?- Wlepił we mnie swoje podejrzliwe spojrzenie, na co ja wzruszyłam jedynie ramionami posyłając mu niewinny uśmiech. Właściwie to nie do końca moja zasługa... ale to można pominąć?-Musiałaś się bardzo stęsknić za swoim mężusiem coo?- Położył dłonie na moich biodrach przyciągając mnie do siebie.

-Chusteczkę?- Zatrzepotałam rzęsami widząc, że Tom zamiast mnie pocałować za chwilę kichnie. Na szczęście sam zasłonił sobie usta dłonią przy okazji zatykając nos. Sięgnęłam do swojej torby i wygrzebałam z niej paczkę chusteczek higienicznych.-Proszę, wytrzyj nosek i chodź.

-Cholerny katar...

-Oj to się da wyleczyć, tylko musisz się mnie słuchać.- Zastrzegłam i ucałowałam go w policzek.- Ale chodź już Kochaniee... chce do domu.- Złapałam jego rękę ciągnąc go w stronę wyjścia. Czasem trzeba samemu przejąć inicjatywę, aby osiągnąć cel...

 

#

 

-Jestem wykończony...- Czarnowłosy opadł na kanapę obok siedzącej tam od dłuższego już czasu Melanie.- Chyba już nie wyrabiam...chciałbym wziąć już Sarę do domu.- Mruknął i przysunął się bliżej swojej dziewczyny, aby zaraz przykleić się do jej ciała. Objął ją w pasie i ułożył wygodnie głowę na dość pokaźnym biuście przymykając powieki.-Ahh...

-Bill...- Mruknęła nieco groźnie, na co uniósł na nią swoje czekoladowe spojrzenie.- Piersi mnie bolą...- Zakomunikowała bez zbędnego owijania w bawełnę dzięki czemu Wokalista od razu przeniósł swoją głowę na jej ramię, które niestety nie było już tak wygodne...

-Nie wiedziałem... ale czemu? Nie wyglądają, jakby coś im dolegało.- Wyszczerzył się spoglądając na jej dekolt.

-Skarbie, lepiej uważaj na to, co do mnie mówisz.- Poradziła uśmiechając się z lekką ironią. Wolała go ostrzec niżeli miałaby się z nim pokłócić, czy chociażby o coś obrazić. To byłoby bezsensu...nawet jeżeli jest w ciąży i mogłaby się tym usprawiedliwiać.

-No dobrze...masz rację.- Stwierdził poważniejąc.- Moja bidulka...- Podniósł się z jej ramienia i ucałował jej czoło, a potem to samo zrobił z nosem na koniec pozostawiając sobie jej usta. Wiedział, jak należy do niej podejść... zdążył się już trochę nauczyć, co teraz bardzo ułatwia mu życie.

-Słodki jesteś.- Uśmiechnęła się rozczulona jego zachowaniem. Atmosfera od razu zmieniła swój wymiar...- Pewnie jesteś głodny, hm? Zrobię coś dobrego, weźmiesz sobie relaksującą kąpiel i się położysz...- Podniosła się z miejsca z zamiarem udania się do kuchni jednak Bill w porę złapał jej dłoń powstrzymując ją.

-A może ja zrobię kolacje, weźmiemy relaksującą kąpiel i się położymy?- Przechylił lekko głowę przyglądając jej się uważnie. Znowu się uśmiechnęła. Kochał, gdy to robiła... z każdym dniem wydawała mu się coraz słodsza, piękniejsza... wspanialsza. Gdzie on wcześniej miał oczy? Pierwszy raz czuł się tak niesamowicie przy kobiecie.

-To może razem zrobimy kolację?- Zaproponowała chcąc iść na jakiś kompromis, w końcu to dość istotne w związku.- A co do reszty, nie mam zastrzeżeń.- Dodała i pociągnęła go zmuszając tym samym, żeby wstał.-Tylko... czy ty widziałeś kiedyś tak grubą, nagą kobietę?- Uniosła brwi patrząc na niego z lekkim niepokojem, na co ten się zaśmiał.

-A czy ty widziałaś kiedyś tak chudego, nagiego mężczyznę?- Odparł pytaniem i nie oczekując z jej strony odpowiedzi cmoknął ją szybko w usta.-Jesteś urocza, naprawdę.

-Ty też.- Stwierdziła zadowolona i poprowadziła go do kuchni, ani na chwilę nie puszczając jego dłoni. Lubiła czuć go tak blisko siebie, to było dla niej bardzo ważne, choć nie mówiła o tym głośno. Bo nie musiała...tak świetnie się rozumieją.-To na co masz ochotę?- Oparła się o blat stając przed nim.- Może jakieś wykwintne danie?

-Oczywiściee.- Rzekł bez wahania.- Na przykład kanapki z warzywami?

-No to, żeś pojechał na całego...- Pokręciła głową i odsunęła się, aby zajrzeć do lodówki.- W takim razie mój drogi kucharzu... posmaruj chleb masłem, a ja pokroję te twoje warzywa.

-Ależ my jesteśmy zgrani.- Skwitował dumnie i przeszedł na drugą stronę pomieszczenia, żeby wykonać swoje zdanie, a korzystając z okazji pocałował jeszcze przelotnie jej policzek na co ta zareagowała cichym westchnieniem.

-A Bill...- Odezwała się niepewnie, kiedy miała już brać się za krojenie pomidora i zerknęła w jego stronę upewniając się, że chłopak jej słucha.-Tylko nie zrozum mnie źle... bo ja się bardzo cieszę, że tu ze mną jesteś i naprawdę całkowicie mi to odpowiada... ale właściwie, co z Tomem?- Zapytała odwracając się w jego kierunku.

-Z tego, co wiem, to u niego wszystko w porządku...tylko przeziębił się chyba.- Wzruszył ramionami z lekką obojętnością, choć zdawał sobie sprawę, że nie to chciała usłyszeć blondynka.

-Tyle to i ja wiem, moja siostra jest w końcu jego żoną.- Mruknęła z przekąsem.- Wiesz o co mi chodzi... Odkąd Tom dowiedział się prawdy pojawiłeś się w swoim domu zaledwie kilka razy i to tylko w wyjątkowych sytuacjach...

-I jak zauważyłaś, nikomu to nie przeszkadza.- Uśmiechnął się sztucznie.- Tom mnie unika, więc po co mam mu to utrudniać? Zresztą... Mel, przecież ja nie mam nawet czasu, żeby wrócić do domu. Większość dnia spędzam w studio, drugą jego część w szpitalu i wieczorem wracam do ciebie...kiedy mam niby tam być? Nie chce rezygnować z ciebie... i tak nie spędzamy razem zbyt wiele czasu przez moją pracę. Poza tym... Tom i Carmen są małżeństwem, będą niedługo mieli swoją rodzinę i naprawdę nie jestem im tam do niczego potrzebny... tym bardziej, że mój bliźniak patrzy na mnie jak na intruza. I najwyraźniej gówno go obchodzi, że moje uczucia do jego żony już wygasły...ja nie wiem, co on sobie myśli? Przecież ja jestem z tobą... jak mógłbym być przy tobie i jednocześnie kochać twoją siostrę? Nie jestem takim dupkiem...- Wyrecytował z przejęciem czując jak jego serce zaczęło mocniej bić ze zdenerwowania. To wszystko zaczynało go powoli przerastać jednak, gdy ciągle się czymś zajmował, nie dopuszczał tego do swojej świadomości. I tak było dobrze...

-Wiem...ale ja widzę, że ci ciężko...- Wyznała podchodząc do niego.- Nie chcę patrzeć, jak się męczysz...to trudne także dla mnie.

-Czyli mam z nim porozmawiać i dojść do zjednoczenia?- Objął ją w pasie unosząc brwi, a w odpowiedzi na jej twarz wpłynął słodki uśmiech.- No nie wierzę po prostu...owinęłaś sobie mnie wokół palca.- Jęknął i wtulił nos w jej szyję. Przy niej nawet jego duma przestawała mieć jakiekolwiek znaczenie...

-No co ty... przecież sam mnie zawsze rozpieszczasz.- Zaśmiała się cicho. Bez względu na to jaka była prawda, żadne z nich jeszcze nie wyszło na tym źle... a więc zdecydowanie to się im opłaca.

 

###

 

Dawno, dawno temuuu…a dokładnie jakieś szesnaście lat temu, w pewnym szpitaluuu, nie wiem gdzie (jednak domyślam się jak :D) pewna pani urodziła śliczne Maleństwo o czarnych, dużych oczkach i kręconych włoskach tego samego koloruu…[Nie powinnam opowiadać dzieciom bajek xD Alee może dokończę tę historię xd] Tak więc… to była (i jest xd) mała dziewczynka, której nadano imię Marta xd Na chwilę obecną jest, to już kobieta xd Choć w dalszym ciągu jest Maleństwem! Ale tym razem dla mnie, a nie dla tej pani :D xd I ten tego… pieprzyć bajki xd Szesnaście lat temu, szesnastego maja miałam jakieś dwa latka i jeszcze nie wiedziałam o Jej istnieniu… teraz mam lat osiemnaście, a Ona jest moim największym Skarbem. Ludzie mogą mówić, myśleć i robić wszystko, co chcą… ale nikt, ani nic nie sprawi, że Maleństwo stanie się kiedykolwiek choć trochę, mniej ważne… (Fajnie się czyta o sobie, jako o Niej? Xd ;*) Nie będę się tu rozpisywać, chciałam tylko zaznaczyć, że szesnasty maja jest dniem wyjątkowym.

 

A więc witam w najpiękniejszym dniu, w całym roku :D

Wszystkiego Najlepszego po raz któryś Maleństwo xD

 

A to był ostatni odcinek przed moim urlopem. Jak już wspomniałam na innym blogu, nie wiem, kiedy wrócę. Może to nastąpić pod koniec czerwca, ale także wcześniej bądź później.

 

Do napisania ;* pozdrawiam ;*

 

środa, 4 maja 2011

154.'Nie związałem się z tobą, ale z wami.'

Westchnęłam cicho wchodząc do sypialni, w której przebywał aktualnie Tom. Jeszcze kilka chwil wcześniej byłam na niego wściekła, ale te wszystkie negatywne emocje już ze mnie uszły. Nie do końca rozumiałam jego zachowanie jednak nie miałam zamiaru go oceniać. Zdaję sobie sprawę, że ta sytuacja mogła go nieco zaskoczyć... w końcu Bill jest jego bratem. Sama byłam w szoku...

-Tom...- Odezwałam się niepewnie podchodząc do chłopaka. Siedział na naszym łóżku odwrócony w stronę okna i wpatrywał się w nie zupełnie bezsensu.- Kotku...- Położyłam mu dłoń na ramieniu siadając blisko niego. Zrobiło mi się go szkoda... nie lubię, gdy się smuci. To okropne, gdy najbliższa osoba nie może obdarzyć cię swoim uśmiechem.

-Przepraszam... nie chciałem go uderzyć...- Powiedział cicho odwracając głowę w moją stronę. Dostrzegłam w jego czekoladowych oczach łzy, aż coś ścisnęło mi serce. Bez słów przygarnęłam go w swoje ramiona przytulając mocno i czule.-Po prostu nagle dotarło do mnie, że ktoś inny też może cię kochać... do tej pory do głowy mi nawet nie przyszło, że jest ktoś oprócz mnie. I to jeszcze mój własny brat... a jest przecież mnóstwo facetów, którym się podobasz. W ogóle o tym nie myślałem...- Wyznał chowając twarz w mojej szyi dzięki czemu zrobiło mi się cieplutko.

-Nie myślałeś bo wiesz, że kocham tylko ciebie i nie musisz się o nic martwić.- Ucałowałam go w głowę, gdyż w tej chwili miałam dostęp tylko do niej.- Bill nic już do mnie nie czuje... nie słyszałeś całej rozmowy.- Miałam nadzieję, że ten fakt jakoś zmieni jego nastawienie jednak myliłam się.

-To może mam mu być wdzięczny, że łaskawie przestał kochać moją żonę?

-Kochanie, ale po co się tak denerwować? Przecież nic złego się nie dzieje. To nie jego wina... ty jak mnie pokochałeś decydowałeś o tym? Chyba nikt nie panuje nad swoim sercem. Życie byłoby prostsze, gdyby tak się dało.

-Ale ja mu ufałem, to mój brat...

-Dlatego nie ujawnił swoich uczuć i pozwolił nam być szczęśliwymi.- Skwitowałam dobitnie. Nie wiem, dlaczego on nie potrafi tego docenić. Przecież Bill się dla niego poświęcił... mógł wyznać mi miłość, mógł za wszelką cenę próbować mnie zdobyć, ale tego nie zrobił!

-Ja bym pewnie na jego miejscu nie potrafił się powstrzymać...- Przyznał spoglądając na mnie czule.

-I nie powstrzymywałeś.- Uśmiechnęłam się do niego.- Teraz masz mnie tylko dla siebie i nic tego nie zmieni. A twój brat nie ma nawet czasu, aby wspominać uczucie, którym mnie darzył.- Oparłam się swoim czołem o jego patrząc mu głęboko w oczy. Chciałam, aby wiedział, że nic nie zniszczy naszej miłości. Chyba w końcu go przekonałam...-Jesteś pierwszym i ostatnim mężczyzną w moim życiu, który prawdziwie zawładną moim sercem, umysłem i duszą.- Wyszeptałam i musnęłam subtelnie jego spierzchnięte wargi. Westchnął cicho przymykając powieki, a ja powtórzyłam swój czyn jeszcze kilkakrotnie. Ułożył wtedy dłonie na mojej talii przyciągając mnie do siebie i pocałował namiętnie, co odwzajemniłam z największą przyjemnością. Jego język z dużym wyczuciem błądził w mojej buzi idealnie współgrając z moim. Nie byłam w stanie się od niego oderwać nawet na moment, wręcz przeciwnie... z każdą kolejną sekundą pogłębiałam pocałunek przedłużając tę cudowną chwilę. W końcu opadliśmy na pościel, a właściwie Tom opadł, bo ja znalazłam się na nim... Gitarzysta sunął dłońmi po mojej talii z niezwykłą pasją. Jego dotyk był tak sprecyzowany, jakby dotykał czegoś nadzwyczajnego. Nie wiedziałam już na czym się koncentrować, na jego dłoniach, czy ustach, które nachalnie pieściły moje wargi. Doprowadzał mnie do szaleństwa każdym swoim czynem.-Tom...- Zdążyłam zaledwie wypowiedzieć jego imię kiedy ponownie się do mnie przyssał. Zupełnie jakby go coś opętało... nawet nie zauważyłam kiedy znalazłam się pod nim, a on kontynuował...-Tomm... ja muszę oddychać!- Pisnęłam odwracając szybko głowę, aby uniknąć kolejnego zetknięcia się z jego ustami. To było niesamowicie rozkoszne, ale tlen jest mi niezbędny do życia!- Kotku spokojnie przecież ci nie ucieknę...- Powiedziałam z rozbawieniem przy okazji oddychając głęboko.

-Kocham twoje usta. Kocham je całować... Kocham twoje oczy, kocham w nie patrzeć i gdy one patrzą na mnie. Kocham twój zgrabny nosek i malutkie uszka... twoją boską szyję...- Począł nagle wyliczać, a ja rozczulałam się coraz bardziej. To było słodkie... tym bardziej, że zaczął też muskać ustami konkretne miejsca, jakie wyliczał. Mogłabym się rozpłynąć...- Kocham twoje piersi... twój cudowny brzuszek... twoje delikatne dłonie...

-Toomm...- Jęknęłam przeciągle czując jak robi mi się gorąco od tych jego komplementów, o ile można tak to nazwać. Nie mam pojęcia, co go dzisiaj napadło...- Szybciej by było, jakbyś powiedział, że kochasz mnie całą.- Uśmiechnęłam się zadziornie i przyciągnęłam go do siebie za materiał koszulki.- Zaraz ci się tu rozpłynę, albo odlecę na anielskich skrzydłach i nie będziesz miał kogo całować...

-Nie pozwolę ci zniknąć... to był dopiero wstęp.- Odparł całując czule mój nos.- Jesteśmy ze sobą prawie cały czas, a tak naprawdę mamy dla siebie tak mało czasu...- Dodał nieco poważniej wpatrując się w moje oczy. Mam nadzieję, że dostrzegał w nich to samo, co ja w jego. Nieopisane szczęście, bezgraniczną miłość... słodką czułość i ciągłą tęsknotę. Mimo tego że jego słowa można by uznać za paradoks, miał rację.

-Ale potrafimy to w porę zauważyć i nadrobić.- Pogładziłam dłonią jego ciepły policzek, w którą zaraz zostałam ucałowana.-Jesteśmy małżeństwem dopiero od ponad czterech miesięcy, a czuję się jakby tak było od zawsze...- Wyznałam uświadamiając sobie, że właściwie niedawno się pobraliśmy...a tyle już zdążyło się wydarzyć...

-Ja też... w ogóle mam wrażenie, że wyszłaś za mnie jakieś cztery lata temu.

-Ej, postarzasz nas...- Dźgnęłam go w ramię robiąc oburzoną minę, na co ten słodko się zaśmiał.- Jeszcze całe życie przed nami...- Wymruczałam rozmarzona. Nie przeraża mnie fakt, że jeszcze tyle przed nami, jestem gotowa przeżyć wszystko, co jest nam dane byleby tylko razem z nim...


#


-Bill, co ci się stało?- Blondynka podeszła do chłopaka z uwagą przyglądając się jego twarzy, gdzie dostrzegła wyraźne zaczerwienienie w okolicy jego ust.

-Dostałem w zęby...- Odparł jak gdyby nigdy nic i do tego uśmiechnął się jeszcze pomimo, że ten drobny gest sprawił mu ból.

-Co? Od kogo?! W ogóle mógłbyś jaśniej? I co cię tak cieszy?- Zasypała go pytaniami wyraźnie się denerwując.

-Tom dowiedział się o tym, że kiedyś kochałem Carmen i... postanowił mnie za to ukarać.- Wyjaśnił wzruszając bezradnie ramionami, co wprawiło dziewczynę w zdumienie. Spodziewała się wielu rzeczy, ale nie czegoś takiego.- Powiedziałem jej wszystko bo nalegała... a on pojawił się w nieodpowiednim momencie, nie słyszał wszystkiego... Zresztą nawet jeśli by słyszał i tak wyszłoby na to samo.- Stwierdził wzdychając ciężko.- No, ale nieważne. Już mam to z głowy...

-A Carmen? Co ona na to?

-Była baaardzo zaskoczona.- Uśmiechnął się krzywo.- Ale może byś się najpierw ze mną przywitała, co? Ledwo co wszedłem, a ty już mnie tutaj przesłuchujesz.- Dodał nieco oburzony marszcząc przy tym groźnie brwi.

-No bo jak ty wyglądasz...

-No dziękuję ci bardzo, nie ma to jak komplement od własnej dziewczyny.- Mruknął lekko rozbawiony i sam zbliżył się do niej, żeby skraść jej całusa.- Dzień dobry Kochanie, miło cię widzieć.- Przywitał się teatralnie i ponownie posłał jej swój uśmiech.

-Ciebie też...- Odwzajemniała jego gest.- Muszę jechać na badania kontrolne, więc nie będę mogła iść z tobą do małej.

-A ile to będzie trwało?

-Nie wiem... badanie pewnie jakieś piętnaście minut, ale trzeba dojechać i poczekać w kolejce.

-A nie możemy najpierw jechać na badanie, a potem do szpitala?- Zapytał przyglądając się jej jak nie wiem* xd

-Chcesz ze mną jechać?- Trochę zdziwiła ją taka propozycja ze strony Wokalisty. Nie sądziła, że będzie chciał poświęcić swój czas dla jakichś badań zamiast spędzić go z córką...

-Nie widać?- Wyszczerzył się obejmując ją w pasie.- Nie puszczę cię samej w zaawansowanej ciąży. Poza tym chętnie zobaczę nowe zdjęcia Colina.- Skwitował zakładając jej kosmyk włosów za ucho.- I nie zapominaj, że on też jest dla mnie ważny. Nie związałem się z tobą, ale z wami.

-Wiem...i nadal nie mogę w to uwierzyć...

-Dlatego trzeba ci w tym pomóc.- Ucałował ją w czoło i złapał za rękę.- Chodźmy już...- Pociągnął ją do przedpokoju, gdzie zamierzali się ubrać jednak przerwał im tą czynność dzwonek do drzwi.- Spodziewasz się kogoś?- Odwrócił się do niej lekko zdziwiony.

-Tylko dziecka z tego co mi wiadomo.- Odparła ze śmiechem po czym pociągnęła za klamkę diametralnie poważniejąc. Myślała, że dostanie zawału, gdy jej oczom ukazał się znajomy mężczyzna. Był ostatnią osobą, o której by pomyślała. A nawet nigdy by nie wpadł jej do głowy...- Co ty tu robisz?- Mruknęła nie ukrywając swojego niezadowolenia. Bill od razu znalazł się przy niej także dziwiąc się na widok byłego menadżera.

-Chciałem porozmawiać...

-Nie mamy o czym.- Odpowiedziała bez wahania.

-A nasze dziecko?

-Moje dziecko, David. Moje.- Wysyczała przez zaciśnięte zęby. Czuła jak wzbiera się w niej złość. Nie mogła pojąć, jak ten facet może być tak bezczelny, żeby do niej przychodzić i twierdzić, iż mają ze sobą jeszcze cokolwiek wspólnego.

-Melanie... to także mój syn. Chciałbym porozmawiać i dojść do jakiegoś porozumienia...- Nie dawał za wygraną w ogóle nie zdając sobie sprawy, że jego słowa nie robią na niej żadnego wrażenia. Miała to kompletnie gdzieś.

-Po prostu odejdź stąd i nigdy nie pokazuj mi się na oczy, to tyle co możesz zrobić.- Oświadczyła dobitnie, a jego skruszona mina momentalnie się ulotniła. Nie podobało mu się, że go traktuje w ten sposób.

-Nie obchodzisz mnie ty, tylko nasze dziecko.

-Zrozum, że nie masz dziecka! Straciłeś swoją szansę.- Starała się być spokojna, lecz ten osobnik działał jej szczególnie na układ nerwowy. Nie miała najmniejszej ochoty na niego patrzeć, a już na pewno z nim dyskutować.

-Nie masz prawa mi go odbierać.

-Nie rozśmieszaj mnie! Teraz sobie przypomniałeś o nas?! Trzeba było o tym myśleć zanim wszystko zniszczyłeś. Jesteś moim największym życiowym błędem! Więc znikaj i nigdy więcej się nie zjawiaj.- Wyrecytowała rozzłoszczona.

-Myślisz, że tak po prostu odpuszczę? To moje dziecko...

-David, zostaw ją w spokoju. Ani Melanie, ani jej syn ciebie nie potrzebują nie rozumiesz tego? Spóźniłeś się.- Wtrącił się Wokalista odważnie spoglądając na mężczyznę, który natomiast przybrał ironiczny wyraz twarzy. Jeszcze tego mu brakowało, żeby ktoś taki mówił mu co ma robić.

-Czyżbyś był moim następcą?- Skrzyżował ręce na piersi przyglądając mu się kpiąco. Dopiero teraz skojarzył fakty i dotarło do niego, że czarnowłosy nie jest tu przez przypadek.

-Nie sądzę. Nikt nie chciałby zastępować kogoś takiego.- Odburknął chłopak mierząc go swoim zawistnym spojrzeniem.

-Słuchaj gówniarzu... możesz sobie być jej kochankiem, facetem, czy nawet mężem! Ale to dziecko jest moje i to ja jestem jego ojcem.

-Melanie zdecydowała inaczej, zresztą na twoje własne życzenie. Czego teraz chcesz? Sam wszystko zniszczyłeś, po co teraz wracasz? Boli cię, że nie jesteś już potrzebny? Zajmij się lepiej swoją rodziną, którą już dawno zaniedbałeś. Na założenie nowej nie masz co liczyć...

-No jasne... bo najpierw musiałbym pozbyć się ciebie.- Prychnął. Melanie natomiast zaczynała już tracić cierpliwość. W najmniejszym stopniu nie odpowiadała jej ta cała rozmowa... nie miała ochoty tego wszystkiego słuchać.

-Boże, David nie pogrążaj się już... weź stąd wyjdź. Nie chce mieć z tobą nic wspólnego. Zapomnij, że w ogóle kiedykolwiek się znaliśmy. Nie istnieję dla ciebie, rozumiesz? Skup się na swoich panienkach, a nas zostaw w świętym spokoju.- Oznajmiła bardzo powoli i wyraźnie chcąc, żeby wszystko do niego w końcu dotarło. Nie wiedziała już w jaki sposób do niego przemówić, aby dał sobie spokój... cokolwiek by nie zrobił i tak nigdy nie zobaczy syna.

-Słyszałeś co powiedziała?

-Co prawda sporo czasu spędziłem słuchając twojego wycia, ale jeszcze nie ogłuchłem na całe szczęście.- Stwierdził złośliwie jednak nie zrobił tym wrażenia na parze.

-Świetnie, więc żegnam. Chyba, że wolisz, aby pomógł ci jeden z moich ochroniarzy?

-Ja i tak tego nie zostawię.- Zastrzegł z pewnością w głosie po czym rzucając im swoje ostatnie spojrzenie wyszedł.

-Wiedziałam, że jest zbyt pięknie...- Mruknęła blondynka wbijając wzrok w podłogę. Nie rozumiała, dlaczego David się tak zachowuje. Czemu nagle zachciało mu się być znowu ojcem...?

-Nie przejmuj się nim, nie może nic zrobić.- Chłopak przytulił ją do siebie.- To ty będziesz decydowała o życiu swojego dziecka, a nie on...

-Wiem... nie pozwolę, żeby niszczył nam życie.- Powiedziała cicho w materiał jego bluzy. Czuła się niesamowicie bezpiecznie, gdy był przy niej. Od dawna brakowało jej czegoś takiego... A Bill zapewniał jej to każdego dnia...


###


*tu pojawia się pustka w głowie autora i pomoc Marty :D xd


Witam w maju, najpiękniejszym miesiącu :D 

pozdrawiam ;*