wtorek, 21 marca 2017

023. "Boisz się mnie?"

Rozdział 23


Plan wydawał się prosty. Gorzej było z wciągnięciem w niego Billa i Gustava. Ile było marudzenia przy tym… Ale skoro mamy robić głupie rzeczy i narażać się Jostowi to wszyscy razem! Bill zgodził się szybciej. Wystarczyło mu wspomnieć o zakupach. Gustav zaś był bardziej oporny. Udało mi się go namówić, dopiero gdy zagroziłam, że wywlokę go za uszy.  No i jakoś się wymknęliśmy... całą piątką, bo dołączyła do nas oczywiście Sara. Ku mojej radości, udało jej się znowu wyrwać i nie będę jedyną kobietą w tym zacnym gronie.
Na pierwszy rzut poszło centrum handlowe. W końcu tam było wszystko, co nam potrzebne do szczęścia.  Zamierzaliśmy kupić trochę rzeczy, by mieć jakiekolwiek pamiątki. Choć mi w sumie było to zbędne. Nie bardzo chciałam mieć cokolwiek z tego miasta. Jednak mimo wszystko cieszyłam się, że stworzę nowe wspomnienia z nim związane. Lepsze. I tego się trzymałam. Poza tym przy tych ludziach nie dało się nawet zamartwiać czymkolwiek. Ciągłe wygłupy i śmiechy nie miały końca. Ogarnęliśmy się dopiero w galerii, żeby nie zwracać na siebie zbytniej uwagi. Był z nami ochroniarz, więc jakby co mieliśmy pomoc. Ale i tak lepiej nie wywoływać wilka z lasu. Gustav w pewnej chwili postanowił nas opuścić, twierdząc, że musi koniecznie do toalety. Zapewnił nas, że da sobie radę, więc puściliśmy go samego. W końcu jest duży! Poza tym, co mu może się stać w galerii? Co najwyżej jakaś fanka zechce zrobić sobie zdjęcie. Ostatecznie może się jeszcze zgubić, ale wtedy też nie problem się odnaleźć. Mamy przecież telefony.
– Chodźmy do tego z bielizną! – wykrzyknął nagle Bill, co nas zdziwiło.  Naprawdę nie wiem, co go tak zafascynowało. Czyżby nagle zapragnął posiadać kolorowe bokserki, które widniały za szybą na manekinie?
– Oczywiście… – mruknęłam, nawet nie zdążyłam niczego więcej dopowiedzieć, a Czarny wraz ze swoim bratem zniknęli w pomieszczeniu. Sara uśmiechnęła się tylko pod nosem i udała się za nimi, nie pozostawiając mi wyboru. No naprawdę? Chyba nie tylko ja mam słabość to facetów o nazwisku Kaulitz.
Sklep był zwyczajny, jedyne co go różniło od innych to towar i nazwa. W większości była tu bielizna damska. Tym bardziej nie rozumiałam, czego szuka tutaj Bill. Bo wątpię, że chodziło mu o te bokserki… a może? Ale przecież one są brzydkie! Trzeba mu to z głowy wybić!
– Sara, pilnuj Billa, żeby nie kupił tych ohydnych kolorowych bokserek! – Szturchnęłam przyjaciółkę, która odwróciła się w moją stronę z wielkim bananem na twarzy.
– A myślałam, że ty Toma oglądasz w bokserkach…
– Przestań. Ja nikogo nie oglądam w bokserkach – zaprzeczyłam jej słowom i mogę się założyć, że poczerwieniałam na twarzy. Nie ze złości, ale ze wstydu.
– Aa… no jasne, ty oglądasz go bez! – zapiszczała i szybko ode mnie uciekła, chowając się zaraz za jakimś manekinem, przy którym stał Bill. Po chwili zauważyłam, jak żwawo z nim o czymś dyskutuje.  Udam, że wcale tego nie powiedziała. Westchnęłam ciężko i wyszukałam wzrokiem Toma… Uniosłam brwi, gdy dostrzegłam go molestującego jakieś koronkowe majtki. Wątpię, żeby mu się do czegoś przydały.
Podeszłam do niego z chytrym uśmiechem. To było silniejsze.
– Podobają ci się? – zapytałam niespodziewanie, co go wystraszyło, bo aż drgnął.
– A tak… Ekhm. – Odłożył ową rzecz i rozglądnął się po sklepie. – Ale to bardziej. I chętnie bym cię w tym zobaczył. – Wyszczerzył się, pokazując mi jakiś koronkowy, biały komplet. Przeznaczony ewidentnie na noc poślubną. Spodziewałam się, że go speszę, a tymczasem on zachowywał się całkowicie naturalnie, macając damską bieliznę na moich oczach.
Zmierzyłam go wzrokiem, myśląc przez chwilę.
– Musiałbyś być moim mężem – stwierdziłam z poważną miną i wzięłam do ręki ten komplet, oglądając go z każdej strony. Był śliczny, trzeba przyznać. Nawet rozmiar się zgadzał. Ale kto nosi takie rzeczy bez powodu? Tak… Ja zdecydowanie nie miałam powodów, by posiadać coś takiego. I nieważne, że Kaulitz rzucił głupim tekstem, że chciałby mnie w tym zobaczyć. To wszystko kolejna głupia gierka.
– Jakbym był,  to wtedy byś to kupiła i mógłbym cię w tym oglądać? – zapytał, niczym małe dziecko. Czasami właśnie tak brzmiał. Jak mały chłopczyk.
– Jasne! A nawet bez tego… – potwierdziłam, uśmiechając się pod nosem. W ogóle na niego nie patrzyłam. Wiem, że gdybym to zrobiła, to bym się roześmiała, a wtedy nie wyszłoby poważnie. A mi się bardzo podobało nakręcanie go w taki sposób.
– No dobra… Wyjdziesz za mnie?!
I w tym momencie przestało mi się podobać. Oj bardzo szybko mi się przestało podobać!
Nagle uklęknął przede mną, łapiąc mnie za rękę. Zadrżałam, wytrzeszczając oczy z niedowierzania. Byłam pewna, że to tylko żarty, ale to nie zmieniało faktu, że wprawił mnie w osłupienie. Kto robi takie rzeczy w miejscach publicznych dla żartów?! A jak gdzieś tu się kręcą paparazzi!?
– Boże, Tom wstawaj! – syknęłam, czując na sobie coraz więcej spojrzeń. Co za idiotyczna sytuacja!
– Zostaniesz moją żoną? – powtórzył propozycję, nie odrywając ode mnie wzroku. Wiedziałam, że jak nie odpowiem, to się nie podniesie. Nie będę ukrywała, że znam go lepiej niż ktokolwiek inny. Z wyjątkiem Billa oczywiście.
– Tak! – dałam mu odpowiedź, która go usatysfakcjonowała i o to chodziło. – A teraz wstawaj – rozkazałam, a chłopak posłusznie podniósł się i stanął naprzeciwko mnie z wielkim uśmiechem. Co za głupek! No nie wierzę, co z nim jest nie tak!?
– Gdzie jedziemy w podróż poślubną?
– Przystopuj trochę. Jeszcze daty ślubu nie ustaliłeś, a już chcesz wyjeżdżać – zwróciłam mu uwagę, dusząc w sobie śmiech. Cholera, to było idiotyczne, ale i tak mnie bawiło. Co on ze mną robił? To jakieś szaleństwo. – Poza tym, nie widzę pierścionka… – dodałam i wyminęłam go, łapiąc przy okazji za strój, który tak mu się podobał. Właściwie czemu miałabym tego nie mieć w swojej szafie...?
Dogadałam się jakoś z ekspedientką, trochę po angielsku, trochę po polsku i coś z tego wyszło. Chyba trzeba podszkolić język. Zapakowała mi komplecik w ładną torebeczkę i kulturalnie podziękowała za zakup.
Gdy tylko odeszłam od kasy, dopadła mnie Sara. Miała dzisiaj bardzo dobry humor, co mnie cieszy. Chyba spodobał jej się Bill, w każdym razie bardzo dobrze się dogadują.
– Carmen, co ty tam kupiłaś? Udało mi się powstrzymać Billa przed tymi bokserkami, wiesz, że on naprawdę chciał je kupić?
– To uwierz mi, kochana, że uratowałaś całą ludzkość, wybijając mu to z głowy! – Zaśmiałam się, klepiąc ją z uznaniem po ramieniu. Przy okazji udało mi się uniknąć odpowiedzi na jej pytanie. Uff. Nie musiała wiedzieć o tej całej głupiej akcji z Tomem. Jeszcze by sobie coś o mnie pomyślała…
–A jak! – Wypięła się dumna ze swego czynu i chyba całkowicie zapomniała, że w ogóle o coś mnie pytała. Ha, za to ją kocham. Jest taka roztrzepana.
– Możemy już iść dalej – zakomunikował Czarny, podchodząc do nas. On również miał niewielką reklamówkę. Czyli Sara pomogła wybrać mu coś znacznie gustowniejszego. Jak my wszyscy ładnie ze sobą współpracujemy.
– A gdzie Tom? – Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu głowy pełnej dredów przysłoniętej czapką, ale nigdzie jej nie dostrzegłam.
– Jeszcze przed chwilą próbował dogadać się z jakąś kobietą, a ona strzeliła mu z liścia… – odpowiedział zadowolony,  jakby miał jakąś satysfakcję z tego, że jego brat dostał w twarz od kobiety.  To mnie zaskoczyło, choć może nie powinno. W końcu to Tom, nie? Musiał coś nabroić.
– Zaczekajmy może przy wejściu? Jeszcze przecież Gustav musi nas znaleźć – zaproponowała Sara, przypominając nam o jeszcze jednej osobie. Uznaliśmy, że to dobry pomysł i skierowaliśmy się do wyjścia, aby tam zaczekać na dwie zguby. Na Toma długo czekać nie musieliśmy. Już po chwili ze sklepu wyłoniła się jego sylwetka. Nie wyglądał na zbyt szczęśliwego, ale nie patrzyłam na niego zbyt długo. Jakoś mój wzrok sam uciekał…
– Idziemy po Gustava, nie ruszajcie się stąd – zarządził Bill, który pewnie zaczynał się już martwić o przyjaciela. Może nie mógł nas znaleźć? Skinęliśmy głowami, a Bill wraz z Sarą oddalili się w kierunku toalet.
Staliśmy tak sobie w milczeniu. Nie wiem czemu, ale ściskałam tę reklamówkę tak mocno, że aż ręka mi się pociła. Ta cisza była dziwna. Gnębiąca wręcz. Zastanawiałam się, o czym on tak myśli, czemu nic nie mówi. Może przejął się czymś? Może tą kobietą, co go uderzyła…
– Bolało? – Wyskoczyłam nagle,  spoglądając na lekko zaczerwieniony policzek Kaulitza. Popatrzył na mnie zaskoczony, jakbym powiedziała coś dziwnego. Chyba sądzi, że ja o niczym nie wiem… Ups? W sumie Bill nie musiał tego rozpowiadać z taką satysfakcją! To przecież jego brat! Gdzie jest jakaś lojalność czy cokolwiek? Ej, szkoda mi go… Boże, naprawdę!? Przecież sobie zasłużył. Na pewno nagadał bzdur i dlatego mu się dostało.
– Co miało boleć?
– Nieźle ci przywaliła… – stwierdziłam niepewnie. Odruchowo dotknęłam miejsca na jego twarzy, które było poszkodowane. Moja dłoń sama tam zawędrowała, przysięgam. Ja już nie mam nawet kontroli nad własnymi kończynami! – Co jej powiedziałeś? – Zabrałam szybko rękę, czując się trochę niezręcznie. Poza tym ten jego wzrok sprawiał, że coś znowu zaczynało fruwać mi w żołądku.
Takie czułe gesty w naszym przypadku są raczej niewskazane…
– Nie wiem, nie znam tego języka – odparł niezwykle cichym głosem. To jest właśnie dowód na to, że Kaulitz jest głupi. Jak można mówić komuś coś, skoro nie zna się znaczenia tych słów? Ale ta głupota jest słodziutka w jego przypadku…
– Jesteśmy już i możemy iść. Ja teraz proponuję coś zjeść. – Bill spojrzał na nas pytająco, a my chyba do końca nie wiedzieliśmy, o co chodzi. A może to nasze miny były jakieś dziwne? Ogarnęło mnie nieprzyjemne przygnębienie i sama do końca nie wiem z jakiego powodu… bo to wszystko jest takie… Inne.

#

Normalnie można zapomnieć o całym świecie, ganiając po chodnikach i wszystkich napotkanych ścieżkach, uciekając przed samym gitarzystą Tokio Hotel! Dobrze, że nie było tu żadnych reporterów, bo mieliby zdjęć na pierwszą stronę jak nigdy. Ja sama się czułam jak jakiś dzieciak z podstawówki.
Sara i Bill szli sobie spokojnie, cały czas o czymś rozmawiając i nawet nie wiem, czy zauważyli nasze nagłe przyspieszenie. W pośpiechu wcisnęłam Gustavowi moją reklamówkę, aby mi nie przeszkadzała. Chłopak za bardzo nie wiedział, o co chodzi, ale nie miałam czasu, żeby mu to wytłumaczyć. Tom był skłonny się na mnie rzucić w każdej chwili i naprawdę nie wiem, co by wtedy zrobił.  Ja tylko wyraziłam swoją opinię na jego temat, oczywiście nie obeszło się bez żartów no i… trzeba było uciekać.
Nie wiem czemu, chciało mu się za mną biegać w tych swoich workach, przecież mógłby się zabić! Miałabym wtedy wielkie wyrzuty sumienia!
– I tak cię dorwę! – Usłyszałam za sobą jego groźbę. Opadałam już z sił. Biegałam między drzewami i ławkami w jakimś parku i jestem pewna, że gdyby nie szerokie spodnie, Tom już by mnie złapał… a tak miałam dodatkowe szanse, żeby tego uniknąć.
Przystanęłam na chwilę pod wielkim drzewem, opierając się o jego pień. Dyszałam jak parowóz, ale nie chciałam się poddawać… Musiałam go zmęczyć, może wtedy przeszłaby mu złość. Ale prędzej siebie wykończę, niż jemu przejdzie. W końcu to jest Kaulitz, on nie odpuszcza. Nie, dopóki nie dostanie, czego chce.
Rozejrzałam się w lewo i prawo, czy przypadkiem nie nadchodzi, ale nie widziałam go. Może dał sobie już spokój? W każdym razie ja odetchnęłam z ulgą i mogłam jeszcze odpocząć. Tylko żeby mnie nie zostawili, bo nie mam pojęcia, gdzie jestem!
– Myślisz, że to drzewo cię obroni? – Poczułam nagle, jak ktoś ściska moją rękę. Od razu rozpoznałam ten głos i dotyk. Chłopak wcale nie wyglądał na zmęczonego, przynajmniej nie dyszał tak jak ja. Jak to możliwe? Co on robi, że ma taką kondycję? Albo może nie chcę znać odpowiedzi na to pytanie…
– Nie… ale przed czym miałoby mnie bronić? – Uniosłam na niego swoje przerażone spojrzenie. Tylko że jakoś specjalnie się go nie bałam. Co on może mi zrobić? To tylko Kaulitz.
– A widzisz ten niewielki staw? – Wskazał głową przed siebie,  uśmiechając się niewinnie. – Zimna woda tam chyba jest… sprawdzisz?
– Chyba ci odbiło. Nawet się nie waż – zagroziłam z poważną miną. Chyba bym go zabiła, jakby mnie tam wrzucił. A jeżeli nie zabiła, to obraziła się na śmierć! Już nigdy bym nie była dla niego miła! Nigdy nawet słowem bym się do niego nie odezwała!
– Skoro jestem idiotą i jeszcze innymi różnymi określeniami, które padły z twoich słodkich ust, to nic nie powstrzymuje mnie przed tym, żeby zafundować ci orzeźwiającą kąpiel – stwierdził, stając tak, abym nie miała, jak uciec. Czułam, jak kora drzewa wbija mi się w plecy, to nie było przyjemne. W dodatku on też nie wyglądał, jakby żartował. I mnie to wszystko przestawało powoli bawić.
– Ale ja żartowałam, przecież wiesz… – mruknęłam, oglądając się po bokach w poszukiwaniu Sary albo Billa… Potrzebowałam teraz pomocy, a ich nie było!
– Żarty, czy nie żarty… nie zmienia faktu, iż to powiedziałaś, więc zasłużyłaś sobie na taką kąpiel. Można powiedzieć, że to za wszystko, co do tej pory zrobiłaś źle wobec mnie. – To już zabrzmiało poważnie. To już zabrzmiało JAK NIE ON. I niestety, obudziło we mnie coś jeszcze. Nie chciałam do tego nigdy wracać. Nawet myślami. I na pewno nie chciałam, żeby Kaulitz mi się z tym skojarzył.
– Tom, nie mów do mnie taki tonem… – Spuściłam wzrok na swoje buty. Poczułam się jak mała dziewczynka. Jakbym cofnęła się o jakieś kilka lat wstecz. Była bezbronna i słaba. Skazana na jego łaskę. Mówił tak szorstko i ostro. Nie podobało mi się to. Tom jest, jaki jest i mogę o nim mówić wiele, nawet tych negatywnych rzeczy, ale nie jest potworem.
– Boisz się mnie? – Oparł się ręką o pień, nie spuszczając ze mnie wzroku. Jego głos od razu złagodniał.
– Jesteś nieobliczalny, a jak mówisz w ten sposób, to nie wiem czego mam się spodziewać… – wyznałam, unosząc głowę. Boże on stał tak blisko… byłam właściwie między jego rękami, mógłby zrobić ze mną, co by mu się tylko zachciało. O czym ja w ogóle myślę znowu? Co niby miałby ze mną zrobić?
– Przecież wiesz, że nie mógłbym cię skrzywdzić. – Jego słowa przedarły się przez moje chore myśli. Serce znowu zabiło mi mocniej. Nigdy nie czułam się przez niego w żaden sposób zagrożona, ale mimo wszystko, gdy powiedział coś takiego… zrobiło mi się tak przyjemnie.
– Wiem, dlatego ci ufam i pozwalam na te wszystkie wybryki – powiedziałam cicho, wpatrując się w jego ramię. To było najbezpieczniejszy punkt zaczepienia. Nadal był zbyt blisko.
– Podobno, jak się komuś pozwala na wszystko,  to dlatego, że ta osoba jest kimś ważnym i nie chce jej się stracić…
Zaraz mi się słabo zrobi. Co on gada?! I dlaczego to głupie serce tak głośno bije, mam wrażenie, że wszyscy je słyszą…
– A...ale... ja przecież nie pozwalam ci na wszystko…
– A na co mi nie pozwoliłaś? – Uśmiechnął się, zapewne wiedząc, że nie uzyska odpowiedzi, bo nie było chyba takiej sytuacji, żebym mu czegoś zabroniła. O tak, nawet nie zauważyłam, jak zaczął robić ze mną, co mu się podoba. Świetnie.
Cholera, ale mi to też się podoba!
– Wygrałeś. Jak zawsze, wygrałeś – rzekłam, spoglądając mu w końcu w oczy. I utonęłam. Oczywiście, że utonęłam.
– Carmen! Tom! Idziecie!? – Głos Billa przerwał… Właściwie co przerwał? Nie wiem, nie mam pojęcia. Ale wszystko się skończyło.

Tom odsunął się ode mnie, a mi się nagle zrobiło zimno i nieprzyjemnie. Czy już zawsze tak będzie...? 

poniedziałek, 13 marca 2017

022. "Wybrałaś mnie."

Rozdział 22


Przegadałyśmy z Sarą niemal całą noc, dopóki zmęczenie nie zwyciężyło i nie padłyśmy jak muchy. W związku, z czym obudziłam się z bólem gardła od tego całego gadania. Mimo starań Sary jednak nie udało jej się wyciągnąć ode mnie więcej, niż chciałabym jej powiedzieć. Panowałam nad sobą, pilnując tego, co mówię. Nie było łatwo, ale dałam radę! Może nie powinnam mieć tajemnic przed przyjaciółką, ale ja po prostu… nie czuję się gotowa? Jak to idiotycznie brzmi. Bo niby na co nie jestem gotowa? Żeby powiedzieć jej, że całuję się z Kaulitzem po kątach? Albo raczej, że najchętniej chciałabym mieć jego usta na wieczność? Tak, zdecydowanie nie jestem gotowa. Ja sama nie mogę tego jeszcze zaakceptować! To jest zbyt wiele jak na mój karmelkowy móżdżek! A oczywiste było, że Sara będzie próbowała ze mnie wyciągnąć wszystko. Tym bardziej po teatrzyku, jaki odstawił przed nią Kaulitz. Nadal jestem na niego wściekła. Nawet te jego usta mu nie pomogą!
Niestety, Sara z samego rana musiała wracać. Przygotowania do ślubu jej ciotki trwają podobno pełną parą. I tak miałyśmy szczęście, że udało jej się wyrwać, chociaż na tą jedną noc. Mam nadzieję, że jeszcze będziemy miały okazję się spotkać, zanim obie stąd wyjedziemy.
Byłam totalnie niewyspana i zamulona, ale mieliśmy dziś dość napięty grafik, więc nie pozwoliłam sobie na lenistwo. Spiłowałam w końcu swoje paznokcie, by mi się lepiej pracowało z gitarą. Zamierzałam także je pomalować na jakiś uroczy, krwisto czerwony kolor. I właśnie, gdy się do tego przymierzałam, drzwi mojego pokoju otworzyły się z rozmachem.
- CARMEEEEN, słońce ty mojeeee!
Do pokoju wpadł Kaulitz, robiąc przy tym więcej hałasu niż jego wszystkie napalone fanki razem wzięte. Przy okazji wystraszył mnie swoim cienkim i przesłodzonym głosem. I w ogóle, co to za tekst!? Przedstawienia ciąg dalszy?
- Daruj sobie, Sary już nie ma — mruknęłam obojętnie, nawet na niego nie patrząc. Byłam wystarczająco poirytowana, nie potrzebowałam pogarszać tego stanu widokiem jego twarzy.
- Ale, że co? Przecież nie ma znaczenia, czy ona jest, czy jej nie ma. Ja tu przyszedłem, aby ci powiedzieć, że…
- Że wykryli u ciebie udar mózgu? – Przerwałam mu, odkładając lakier na miejsce. Bo zapewne moje dłonie jeszcze się przydadzą, na przykład do obicia jego twarzy, więc nie ma sensu, bym w ogóle zaczynała malować paznokcie.
- Ej, co ja ci zrobiłem znowu? – Spoważniał. Co najmniej, jakby się tym przejął. Na pewno!
- Hm, zastanówmy się – zaczęłam z ironią, udając, że naprawdę myślę. – Może irytuje mnie twoje głupie zachowanie? - Zerknęłam na niego. Stał z miną urażonego chłopca i chyba nie rozumiał, o czym do niego mówię. Albo nie chciał zrozumieć. Bo to takie trudne do pojęcia, że jego głupie aluzje wkurzają drugiego człowieka. Jeszcze, jakby miał przed kim się popisywać. Chyba zapomniało mu się, że nasze relacje to nie jest jakiś wywiad, w którym musi za wszelką cenę udowodnić, jaki z niego macho. I tak może znowu się go czepiam! I może przesadzam! Ale to on jest niezrozumiały… Skoro nie zachowuje się tak na pokaz przed moją przyjaciółką, to dlaczego!? O co mu chodzi? Czemu wyjeżdża mi tu z jakimiś słoneczkami-dupeczkami!? – Zresztą, ty nie musisz nic robić, żeby mnie denerwować, jakbyś jeszcze nie zauważył. - Dodałam po chwili, co chyba ostatecznie mu się nie spodobało. Właściwie mi też już przestawało się to podobać.
- Chciałem tylko powiedzieć, że mamy dzisiaj wolny dzień, bo plany się im popsuły — burknął jedynie, po czym opuścił mój pokój, z trzaskiem zamykając za sobą drzwi. Po pierwsze… Dlaczego mi nie odszczekał? Po drugie, czy ja naprawdę sprawiłam mu przykrość? I po trzecie, do cholery… czemu mam takie wyrzuty sumienia? Gapiłam się w te drzwi i sama nie wiedziałam, co tu przed chwilą się wydarzyło. Nie rozumiem ani jego, ani tym bardziej już samej siebie.
- TOM! – Wyrwało mi się nagle z ust jego imię. Samą mnie to zaskoczyło na tyle, że aż zakryłam buzię dłonią. Dlaczego ja go wołam!? Wcale nie chcę za nim iść! Poza tym, jeden szczegół. Przecież on mnie nie słyszy z tej odległości. No więc wstałam. I wyszłam za nim. Zrobiłam to i naprawdę nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. – Tom, zaczekaj… - Dogoniłam go w połowie korytarza. Chłopak zatrzymał się i obrócił w moją stronę. I to był moment, w którym miałam ochotę uciec z powrotem do swojego pokoju. Kompletnie nie miałam pojęcia, co chcę mu powiedzieć. Nigdy nie byłam dobra w przepraszaniu… Poza tym, za co mam go przepraszać!? Uspokój się, Carmen. Miej jakąś godność. Skoro już podjęłaś decyzję, by załagodzić sytuację, to zrób to. Po prostu go przeproś. Bądź dojrzała. W końcu… pamiętasz, jak on całuje!?
Gdyby jeszcze nie patrzył na mnie tak tymi swoimi ślepiami. Czułam się przez niego naprawdę winna. Czy naprawdę zrobiłam, aż tak źle..?
- Ekhm… Przecież wiesz, jak jest. Ja zawsze tak…
- No nie da się nie zauważyć i zaczyna mnie to już wkurzać. Bo ja się staram, jestem miły, a nawet bardziej niż miły i to szczerze, a ty… a ty… a ty właściwie co? – Wyrzucił, co mnie po części bardzo zaskoczyło. Cóż… Może faktycznie przegięłam. Może on naprawdę robi to wszystko szczerze. To ja już mam spaczony mózg i odbieram to tak negatywnie. Jest to wobec niego bardzo niesprawiedliwe z mojej strony. Teraz to dopiero jest mi głupio.
- Przepraszam… - Nie było łatwo. Ba, to jedna z najtrudniejszych chwil w moim życiu, ale zrobiłam to. Przeprosiłam Toma Kaulitza. Okazałam skruchę. A nawet spuściłam w dół swój głupi łeb, bo naprawdę było mi już przykro! Nie chciałam go urazić. Ani wcale źle potraktować. Ja w ogóle rzadko kiedy chcę go źle traktować… to samo wychodzi. Zawsze samo… dlaczego?
- Oj, Cukiereczku. – Poczułam, jak ujmuje mój podbródek, unosząc z powrotem głowę. Spodziewałam się ujrzeć na jego twarzy niemałą satysfakcję. W końcu wyszło na jego. Przeprosiłam. Ale wcale tak nie było. Mój Boże, on wcale nie był usatysfakcjonowany. Wcale nie uśmiechał się w ten swój cwaniacki sposób. I czy przestanie tak do mnie mówić!? – Słodka jesteś, jak tak się miotasz. – Założył mi kosmyk włosów za ucho. Bardzo chciałam coś powiedzieć, ale jeszcze bardziej nie potrafiłam wydobyć z siebie głosu. Po prostu stałam i gapiłam się na niego jak sroka w klejnot. O MÓJ TOMIE. Znaczy się BOŻE! Wolniej, bo nie mogę oddychać…
Głupia i naiwna byłam, jeśli myślałam, że Kaulitz w ogóle zamierza czekać na moją ripostę. To był moment, jak przez jego twarz przebłysnął chytry uśmiech a zaraz po tym, ten sam uśmiech czułam na swoich ustach. I już wcale nie czułam się zażenowana, czy zasmucona. O nie. Zapomniałam już nawet, że musiałam go przepraszać. W sumie uważam, że było warto. Przekonał mnie. Rozsądek podpowiadał mi, że nie powinnam się z nim całować. Bo jego pocałunki odbierają mi trzeźwość myślenia. Powodują jeden wielki chaos w mojej głowie. Przyspieszają bicie serca i… i wszystko. I skoro właśnie robiły to wszystko, miałam w dupie rozsądek. Przecież nie robiliśmy nic złego. To było przyjemne. To było dobre. To było cudowne. To był dar.
Odwzajemniłam ten pocałunek, trochę zbyt zachłannie, ale chyba nie miał nic przeciwko temu. Położył ręce na mojej talii, starając się utrzymać nas w jednym miejscu. Podziwiam go, że potrafił nad tym zapanować. Ja totalnie straciłam rozum. Było mi wszystko jedno, czy za chwilę odbijemy się od ściany, czy wylecimy przez okno. Jak bardzo jest ze mną źle..?
- Bardzo bolało? – Wysapał w moje usta, gdy w końcu pozwoliłam mu złapać oddech. Dopiero po chwili zrozumiałam w ogóle, o co pyta. Mogłabym się wkurzyć, ale wcale nie miałam na to ochoty. Endorfiny szalały w mojej krwi.
- Okropnie – przyznałam ze śmiechem. Być może po raz pierwszy w życiu byłam z nim szczera do tego stopnia, by przyznać, że wypowiedzenie przeprosin w jego kierunku sprawiło mi tak wiele trudności. Ale może dzięki temu, otrzymałam od niego kolejny, słodki pocałunek.
- Co wy robicie!?
Nasza beztroska bardzo szybko została przerwana. Oderwałam się od Toma, jak oparzona i chyba obydwoje zastygliśmy w miejscu, gdy Jost wraz z resztą zespołu patrzyli na nas w szoku. Chociaż właściwie, Bill wcale nie wyglądał na zaskoczonego? Na pewno ja byłam bardziej od niego.
- Oni się chyba całowali — zauważył błyskotliwie Gustav z krzywym uśmiechem, a David zgromił go spojrzeniem.
- To zauważyłem, ale nie rozumiem, co tu się do cholery dzieje? – Mężczyzna wyglądał na zdenerwowanego, czego nie do końca chyba rozumiałam w tym momencie. I tak nie byłam w stanie wykrztusić z siebie słowa.
- Aha! Bo oni przegrali ze mną zakład i karą był pocałunek… No i właśnie wykonali zadanie. - Wtrącił się czarny, ratując całą sytuację swoim wymysłem. Bo ja nic o zakładzie nie wiem, no, chyba że moim z Sarą… ale to coś zupełnie innego.
- Boże, a ja już myślałem… - Jost, jakby odetchnął z ulgą. Okej. A o co tak właściwie mu chodzi? Bo niby to coś złego, że się całujemy z własnej woli? Co, jeśli powiedzielibyśmy mu prawdę? - Jednak moglibyście wykonywać te zadania w innych miejscach, przecież tu mogą się kręcić paparazzi! A poza tym, zakładajcie się o coś innego, bo to jest bardzo niemądre. - Wyrecytował już całkowicie spokojnie, po czym wyminął nas, kierując się do windy.
- Moglibyście trochę bardziej uważać. Następnym razem nie uwierzy w moją bajeczkę. - Bill rzucił nam groźne spojrzenie i podążył za Jostem. A tego, co znowu ugryzło!? Co im wszystkim dzisiaj jest!? Myślałam, że tylko ja mam jakieś odpały agresji. Gustav natomiast cały czas przyglądał nam się ze zdumieniem i chyba nie miał zamiaru nigdzie się ulatniać. Może chociaż on daruje nam jakieś kąśliwe uwagi?
- A ty co tak patrzysz? - Tom odezwał się do niego, nie za bardzo zadowolony z tej całej sytuacji. W sumie mu się nie dziwię, bo nie było to ani trochę przyjemne. Po pierwsze, wcale nie miałam ochoty, by ktoś nas widział, całujących się. A po drugie… nie zareagowali zbyt entuzjastycznie.
- Bo wiesz co… ty naprawdę nie możesz przepuścić żadnej laski. – Stwierdził otwarcie, co mnie zabolało. Nawet nie spodziewałam się, że coś takiego mogłoby mnie dotknąć. Wzbudziło to we mnie na nowo złość, ale tym razem wcale nie na Toma. Byłam wściekła na Gustava! Jak mógł coś takiego powiedzieć!? Przecież ja stoję obok, do cholery! Chłopak jednak zdążył się ulotnić, nim w ogóle zdążyłam zebrać się do kupy, by wydobyć z siebie głos.
- O co im właściwie chodzi? - Mruknęłam cicho. Pogubiłam się już w tej całej sytuacji. I wszystko nagle stało się takie smutne.
- Nie przejmuj się. – Rzucił luźno Tom, jakby zupełnie nie zrobiło to na nim wrażenia. Ale widziałam po jego twarzy i oczach, że był wkurzony. Może nawet bardziej ode mnie. – Po prostu nam zazdroszczą i tyle. – Dodał, co mnie w sumie rozbawiło. Niby czego nam zazdroszczą? Ten to ma pomysły.
- To wiele wyjaśnia. – Parsknęłam śmiechem, wcale nie biorąc tego na poważnie. Ale przynajmniej atmosfera nieco się rozluźniła.
- Muszą się pogodzić z tym, że wybrałaś mnie.
- Co? Zapędzasz się chyba troszeczkę – Skrzyżowałam ręce na piersiach, spoglądając na niego groźnie. – Nie przypominam sobie, abym dokonywała ostatnio jakichkolwiek wyborów.
- No tak, nigdy nie daję ci okazji. Zawsze biorę od razu, to czego chcę – uśmiechnął się szeroko, a ja cofnęłam się do tyłu, widząc, że znowu był niebezpiecznie blisko. To nie skończy się kolejnym szaleństwem na tym korytarzu! – Ale możesz mieć teraz wybór. Mam pewien plan. I daję ci wybór. Możesz wziąć w nim udział. Albo wziąć w nim udział. Co wybierasz? – Uniósł brwi, spoglądając mi w oczy. I jak Boga kocham, nie mam pojęcia, kiedy znalazłam się pod ścianą. Dosłownie pod ścianą.
- Przecież… to żaden wybór – stwierdziłam, próbując za wszelką cenę nie stracić świadomości. Walcz, Carmen, walcz! On nie może robić z tobą, co chce! Czy ty w ogóle pamiętasz jeszcze, kim on jest?!
- Co to za plan? – Zamrugałam szybko powiekami. Czy on mógłby się trochę odsunąć? Zabiera mi tlen…
- Plan nosi nazwę: Misja Warszawa. – Rzekł, nie spuszczając ze mnie wzroku nawet na moment. Co on próbuje tym osiągnąć? Przysięgam, że bardziej już mnie mieć nie może. Widocznie nie zdawał sobie z tego sprawy, skoro nadal próbuje mnie usidlić tymi oczami. – Nie będziemy cały dzień siedzieć w tym hotelu. David ma swoje humorki, trzeba go obejść.
- Chcesz się wpakować w kolejne kłopoty? – O patrzcie tylko, Carmen chyba jednak włączyła myślenie. No brawo. Może w końcu uda mi się wrócić do siebie.
- Z tobą? Zawsze.
Okej. Nie uda mi się. Myślenie jest do bani. Po co w ogóle myśleć, gdy Kaulitz przed tobą oblizuje tak seksownie wargi?
- To, co wybierasz?

- Myślę, że pierwsza opcja jest bardzo kusząca. Ale mam warunek – zastrzegłam, by sobie nie myślał, że znowu wszystko będzie tak, jak on sobie to wymyślił. O nie! Zostały mi jeszcze jakieś resztki trzeźwego rozumu, który podpowiadał mi, że nie zniosę całego dnia z nim sama. To skończyłoby się katastrofą. I ta katastrofa pewnie miałaby dużo wspólnego z całowaniem i robieniem wielu innych, równie przyjemnych rzeczy. – Wypełnimy tę misję większą załogą. Chcę zabrać przyjaciółkę, a ty zabierzesz chłopaków.

czwartek, 9 marca 2017

TRZY MIESIĄCE w NOWEJ odsłonie!

Nie wiem, czy ktokolwiek jeszcze tutaj zagląda, ale i tak chciałam zaprosić na nową odsłonę tej historii. Wzięłam się za wielkie poprawki, więc myślę, że będzie się dużo lepiej czytało :) 


 

=> DREI MONATEN <=

środa, 8 marca 2017

021."Dzisiaj śpisz sam."

Rozdział 21


Przez resztę nocy nie zmrużyłam już oka, wciąż czując na swoich ustach pocałunek Toma. Miałam, więc bardzo dużo czasu na rozmyślanie. Czyli coś, co wszyscy uwielbiamy. Powinnam cieszyć się, że Melanie nic nie jest. I po części tak było. Ale głównie jednak ciągle widziałam przed oczyma twarz całującego mnie Kaulitza. Na wszystkich bogów! Czy to mógł być obojętny pocałunek!? Czy tak wyglądają obojętne pocałunki!? Od kiedy to takie pocałunki odbierają dech w piersiach… od kiedy to nie pozwalają spać po nocach? Proszę, niech ktoś mi strzeli z liścia. Mocno potrzebuję otrzeźwienia. Nawet prysznic nie pomógł. I daję głowę, że gdybym nie wywaliła tego człowieka ze swojego pokoju, nadal byśmy się całowali. Robilibyśmy to całą noc.
Oficjalnie nie mam już rozumu.
Na szczęście, kiedyś musiał nadejść poranek. A poranek to nowe problemy, nowe myśli. Skoro okazało się, że mojej siostrze nic nie jest, nie było powodu, aby odwoływać trasę w Polsce. Czyli jednak chcąc, czy nie, będę musiała jechać do tego kraju i walczyć ze wspomnieniami związanymi z moimi rodzicami… Ale nie. To nie są moi rodzice. Bo jeśli słowa mają jakiekolwiek większe znaczenie, to ci ludzie, nie mają prawa się nimi mianować. Jak to mawiają, rodziny się nie wybiera. Niektórzy po prostu nigdy nie powinni mieć dzieci. Tak, nawet jeśli miałoby mnie teraz tutaj nie być… Może pojawiłabym się w zupełnie innym wcieleniu i miała lepsze życie. Niemniej, gdybanie już mi w niczym nie pomoże. Jest, jak jest. W tym momencie powinnam zadbać o swoją teraźniejszość i przyszłość. Nie ma sensu zaprzątać sobie głowy tym, co było. Zostawiłam to dawno za sobą i dobrze mi z tym. Liczy się tu i teraz.
A teraz znajdujemy się w Warszawie. Podróż minęła mi szybko, bo większość przespałam. Nie przeszkadzały mi nawet wygłupy chłopaków w tle, byłam padnięta. Gdy wysiadaliśmy z samochodu, omal nas nie staranowano. Te fanki są jakieś niewyżyte, gdyby nie ochrona porwałyby pewnie Billa, zresztą Gustav i Tom nie mieliby lepiej. A mnie, co najwyżej, tylko by zadeptały. Bo w końcu kim ja niby jestem? Czuję, że może być ciężko z akceptacją mojej skromnej osoby, ale czego się spodziewałam? To było do przewidzenia od samego początku. Tylko jakoś zastanawiając się nad zastąpieniem Georga, nie rozważałam opcji, że mogę zostać zamordowana z zazdrości lub coś podobnego. A właśnie takie czarne myśli przeszły mi, przez głowię, gdy widziałam twarze tych dziewczyn. Tyle wrogości na raz jeszcze nigdy nie było mi dane zobaczyć w moim życiu.
Po prostu cudownie zapowiada się ten dzień. Cały czas próby, potem wywiad i jakaś tam sesja zdjęciowa… jutro mamy chyba pierwszy koncert, a potem co? Znowu wywiad. I zmiana miasta! Nie wiem, czemu, mój entuzjazm jakoś opadł. Gdzie się podziała ta ekscytacja na myśl o zwiedzaniu świata? Może byłoby milej, gdyby nie trzeba było tyle pracować. A niestety, nie oszczędzano nas. Na dłuższą metę zaczynało być to wyczerpujące. Szczególnie dla kogoś tak początkującego, jak ja.
Tom rozmawiał z Jostem na temat pokoi i w końcu zrobił tak, że teraz musi mieszkać razem z Billem. Menadżerowi się to nawet spodobało, bo wyszło taniej. Ja i Gustav mamy swoje jednoosobowe pokoiki. I nie narzekam. Może ten hotel nie jest tak wspaniały, jak w Paryżu, ale mi to nie przeszkadza. Nie potrzebuję klimatyzacji ani Bóg wie jakich luksusów. Wystarczy, żeby było porządne łóżko i ładna łazienka, co właśnie chyba mam. Więc nie powinno być problemu. Nawet windy nie potrzebuję, bo mój pokój znajduje się na pierwszym piętrze i bez problemu mogę sobie podreptać schodkami.
I tak właśnie sobie weszłam po tych schodkach, na to piętro taszcząc ze sobą swoje rzeczy, uparłam się, że sobie poradzę. Nie potrzebuję żadnego tragarza. Jak zobaczyłam tego pana, co miał mi niby te walizki zanieść do pokoju, to w ogóle nie było mowy. Wolałam sama podjąć się tego zadania, bo jeszcze wydarzyłoby się jakieś nieszczęście… Ten pan bowiem był chyba szczuplejszy ode mnie.
Korytarz był całkiem, całkiem. Jak dla mnie, może być. Nie jestem jakąś tam gwiazdką z wymaganiami. Co innego Kaulitz, on to musiał jechać windą, chociaż jego pokój znajduje się na tym samym piętrze, co mój. Nie wiem tylko, dlaczego David zamieszkuje zawsze inne piętra niż my. Może chce się od nas odizolować na jakiś czas, żeby odpocząć?
Odnalazłam szybko drzwi z numerem trzynaście i z uśmiechem podeszłam do nich, następnie je otwierając. Tak jak myślałam, pokój nie był taki cudowny jak w Paryżu, ale nie był też najgorszy. Najważniejsze, że łóżko było duże i ładnie się prezentowało.
Weszłam do środka i zamknęłam drzwi, kolejno kierując się do okna, aby wpuścić trochę powietrza do pomieszczenia.
Na niebie zbierały się ciemne chmury, zapowiadające deszcz. Lubię, gdy pada, wtedy wszystko wydaje się takie świeże, rośliny, drzewa i powietrze ma wtedy taki piękny zapach… aż chce się żyć. W Katowicach jest dużo zimniej niż w Paryżu. Październik w Polsce nigdy nie był przyjemnym miesiącem. Na samą myśl przechodziły mnie dreszcze. Zimna, ponura, depresyjna jesień.
Otworzyłam okno i opadłam na łóżko, wiedząc, że zaraz będę musiała wstać i udać się na próbę. A mam taką ochotę zanurzyć się w ciepłej wodzie, a potem otulić się kołdrą, zamknąć oczy i odpłynąć w krainę marzeń i beztroski…
Przymknęłam na moment oczy, chcąc, choć na chwilę o wszystkim zapomnieć, ale właśnie wtedy bezczelnie rozdzwonił się mój telefon, powodując, że aż podskoczyłam. Spojrzałam z niezadowoleniem na wyświetlacz, ale to zaraz minęło, gdy ujrzałam imię przyjaciółki. Dawno z nią nie rozmawiałam. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i przystawiłam aparat do ucha.
-No i czego się nie odzywasz?! Żyjesz w ogóle? - Od razu naskoczyła na mnie, nie pozwalając się nawet odezwać. – Gdzie jesteście? Jak tam Kaulitz?
-Hej, spokojnie. Nie nadążam za tobą.
- Ty, wiesz co? Moja matka zaciągnęła mnie do Polski, bo niby jakaś ciotka bierze ślub i my musimy na nim być! - Wyrzuciła z siebie, jakby to było coś okropnego. Ja natomiast od razu się ożywiłam, słysząc nazwę kraju. Przecież to oznacza, że ona gdzieś tu jest i możemy się zobaczyć!
- Naprawdę jesteś teraz w Polsce?
- No niestety — mruknęła niezbyt zadowolona w przeciwieństwie do mnie, bo ja byłam wielce szczęśliwa. Normalnie jakbym wygrała w totka.
- To fantastycznie! Gdzie jesteś? My dzisiaj przyjechaliśmy do Warszawy.
- Serio? A to wszystko zmienia. Musimy się spotkać!
- Jestem w jakimś hotelu, napiszę ci nazwę smsem i spotkamy się wieczorem, bo teraz nie mogę…
- Ok. Ale super, będziemy mogły w końcu normalnie pogadać, bo przez ten telefon to ja od ciebie nie mogę się niczego dowiedzieć — stwierdziła już z większym entuzjazmem. - A mamy tyle do omówienia!
- O tak, na pewno… już się boję… - powiedziałam cicho, wyobrażając sobie te wszystkie pytania, którymi Sara mnie zaatakuje i większość zapewne będzie dotyczyła naszego zakładu, który rzekomo przerwałam i nie powiadomiłam jej, że zmieniłam zdanie. Ups?
- Muszę kończyć, mama mnie woła. Ona jak się przyczepi, to nie ma spokoju…
- Rozumiem. Ja też muszę kończyć, mamy próbę.
- To do zobaczenia! - Rzuciła na koniec, po czym zakończyła połączenie. Cudownie było znowu ją usłyszeć. Bardzo się cieszę, że przez ten zwykły przypadek będę mogła się z nią zobaczyć. Mój pech chyba odszedł na zawsze, przynajmniej mam taką nadzieję, bo jak na razie wszystko układa się wspaniale. I niech tak pozostanie.
Odłożyłam telefon na szafkę stojącą obok łóżka i podeszłam do walizki, aby wybrać z niej jakieś ciuchy. Muszę się szybko przebrać i pędzić na dół, mam nadzieję, że jeszcze na mnie nie czekają. W ogóle nie wiem, na którą się umówiliśmy… może by tak ktoś mnie powiadomił? Dobrze by było, ale wszyscy chyba zapomnieli o Carmen. Wielka szkoda. Tylko niech potem nie narzekają, że musieli tyle czekać.

#

- Trochę w lewo moja droga!
Po raz setny chyba, przestawiałam się tak, jak sobie tego życzył pan fotograf i normalnie szlag mnie już trafia. Jestem wykończona, a czeka mnie jeszcze spotkanie z Sarą. Najpierw próby, potem wywiad, który wbrew pozorom był bardzo męczący… nie wiem, jak długo to wszystko wytrzymam. Nie przypuszczałam, że bycie gwiazdą jest takie męczące. Co prawda, żadna ze mnie gwiazda, ale mimo wszystko… Nie spodziewałam się życia na takich obrotach.
- Dobra, wystarczy. - Upragnione słowa dotarły do moich uszu. Nareszcie mogłam odetchnąć. Od dzisiaj nienawidzę aparatu i wszystkiego, co z nim związane. W ogóle to okropne, że muszę brać udział w tych sesjach. Nie jestem żadną modelką! Nie umiem nawet zapolować porządnie. To dlatego ten gościu ciągle miał jakieś zastrzeżenia. Uh. W co ja się wpakowałam? Czy to jest w ogóle tego wszystkiego warte?
- Wracamy do hotelu. - Zarządził David i wszyscy z wielką chęcią wyszli ze studia, a ja razem z nimi. Niestety moje marzenia o gorącej kąpieli i ciepłym łóżeczku, nadal pozostaną tylko marzeniami. Będę musiała jeszcze się spotkać z Sarą. Cieszę się bardzo, ale jestem zmęczona. Na pewno mój entuzjazm byłby większy, gdyby dzisiaj nas tak nie męczyli cały dzień. Wole nawet nie myśleć, co będzie jutro.
Studio znajdowało się niedaleko hotelu, więc szybciutko dojechaliśmy na miejsce. Nawet miło jest, gdy tak wszyscy milczą i od czasu do czasu uśmiechają się pod nosem. Tak jest, jak jesteśmy zmęczeni. Obeszło się nawet bez docinek z Tomem.
Weszliśmy do budynku tylnym wejściem. Fanki już wiedzą, gdzie nas szukać i obstawiły główne drzwi. Z tyłu było ich nieco mniej. Oczywiście nie obyło się od ciekawskich spojrzeń. Nadal się ich boję. Nie sądziłam, że kiedykolwiek będą przerażały mnie jakieś nastolatki.
Życie do mnie wróciło, gdy zobaczyłam w recepcji wysoką, krótkowłosą blondynkę. Byłam pewna, że to Sara i się nie myliłam. Myślałam, że tam się zachlastam z radości. W podskokach podbiegłam do niej, a wszyscy inni spoglądali na mnie, jakbym wyszła z psychiatryka… ale co tam! Rzuciłam się na nią znienacka, ściskając mocno.
Kiedy moja przyjaciółka zorientowała się, że ja to właśnie ja i doszło do niej wszystko, co się dzieje, normalnie zapiszczała, jak te nasze fanki. Albo raczej fanki chłopaków. Nie, żeby coś, ale ja swoich nie mam i raczej mieć nie będę.
- Alyson! Boże, jak ja cię dawno nie widziałam…
- A ja ciebie! Urosłaś chyba… - zaśmiałam się, mierząc ją wzrokiem z góry na dół. Swoją drogą, dawno nikt nie zwracał się do mnie po drugim imieniu… przywykłam już do Carmen. Muszę o tym jej koniecznie powiedzieć. Coś czuję, że dzisiaj nie będę miała, kiedy spać. Znowu!?
- No co ty, ja już nie rosnę — Wyszczerzyła się i rozejrzała dookoła. Ja już się domyślam, kogo ona szuka. Nie odpuści!- A gdzie…
- Carmen, co ty robisz? Przecież tu mogą się kręcić paparazzi, a ty rzucasz się na jakieś dziewczyny jak na mięso. – Usłyszałam głos Josta, który bezczelnie przerwał mojej przyjaciółce, w dodatku porównując ją do mięsa. Nie ma to, jak dobre pierwsze wrażenie, nie?
- Ej, to nie jest żadne mięso, tylko moja przyjaciółka — Szturchnęłam go pełna oburzenia. - A poza tym, nikogo tutaj nie ma.
- Dobra, dobra. Ale pamiętaj, że rano masz być na śniadaniu punktualnie. – Zaznaczył, odchodząc. Przynajmniej się już nie czepiał. Niestety na jego miejsce już się zbliżał wielkimi krokami szanowny pan Kaulitz. Już z daleka widziałam, jak mu się oczy zaświeciły na widok Sary. Czy on leci na wszystkie blondynki? Poprawka, Carmen. On leci na wszystkie, bez wyjątku. I kolor włosów nie ma tutaj nic do rzeczy.
- Kto to? – Zapytał, jak małe dziecko i zlustrował Sarę niczym okaz muzealny. Nie podoba mi się jego mina. Przypominam, że to ze mną się całuje! I to ze mną śpi… No czasem… Okej, o czym ja myślę? To podchodzi pod zazdrość, Carmen! O nie! Nie ma opcji. Nie ma nawet o kogo!
- Krótką masz pamięć Tomuś. To jest Sara, moja przyjaciółka. Wysil móżdżek, to skojarzysz — Uśmiechnęłam się ironicznie. Och, jak ja dawno tego nie robiłam, brakowało mi tego. W dodatku ten wyglądał, jakby miał się zaraz poślinić z wrażenia.
- Aha, no tak. Papużki nierozłączki, pamiętam — Odwzajemnił ironiczny uśmieszek, tyle że jemu wyszło to znacznie lepiej. Przynajmniej tak mi się wydawało. Widziałam, że Sarę to bardzo bawi, bo powstrzymywała śmiech, ale zignorowałam ten fakt.
- Przypadkiem nie śpieszy ci się do łóżka? - Mój ton mówił wyraźnie „idź sobie” i miałam nadzieję, że Tom to pojmie i zaraz zniknie. Choć na pewno wolałby zostać w naszym zacnym towarzystwie. W końcu dwie blondynki, to nie jedna… O czym ja w ogóle myślę, do cholery! To zmęczenie już wyprało mi mózg. Może, gdyby się tak na nią nie gapił, to nie myślałabym o takich głupotach! To jego wzrok mnie do tego prowokuje! Ten chamski wzrok wlepiony w moją przyjaciółkę! I oczywiście chodzi tylko o to, że Sara jest dla niego za dobrą partią. Co on sobie w ogóle myśli? Zaraz. Czy to oznacza, że ja jestem jakaś podrzędna..? Muszę skończyć z całowaniem się po kątach z Kaulitzem. Definitywnie! Chociaż… Okej. To przecież zupełnie nie tak! Nie jestem wcale gorsza. Ja robię to wszystko w imię zakładu! Tak. I to jedyne poprawne wytłumaczenie na wszystkie wątpliwości.
- A nie, zaczekam na ciebie. - Stwierdził jakby obojętnie i wlepił we mnie swoje spojrzenie. A co to miało znaczyć? - W czyim pokoju dzisiaj śpimy, Carmelko? - Dodał po chwili, wprawiając tym samym Sarę w osłupienie. Zresztą, nie tylko ją. Może kiedyś zrobię tę przysługę całemu światu i go zabiję. Przeczuwam, że ten moment nadchodzi wielkimi krokami.
- Dzisiaj śpisz sam - syknęłam, patrząc na niego z mordem w oczach. Zdążyłam się już pogubić w tej durnej wymianie zdań. Co on w ogóle chce osiągnąć? Bo jeśli próbuje mnie ośmieszyć, to słabo mu to wychodzi. Gdyby tylko wiedział, co zaplanowałyśmy dla niego z Sarą, to by mu się odechciało tych swoich debilnych gierek. Dupek.
- Oh, jak chcesz. Ale jakbyś zatęskniła, to wiesz gdzie mnie szukać, cukiereczku !- Zamrugał teatralnie oczami i posyłając nam swój słodki uśmiech, odszedł, znikając po chwili w windzie.
- Powiesz mi, co jest grane? – Sara odezwała się w końcu, wyraźnie zdezorientowana zaistniałą sytuacją. A co ja miałam powiedzieć? Sama nie wiem, co tu się wydarzyło. To się staje coraz bardziej popaprane.
- To po prostu wariat i tyle — skwitowałam, uśmiechając się pod nosem i ruszyłam w stronę schodów, kiwając wcześniej głową, aby poszła za mną.

Nie będę jej wyjaśniać zachowania Toma, chyba moja odpowiedź wyraźnie zakończyła ten temat. Mogę za to opowiedzieć jej wiele innych, ciekawych rzeczy. Być może to jej wystarczy, bo jakoś nie czuję chęci, aby opowiadać jej o tym, co zaszło pomiędzy mną a nim. Mimo że to ma związek z naszym zakładem… I to nic wielkiego, ale chce to zachować dla siebie. Wbrew pozorom to były przyjemne chwile, a ja zwyczajnie mu ulegałam. Więc wyszłoby na to, że jestem słaba. A nie mogę pozwolić, żeby Sara myślała, że miała racje… Nie wierzę, że naprawdę to przyznałam. Ja mu uległam! Ja! Dlaczego to wszystko musi być takie niedorzeczne i tak cholernie trudne…