środa, 29 września 2010

135.'A teraz ubierz się, bo jeszcze cię ktoś zgwałci... na przykład ja.'

Oparłam się plecami o ścianę na hotelowym korytarzu, aby zaraz zsunąć się po niej na czerwoną wykładzinę. Rozpłakałam się, choć nie wiem do końca dlaczego. Nagle zrobiło mi się tak ciężko na sercu. Czy ja robię coś źle? Chyba nic nie jest tak jakbym chciała. Może jestem szczęśliwa, ale wydaje mi się, jakbym wciąż wspinała się pod wielką górę. W dodatku zupełnie sama. Odnoszę wrażenie, jakby Tom w niczym nie widział problemów. Jakby wszystko traktował z taką lekkością... Być może patrzymy na świat w dwa zupełnie różne od siebie sposoby. Ja wiem, że on się stara, żeby było dobrze. Przecież nie chciałby mnie zranić.

Tylko dlaczego to jest takie trudne. Czemu ciągle czuje strach przed stratą ukochanej osoby? Każdego dnia jestem zapewniana o jego miłości a mimo to nadal czuję się niepewnie. To jest straszne... nie chcę, aby tak było. A co będzie, gdy odejdę z zespołu? Jak już nie będzie mnie z nim non stop... Już nie będę miała kontroli nad tym co robi, z kim i gdzie. Nie będę miała na nic wpływu, to jest chyba gorsze od tęsknoty.

-Carmen? Co ty tu robisz?- Usłyszałam znajomy głos i odwróciłam się w stronę osoby do której należał. Bill przypatrywał mi się z uwagą, a ja w sumie nie wiedziałam, co mam mu powiedzieć. Bo co ja tutaj robię?- Płaczesz? Co się stało?- Chłopak przykucnął obok mnie.- Pokłóciłaś się z Tomem?- Czarnowłosy najwyraźniej wyczerpał swoją wszelką cierpliwość przy Sarze, gdyż nie dał mi nawet dojść do słowa i sam zaczął zgadywać. I ciekawe dlaczego akurat to jako pierwsze wpadło mu do głowy...

-Tak... to znaczy nie... nie wiem... Bo on jest taki głupi!

-No cieszę się, że w końcu to zauważyłaś, ale już chyba trochę za późno, aby cokolwiek z tym robić.- Skomentował z dziwnym grymasem na twarzy.

-Bill, nie żartuj sobie...

-O co wam poszło?

-Bo on chce, żebym odeszła z zespołu...- Powiedziałam cicho spuszczając wzrok. Poczułam się właśnie jakby mój własny mąż chciałby się mnie pozbyć... ale przecież tak nie było! On chce dla mnie dobrze... on mnie kocha...

-Niby dlaczego masz odchodzić?- Oburzył się.- Co ten debil znowu wymyślił?

-Jemu zależy na dziecku... chce, żebym odpoczywała...

-I dzięki temu niby zajdziesz w ciążę?

-A może on ma rację? Może przez to całe zamieszanie mam takie trudności?

-A może masz trudności, bo jesteś po prostu bezpłodna? Weźcie się opamiętajcie... nie można walczyć z naturą. To nie twoja wina, że nie możesz mieć dzieci...

-Ale on mówił, że jest szansa... przecież zapisaliśmy się do tej kliniki. Oni nam mogą pomóc...

-Nie uważasz, że przez to dziecko psujecie swoje relacje?

-Gdybym tak nie uważała to bym teraz tu nie siedziała i nie płakała!

-Porozmawiaj z nim...

-Nie. Ja już mam dosyć tych rozmów.- Rzekłam stanowczo.- Jeśli tak bardzo mu zależy odejdę z zespołu. I jeszcze dzisiaj to zrobię.- Podniosłam się szybko z miejsca.- I jeszcze dzisiaj wrócę do domu. Tak właśnie zrobię.

-Carmen, oszalałaś?

-Nie.- Pokręciłam przecząco głową.

-Nie możesz nas tak zostawić... jutro mamy koncert!

-To już nie mój problem.- Wzruszyłam ramionami i skierowałam się do pokoju nie chcąc dłużej kontynuować tej rozmowy. Po co mamy się wszyscy męczyć? Mogę wrócić do Niemiec. Co to za problem... żaden. Ale czy to w jakikolwiek sposób pomoże naszemu małżeństwu? A może potrzebna nam taka rozłąka, żebyśmy za sobą zatęsknili... i przypomnieli sobie jeszcze raz jak potężne jest uczucie, które nas łączy. Bo ono wciąż jest w naszych sercach. Tylko przytłacza je codzienność...


-Już ci lepiej?- Gdy tylko weszłam do pomieszczenia Tom uniósł brwi spoglądając na mnie z zapytaniem. Miałam ochotę wziąć pierwszą lepszą rzecz z brzegu i nią w niego rzucić. To było złośliwe z jego strony...- Możemy dokończyć?

-Nie musimy nic kończyć. Odchodzę.- Wzruszyłam obojętnie ramionami zupełnie jakby to wszystko przestało robić na mnie jakiekolwiek wrażenie.

-Naprawdę?

-Tak.- Potwierdziłam zmierzając do szafy, którą zaraz otworzyłam i wyciągnęłam z niej jedną z walizek.

-Ale co robisz?

-Pakuję się. Chyba nie wrócę do domu bez swoich rzeczy?- Mruknęłam, po czym zaczęłam wyjmować swoje ciuchy następnie układając je w walizce. Usłyszałam tylko ciężkie westchnięcie z jego strony, a potem podszedł do mnie i złapał za rękę odwracając w swoją stronę.

-Nie chodziło mi wcale o to, żebyś od razu wyjeżdżała...

-Ale po co mam czekać? Im szybciej tym lepiej...

-Kochanie... jesteś ostatnio tak bardzo impulsywna. Nie chciałem, żeby to tak wyglądało...

-Ale nie przejmuj się Tom. Wiem, że chcesz dla mnie jak najlepiej... kocham cię i robię to dla ciebie i na pewno kiedyś zrozumiem, że to była najlepsza decyzja jaką mogłam podjąć. Ten świat nie jest dla mnie...

-Zaczekasz do jutra z tym wyjazdem?- Zapytał na co skinęłam twierdząco głową. Wiem, że jemu też jest ciężko. W końcu też przyzwyczaił się, że zawsze ma mnie przy sobie... to wszystko działało w obie strony.- Będę tęsknił...- Przytulił mnie mocno.- Ale już i tak coraz mniej do końca trasy...- Dodał, co chyba miało nam poprawić nieco nastrój. No bo w końcu szybko ten czas zleci i niedługo znowu będziemy razem...

-Będę na ciebie czekała.- Uśmiechnęłam się i zbliżyłam swoje usta do jego, aby obdarzyć go namiętnym pocałunkiem. Właśnie tego teraz potrzebowaliśmy najbardziej. Swojej bliskości.-Tylko nie wiem jak wytrzymam bez twoich ust...- Mruknęłam, gdy oderwaliśmy się od siebie po długiej chwili.

-I nie tylko ust.- Wyszczerzył się ukazując swoje piękne zęby.- Musimy się nacałować i nakochać na zapas...- Stwierdził ponownie muskając moje wargi.

-Ale to jest chyba niemożliwe...

-To będziemy uprawiać cyberseks.- Zakomunikował, na co się zaśmiałam. My chyba nie jesteśmy normalni... no ale co tam. Tak jest dobrze.- Ale na razie możemy wykorzystać nasze duże łóżko.- Wymruczał mi do ucha i zaczął składać delikatne pocałunki na mojej skórze. Jak dobrze, że moja siostra zabrała Mata... oby nie wrócili zbyt szybko. A najlepiej niech wrócą dopiero jutro!

Uśmiechnęłam się pod nosem i uniosłam jego głowę za podbródek, żeby móc wpić się zachłannie w jego usta. Wsunął mi swój język do buzi, który od razu odnalazł wspólny rytm z moim doprowadzając mnie tym do szaleństwa. Nie chcąc zbyt długo zwlekać włożyłam ręce pod koszulkę ukochanego, którą z niego ściągnęłam ciesząc się dotykiem jego nagiej i delikatnej skóry. Sunęłam dłońmi po jego całym torsie co jakiś czas drapiąc go z ogromną subtelnością, aby tylko przez przypadek go nie uszkodzić. Przez ten cały czas przerwaliśmy pocałunek jedynie na krótką chwilę, żeby zaczerpnąć powietrza, które i tak wydawało mi się cholernie gorące.

Chłopak objął mnie rękoma w talii prowadząc w stronę łóżka jednocześnie pilnując, żebym się nie potknęła o walizkę leżącą na podłodze. Gdy tylko opadliśmy na pościel jego sprawne ręce znalazły się przy moim rozporku, na co od razu zareagowałam przenosząc je znacznie wyżej.

-Najpierw góra, Kochanie...- Mruknęłam uśmiechając się do niego słodko. Gitarzysta odwzajemnił gest i musnął przelotnie moje wilgotne wargi, aby zaraz zdjąć ze mnie bluzkę. Uwielbiam, gdy patrzy na mnie z takim pożądaniem w oczach. Wtedy wiem, że jestem jedyną kobietą w jego życiu, której pragnie. I wiem, że mu się podobam.

Dobierając się do zapięcia od mojego stanika jednocześnie składał pocałunki na moim ciele, a ja nie mogłam się już doczekać, kiedy w końcu pozbędzie się ze mnie wszelkich ubrań. Zagryzłam wargę, gdy przeniósł swoje usta na moje nagie piersi, a jego dłonie wędrowały po moich plecach, a potem brzuchu, aż w końcu odpiął guzik spodni i rozporek powoli zsuwając je ze mnie. Ja natomiast nie chcąc tracić cennego czasu zajęłam się pozbywaniem pozostałości jego garderoby w czym mi nieco pomógł, dzięki czemu już po chwili obydwoje byliśmy tylko w dolnej części bielizny.

Czułam jego męskość, gdy niemalże na mnie leżał całując moją twarz. Byłam już podniecona do granic możliwości, a on sprawiał, że to wzrastało jeszcze bardziej. Chciałam, żeby w końcu przestał się ze mną bawić i po prostu we mnie wszedł zaspakajając nasze wspólne pragnienie. Sama zdjęłam z siebie majtki mając nadzieję, że zrozumie o co mi chodzi. Nie może się tak nade mną znęcać...

Ale on nadal muskał ustami moje ciało i co jakiś czas lizał skórę koniuszkiem swojego języka... On chciał żebym oszalała. Dobrze wiedział, że doprowadza mnie do obłędu... Jakby tego było mało jego kolano znajdowało się między moimi nogami stykając się z najczulszym miejscem mojego ciała.

Chciałam przejąć w jakiś sposób inicjatywę, więc włożyłam mu rękę do bokserek dotykając jego męskości, co wywołało u niego głośny jęk. Jednak nie pozwolił mi przejąć kontroli... chwycił moje nadgarstki i przytrzymał moje ręce na poziomie mojej głowy, a sam zaczął całować moje uda od wewnętrznej strony przez co zaczęłam się wyginać czując, że za moment nie wytrzymam i dosłownie go zgwałcę. Oskarżę go o znęcanie się nad własną żoną w łóżku!

Nie mogąc już dłużej tłumić w sobie emocji pojękiwałam cicho oddychając przy tym coraz szybciej. Jedyne o czym teraz marzyłam, to zerwanie z niego bokserek i złączenie się z nim w jedność.

-O Kurwa. Nie patrz!- Czyjś głos kompletnie mnie rozkojarzył. Tom podniósł się gwałtownie na rękach zwisając nade mną, a ja spojrzałam w stronę drzwi gdzie stała moja siostra zasłaniając rękoma oczy naszego małego brata. Nienawidzę jej.- Co wy wyprawiacie! Dziecko zgorszycie!

-Nie przeklinaj przy nim.- Tom odwrócił głowę w jej stronę rzucając jej karcące spojrzenie. Nie wiem, jak przeklinanie ma się do obecnej sytuacji...

-To go stąd zabierz...- Wydyszałam patrząc na nią z mordem w oczach, a ta jakby dopiero teraz się ocknęła i w pośpiechu pociągnęła za sobą małego zamykając za sobą drzwi.

-To po prostu straszne, że nie można normalnie uprawiać seksu...

-Zamknij się, Kaulitz.- Syknęłam łapiąc go za materiał bokserek i pociągnęłam w swoją stronę tak, że opadł na mnie swoim rozgrzanym ciałem.- Teraz już na pewno nikt tutaj nie wejdzie, cały hotel będzie o tym wiedział... ale gówno mnie to obchodzi. I jak zaraz mnie tu nie przelecisz, to przysięgam że jutro złoże pozew o rozwód.- Zagroziłam i nie czekając na jego reakcję ściągnęłam z niego bokserki i wpiłam się w jego usta starając się odzyskać chwilowo utraconą atmosferę.

-Sorry, ale David chce was widzieć.- Bill wszedł do pokoju i stał się jednocześnie kolejną osobą do ścięcia. Nie dość, że wszedł bez pukania to jeszcze oparł się o ścianę patrząc na nas wyczekująco.

-Ej, nie patrz się!- Pisnął Tom przygniatając mnie całym sobą, że ledwo łapałam oddech.

-Co ja piersi nie widziałem? I nie świeć mi tu tyłkiem... weźcie się ogarnijcie i idźcie do Josta.

-Bill?- Zwróciłam się do niego wystawiając głowę przez ramię swojego męża. Chłopak uniósł brwi oczekując moich słów.- Myślisz, że Sara będzie zadowolona, gdy będzie musiała używać wibratora, bo ty nie będziesz zdolny do jej zaspokojenia?- Uśmiechnęłam się do niego ironicznie, a Tom parsknął śmiechem.

-Nagrabiłeś sobie bracie. Moja żona dzisiaj jest wyjątkowo drapieżna...

-Ale przecież ja już wychodzę. Przyszedłem wam tylko przekazać... wiadomość.- Wzruszył niewinnie ramionami i dłużej mi się nie narażając wyszedł.

-Ja się tak nie bawię...- Burknęłam zdesperowana i zrzuciłam z siebie gitarzystę, który wylądował po drugiej stronie łóżka. Wyglądał bardzo kusząco będąc cały nagi, jednak mój cały zapał znacznie przygasł. Wszystko nam zepsuli... miało być tak pięknie! Z naburmuszoną miną podniosłam się z pościeli i zaczęłam zbierać z podłogi swoje rzeczy po czym wcisnęłam się we wszystko w dość szybkim tempie, bo może jeszcze komuś zachciałoby się złożyć nam wizytę.

-Ale nie rozwiedziesz się ze mną?- Gitarzysta wstał i podszedł do mnie spoglądając na mnie uważnie.

-Nie...- Westchnęłam cicho.- Ale dokończymy to choćbym miała wszystkich pozabijać.- Rzekłam stanowczo.- A teraz ubierz się, bo jeszcze cię ktoś zgwałci... na przykład ja.- Uśmiechnęłam się do niego i ucałowałam jego słodkie usta.


#


-Bill powiedział mi, że chcesz odejść?- David skrzyżował ręce na piersi wlepiając we mnie swoje wyraźnie już poirytowane spojrzenie. Cóż... w sumie nigdy nie zastanawiałam się, co musi czuć ten człowiek... Może jestem straszną egoistką? Ale on sam się wpakował w ten biznes... nikt go nie zmuszał, chyba wiedział na co się pisze. A ja muszę myśleć przede wszystkim o swoim małżeństwie.

-Zgadza się.- Potwierdziłam jednocześnie karcąc swoim wzrokiem stojącego pod ścianą wokalistę.- Uznaliśmy z Tomem, że tak będzie najlepiej. Udział w zespole nie działa na mnie najlepiej... poza tym chcemy mieć dziecko, więc wcześniej czy później i tak musiałabym odejść. A lepiej wcześniej.- Wyjaśniłam wszystko spokojnie z nadzieją na zrozumienie.

-Jeżeli odejdziesz już nie będziesz miała powrotu.- Oświadczył poważnym tonem.- Już nie wspomnę o tym, że zostawiasz nas praktycznie na lodzie i nie wiem kto jutro za ciebie zagra.

-Znajdziesz kogoś, zaradny z ciebie facet.- Wzruszyłam ramionami.- Ja jutro wracam do domu.

-I ja też.- Wtrąciła Melanie, na co Sara poderwała się gwałtownie z miejsca stając na równe nogi.

-Jak to!? Ja tu sama nie zostanę!- Zapiszczała.- Nie ma mowy! Ja też wracam!

-No proszę... trzy kłopoty z głowy, życie jednak potrafi być piękne.- Menadżer uśmiechnął się pod nosem.- A właściwie cztery.- Zerknął w stronę małego chłopca, który siedział grzecznie na kanapie i z uwagą nas obserwował.

-Zaraz, zaraz. Ja się nie zgadzam.- Odezwał się Bill z wielkim oburzeniem.- Muszę mieć cię na oku.- Spojrzał znacząco na swoją dziewczynę.

-Nie! Ja będę z Carmen, ona będzie mieć mnie na oku. Prawda, Carmen?- Odwróciła się w moją stronę, a jej oczy wręcz mnie błagały, abym się zgodziła. Więc przytaknęłam jej kiwając ochoczo głową.- Ty i tak jesteś zajęty, a my sobie świetnie poradzimy. Musimy się wspierać jako kobiety... poza tym zajmiemy się Matthewem.- Moja przyjaciółka chyba nigdy nie miała daru przekonywania, ale za to była uparta. Choćby Bill nie wiem jak bardzo chciał i tak z nim nie zostanie... to jest pewne.

-Ta... to wy się spokojnie pokłóćcie, a ja idę dzwonić do Georga.- Mruknął David i wyszedł pozostawiając nas samych. W sumie jego reakcja była dosyć spokojna... jestem zaskoczona. Ale może się przyzwyczaił, że zawsze coś odstawiamy? Albo zażywa już jakieś nervosole...

-Bill, Sara ma rację. Będzie jej się tu nudziło samej, a tak będziemy we trzy i sobie poradzimy.

-I jeszcze ja!- Wtrącił się Matt z wesołym uśmiechem.- Będę ją pilnował wujek.- Zapewnił go swoim słodkim głosikiem, nie dało się nie uśmiechnąć.

-No i lepiej uważajcie, bo Matt będzie mi o wszystkim donosił.- Tom wyszczerzył się do mnie, a ja uniosłam brwi patrząc na niego z uwagą.

-Zawarliśmy już układ!- Dodał mały i razem z moim mężem przybili sobie piątkę. Westchnęłam ciężko nie komentując tego... taki mały, a już cwaniaczek. Może to dobrze, że nie będzie zbyt dużo czasu spędzał z Tomem? Ja w ogóle nie jestem pewna, czy on jest gotowy, żeby zostać teraz ojcem... trzeba to poważnie przemyśleć.

-To postanowione!- Okrzyknęła uradowana Sara, a Bill nie miał już nic do gadania. Czyli tak jak sądziłam...


###


Zastanawiam się skąd się biorą takie odcinki xd Mam na myśli ten dziwny wątek powyżej ostatniego... xd No bo ja nie wiem skąd :D 

Dobra już nic nie mówię xd

pozdrawiam ;*


sobota, 18 września 2010

134.'Tom, ale nie ma żadnego dziecka!'

Przeglądałam jakąś gazetę, gdy do mojego pokoju bez wcześniejszego uprzedzenia wpadła Melanie. Miło było ją widzieć pełną energii po ostatniej przygodzie. Na całe szczęście wszystko skończyło się dobrze i nie stało się nic złego jej dziecku. To byłoby straszne. Nawet nie chcę sobie tego wyobrażać...

-Carmen, czy ja o czymś nie wiem?- Zaczęła z poważną miną, a ja odłożyłam czasopismo unosząc na nią swoje niezrozumiałe spojrzenie.- Twój mąż dorobił się już syna?- Wypaliła, na co ja zareagowałam parsknięciem. Jeszcze tego by mi brakowało.

-Nie poznajesz własnego brata?- Uniosłam brwi uśmiechając się pod nosem.- Mama wczoraj była i zostawiła go nam pod opiekę.- Wyjaśniłam pokrótce.

-Żartujesz?- Teraz to ona się zaśmiała siadając z wrażenia na fotelu.- Przecież nienawidzisz jej odkąd zaczęłaś samodzielnie myśleć.

-Nie miałam o tym pojęcia.- Stwierdziłam zamyślając się na dłuższą chwilę.- Ale to nie ma już znaczenia.- Wzruszyłam obojętnie ramionami.- Mama ma nowotwór, musi się leczyć. Musiałam się zgodzić.

-Nie wierzę.- Pokręciła z niedowierzaniem głową. Cóż, ja nie mam zamiaru jej przekonywać. Chyba sama widziała dowody. Raczej nie wyczarowałam własnego brata.- I niby jak ty chcesz to wszystko pogodzić z opieką nad dzieckiem?

-Pomożesz mi.- Uświadomiłam ją.- Poza tym sama chcę mieć dziecko, więc to będzie dobra lekcja.- Dodałam. Na razie wszystko idzie bardzo gładko i nie ma żadnych problemów... na pewno będzie tak już do samego końca.

-Kompletnie ci odbiło.

-Oj, daj spokój. Nie mogłam go tak zostawić. Poza tym świetnie dogaduje się z Tomem i w ogóle. Poradzimy sobie.

-A David?- Skrzyżowała ręce na piersi spoglądając na mnie spod uniesionych brwi, a na moją twarz od razu wpłynął niewinny uśmiech.

-No wiesz... w końcu to ojciec twojego dziecka... to prawie jak mój szwagier! A chyba nie będzie się złościł o naszego braciszka? Tym bardziej, jakbyś powiedziała mu, że to twój pomysł i w ogóle...- Zatrzepotałam rzęsami nie spuszczając z niej swojego natarczywego wzroku. W niej cała nadzieja! Nasz menadżer nie miał bowiem jeszcze okazji zobaczyć naszego nowego towarzysza.

-Oczywiście wszystko zwalasz na mnie. My nawet nie jesteśmy żadnym związkiem, a ty go do swojego szwagra porównujesz.- Mruknęła nie pałając zbytnim entuzjazmem.

-Jak to nie jesteście?

-Jeśli mam być szczera, to spędzamy razem czas tylko ze względu na dziecko. Fajnie było w łóżku i w ogóle, ale ten związek na dłuższą metę nie miałby szans. Poza tym on ciągle pracuje... i chyba przechodzi kryzys wieku średniego, czy coś w tym stylu. W każdym razie cały czas w głowie mu jakieś małolaty... Nic z nas nie będzie.- Wyrecytowała z pełnym przekonaniem, a ja nie bardzo wiedziałam, co mam o tym myśleć. Może David nie jest jakiś idealny, ale sądziłam, że dobrze im się układa i że mimo wszystko coś do siebie czują.- I najlepiej nie mówmy o tym. Wolę sama zająć się swoim życiem... nie wpakuje się po raz drugi w związek bez przyszłości. Nawet ze względu na dziecko... mogę stworzyć mu szczęśliwą rodzinę bez Davida. Oczywiście nie mam zamiaru zabraniać mu kontaktów z dzieckiem... po prostu nie chcę z nim być.- Dodała, więc nawet nie miałam okazji, aby skomentować jej słowa. Cóż... może naprawdę będzie lepiej, jak nie będę się odzywać. To rzeczywiście jej sprawa.- Ale mogę mu wspomnieć o naszym bracie. Jednak nie liczyłabym na zrozumienie z jego strony...

-Pewnie nie będzie łatwo... ale na ciebie przynajmniej nie będzie krzyczał.- Skwitowałam szczerząc się przy tym.- Poza tym i tak stawiamy go przed faktem dokonanym... Tom niemalże od razu wyraził swoją zgodę. Ma z tego więcej radości niż ja...

-Może na coś wam się to przyda.

-Na pewno nie zaszkodzi.

-Carmel!- Usłyszałyśmy dziecięcy krzyk i po chwili w pokoju zjawił się mały blondynek, który od razu podbiegł do mnie łapiąc mnie za rękę.- Chodź sybko! Taki duży pan zezłościł się na Tomiego.- Pociągnął mnie zmuszając tym, abym wstała. Niewiele z tego rozumiałam, ale nie sprzeciwiałam się i pozwoliłam, żeby Matt poprowadził mnie do wyjścia.- O tam!- Wskazał swoim paluszkiem w stronę dobrze znanych mi mężczyzn. Mogłam się domyślić, że chodzi o Davida.

-Wiesz co? Idź do Melanie, a ja zaraz przyjdę, dobrze?- Zwróciłam się do niego, a on w odpowiedzi pokiwał twierdząco głową i zaraz zniknął w głębi pokoju. Ja natomiast z niepewną miną ruszyłam w stronę swojego męża. Muszę przecież go ratować!

-O, proszę. Jest i twoja wspólniczka.- Na wstępie usłyszałam zirytowany głos menadżera, który teraz lustrował mnie uważnie swoim groźnym spojrzeniem.- Masz coś do powiedzenia? Bo ja już naprawdę nie mam do was siły. Jestem chyba na to wszystko za stary! Wy sobie po prostu robicie co wam się podoba i macie wszystko w dupie! Kiedy wy w końcu dorośniecie!? Ile mam czekać do cholery?! Aż przejdę na emeryturę?! Tylko że wtedy gówno mnie będzie obchodziło, to co robicie ze swoim życiem. Tak bardzo chcecie mieć rodzinę i żyć sobie długo i szczęśliwie? To proszę bardzo! Ja was tu nie trzymam! Możecie rozwiązać zespół w każdej chwili, to nie jest zabronione!- Myślałam, że już nigdy nie skończy na nas wrzeszczeć. Zapewne słyszał go już cały hotel... a na pewno Bill, który pojawił się zaraz na korytarzu z niezadowoloną miną.

-Co tu się dzieje? Musisz tak głośno?! Właśnie uśpiłem Sarę, jak mi się obudzi, to cię skrzywdzę!- Warknął w stronę mężczyzny z groźnym wyrazem twarzy, a my wszyscy przenieśliśmy na niego swoje zdumione spojrzenia.- I co się tak gapicie?! Mieliście kiedyś dziewczynę w ciąży?! Albo nie... mieliście kiedyś SARĘ w ciąży?! Nie, nie mieliście! Więc weźcie mi tu żadnych scen nie urządzajcie pod moimi drzwiami, bo sami będziecie się z nią męczyć.- Zagroził wskazując na nas palcem.

-Nie, nie, nie... i jeszcze raz nie...- Nasz menadżer zaczął jęczeć robiąc przy tym płaczliwą minę.- Ja już nie mogę... po prostu nie mogę... no nie mogę...- Uniósł ręce w geście bezradności i odszedł pozostawiając nas samych.

-Dzięki Bill.- Po chwili Tom ocknął się i spojrzał z wdzięcznością na brata.- Ty zawsze wiesz kiedy i z czym wkroczyć do akcji.- Poklepał go przyjaźnie po ramieniu po czym zbliżył się do mnie łapiąc moją dłoń.- Chyba musimy porozmawiać, Kochanie.


#


Tom krążył od paru minut nerwowym krokiem po naszym pokoju z bardzo poważnym wyrazem twarzy, a ja siedziałam na łóżku wpatrując się w czubki swoich butów i bawiłam się swoimi palcami u rąk, co było ewidentną oznaką stresu jaki odczuwałam. Jednak nie może być tak pięknie, jak sobie wymyśliłam... i pewnie coś w tym jest.

-Musimy coś z nim zrobić.- Rzekł nagle unosząc na mnie swoje surowe spojrzenie.- Ja wiem, że to twój brat, twoja rodzina i w ogóle. Nawet bardzo go polubiłem, jest naprawdę fantastycznym dzieckiem... jednak David ma rację. Zwykle się z nim nie zgadzam, ale tym razem jest inaczej.- Kontynuował nie spuszczając ze mnie tego swojego strasznego wzroku. Ja natomiast patrzyłam na niego niepewnie czekając na dalszy rozwój sytuacji.- Musimy zacząć w końcu myśleć też o zespole. Ciągle żyjemy naszymi prywatnymi sprawami, a Tokio Hotel tak jakby nie miało już znaczenia... Carmen.- Podszedł do mnie i przykucnął przede mną chwytając moje ręce.- Ja cię bardzo kocham i jesteś dla mnie wszystkim, chciałbym mieć z tobą rodzinę... naprawdę tylko o tym marzę. Cieszę się, że mogę mieć cię blisko siebie dzięki temu, że z nami grasz... ale my po prostu nie możemy razem pracować.- Spojrzał mi w oczy, które już zapewne zaszły łzami. Widziałam go jak przez mgłę.- Nie potrafimy oddzielić pracy od naszego prywatnego życia... jesteśmy małżeństwem więc to oczywiste, że już zawsze tak będzie. Dlatego myślę... że byłoby lepiej, jakbyś odeszła z zespołu...

-Lepiej?- Wychrypiałam czując jak mój głos się łamię.- Żebyście znowu przyjęli na moje miejsce jakąś podstępną żmije? Ja nie chce... nie zniosę tego! Nie chce po raz kolejny przez to przechodzić!- Wykrzyczałam, a po moich policzkach stoczyły się łzy.

-Skarbie... przecież wiesz, że nie mógłbym do tego dopuścić. Nie pozwolę cię skrzywdzić.- Pogładził swoją dłonią mój policzek wycierając go przy okazji.- Sama widzisz, że to wszystko źle na ciebie działa... źle się czujesz, cały czas jesteś poddenerwowana... Nie chcę, żeby tak było.

-To mam siedzieć i nic nie robić?

-Możesz robić, co tylko chcesz... byle nie pracować.- Uśmiechnął się delikatnie.- A niedługo przecież możemy mieć dziecko... teraz jak zaczęliśmy działać w tym kierunku, mamy większe szanse.

-Ale ja tak nie umiem nic nie robić...- Westchnęłam cicho, a mój głos z pewnością nie przypominał teraz głosu dorosłej kobiety.

-Masz dopiero dziewiętnaście lat, na pewno odkryjesz sobie jakąś pasję... hobby. Poza tym, pamiętaj cały czas o dziecku. Powinnaś odpocząć choćby ze względu na nie... musisz mieć siłę i zdrowie.- Muszę przyznać, że mój mąż jest dziś wyjątkowo przekonujący. Widziałam sens w tym, co do mnie mówił.

-A jak ty będziesz wyjeżdżał? Jak będziesz zajęty, to mam być sama?- Zapytałam z lękiem. Nie wyobrażam sobie nawet jednego dnia bez niego. Przecież zawsze byliśmy razem. Nie chcę zostawać sama w domu, gdy on będzie wyjeżdżał w trasę. Nie chcę ciągle na niego czekać i tęsknić. Chyba ze względu na to wszystko chciałam grać w zespole, żeby móc wciąż być przy nim.

-Będziesz z naszym dzieckiem...

-Tom, ale nie ma żadnego dziecka!- Prawie warknęłam na niego nie radząc sobie już z tą całą sytuacją. Ciągle mówi o kimś, kogo nie ma. I nie wiadomo nawet czy kiedykolwiek będzie.- I jeżeli chcesz mieć rodzinę po to, aby była z dala od ciebie to nie rozumiem jaki to ma sens.- Dodałam już spokojniej. Naprawdę nie wiem, jak on to wszystko widzi. Może wydaje mu się to bardzo proste... jednak rzeczywistość jest inna i ja to wiem. Jestem pewna, że nie będzie tak pięknie, jak on sobie wymyślił.

-Carmen, przecież będę do was wracał. Jak wyjadę, to nie na zawsze, tylko na kilka miesięcy.

-Tylko? Czy ty w ogóle siebie słyszysz!?- Podniosłam się gwałtownie z miejsca niemalże go przewracając przy tym.- No powiedz mi. Powiedz do cholery, jak ty sobie to wszystko wyobrażasz! Bo ja nie wiem. Nie mam zielonego pojęcia, jak to wszystko ma wyglądać.- Wlepiłam w niego swoje rozzłoszczone spojrzenie, a on wstał stając naprzeciwko mnie.

-Nie wiem, dlaczego tak od razu się denerwujesz. Nie możemy po prostu spokojnie porozmawiać?

-Nie możemy.- Fuknęłam.- Bo ja cię nie rozumiem. Nic w ogóle nie rozumiem! I jesteś głupi! Po prostu głupi.- Dodałam cała niemalże się trzęsąc i wyszłam nie mając najmniejszej ochoty kontynuować tej dyskusji. Nie potrafiłam już dłużej go słuchać. Przez chwilę naprawdę myślałam, że to nie najgorszy pomysł, abym opuściła zespół. Ale wtedy nie mogłabym już z nim być tak często, jak teraz. A dziecko? Skoro chce tworzyć ze mną rodzinę powinien być przy nas. Mam urodzić mu dziecko i wychowywać je sama? Ja też bardzo go pragnę, ale potrzebuję także swojego męża. Nie chcę zostać sama...


###


niedziela, 5 września 2010

133.'Bo ty mnie zapłodniłeś, ty niewyżyty potworze!'

-Kochanie, przepraszam, że nie zadzwoniłem, ale nie było potrzeby skoro Melanie dzisiaj wypisali i...- Tom urwał nagle zatrzymując swoje spojrzenie na małym chłopcu, który także uważnie go obserwował swoimi wielkimi oczami. Wydawał się być trochę wystraszony... no ale nic w tym dziwnego, w końcu ta sytuacja jest dla niego dziwna i zupełnie nowa.

-Em... Tom, to jest mój brat.- Odezwałam się, aby przerwać tą niezręczną ciszę. Nadal nie wiem, jak mu to wszystko wyjaśnię, ale cóż...

-Brat? Ty masz brata? W ogóle skąd od się wziął? I gdzie jego rodzice? Carmen?- Zasypał mnie pytaniami mrugając powiekami, jak nakręcony. Czyżby wystraszył się małego chłopca? I on chce mieć dziecko!?

-Tak... To Matthew. I... no ten... on... troszkę z nami pomieszka...- Uśmiechnęłam się niewinnie. Ale moje słowa chyba do niego nie dotarły...

-Carmen... skąd wzięłaś to dziecko? Ja rozumiem, że ty bardzo chcesz być mamą, ale tak nie można! Kochanie... musimy je oddać z powrotem... przecież on ma mamę i ona teraz bardzo się martwi...- Podszedł do mnie łapiąc mnie za ramiona. Przysięgam, że patrzył na mnie jak na wariatkę, miałam ochotę go kopnąć już nie powiem gdzie.

-Pojebało cię?!- Syknęłam wyrywając się z jego uścisku.- To mój brat, nie porwałam dziecka!- Naprawdę nie wiem za kogo on mnie ma. No przegiął! Zaraz wniosę pozew o rozwód... co to w ogóle ma być!

-Ja nadal nic nie rozumiem.

-Carmel... czy ja mogę się tym pobawić?- Mój braciszek zwrócił na siebie uwagę wskazując na kostki do gry na gitarze należące do Toma.

-Carmel?- Chłopak powtórzył za małym i wybuchnął śmiechem. Przysięgam, że zaraz go zdzielę...

-Możesz się tym pobawić.- Uśmiechnęłam się słodko do małego, a Toma chwyciłam za materiał koszulki i odciągnęłam go na bok, żeby w końcu wyjaśnić całą sytuację.- Była tu dziś moja mama, jest poważnie chora, dlatego podjęłam się opieki nad bratem, żeby ją odciążyć. To może potrwać kilka miesięcy... zależy od jej choroby i leczenia...

-Kilka miesięcy?! Carmen, przecież to małe dziecko...

-Przecież wiem.- Nie sądzę, aby Tom nie miał pojęcia o tym, iż nie posiadam anielskiej cierpliwości. Czy on musi mnie tak irytować?

-Jak ty sobie to wyobrażasz? Poza tym myślałem, że masz złe relacje z matką...

-Wyobraź sobie, że o tym zapomniałam. Ona może umrzeć. Zresztą i tak już postanowiłam... nie zostawię swojego brata.- Oświadczyłam stanowczo.

-A co z zespołem?

-Nic.. jak będę grała czy coś, Mel się nim zajmie.- Wzruszyłam ramionami. Na wszystko przecież znajdzie się jakieś dobre rozwiązanie...

-A ona o tym wie?

-Nie... właśnie, co z nią?- Przypomniałam sobie o jej nagłej wycieczce do szpitala. Ja chyba mam dziś za dużo na głowie... i może nie tylko dziś.

-Nic... już wszystko w porządku. Musi po prostu bardziej na siebie uważać i się nie denerwować.- Wyjaśnił zerkając cały czas na małego.

-To dobrze...

-Kochanie, co my mamy z nim robić? Nie mamy dla niego nawet żadnych zabawek...

-Możemy kupić...

-I gdzie on ma spać?

-Z nami!

-Ah... Czyli koniec ze staraniem się o dziecko...- Mruknął nie pałając przy tym zbyt wielkim entuzjazmem. Ja osobiście uważam, że krótka przerwa nam nie zaszkodzi... nie można non stop uprawiać seksu. Jeszcze popadniemy w jakieś uzależnienie! Oczywiście bardzo chcę mieć dziecko, jednak czasem są ważniejsze sprawy, które wynikają całkowicie przypadkiem...

-Kotku, przecież będziemy mieli jeszcze czas... poza tym podszkolisz się trochę w opiece nad małym dzieckiem. Chodź, przedstawię cię mu.- Chwyciłam go za rękę ciągnąc w stronę małego.- Matt... to jest mój mąż, Tom. Twój wujek.- Zwróciłam się do niego swoim nienaturalnie miłym głosem. Do dzieci trzeba chyba mówić delikatnie i w ogóle... Chcę, żeby czuł się z nami dobrze.

-Masz fajne włosy, Tom.- Chłopczyk uniósł głowę uśmiechając się do Toma.- Też chciałbym takie mieć... moje są takie pokręcone..

-Też są bardzo fajne.- Stwierdził i poczochrał go po włosach.- Myślę, że na razie nie musisz nic z nimi robić.

-Mama też tak mówi.- Westchnął z przejęciem.- Tom, a możesz pokazać mi swoją gitarę? Mama mówiła, że jak już będę duży to mi kupi i będę mógł grać.

-Wiesz... to świetny pomysł, żeby on z nami został.- Tom odwrócił się w moją stronę marszcząc brwi. Uśmiechnęłam się szeroko i ucałowałam go w usta. Wiedziałam, że jak go pozna od razu zmieni swoje nastawienie. To przecież wspaniałe dziecko.- Trzeba tylko powiadomić resztę, że mamy nowego lokatora.

-To nie problem...

-To jak będzie z tą gitarą?

-Mogę pokazać ci nawet wszystkie instrumenty.- Skierował swoje spojrzenie na małego, który od razu rozpromieniał.

-Super!- Okrzyknął podekscytowany.

-To chodź.- Wyciągnął do niego rękę, a ten chwycił ją bez wahania.- Niedługo wrócimy.- Dodał i obydwoje wyszli zostawiając mnie samą. Muszę przyznać, że Tom ładnie wygląda z dzieckiem... Nie mam pojęcia w co nas wpakowałam, ale przecież musiałam. Nie mogłam zostawić swojego brata... przecież on jest taki słodki...


#


Czarnowłosy wszedł do pokoju od razu lustrując jego wnętrze w poszukiwaniu swojej dziewczyny. Zmarszczył brwi zauważając, jak Sara zawzięcie przygląda się jakiemuś zeszytowi, który z pewnością nie należał do niej. Lekko zaniepokojony podszedł do niej, aby sprawdzić co tak bardzo ją zainteresowało. Jak się okazało jego obawy były słuszne, gdyż trzymała w dłoniach jego pamiętnik. Serce, aż podeszło mu do gardła na myśl, że mogła coś przeczytać. A sam skarcił się w myślach, że nie ukrył czegoś tak ważnego dokładniej.

-Co robisz?- Dziewczyna drgnęła słysząc niespodziewanie jego głos. Nie zauważyła, kiedy wszedł i że w ogóle za nią stał. W jego głosie natomiast wyczuła niezadowolenie.

-Piszesz pamiętnik?- Odpowiedziała pytaniem i wskazała na dość gruby zeszyt, który ściskała w dłoni. Wokalista skinął tylko twierdząco głową i czym prędzej odebrał jej swoją własność.- Masz przede mną jakieś tajemnice?- Kontynuowała krzyżując ręce na piersi. Wcale jej się to nie podobało. Sądziła, że mówią sobie wszystko. Że to ona jest osobą, której będzie się żalił i mówił o swoich wszelkich troskach... Przecież się kochają, będą mieli rodzinę. Była przekonana, że Bill darzy ją całkowitym zaufaniem, a tymczasem on po kryjomu tworzy zapiski w pamiętniku.

-Nie... To tylko pamiętnik. Zresztą już w nim nie piszę...- Wzruszył ramionami.

-Tak? Więc mogę go przeczytać?

-Nie.- Odmówił natychmiast i nie zwlekając schował zeszyt do szuflady.- Masz ochotę na spacer?

-Czemu zmieniasz temat?- Zmrużyła oczy nie spuszczając z niego swojego podejrzliwego wzroku. Czuła, że jest jakiś powód dla, którego chłopak nie chce jej pozwolić przeczytać swojego pamiętnika.

-Nie zmieniam, po prostu nie ma o czym mówić.- Odparł nie mając ochoty dłużej drążyć niewygodnego dla niego tematu.- To idziemy?

-Zjadłabym coś.- Mruknęła postanawiając odpuścić sobie dalsze męczenie wokalisty swoją dociekliwością. Może w końcu sam jej coś wyjawi... czasem potrzeba czasu, więc ona mu go da.

-To pójdziemy najpierw na obiad.- Skwitował.- Mają tu dobrą restaurację...

-Mam ochotę na coś wegetariańskiego...

-Znajdzie się coś...

-Ale ja chcę coś z takiej prawdziwej wegetariańskiej restauracji... takiej z prawdziwego zdarzenia.- Zakomunikowała z wielkim przejęciem. Ciąża w jej przypadku staje się coraz bardziej widoczna, nie tylko pod względem fizycznym, ale i psychicznym.

-W porządku... znajdziemy coś.

-Hm...- Zamyśliła się na chwilę spoglądając na niego w dziwny sposób. Teraz już w ogóle nie wiedział czego ma się po niej spodziewać, ale był pewien, że właśnie zmienia zdanie.- A może jednak... zostaniemy?- Uśmiechnęła się do niego tajemniczo.- Już nie jestem głodna.- Dodała zaraz i podeszła nieco bliżej niego.

-Na spacer też nie masz ochoty?

-Po co mamy w ogóle wychodzić? Możemy zostać tutaj... mamy takie wygodne łóżko.- Stwierdziła bawiąc się jego włosami.

-Ah... no... i jest chyba czwarta po południu...

-No i co z tego?- Mruknęła odsuwając się od niego.- Jak ci tak bardzo zależy możemy przecież iść na ten durny spacer...

-Ale po co od razu te nerwy?- Przewrócił oczami chwytając ją za rękę.- Przecież wiesz, że ja nie mam nic przeciwko, żebyśmy tutaj zostali.

-Ehe... akurat. Ah, no i jest czwarta po południu.- Zaczęła go naśladować będąc przy tym bardzo przekonującą.

-Jesteś nieznośna...- Przyciągnął ją do siebie obejmując mocno rękoma w talii.

-To nie był komplement.

-A to, że przed ciążą byłaś mniej nieznośna niż jesteś teraz?

-Wcale mnie to nie bawi.- Rzekła i wyswobodziła się z jego uścisku.- Idź sobie sam na ten spacer.- Rzuciła z niezadowoleniem i ułożyła się na łóżku odwracając od niego swój wzrok.

-I już nie chcesz, żebyśmy zostali razem w naszym dużym łóżku?

-To nie nasze łóżko!

-Ale chwilowo nasze... Sara, nie złość się tak. Przecież chcę dobrze...

-I żałujesz mi seksu tylko dlatego, że jest czwarta po południu. A ja jestem w ciąży i mam ochotę! Mam sobie wynająć do tego jakiegoś faceta z agencji, bo mój własny chłopak woli iść na spacer?- Wyrecytowała z trudem łapiąc oddech.

-Przecież nie powiedziałem, że wolę.

-Ale wolisz! I w ogóle idź sobie... Albo, może ja wyjdę!- Poderwała się z miejsca i zanim zdążył w jakikolwiek sposób zareagować stała już przy drzwiach.

-I?- Uniósł brwi nie widząc kolejnych ruchów z jej strony.

-Moi rodzice nie wiedzą jeszcze, że jestem w ciąży.- Wypaliła wracając się z powrotem na łóżko, gdzie zaraz usiadła.-Musisz do nich zadzwonić.

-Ja? Dlaczego ja?

-Bo ty mnie zapłodniłeś, ty niewyżyty potworze!

-Chyba sam wręczę sobie jakiś order za moją anielską cierpliwość.- Wycedził przez zaciśnięte zęby czując, że jego spokój powoli się oddala.- Oczywiście. Zadzwonię do nich. I przy okazji znajdę jakieś doradztwo dla młodych rodziców, czy coś... bo długo tak nie pociągniemy, Kochanie.


###


Ostatni wątek specjalnie dla szantażystki (i to nie jest żaden nick xd) xd 


Pozdrawiam ;*




środa, 1 września 2010

132.'Wykryto u mnie nowotwór...'

Zamknęłam drzwi od pokoju siostry, a sama udałam się do siebie. Wiem, że powinnam teraz jechać do szpitala i dowiedzieć się, co z Melanie i moim siostrzeńcem jednak nie miałam na to siły. Moje samopoczucie diametralnie się pogorszyło. Tym razem okropnie bolał mnie brzuch i marzyłam tylko o tym, aby się położyć... to dość egoistyczne, lecz wierzyłam w duchu, że Mel tak naprawdę nic nie jest i nie ma czym się martwić. Oczywiście poproszę Toma, żeby zadzwonił do Davida i wypytał o wszystko.

Gdy weszłam do pokoju, Toma w nim nie było, co mnie zdziwiło, bo drzwi były otwarte. Rozejrzałam się uważnie dookoła i dopiero teraz zauważyłam uchylone drzwi od balkonu. Wiedziałam już gdzie jest mój mąż. Chciałam do niego iść, ale ból stawał się coraz bardziej nieznośny i musiałam się położyć. Potrzebuję choć chwilę odpoczynku... później z nim porozmawiam.

Zamknęłam oczy oddychając głęboko. Zwinęłam się w kłębek, jakby to miało złagodzić ból... i w sumie tak było. Czułam się o wiele lepiej leżąc w takiej pozycji.

-Nadal źle się czujesz?- Nie było mi dane zbyt długo delektować się ciszą, ponieważ Tom wrócił do naszej sypialni.

-Paliłeś?- Mruknęłam czując nieprzyjemny zapach tytoniowego dymu, który podrażnił moje nozdrza.- Myślałam, że rzucasz...

-Nie wyszło.- Burknął i usiadł na łóżku obok mnie.- Co ci jest?

-Nic. Tylko brzuch mnie boli... zawsze tak mam przed okresem.

-Jakoś wcześniej nie zauważyłem, żebyś zwijała się z bólu...

-Bo brałam tabletki.- Rzekłam lekko poirytowana i podniosłam się do pozycji siedzącej wlepiając w niego swoje surowe spojrzenie.- Możesz przestać usilnie mi wmawiać, że coś mi dolega?

-Nic ci nie wmawiam, tylko się martwię.

-Ale nie masz czym się martwić. Nic mi nie jest.- Stwierdziłam ostrzejszym tonem. Nie wiem, jak mam do niego już mówić. On i tak wie swoje...

-To dlaczego źle się czujesz?

-Bo jestem przed okresem! Jakbyś był kobietą to byś wiedział.- Opadłam z powrotem na poduszki. Miałam już dosyć tej rozmowy. W ogóle nie mam ochoty już więcej gadać na temat mojego samopoczucia. Niedługo sama uwierzę, że jestem chora, czy coś... nie mam do tego cierpliwości.

-W porządku, nie musisz się tak irytować.- Odparł spokojnie. Łatwo mu mówić.. ciekawe jak on by się zachowywał na moim miejscu.

-To też objaw napięcia przedmiesiączkowego.

-W takim razie może wolisz zostać sama?- Spojrzał na mnie, w czym nie było nawet odrobiny delikatności. Czy my musimy sprzeczać się o takie pierdoły? Przecież to kompletnie nie ma sensu. Chyba brakuje nam porządnego powodu do kłótni.

-Nie wyganiam cię. Jak możesz, zadzwoń do Davida i zapytaj co z Mel.- Bąknęłam wypuszczając ciężko powietrze z płuc.

-A co ma z nią być?

-Pojechali do szpitala... krwawiła.- Wyjaśniłam, sama niewiele wiedziałam.

-Coś z dzieckiem?

-Nie wiem...- Mimowolnie na niego warknęłam, czego w ogóle nie planowałam. Naprawdę nie chciałam być, aż tak niemiła. Ale jestem tak strasznie rozdrażniona, że już nad sobą nie panuję... Mogłam wziąć tabletki przeciwbólowe i nie byłoby problemu.

-Weź jakieś proszki, albo naprawdę sobie pójdę bo nie mam zamiaru cię irytować.

-Nie irytujesz... Przepraszam. Nie idź nigdzie... przytul mnie.- Poprosiłam pokorniejąc, a chłopak przysunął się bliżej, abym po chwili mogła zatonąć w jego ramionach. Od razu lepiej. I tak powinno być zawsze... a nie tracimy czas na jakieś bezsensowne dyskusje, które nie prowadzą do niczego dobrego. Całe szczęście, że on ma w sobie tyle wyrozumiałości i nigdy mnie nie odtrąca.-Nie kłóćmy się już...

-Przecież się nie kłócimy.

-Ale normalna rozmowa to też nie jest.- Stwierdziłam niezadowolona.

-Bo ty się od razu tak denerwujesz, a przecież ja chce dla ciebie dobrze.

-Wiem... ale na razie zadzwoń do Davida.- Odsunęłam się od niego.- Pewnie nic się nie stało, ale trzeba się upewnić.

-Dobrze, już dzwonię.- Westchnął sięgając do kieszeni po swój telefon, a ja ułożyłam się wygodniej na łóżku i zamknęłam oczy starając się zapomnieć na chwilę o wszystkim, włącznie o towarzyszącym mi bólu.-Ma wyłączony telefon.- Usłyszałam po chwili i uniosłam powieki wlepiając spojrzenie w swojego męża.

-Pojedziesz?- Uśmiechnęłam się do niego słodko.- Chciałabym sama to zrobić, ale nie czuję się na siłach...

-Późno już... nie mógłbym zrobić tego rano? Teraz pewnie i tak bym tam tylko przeszkadzał...

-No dobra, jutro na pewno będą już wszystko wiedzieć.

-Przynieść ci jakieś tabletki?

-Nie... chodźmy już spać.- Chwyciłam go za koszulkę ciągnąc w swoją stronę, żeby się koło mnie położył.

-A nie powinniśmy się umyć?

-Nie mam siły, ale ty możesz jak chcesz...

-No dziękuję za pozwolenie kochanie.- Zmarszczył brwi całując moje usta.- Zaraz wrócę.- Dodał i wyswabadzając się z mojego uścisku podniósł się z miejsca kierując swoje kroki do łazienki. Natomiast ja czując coraz większe zmęczenie już nawet na niego nie czekałam tylko po prostu tak jak leżałam, zasnęłam...


#


Moja natura czasami poważnie mnie irytuje. Chciałabym dostać w końcu ten przeklęty okres i mieć go już z głowy, nie zniosę bóli przedmiesiączkowych i na dodatek jeszcze tych w trakcie miesiączki. Mój organizm mnie po prostu wykończy. Ze względu na moje wszelkie choroby i przeżycia niestety nie mogę się cieszyć regularnym krwawieniem. Co takiego zrobiły kobiety, że zostały tak pokarane?

Siedziałam sama w hotelowym pokoju i gapiłam się przez okno nie mając ochoty robić kompletnie nic. Tom pojechał do szpitala, więc czekałam na telefon od niego. Oczywiście ze względu na zdrowie mojej siostry Tokio Hotel na dzisiaj zawiesiło swoje działanie, choć i tak nie mieliśmy żadnych planów... jako zespół nie, ale prywatnie mieliśmy wybrać się do kliniki, o czym raczej zapomnieliśmy. Teraz najważniejsze jest, żeby z moją siostrą i jej dzieckiem było wszystko w porządku. To wcale nie jest fajne żyć w niewiedzy. Chciałabym już wiedzieć, co jej jest... Zaczynam się bać. Może to przez to, że już kiedyś usunęła ciążę? Do tej pory nie potrafię zrozumieć jak mogła dokonać takiej zbrodni... chyba wcale jej tego nie wybaczyłam. Tego nie można tak po prostu wybaczyć... ona nie miała żadnego powodu! Nie mogę o tym myśleć, bo jeszcze ją znienawidzę. A to przecież moja siostra...

Zmarszczyłam brwi, gdy z zamyśleń wyrwało mnie pukanie do drzwi. Nie spodziewałam się nikogo, a obsługa raczej też nie ma potrzeby składania mi wizyt o tej porze. Z lekką obawą wstałam z miejsca, aby otworzyć. To co działo się ze mną zaraz po tym jak pociągnęłam za klamkę było nie do opisania. Wiem tylko tyle, że moje serce zaczęło mocniej bić i nie mam pojęcia dlaczego. A w głowie pojawiło się pewne wspomnienie... pamiętam tą sytuację. Już kiedyś stałam w drzwiach oko w oko z elegancką kobietą o kasztanowych, krótkich włosach. I to z pewnością nie była miła wizyta... Jednak tym razem nie była sama. Towarzyszył jej mały chłopczyk, który swoją rączką ściskał jej dłoń rozglądając się na wszystkie strony.

-Mamo... co tu robisz?- Zastanawiam się jakim cudem te słowa wypłynęły z moich ust. Właściwie dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że mam matkę. Dlaczego nigdy wcześniej o niej nie myślałam? Dlaczego nikt mi o niej nie mówił? Czemu czuję, że nie ma jej w moim życiu, choć istnieje?

Widocznie zaskoczyły ją moje słowa, ponieważ jedyne co zrobiła, to rozchyliła usta najwyraźniej nie mogąc wydobyć z siebie głosu. A ja nadal patrzyłam na nią jak na kogoś mi bliskiego, a w głębi czułam się jakbym jej nie znała.- Wejdź, chyba nie przyszłaś, żeby stać w progu.- Zaprosiłam ją do środka. Mój głos brzmiał dość dziwnie. Jakbym miała za chwilę się rozpłakać. Bez słowa weszła razem z dzieckiem, którego w ogóle sobie nie przypominałam. Nie znam go, albo moja pamięć nie wróciła całkowicie. Zamknęłam za nimi drzwi i wskazałam jej miejsce na kanapie, które niepewnie zajęła.- Skąd wiedziałaś gdzie jestem?

-W telewizji mówią o was...- Odezwała się pierwszy raz odkąd przyszła. Wpatrywała się we mnie dziwnym wzrokiem, jakby mi nie ufała.- Ty się dobrze czujesz?

-Trochę boli mnie brzuch, ale poza tym nie jest źle.- Stwierdziłam nie bardzo rozumiejąc skąd to pytanie.- A co cie sprowadza? Trochę zaskoczyła mnie twoja wizyta... nie pamiętam kiedy ostatnio ze sobą rozmawiałyśmy...

-Widziałyśmy się ostatnio na pogrzebie ojca.- Mruknęła.- Ah, no tak ty miałaś ten wypadek... Nie myślałam, że naprawdę straciłaś pamięć.

-Prasa często kłamie, ale w tym przypadku to prawda.

-To wiele wyjaśnia. No, ale może to i lepiej...- Stwierdziła rozglądając się dookoła.- Ładnie tu... na pewno masz teraz lepsze życie. Widziałam zdjęcia z waszego ślubu w gazetach.- Dodała, a ja poczułam się jakoś głupio... nie zaprosiliśmy jej, a to przecież moja mama... Pewnie jest jakiś powód. Czego ja nie pamiętam?- Przyjechałam się pogodzić, a ty i tak niczego nie pamiętasz. To twój brat...- Wskazała na siedzącego obok niej chłopca. Miał kręcone blond włosy i wyglądał naprawdę przesłodko.- Tak właśnie... pewnie nie masz za wiele czasu... Ale cóż... czasem wydaje się, że ma się wszystko, a tak naprawdę nie ma się nic... wiesz... człowiek czasem się budzi i zauważa, że jest zupełnie sam...Tu wcale nie chodzi o mnie... chociaż oczywiście, to ja obudziłam się sama... Nie będę owijała w bawełnę. Potrzebuję pomocy... muszę się leczyć, a twój brat musi mieć jakąś opiekę.- Spojrzała na mnie z uwagą. Widziałam w jej oczach strach. Bała się, że ją odrzucę... a ja wiedziałam, że nawet gdybym bardzo chciała, nie umiałabym.

-Jakie leczenie?

-Wykryto u mnie nowotwór... Wiem, że też przez to przechodziłaś. Nie utrzymywałam z tobą kontaktu, ale dzięki mediom wiem o wszystkim.- Uśmiechnęła się pod nosem.- Nie oczekuję współczucia. Chcę tylko, żebyś zajęła się bratem...

-Ale... jak? Czemu ja?- Wykrztusiłam zszokowana. Nie spodziewałam się czegoś takiego... ja przecież w ogóle nie znam tego dziecka. Jestem dla niego jak obca osoba... poza tym mam zespół i swoje obowiązki.

-Nie mam nikogo innego. Mogłabym poprosić Melanie... ale ona chyba nie przepada za dziećmi.

-Melanie jest w ciąży.- Wypaliłam niewiele myśląc, a kobieta uniosła brwi w zdziwieniu.- Zresztą... jak ja miałabym się nim zająć? Przecież wiesz, że pracuję.

-Nie stać was na opiekunkę? Ja naprawdę nie mam z kim go zostawić... nie mogę teraz pracować i nie mogę zatrudnić żadnej niańki... muszę zacząć leczenie, nie chcę nawet, aby oglądał mnie jak będę wracać do domu z chemii... nie będę miała nawet siły się nim zająć!- Wyrecytowała z przejęciem. Naprawdę była bardzo przekonująca, a ja nie wiedziałam kompletnie jak mam postąpić. Wiem, że nie mogę jej zostawić samej z tym problemem... i jeszcze ten słodki maluch. Przecież sama marzę o dziecku, a nie znajdę czasu dla własnego brata?

-W porządku. Zajmiemy się nim... ale musimy mieć do ciebie jakiś kontakt... I jego rzeczy... trzeba przywieźć wszystko...- Czy ja naprawdę się zgodziłam? Chyba oszalałam... a David mnie zabije. Już jestem martwa... w ogóle co na to powie Tom? Ale przecież musiałam się zgodzić... on ma takie piękne oczka...

-Wiedziałam, że mnie nie zawiedziesz. Zawsze byłaś dobrym dzieckiem.- Zanim się obejrzałam tonęłam już w jej ramionach. I nie wiem co się stało, ale moje oczy automatycznie wypełniły łzy. Łzy szczęścia...


###


Dla mojego Maleństwa xD Choć jesteś dużym chłopcem (dobra no... mężczyzną, a nawet jesteś już staryyy! xd ) zawsze będziesz moim maleństwem bo mam taki kaprys... a chyba możesz mi go darować, bo jak na mój stan mam ich bardzo mało, prawda? xd Nie wiem nawet, czy to przeczytasz... ale trudno xD 


Dzisiaj stwierdziłam, że za rok chyba też zmienię szkołę. Bo co ją zmieniam to trafia mi się lepsza xD 

Ktoś mi tu narzeka, że urodziny bliźniaków, a nie ma odcinka... a to jakiś rytuał? xd Nie wiedziałam, wybacz xd Już jest :D

Pozdrawiam i do napisania za rok ! ;*


Czy on nie jest piękny? :D 


  


Moje ulubione... xD


  


I w ogóle to żartowałam z tym "do zobaczenia za rok" ;p

W prawdzie nie mam weny na te opowiadanie i zaczęła się szkoła, ale nie mogłabym tak po prostu opuścić tego bloga na tak długi czas xD


Hm... zestarzeli nam się chłopcy, nie? :D A jeszcze niedawno byli tacy dziecinni... pod względem wyglądu xd

Dobrze, nie będę się już rozpisywać xd