niedziela, 28 sierpnia 2011

163.'Nic istotnego.'

Wokalista zatrzasnął drzwi od pokoju następnie przenosząc swoje rozzłoszczone spojrzenie na matkę. Kobieta natomiast stała niewzruszona wpatrując się w niego z wyczekiwaniem.

-Masz tajemnice przed swoją ukochaną, że zamykasz drzwi?- Zapytała z ironią w głosie.

-Jestem pewien, że usłyszałaby cię nawet na końcu świata! Więc jeśli możesz, kilka tonów ciszej. Poza Melanie, która jest w zaawansowanej ciąży jest tu także moja córka i obydwie potrzebują spokoju.- Wyrecytował bardzo szybko, aczkolwiek wystarczająco wyraźnie, aby nic nie zdołało umknąć jej uwadze.- Poza tym nie pozwolę, abyś ją skrzywdziła w jakikolwiek sposób, rozumiesz?- Podszedł do niej znacznie bliżej, w jego oczach pierwszy raz w życiu mogła dostrzec tyle nienawiści kierowanej właśnie w jej stronę. Nawet Tom nie patrzył na nią w ten sposób. Zupełnie, jakby był w stanie ją zabić własnymi rękoma… Trudno było jej uwierzyć, że stoi przed Billem.- Doskonale wiem, jak nie znosisz Carmen i jak świetnie jej to okazujesz na każdym kroku, raniąc przy tym także Toma i nawet mnie, bo ona jest ważna także dla mnie. Ale Mel nie tkniesz, rozumiesz?

-Bill, opamiętaj się. Przecież jej nie zabiję.- Odezwała się w końcu właściwie nie bardzo wiedząc, w jaki sposób ma zareagować.- Ja po prostu nie rozumiem. Jak możesz być z tą dziewczyną? To nie jest twoje dziecko… poza tym jest starsza!

-O rok? No po prostu tragedia! A dziecko już od dawna jest moje. I gówno mnie obchodzi, co sobie myślisz. Potrafisz tylko mieszać wszystkich z błotem. Najpierw zajęłaś się Carmen, a teraz chcesz zrobić to samo z jej siostrą. Zapomnij!- Wywarczał nie zważając już na nic. Nie obchodziły go żadne konsekwencje. Kochał swoją matkę, ale obiecał sobie, że nie pozwoli jej zniszczyć tego szczęścia, które dostał od losu. A już na pewno nie pozwoli, aby odbiło się to na Melanie. Będzie ją chronił mimo wszystko. Nawet jeżeli miałby nigdy więcej nie zobaczyć rodzicielki… Bo on już wybrał.

-Ja już nie mam do was słów… niszczycie sobie życie na własne życzenie.

-Nie, to ty nam niszczysz życie mamo.- Odparł chłodno na co zamilkła zdumiewając się po raz kolejny tego dnia.- Proszę cię idź już. Zawsze możesz wrócić… ale na pewno nie po to, aby kogokolwiek tu obrażać, czy być złośliwą jak to masz w zwyczaju.- Dodał nieco spokojniejszym głosem.

-Po tobie się tego nie spodziewałam… ale okazuje się, że wiele się nie różnisz od brata.- Pokręciła głową i nie czekając na żadną reakcję z jego strony, po prostu spełniła jego prośbę i wyszła. A on i tak wiedział, że wróci wcześniej, czy później. Stał długo w tym samym miejscu wpatrując się beznamiętnie w podłogę. To była jedna z najtrudniejszych dyskusji w jego życiu.

-Bill… w porządku?- Usłyszał za sobą cichy głos należący do Melanie i zwrócił się w jej kierunku przybierając łagodny wyraz twarzy.

-Tak Kruszynko… Chodź do mnie.- Wyciągnął do niej rękę uśmiechając się ciepło, a blondynka bez wahania zrobiła kilka kroków w jego stronę, aby zaraz ją chwycić i znaleźć się blisko niego.

-Twoja mama…

-Cii…- Przerwał przykładając wskazujący palec do jej pełnych warg.- Nie mów o niej.

-Ale ona…

-Mel…- Wypowiedział groźnie jej imię dając do zrozumienia, żeby nic nie mówiła, lecz ta w dalszym ciągu nie chciała dać za wygraną…

-Ale…- Wpił się w jej usta tym samym definitywnie nie pozwalając jej rozwinąć swojej wypowiedzi. Musiała więc odpuścić. Westchnęła jedynie cicho odwzajemniając kolejne słodkie pocałunki, jakimi ją darzył i zapominając bardzo szybko o ostatnich wydarzeniach, a co dopiero o tym, że w ogóle chciała coś powiedzieć…

 

#

 

-Jak się ma moja ukochana córeczka?- Michał uśmiechnął się do mnie w wyjątkowy sposób, przeznaczony specjalnie dla mnie. Zawsze mnie tym rozczulał. I nawet nie wiedział, jak bardzo tego teraz potrzebuję. Jego obecności i wsparcia. Po wizycie mamy Toma czuję się podłamana. Staram się nie przejmować, lecz to nie takie proste.

-Przytul mnie…- Podeszłam do niego, aby szybko schować się w jego bezpiecznych ramionach.- Kochasz mnie?- Przymknęłam powieki wtulając twarz w jego szyję. Mężczyzna wzmocnił uścisk, jakby wyczuwając, że nie mam się najlepiej.

-Oczywiście, że cię kocham.- Ucałował czubek mojej głowy. Mogłabym spędzić w jego objęciach resztę dnia. Czując to bijące ciepło i delektować się jego zapachem. Rozpoznałabym go na końcu świata. Bo to nie jest jakiś tam zapach… to zapach mojego taty.- Co się stało hm? Pokłóciłaś się z Tomem?

-Oh, dlaczego zawsze to musi być moja wina?!- Usłyszeliśmy oburzony męski głos należący do mojego męża, który akurat wszedł do pomieszczenia. Jak zwykle w odpowiednim momencie…

-Bo jesteś facetem.- Odparł bez namysłu mój tata.

-Kobiety potrafią być gorsze od facetów.

-Ale nie moja córka. Zobacz, jaka ona jest delikatna i bezbronna. Taki niewinny kwiatuszek.- Powiedział czułym głosem, na co ja zaśmiałam się w materiał jego koszulki i po chwili odsunęłam się, aby móc spojrzeć na Toma. Miał nieziemską minę.

-Chodź tu…- Wyciągnął do mnie rękę, a ja zrobiłam dwa kroki w jego stronę chwytając go za nią.- Nie skrzywdziłbym tego kwiatuszka, więc możesz spokojnie szukać innej ofiary.- Zwrócił się do menadżera, a mnie przyciągnął bliżej siebie i objął w talii. Mam dwóch facetów, dla których jestem wszystkim. Czy to nie piękne?

-No ja ci dobrze radzę, żebyś dotrzymał słowa.- Zastrzegł z poważną miną.- Będę już szedł, mam jeszcze parę ważnych spraw do załatwienia na mieście. Ale jeszcze jedno… mam do ciebie słowo na osobności Tom.- Wbił w niego swoje wymowne spojrzenie. To podejrzane… i czemu na osobności? Tajemnice? Tatuś przed dzieckiem, a mąż przed żoną? Pff…

-No okej, to odprowadzę cię do samochodu może.- Zaproponował w ogóle nie przejmując się moim fochniętym wyrazem twarzy. Ja tu się obrażam, heloł !- Zaraz wracam.- Musnął mój policzek i wyszedł wraz z moim tatą zostawiając mnie samą. Podeszłam zaciekawiona do okna choć z takiej odległości i tak nic nie mogłam usłyszeć. Ale przynajmniej mogłam obserwować i widzieć jak się zachowują, a to też ma duże znaczenie. Tom się chyba zdenerwował… Oh, czemu nie mogli rozmawiać przy mnie? Teraz będzie mnie zżerała ciekawość. To nie fair, że nic nie będę wiedzieć. Co to takiego może być? Przyglądałam się im, aż Michał nie wsiadł do samochodu i nie odjechał… niewiele mi to dało, lecz miałam nadzieję, iż Tom podzieli się ze mną tym, czego się dowiedział. Dlatego też czekałam na niego niecierpliwie i nie mogąc usiedzieć dłużej w miejscu wyszłam mu naprzeciw będąc przekonaną, że chłopak ani myśli się pospieszyć. Pognałam na dół napotykając go w salonie, prawie go staranowałam swoją skromną osobą…- A ty co robisz?

-Ruch to zdrowie, nie?- Uśmiechnęłam się niewinnie i uwiesiłam mu się na szyi. Gitarzysta automatycznie oplótł mnie w talii nie spuszczając ze mnie swoich czekoladowych tęczówek.- Co chciał od ciebie tata?- Przeszłam do rzeczy miętoląc przy tym w dłoni skrawek jego koszulki.

-Nic istotnego.- Wzruszył obojętnie ramionami. Chciał mnie tym zbyć! Ja widzę przecież, że chciał. Nie ze mną te numery… za dobrze go znam, ha!

-Czyli co chciał?

-No nic ważnego.

-To znaczy, że co chciał?

-Naprawdę nic.

-W sensie, że co?

-Nic.

-Tom.

-Carmen.- Naburmuszyłam się, gdy wypowiedział z surowością moje imię, co oznaczało, że niczego się nie dowiem. Chamstwo w biały dzień! Zabrałam od niego swoje ręce i odsunęłam się nie ukrywając swojego wyrazu twarzy. Posłałam mu tylko swoje obrażone spojrzenie i wyminęłam go kierując się w stronę kuchni. Niech sobie nie myśli, że mu to przepuszczę! Co to w ogóle za tajemnice? Nie ma tak. I gówno mnie obchodzi, że…- Nie zachowuj się jak rozkapryszona dziewczynka.- Dołączył do mnie. Pff… i jeszcze czyta mi w myślach, bezczelny. Skoro czyta, to pewnie wie, że gówno mnie to właśnie obchodzi.

-A może ja lubię?!- Skrzyżowałam ręce na piersi.

-No okej, ale i tak nic ze mnie nie wyciągniesz.- Uśmiechnął się zniewalająco i zmniejszył znacznie między nami odległość.- Wiesz, coś mi się przypomniało…- Dodał zerkając za moje plecy, gdzie właściwie nie było niczego godnego uwagi. No chyba, że mojego męża zaczęły fascynować drewniany stół i cztery krzesła…?

-Co takiego?- Burknęłam nadal trwając w swoim fochu. Tom przybliżył się do mnie tak, że czułam teraz jego oddech na swojej szyi, co też miało znaczący wpływ na zmianę mojego nastroju. Przeszedł mnie ciepły dreszcz i zupełnie zapomniałam, że chciałam się czegoś od niego dowiedzieć.

-Ktoś tu chciał chyba kochać się na stole…- Wymruczał mi prosto do ucha, a ja zamrugałam powiekami. Rzeczywiście coś takiego padło w tym domu i nawet z moich ust… Niezła jestem. No, ale jak się ma takiego faceta…

-Oh, ale inaczej to sobie wyobrażałam.- Stwierdziłam nieco pochmurniejąc.- To miało wyjść spontanicznie… i tak inaczej… tak drapieżnie.

-To będzie spontaniczna drapieżność w granicach rozsądku.- Przejechał dłonią po moim brzuchu, następnie odsłaniając go. Westchnęłam jedynie czując, że budzi się we mnie podniecenie. Wystarczyła sama myśl o tym, co będzie się działo, abym się ożywiła.-Widzę, że nie masz nic przeciwko.- Na jego twarz wpłynął chytry uśmiech. Odpowiedziałam kolejnym westchnieniem. Zaśmiał się cicho i przyssał się do moich ust…

 

###


A w następnym odcinku:

„[…]-Tom widziałam cię ostatnio w gazecie…

-No i co w tym dziwnego? Często się tam pojawiam i nie tylko ja.- Gitarzysta przerwał zanim Rose zdążyła dokończyć swoją wypowiedź. To było niegrzeczne, ja wyraźnie wyczułam, że ona ma coś więcej do powiedzenia.

-No przecież wiem tylko miałam wrażenie…[…]

 

-Wody.

-Bill mieszkasz tu, wiesz gdzie jest kuchnia.- Burknęłam chcąc go wyminąć, a ten spojrzał na mnie, jak na idiotkę. Super…

-Odeszły jej wody!- Krzyknął, na co wszyscy poderwali się z miejsc jak oparzeni.[…]

 

-Mel?- Spojrzał na twarz blondynki, która była niesamowicie blada. I w tej samej chwili jej powieki opadły…-Melanie!- Szarpnął mocniej jej rękę czując, jak serce podchodzi mu do gardła. Nie wiedział, co się dzieje… Nie mógł jej stracić. Nie zniósłby tego. Tak bardzo chciał, żeby otworzyła oczy i spojrzała na niego…- Melanie, słyszysz mnie?! Mel…

-Proszę się odsunąć.- Nagle ktoś go odepchnął, chciał znowu do niej podejść, lecz nie pozwolono mu..[…]


Bardzo fajnie jest widzieć nowe osoby w komentarzach :) W prawdzie ostatnio się rozleniwiłam, zakochałam i takie tam, ale chętnie zajrzę na każdego bloga jeśli owe posiadacie, więc nie krępować się i zostawiać adresy xD Szczególnie kieruję to do Kleo ;p 

I teraz życzę miłego czekania na kolejny odcinek xDD 

Pozdrawiam :D



sobota, 20 sierpnia 2011

162.'Wyrzekniesz się własnej matki przez jakąś... dziewczynę?'

Uchyliła zaspane powieki słysząc cichy płacz dziecka dochodzący zza ściany. Spojrzała w bok, gdzie zazwyczaj spał Bill, lecz tym razem go nie było. Uśmiechnęła się do siebie i już chciała z powrotem powrócić do swojego snu jednak zawahała się zauważając, że chłopak wchodzi do sypialni…

-Mel… Kochanie, śpisz?- Podszedł do łóżka nachylając się lekko nad nią.

-Nie, coś się stało?

-Potrzebuję cię… chodź na chwilkę, proszę…

-Coś z małą?

-Tak jakby…bo to właściwie ona cię potrzebuje.

-Bill o co chodzi? Mówisz takimi zagadkami…- Mruknęła nic nie rozumiejąc, lecz wygrzebała się spod pościeli i podążyła za Wokalistą. Mała Sara już nie płakała tak bardzo, jak przed kilkoma minutami jednak nadal była niespokojna.- Nie możesz jej uspokoić, tak?- Zapytała zerkając na dziewczynkę, a chłopak wyciągnął ją z łóżeczka.

-Przytul ją.- Wyciągnął w jej kierunku ręce z maleństwem.

-No dobrze… ale co za różnica, które z nas to zrobi?- Spojrzała na niego lekko zdezorientowana.

-Bo ja nie jestem kobietą.- Odparł bez wahania.

-Aha?- Zamrugała powiekami nie bardzo orientując się o co właściwie mu chodzi jednak przejęła ostrożnie dziewczynkę z jego rąk od razu przytulając do siebie z czułością. Czarnowłosy uśmiechnął się szeroko zauważając, iż jego domysły się sprawdziły, a mała Sara niemalże natychmiast się uspokoiła w ramionach blondynki.

-Widzisz? Ja wiedziałem, że ona potrzebuje kobiecej piersi.- Skwitował przyglądając się im z zadowoleniem.

-Świetnie to ująłeś… Powiedziała ci?- Uśmiechnęła się pod nosem unosząc na niego swój wzrok.

-Pf… wyczułem to, jako tata. Ale jakby potrafiła, jestem pewien, że by powiedziała.- Stwierdził z przekonaniem.- Jesteś jej bardzo potrzebna…- Westchnął gładząc delikatnie córkę po małej główce. Dopiero dziś zdał sobie sprawę, że czeka go o wiele trudniejsze zadanie niż typowych, młodych rodziców. Jego córeczka straciła poczucie bezpieczeństwa od razu, gdy się urodziła. Nie mogła przytulić się do piersi swojej mamy i poczuć tego bijącego ciepła.

-Bill…- Szepnęła jego imię zauważając nagłą zmianę w wyrazie jego twarzy. Nie musiała się trudzić, aby domyślić się o co chodzi. Dobrze go znała, zresztą nawet to nie jest konieczne do stwierdzenia, czegoś tak oczywistego. Uniósł na nią swoje czekoladowe tęczówki jednocześnie dając do zrozumienia, że nie ma potrzeby, żeby drążyć tego tematu. Obydwoje przecież doskonale wiedzą, jaka jest sytuacja…

-Kocham cię.- Zbliżył się całując subtelnie jej usta.- Kocham całą waszą trójkę, jesteście dla mnie wszystkim.- Dodał uśmiechając się do niej nikle, co odwzajemniła.

-A ty dla nas…

 

#

 

-Tom Kaulitz na zakupach?- Gitarzysta drgnął lekko słysząc za plecami damski głos. Był przekonany, że to jakaś fanka… jednak, gdy tylko się odwrócił doznał szoku, jak bardzo się pomylił. Ujrzał przed sobą dobrze znaną mu blondynkę, która stała jak gdyby nigdy nic wpatrując się w niego z, wbrew pozorom, przyjaznym uśmiechem.- Miło cię znowu widzieć po tylu miesiącach.

-Co ty tu do cholery robisz?- Wykrztusił patrząc na nią, jakby spadła z kosmosu. Nie wierzył własnym oczom.

-Tak myślałam, że się nie ucieszysz. Jednak zaryzykowałam i odważyłam się do ciebie podejść… pomimo tego, że tak cholernie mnie nienawidzisz.- Odparła nie okazując zbytniego przejęcia jego reakcją. Nie spodziewała się przecież, że będzie skakał z radości. I tak dobrze, że się na nią nie rzucił…

-I nie mylisz się. Skąd się tu wzięłaś?!- Serce zaczęło mu bić znacznie mocniej ze złości, którą wzbudzała w nim obecność dziewczyny. Zdążył już zapomnieć o niej i o całej krzywdzie, jaką wyrządziła Carmen i jemu.

-Byłam grzeczną dziewczynką i wyszłam wcześniej.- Uśmiechnęła się niewinnie.- A wy zdążyliście się już ustatkować, z tego co się orientuję? Naprawdę słodko. No i gratuluję ciąży…

-Nawet nie waż się zbliżać do mojej żony, rozumiesz?!- Wysyczał przez zaciśnięte zęby. Nawet nie chciał dopuszczać do siebie myśli, że Carmen mogłaby znowu cierpieć przez tę dziewczynę. A już na pewno, że mogłaby próbować skrzywdzić ich jeszcze nienarodzone dzieci.

-Oh, spokojnie… jestem na warunkowym i nie mam zamiaru wracać do więzienia.- Uniosła ręce w geście obronnym.- Mam zakaz zbliżania się do twojej ukochanej.

-I całe szczęście. Ode mnie też trzymaj się z daleka.

-Oh, Tom… nie pomyślałeś, że się mogłam zmienić?- Zapytała nieco przygaszonym głosem, na co zwrócił uwagę. Cały czas był wobec niej podejrzliwy i niepewny, rzeczywiście wydawała się być inna niż kiedyś. Jednak wciąż jej nie ufał.- Przykro mi, że wyrządziłam tyle zła… chciałabym, żebyś wiedział, że żałuję.

-Tacy ludzie, jak ty nigdy się nie zmieniają.- Rzekł oschle.- I wiedz, że nigdy nie uzyskasz przebaczenia. Nie chcę cię więcej widzieć, ani o tobie słyszeć. Znikaj z mojego życia.

-Naturalnie nie będę ci się naprzykrzać. Jednak mam cichą nadzieję, że kiedyś zmienisz o mnie zdanie… naprawdę się zmieniłam.- Odparła spokojnie po czym posyłając mu delikatny uśmiech odeszła. Nie bardzo wiedział, co ma o tym myśleć. Była bardzo przekonująca, ale przeszłość nie dawała mu spokoju. Trudno jest wybaczyć...tym bardziej takiej osobie.

Odetchnął głęboko uspakajając się i wyciągnął z kieszeni wibrujący telefon. Uśmiechnął się do siebie widząc na wyświetlaczu imię swojej żony i odebrał połączenie.

-Tak Skarbie?

-Tomuś pojechałeś na te zakupy na koniec świata? Twoje dzieci chcą czekoladee…- Zrobiło mu się cieplej na sercu , gdy usłyszał jej głos.

-Powiedz im, że tata już wraca.- Zaśmiał się.- Będę za piętnaście minut.

-No dobrze… stęskniliśmy się bardzo.

-Ja też. Już wracam Kochanie, czekaj na mnie. Kocham was bardzo.

-My ciebiee też. Czekamy, do zobaczenia Kotku.- Zakończyła połączenie, a mężczyzna z uśmiechem na twarzy skierował się do wyjścia.

 

#

 

Leżałam wygodnie na kanapie w salonie oczekując przybycia mojego kochanego męża. I korzystając z okazji, że go nie ma zajadłam się zakazanymi mi przez niego przysmakami… Ja wiem, że powinnam się zdrowo odżywiać i w ogóle, ale przecież jedna paczka chipsów mi nie zaszkodzi, nie? Poza tym muszę spełniać swoje zachcianki, bo jestem w ciąży o. Właściwie to bardziej mam ochotę na coś czekoladowego… ale na to sobie muszę poczekać do powrotu Toma. W telewizji leciał jakiś nudny program, który w najmniejszym stopniu nie wzbudzał mojego zainteresowania jednak nie chciałam, żeby było w domu zbyt cicho, gdyż jestem sama. Wolałam już patrzeć w ten telewizor od niechcenia… ale i tak więcej czasu pochłaniały mi serowe chipsy. Byłam wniebowzięta. Tomuś chyba nie będzie zły…? Na pewno nie… nie wolno się na mnie złościć, ha. Jestem pod ochroną, a co. Nie dość, że jestem w ciąży to mam też tatusia, który wskoczy za mną w ogień. Widujemy się właściwie co dziennie, a jeśli nie możemy, to zawsze do mnie dzwoni i wypytuje o wszystko. Jest cudowny.

-Dzień dobry.- Drgnęłam słysząc nagle kobiecy głos. Podniosłam się od razu odwracając w stronę niespodziewanego gościa i prawie zakrztusiłam się widząc mamę Toma.- Ochrona mnie wpuściła.- Wyjaśniła na wstępie widząc moją minę. Przełknęłam wszystko co miałam w buzi i wytarłam dłonią usta.- Przyjechałam właściwie do Billa, więc nie zawracaj sobie mną głowy…

-Ale Billa nie ma.- Wykrztusiłam.- To znaczy… wyprowadził się właściwie.

-Jak to?- Uniosła brwi zaskoczona. Cholera. I jak ja jej mam teraz powiedzieć, że jej drugi syn związał się z moją siostrą? Z moją ciężarną siostrą… Pierdole.- Dlaczego?

-Zamieszkał z dziewczyną…- Odparłam niepewnie pomijając przy tym parę szczegółów. Może lepiej, aby nie dowiadywała się tego ode mnie?

-Nie wiedziałam, że znalazł sobie dziewczynę… przecież dopiero co stracił Sarę.- Stwierdziła nieco jakby zniesmaczona. No bez przesady… Sara umarła jakieś trzy miesiące temu, poza tym Bill już wtedy z nią nie był od dawna. Może rzeczywiście trzy miesiące to niewiele, ale przecież jej nie kochał…

-Nie musiał daleko szukać.- Mruknęłam jednocześnie postanawiając, że wyjawię jej całą prawdę bez względu na to, jak zareaguje.- Związał się poważnie z moją siostrą.

-Słucham?- Spojrzała na mnie, jak na idiotkę. Warto wspomnieć, że mnie za taką uważa więc… co się dziwić.

-Melanie i Bill są razem od stycznia. Razem wychowują od niedawna małą Sarę i spodziewają się synka.- Uśmiechnęłam się do niej z satysfakcją. Jej mina była bezcenna. Oh, wiem, że jestem wredna. Ale cóż… nie lubię jej, tak jak ona mnie. Nigdy się ode mnie nie uwolni.

-To są chyba jakieś kpiny…- Pokręciła z niedowierzaniem głową i aż usiadła na fotelu. Żeby mi tylko zawału tu zaraz nie dostała… bo nie wiem, czy zadzwonię po pogotowie pff. Żartuję…?- Chyba kompletnie już mu odbiło. Ja nie wiem, co oni wyprawiają.

-Są szczęśliwi?- Odparłam z zapytaniem.- Oh, no rzeczywiście to taka straszna zbrodnia…- Zironizowałam wpatrując się w nią odważnie.- Jak w ogóle śmieli się zakochać? Jakim prawem są szczęśliwi? No wie pani, co? Chyba naprawdę źle zostali wychowani.

-Daruj sobie. Nie mam ochoty cię słuchać.- Podniosła się z miejsca patrząc na mnie złowrogo.- Sama się wszystkiego dowiem od syna. Nie wierzę, że jest, aż tak kolorowo.- Skwitowała z ironicznym uśmiechem. Mój Boże, skąd w tej kobiecie tyle nienawiści! Co ja jej do cholery zrobiłam? No co we mnie jest? Czy ona sobie w ogóle zdaje sprawę, że noszę w sobie jej wnuki…? Że jest we mnie część jej syna…?

-Jestem!- Usłyszeliśmy krzyk dochodzący z przedpokoju, który przerwał nam całą rozmowę…i na szczęście, bo czułam, że wzbierają się we mnie silne emocje.- Spieszyłem się do moich Skarbów…- Po chwili w salonie zjawił się mój mężczyzna obładowany reklamówkami z różnych sklepów. Stanął nieco osłupiały na widok swojej matki i od razu przeniósł swoje zaniepokojone spojrzenie na mnie. Chyba nie musiał się długo domyślać, że po raz kolejny odbyłyśmy nieprzyjemną rozmowę.

-Co tu robisz mamo?- Odłożył zakupy na bok i wbił w rodzicielkę swój beznamiętny wzrok.

-Chciałam poznać swoją wnuczkę. Ale jak się okazuje wiele się zmieniło od świąt.- Oznajmiła chłodno. Nie potrafiła nawet udawać miłej. Jej głos brzmiał po prostu okropnie…

-Owszem.- Przyznał z poważną miną.- Na przykład dowiedzieliśmy się z Carmen, że będziemy mieli bliźniaki.- Uśmiechnął się i podszedł do mnie obejmując moją talię silnym ramieniem. Od razu poczułam się bezpieczniej. Potrzebowałam tego… jego wsparcia i ciepła. Jego miłości. Świadomości, że jest po mojej stronie.- Niesamowite prawda? Jesteśmy przeszczęśliwi! A ty znowu będziesz babcią. Dasz wiarę? Będziesz miała aż dwóch wnuków i wnuczkę. A właściwie to trzech wnuków, bo Melanie niedługo też urodzi. Ha, zaszaleliśmy z Billem, nie?- Wyrecytował cały wręcz promieniejąc, a ona patrzyła na niego w tej chwili dokładnie tak jak na mnie. Jak na kretyna po prostu… Wydrapałabym jej te oczy. Ona nie ma serca…

-Chyba oszaleliście.- Pokręciła głową mrugając przy tym nienaturalnie szybko powiekami. Tomowi diametralnie zrzedła mina.- Co twojemu bratu w ogóle strzeliło do głowy?! Ja czułam, że z tą dziewczyną coś będzie nie tak.

-Ale z Melanie jest wszystko w porządku.- Gitarzysta natychmiast stanął w obronie mojej siostry, za co też byłam mu wdzięczna.- Bill ją cholernie kocha, a ona jego. Jeszcze nigdy w życiu nie byli tak szczęśliwi, przysięgam, że nigdy.

-Boże…- Westchnęła ciężko z rezygnacją.- Nic tu po mnie… zajrzę jeszcze do twojego brata i zapewne wyjadę jak najprędzej. Do was już nawet się nie chce przyjeżdżać… ja naprawdę nie wiem, co wy wyprawiacie.

-A ja nie wiem, co ty wyprawiasz.- Warknął najwyraźniej tracąc ostatki cierpliwości. Nie dziwię mu się… sama miałam ochotę się rozpłakać. To było takie przykre… w dodatku moje hormony też robią swoje.

-Staram się wam przemówić do rozumu.

-Ja pierdole… jaka ty jesteś żałosna! Ty w ogóle… ty nic nie rozumiesz kobieto!- Uniósł się, aż odsunęłam się od niego nieco zaskoczona taką reakcją. Zresztą Simone także była zdumiona.

-Uważaj na słowa. Nie zapominaj do kogo mówisz.- Skarciła go niezadowolona.

-Pierdole to. Co ty sobie wyobrażasz? Jesteś moją matką i oczywiście powinienem cię szanować… ale żeby wymagać od kogoś szacunku, trzeba najpierw samemu tym darzyć drugą osobę. A ty kompletnie masz mnie w dupie. Mnie i moje uczucia. Nie obchodzi cię, że Carmen jest całym moim życiem. A ja ją kocham i będę miał  z nią rodzinę do cholery. I przestań nas gnębić!- Nakazał rozzłoszczony.- Albo zmienisz swoje nastawienie do mojej żony i naszego małżeństwa, albo nie masz po co się tu pojawiać. Nie będę tego dłużej tolerował… twój wybór.- Zakończył stanowczo i odetchnął głęboko.

-Wyrzekniesz się własnej matki przez jakąś…dziewczynę?

-Carmen jest moją żoną. I nie zrezygnuję z niej tylko dlatego, że masz jakieś widzi mi się. Powiedziałem ci już wszystko i nie mam nic więcej do dodania. Przemyśl sobie to lepiej, abyś potem nie musiała niczego żałować.- Oświadczył dobitnie. Widziałam w oczach kobiety wielki zawód i niedowierzanie. To na pewno nie było miłe usłyszeć takie słowa od własnego syna… ale przecież sama do tego doprowadziła.

-Ona cię całkowicie opętała.- Rzekła spoglądając w moją stronę z wyraźną odrazą i nie mówiąc już nic więcej skierowała się do wyjścia. Potem usłyszeliśmy tylko trzask drzwi i nastała głucha cisza. Czułam, jak mocno bije mi serce…

-No… to chyba mamy spokój. Na bardzo długo.- Tom przerwał ciszę i ponownie się do mnie zbliżył całując moje czoło.- W porządku?- Spojrzał mi w oczy, a ja skinęłam niepewnie głową. Musnął delikatnie moje usta, a ja przymknęłam powieki rozkoszując się tą krótką chwilą.- Czemu tak dziwnie pachniesz?- Oderwał się ode mnie marszcząc podejrzliwie brwi.- A to co?- Wyciągnął dłoń w kierunku mojego dekoltu, gdzie jak się okazało zagubił się jeden serowy chrupek… zdrajca! Uśmiechnęłam się niewinnie i zabrałam mu go z ręki szybko wkładając sobie do buzi. Chłopak zaśmiał się w czym mu zaraz zawtórowałam…- Moja niegrzeczna Carmelkaa...- Przyciągnął mnie do siebie chowając w silnym uścisku.- Kocham cię…

 

###

 

A w następnym odcinku:

 

[…]-Po tobie się tego nie spodziewałam… ale okazuje się, że wiele się nie różnisz od brata.- Pokręciła głową i nie czekając na żadną reakcję z jego strony, po prostu spełniła jego prośbę i wyszła. A on i tak wiedział, że wróci wcześniej, czy później. Stał długo  w tym samym miejscu wpatrując się beznamiętnie w podłogę. To była jedna z najtrudniejszych dyskusji w jego życiu.

-Bill… w porządku?- Usłyszał za sobą cichy głos należący do Melanie i zwrócił się w jej kierunku przybierając łagodny wyraz twarzy.

-Tak Kruszynko… Chodź do mnie.- Wyciągnął do niej rękę uśmiechając się ciepło, a blondynka bez wahania zrobiła kilka kroków w jego stronę, aby zaraz ją chwycić i znaleźć się blisko niego.

-Twoja mama…

-Cii…- Przerwał przykładając wskazujący palec do jej pełnych warg.- Nie mów o niej.

 

- Będę już szedł, mam jeszcze parę ważnych spraw do załatwienia na mieście. Ale jeszcze jedno… mam do ciebie słowo na osobności Tom.- Wbił w niego swoje wymowne spojrzenie. To podejrzane… i czemu na osobności? […]


Długo mnie nie było... ale już wróciłam, niestety :D 

Właściwie to stawiam swoją przyszłość z opowiadaniami pod znakiem zapytania, bo wiele się zmieniło przez ten miesiąc zarówno w moim życiu, jak i we mnie. I na chwilę obecną z przykrością stwierdzam, że jestem tu teraz z obowiązku... bo nie lubię czegoś ot tak zostawiać. Jednak możliwe, że to tylko taka chwila, która minie... i być może niedługo się zaaklimatyzuję na nowo. 

Swoją drogą to dziwne, bo wczoraj zaczęłam nowe opowiadanie. A chyba nie powinnam tego robić bez dawnego zapału ;) Ale cóż. Ostatnio zaczęłam ryzykować, jak widać tu także.

Pozdrawiam ;*