poniedziałek, 27 czerwca 2011

157.'Przyciągasz mnie, jak magnez.'

Usiadłam na kolanach nie przejmując się w ogóle mokrym śniegiem pokrywającym ziemię. Wokół panowała cisza, która idealnie pasowała do tego ponurego miejsca. Zgarnęłam ręką biały puch znajdujący się na pomniku i postawiłam na nim wcześniej zakupiony znicz, który też zapaliłam. Mój wzrok spoczął na wygrawerowanym imieniu przyjaciółki...

 

„Weszłam do domu, rzuciłam gdzieś swoją kurtkę i zdjęłam buty. Udałam się do salonu, gdzie siedziała moja siostra i oglądała jakiś film w telewizji. Nudy.

-Sara, czeka na ciebie w pokoju.- Oznajmiła od razu nawet na mnie nie spoglądając. [...] Sara siedziała znudzona przy moim biurku, podpierając głowę rękoma, na mój widok od razu się ożywiła.

-No i jak?

-Super. Od dzisiaj jestem basistką zespołu Tokio Hotel. Chcesz autograf?- Poruszyłam śmiesznie brwiami, Sara patrzyła na mnie jakby z rozbawieniem, a jednocześnie z powagą, nie wiem jak ona to robiła… miałam ochotę wybuchnąć śmiechem na widok tej bliżej nieokreślonej miny.

-Boże… ty się naprawdę zgodziłaś?!- Wyskoczyła nagle robiąc wielkie oczy z niedowierzania. Jak ja lubię zaskakiwać!

-No raczej. Nie mogłam zaprzepaścić takiej szansy!- Rzekłam kładąc się na swoim łóżku.- Jeszcze trochę i będę wiedziała o tym inteligencie wszystko.

-A on o tobie…- Mruknęła blondynka z jakąś podejrzaną miną na twarzy. Znałam tą minę, ona coś sugeruje.

-Sara, daj spokój. To tylko zakład. Przecież mnie znasz, potrafię być podła. Potrafię być egoistką, potrafię kłamać i doskonale udawać.- Wymieniłam, moje bardziej wady niżeli zalety, ale w pewnym sensie te cechy były dobre, przynajmniej w tym wypadku. [...]

-No, ale przecież on ma w sobie jakiś urok. Teraz jak będziecie spędzać ze sobą tyle czasu…

-Lepiej nie kończ tej wypowiedzi!- Przerwałam jej podnosząc się.- Doskonale wiesz jak bardzo się z nim nie lubimy, od zawsze. Nie rozumiem w ogóle, jak mogłaś pomyśleć, że ja mogłabym …Ugh…

-Niby się nie lubicie, ale widujecie się często i wcale wam to tak naprawdę nie przeszkadza! Jakbyście się widywali dwadzieściacztery godziny na dobę, też bylibyście szczęśliwi.

-Pogięło cię? Przecież ja się nie zakochuję.

-A może tak ci się tylko wydaje? Serce nie sługa.

-I tak wygram ten zakład.- Powiedziałam stanowczo i znowu się położyłam wlepiając swój wzrok w sufit.

-Jak się zakochasz to go nie wygrasz.

-Gadasz głupoty.

-Jeszcze zobaczymy kto tu gada głupoty.

-Sara, proszę cie daj spokój. Ja i on? Nie sądzisz, że to jest za bardzo nierealne?

-Nie. Wszystko jest możliwe. Obydwoje jesteście nieprzewidywalni. I ja czuję, że przegrasz przez miłość.

-Nie przegram! Carmen nigdy nie przegrywa! Carmen nigdy się nie zakochuje! Carmen nie lubi Kaulitza!

-Jasne. To się okaże. Idę już, spotkamy się jak będziesz miała czas.

-To cześć.- Rzuciłam w stronę drzwi, przy których już stała, za nim wyszła jeszcze obróciła się w moją stronę i przez chwile na mnie patrzyła.

-Widziałam was przed domem… przeciwieństwa się przyciągają.[...]”

 

-I przegrałam...- Szepnęłam uśmiechając się lekko i zacisnęłam powieki czując zbierające się w oczach łzy.- Wszystko potoczyło się zupełnie inaczej niż miało...

 

„Życie do mnie wróciło, gdy zobaczyłam w recepcji wysoką, krótkowłosą blondynkę. Byłam pewna, że to Sara i się nie myliłam. Myślałam, że tam się zachlastam z radości. W podskokach podbiegłam do niej, a wszyscy inni spoglądali na mnie jakbym wyszła z psychiatryka... ale co tam! Rzuciłam się na nią znienacka, gdyby nie lada o którą się opierała obie upadłybyśmy na podłogę. Pewnie nie byłoby to miłe... ale udało nam się tego uniknąć. Kiedy moja przyjaciółka zorientowała się, że ja to właśnie ja i doszło do niej wszystko co się dzieje, normalnie zapiszczała jak te dzikie fanki..

-Alyson! Boże, jak ja cie dawno nie widziałam...

-A ja ciebie! Urosłaś chyba...- Zaśmiałam się mierząc ją wzrokiem z góry na dół. Swoją drogą dawno nikt nie zwracał się do mnie po drugim imieniu... przywykłam już do Carmen... muszę o tym jej koniecznie powiedzieć. Coś czuję, że dzisiaj nie będę miała kiedy spać...

-No co ty, ja już nie rosnę.- Wyszczerzyła się i rozejrzała dookoła. Ja już się domyślam, kogo ona szuka...- A gdzie...

-Carmen, co ty robisz? Przecież tu mogą się kręcić paparazzi, a ty rzucasz się na jakieś dziewczyny jak na mięso. - Usłyszałam głos Josta, który bezczelnie przerwał mojej przyjaciółce, w dodatku porównując ją do mięsa...

-Ej, to nie jest żadne mięso, tylko moja przyjaciółka.- Szturchnęłam go robiąc oburzoną minę- A poza tym nikogo tutaj nie ma.[...] O, uwaga Kaulitz nadchodzi. Przecież on nie może przepuścić żadnej blondyny...

-Kto to?- Zapytał jak małe dziecko i zlustrował Sarę jak jakiś okaz w muzeum. Nie podoba mi się jego mina. Przypominam, że to ze mną się całuje! I ze mną śpi!

-Krótką masz pamięć Tomuś. To jest Sara, moja przyjaciółka. Wysil móżdżek to skojarzysz.- Uśmiechnęłam się ironicznie, oh jak ja dawno tego nie robiłam... brakowało mi tego...

-Aha, no tak. Papużki nierozłączki, pamiętam.- Odwzajemnił ironiczny uśmieszek, tyle że jemu wyszło to znacznie lepiej. Przynajmniej tak mi się wydawało. Widziałam, że Sarę to bardzo bawi, bo powstrzymywała śmiech, ale zignoruję ten fakt.[...]”

 

„[...]-Przestań dzwonić!

-Ojej, Aly.. co ci jest?- Po drugiej stronie usłyszałam Sarę. Uspokoiło mnie to trochę, myślałam że to Tom. Jestem głupia. Po co on miałby tyle razy dzwonić? Przecież jest zajęty swoją miłością.

-Sorry, ale jestem w jakiejś totalnej rozsypce... i nie pytaj dlaczego.- Zaznaczyłam od razu aby uniknąć salwy pytań.

-Może wpadnę do ciebie, co? Obiecuje, że nie będę pytała. Wesprę cie jakoś...poprawię humor...- To chyba był dobry pomysł. Bowiem ryzykowne jest to żebym została dłużej sama.

-Dobrze, przyjdź... będę czekała, o ile wcześniej nie wyskoczę z okna.

-O kochana, trzymaj się. Już do ciebie lecę!- Okrzyknęła szybko po czym słyszałam już tylko sygnał. [...]

-Co ci się stało!? Dziewczyno, co się z tobą dzieje?!- Blondynka wparowała do domu jak burza kierując się od razu w stronę schodów i rozglądając się przy tym po wszystkich kontach.

-Tańczyłam i trochę przesadziłam... a tak ogólnie to nic się nie dzieje, jakoś żyje... nie?

-Właśnie nie jestem pewna, widziałaś się w ogóle w lustrze!?

-No dzięki...- Mruknęłam wlekąc się za nią na górę. Nie ma to jak szczerość przyjaciółki.

-Widziałam się z Billem... błehehehe, otworzył mi drzwi w tych kolorowych bokserkach!- Zaśmiała się wchodząc do mojego pokoju, jak gdyby nigdy nic. Mało brakowało a dostałabym drzwiami, ale to szczegół. Ale zaraz, zaraz... co ona powiedziała? Chyba za wolno dochodzą do mnie jej słowa... Bill i kolorowe bokserki z Polski?!

-Nie...- Pisnęłam nie mogąc tego zrozumieć. Przecież on ich nie kupił, a Sara tego dopilnowała...

-Tak. Ale całkiem nieźle się na nim prezentowały... ahh... lepiej niż na tym manekinie...-  Westchnęła jakby z rozmarzeniem i klapnęła na moim łóżku.[...]

-Miałaś mu wybić z głowy ten zakup.- Przypomniałam jej siadając na krześle.- I podobno tak było, więc skąd te bokserki?

-Oj no... nie mogłam. On tak bardzo chciał.. obiecałam, że go nie wydam.- Wzruszyła ramionami, spoglądając na mnie z przepraszającą miną. [...]

-Jasne...Bill jest ważniejszy ode mnie, rozumiem.- Powiedziałam z wyrzutem i odwróciłam głowę w drugą stronę. W prawdzie miało to być powiedziane z żartem i nawet było, ale zrobiło mi się jakoś dziwnie... i zaczęły mnie piec oczy... nie, to nie dlatego że Sarze podoba się Bill w kolorowych bokserkach i że ogólnie bardzo go lubi, zresztą z wzajemnością... ale... właśnie nie wiem dlaczego... mam jakieś huśtawki nastroju... w szczególności, gdy pomyślę o Tomie... a do tego dołożę jeszcze że nie będę mogła tańczyć przez długi czas...

-No dobra, mów co jest grane.”

 

„Siedziałam wraz z braciszkiem przed telewizorem i oglądałam bajki, kiedy usłyszałam jak Sara schodzi po schodach coś za sobą taszcząc. Od razu odwróciłam się w jej stronę z zainteresowaniem się jej przyglądając. Nie wyglądała najlepiej... a co gorsza wlokła za sobą torbę. Podniosłam się z miejsca podchodząc do niej, a ona nawet na mnie nie spojrzała. Bez słowa udała się do przedpokoju.

-Sara?- Ruszyłam za nią, chciałam złapać ją za ramię, jednak ta odskoczyła ode mnie jak oparzona.

-Nie dotykaj mnie.- Syknęła, a jej wzrok przepełniony był pogardą. Zupełnie, jakbym wyrządziła jej coś złego... ale ja nawet nie wiem, co się stało!

-Co ty robisz? Dokąd idziesz?

-Wyprowadzam się, możesz to przekazać Billowi. I niech nawet do mnie nie zdzwoni.- Zastrzegła z goryczą w głosie.

-Co się stało?

-Ty też się ode mnie odwal.- Warknęła i nie pozwalając mi już nic powiedzieć wyszła trzaskając za sobą drzwiami. A ja stałam jak kołek w przedpokoju z łzami w oczach nie wiedząc co robić. Kompletnie nic nie rozumiem... co ja jej zrobiłam? Co zrobił Bill? Co się w ogóle stało...[...]”

 

-Boże... dlaczego nie umiałam jej zatrzymać?- Jęknęłam żałośnie wciąż mając przed oczami obraz blondwłosej dziewczyny. Widziałam jej niebieskie tęczówki iskrzące gniewem, którym mnie obdarzyła ostatni raz, gdy się widziałyśmy. Znowu poczułam w głębi ten okropny ból...

 

„[...]-Carmen!- Wzdrygnęłam się słysząc znienacka dziewczęcy głos, a gdy się odwróciłam moim oczom ukazała się Amelia. Skąd ona się tu wzięła? Chyba wieki jej nie widziałam!

-Cześć, co ty tu robisz? Jak ja dawno cię nie widziałam!- Ucieszyłam się i od razu wstałam chcąc się przywitać. Naprawdę poczułam radość na jej widok.- Zostawiłam otwarte drzwi?- Zmarszczyłam brwi zastanawiając się, jakim cudem weszła do domu.- Dlaczego tak milczysz? Stało się coś?- Zapytałam zaintrygowana. Pamiętam, że Amelia zawsze miała tyle do powiedzenia, a teraz stoi jak kołek i wpatruje się we mnie, jak w jakiś nadzwyczajny obiekt. Niewiele się zmieniła... nadal jest piękna i świetnie ubrana. Tylko jej oczy... czemu tak na mnie patrzy?- Amelia, co jest?

-Ty nic nie wiesz, prawda?

-O czym? Coś z Andreasem?- Zaniepokoiłam się. Jej chłopak był pierwszą osobą, która przyszła mi na myśl jednak brunetka zaprzeczyła kręcąc głową.- Więc o co chodzi? No wykrztuś to wreszcie!- Poleciłam czując wielkie napięcie. Zaczynałam się poważnie obawiać... a jeśli to coś z Tomem? Jeżeli coś mu się stało?!

-Sara... ona nie żyje...- Jej słowa dotarły do mnie w jakby zwolnionym tempie, lecz z nadzwyczajnie ogromną siłą. Mimo to milczałam patrząc na nią otępiale i nie wierzyłam.-Zmarła godzinę po porodzie...- Dodała cicho, co uświadomiło mi, że to nie jest jakiś głupi żart. Ona powiedziała mi właśnie, że moja przyjaciółka nie żyje... naprawdę to powiedziała![...]”

 

Zakryłam usta dłonią powstrzymując głośny wybuch płaczu. Zaciskałam mocno zęby pozwalając jedynie, aby słone łzy spływały po moich zmarzniętych policzkach. Cała drżałam z każdą chwilą z większą trudnością łapiąc powietrze.

Przeklinałam się w duchu, że w ogóle tu przyszłam. Nie powinnam była tego robić... za bardzo to przeżywam. Co mnie podkusiło? Te wszystkie wspomnienia wracały tak szybko... każde było takie wyraźne, zupełnie jakby dane wydarzenia miały miejsce kilka dni wcześniej...

Przesiedziałam tak bezczynnie może z pół godziny, w tym czasie ktoś kilka razy do mnie dzwonił. Oczywiście nie zwróciłam na to uwagi... jak się później okazało był, to Michał. Nie wiem czego chciał...ale mało mnie to obchodziło.

Jednak musiałam się otrząsnąć i powrócić do rzeczywistości. Robiło się już późno, Bill pewnie odchodził od zmysłów. Wytarłam policzki i podniosłam się czując, że nogi już mi zdrętwiały.

-Przepraszam...- Powiedziałam cicho spoglądając na grób, choć nie wiedziałam jakie znaczenie w ogóle mają teraz jakiekolwiek moje słowa. To i tak nic już nie zmieni... Sara nie wróci, nie ma jej. Straciłam przyjaciółkę na zawsze i muszę z tym żyć... Odwróciłam się szybko i odeszłam chcąc jak najszybciej opuścić cmentarz. Skierowałam się od razu do domu nie zwracając już na nic uwagi. Byłam przemarznięta i zmęczona. Potrzebowałam teraz jedynie ciepłego łóżka i czyjejś obecności, żeby nie być sama.

-Carmen!- Poczułam nagle jak ktoś gwałtownie łapie mnie za ramiona. Przestraszona uniosłam wzrok na stojącego przede mną mężczyznę.- Gdzie ty byłaś?! Dlaczego nie odbierasz telefonu? Wszędzie cię szukałem!

-Co ty tu robisz?- Mruknęłam strącając jego ręce.- Coś nie tak z Tomem?- Spytałam lekko się niepokojąc. W końcu menadżer musiał mieć jakiś powód, aby mnie szukać...

-Nie. Ale byłoby, gdybym mu powiedział, że nie mam pojęcia, gdzie jesteś.- Skwitował poważnym głosem.

-Mówiłam dokąd idę.

-Nie było cię, ani w klinice, ani w centrum... przeszedłem chyba wszystkie z możliwych sklepów dziecięcych.

-Byłam na cmentarzu... zresztą nie muszę się tobie spowiadać! Co to w ogóle ma być? Jakim prawem masz do mnie pretensje?- Uniosłam się czując narastającą we mnie złość. O co im wszystkim do cholery chodzi? Czy ja już nic nie mogę zrobić sama?!

-Martwiłem się... i Bill też. Kazał mi cię znaleźć...

-No jasne, a mówiłam wyraźnie, że sobie tego nie życzę.- Syknęłam niezadowolona.- Nieważne, pogadam sobie z nim. Możesz już iść, jak widzisz nic mi nie jest i idę prosto do domu...

-Odprowadzę cię.

-Nie trzeba.- Odparłam oschle. Niechże ten facet się ode mnie odczepi! Specjalnie go unikam, a on i tak się zawsze musi zjawić i wszystko psuć... dlaczego on chce zrujnować mi życie?! Naprawdę nie widzi jak na mnie działa? Nie widzi, że mam ochotę się na niego rzucić? Tak po prostu... tym bardziej teraz, gdy potrzebuję bliskości drugiej osoby. Odrobinę zrozumienia i wsparcia...

-Jednak zrobię to. Muszę mieć pewność, że dotarłaś na miejsce. Poza tym Bill wcisnął Tomowi, że oglądamy razem meble do pokoju waszych dzieci...

-Dobra, jak chcesz.- Odpuściłam nie mając siły dłużej z nim dyskutować. Mam do czynienia z samymi upartymi ludźmi, którzy kompletnie nie rozumieją, co się do nich mówi.

-Wiem, że to nie moja sprawa...- Odezwał się niepewnie po chwili ciszy spoglądając na mnie swoimi niebieskimi tęczówkami.- Ale trochę o was wiem... to znaczy z gazet. Nie chodzi mi o żadne plotki czy coś... tylko o te trudne, prawdziwe wydarzenia w waszym życiu...

-I co w związku z tym?

-Uważam, że nie powinnaś chodzić sama... tym bardziej w twoim stanie. Nie wiadomo, co się może stać...

-Przecież mam ochronę.- Westchnęłam ciężko czując, że jeszcze trochę i oszaleję.

-Tak? Gdzie ten twój ochroniarz, co?

-Byłam na cmentarzu, kazałam mu sobie iść... chciałam być po prostu sama.

-A jakby właśnie wtedy ktoś wykorzystał okazję i cię skrzywdził?

-Nic mi nie grozi do cholery! To co działo się kiedyś, już nie ma znaczenia. Minęło i nie wróci...

-Ale są jeszcze inni ludzie. Nie zapominaj, że jesteś żoną sławnego gitarzysty, w którym podkochują się miliony niezrównoważonych emocjonalnie nastolatek!

-Oh, przestań już! Prawisz mi kazania, jakbyś był co najmniej moim ojcem!- Warknęłam poirytowana, na co mężczyzna zamilkł wyraźnie blednąc na twarzy. - Skąd ta troska, co? Nie znasz mnie wcale, aż tak dobrze...- Zatrzymałam się wbijając w niego swoje przeszywające spojrzenie.- A ja właściwie nic o tobie nie wiem... Co z tobą do cholery?

-Ja po prostu... taki jestem...

-Przyciągasz mnie, jak magnez. Dlaczego?- Nie spuszczałam z niego wzroku, a on z każdą chwilą mieszał się bardziej. Nic nie rozumiem... o co chodzi? Co z nim jest nie tak?- Skąd znam twoje oczy?

-Carmen...

-Kim jesteś? Po co się zjawiłeś? Chcesz zniszczyć mi życie? Może to właśnie ty jesteś dla mnie największym zagrożeniem, a nie jakieś chore fanki!

-Nie chcę... chcę dla ciebie jak najlepiej.

-Więc trzymaj się ode mnie z daleka.- Mruknęłam chłodno. To nie było takie proste i fajne jak wyglądało z pozoru. Przecież Michał tak naprawdę nie robił mi nic złego, był świetnym facetem. Troszczy się o zespół, a nawet o mnie... ale to dla mojego dobra nie powinnam się z nim widywać. Nie wiem do czego jestem zdolna... - Dalej pójdę sama.- Zaznaczyłam i wyminęłam go nie czekając na żadną reakcję...

 

#

 

Już od progu zostałam zaatakowana przez Billa, który wyglądał jakby chciał mnie zabić wzrokiem. Oh, skąd ten nagły przypływ złości? Jeszcze nie dawno wyznawał mi, że się we mnie podkochiwał. Spodziewałam się jednak, że będzie niezadowolony, lecz ja również jestem. I kto ma więcej racji? Ignorując go rozebrałam się z wierzchniego okrycia oraz obuwia i skierowałam się w stronę kuchni, a ten naturalnie podążył za mną.

-Co ty do cholery wyprawiasz?!- Naskoczył na mnie jak gdyby nigdy nic.

-A ty?- Odwarknęłam obdarzając go tak samo rozzłoszczonym spojrzeniem.- Jeśli masz problemy ze słuchem to udaj się do laryngologa, dobra?

-Jesteś kompletnie nieodpowiedzialna.- Syknął.- Co się z tobą dzieje? Sprawia ci przyjemność, jak wszyscy odchodzą od zmysłów zastanawiając się co się z tobą dzieje? Nawet nie wysłałaś żadnego głupiego smsa!

-Weź skończ. Mam dosyć waszej chorej troski, nie jestem małym dzieckiem zrozum w końcu.- Rzekłam dobitnie z trudem nad sobą panując. Nawet sobie nie wyobrażał, jak bardzo mnie wkurza jego zachowanie.-I nigdy więcej nikogo na mnie nie nasyłaj!

-Tom mnie o to błagał. Musiałem go okłamać, że jesteś z Michałem!

-Nikt cię o to nie prosił.

-Jakbym mu powiedział, że nie mam pojęcia gdzie jesteś i nie odbierasz telefonu, to chyba by zwariował. Dlaczego tak się zachowujesz? Przecież wiesz, jak bardzo mu na tobie zależy.

-Daj mi spokój, okej?- Mruknęłam beznamiętnie po czym wyminęłam go kierując się na górę. Może chociaż mój mąż, jako jedyny nie będzie prawił mi kazań i okaże się być nieco czulszy. Chyba, że naprawdę jestem jakimś potworem? Wszyscy mają do mnie o coś pretensje... a ja tylko chciałam pobyć sama. Może na początku dnia miałam inne plany... ale kto broni je zmieniać?

Stanęłam przed drzwiami naszej sypialni i nacisnęłam delikatnie klamkę wchodząc po cichu do środka. Nie wiedziałam, czy Tom śpi, a nie chciałam go budzić... jednak, gdy tylko przekroczyłam próg poczułam na sobie znajome czekoladowe spojrzenie. Uśmiechnęłam się do niego i podeszłam bliżej, aby ucałować jego czoło.- Jak się czujesz Skarbie?

-Teraz już dobrze.- Odparł zadowolony i chwycił moją dłoń.- Zmarzłaś...- Zauważył i potarł moją skórę chcąc ją rozgrzać.

-Zimno jest...

-Masz takie malutkie oczka...- Powiedział cicho gładząc mój policzek. On zawsze wszystko widzi... nikt nie kocha mnie, jak Tom.

-To też od zimna.- Skłamałam nie chcąc go martwić faktem, że znowu płakałam. To nie jest zbyt istotne... Całe szczęście nie jest dziś dociekliwy i nie przyglądał się dłużej mojej twarzy.

-A co powiedział lekarz?

-Z dziećmi wszystko w porządku. Rosną, rozwijają się... nic nowego.- Wzruszyłam ramionami uśmiechając się ciepło.- Alee... powiedzieli mi dzisiaj, że chcieliby mieć imiona.- Dodałam żartobliwie.

-Jeden mógłby mieć imię zaczynające się na „C”, a drugi na „T” hm?- Zaproponował, co nawet było ciekawym pomysłem.- Tylko trzeba by znaleźć coś ładnego...

-Chyba niewiele jest imion męskich zaczynających się na „C”.- Stwierdziłam zastanawiając się przez chwilę. Wybieranie imion dla dzieci jest jednym z najtrudniejszych zadań rodziców... a wydawać by się mogło, że to zwykła błahostka.

-Crispin? Caspar, Charles... Christel, Christian, Christopher...- Zaczął wymieniać te, które wpadły mu do głowy i zapewne też mu odpowiadały. Podparłam brodę na ręce analizując każde po kolei.- Podoba mi się jeszcze Colin, ale Bill nas ubiegł...

-Rzeczywiście.- Przyznałam.- Ale te pierwsze mi się też bardzo podoba.

-Crispin?- Powtórzył dla pewności, a ja skinęłam głową potwierdzając.- Crispin Kaulitz.- Wypowiedział głośno imię wraz z naszym nazwiskiem i po jego minie widziałam, że jest zadowolony.- Świetnie. Na drugie możemy dać mu Colin.- Wyszczerzył się.- Crispin Colin Kaulitz. Słyszysz jak to bosko brzmi? Niczym tytuł jakiegoś księcia!- Zachwycił się wykonując dziwne gesty rękoma, co powodowało u mnie cichy chichot. Jak dziecko...

-Tak Kochanie... ale został nam jeszcze drugi maluch. On też chciałby mieć imię.- Przypomniałam, na co Tom zmarszczył brwi prawdopodobnie włączając funkcję intensywnego myślenia. Byłam ciekawa jego kolejnych propozycji, bo póki co bardzo dobrze mu to wychodziło.

-Wiesz sądzę, że nie ma zbyt wiele ładnych imion na „T”... ja tam nazwałbym go Thomas.- Rzekł z niezwykłą skromnością wymalowaną na twarzy. Wyglądał komicznie, nie mogłam powstrzymać śmiechu i w rezultacie zostałam obdarzona jego oburzonym spojrzeniem...- Oh, no co? Ewentualniee... Timo.- Dorzucił po chwili.- Ale na drugie!- Zastrzegł unosząc groźnie wskazujący palec.- Thomas Timo Kaulitz. Też ładnie, prawda?- Uniósł brew wpatrując się we mnie wyczekująco więc pokiwałam szybko głową zgadzając się z nim.- Widzisz jak szybko nam poszło?

-Mhm... nadzwyczajnie.- Przyznałam w dalszym ciągu rozbawiona całą sytuacją. Kocham go za to, że potrafi poprawić mi humor... i oczywiście jeszcze za wiele innych rzeczy.

-To chodź tu teraz do mnie, muszę poinformować swoich synów o ich imionach.- Wyciągnął do mnie rękę, którą złapałam bez wahania i z jego niemałą pomocą wylądowałam na łóżku obok niego.- Albo... to później.- Uśmiechnął się chytrze pod nosem lustrując mnie podejrzanym wzrokiem i zanim zdążyłam cokolwiek zrobić zostałam przygnieciona jego ciałem, a na swojej skórze poczułam błądzące usta. Jakby tego było mało mój mąż postanowił zapewnić mi znacznie więcej atrakcji wsuwając mi swoje łapska pod bluzkę, dzięki czemu nie minęła sekunda, jak wiłam się pod nim ze śmiechu... Chyba już wyzdrowiał?

 

###

 

A w następnym odcinku:

 

[…]-Mówię ci o tym bo cię cholernie kocham i nie chcę cię stracić, boję się czegoś, czego nie rozumiem... a ty? Jakim prawem wspominasz o mojej siostrze i porównujesz nas do siebie?- Spojrzałam na niego chyba pierwszy raz w życiu z odrazą.- Co ty w ogóle pieprzysz? Słyszysz siebie? Jesteś pewien, że właśnie to powinieneś mi był powiedzieć?!- Dodałam wycierając mokre już policzki. Spodziewałam się wszystkiego, ale nie tego... wiedziałam, że to może go dotknąć i mu się nie podobać... Ale mój Tom nigdy by nie zareagował w taki sposób. Nigdy.- Skoro masz o mnie takie zdanie mogłam się nie męczyć tyle czasu i kurwa rzucić się na niego! Przynajmniej twoje słowa nie mogłyby mnie teraz zranić i bym się nie zawiodła na tobie.[…]

 

 

-Chcę się z tobą całować.- Rzekłam wbijając w niego swoje spojrzenie.- Chce, żebyś mnie...przeleciał...chyba możesz to zrobić? Jeden raz...

-Co ty w ogóle gadasz?!- Fuknął.- Wcale tego nie chcesz. I nie mów tak, bo nie mogę tego słuchać!

-Dlaczego?! Przecież chcesz dla mnie dobrze, więc zrób mi dobrze!- Czy ja w ogóle jestem jeszcze sobą? Jestem taka żałosna i śmieszna, wiem to, a jednak nadal jestem...- Jeśli chcesz, nie powiem nic Tomowi... zresztą nie wiem, czy jemu zrobi to różnicę.- Stwierdziłam z ironią.[…]


Odcinek przesiąknięty wspomnieniami :D Ale myślę, że ostatni wątek pozytywny xD

Nagłówek jest, jaki jest bo sobie tak wymyśliłam, a jak komuś się nie podoba to nie patrzeć :D I nic nie symbolizuje ^^




środa, 15 czerwca 2011

156.'Tobie się chyba mózg przegrzał od tej gorączki, bo już bredzisz Tom.'

Przetarłam zaspane oczy i rozejrzałam się po ciemnym pokoju czując, że coś jest nie tak. Nie pierwszy raz budzę się w środku nocy, ale teraz jakby coś mnie do tego skłoniło. Tylko, że wszystko było w porządku. W domu panowała cisza i ciemność, nic się nie działo... Tom też leżał na swoim miejscu... więc co mnie tak niepokoi? Podsunęłam się nieco wyżej opierając plecy o chłodną ścianę i skierowałam swoje spojrzenie na śpiącego Toma. Niewiele mogłam dostrzec, gdyż jedyne światło dochodziło zza zasłoniętych okien i było niewielkie. Obserwowałam go z uwagą i słyszałam wyraźnie jego niespokojny, ciężki oddech. Po krótkiej chwili położyłam głowę na jego ramieniu chcąc się przytulić jednak zrezygnowałam z tego zauważając, że chłopak jest niemalże cały mokry, a jego skóra prawie parzy. Automatycznie przyłożyłam mu rękę do czoła, aby potwierdzić swoje przypuszczenia. Musiał mieć ze czterdzieści stopni...

-Cholera...- Mruknęłam pod nosem i wydostałam się spod kołdry zmierzając do kuchni z zamiarem znalezienia jakichś przydatnych lekarstw. Powinniśmy wcześniej o tym pomyśleć i pojechać do apteki, albo nawet do lekarza. Tylko on musiał się tak upierać, że nic mu nie jest... właśnie widzę to jego nic. Otworzyłam szufladę, gdzie zazwyczaj trzymamy wszelkie tabletki i przekopałam ją całą. Oczywiście nie znalazłam nic, co zbiłoby wysoką temperaturę. Wszystko przeciwbólowe... Już więcej nie będę go słuchać. Westchnęłam ciężko zasuwając z powrotem szufladę i udałam się do łazienki. Wyciągnęłam czysty ręcznik i zamoczyłam go w zimnej wodzie, aby następnie wziąć go do sypialni i położyć na rozgrzanym czole ukochanego. Przynajmniej tak mogę mu ulżyć... Tom przebudził się od razu chyba nie bardzo wiedząc, co się dzieje.- Kochanie boli cię coś?- Zapytałam szeptem gładząc jego policzek.

-Głowa...- Wychrypiał.

-Przyniosę ci tabletkę i coś do picia.- Zadeklarowałam i nie zwlekając poleciałam do kuchni biorąc szybko potrzebne rzeczy. Może powinnam zadzwonić po lekarza? Ale jest środek nocy... Wróciłam do sypialni i uklęknęłam przy łóżku stawiając szklankę z wodą oraz tabletki na szafce.- Podnieś się trochę...- Pomogłam mu i podałam leki wraz z piciem, zaraz gdy tylko połknął tabletkę opadł z powrotem na pościel. Odłożyłam wszystko i poprawiłam mu ręcznik, a potem zakryłam szczelnie kołdrą.- Wytrzymasz do rana?

-Tak...nic mi nie jest, nie martw się.

-Jesteś cały rozpalony i to ma być nic?

-Przejdzie mi przecież...to tylko gorączka, normalne...Połóż się Carmen...

-Tylko mów, jakby się coś działo.- Poprosiłam troskliwie i wstałam, żeby zaraz znaleźć się obok niego na łóżku.

-Nic nie będzie się działo Skarbie...śpij spokojnie.- Zapewnił mnie, lecz ja i tak miałam swoje myśli. Nie chciałam, żeby źle się czuł i męczył się całą noc...ale też niewiele mogłam teraz zrobić. Ucałowałam go w policzek i ułożyłam się blisko jego ciała, żeby było mu jeszcze cieplej.-Kocham cię mój Aniele...

-Ja ciebie też...- Szepnęłam tuląc się do jego ramienia i zamknęłam oczy czując zmęczenie. Gdy byłam tak blisko niego cały niepokój gdzieś znikał...nie martwiłam się już tak bardzo, jak kilka minut wcześniej. Naprawdę czułam, że mogę oddać się spokojnie w objęcia Morfeusza...

 

#

 

Następnego dnia wstałam bardzo wcześnie chcąc ściągnąć do domu jakiegoś lekarza, aby zbadał Toma albo chociaż kupić dobre lekarstwa, które mu pomogą. Temperatura mu spadła i wyglądał całkiem nieźle jednak nie zignoruję drugi raz jego złego samopoczucia. Czasem zwykła choroba może doprowadzić do nieszczęścia, nigdy bym sobie tego nie wybaczyła.

Gdy jadłam śniadanie przyszedł Bill. Chyba ściągnęłam go myślami, ponieważ miałam zamiar do niego dzwonić, żeby poinformować go o zaistniałej sytuacji. W końcu Tom jest jego bratem...mimo wszystko powinien wiedzieć i pewnie by chciał.

-Tom śpi?- Zapytał robiąc sobie kawę.

-Tak, źle się czuje.- Odparłam będąc ciekawa jego reakcji. Milczał przez chwilę wlewając wrzątek do kubka, lecz zaraz odwrócił się w moją stronę wbijając we mnie swoje czekoladowe spojrzenie.

-Co mu jest?

-Nie wiem...miał w nocy wysoką gorączkę, bolała go głowa. Teraz jest lepiej, ale chyba powinien obejrzeć go lekarz.- Stwierdziłam z przekonaniem z czym się zgodził kiwając twierdząco głową.

-Zadzwonię po niego.- Zadeklarował o co też mi chodziło.- A ty nie powinnaś trzymać się od niego z daleka w twoim stanie?

-Nic mi nie będzie, przecież ktoś musi się nim zająć.- Wzruszyłam bezradnie ramionami aczkolwiek w głębi mnie tlił się mały, całkiem niewinny podstęp. Już ja wiem, jak ich do siebie znowu zbliżyć... a przede wszystkim zmusić do normalnej, szczerej, braterskiej rozmowy.

-Przecież...ja mogę...- Mruknął nie patrząc na mnie, a ja z trudem powstrzymałam swój pisk. Te hormony powinny się zdecydowanie uspokoić, trudno nad nimi zapanować. Dobrze, że jego wzrok był skupiony na kubku, bo zauważyłby moją radość.

-Oh, kochany jesteś...- Odezwałam się w końcu swoim naturalnym głosem.- Nie chciałabym się od niego zarazić...i tak powinnam jechać na kontrolne badania...Naprawdę możesz się nim zaopiekować?

-Jasne...przecież mówię. To mój brat...

-Dziękuje.- Wstałam z miejsca podchodząc do niego i uściskałam go.- Zaopiekuj się nim dobrze, a jakby coś się działo dzwoń do mnie.

-Ale...gdzie ty idziesz?- Zapytał lekko zmieszany.

-Na badania, a potem może przejdę się po galerii popatrzeć sobie na dziecięce rzeczy.- Uśmiechnęłam się wesoło.- A jak Tom wydobrzeje pojedziemy kupić, to co sobie upatrzę.- Dodałam zadowolona ze swojego pomysłu.- I tak nie jestem wam potrzebna... Do Toma nie powinnam się zbliżać, a co mam sama robić?

-No tak...ale sama pojedziesz?- Zmarszczył brwi jakby zaniepokojony. Ja chyba mam na czole plakietkę z nazwą „ofiara losu”, bo przecież wszyscy się o mnie boją. Zupełnie jakbym miała robić, nie wiadomo co.

-A z kim? Nie będę ciągnąć ze sobą Melanie, bo jest w siódmym miesiącu i będzie mi tylko zrzędzić, że wszystko ją boli...- Przewróciłam teatralnie oczami. Wiem, że tak nieładnie mówić o własnej siostrze... ale taka prawda noo...

-Ale...to ten...Michał miał jechać do miasta, może cię podwiezie chociaż?- Zaproponował od razu wyciągając z kieszeni telefon, a ja niemalże wyrwałam mu go z dłoni spoglądając na niego jak na kosmitę. Serce zaczęło mi walić jak oszalałe...- Co jest?

-Nic. Nie potrzebuję opiekuna.- Rzekłam chłodno i oddałam mu jego własność.- Sama sobie poradzę... są jeszcze taksówki na świecie. Albo ochroniarz mnie zawiezie...

-Ale dlaczego? Tom nie będzie zadowolony, że pojechałaś sama do lekarza, a potem do centrum.

-Bill ja nie jestem małym dzieckiem... I w ogóle nie dyskutuj ze mną, mogę robić co chcę!- Oświadczyłam stanowczo. Oczywiście, że z kimś byłoby przyjemniej... ale Michał? Nie ma mowy! Nie mogę spędzać z nim czasu sam na sam... kto wie, co mogłoby strzelić mi do głowy? Nie wolno, aż tak ryzykować. Ten facet wyjątkowo na mnie działa i trzeba go unikać.

-No dobra... chciałem tylko uniknąć problemów z moim bratem.

-Nie będzie żadnych problemów. Mam ochronę, wszystko jest w porządku.- Zapewniłam go. Przez takie głupie paplanie sama zaczynam mieć już wątpliwości...!

-Ale już raz trafiłaś do szpitala...

-Bo dowiedziałam się, że Sara nie żyje.- Uniosłam na niego swoje niebieskie tęczówki, które teraz z pewnością błyszczały w odcieniu granatowym. Zacisnęłam zęby i przełknęłam ciężko ślinę wycofując się z pomieszczenia. Nasza dyskusja w ten sposób dobiegła końca. Sara, mój temat tabu... Myśl o przyjaciółce przyprawia mnie o ogromny ból, którego nie jestem w stanie znosić... tak bardzo się go boję, że nie chcę o niej myśleć...

Przygotowałam się do wyjścia, wzięłam potrzebne rzeczy i wyszłam z domu. Na szczęście miałam na dzisiejszy dzień plany, które nie pozwolą mi wrócić do wspomnień... tylko dlaczego moje nogi chcą skierować mnie w stronę cmentarza...?

 

#

-Jak się czujesz?- Wokalista skierował swoje spojrzenie na bladą twarz brata. Na szczęście lekarz nie stwierdził nic poważnego, ale chłopak i tak nie wyglądał najlepiej.

-Mówiłem już, że dobrze. Gdzie Carmen?

-Na badaniach kontrolnych.

-A ja? Miałem z nią...

-Jesteś chory.

-Nic mi nie jest.- Burknął pod nosem wyraźnie niezadowolony z zaistniałej sytuacji.

-No jasne, jesteś zdrów jak ryba.- Zironizował krzyżując ręce na piersi.- Nie strzelaj fochów Tom, tylko zachowuj się jak dorosły mężczyzna. Masz żonę, niedługo zostaniesz ojcem...otrząśnij się w końcu ze swojej nastoletniej natury.- Dodał swoim typowo pouczającym głosem mając na myśli nie tylko stan zdrowia bliźniaka, ale także ostatnie zdarzenia między nimi.

-Odezwał się wielce dorosły!- Prychnął patrząc na niego złowrogo.

-Żebyś wiedział, że jestem nie tylko dorosły, ale też się zachowuję jak dorosły.- Rzekł z przekonaniem i podszedł do łóżka, aby usiąść obok Gitarzysty.-Nic do niej nie czuje rozumiesz?- Wypalił unosząc na niego swoje tęczówki.- Jest dla mnie tylko przyjaciółką...

-Zauważyłeś, że każda twoja przyjaciółka nie wiedzieć kiedy i jak staje się twoją dziewczyną?- Wytknął nieco złośliwie, co oczywiście dotknęło Billa. Może coś w tym było, ale przecież to wszystko dzieje się samo...poza tym w związku musi być także przyjaźń. To ona jest najważniejsza...

-Ale Carmen jest twoją żoną...i jak w ogóle mogłeś pomyśleć, że mógłbym ci ją odebrać?

-Oczywiście, że byś nie mógł, bo Carmen mnie kocha!- Warknął choć w głębi miał, co do tego wątpliwości. Był pewien miłości Carmen, lecz nie tego, że jego bratu nie udałoby się jej zdobyć...

-Przecież wiem, jak się kochacie i chyba dlatego wam tego nie niszczyłem, prawda?- Zapytał zrezygnowany. Nie wiedział już w jaki sposób do niego przemówić... nie miał już chyba żadnych argumentów, które mogłyby zmienić nastawienie jego brata.- Tom, to nie trwało długo... pogubiłem się po prostu. Nie układało mi się z Sarą, a Carmen... ona wydaje się być taka idealna...

-Bo jest...- Mruknął spuszczając wzrok.

-No widzisz...nie wiem, jak to się stało. Zacząłem o niej myśleć i w ogóle...nie chciałem jej pokochać. Pisałem o tym w pamiętniku, bo dusiłem się... nie mogłem przecież z tobą o tym rozmawiać, a tym bardziej z Sarą. I tak się dowiedziała... a potem już w ogóle wszystko się spieprzyło. Ja już nie mam siły...- Wyrzucił z siebie na koniec wzdychając ciężko.

-Boże...gdzie ja wtedy byłem?

-Co?

-Powinienem być z tobą... Przecież to moja wina!- Okrzyknął niemalże podskakując na łóżku, gdyby miał więcej siły zapewne stałby już na równych nogach. Dopiero teraz wszystko do niego dotarło...przykra prawda.

-Tobie się chyba mózg przegrzał od tej gorączki, bo już bredzisz Tom.- Skwitował już kompletnie nic nie rozumiejąc. Przed chwilą mógłby go zabić, a teraz bierze na siebie całą winę?

-Ale przecież gdybym się tobą zajął wszystko byłoby w porządku!- Podniósł się do pozycji siedzącej, a jego oczy błyszczały nienaturalnie.

-Przerażasz mnie! Weź się połóż.- Chłopak popchnął go lekko do tyłu, aby ten wylądował z powrotem głową na poduszce.- Nie jestem małym dzieckiem, żeby się mną zajmować. Wrócimy do tej rozmowy, jak wyzdrowiejesz...musisz odpocząć.- Zarządził spoglądając na niego niepewnie.

-Jedź do Carmen...nie chcę, żeby była sama.- Powiedział zmęczonym już głosem.

-Obiecałem, że się tobą zajmę, a ona wcale nie chciała towarzystwa...

-Ale ja sobie poradzę. Będę spokojniejszy, jak ktoś z nią będzie...

-Nie zostawię cię no!- Uniósł lekko głos i wstał z miejsca.- Carmen jest przekonana, że zostawiła cię pod dobrą opieką i nie mam zamiaru jej rozczarowywać, poza tym wcale sobie sam nie poradzisz uparty ośle.

-Boję się o nią...- Skierował na niego swoje smutne spojrzenie, co zazwyczaj działało na kobiety... jednak tym razem rozczuliło także Wokalistę, który sam się sobie dziwił...

-Dobra, nie chce mieć niczego na sumieniu... wyślę do niej kogoś, zadowolony?

-Gustava?

-Chłopacy są zajęci...każdy wykorzystuje twoją chorobę i spędzają czas ze swoimi dziewczynami i dziećmi o ile owe posiadają.

-No widzisz? Musisz ty do niej jechać...

-Ile razy mam jeszcze powtórzyć, że się stąd nie ruszę?- Westchnął głośno tracąc już cierpliwość.- Tak w ogóle, twoja żona nie jest małym dzieckiem.

-Bill!- Syknął przez zaciśnięte zęby rzucając mu groźne spojrzenie.

-Dobra no! Zadzwonię do Michała, może znajdzie chwilę...albo kogoś innego. Obdzwonię cały świat, żeby tylko ktoś z nią był psycholu...- Poddał się unikając kolejnych nieporozumień, po czym wyszedł wykonać obiecane telefony... Swoją drogą Tom zaczynał go już naprawdę przerażać. Troska, troską, ale bez przesady...

 

###

 

A w następnym odcinku :

 

[…]-I przegrałam...- Szepnęłam uśmiechając się lekko i zacisnęłam powieki czując zbierające się w oczach łzy.- Wszystko potoczyło się zupełnie inaczej niż miało...[…]

 

-Co ty tu robisz?- Mruknęłam strącając jego ręce.- Coś nie tak z Tomem?- Spytałam lekko się niepokojąc.[…]

 

-Oh, przestań już! Prawisz mi kazania, jakbyś był co najmniej moim ojcem!- Warknęłam poirytowana, na co mężczyzna zamilkł wyraźnie blednąc na twarzy. - Skąd ta troska, co? Nie znasz mnie wcale, aż tak dobrze...- Zatrzymałam się wbijając w niego swoje przeszywające spojrzenie.- A ja właściwie nic o tobie nie wiem... Co z tobą do cholery?

-Ja po prostu... taki jestem...

-Przyciągasz mnie, jak magnez. Dlaczego?- Nie spuszczałam z niego wzroku, a on z każdą chwilą mieszał się bardziej. Nic nie rozumiem... o co chodzi? Co z nim jest nie tak?- Skąd znam twoje oczy?

-Carmen...

-Kim jesteś? Po co się zjawiłeś? Chcesz zniszczyć mi życie? Może to właśnie ty jesteś dla mnie największym zagrożeniem, a nie jakieś chore fanki![…]

 

Tak więc zapraszam na kolejny odcinek xD

 

Wróciłam do swojej mody na sukces :D A właściwie mody na trzy miesiące xd Ale moja telenowela jest udoskonalona bo wprowadziłam przedsmak tego, co będzie w kolejnym odcinku ha xd

Nic ciekawego w tym odcinku, ale pracuję nad tym, aby zacząć powalać kolejnymi xD Jak to ze mną bywa :D

Archiwum mogę już schować ? :D



środa, 8 czerwca 2011

Informacja.

Witam ;) Nawet nie wiecie, jak cholernie tęsknię za swoimi opowiadaniami :D Chciałabym w końcu wrócić nie tylko z publikacjami, ale także do pisania, bo w tym także zrobiłam sobie przerwę ;p Na pewno zrobię to, jak najprędzej. Liczę, że już za tydzień wszystko wróci do normy wraz ze starą Ka. ;) I mam nadzieję, że Wy nadal będziecie mi towarzyszyć xd

pozdrawiam ;*