sobota, 18 września 2010

134.'Tom, ale nie ma żadnego dziecka!'

Przeglądałam jakąś gazetę, gdy do mojego pokoju bez wcześniejszego uprzedzenia wpadła Melanie. Miło było ją widzieć pełną energii po ostatniej przygodzie. Na całe szczęście wszystko skończyło się dobrze i nie stało się nic złego jej dziecku. To byłoby straszne. Nawet nie chcę sobie tego wyobrażać...

-Carmen, czy ja o czymś nie wiem?- Zaczęła z poważną miną, a ja odłożyłam czasopismo unosząc na nią swoje niezrozumiałe spojrzenie.- Twój mąż dorobił się już syna?- Wypaliła, na co ja zareagowałam parsknięciem. Jeszcze tego by mi brakowało.

-Nie poznajesz własnego brata?- Uniosłam brwi uśmiechając się pod nosem.- Mama wczoraj była i zostawiła go nam pod opiekę.- Wyjaśniłam pokrótce.

-Żartujesz?- Teraz to ona się zaśmiała siadając z wrażenia na fotelu.- Przecież nienawidzisz jej odkąd zaczęłaś samodzielnie myśleć.

-Nie miałam o tym pojęcia.- Stwierdziłam zamyślając się na dłuższą chwilę.- Ale to nie ma już znaczenia.- Wzruszyłam obojętnie ramionami.- Mama ma nowotwór, musi się leczyć. Musiałam się zgodzić.

-Nie wierzę.- Pokręciła z niedowierzaniem głową. Cóż, ja nie mam zamiaru jej przekonywać. Chyba sama widziała dowody. Raczej nie wyczarowałam własnego brata.- I niby jak ty chcesz to wszystko pogodzić z opieką nad dzieckiem?

-Pomożesz mi.- Uświadomiłam ją.- Poza tym sama chcę mieć dziecko, więc to będzie dobra lekcja.- Dodałam. Na razie wszystko idzie bardzo gładko i nie ma żadnych problemów... na pewno będzie tak już do samego końca.

-Kompletnie ci odbiło.

-Oj, daj spokój. Nie mogłam go tak zostawić. Poza tym świetnie dogaduje się z Tomem i w ogóle. Poradzimy sobie.

-A David?- Skrzyżowała ręce na piersi spoglądając na mnie spod uniesionych brwi, a na moją twarz od razu wpłynął niewinny uśmiech.

-No wiesz... w końcu to ojciec twojego dziecka... to prawie jak mój szwagier! A chyba nie będzie się złościł o naszego braciszka? Tym bardziej, jakbyś powiedziała mu, że to twój pomysł i w ogóle...- Zatrzepotałam rzęsami nie spuszczając z niej swojego natarczywego wzroku. W niej cała nadzieja! Nasz menadżer nie miał bowiem jeszcze okazji zobaczyć naszego nowego towarzysza.

-Oczywiście wszystko zwalasz na mnie. My nawet nie jesteśmy żadnym związkiem, a ty go do swojego szwagra porównujesz.- Mruknęła nie pałając zbytnim entuzjazmem.

-Jak to nie jesteście?

-Jeśli mam być szczera, to spędzamy razem czas tylko ze względu na dziecko. Fajnie było w łóżku i w ogóle, ale ten związek na dłuższą metę nie miałby szans. Poza tym on ciągle pracuje... i chyba przechodzi kryzys wieku średniego, czy coś w tym stylu. W każdym razie cały czas w głowie mu jakieś małolaty... Nic z nas nie będzie.- Wyrecytowała z pełnym przekonaniem, a ja nie bardzo wiedziałam, co mam o tym myśleć. Może David nie jest jakiś idealny, ale sądziłam, że dobrze im się układa i że mimo wszystko coś do siebie czują.- I najlepiej nie mówmy o tym. Wolę sama zająć się swoim życiem... nie wpakuje się po raz drugi w związek bez przyszłości. Nawet ze względu na dziecko... mogę stworzyć mu szczęśliwą rodzinę bez Davida. Oczywiście nie mam zamiaru zabraniać mu kontaktów z dzieckiem... po prostu nie chcę z nim być.- Dodała, więc nawet nie miałam okazji, aby skomentować jej słowa. Cóż... może naprawdę będzie lepiej, jak nie będę się odzywać. To rzeczywiście jej sprawa.- Ale mogę mu wspomnieć o naszym bracie. Jednak nie liczyłabym na zrozumienie z jego strony...

-Pewnie nie będzie łatwo... ale na ciebie przynajmniej nie będzie krzyczał.- Skwitowałam szczerząc się przy tym.- Poza tym i tak stawiamy go przed faktem dokonanym... Tom niemalże od razu wyraził swoją zgodę. Ma z tego więcej radości niż ja...

-Może na coś wam się to przyda.

-Na pewno nie zaszkodzi.

-Carmel!- Usłyszałyśmy dziecięcy krzyk i po chwili w pokoju zjawił się mały blondynek, który od razu podbiegł do mnie łapiąc mnie za rękę.- Chodź sybko! Taki duży pan zezłościł się na Tomiego.- Pociągnął mnie zmuszając tym, abym wstała. Niewiele z tego rozumiałam, ale nie sprzeciwiałam się i pozwoliłam, żeby Matt poprowadził mnie do wyjścia.- O tam!- Wskazał swoim paluszkiem w stronę dobrze znanych mi mężczyzn. Mogłam się domyślić, że chodzi o Davida.

-Wiesz co? Idź do Melanie, a ja zaraz przyjdę, dobrze?- Zwróciłam się do niego, a on w odpowiedzi pokiwał twierdząco głową i zaraz zniknął w głębi pokoju. Ja natomiast z niepewną miną ruszyłam w stronę swojego męża. Muszę przecież go ratować!

-O, proszę. Jest i twoja wspólniczka.- Na wstępie usłyszałam zirytowany głos menadżera, który teraz lustrował mnie uważnie swoim groźnym spojrzeniem.- Masz coś do powiedzenia? Bo ja już naprawdę nie mam do was siły. Jestem chyba na to wszystko za stary! Wy sobie po prostu robicie co wam się podoba i macie wszystko w dupie! Kiedy wy w końcu dorośniecie!? Ile mam czekać do cholery?! Aż przejdę na emeryturę?! Tylko że wtedy gówno mnie będzie obchodziło, to co robicie ze swoim życiem. Tak bardzo chcecie mieć rodzinę i żyć sobie długo i szczęśliwie? To proszę bardzo! Ja was tu nie trzymam! Możecie rozwiązać zespół w każdej chwili, to nie jest zabronione!- Myślałam, że już nigdy nie skończy na nas wrzeszczeć. Zapewne słyszał go już cały hotel... a na pewno Bill, który pojawił się zaraz na korytarzu z niezadowoloną miną.

-Co tu się dzieje? Musisz tak głośno?! Właśnie uśpiłem Sarę, jak mi się obudzi, to cię skrzywdzę!- Warknął w stronę mężczyzny z groźnym wyrazem twarzy, a my wszyscy przenieśliśmy na niego swoje zdumione spojrzenia.- I co się tak gapicie?! Mieliście kiedyś dziewczynę w ciąży?! Albo nie... mieliście kiedyś SARĘ w ciąży?! Nie, nie mieliście! Więc weźcie mi tu żadnych scen nie urządzajcie pod moimi drzwiami, bo sami będziecie się z nią męczyć.- Zagroził wskazując na nas palcem.

-Nie, nie, nie... i jeszcze raz nie...- Nasz menadżer zaczął jęczeć robiąc przy tym płaczliwą minę.- Ja już nie mogę... po prostu nie mogę... no nie mogę...- Uniósł ręce w geście bezradności i odszedł pozostawiając nas samych.

-Dzięki Bill.- Po chwili Tom ocknął się i spojrzał z wdzięcznością na brata.- Ty zawsze wiesz kiedy i z czym wkroczyć do akcji.- Poklepał go przyjaźnie po ramieniu po czym zbliżył się do mnie łapiąc moją dłoń.- Chyba musimy porozmawiać, Kochanie.


#


Tom krążył od paru minut nerwowym krokiem po naszym pokoju z bardzo poważnym wyrazem twarzy, a ja siedziałam na łóżku wpatrując się w czubki swoich butów i bawiłam się swoimi palcami u rąk, co było ewidentną oznaką stresu jaki odczuwałam. Jednak nie może być tak pięknie, jak sobie wymyśliłam... i pewnie coś w tym jest.

-Musimy coś z nim zrobić.- Rzekł nagle unosząc na mnie swoje surowe spojrzenie.- Ja wiem, że to twój brat, twoja rodzina i w ogóle. Nawet bardzo go polubiłem, jest naprawdę fantastycznym dzieckiem... jednak David ma rację. Zwykle się z nim nie zgadzam, ale tym razem jest inaczej.- Kontynuował nie spuszczając ze mnie tego swojego strasznego wzroku. Ja natomiast patrzyłam na niego niepewnie czekając na dalszy rozwój sytuacji.- Musimy zacząć w końcu myśleć też o zespole. Ciągle żyjemy naszymi prywatnymi sprawami, a Tokio Hotel tak jakby nie miało już znaczenia... Carmen.- Podszedł do mnie i przykucnął przede mną chwytając moje ręce.- Ja cię bardzo kocham i jesteś dla mnie wszystkim, chciałbym mieć z tobą rodzinę... naprawdę tylko o tym marzę. Cieszę się, że mogę mieć cię blisko siebie dzięki temu, że z nami grasz... ale my po prostu nie możemy razem pracować.- Spojrzał mi w oczy, które już zapewne zaszły łzami. Widziałam go jak przez mgłę.- Nie potrafimy oddzielić pracy od naszego prywatnego życia... jesteśmy małżeństwem więc to oczywiste, że już zawsze tak będzie. Dlatego myślę... że byłoby lepiej, jakbyś odeszła z zespołu...

-Lepiej?- Wychrypiałam czując jak mój głos się łamię.- Żebyście znowu przyjęli na moje miejsce jakąś podstępną żmije? Ja nie chce... nie zniosę tego! Nie chce po raz kolejny przez to przechodzić!- Wykrzyczałam, a po moich policzkach stoczyły się łzy.

-Skarbie... przecież wiesz, że nie mógłbym do tego dopuścić. Nie pozwolę cię skrzywdzić.- Pogładził swoją dłonią mój policzek wycierając go przy okazji.- Sama widzisz, że to wszystko źle na ciebie działa... źle się czujesz, cały czas jesteś poddenerwowana... Nie chcę, żeby tak było.

-To mam siedzieć i nic nie robić?

-Możesz robić, co tylko chcesz... byle nie pracować.- Uśmiechnął się delikatnie.- A niedługo przecież możemy mieć dziecko... teraz jak zaczęliśmy działać w tym kierunku, mamy większe szanse.

-Ale ja tak nie umiem nic nie robić...- Westchnęłam cicho, a mój głos z pewnością nie przypominał teraz głosu dorosłej kobiety.

-Masz dopiero dziewiętnaście lat, na pewno odkryjesz sobie jakąś pasję... hobby. Poza tym, pamiętaj cały czas o dziecku. Powinnaś odpocząć choćby ze względu na nie... musisz mieć siłę i zdrowie.- Muszę przyznać, że mój mąż jest dziś wyjątkowo przekonujący. Widziałam sens w tym, co do mnie mówił.

-A jak ty będziesz wyjeżdżał? Jak będziesz zajęty, to mam być sama?- Zapytałam z lękiem. Nie wyobrażam sobie nawet jednego dnia bez niego. Przecież zawsze byliśmy razem. Nie chcę zostawać sama w domu, gdy on będzie wyjeżdżał w trasę. Nie chcę ciągle na niego czekać i tęsknić. Chyba ze względu na to wszystko chciałam grać w zespole, żeby móc wciąż być przy nim.

-Będziesz z naszym dzieckiem...

-Tom, ale nie ma żadnego dziecka!- Prawie warknęłam na niego nie radząc sobie już z tą całą sytuacją. Ciągle mówi o kimś, kogo nie ma. I nie wiadomo nawet czy kiedykolwiek będzie.- I jeżeli chcesz mieć rodzinę po to, aby była z dala od ciebie to nie rozumiem jaki to ma sens.- Dodałam już spokojniej. Naprawdę nie wiem, jak on to wszystko widzi. Może wydaje mu się to bardzo proste... jednak rzeczywistość jest inna i ja to wiem. Jestem pewna, że nie będzie tak pięknie, jak on sobie wymyślił.

-Carmen, przecież będę do was wracał. Jak wyjadę, to nie na zawsze, tylko na kilka miesięcy.

-Tylko? Czy ty w ogóle siebie słyszysz!?- Podniosłam się gwałtownie z miejsca niemalże go przewracając przy tym.- No powiedz mi. Powiedz do cholery, jak ty sobie to wszystko wyobrażasz! Bo ja nie wiem. Nie mam zielonego pojęcia, jak to wszystko ma wyglądać.- Wlepiłam w niego swoje rozzłoszczone spojrzenie, a on wstał stając naprzeciwko mnie.

-Nie wiem, dlaczego tak od razu się denerwujesz. Nie możemy po prostu spokojnie porozmawiać?

-Nie możemy.- Fuknęłam.- Bo ja cię nie rozumiem. Nic w ogóle nie rozumiem! I jesteś głupi! Po prostu głupi.- Dodałam cała niemalże się trzęsąc i wyszłam nie mając najmniejszej ochoty kontynuować tej dyskusji. Nie potrafiłam już dłużej go słuchać. Przez chwilę naprawdę myślałam, że to nie najgorszy pomysł, abym opuściła zespół. Ale wtedy nie mogłabym już z nim być tak często, jak teraz. A dziecko? Skoro chce tworzyć ze mną rodzinę powinien być przy nas. Mam urodzić mu dziecko i wychowywać je sama? Ja też bardzo go pragnę, ale potrzebuję także swojego męża. Nie chcę zostać sama...


###


13 komentarzy:

  1. ouu pierwsza , biorę się !

    OdpowiedzUsuń
  2. Brawo dla tego pana w dziwnie nastroszonych włosach xD Bill to kurczę faktycznie wie, kiedy wkroczyć do akcji i co powiedzieć! Podanie Sary w ciąży jako powód zaprzestania kłótni powalił mnie na kolana =) I w pełni popieram Carmen. Jak można mieć dziecko i spędzać z nim tylko urywki jego życia? Przecież to nienormalne! Rodzina powinna być pełna, dziecko powinno czuć, że ma oboje rodziców, a nie tylko mamę, która zostaje z nim w domu, gdy tatuś wyjeżdza w trasę. Zobaczymy, co wybierze Tom...Buziaki =*

    OdpowiedzUsuń
  3. Łaa! Ekstra wszystko oprócz Toma -.- W ogóle co ten koleś sobie robi no? Ma zamiar dziecko widzieć kilka dni a później kilka miesięcy nie?! ;/ Nie no tak nie ma być! ;POdcinek ekstra szczególnie Bill jak przerywa kłótnię :PPozdrawiam i czekam na następny ;****

    OdpowiedzUsuń
  4. u mnie coś nowego[ th-th.blog.onet.pl ]

    OdpowiedzUsuń
  5. coś na przeprosiny pojawiło się na moim blogu :)Zapraszam ![ th-th]

    OdpowiedzUsuń
  6. Zaczęłam czytać i dopiero w połowie orientowałam się, że już to czytałam... nie ma co, mam refleks...Siedzę nad tym komentarzem i siedzę... i nie wiem co mam napisać..Wiesz, że mi się podoba i wgl... mówiłam ci to, a jeśli nie to mówię teraz...Lecę robić prace domową z polskiego.pzdr. ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Hmm... prawdę mówiąc, mam podzielone zdanie w tej całej sprawie. Z jednej strony dobrze by było, gdyby jednak Carmen odpuściła sobie zespół: mogłaby zająć się Mattem i nie byłoby problem z tym, kto miałby się nim opiekować, a z drugiej nie sądzę, żeby rozłąki między Tomem a nią były dobre dla nich obojga, a już zwłaszcza dla Carmen. W sumie nie wiem, co bym zrobiła na miejscu głównej bohaterki, zwłaszcza, że wciąż pozostaje sprawa małego Matta. Podobała mi się scena z Davidem, Bill idealnie wkroczył do akcji ;DCzekam na odcinek następny ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. " I co się tak gapicie?! Mieliście kiedyś dziewczynę w ciąży?! Albo nie... mieliście kiedyś SARĘ w ciąży?" hahaha genialny tekst.Kurcze tak bardzo szkoda mi Carmen. tzn haha ja wiem, że to pewnie w przyszłości będzie miało większy sens, ale skoro dziecka nie ma to o co Tom wali fochy? Oobędę Ci szalenie wdzięczna jak będziesz mnie powiadamiać o nowych notkach na moim blogu! :) z góry dzięki ! ;* nothing-without-you.

    OdpowiedzUsuń
  9. Melanie nie chce być z Davidem? Cóż, to jej wybór. Ha! I oto dlaczego nie popieram seksu przedmałżeńskiego! xD Scena z Billem była komiczna i bardzo mi się podobała. ^^ Jak tak sobie to wyobrażę... Mwahahaha, dobrze mu tak. ^^ Niech teraz będzie odpowiedzialnym facetem i niech się męczy, ha! Bo potem może być już tylko gorzej. xDCarmen swoją wybuchowością stanowczo przypomina mi mnie. xD Ale to okrutne, że powiedziała Tomowi, iż jest głupi... I w ogóle go podziwiam, że umie zachować spokój. Mój mąż też będzie musiał tak mieć. ^^' I troszkę urwałaś tą końcówkę, ale ogólnie mi się podobało. Wybacz to opóźnienie, ale czasu brak. Pozdrawiam. ;]

    OdpowiedzUsuń
  10. u mnie coś nowego. Zapraszam. th-th.

    OdpowiedzUsuń
  11. Zapraszam do siebie, pojawiła się pewna informacja ;*

    OdpowiedzUsuń
  12. Faktycznie Tokio Hotel i życie prywatne Carmen i Toma bardzo trudno ze sobą pogodzić, ale Carmen ma wiele racji, jak będzie wychowywać dziecko bez Toma ? To niby tylko kilka miesięcy, ale przez te kilka miesięcy wydarzy się tak wiele, że Tom nigdy nie zdąży tego nadrobić. ;**

    OdpowiedzUsuń