niedziela, 28 listopada 2010

139.'Wystarczy, że skinę palcem, a Tokio Hotel przestanie istnieć.'

Czarnowłosy wtargnął do pokoju menadżera bez uprzedzenia, przez co mężczyzna podskoczył wystraszony. A z pewnością miał się czego bać tym bardziej, że nie był sam czego w żadnym wypadku nie spodziewał się wokalista.

-Bill... co ty tu robisz? Chyba należałoby najpierw zapukać.- Rzekł opanowanym głosem menadżer jednocześnie poprawiając swoją nieco wymiętoloną koszulę. Chłopak zlustrował uważnie najpierw Davida, a następnie stojącą obok niego blondynkę. Od razu wydało mu się to podejrzane... ale w tej chwili obchodziła go tylko Sara, więc nie miał zamiaru marnować czasu na romanse menadżera.

-Musimy porozmawiać.- Oświadczył stanowczo.- Monic, wyjdź z łaski swojej.- Mruknął w stronę dziewczyny, która nie miała nawet zamiaru dyskutować. I tak czuła się niezręcznie i wolałaby jak najszybciej zniknąć z jego oczu, co też zrobiła zostawiając ich samych.

-O co chodzi?- Mężczyzna skrzyżował ręce na piersi spoglądając z rezygnacją na Billa. Domyślał się, że chłopak znowu coś wymyślił. On naprawdę nie ma już siły...

-Muszę jechać do domu.- Wypalił, na co Jost parsknął śmiechem. Jednak czarnowłosy wcale nie wyglądał na rozbawionego. Był całkowicie poważny i nawet na moment nie spuścił swojego surowego spojrzenia z menadżera.

-Minęły dwa tygodnie odkąd nie ma tej twojej dziewczyny i co? Już ci się znudziła trasa?

-Nic mi się nie znudziło, po prostu jest problem i muszę go rozwiązać.- Stwierdził.

-Wiesz, co?- Zrobił kilka kroków w jego stronę mając przy tym rozwścieczoną minę.- Mam w dupie twoje problemy.- Syknął mu prosto w twarz.- Jeśli ruszysz stąd swój gwiazdorski tyłek, możesz zapomnieć o zespole!- Zagroził.

-Wywalisz mnie?- Uśmiechnął się ironicznie.

-Nie.- Zaprzeczył odwzajemniając jego gest.- To będzie koniec Tokio Hotel.- Dodał poważniejąc, a wokalista przełknął ciężko ślinę. Nie był pewien, czy menadżer mówi w tej chwili serio, czy tylko go straszy...

-Nie zrobisz tego, nie możesz. Jesteś tylko menadżerem...

-Tylko!? Czy ty siebie słyszysz?! Tylko menadżerem!?- Uniósł się niemalże się na niego rzucając.- Poświęciłem wam całe moje życie i gdyby nie ja nic z was by nie było! Wystarczy, że skinę palcem, a Tokio Hotel przestanie istnieć.

-Tak się składa, że to my mamy fanów, a nie ty!

-Jak dalej będziecie tak się zachowywać, to nawet oni się od was odwrócą. Myślisz, że podoba im się to co wyprawiacie? Dziewczyny, ciąże, małżeństwa... nie jesteście już tymi ludźmi, których pokochały.

-Mamy prawo do własnego życia... powinieneś mnie zrozumieć, sam będziesz miał dziecko!- Okrzyknął pełen nadziei, że takim argumentem coś wskóra.

-Ale ja mam prawie czterdzieści lat, a ty dziewiętnaście. I robisz sobie, co chcesz. Jesteś kompletnie nieodpowiedzialny! Zastanów się co jest dla ciebie najważniejsze. Poświęcisz zespół dla dziewczyny? Tak się składa, że to Tokio Hotel było pierwsze w twoim życiu, a nie ona. I to zespół pokochałeś najpierw! Muzyka jest twoją miłością i zawsze będzie, a z Sarą rozejdziesz się wcześniej czy później. Twój brat też niedługo pewnie zakończy swój związek. Kiedy wy zrozumiecie, że jesteście jeszcze gówniarzami! Nic nie wiecie o życiu.- Wyrecytował z pełnym przekonaniem.

-Nie przyszedłem tu wysłuchiwać twoich kazań... nie jesteś moim ojcem. Chce tylko jechać do Niemiec. Chociaż na kilka dni...- Chłopak złagodniał odrobinę, co nie przyszło mu z łatwością. Miał ochotę po prostu mu przywalić za to co wygadywał, jednak musiał nad sobą panować. Nie potrzebował kolejnych problemów.

-Nie.

-David, ja muszę.- Zacisnął zęby czując jak ponownie złość bierze w nim górę.

-Nie. Powiedziałem nie i koniec. Nie będę z tobą dyskutował. Jeśli chcesz to sobie jedź, lecz mojej zgody nie masz i wiesz co się stanie jeśli wyjedziesz. Ja nie żartuję, Bill.- Oświadczył z powagą, a wokalista już nawet nic nie mówiąc wyszedł trzaskając za sobą drzwiami.


#


-Carmen, kiedy ty zaczniesz myśleć jak dorosły człowiek?- Melanie skrzyżowała ręce na piersi wlepiając we mnie swój poirytowany wzrok. Ona chyba nigdy nie przestanie się czepiać. Niepotrzebnie w ogóle się do niej przenosiłam, teraz co dziennie będzie mi wypominała jak to źle zrobiłam podejmując się opieki nad swoim bratem. Ale przecież ja musiałam! Jak ona może tego nie rozumieć?

-A znasz jakieś lepsze rozwiązanie? Co miałam zrobić?

-Odmówić. Od kiedy ty jesteś taka dobra dla naszej matki, co?

-Właśnie, Mel. To jest nasza matka, kobieta która dała nam życie!- Podniosłam się z miejsca.- Może nie miałam z nią najlepszych kontaktów... ale każdy może się zmienić. I każdy ma prawo dostać kolejną szansę... a ja nie chcę ocknąć się dopiero wtedy, gdy dowiem się że ona nie żyje.- Wyrecytowałam cała przejęta. To naprawdę było dla mnie ważne. Chciałam mieć dobre relacje ze swoją mamą... nawet jeśli nie było między nami zbyt dobrze, przecież można to zmienić! Nie wyobrażam sobie, że kiedyś miałabym żałować tego, czego nie zrobiłam, a mogłam. To chyba ja powinnam wyciągnąć do niej rękę jako pierwsza... jednak ona to zrobiła. Być może zmusiła ją do tego choroba, lecz mimo wszystko odważyła się do mnie przyjść.

-Wierzysz w jej chorobę?

-A ty uważasz, że kłamała?- Spojrzałam na nią z niedowierzaniem. Ja naprawdę nie wiem, co się z nią ostatnio dzieje. To ta ciąża, czy po prostu aż tak bardzo się zmieniła? Gdzie się podziała moja siostra?!

-Myślę, że chciała się pozbyć dziecka po prostu.- Wzruszyła ramionami jakby to było coś oczywistego, a ja niemalże zakrztusiłam się powietrzem. Ona chyba się nie słyszy.

-Niby dlaczego miałaby to robić?

-Żeby móc sobie żyć jak chce... przecież takie dziecko to tylko problem.

-Jak możesz tak mówić? To nasza matka... poza tym niedługo sama będziesz miała syna.- Stwierdziłam krzywiąc się przy tym. Nie mogłam jej normalnie słuchać. Kompletnie jej odbiło...

-No ale ja to co innego. Gdybyś nie straciła pamięci, wiedziałabyś jaka jest nasza matka! Zresztą, to ja zawsze byłam po jej stronie, a ty przeciw. Ja zawsze starałam się bronić naszych rodziców... ale mam tego dosyć. Nie zasługują na to. A ty jesteś naiwna Carmen, cholernie naiwna.

-Może i jestem... ale ja nie potrafię tak po prostu odmówić komuś pomocy. Poza tym... zrobiłam to dla naszego brata... Nie wiem, jak mam ci to wytłumaczyć.- Westchnęłam zrezygnowana i opadłam na kanapę.

-Carmen, zastanów się. Choć raz w życiu pomyśl trochę! Przecież ona się teraz świetnie bawi ze swoim kochankiem, a ty zajmujesz się jej dzieckiem.- Jęknęła patrząc na mnie błagalnie. Mnie nawet do głowy coś takiego by nie przyszło, przecież to idiotyczne.

-Skąd ty możesz to wiedzieć?

-Znam ją lepiej niż ty i wiem dużo więcej. Matthew nawet nie jest twoim biologicznym bratem.- Rzekła na co ja wytrzeszczyłam oczy patrząc na nią jak na idiotkę.- Ty nawet nic nie wiesz, a uważasz, że dobrze postępujesz.

-Czego nie wiem?

-Przecież to oczywiste, że matka zdradziła ojca! I to z tym facetem zaszła w ciążę! Zresztą nie po raz pierwszy...- Mruknęła odwracając się do mnie plecami. Cały czas była zdenerwowana... chyba powinnyśmy trochę przystopować. Nie mogę zapominać, że jest w ciąży... nie chcę, żeby przez nasze kłótnie coś się stało mojemu siostrzeńcowi.

-Chcesz powiedzieć, że mamy jeszcze jakieś rodzeństwo?- Wstałam i podeszłam do niej.

-Nie.- Zaprzeczyła unosząc na mnie swój wzrok.- To ty... ty nie jesteś córką jego...- Wyznała cicho, czego wcale nie zrozumiałam. O czym ona mówi? Jakiego jego?

-Kogo?

-No naszego ojca!- Krzyknęła, a mi nagle zrobiło się niemiłosiernie duszno. Gapiłam się na nią mrugając powiekami jak oszalała.- To dlatego on zawsze tak bardzo cię nienawidził... Matka miała romans... Boże, to wręcz śmieszne... ona sypiała ze swoim uczniem! On miał ledwo skończone osiemnaście lat... Oczywiście nie ma pojęcia o twoim istnieniu. Ja o wszystkim wiedziałam... przypadkiem słyszałam jej kłótnię z ojcem, jak jej to wypominał... Miałam wtedy może osiem lat, to było straszne. Nadal nie mogę w to uwierzyć... To zwykła szmata, Carmen.- Spojrzała mi gwałtownie w oczy. Widziałam, jak po jej policzkach spływają łzy. Sama byłam w tak ogromnym szoku, że nie potrafiłam nic z siebie wydobyć. I w ogóle co ja miałabym powiedzieć? Właśnie dowiedziałam się, że nigdy nie znałam swojego taty. Że żyłam cały czas w nieświadomości... i że tak wiele straciłam. Straciłam miłość ojca... bo może, gdybym nazywała tatą właściwego człowieka, moje życie wyglądałoby zupełnie inaczej. Nie byłoby w nim tyle cierpienia i nienawiści.- Ja... starałam się ją zrozumieć... powtarzałam sobie ciągle, że mimo wszystko to moja matka... że powinnam ją kochać i szanować... ale ja już dłużej nie potrafię. Tak bardzo mnie skrzywdziła... skrzywdziła nas wszystkich. To ona doprowadziła ojca do takiego stanu... to przez nią stał się taki bezuczuciowy, zimny... ona zniszczyła naszą rodzinę. I nigdy... nigdy jej tego nie wybaczę.- Powiedziała łamliwym głosem.- Obiecałam sobie, że się tobą zaopiekuję... że będę cię przed nią chronić... że nie pozwolę, aby zniszczyła ci życie. Ale ona znowu się pojawiła... i choćby nie wiem, co ci mówiła... ona nie może mieć dobrych zamiarów, rozumiesz? To przebiegła żmija, która wszystko doskonale sobie zaplanowała... Nie pozwolę jej się do ciebie zbliżyć.- Złapała mnie za ramiona przyciągając do siebie i mocno przytuliła. Rozpłakałam się jak dziecko dając upust emocjom, które się we mnie zebrały. Być może było to coś więcej... uczucia kłębiące się we mnie od wielu lat...


#


Dziewczyna odetchnęła głęboko kilka razy, po czym złapała za klamkę następnie otwierając białe drzwi gabinetu lekarza. Sama nie wiedziała, czemu czuła się tak bardzo zestresowana. Na pewno ostatnie wydarzenia miały wpływ na jej samopoczucie... cały czas czuła się przybita i nawet nie chciało jej się żyć. Pragnęła zapomnieć o Billu, żyć tak jakby nigdy go nie było. Jednak to niemożliwe... tym bardziej, że nosi pod sercem jego cząstkę, która już do końca życia będzie jej o nim przypominała. Kompletnie nie wiedziała, jak sobie poradzi sama... Bill zawsze potrafił ją uspokoić i dodać otuchy, a teraz już nikt tego nie zrobi. Ona nawet nie ma zamiaru szukać kogoś innego, kto mógłby przy niej być. Już nigdy więcej nikogo nie pokocha. Teraz jedyną najważniejszą osobą w jej życiu będzie to maleństwo, które za niespełna sześć miesięcy przyjdzie na świat.

-Dzień dobry panno Dion, zapraszam.- Usłyszała przyjazny głos kobiety w fartuchu, dopiero teraz zdała sobie sprawę, że stoi w drzwiach jak kołek wpatrując się beznamiętnie w lekarkę.

-Dzień dobry.- Mruknęła i zamknęła za sobą drzwi podchodząc do biurka.

-Proszę usiąść.- Poleciła jej od razu zaglądając w kartę pacjenta.- Jak się czujesz?

-Chyba dobrze... to znaczy jestem zdrowa, nic mi nie jest...- Odparła niepewnie. Nie wiedziała, czy powinna mówić o swoim stanie psychicznym, który nawet nie można było uznać za umiarkowanie dobry.

-Hm... to znaczy, że nie narzekasz na ciążę? Nic cię nie boli?

-Wszystko jest dobrze.- Potwierdziła uśmiechając się nikle.

-W takim razie zrobimy usg.- Stwierdziła podnosząc się ze swojego miejsca.- Chodź, połóż się... popatrzymy sobie na dzidziusia i może nawet zobaczymy jakiej jest płci.- Wskazała jej klozetkę, na której dziewczyna po chwili się ułożyła podwijając bluzkę do góry i ukazując swój delikatnie zaokrąglony brzuch. Poczuła przyjemne dreszcze na ciele na samą myśl o poznaniu płci dziecka... ta ciąża ostatnio zaczyna wydawać jej się coraz bardziej niesamowita. Kobieta nie zwlekając rozsmarowała na jej skórze specjalny żel po czym przyłożyła urządzenie wyszukując odpowiednie miejsce, które można było widzieć na ekranie monitora.- Dzidziuś nam się świetnie ułożył.- Stwierdziła z wesołym uśmiechem.- A chcesz poznać płeć, czy wolisz zaczekać? Czasami kobiety wolą dowiadywać się o płci dziecka w towarzystwie partnerów, albo w ogóle czekać do porodu, choć to już rzadziej.- Spojrzała na nią z zapytaniem. Blondynka od razu pomyślała o Billu... z pewnością chciałby przy tym być. Przynajmniej tak jej się wydawało... tylko, że jego nie ma. Nie ma i nie będzie.

-Nie chcę czekać. Chcę już wiedzieć...- Odparła cicho patrząc z uwagą na monitor, gdzie widniały zarysy postaci dziecka...

-To proszę... tu mamy główkę, rączki... jest serduszko... no i nóżki.- Lekarka zaczęła wskazywać na poszczególne części ciała chcąc nieco rozjaśnić jej obraz.- No... i wygląda na to, że będzie córeczka.- Rzekła, a Sara poczuła niecodzienną radość w sercu. Cieszyłaby się niezależnie od płci, ale i tak teraz czuła się wyjątkowo szczęśliwa. To po prostu było coś niesamowitego.


###


Wiecie co? Niedługo kogoś zabiję :D Z opowiadania oczywiście... xd

pozdrawiam ;*


środa, 10 listopada 2010

138.'Kłamstwo zabija przyjaźń, prawda zabija miłość.'

Siedziałam wraz z braciszkiem przed telewizorem i oglądałam bajki, kiedy usłyszałam jak Sara schodzi po schodach coś za sobą taszcząc. Od razu odwróciłam się w jej stronę z zainteresowaniem się jej przyglądając. Nie wyglądała najlepiej... a co gorsza wlokła za sobą torbę. Podniosłam się z miejsca podchodząc do niej, a ona nawet na mnie nie spojrzała. Bez słowa udała się do przedpokoju.

-Sara?- Ruszyłam za nią, chciałam złapać ją za ramię, jednak ta odskoczyła ode mnie jak oparzona.

-Nie dotykaj mnie.- Syknęła, a jej wzrok przepełniony był pogardą. Zupełnie, jakbym wyrządziła jej coś złego... ale ja nawet nie wiem, co się stało!

-Co ty robisz? Dokąd idziesz?

-Wyprowadzam się, możesz to przekazać Billowi. I niech nawet do mnie nie zdzwoni.- Zastrzegła z goryczą w głosie.

-Co się stało?

-Ty też się ode mnie odwal.- Warknęła i nie pozwalając mi już nic powiedzieć wyszła trzaskając za sobą drzwiami. A ja stałam jak kołek w przedpokoju z łzami w oczach nie wiedząc co robić. Kompletnie nic nie rozumiem... co ja jej zrobiłam? Co zrobił Bill? Co się w ogóle stało... przecież jeszcze jakąś godzinę temu wszystko było w porządku. O co chodzi?

Nie zastanawiając się dłużej wyjęłam z kieszeni telefon wybierając numer Toma. Musiałam powtórzyć to kilka razy, aby w końcu odebrał.

-Co jest Skarbie?

-Nie wiem co się stało, Tom... Sara nagle się wyprowadziła i w ogóle zachowuje się, jakbym jej coś zrobiła, a ja nie wiem o co chodzi... Bill z nią rozmawiał?- Wyrzuciłam z siebie w pośpiechu.

-Nie... Tylko na Skype, ale nie pokłócili się. Powiedziałby mi.

-To co się stało?- Zapytałam płaczliwym już głosem. Przestawałam panować nad emocjami.

-Nie mam pojęcia... ale nie denerwuj się. Pogadam z Billem, może on coś będzie wiedział. Tylko się nie martw... będzie dobrze.- Uspakajał mnie zatroskanym głosem. Naprawdę chciałam w to wierzyć, ale miałam złe przeczucia. To wszystko nie wyglądało w najmniejszym stopniu dobrze.

-To daj mi znać, jak się czegoś dowiesz...- Poprosiłam.

-Jasne. Zaraz z nim pogadam i do ciebie oddzwonię.- Zapewnił mnie.- Nie martw się. Kocham cię.

-Ja ciebie też. Pa.- Rozłączyłam się oddychając głęboko. Wystraszyłam się... bo to wcale nie był jeden z jej kaprysów. Czułam się jakbym właśnie straciła przyjaciółkę... ale najgorsze jest to, że nie wiem nawet dlaczego! Przecież nic nie zrobiłam...


#


Gitarzysta wszedł do pokoju brata bez uprzedzenia sprowadzając na siebie wzrok wszystkich znajdujących się tam osób. Zlustrował całą trójkę przyjaciół wzrokiem od razu zauważył, że coś jest nie tak po ich czerwonych twarzach i zaszklonych oczach.

-Co jest?

-Nic.- Odparł Gustav od razu poważniejąc.- Tak sobie rozmawiamy...- Wzruszył niewinnie ramionami, co w najmniejszym stopniu nie przekonało Toma.

-O czym?

-A takie tam... nieważne.

-Bill? Przypadkiem nie podzieliłeś się z naszymi przyjaciółmi jakimiś informacjami?- Chłopak skrzyżował ręce na piersi wbijając swoje spojrzenie w bliźniaka.

-Ale jakimi?

-To miało zostać między nami.

-Ale co?

-Ty już dobrze wiesz co, zdrajco.- Burknął mrużąc oczy.- Co z ciebie za brat, który nie potrafi dotrzymać tajemnicy!- Zarzucił mu zapominając na chwilę po co w ogóle tu przyszedł.

-Nie przesadzaj, przecież to nic takiego.

-No właśnie... nikomu nie powiemy!- Zapewnił go Gustav chcąc nieco wspomóc przyjaciela. A przed chwilą jeszcze niby nic nie wiedzieli.

-Nieważne.- Mruknął.- Jest problem z twoją dziewczyną.

-Z moją?!- Wypalił nagle perkusista podrywając się z miejsca, jednak zaraz znowu je zajął zdając sobie sprawę, że nie ma dziewczyny. Zresztą jako jedyny z całego zespołu, to przygnębiające.

-Billa.- Mruknął Tom patrząc dziwnie na przyjaciela.

-Z Sarą?! Coś z dzieckiem!? Mówiłem, że ona musi być ze mną! Mówiłem!- Zaczął krzyczeć wokalista niemalże biegając po całym pokoju.- Wy zawsze coś wymyślicie!

-Zamknij się.- Uciszył go.- Nic z dzieckiem, tylko z nią. Nie wiem, co odstawiłeś, ale spakowała się i wyszła.- Wyjaśnił starając się być przy tym całkowicie spokojnym. Jemu samemu to wszystko nie odpowiadało, oczywiście ze względu na Carmen, która teraz została sama ze swoim bratem i w dodatku bardzo to przeżywa.

-Co?!

-To co powiedziałem. Weź coś zrób... ona nic nie powiedziała, tylko po prostu się wyprowadziła. Carmen też nie wie o co chodzi...

-Ha, pewnie znowu ma jakiś kaprys.- Stwierdził nagle czarnowłosy od razu się uspakajając. Odetchnął głęboko i usiadł na krześle.- Ona zawsze musi coś odstawić, kiedyś zawału przez nią dostanę.- Dodał wyciągając swój telefon z kieszeni, który zaraz przyłożył do ucha wybierając wcześniej numer Sary.- Nie odbiera. Georg, twoja dziewczyna też tak znosiła ciążę?- Wokalista spojrzał pytająco na basistę, który od razu zaprzeczył kręcąc głową.- Bo ja już nie mam do niej słów. Naprawdę jestem cierpliwy... ale teraz to już chyba przegięła. Nie dość, że wróciła do Niemiec to jeszcze wyprowadziła się z domu? I dokąd ona niby poszła?! I to jeszcze sama?! Przecież może jej się coś stać!- Ponownie zaczął panikować zdając sobie sprawę z powagi sytuacji. Kompletnie nie wiedział, co odbiło jego dziewczynie i nie wiedział też co ma robić. Jakby chociaż znał powód jej zachowania...

-Może zadzwoń do jej rodziców?- Zaproponował Gustav.- Chyba do nich jako pierwszych by się udała.

-No nie wiem... nie są zadowoleni z ciąży. Chyba nie poszłaby do ludzi, którzy nie chcą naszego dziecka? A jak poszła i oni każą jej je usunąć?!- Wstał gwałtownie patrząc z przerażeniem na przyjaciół.- Ja muszę tam jechać! Oni mi dziecko zabiją!

-Bill, nie przesadzaj... Sara na to nie pozwoli.

-A kto ją tam wie! Ty nie wiesz, jak ona potrafi się dziwnie zachowywać... te jej hormony całkowicie nią zawładnęły. Poza tym jak się na mnie obraziła, czy coś i jeszcze rodzice będą ją przekonywać to jest bardzo możliwe... a ona przecież nie cieszyła się z tego dziecka...

-Ty naprawdę myślisz, że mogłaby to zrobić?

-A jeśli właśnie po to się wyprowadziła?!

-Czemu od razu zakładać najgorsze? Może po prostu chciała odpocząć... oderwać się od wszystkiego i w ogóle.- Zasugerował Georg starając się załagodzić jakoś sytuację. Wizje Billa były naprawdę przerażające.

-Sara taka nie jest... ona w ogóle jest inna.- Skwitował wokalista.- Chyba dlatego się w niej zakochałem.- Zmarszczył brwi zastanawiając się przez chwilę.- Dobra... będę do niej dzwonił do wieczora, jeśli nie odbierze idę do Josta i jutro wyjeżdżam. Przecież muszę wiedzieć co z nią.- Zadecydował stanowczo.


#


-Sara? A ty nie wyjechałaś?- Kobieta spojrzała ze zdziwieniem na swoją córkę, która bez słowa weszła do domu nawet nie patrząc na zaskoczoną matkę.- Stało się coś?- Zamknęła drzwi podążając za dziewczyną do kuchni.- Odeszłaś od tego chłopaka?- Zapytała widząc, że blondynka przytaszczyła ze sobą torbę.- No powiedz coś dziecko!

-Tak, odeszłam od Billa.- Odezwała się w końcu i usiadła przy kuchennym stole wbijając wzrok w jego blat. Miała ochotę znowu się rozpłakać. Czuła się tak okropnie... nadal nie mogła uwierzyć, że Bill mógł jej coś takiego zrobić. Zawsze był idealny. Nigdy nie mogła na niego narzekać... przecież to ona zawsze odstawiała cyrki i była nieznośna, a tymczasem on rozwalił ich związek.

-Dlaczego?! Przecież będziesz miała z nim dziecko!

-Wiem, ale nie będę żyła z człowiekiem, który oszukiwał mnie w tak perfidny sposób!- Wykrzyczała podnosząc się gwałtownie z miejsca.- Mam nadzieję, że mogę u was zostać...- Dodała uspakajając się znacznie i pozostawiając zszokowaną rodzicielkę samą sobie, skierowała się na piętro do swojego dawnego pokoju. Gdy tylko przekroczyła jego próg rzuciła się na łóżko, a z jej oczu wypłynęły nowe łzy. Jeszcze nigdy nie czuła się tak bardzo zraniona i zagubiona. Kochała Billa, jak nikogo innego. Mieli razem stworzyć rodzinę... Tylko dzięki temu, że przy niej był czuła się w miarę dobrze ze świadomością, że jest w ciąży. Bo wiedziała, że z nim sobie poradzi... że razem uda im się wychować dziecko i być szczęśliwym. A teraz? Została sama... to prawda, że z własnej woli. Ale nie potrafiłaby dłużej przebywać pod jednym dachem z Carmen, która właściwie odebrała jej chłopaka. Ją także winiła, choć nie miała pewności, czy przyjaciółka cokolwiek wie na ten temat. Ale przecież pisał o ich pocałunku... więc jednak coś musiało się wydarzyć. Tylko jakim prawem? Carmen podobno kocha tylko Toma... jak w ogóle mogłaby zrobić mu coś takiego. Jak mogła zrobić coś takiego własnej przyjaciółce!

Podniosła się do pozycji siedzącej czując wibracje w kieszeni. Domyślała się, kto to. Carmen oczywiście zdążyła już powiadomić o wszystkim chłopaków i teraz wydzwaniają do niej praktycznie wszyscy na zmianę. Najwyraźniej nie dotarło do nich, że dziewczyna chce mieć święty spokój. Wyciągnęła komórkę i z trudem odczytała wyświetlone imię na ekranie, cały widok zamazywały jej łzy. Choć nie miała ochoty z nikim rozmawiać, a już na pewno nie z Billem odebrała połączenie chcąc mieć to już za sobą.

-Sara!? W końcu! Kochanie, co ty wyprawiasz? Co się dzieje? Wszyscy tu odchodzimy od zmysłów... gdzie jesteś? I co się w ogóle stało?- Zasypał ją swoimi pytaniami. Kiedyś jego głos sprawiał jej radość, a teraz gdy go słuchała czuła jedynie wstręt i nie miała pojęcia dlaczego wciąż go kocha.

-Przestańcie do mnie wydzwaniać, a szczególnie ty.- Odezwała się w końcu chłodnym i stanowczym głosem.

-Dlaczego? Co ja zrobiłem? Sara... porozmawiaj ze mną...

-Rozmawialiśmy Bill, nie jeden raz rozmawialiśmy, a ty tak po prostu to przemilczałeś! Zniszczyłeś wszystko, rozumiesz?! Zniszczyłeś! Teraz już za późno, nie chcę ciebie słuchać... nie chcę cię znać.- Powiedziała przez łzy i już nic ją nie obchodziło. Nie miała nawet zamiaru czekać na jego odpowiedź, rozłączyła się następnie wyłączając telefon. I znowu opadła na poduszki zanosząc się płaczem...


Kłamstwo zabija przyjaźń, prawda zabija miłość.*


#


To wszystko jest jakieś chore. I szlag mnie trafia bo nic nie rozumiem. Nie potrafię tak sobie normalnie żyć wiedząc, że coś jest nie tak. W dodatku czuję się naprawdę dziwnie odkąd wyszła Sara. Zostałam sama w wielkim domu z małym dzieckiem... we dwie było zdecydowanie raźniej. No, ale nie to jest najgorsze... ja po prostu nie wiem co się dzieje. Nawet nie potrafię się zająć Matthewem... na szczęście to mądre dziecko i zawsze znajdzie sobie jakieś zajęcie. Chwała temu kto wymyślił zabawki...

Zaczynam żałować, że zdecydowałam się wrócić do Niemiec bez Toma. Może gdybyśmy zostały przy swoich partnerach nic by się nie wydarzyło, może nadal wszystko byłoby w porządku. A tak... minęły zaledwie dwa tygodnie odkąd wróciłyśmy i już coś jest nie tak. Wiem, że to coś poważnego... to musi być coś poważnego. Sara może i jest kapryśna i ma dość trudny charakter, ale nigdy nie zachowałaby się w taki sposób przez jakąś głupotę. Na pewno ma to związek z Billem... tylko, co ja mam z tym wspólnego? Mogłam ją jakoś urazić? Ale jak... przecież ostatnio nawet się nie pokłóciłyśmy. Było między nami lepiej niż kiedykolwiek. Spędzałyśmy ze sobą dużo czasu i naprawdę świetnie się bawiłyśmy w swoim towarzystwie, jak za dawnych lat. Musiałam coś przegapić... jakiś moment, który zmienił wszystko. Przecież nigdy jeszcze nie zdarzyło się, aby tak mnie potraktowała. Jesteśmy przyjaciółkami... powinna ze mną porozmawiać jeśli coś się stało, a skoro tego nie zrobiła... czy ja też ponoszę jakąś winę? Żebym chociaż się domyślała o co może chodzić... ale to dla mnie kompletny szok. Po prostu nic nie wiem. Zupełna pustka i bezradność.

-Mel... mogłabym u ciebie trochę pomieszkać?- Westchnęłam ciężko do słuchawki. Nie chciałam być sama. Potrzebowałam kogoś, żeby chociaż móc porozmawiać. A do kogo innego miałabym się zwrócić, jak nie do własnej siostry?

-Przecież to nadal twój dom.- Stwierdziła.- A coś się stało?- Zapytała zaniepokojona.

-Nie wiem... Po prostu Sara się wyprowadziła, a ja nie wiem o co chodzi. Potraktowała mnie jak swojego najgorszego wroga i nawet nie raczyła nic wyjaśnić. Po prostu sobie wyszła jak gdyby nigdy nic! I nie odbiera telefonu... w ogóle go wyłączyła, olała nas wszystkich i gówno ją obchodzi, że się martwimy.- Wyżaliłam się w bardzo szybkim tempem. Musiałam to z siebie w końcu wyrzucić...- Zostałam sama z Mattem i nie radzę sobie...- Dodałam nieco ciszej.

-Pakuj go i przyjeżdżajcie do mnie.- Poleciła bez wahania.- Ktoś musi się tobą porządnie zająć.

-Ale nie jest tak źle... Tylko nie mogę się skupić, nie chcę żeby przez to ucierpiał nasz brat.

-To w ogóle nie był dobry pomysł, żebyś podejmowała się opieki nad nim.- Skwitowała z niezadowoleniem.- Powinnaś najpierw myśleć, zanim coś robisz.

-Mel, przecież nie mogłam jej odmówić. Co ona by z nim zrobiła? To nasza rodzina...- Mruknęłam poirytowana.- Zresztą... rozmawiałyśmy już o tym. I teraz nie praw mi kazań... Będziemy u ciebie za jakąś godzinę.

-No dobra, ale i tak sobie z tobą jeszcze pogadam na ten temat.- Zastrzegła. Już dawno nie była wobec mnie taka stanowcza. Przypomniały mi się dawne czasy, jak to zawsze mnie pilnowała i o mnie dbała. Traktowała mnie prawie jak własną córkę... a potem wszystko tak zaczęło się zmieniać. Chyba po prostu dorosłam. Choć jak widać niezupełnie... może to wszystko za szybko się dzieje? Czy ja w ogóle za tym nadążam? Nie żałuję niczego... ale czuję jakąś pustkę. Jakby mi czegoś cały czas brakowało. I chyba oddalam się od siostry... Wydaje mi się, jakby każda z nas żyła w innym świecie bez tej drugiej. Może najwyższy czas się przyzwyczaić.

-Do zobaczenia.- Zakończyłam połączenie i schowałam telefon spoglądając na bawiącego się Matthewa. Dla niego wszystko jest takie proste i kolorowe... też bym tak chciała. Szkoda, że życie nie może być wieczną beztroską...


###


*Morgan Charles Langbridge


Tak więc... odcinka nie było dość długo, jak na mnie... nie dlatego, że nie miałam po prostu nie publikowałam tak o xd

Ostatnio zastanawiałam się do czego mi anonimowość... i stwierdziłam, że do niczego. Tak naprawdę nie ma żadnej Ka., to fikcyjna postać tak jak całe te opowiadanie jest fikcją... być może o to w tym wszystkim chodzi, aby być tajemniczym, może czuć w tym jakąś magię... ale ja osobiście nie chcę już niczego udawać. Nie wstydzę się swojej pasji i tego kim naprawdę jestem. Myślę, że to wielki krok do przodu potrafić przyznać się do samego siebie, umieć powiedzieć o wszystkich swoich wadach... i takie tam. Nie chcę być już anonimowa. Bo jestem prawdziwa... i to nie Ka. pisze te wszystkie opowiadania... Jeszcze przed wczoraj byłoby to dla mnie trudne, ale teraz już nie. Ale nie będę się tutaj rozpisywać... W linkach zamieszczę swoje profile, które mam w internecie i jeśli ktoś chce wiedzieć kim naprawdę jestem to proszę bardzo... To tyle z mojej strony. 

Pozdrawiam ;**