piątek, 26 czerwca 2009

62.'Irytujący menadżer.'

<title></title><style type="text/css"></style>

Dzieńzapowiadał, się „cudownie”, już od samego rana. Podczasśniadania doznałam szoku, gdy zostało mi podane coś dziwnego,czego nazwy nawet nie zapragnęłam poznać. W każdym razieprzypominało to jakąś maź i pierwsze moje skojarzenie- ślimaki.Ale raczej nie były to ślimaki, na śniadanie się chyba tego nieje. Zresztą wszystko jedno i tak nie uśmiechało mi się zamoczeniew tym widelca. Zlustrowałam wzrokiem moje towarzystwo, jedynie Jostcoś ruszył ze swojego talerza. Reszta miała podobne miny, co jajednak nie protestowali. Gustav, jako pierwszy odważył się wsadzićwidelec do ust, widziałam po jego minie ile go kosztowało, aby toprzełknąć.

-Dlaczegonie dostaliśmy karty dań?- Odezwałam się niepewnie i od razunapotkałam oburzone spojrzenie menadżera. A liczyłam, że dziśnie tylko ja będę w lepszym humorze...

-Bo nie.Jecie to, co jest, a nie to co chcecie. Nikt nie będzie spełniałwaszych zachcianek.

-A czyzwykła jajecznica, to jakaś zachcianka?- Trudno było mi opanowaćswój nieprzyjemny ton. Poza tym on sam nie pałał do mnie w tejchwili sympatią. Wiele się zmieniło...

-Gdy sięnie ma, co się lubi, to się lubi co się ma.- Odparł z niemałąsatysfakcją, po czym powrócił do spożywania tego świństwa. Niemuszę tego jeść, aby stwierdzić że jest obrzydliwe.

-W takimrazie, ja nie jestem głodna.- Odsunęłam od siebie talerz,myślałam, że facet mnie wzrokiem zabije. Zupełnie nie wiem, co ondo mnie ma, ale okej. Ja z nim tylko współpracuję, mam w dupiejego humory, tak jak i on ma gdzieś moje.

-Masz zamiarspędzić pół dnia na próbie bez śniadania?

-Skorogłupie jajka są tutaj problemem.- Wzruszyłam ramionami i odsunęłamsię od stołu chcąc wstać, lecz Tom siedzący obok złapał mnieza rękę nakazując tym samym, abym się nie ruszała. Spojrzałamna niego z zapytaniem, wyglądał na bardzo niezadowolonego. Małopowiedziane, był wściekły...

-Nigdzie niepójdziesz, zjesz to na co masz ochotę.- Oświadczył wpatrując sięuparcie w Davida, który na chwilę oniemiał.- Jeszcze nie doszłodo tego, aby menadżer, mówił nam, co mamy jeść.- Dodał, a jamyślałam, że on jest zły na mnie...

-Ale janaprawdę...

-Carmen,śniadanie to podstawa.- Przerwał mi następnie nawołując kelnera.Nie mogłam patrzeć na te ich wrogie wyrazy twarzy, chyba wcale misię nie wydaje, że to ja cały czas psuję atmosferę. Gdyby nieja, ich stosunki nie byłyby takie beznadziejne...

-W takimrazie, smacznego.- Jost wstał od stołu i zasuwając za sobąkrzesło, wyszedł.

-Boże, coto jest!?- Bill prawie się zadławił i wszystko co miał w buziwypluł na talerz. Nie wyglądało to zbyt ładnie, ale kto by siętym przejmował.

No możekelner, który właśnie pojawił się przy naszym stoliku ipowiedział coś w swoim języku z czego, ani ja ani żadne zchłopaków nic nie zrozumiał.

-Ej, pojakiemu tu się mówi?

-Przepraszam,zapomniałem że państwo z Niemiec. Pytałem, czym mogę służyć?-Kelner okazał się być inteligentnym człowiekiem, co naspozytywnie zaskoczyło.

-Macie tujaja?- Wypalił nagle Bill, wszyscy spojrzeliśmy na niego ledwopowstrzymując śmiech. Czy w tym było coś zabawnego?

-W sensie,że kurze?

-No tak...serwujecie jajecznice?

-Oczywiście,żaden problem.

-Poprosimycztery porcje, a to proszę zabrać.- Tom uśmiechnął sięprzyjaźnie, zapewne nie chcąc urazić faceta, tym że odrzucamypotrawy jego kraju. Pewnie to była jakaś specjalność, czy coś...

-Oczywiście.-Mężczyzna bez zastanowienia wykonał polecenie i odszedłzmierzając do kuchni.

-Patrzcie,jacy ci Rumuni wykształceni...


#


Zaczynam sięobawiać, że długo nie pogram w tym zespole, skoro menadżerwyraźnie ma jakiś problem. Cóż, ja nie mam zamiaru psuć, anizawadzać. Jeżeli tak bardzo mu przeszkadzam, jestem skłonnaodejść, bo sama też nie mam ochoty się męczyć. Fajnie by było,gdybym wiedziała o co mu chodzi. A moja cierpliwość też ma swojegranice, jestem wybuchowa i może zdarzyć się tak, że niewytrzymam.

Irytujemnie, gdy Jost stoi pod ścianą na próbie i się na mnie gapi tymswoim złowrogim spojrzeniem. I wątpię, żeby mi się wydawało.Nigdy wcześniej nie uczestniczył w naszych próbach i nigdywcześniej nie patrzył w ten sposób.

-Ale wamdzisiaj beznadziejnie idzie ta gra.- Skrzywił się, jakby ktośwsadził mu cytrynę do buzi. Miałam ochotę podejść i rozbić muna głowie bas. Nie trudno było zauważyć, że ma na myśli tylko iwyłącznie moją osobę. Uwziął się na mnie, jakbym była jegonajwiększym wrogiem.- Rodzynku, przyłóż się trochę.- Naprawdęstarałam się to zignorować, a już na pewno tego przeklętego„rodzynka”. Nienawidzę go!-Grasz, jakbyś siły nie miała.Równie dobrze mogliśmy zrobić casting, już jakoś specjalnie sięnie wyróżniasz. Poza tym! Mogłabyś trochę bardziej zadbać oswój wygląd. Ja rozumiem, że może ci nie zależeć, ale jednakjesteś teraz osobą medialną... nie możesz pokazywać się w takimstanie...

-Dosyćtego!- Mnie samej cisnęło się to na usta, jednak Tom byłpierwszy. Myślałam, że mnie szlag trafi. Prawdą było, żeprzyszłam na próbę w zwykłym dresie i nawet nie zrobiłamporządnego makijażu... ale bez przesady! Na co dzień naprawdęjestem taka okropna?- Wszyscy gramy tak jak zawsze i Carmen robi tobardzo dobrze, a ty nie wpieprzaj nam się do muzyki! Po drugie gównoci do tego, jak wyglądamy!

-Chyba mamprawo powiedzieć parę uwag, jako menadżer.

-Nie masz.Wyjdź stąd.- Nakazał ze złością, na co mężczyzna parsknąłśmiechem.

-Bezprzesady, póki co ja tu wydaję polecenia. I mam prawo żądać odwas, abyście dbali o swój wizerunek nie mówiąc już o graniu, copowinniście robić perfekcyjnie!

-Wobectego...- Tom podszedł do mnie i zabrał mi gitarę odkładając jąna bok. Złapał mnie za rękę, był naprawdę wściekły. Chybapierwszy raz go takiego widziałam...- My wychodzimy. A ty, zagraj zanas.- Oświadczył i pociągnął mnie w stronę wyjścia. Nie miałamnawet kiedy zaprotestować, w sumie też nie widziałam takiejpotrzeby. Bardzo mi się podoba, że jednak mam na kogo liczyć w tymzespole.

-Kaulitz,wracaj tu natychmiast!- Huknął, a blondyn zatrzymał się nachwilę, aby spojrzeć na brata, który jakby dopiero terazzorientował się, co się dzieje.

-W takimrazie my też idziemy.- Odezwał się Bill.- Chodź, Gustav...

-Co to zabunty!? Jutro macie koncert! Jak chcecie zagrać bez wcześniejszychprób?!

-Nie musimywcale.- Tom rzucił przez ramię, a następnie zamkną za namidrzwi.- Chyba coś mu się poprzewracało w tej głowie.- Burknąłpodążając w stronę widny.

-Ciekawe cosię stało, że jest taki...- Mruknął Gustav. Nie on jedenchciałby to wiedzieć. Teraz, ja sama mam wątpliwości, czy totylko moja wina. Może coś mu się w życiu nie układa i nie ma nakim się wyładować? No okej, ale dlaczego akurat ja!?

-Gówno mnieto obchodzi, to dopiero dwa dni, a ja już mam dosyć. Nie będętolerował takiego zachowania.- Oświadczył Tom, wyraźnie czułam,że nadal jest wkurzony w dodatku ściskał moją rękę tak mocno,jakby ktoś miał mu ją zabrać.

-On jakośzawsze musiał tolerować twoje wybryki.- Przypomniał jego bliźniak.Ja wolałam się nie mieszać, najlepiej wychodzi mi milczenie.

-Bronisz go?

-Nie, bomimo wszystko przegina, ale staram się go zrozumieć.

-Co tu jestdo rozumienia? Jest wkurzony bo Carmen jest ze mną, ale nie będziesię na niej wyżywał.- Czułam się przez chwilę, jakby mnie tamnie było. Bo oni właściwie rozmawiali, jakby byli sami...

-Pewnie boisię, że stracimy fanów.

-Pff, teżmi fani. Nie potrzebuję zadurzonych we mnie dziewczyn, które niedopuszczają do siebie myśli, że ja też jestem człowiekiem.

-Dobra,nieważne już. Co będzie z jutrzejszym koncertem?- Wtrącił sięperkusista wyraźnie zaniepokojony całą sytuacją.

-Co ma być?Pójdziemy na żywioł.- Dredziarz wzruszył ramionami. I jakbydopiero teraz sobie o mnie przypomniał przyciągnął mnie bliżejsiebie obejmując w pasie.-Dlaczego nic nie mówisz? Mam nadzieję,że nie wzięłaś do siebie tego co powiedział Jost.

-Nie, niewzięłam.- Uśmiechnęłam się blado, trudno było mi się oswoićz tą całą sytuacją. Nie sądziłam, że mogłoby dojść doczegoś podobnego. Nigdy nie podejrzewałabym Davida o coś takiego itrudno mi uwierzyć, że tak bardzo się zmienił tylko dlatego, żejestem dziewczyną Toma. Tak bardzo mu przeszkadzają artykuły nanasz temat? Zdjęcia w gazetach? Naprawdę nie rozumiem. I jest mi ztym cholernie ciężko, bo dawniej było inaczej. Myślałam, żeteraz będzie tak samo...

-Wracamy dohotelu, czy wolisz gdzieś iść?- Zapytał, gdy byliśmy już wwindzie. Bill i Gustav zajęli się dyskusją na jakiś temat w ogólenie zwracając na nas uwagi...

-Do hotelu,jestem zmęczona. Mam na dzisiaj dosyć wrażeń.- Odparłam niecoprzyciszonym głosem. Naszło mnie jakieś przygaszenie, chciałamjak najszybciej znaleźć się w łóżku i zasnąć, aby zapomniećo problemie, jaki tworzy David Jost.


###


Krótko i badziewnie- czyli nic nowego ;>

Jakoś nie chce mi się nawet tego publikować, ale jutro mnie nie będzie więc zrobiłam to dziś.

A co robi Ka., gdy jej się nudzi? Tworzy nowe, kretyńskie opowiadanie... miałam już je dawno w planach, gdy nie mam weny na aktualne, to lubię sobie popisać coś nowego, a dzisiaj stworzyłam kolejną przygodę Toma, tym razem z księżniczką(olaboga!), zainteresowanych zapraszam.

[ www.zbiegla-ksiezniczka.blog.onet.pl ]

Z mojej strony to już tyle, żegnam.


poniedziałek, 22 czerwca 2009

61. 'Kochanie, ja przed tobą nie mam żadnych tajemnic.'

<title></title><style type="text/css"></style>

Położyłam torbę napodłodze i kopnęłam w nią z całej siły przez co stoczyła siępo schodach i wylądowała w salonie. Od razu napotkałam się zzaskoczonym wzrokiem mojej siostry, która akurat miała wchodzić nagórę, jej szczęście, że nie zrobiła tego kilka chwil wcześniej,bo pewnie leżałaby teraz obok mojego bagażu.

-Czy z tobą wszystko wporządku?- Zwróciła się do mnie, a ja spojrzałam na nią spodbyka.

-Nie!- Warknęłam poczym w szybkim tempie zeszłam po schodach stając koło niej.- I toniesprawiedliwe!

-Co jest niesprawiedliwe?

-Że my musimy męczyćsię z jakimiś pieprzonymi miesiączkami, a faceci mają tylkozarost!- Oświadczyłam ze wściekłością i podniosłam swojąnieszczęsną torbę, czymże ona sobie zasłużyła na takietraktowanie...- Życz mi powodzenia.

-Powodzenia i niepozabijaj tam ich wszystkich...- Rzekła z lekkim przerażeniem wgłosie, na co ja prychnęłam. W tej samej chwili po domu rozległsię dzwonek do drzwi.- Zadzwoń, jak będziesz miała chwilę.

-Cześć.- Burknęłamnie okazując entuzjazmu i skierowałam się do drzwi, za którymistał już Tom. Od razu wręczyłam mu mój skromny pakunek nieszczycąc się na żadne słowa. Naprawdę nie mam humoru, do tegoboli mnie brzuch. Szlag by trafił tą naturę.

-Haloo... a może jakieś,witaj kochanie?- Upomniał się, gdy dochodziłam już do furtki.Odwróciłam się z przymusu i zaczekałam chwilę, aż do mniedołączy po czym pocałowałam go w policzek.

-Witaj, kochanie.-Zacytowałam go i udałam się do autobusu. Wolę unikaćjakichkolwiek rozmów, żeby przypadkiem kogoś nie zirytować swoimzachowaniem, albo samej siebie, bo to również jest możliwe.Czasami moje trudne dni są nie do zniesienia... po prostu.

-Cześć, Carmen...-Gustav i Bill przywitali się ze mną z szerokimi uśmiechami, wogóle nie rozumiem z czego oni się tak cieszą. Że niby na mójwidok? Pff, też mi coś.

Mruknęłam tylko cośpod nosem w odpowiedzi i usiadłam w kącie, aby nie rzucać się woczy. Jeszcze komuś przyszłoby do głowy, aby ze mną rozmawiać.Nie mam ochoty, chyba doskonale to widać...

-Carmen, Słońce, stałosię coś?- Tom zajął miejsce naprzeciwko mnie. Chyba byłam bardzonaiwna sądząc, że będę miała spokój i nikt się mną niebędzie interesował.

-To w końcu, Carmen czysłońce? Albo ja, albo ono!- Zmrużyłam oczy patrząc z powagą nachłopaka, który natomiast wyglądał jakby zupełnie nie ogarniałcałej sytuacji. I ja wcale nie żartowałam.

-Miałem na myśli, żety jesteś słońcem...

-A czy ja wyglądam!?Naprawdę świecę?! Lepiej na mnie nie patrz, bo oślepniesz.-Założyłam ręce na piersi i odwróciłam od niego wzrok wpatrującsię w ścianę. Nawet nie zauważyłam kiedy ruszyliśmy.

-Czyli nie chceszrozmawiać?

-Jesteś bardzospostrzegawczy. Zostawcie mnie w spokoju najlepiej do końca tejprzeklętej podróży.- Powiedziałam stanowczo, a gitarzysta tylkoprzytaknął i sobie poszedł. Jaki on posłuszny, no naprawdę. I wogóle to bardzo miłe, że zostawił mnie zupełnie samą sobie wtakim stanie! Przecież, zaraz mnie rozniesie...

-Tylko... wiesz terazjedziemy na lotnisko do Berlina, a potem samolotem do Rumuni...-Jednak wrócił, tylko po to żeby mi powiedzieć o jakimśsamolocie? Nie, to nie na moje siły...

-Dobrze.- Mruknęłamstarając się brzmieć nieco milej. W końcu on nie jest niczemuwinien. To kochany chłopak...

-Jakby, co będę zchłopakami...- Uśmiechnął się do mnie, a ja skinęłam głową.Z nimi na pewno będzie mu lepiej niż ze mną... teraz nie nadajęsię do żadnego użytku.


#


-Wyśpijcie się, jutroczekają was pierwsze próby, a potem się zobaczy. A ty Tom i tyCarmen, starajcie się nie obnosić zbytnio z tym swoim związkiem.Ja w ogóle nie wiem, jak do tego doszło, że jesteście parą.-David uniósł oczy ku górze, nie wyrażał zadowolenia z powodunaszego uczucia, ale ja wolałam milczeć, jeszcze powiedziałabymkilka słów za dużo.- W każdym razie nie chcę z wami żadnychproblemów, nawet nie wiecie ile trzeba się narobić, aby wyjaśnićchoć jedną sytuację z wami związaną.

-Przecież wszystko jestjasne, niby co ty wyjaśniasz...- Wtrącił się Tom, któremurównież nie podobała się postawa menadżera wobec całej„sprawy”.

-Po pierwsze nieprzerywaj mi, gdy mówię, a po drugie nie będę z tobą dyskutował.Tobie się wydaje, że wszystko jest proste i jasne, ale niestety taknie jest, Kaulitz.- Oświadczył srogo, ja tylko niecierpliwieczekałam, aż skończy biadolić i łaskawie da nam klucze od pokoi,byłam potwornie zmęczona. Ta podróż była najgorsza w moim całymżyciu.- Zresztą, jutro jeszcze pogadamy na ten temat. Tymczasem,piętro trzecie i kluczyki, dla was chłopcy... i dla ciebierodzynku.- Wręczył klucze wszystkim trzem, a do mnie zwrócił sięna końcu ze słodkim uśmieszkiem... powiem szczerze, miałam ochotęgo pobić, za to jak mnie nazwał. Albo to przez te moje kobiece dni,albo to Jost się zmienił przez tę długą przerwę... ewentualnie,zawsze taki był, tylko nie miałam okazji się przekonać. Irytującyfacet. Moja nowa zasada; nie dyskutować. Niech sobie gada, co chce,zawsze mogę to zignorować, a nie czuję potrzeby na kłótnie. Niemam do tego, ani głowy, ani siły.- Mój pokój na parterze, jakbyco.- Dodał.

-A dlaczego my nie możemymieć wspólnego pokoju?- Tom stanął obok mnie, a mężczyznaspojrzał na niego, jakby miał go zabić wzrokiem. Tak, inteligencjamojego chłopaka dała właśnie o sobie znać. Kuj żelazo pókigorące!

-Oświadczam wam wszem iwobec, iż w zespole jesteście współpracownikami, koleżeństwem zpracy i czymkolwiek innym, ale nie parą. Nie ma mowy o wspólnymłóżku.- Prawie, że wysyczał. Ten facet mnie zaskakuje corazbardziej. Czuję, że zostanę znienawidzona. Tom oczywiście niechciał tak łatwo odpuścić, jednak ja zdecydowanie pragnęłam jużznaleźć się w swoim pokoju, więc zanim zdążył otworzyć ustaszturchnęłam go w ramię, w tym czasie Jost odwrócił się iodszedł w swoją stronę.

-Nie wiem, po co się takirytujesz... ostatnio też mieliście osobne pokoje i jakoś nie byłotrudności, żebyście razem sypiali...- Mruknął Bill, który odziwo też nie pałał dobrym humorem. Możemy podać sobie dłonie.Tyle, że ja ponadto jestem wkurzająca.

-Jasne, najlepiej nawszystko znaleźć kretyńskie rozwiązanie, a my będziemy wykonywaćpolecenia króla Davida.- Zakpił blondyn, na co jego brat przewróciłoczami i udał się do windy, a zaraz za nim zaspany Gustav, któryledwo już kontaktował ze światem. Wątpię, że w ogóle wie o cochodzi.

Chwyciłam Toma za rękęi pociągnęłam go za sobą dołączając do czarnowłosego. Jachce, aby ta noc dobiegła już końca!

Jeszcze ta idiotycznawinda wlokła się jak na złość, albo tylko mi się takwydawało... wszystko jedno, dla mnie czas płyną wolniej i już.

-I w ogóle... jak onmógł nazwać cie rodzynkiem!?- Oburzony głos Toma chyba wszystkichprzywrócił drastycznie na ziemię. Ja nie wiem... czy on w ogólenie odczuwa zmęczenia? Może ma jakiś nadmiar energii... Bogudzięki, drzwi windy rozsunęły się i mogliśmy w końcu rozejśćsię do pokoi. Zerknęłam na swój breloczek z numerkiem iodszukałam drzwi z numerem 89.- To gdzie śpimy?

-Gdziekolwiek, nawettutaj...- Wskazałam na podłogę, na co parsknął śmiechem.-Otworzysz?- Dałam mu swój klucz, a sama oparłam się o ścianęczekając, aż spełni moją prośbę. Cała szczęśliwa wpadłam dopokoju i nie zważając na nic rzuciłam się na wielkie łóżko ześwieżą pościelą.

-Zaniosę swoje rzeczy dosiebie, zaraz wracam.- Usłyszałam koło ucha, a zaraz po tympoczułam muśnięcie na policzku.

-Yhym...- Wymruczałam ichoć bardzo starałam się nie zasnąć, aby na niego zaczekać, nieudało mi się. Nawet nie zauważyłam, kiedy odpłynęłam...


#


Otworzyłam szeroko oczywybudzając się ze snu. Śniły mi się święta, to było takierealne... jakbym naprawdę tam była i jeszcze raz wszystkoprzeżywała, tyle że trochę inaczej. Wigilia z mojego snu była zTomem i z całą moją rodziną, której nawet nie pamiętam. Dziwne,ale to tylko sen. Zaraz o tym zapomnę. Dobrze, że przynajmniejobudziłam się w lepszym nastroju niż wczoraj. Dzisiaj raczej niebędę „strzelała” do niewinnych. Rozciągnęłam się i wstałamnie zwracając uwagi na jeden szczegół, którego mi brakowało.Przekonałam się o tym dopiero, gdy otworzyłam drzwi łazienki,lecz nie na długo gdyż mój instynkt kazał mi je natychmiastzamknąć z powrotem.

-Nic nie widziałam!-Krzyknęłam od razu i wycofałam się z powrotem do łóżka.Naprawdę nic nie widziałam... wiem tylko tyle, że był tam Tom.Nic więcej... no może, nie miał na sobie koszulki... reszty niezdążyłam dopatrzeć. Jakoś wcale nie zrobiło mi się głupio, amoże powinno... ale z drugiej strony to mój chłopak, mam prawooglądać go w każdej sytuacji. Nawet pod prysznicem, o.

Rozłożyłam sięwygodnie na łóżku i wlepiłam wzrok w sufit czekając, aż chłopakwyjdzie. Długo to nie trwało, widocznie gdy mu przeszkodziłam,kończył już swoją poranną toaletę.

Wyszedł z tej łazienkibardzo zadowolony, a ja już się domyśliłam skąd u niego taradość. Najzwyczajniej w świecie się ze mnie nabijał.

-Co tak szybko uciekłaś?-Zapytał rozbawiony, na co tylko prychnęłam spoglądając na niegoz urazą.

-Drzwi od łazienkiposiadają taki atut, jak zamek, który się zamyka.- Oświadczyłampodnosząc się z miejsca.- Mógłbyś, nauczyć się nimposługiwać...

-Kochanie, ja przed tobąnie mam żadnych tajemnic.- Uśmiechnął się słodko podchodząc domnie, lecz ja go wyminęłam kierując swoje kroki do łazienki.

-To się cieszę, że niemasz.- Mruknęłam i weszłam do pomieszczenia zamykając się naklucz. Jak na ten poranek nie potrzebuję więcej niespodzianek.Muszę się w spokoju umyć, bez żadnych osób trzecich. Swojądrogą to ciekawe, że ja myślę o rozpoczęciu z nim współżycia,a tymczasem boję się zobaczyć go bez bokserek. Może to przez temoje nieszczęsne trudne dni... w każdym razie muszę nad sobąpopracować...


###


Dopiero początek wakacji, a mi się już zaczyna nudzić ;D Na szczęście jeszcze tylko tydzień i wyjeżdżam ^^

A dzisiaj składałam podanie do szkoły i zapewne się do niej nie dostanę, jee nie ma to jak pozytywne myślenie ;p

I kurczę, zaczyna mnie denerwować ten szablon... chociaż jest taki fajny xD

A notka wydaje mi się jakaś krótka... nieee, ona jest krótka! No, ale cóż... różnie wychodzi ;> Kolejna może pojawi się równie szybko, jak ta... ale kto tam wie ^^

pozdrawiam ;*


czwartek, 18 czerwca 2009

60. 'Moja wariatka...'

 

Zapach porannej kawy roznosił się po kuchni, w połączeniu ze słonecznymi promieniami wpadającymi przez otwarte okno tworzyła się przyjemna atmosfera, która pozwalała mi się zrelaksować. Minął calutki tydzień odkąd świętowaliśmy sylwestra, a ja w dalszym ciągu jestem przesiąknięta miłością i szczęściem.

Niedawno podpisałam, nową umowę w związku z zespołem i jestem z tego zadowolona, nawet dumna. Świat znowu usłyszy o Carmen, Alyson May. Choć jestem pewna, że już jestem znana. Dopiero dzisiaj ujrzałam w gazecie pokaźny artykuł na temat mojego związku z Tomem. Mimo wszelkich obaw nie wzbudziło to wielkich kontrowersji, wydaje mi się, że nie wszyscy do końca w to wierzą. Bo przecież, Tom Kaulitz ma już swoją opinię. Do jego stylu bycia nie zalicza się stały związek. A już na pewno nie miłość... bynajmniej zdaniem większości.

Mi wystarczy, że wiem swoje, a resztę mam... gdzieś. Zdaję sobie sprawę oczywiście, że za jakiś czas nasz związek nie będzie już tylko naszą sprawą, może nie jestem jeszcze, aż tak obeznana w mediach i tym całym show-biznesie, ale nie trudno się domyślić, co się dzieje z życiem prywatnym znanych osób.

Już jutro wyjeżdżamy w pierwszą tego roku trasę po Europie. Nie spodziewałam się, że nadejdzie to tak szybko, ale wszyscy mnie zapewniają, że będzie dobrze, więc jak im nie wierzyć?

Jasne, że będzie. Najważniejsze, abym wierzyła w swoje umiejętności, jak to powiedział Gustav. Trudno nie stosować się do jego zaleceń. Jestem najlepszą basistką na świecie, zaraz po Georgu. Fani mnie pokochają i nie będzie żadnych większych problemów.

Zaraz wpadnę w samouwielbienie, normalnie...


Siedziałam przy stole wlepiając wzrok w okładkę gazety, na której widniało piękne zdjęcie Toma wraz ze mną. Ci dziennikarze, to sprytne bestie... nawet nie zauważyłam kiedy zrobili te zdjęcia. Dobrze, że nie czytałam wcześniejszych artykułów. Zapewne nie w jednej gazecie już byłam... fajne, że jeszcze nikt mnie nie zamordował za to, co łączy mnie z Kaulitzem.

-Wyprasowałam twoje rzeczy, możesz je spakować do torby.- Głos Melanie przywrócił mnie do rzeczywistości. Uśmiechnęłam się do niej z wdzięcznością, co ja bym bez niej poczęła? Czasami nie wiem, czy to moja siostra, czy matka...a może po prostu, Anioł?

-Dziękuję ci, jesteś cudowna.

-Wiesz, w końcu teraz jak jesteś gwiazdą muszę się trochę... przymilić...- Poruszała znacząco brwiami, na co ja parsknęłam śmiechem.

-Jeszcze nie jestem żadną gwiazdą, pewnie wszyscy już o mnie zapomnieli od ostatniego koncertu.- Stwierdziłam nieco zawiedzionym tonem, liczyłam się z odrzuceniem...

-O tobie nie da się zapomnieć, siostro.

-No, ja myślę. Dobra, idę się pakować.- Rzekłam po czym skierowałam się do swojego pokoju. Znowu czuję tą ekscytację, chociaż jeszcze nic się nie dzieje. Nie mogę się doczekać koncertu... a jeszcze nawet nie wiem dokąd jedziemy. Z tego wszystkiego zapomniałam się zapytać... swoją drogą mogliby sami powiedzieć, a nie trzeba wszystko z nich wyciągać, jakby nie wiem co to było. Muszę się upomnieć, w końcu odkąd podpisałam umowę, dokładnie 3 stycznia 2009 roku, należę do zespołu, który nosi nazwę Tokio Hotel.


#


Ruchami ślimaka wrzucał ubrania do torby nawet ich nie składając, ani trochę nie miał ochoty na pakowanie, kiedyś nie wyobrażał sobie, aby jego ubrania były pogniecione, ale w tej chwili nie obchodziło go to. Najchętniej wcale nie ruszałby się z domu, bał się powrotu. Mimo że kochał muzykę, kochał grać i był szczęśliwy, gdy fanki piszczały z radości na jego widok. Sam nie wiedział skąd u niego taki niepokój, powinien się cieszyć, że podczas każdej trasy, czy jakimkolwiek innym wydarzeniu związanym z zespołem będzie miał przy sobie ukochaną dziewczynę, ale nie do końca potrafił. Nie chodziło o to, że miał coś przeciwko jej uczestnictwie w zespole, po prostu nie był pewien czy Carmen podoła. Sam doskonale wie, jak trudno być sławną osobą ciągle osaczaną przez dziennikarzy, a nawet nienormalnych ludzi. Wolałby, żeby ona tego uniknęła. Bo potem już nie ma odwrotu... to jest jak niekończący się serial. A nie każdy odcinek jest kolorowy i piękny.

Z drugiej strony, może za bardzo się tym przejmuje. Przecież Carmen jest silna i wiele zniesie, poza tym ona nie należy do tych, którzy pozwalają komuś na przekraczanie wyznaczonych granic. Czasami wydaje mu się, że to ona poradziłaby sobie z tym wszystkim lepiej od niego i nieważne, że on ma dłuższy staż.

Miał nadzieję, że pomimo tych wątpliwości poradzą sobie obydwoje, a przede wszystkim nie oddalą się od siebie. Nie mógłby do tego dopuścić, teraz jest tak cudownie. Jakby narodził się na nowo i był zupełnie innym człowiekiem niż kiedyś.

Trudno ukryć, że dziewczyna zupełnie go oczarowała nie wspominając już o miłości, jaką ją darzy. To wszystko wydaje się takie zaskakujące, nawet dziwne...nieprawdziwe, a jednak. Takie uczucie istnieje i to właśnie on może doznawać tego szczęścia.


Zamyślił się wyobrażając sobie blondynkę, na jego twarz mimowolnie wpłynął uśmiech. Zawsze tak ma, już nikogo to nie dziwi. Bynajmniej tych, którzy go znają.

-Tom, masz gościa.- W drzwiach stanął Bill z dziwną miną, trudno było cokolwiek zrozumieć z tego wyrazu twarzy. Zanim gitarzysta zdążył, otworzyć usta czarnowłosy wyszedł, a do pokoju wpadła Amelia, cała we łzach. Tom spojrzał na nią zaskoczony nie wiedząc co się dzieje, nie zdążył nawet zareagować, kiedy dziewczyna rzuciła mu się na szyję...

-Amelia, co się stało?- Zapytał niepewnie nie bardzo wiedząc, jak ma się zachować.

-Bo on...on...on ze mną zerwał!- Zapiszczała, po czym wybuchnęła jeszcze większym płaczem. Chłopak westchnął cicho i pogładził ją po plecach czekając, aż się uspokoi. Nie był najlepszym pocieszycielem, a na pewno nie w tych sprawach.

-Uspokój się, naprawdę nie ma sensu, żebyś zalewała się łzami.- Powiedział spokojnie, a dziewczyna odsunęła się od niego opanowując swoje łzy.- Dlaczego z tobą zerwał?

-Nie wiem. Tak po prostu... ja nic nie zrobiłam, przecież...- Wychlipała, wycierając z policzków łzy.- Jak on mógł mi to zrobić, Tom...

-Najwyraźniej miał jakieś powody.

-Specjalnie dla niego wróciłam do Niemiec... a on mnie zostawił!- Usiadła na łóżku wpatrując się w podłogę. Trudno było powiedzieć, czy była zła, czy pełna żalu... zresztą on się na tym nie zna.

-Na pewno znajdziesz sobie kogoś innego...

-Nie, miałam być z nim. Nie chce innego.- Powiedziała stanowczo niczym mała rozkapryszona dziewczynka.

-Kochasz go?

-Nie. Nie wiem... może... na początku nie kochałam, ale teraz nie wiem jak jest...

-Nie wiem, jak mam ci pomóc.

-Nie musisz mi pomagać, sama sobie poradzę. I tak ciebie to nie obchodzi, masz swoje sprawy. Niepotrzebnie w ogóle zawracam ci głowę. Najlepiej zapomnij, że w ogóle tutaj byłam... cześć.- Podniosła się z miejsca i wyszła nie czekając na nic. Jego refleks pozostawia wiele do życzenia, trochę za późno stwierdził, że powinien ją zatrzymać...

-Wszystkie baby są takie?- Mruknął do siebie kręcąc głową.- No, może poza moją... Moja jest gorsza.- Stwierdził spoglądając na zdjęcie dziewczyny stojące na szafce w srebrnej ramce. Podszedł do niej i wziął do ręki, aby przyjrzeć się uważnie. Uśmiechnął się pod nosem widząc roześmiane oczy blondynki i ten wspaniały uśmiech.- Moja wariatka...


#


-Ten film był beznadziejny.- Skomentowała blondynka zerkając na swoich towarzyszy. To chyba nie był najlepszy pomysł iść do kina z dwoma chłopakami. Mogła przynajmniej wziąć ze sobą Rose, nie czułaby się tak... dziwnie.

-Następnym razem Andreas sprawdzi o czym jest film, a potem nas zaprosi. Prawda?- Wokalista zwrócił się do przyjaciela z wrednym uśmieszkiem, na co ten prychnął odwracając się od niego.

-Mogliście sami coś wybrać.

-Nieważne. Było minęło.- Ucięła dziewczyna czując, że atmosfera przestaje być przyjazna.- Więc, ja lecę do domu mam jeszcze trochę do zrobienia przed snem.

-To ja cie odprowadzę! Andi, nie masz nic przeciwko prawda?- Bill uśmiechnął się w stronę przyjaciela.

-Jasne, idźcie sobie. Ja i tak mam już dosyć twojego towarzystwa. Do zobaczenia po trasie, powodzenia życzę.

-No, to cześć. Dzięki.- Chłopak z zadowoleniem dołączył do przyjaciółki, która zdążyła już go wyprzedzić. Objął ją w pasie, co zupełnie zignorowała. Starała się nie przejmować takimi gestami z jego strony. A najlepiej jej wychodziło udawanie, że to wcale na nią nie działa. Mogłaby być aktorką, a on aktorem.

-Jutro już wyjeżdżamy...- Mruknął bez entuzjazmu. Nie ukrywał, że będzie tęsknił w przeciwieństwie do niej.

-Wiem.- Odparła obojętnym, tonem.

-I nie będziesz tęsknić?

-Za przyjaciółmi, owszem.

-A za mną?

-W sumie, to chyba nie.

-Zadzwonisz?- Zapytał starając się nie okazywać, że to co przed chwilą usłyszał zrobiło na nim niemałe wrażenie. Zabrzmiało to dosyć poważnie i coś zabolało...właśnie, coś.

-Po co? I tak nie będziecie mieli czasu, nie będę wam przeszkadzała.- Wzruszyła ramionami bijąc się z własnymi myślami. Miała ochotę walnąć głową w mur.

-Yhym...to już tutaj.- Zauważył odsuwając się od niej i jednocześnie pozbawiając ciepła, jakie jej dawał idąc obok i ją obejmując.

-To dzięki, no i do zobaczenia za te trzy miesiące.- Cmoknęła go w policzek chcąc już odejść, lecz nie zdążyła nawet postawić jednego kroku, gdy chłopak złapał ją za rękę i jednym ruchem przyciągnął do siebie od razu wpijając się w jej usta z zachłannością, której w życiu by się nie spodziewała. Nie miała zamiaru protestować, odwzajemniała pocałunek mając nadzieję, że nigdy nie dobiegnie końca. Jednak nic nie trwa wiecznie, a nadzieja matką głupich...

-Do zobaczenia.- Czarnowłosy oderwał się od niej i oddychając głęboko zawrócił w swoją stronę.

-Jeszcze trochę i oszaleję.- Szepnęła do siebie, zanim udała się do domu odczekała moment, aby uspokoić oddech i bicie serca. Kiedyś dostanie zawału...ale oczywiście Bill o tym już nie myśli.

 

###

 

I 60 za mną ^^

To moje drugie podejście dzisiaj jeżeli chodzi o opublikowanie tej notki, za pierwszym razem komputer mi się wyłączył- stary Zbychu ;D Trzeba zainwestować w nowy, niestety.

Was też denerwuje ta cała rekrutacja? Bo mnie cholernie. I jestem normalnie wściekła :/ Ale nieważne, wszystko jedno, gdzie będę się dalej edukowała i tak wszystko zależy ode mnie ;>

A jutro koniec... koniec... koniec... koniec...koniec...koniec... i tak oto się zawiesiłam.

Nie będę się rozczulała, to tylko głupie gimnazjum, które dręczyło mój umysł przez trzy lata ;o

Myślę, że przed moim wyjazdem pojawi się jedna, albo może dwie notki... a potem przerwa na 10 dni, nie wiem jak ja to wytrzymam xD Ale co tam,  należy mi się odpoczynek ;p

pozdrawiam ;*

 

piątek, 12 czerwca 2009

59. 'Zapomniałem, co mi się śniło.'

 

Już tylko minuty dzieliły nas od nowego roku, wszyscy niecierpliwie czekali na tą chwilę. Wyglądało to, jakby każdy chciał się jak najszybciej pozbyć tego, co było. I zapewne były to nieprzyjemne sprawy.

Teraz wszyscy staliśmy na dworze, Georg zajmował się fajerwerkami, a Gustav i Alex szampanem. Andreas zabawiał rozmową Amelię i Rose, które nie przypadły sobie zbytnio do gustu. Zaczynam lubić Rose, dziewczyna wie, co dobre, a co... puste.

Ja stałam wtulona w Toma i wpatrywałam się w niebo jednocześnie próbowałam wymyślić jakieś dobre postanowienie na nowy rok. Tyle, że nic sensownego nie przychodziło mi do głowy...

Westchnęłam cicho i przeniosłam wzrok na Billa i Sarę, którzy wyglądali na niezwykle zadowolonych. Sara właśnie się z czegoś śmiała, a Bill zapewne był tego powodem.

-Kochanie, może jakieś noworoczne postanowienie?- Głos Toma wyrwał mnie z zamyśleń, spojrzałam na niego uśmiechając się ciepło.

-Nie mam pojęcia...

-Może po prostu... będziemy razem mimo wszystko?- Zaproponował, a moje serce zabiło mocniej. Właśnie tego potrzebowałam.

-Mimo wszystko. Kocham cię.- Pocałowałam go. Jest idealnie, jak w filmie... a nawet lepiej. Najlepsze jest, że to życie, a nie film.

-Patrzcie! Śnieg!- Okrzyknęła nagle Melanie i dopiero teraz wszyscy zwrócili uwagę na białe płatki spadające z nieba.

-I za minutę północ.- Oświadczył Gustav, który pilnował czasu.

-Ja też cię kocham i nigdy cie nie zostawię.- Ciepły oddech Toma omiótł moją szyję, a po ciele przeszły cudowne dreszcze. Znowu jestem najszczęśliwszą osobą na świecie. - No i ty nawet nie myśl, żeby zostawiać mnie...- Usłyszałam po chwili tym, razem nieco cwaniacki ton. Tak, to jest na pewno mój Tom.

-Odliczamy!- Andreas klasnął w dłonie, po czym rozpoczął odliczanie, a cała reszta dołączyła do niego. Te dziesięć sekund spędzone w objęciach Toma, świadomość, że tak będzie już zawsze sprawiała, że czułam się, jakby wszystko układało się tak, jak my tego chcemy. Jakby nie czekały nas już żadne przeciwności losu... wiem, że to niemożliwe, ale wiem też, że jeżeli nawet znowu coś, lub ktoś stanie nam na drodze, nie zmieni to nic. Bo wierzę, że nasz związek przetrwa nawet najgorsze 'burze'.

Na zegarach wybiła północ, a na ciemnym, niemalże czarnym niebie rozbłysły kolorowe 'światełka'.

-Szczęśliwego nowego roku, Carmelko...oby był lepszy niż miniony i żeby był ze mną.- Tom przytulił mnie mocno i nawet nie pozwolił, mi dojść do słowa zamykając mi usta swoimi...ale w sumie, wcale mi to nie przeszkadzało. Z przyjemnością odwzajemniałam pocałunek, który stawał się coraz bardziej namiętny i zachłanny. Mogę powiedzieć, że to był najcudowniejszy pocałunek w moim życiu, albo mmoże... w tym roku. Już nic nas nie obchodziło, byliśmy tylko my... i nieistotne było, co działo się dookoła... do mnie nawet nie docierały, żadne głosy, ani hałasy. Słyszałam tylko bicie naszych serc, które płonęły z miłości...


#


Przetarła zaspane oczy, kolejno starając się je otworzyć, co przyszło jej z niemałym trudem. Ból głowy również dał o sobie znać, choć nie wypiła w nocy zbyt wiele. Nigdy nie przepadała za alkoholem i wcale nie ukrywała, że ma słabą głowę.

Zmrużyła oczy, gdy dotarło do nich jasne światło dochodzące zza okna, które wcale nie było zasłonięte. Nikt nie myślał o takich szczegółach, wszyscy właściwie padli jak muchy... może nie zupełnie tak od razu, przynajmniej w tym wypadku. Blondynka całkiem przyjemnie zakończyła sylwestrową noc i to nie sama, tylko jakoś zapomniało jej się, że ktoś śpi obok niej i nie zważając na nic rozciągnęła się przy okazji uderzając swojego towarzysza i pozbawiając go snu. To było drastyczne wybudzenie.

-Co się dzieje?!- Chłopak w mgnieniu oka podniósł się do pozycji siedzącej od razu rozglądając się na wszystkie strony, nawet nie poczuł, że dostał od dziewczyny w nos. Lepiej dla niej.

-Nic...- Sara wzruszyła niewinnie ramionami, na co czarnowłosy z ciężkim westchnięciem opadł na poduszkę.

-Zapomniałem, co mi się śniło.

-Straszne.-Przewróciła oczami i wyplątała się z pościeli następnie sięgając po swoją bieliznę leżącą na krześle obok łóżka. Usiadła na brzegu i nie zwracając uwagi na wokalistę zaczęła się ubierać. Chłopak z uśmiechem przyglądał się jej poczynaniom, właśnie przypomniał sobie swój sen. Nic mu się nie śniło, to wszystko była prawda.

-Dokąd idziesz?- Zapytał, gdy blondynka już w pełni ubrana skierowała się w stronę drzwi.

-Do łazienki, a potem do domu.- Wyjaśniła, po czym złapała za klamkę i wyszła. Miała nadzieję, że jeszcze wszyscy śpią. Nie chciała, aby ktoś ją zauważył. Chociaż w sumie nikt nie miałby podstaw, aby ją o cokolwiek podejrzewać. Właściwie nad ranem nikt nie patrzył obok kogo się kładzie... dzisiaj wyjątkowo miałaby wytłumaczenie, w które każdy by uwierzył. Nawet Tom, który zawsze szuka dziury w całym.

Gnębiła ją trochę ta cała sytuacja, w prawdzie wiedziała, że nie robią nic złego i że obydwoje tego chcą, ale jednak miała pewne wyrzuty. Może dlatego, że brakowało w tym wszystkim zobowiązań. Nie byli w żadnym związku, a jedyną ich zasadą było to, aby nie chwalić się tym, co wspólnie robią w łóżku.

Mimo wszystko wydawało jej się, że Billowi nie do końca odpowiada taki układ... ale przecież sam to zaproponował. Swoją drogą, bardzo ją zaskoczył. Nie spodziewała się po nim czegoś takiego, już wcale nie wydaje jej się być delikatnym chłopcem. Te intymne chwile, które z nim spędziła dały jej wiele do myślenia, mogła się przekonać, że nie do końca go znała.

Zresztą zmienił się też sposób w jaki z nią rozmawia, trudno jej ocenić, czy na lepszy, ale czuje się trochę wyjątkowo. To on za każdym razem daje jej do zrozumienia, że zawsze była, jest i będzie kimś niezwykłym. Tylko, jak teraz nazywać to co ich łączy? Raczej nie jest to zwykła przyjaźń...


#


Pierwszy stycznia, za oknem śnieg, którego wszyscy wyczekiwali przez całe święta. Nie, nie jestem teraz na dworze i nie lepię bałwana tak jak robią to Alex i Amelia- bardzo się u mnie zadomowili. Melanie to nie przeszkadza, więc i ja nie mam nic przeciwko. Już nawet nie zważam na fakt, że nie znoszę tej dziewczyny. Można się do niej przyzwyczaić.

Choć biały puch pokrywający ziemię jest bardzo kuszący, zdecydowanie wolę odpocząć. Gdy tylko wstaliśmy musieliśmy doprowadzić dom do porządku, więc mi się należy. Poza tym, noc też była męcząca. Po północy cała zabawa się rozkręciła i byłam 'królową parkietu', jak to uznał Georg. Ale nieważne, że w moim salonie nie ma parkietu...

Było świetnie i wcale nie przesadziłam twierdząc, że to był najlepszy sylwester w moim życiu. Bo, czy może być coś lepszego, niż spędzenie tego niezwykłego czasu w gronie przyjaciół- pomijając Amelię, oraz ukochanej osoby? Chyba nie.

Mam nadzieję, że ten rok będzie o wiele lepszy od poprzedniego i że uda mi się przetrwać wszystko co najgorsze. Już niedługo znowu będę robiła jedną z dwóch rzeczy, które kocham, a które są ze sobą powiązane, bo łączy je muzyka.

Szczerze, już się nie mogę doczekać kiedy znowu stanę na scenie i będę mogła zagrać dla tysięcy ludzi... a na koniec znowu usłyszę z ich strony radość i wdzięczność. Może nie jestem gotowa, aby zostać gwiazdą, ale jestem gotowa, żeby robić to, co kocham. I robić to dla kogoś, nie tylko dla siebie. I zdaję sobie sprawę, że zespół będzie wielkim zobowiązaniem, którego nie mogę ot tak zaniedbywać. Liczę na to, że sobie poradzę, wbrew pozorom nie jest to łatwe. Mogłam się o tym przekonać, najbardziej chyba boli to, co wypisują na mój temat nie znając nawet prawdy. Ale ja mam w sobie siłę i nie pozwolę się zniszczyć, to ja zniszczę ich, jeżeli zajdzie taka potrzeba.


-Carmen, dostałaś kwiaty... I Tom przyszedł...- Melanie stanęła w drzwiach z bukietem herbacianych róż. Byłam zaskoczona, bo od kogo mogłabym dostać kwiaty?- Swoją drogą zupełnie nie wiem, po jaką cholerę on szedł do domu... nie było go zaledwie trzy godziny.- Dodała marszcząc przy tym brwi. Pozostawiłam to bez komentarza i wstałam z łóżka, kolejno podchodząc do niej i odbierając swoją własność. Do moich nozdrzy od razu dostała się przyjemna woń, róże były piękne. Szkoda, że nie od Toma...

-Gdzie on jest?

-Czeka na dole.- Uniosła oczy ku górze. Zaczynam podejrzewać, że mojej siostrze nie odpowiada mój chłopak, albo częstość jego przebywania w tym domu. Chyba czas zmienić miejsce spotkań. Skinęłam głową, a blondynka wyszła. Zanim jednak miałam zejść do Toma, wolałam wpierw sprawdzić od kogo dostałam tak miły prezent. Cudownie zaczął się ten nowy rok.

Szybko odnalazłam małą karteczkę, a bukiet odłożyłam na szafkę, aby w spokoju odczytać treść.


Szczęśliwego Nowego Roku, Carmen. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy i będziemy mogli porozmawiać, jak przyjaciele. Ja nigdy o Tobie nie zapomnę i zawsze będziesz u mnie na pierwszym planie, więc jakbyś kiedyś potrzebowała czyjegoś wsparcia bądź pomocy, możesz na mnie liczyć. Do zobaczenia, Herry.”


Uśmiechnęłam się do siebie mimowolnie. Cieszyło mnie to, że ten chłopak przeszedł taką przemianę. Pogodził się ze swoją porażką i teraz obydwoje możemy układać sobie życie i ani ja jemu, ani on mi nie wchodzi w drogę. Miło jest też wiedzieć, że jest się ważnym dla kogoś innego, nie tylko jednej osoby.

Położyłam liścik obok kwiatów i opuściłam pokój, Tom pewnie już się niecierpliwił. Swoją drogą, ciekawe dlaczego nie przyszedł do mojego pokoju. Od kiedy to on czeka na mnie w salonie?

Mimo wszystko nie spieszyło mi się zbytnio, wolnym kroczkiem zeszłam po schodach... jeszcze nigdy nie czułam bez powodu takiej lekkości. Kiedyś dawał mi ją taniec, a teraz wystarczy samo szczęście.

-Dłużej się nie dało?- Usłyszałam na wstępie lekko oburzony głos mojego ukochanego. Uśmiechnęłam się do niego wesoło zeskakując z ostatniego stopnia. Od razu niemalże pofrunęłam do niego, aby się przywitać.

-Jak chcesz mogę wrócić do pokoju i zejść za jakieś pół godziny.- Objęłam go rękoma za szyję i cmoknęłam w usta.

-Obejdzie się.- Mruknął.- Przyszedłem, bo chciałem wrócić do naszej wczorajszej rozmowy.- Oznajmił, a mnie trochę zamuliło. Nie miałam chęci, aby teraz o tym mówić. Nie chciałam, psuć sobie nastroju przykrymi wspomnieniami i nie miałam pewności, że to odpowiedni czas.

-Tom, moglibyśmy innym razem? Wiem, że pewnie chciałbyś mieć to już za sobą... ale ja nie wiem, czy dam radę.

-To jest naprawdę, aż tak straszne?- Zapytał cicho spoglądając na mnie z troską.

-Dzieją się gorsze rzeczy na świecie, ale mimo to... dla mnie jest to coś, co prawie odebrało mi życie. Proszę, odłóżmy, to na inny dzień...

-W porządku.

 

###

 

Chyba pierwszy raz nie mam nic do powiedzenia xD

pozdrawiam ;*

 

niedziela, 7 czerwca 2009

58.' Czasami wolałabym nie istnieć.'

 

Zupełnie niepotrzebnie tak się denerwowałam, wcale nie trzeba domu pełnego ludzi, aby była świetna zabawa. W mniejszym gronie jest nawet lepiej, a jedzeniem nie ma co się przejmować... myślę, że zawsze znajdzie się ktoś głodny.

Czas w towarzystwie przyjaciół, oraz przyjaciół, przyjaciół upływa naprawdę szybko. Byliśmy tak zajęci rozmowami i przeróżnymi zabawami, że nawet nie spostrzegliśmy kiedy wybiła dwudziesta druga. Zgromadzeni, jakoś nie bardzo byli zainteresowani tańcem, choć muzyka wydobywająca się z głośników była bardzo zachęcająca. No, cóż.. nie będę sama królowała na „parkiecie”, tym bardziej, że tańczę zbyt dobrze. Tak, jestem świetną tancerką i w ogóle wszystko jest super. Lepiej być nie mogło. To najlepszy sylwester w moim życiu.


-Ludzie, proszę o uwagę!- Georg podniósł swój głos wzbudzając zainteresowanie, o to chyba mu właśnie chodziło. Wszyscy byli skupieni tylko na jego osobie oczekując co ma do powiedzenia.- Korzystając z okazji...chciałem powiedzieć coś ważnego. Bill, Tom, Gustav...- Zwrócił się do swoich najbliższych przyjaciół, a ja już wiedziałam, co za chwilę się stanie i szczerze mówiąc, zrobiło mi się przykro.- Podjąłem niedawno ważną decyzję i mam nadzieję, że nie będziecie mieli mi tego za złe. Wiem, że wiele razem przeszliśmy, ale nadszedł czas, aby powiedzieć dość.

-O czym ty mówisz?- Tom zmarszczył brwi najwyraźniej niczego się nie domyślając. Odsunęłam się na bok, poczułam strach... bałam się ich reakcji, nie chciałam nigdy zastępować ich przyjaciela. Wtedy miało to być tylko na chwilę, aż dojdzie do siebie... wszyscy byli i są przekonani, że w następnym roku Tokio Hotel wróci w starym składzie z ich ukochanym Georgiem... Nie chcę nawet myśleć, co będzie, gdy doznają takiego rozczarowania. Ale już się zgodziłam, nie mogę zawieść Georga...

-Odchodzę z zespołu.- Oświadczył, a wszyscy jakby przestali oddychać. Nagle zrobiło się dziwnie cicho, choć muzyka wcale nie przestała grać.- Ale nie martwcie się, nie zostawiam was na lodzie. Tokio Hotel musi istnieć. Carmen, zajmie moje miejsce. Jestem pewien, że zespół na tym nie ucierpi, a nawet zyska.- Uśmiechnął się, jakby na pocieszenie. Jednak nikt nie wyrażał entuzjazmu. Najgorsze, że czułam się winna. A chyba nie miałam powodów... nic złego nie zrobiłam.- No nie patrzcie tak! Podjąłem już decyzję i jej nie zmienię, rozmawiałem z Davidem. Wszystko jest już ustalone.

-Ale przecież jesteś już zdrowy, wszystko jest w porządku...- Odezwał się perkusista nieco przyciszonym głosem.

-Gustav, moje zdrowie nie ma tu nic do rzeczy. A teraz wróćmy do zabawy, za niecałe dwie godziny nowy rok. Cieszmy się ostatnimi chwilami starego...- Zakończył stanowczo temat i zapewne nie chcąc już słyszeć żadnych narzekań udał się do kuchni. Pozostali mimo wszystko powrócili do poprzednich zajęć, tylko Bill z Tomem stali, tak jak stali jakby jeszcze nie do końca uwierzyli, w to co im powiedział brunet.

Wycofałam się do łazienki, nie mogłam patrzeć na te ich miny. Poczułam się jak piąte koło u wozu. Nie chcieli mnie. Wcale się nie dziwię, że wolą Georga, który był z nimi od zawsze...

Zamknęłam za sobą drzwi i stanęłam przed lustrem, do oczu automatycznie napłynęły mi łzy. Tak bez powodu. Po prostu...

Czasami wolałabym nie istnieć.

-Carmen, wszystko w porządku?- W odbiciu ujrzałam za sobą Alexa, skinęłam twierdząco głową, jemu to wystarczyło.-Jak już skończysz, chodź do nas...

-Zaraz przyjdę.- Mruknęłam, a chłopak wyszedł zostawiając mnie samą. Odetchnęłam kilka razy, aby się uspokoić. Nie wiem, czemu tak się denerwuję...

To jest bezsensu. Znowu wyolbrzymiam... a miałam przestać...


#


-Dobra, koniec tego. Mam coś lepszego do picia niż sok.- Oznajmił w pewnej chwili Gustav i wszyscy skupili się wyłącznie na nim. Nagle uzyskał wielkie zainteresowanie, ciekawe. Natomiast ja nie wyrażałam takiego entuzjazmu jak pozostali, po pierwsze jeszcze nie wrócił mi humor, po drugie to miała być moja impreza i nie miało być alkoholu, poza szampanem. Nie chciałam, aby wszyscy wychodzili stąd nie pamiętając swojego nazwiska.

-Brawo, Gustav! Wiedziałem, że jak chcesz to potrafisz.- Tom poklepał go z uznaniem po ramieniu, na co perkusista wyszczerzył się w uśmiechu.- Gdzie to masz?

-W kuchni, chodźcie... a dla pań jeżeli nie chcą piwa, możemy zrobić drinki...

-Ja przyniosę wino!- Wypaliła nagle Melanie, co mnie wręcz wmurowało w podłogę. No, nie. Nawet moja siostra. Pozostawiłam to wszystko bez komentarza i usiadłam na kanapie. Oczywiście wszyscy przedstawiciele płci męskiej byli zainteresowani nowymi trunkami, więc udali się za Gustavem, Mel również i zaraz wróciła z dwiema butelkami wina. Nie zauważyłam nigdzie kieliszków, więc będziemy, pili z gwinta. Już wiem, co zrobię. Uchleję się i jutro nic nie będę pamiętała- idealny plan. Przynajmniej nie będę się męczyła, cały czas czuję jakieś głupie wyrzuty sumienia i wydaje mi się, że Tom traktuje mnie inaczej. Albo raczej, w ogóle nie traktuje. Wcale się mną nie zajmuje... wszyscy są ważniejsi, tylko nie ja.

-Daj mi jedną butelkę.- Nakazałam siostrze wstając z miejsca. Uniosła brwi spoglądając na mnie z niezrozumieniem, lecz nie dyskutowała i wykonała moje polecenie.- Będę na ogrodzie.

-Przecież tam nic nie ma...- Stwierdziła, na co wzruszyłam ramionami i ruszyłam w stronę tylnych drzwi, po drodze zgarnęłam kieliszek. Zdecydowanie wolę pić jak cywilizowany człowiek. Ale myślę, że raczej winem się nie upiję... może skorzystam z propozycji Gustava, który zaoferował że zrobi drinki?

Wyszłam z domu tak jak stałam, w ogóle nie myśląc o mrozie, który panował na zewnątrz.

Usiadłam na drewnianej huśtawce, a wino postawiłam na stole. Dziwna ta ostatnia noc tego roku, wydaje mi się, jakby nikt nie świętował... wszędzie taka cisza...

Wlepiłam wzrok w czerwoną ciecz, za nic nie chciało mi się otwierać tej butelki. Zupełnie nie wiem po co ją wzięłam. Nienawidzę chwil, gdy mam taki podły nastrój i właściwie nie wiem, o co mi chodzi.

-Czemu siedzisz tu sama? I jeszcze bez kurtki, Carmen.- Nie wiadomo skąd pojawił się Tom, dziwne, ale jakoś humor mi się nie poprawił na jego widok.

-Wszystko jedno gdzie będę siedzieć, ty i tak jesteś zajęty.

-Carmen...- Usiadł obok mnie obejmując ramieniem.-Co ci jest?

-Nic, po prostu wydaje mi się, że masz mi za złe, że będę w zespole zamiast Georga.- Wyrzuciłam z siebie i nareszcie mi ulżyło.

-Jak możesz tak myśleć... przecież cię kocham i zawsze chciałbym mieć cie przy sobie. Jest mi przykro, że Georg nas zostawia, ale cieszę się, że to ty będziesz na jego miejscu, a nie ktoś obcy.

-Mnie też jest przykro, bo wiem jaka więź was łączy... zgodziłam się na to, bo mu naprawdę zależało...- Przytuliłam się do niego przymykając powieki.

-Ty też wiele znaczysz i nie tylko dla mnie.- Pocałował mnie w czoło... I nagle wszystko było już dobrze... Siedzieliśmy dłuższą chwilę w zupełnej ciszy, jednak nurtowała mnie jedna rzecz, którą bardzo chciałam wyjaśnić już od dawna...

-Tom...myślałeś kiedyś o tym, żebyśmy w końcu się ze sobą zaczęli kochać?- Wypaliłam, w ogóle nie myśląc. Cóż, zdarza się... a to jest właściwie dobre pytanie. Nie spodziewałam się jednak, że odpowie mi głucha cisza. Wiem, że mogłam go zaskoczyć, ale bez przesady... czy to jest takie trudne? Jesteśmy dorośli chyba możemy normalnie rozmawiać, nawet na ten temat.- Mam rozumieć, że skoro milczysz, nie myślałeś?

-Nie do końca...- Mruknął, co zabrzmiało jakby wcale nie chciał rozmawiać na ten temat. Ale ja chcę. Muszę wiedzieć, o co chodzi. Dlaczego on nie chce, a ja tak?

-Tom, o co chodzi?- Odsunęłam się od niego.- Znamy się już bardzo długo, jesteśmy ze sobą... kochamy się... I, co? Nic? Zupełnie nic?

-To nie tak...

-A jak? Już nawet, gdy się nie znosiliśmy, czułam, że się podobam, że cie pociągam. Sam wiele razy dawałeś mi to do zrozumienia, a teraz gdy jesteśmy parą, nic się nie dzieje. Dziwnie się z tym czuje... No powiedz, co jest ze mną nie tak?

-Carmen, wszystko jest tak. Przepraszam cię, jeżeli pomyślałaś inaczej. Naprawdę jesteś piękna i pociągająca, ale to nie o to chodzi. Kocham cię i boję się, że coś się zmieni jeżeli pójdziemy do łóżka...- Powiedział w końcu wprawiając mnie w osłupienie.

-Co miałoby się zmienić?

-Nie wiem... znasz opinię na mój temat, wiesz jak było kiedyś...

-Ale to nie ma nic do rzeczy. Nie jesteś taki...- Stwierdziłam. Nie potrafiłam go zrozumieć... choć bardzo chciałam.

-Nie umiem ci tego wytłumaczyć, po prostu nie chcę cię skrzywdzić.

-Nie skrzywdzisz mnie, Tom...- Zabrzmiało to, jakbym miała stu procentową pewność, żadnych najmniejszych wątpliwości. A przecież nie mogę tego wiedzieć... byłam bardziej przekonana od niego.

-Naprawdę chciałabyś ze mną...?

-Jak nie z tobą, to z kim? Nie chce, żebyś myślał, że mi na tym nie wiadomo jak zależy... Kocham cię i chce to zrobić z tobą, aby mieć w pamięci tylko ciebie. Nie chce kojarzyć seksu z czymś okropnym i obrzydliwym...- Wyznałam jednocześnie przygotowując się na coś poważniejszego. Bo było coś, co miało znaczenie i on chyba to dostrzegł. W każdym razie na pewno odpowiednio zinterpretował moje słowa...

-Dlaczego tak mówisz?

-Nie chciałabym wracać do przeszłości, ale chyba powinnam. Wolę mieć to za sobą...to dla mnie bardzo trudne, ale chce żebyś o tym wiedział... Nawet powinieneś, jeżeli masz zamiar ze mną być...- Nie przyszło mi to z łatwością, lecz lliczyłam się z tym, że kiedyś nadejdzie ta chwila.

-Carmen, czy ty chcesz powiedzieć, że...

-Tom! Carmen!- Alex przerwał mu nawołując nas z progu drzwi. Odetchnęłam, jakby z ulgą. Chyba jednak nie jestem gotowa, aby wyjawić mu swój "sekret".

Może to i lepiej, nie wiem, czy byłoby mi prościej, gdybym usłyszała to z jego ust.  Najwyraźniej ta rozmowa musi odbyć się kiedy indziej. Mam też pewne obawy, że gdy już wyjawię wszystko, mogę coś stracić... Bo jeżeli on wiąże ze mną poważne plany na przyszłość... wszystko może się zmienić.- Chodźcie, niedługo północ...

-Porozmawiamy innym razem.- Uśmiechnęłam się lekko w jego stronę i wstałam ciągnąc go za sobą.- Teraz trzeba przywitać nowy rok...

 

###

 

Ależ ten sylwester się ciągnie ^^

I niedawno wymyśliłam, jak zakończę to opowiadanie.  Choć nie do końca jestem przkonana, co do tego pomysłu... jednak mam jeszcze trochę czasu,  aby to przemyśleć ;]

 

Teraz idę spać i mam nadzieję, że jutro nie stanie się nic, co mnie jeszcze bardziej pogrąży-mam na myśli szkołę. Cóż, w ostateczności powtórzę trzecią klasę ^^ A co tam... a historia i matma będą mnie prześladowały w koszmarach nocnych, alleluja.

Ale, jak nie mam na kogo liczyć, to liczę na Ducha św., podobno on ma jakiś wpływ na człowieka, a więc czekam na rezultaty bo nieźle musiałam się napracować, aby na mnie zstąpił, czy jak to się tam mówi, w każdym razie o bierzmowanie chodzi... zdecydowanie wolę biadolić niż wypowiadać się na temat notki ;D

pozdrawiam ;*

 

środa, 3 czerwca 2009

57.'Straszny z ciebie głupol...'

 

Pomimo mojego niezdecydowania i wybredzania, znalezienie odpowiedniej kreacji na sylwestra wcale nie było takie trudne. Może to dzięki Sarze, która zawsze coś wymyśli. Dobrze mieć taką zaradną przyjaciółkę, gdy samym jest się roztrzepanym.

Cała zabawa ma się zacząć o dwudziestej, każdy zaprosił po kilka osób z wyjątkiem mnie... nie czułam takiej potrzeby, poza tym jakoś nie zaznajomiłam się z nikim, aż tak dobrze, aby zapraszać ich na prywatną imprezę.

Cieszę się, że mimo wszystkich ostatnich wydarzeń spędzę ten czas z Tomem. Przecież marzyłam o tym, żeby móc przywitać z nim nowy rok. I dzisiaj to marzenie się spełni. Myślę, że to najlepszy prezent jaki mogłam dostać. ..


-Alyson, mamy mały problem... to znaczy, nie do końca problem.- Zakomunikował Alex, ale jakoś specjalnie mnie to nie przeraziło. Jaki może być problem? Ja już nie mam żadnych problemów...- Wiem, że miałem zaprosić znajomych... ale tak byłem zajęty tymi przygotowaniami, że zupełnie o tym zapomniałem, a jak dzisiaj do nich zacząłem dzwonić to wszyscy mieli już plany...

-Żartujesz?- Mruknęłam nie szczędząc sobie nieprzychylnego spojrzenia. Chyba jednak mamy problem, zaraz go zamorduję i mało mnie obchodzi, co będzie się działo dalej...

-Nie...przepraszam, ale ode mnie poza Amelią nikt nie przyjdzie.

-Alex! Gdzie ty masz głowę!? Przecież tu jest tyle jedzenia, picia i wszystkiego! Kto to wszystko teraz zje?- Uniosłam się prawie, że wychodząc z siebie. Jego skruszona minka wcale na mnie nie działa. No, jak on sobie to wszystko wyobraża... impreza bez ludzi.

-Ale przecież przyjdzie ktoś od Sary... od Toma!

-To zaledwie parę osób, ty miałeś sprowadzić najwięcej znajomych.- Przypomniałam mu nawet nie spuszczając z tonu. Naprawdę mnie wkurzył, a miałam taki dobry humor.

-Dlaczego krzyczysz na mojego chłopaka?- Jeszcze jej mi brakowało, jakbym miała mało nerwów. Zaraz komuś strzelę, a tak się składa, że Amelka stoi najbliżej... cóż za przypadek.

-Możesz mu podziękować, bo w końcu nie pójdziesz spać głodna! Będziesz mogła jeść ile tylko chcesz, jeszcze nigdy nie miałaś takiej frajdy prawda?- Zironizowałam, po czym gromiąc spojrzeniem blondyna opuściłam salon. I wcale nie przesadzam, bo tyle co nas będzie raczej nie poradzi sobie z górą jedzenia... szkoda kasy i czasu. I raczej już jest za późno, aby coś zmieniać...

Ale nie ma co się denerwować, przecież wszystko jest w porządku...

Ugh, nienawidzę ich. To na pewno przez Amelię, ta dziewczyna przynosi mi pecha...


#


-Koochaanieee! Gdzie jesteś?? Carmen...- Już z korytarza słyszałam nawoływanie Toma, jednak nie miałam ochoty się ruszać. Nie chcę przypadkiem się na nim wyżywać za swój podły nastrój.- Carmelko, ty moja gdzie jesteś??- Wszedł do mojego pokoju, lecz byłam w takim miejscu, że nawet mnie nie zauważył. Miał cudowną minę...-Carmen, nooo...

-Tutaj...- Odezwałam się wystawiając głowę z szafy. Idealne miejsce na wyciszenie się.

-Co ty tam robisz?- Zmarszczył brwi spoglądając na mnie zdziwiony.

-Siedzę, nie widać?

-A wiesz, która jest godzina?- Zapytał podchodząc do mnie i roztwierając drzwi szafy.-Hej, sukienka ci się pogniecie... wyłaź stąd.

-Mam to gdzieś. Nigdzie się stąd nie ruszę, mam zamiar spędzić tutaj sylwestra.- Oświadczyłam naburmuszona i założyłam ręce na piersi opierając się o ścianę.

-Wiem, że Alex się nie spisał, ale przecież nie będzie tak źle. Może nawet lepiej, że będziemy w takim skromnym gronie...a z jedzeniem jakoś sobie poradzimy, będzie fajnie zobaczysz.- Starał się mnie przekonać, ale mi naprawdę było miło w tej głupiej szafie. Nie moja wina, że mam jakieś kaprysy.- No, chodź... chce ci kogoś przedstawić.

-Jak to jakaś blondynka o niebieskich oczach to od razu mówię, że nie chce jej poznawać.- Zaznaczyłam i wyszłam z mojej ciemni.

-Niewiele się pomyliłaś, naprawdę.- Uśmiechnął się łapiąc mnie za rękę.- Ale to żadna dziewczyna. Poza tym...ślicznie wyglądasz.- Pocałował mnie szybko i zaraz pociągnął w stronę wyjścia.

-Czekaj, to jakiś chłopak?- Zatrzymałam go z zaciekawieniem oczekując odpowiedzi, skinął głową potwierdzając.- Nie jestem rozczochrana?- Spytałam, po czym zaczęłam poprawiać swoje włosy nie czekając na odpowiedź. Wygładziłam materiał sukienki i wyprostowałam się.- Już możemy iść.

-Wiesz... może jednak ja nie będę cię nikomu przedstawiał...

-Nie, no co ty... ja bardzo chętnie go poznam. Chodźmy...- Tym razem to ja pociągnęłam go w stronę schodów. Jakoś poprawił mi się humor... już sobie wyobraziłam tego blondyna o niebieskich oczach... super. Ciekawe kto to jest...

Zeszliśmy po schodach na dół, gdzie jak się okazało było już parę osób i właściwie wszystkie znałam, oczywiście poza jednym chłopakiem, którego miał mi przedstawić Tom.... tyle że już się tak bardzo do tego nie kwapił, jak przed kilkoma minutami... coś mu się odmieniło...

-To mój przyjaciel, więc mam nadzieję, że mnie dla niego nie zostawisz...- Mruknął do mnie, gdy szliśmy w stronę blondyna. Parsknęłam śmiechem nie mogąc wyjść z podziwu dla jego inteligencji. Jasne, już go zostawiam i lecę do jego przyjaciela... Boże drogi... kogo ja kocham?

-Straszny z ciebie głupol...- Zaśmiałam się, czego już nie skomentował, ponieważ znaleźliśmy się w towarzystwie jego znajomego, jak wnioskuję.

-Andreas... poznaj moją dziewczynę.- Zwrócił się do niego siląc się na miły ton. Niebieskie tęczówki skierowały się w moją stronę lustrując mnie z zaciekawieniem.-Carmen, to jest mój przyjaciel.- Wskazał na niego jednocześnie podkreślając ostatnie słowo. Tak, tak przyjaciel, zrozumiałam... i oczywiście mam zamiar iść z nim do łóżka, bo gdzie indziej...

-Miło mi.- Uśmiechnęłam się uroczo, co odwzajemnił z taką samą pasją. Był przystojny, nawet bardzo, ale mimo wszystko nie dla mnie.

-Mnie również, ostatnio wiele o tobie słyszałem...podobno nieźle zakręciłaś Tomowi w głowie.

-No jasne, tylko mi się to udało.- Stwierdziłam dumnie i cmoknęłam gitarzystę w policzek z nadzieją, że jego mina choć odrobinę się rozweseli i na szczęście poskutkowało.

-Gratuluję, najwyższy czas, żeby chłopak się ustatkował, bo kto wie, co by z niego było...- Pokręcił głową mierząc Toma rozbawionym wzrokiem.

-Dobra, dobra. Wystarczy już tego gadania, pod żadnym pozorem nie słuchaj go kochanie.- Dredziarz wtrącił się do rozmowy z poważnym wyrazem twarzy. Czyżby nie lubił, jak się o nim mówi? A ja mam zamiar dużo się dowiedzieć... a kto mi powie więcej, jak nie jego przyjaciel? No poza Billem oczywiście.

-Jasne, skarbie. Mógłbyś poszukać Sary?

-Mógłbym, ale naprawdę to nie centrum handlowe, żeby jej szukać...- Przewrócił teatralnie ślepiami. On to też zawsze coś znajdzie...

-Oj, Tom idź...- Pogoniłam go z milutkim uśmieszkiem, a gdy już się oddalił, przy okazji burcząc coś pod nosem, zwróciłam się w stronę blondyna.- Pogadamy sobie, co?

-Nie mam nic przeciwko, chętnie cię poznam bliżej.

-Chodźmy lepiej do kuchni, tam nikogo nie ma.- Uśmiechnęłam się i podążyłam w stronę wcześniej wymienionego pomieszczenia, a chłopak ruszył za mną. Jestem pewna, że to będzie najciekawsza rozmowa w całym moim życiu! Jestem normalnie podekscytowana... nie ma to jak dowiedzieć się czegoś ciekawego o swoim chłopaku. Andreas spadł mi z nieba... to kolejny prezent na nowy rok!


#


Stała oparta tyłem o barierkę balkonu, o którego istnieniu dowiedziała się dopiero niedawno. A myślała, że zna ten dom bardzo dobrze, tyle w nim przesiadywała, a jednak nadal są jakieś nieodkryte tajemnice. A taki balkon to ciekawa sprawa...

Dobre miejsce, żeby się przewietrzyć i pobyć samemu. Nie mogła już dłużej znieść widoku Billa i tego jego spojrzenia, zachowuje się jakby miał jej coś za złe, a ona przecież nic nie zrobiła. To wszystko jego wina i już.

Wpatrywała się w szklane drzwi, drgnęła dostrzegając za nimi jakąś postać, która po chwili stała już przed nią. To nie była zjawa, tylko osoba, której nie chciała w tej chwili oglądać. Odwróciła się od niego udając nagłe zainteresowanie ciemnym niebem, nie było widać gwiazd ani księżyca, więc nie bardzo miała na czym skupić swój wzrok.

-Możemy pogadać?

-Nie chcę z tobą gadać.- Odparła krótko nawet na niego nie spoglądając.

-Chce ci tylko powiedzieć, że źle mnie zrozumiałaś. To wcale nie jest tak, że mi zależy tylko na...

-Bill, wiem.- Przerwała mu stanowczo. Przecież doskonale wiedziała, jak jest. Nie potrzebowała wcale żadnych tłumaczeń. Po prostu wygodniej było oszukiwać samą siebie i wszystkich dookoła...

-Więc, dlaczego tak mówiłaś...?

-Bo ty jesteś zbyt idealny! Po prostu perfekcyjny we wszystkim. To nie powinno tak być. My jesteśmy przyjaciółmi, tak się nie robi...

-Przestań, przecież nie stało się nic złego. Co ma do tego nasza przyjaźń?

-Przyjaciele nie uprawiają ze sobą seksu. Rozumiesz?- Odwróciła się w jego stronę. Miała ochotę się roześmiać, gdy zanalizowała wszystko po raz setny. Wydało jej się to takie głupie, poczuła się jak nieletnia dziewczynka...to nie jest normalne.

-Nie musimy być przyjaciółmi skoro ci to przeszkadza...

-Nie chcę nic zmieniać... przecież tak było wszystko dobrze...po co to psuć?

-Niczego nie będziemy psuć. To nic złego, że wolimy być bliżej siebie niż zwykli przyjaciele...- Zbliżył się do niej sprawiając, że przestała czuć chłód, a po jej ciele przeszła fala gorąca.- A może jest nam pisane coś więcej...? Szkoda by było, gdybyśmy to zignorowali...

-Tak myślisz?

-Ja to wiem.- Uśmiechnął się pod nosem jeszcze bardziej przybliżając swoją twarz do jej.- Trzeba żyć i brać z tego życia, jak najwięcej.- Musnął jej wargi nie przejmując się już zupełnie niczym. Wiedział, że tak naprawdę ona czuje to samo. Może nie do końca zdawał sobie sprawę, co to takiego, ale najważniejsze, że było... fajne.

-Tu jesteście!- Odskoczyli od siebie słysząc znajomy głos.- Co robicie?- Tom zmarszczył brwi przyglądając im się podejrzliwie.

-Nic, wyciągałem Sarze muszkę z oka. A zresztą, co cie to obchodzi?- Mruknął czarnowłosy opierając się o barierkę. W sumie miał gdzieś co pomyśli sobie jego brat...

-Oczywiście, że nic mnie nie obchodzi. Możecie robić sobie co chcecie, nic mi do tego. To wasza sprawa jesteście dorośli...Chciałem tylko was zawołać, bo mi kazali ale jak chcecie powiem im, że zniknęliście!- Wyszczerzył się zadowolony ze swojego genialnego pomysłu.

-Ty już coś piłeś?- Blondynka spojrzała na niego z politowaniem, jak dla niej nie wyglądał na w pełni trzeźwego.

-Tylko soczek. Oprócz szampana nie ma żadnego alkoholu... to straszneee!- Jęknął.- No, ale dobra przynajmniej nie będziemy mieć kaca...

-Akurat...tobie sam szampan wystarczy.

-Piccolo w dodatku.- Dodała dziewczyna.

-Jesteście okropni, a gdy zjednoczycie siły to po prostu was nienawidzę.!


###

 

Nic mi się nie chce, mam jakiegoś lenia... i w ogóle już niedługo wakacje, aż trudno uwierzyć ^^ Co to będzie, co to będzie xD

Zmieniłam wygląd bloga, prawda że piękny? ;> Skromnie, ale mi się podoba ^^

Zostałam klepnięta przez Julkę, więc odpowiadam :


1. Gdybyś mogła spędzić jeden dzień jako gwiazda, kim chciałabyś być?

Nie chciałabym być gwiazdą, ale jakbym musiała wybrałabym... może Dulce Marię? Aktorka i piosenkarka w jednym ^^

2. Jak wyobrażasz sobie swoją przyszłość?

Wydam książkę, zostanę psychologiem... ale pewnie i tak będę kimś o kim nawet nie myślałam ^^

3. Masz tylko jeden dzień życia. Co robisz?

Idę przed siebie...

4. Jakbyś mogła spełnić jedną rzecz na świecie to co to by było?

Wiele razy o tym myślałam i trudno jest wybrać tylko jedną... zawsze chciałam, żeby nie było nieuleczalnych chorób i wszelkich innych kalectw... nie mogę patrzeć na cierpiących ludzi, albo dzieci, którzy niczym sobie na to nie zasłużyli...

5. Powiedz coś o sobie o czym wiesz tylko ty.

Hm... jestem słaba, tak naprawdę nikt tego nie wie...

6. Co myślisz o osobie która Cię klepnęła?

Jest bardzo utalentowana i pisze świetne opowiadania ;D

7. Co ostatnio oglądałaś w TV?

"Nie ma to jak hotel" xD

8. O której chodzisz spać?

Zwykle po 23 ^^

9. Widziałaś ostatnio coś dziwnego?

Taak.. swoje odbicie w lustrze xD

10. Czego boisz się najbardziej?

pająków i różnych innych ohydnych robali xD

No i tego, że kiedyś w końcu sobie nie poradzę, stracę nadzieję i wszelkie siły do życia... zwątpię w siebie i w to, że może być dobrze...


I to tyle ;) Przekazuję dalej i klepię, Devi, jako że jest nową czytelniczką xD Oraz, Agness i Jelrem, a także Kitty ^^

pozdrawiam ;*