sobota, 29 maja 2010

123.'To bardzo kusząca propozycja... ale nie. Jednak cię przerżnę i to na tym samym łóżku, w którym kochałaś się ze swoim świeżo upieczonym mężem. Co za dramat!'

Leżałam na jeszcze ciepłym piasku patrząc w gwieździste niebo, a tuż obok był Tom spoglądający w tym samym kierunku. Byliśmy sami, dookoła panowała przyjemna cisza. To był nasz ostatni wieczór na Malediwach, jutro z rana wyjeżdżamy w naszą podróż poślubną. Wybraliśmy Indonezję, bez żadnych konkretnych powodów. To wspaniałe, że spędzimy całe dwa tygodnie tylko we dwoje. Choć jesteśmy ze sobą niemalże cały czas, potrzebujemy tego.

-Carmen... możesz w to uwierzyć?- Nagle usłyszałam jego delikatny szept przedzierający się poprzez szum wody.- Skąd się bierze takie uczucie? Tak cholernie, potężne uczucie...

-Nie wiem, Tom...- Odwróciłam się w jego stronę, aby móc widzieć jego twarz. On również patrzył na mnie swoimi wielkimi, błyszczącymi oczami, a mnie co chwilę przechodziły nieziemsko przyjemne dreszcze. Przyłożyłam swoją dłoń do jego policzka gładząc go delikatnie. Uwielbiałam dotykać jego skóry, była taka delikatna i ciepła...

-Kocham cię, kocham... tak bardzo cię kocham...- Mówił i pomimo tego, że słyszałam już to wiele razy, ciągle te słowa wzbudzały we mnie masę emocji. Tak było i tym razem... moje oczy automatycznie zaszkliły się ze wzruszenia, jakie mnie ogarnęło. To było niesamowite.- I jesteś już tylko moja... Moja, na zawsze...- Zbliżył do mnie swoją twarz, przez co czułam jego słodki oddech na swojej skórze. Przymknęłam powieki rozkoszując się tą chwilą i wiedząc, że za chwilę będę mogła poczuć smak jego ust. Jego pełne wargi delikatnie zetknęły się z moimi dając mi tym samym olbrzymią rozkosz. Sama nie potrafiłam w to wszystko uwierzyć. Życie potrafi być takie dziwne... wiele nie rozumiem. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje... dlaczego może być, aż tak pięknie. Skąd się bierze taka miłość... i jak to się dzieje, że najdrobniejszy gest, może być tym najcudowniejszym. Czemu jestem szczęśliwa...? Chcę, żeby czas się zatrzymał. Po raz kolejny pragnę zatrzymać się w miejscu. Powstrzymać bieg losu. Chce trwać w jednej chwili i nie obawiać się już niczego. Napawać się miłością i szczęściem... pięknem tego, co otrzymałam od losu. Na zawsze... na zawsze być z nim. Na zawsze czuć... Słyszeć, widzieć... tylko jego.



Było już późno, kiedy wróciliśmy do swojego apartamentu. Jednak nie odczuwaliśmy zmęczenia, zdążyliśmy wypocząć na plaży. Byliśmy cali oblepieni piaskiem, ale to nie był problem. Od razu zrzuciliśmy z siebie ubrania i udaliśmy się pod prysznic. Spłukaliśmy z ze swoich ciał cały brud, a potem nawzajem dokładnie wysmarowaliśmy się pachnącym żelem pod prysznic. Uwielbiam te delikatne dłonie Toma, błądzące po moim ciele. Zwykły prysznic potrafi dać mi wiele przyjemności, już nie wspomnę o czymś więcej. W ogóle niemożliwością jest, aby kiedykolwiek znudził mi się mój Tom. Jestem pewna, że przysięga, którą złożyliśmy sobie wczoraj przed Bogiem, wypełni się.

-Jak pięknie pachniesz... aż mam ochotę cię zjeść.- Skomentował gitarzysta otulając moje mokre ciało puchatym ręcznikiem, sam już zdążył się zaopatrzyć w podobny.

-Ty pachniesz tak samo.- Zaśmiałam się całując jego usta.

-Ale z tobą ten zapach lepiej się komponuje. Jesteś taka piękna...- Objął mnie rękoma w pasie przyciskając do siebie mocno, a swoimi malinowymi ustami muskał moją skórę na szyi i ramionach powodując falę dreszczy, które przechodziły mi przez plecy.

-A ty taki przystojny...- Odchyliłam lekko głowę do tyłu, aby móc na niego spojrzeć.- Widzisz? Pasujemy do siebie.

-Wiedziałem to, od dnia kiedy cię poznałem.

-No, jasne. I co jeszcze wiedziałeś?- Odwróciłam się do niego przodem spoglądając na jego twarz rozbawionym wzrokiem. Okazuję się, że wyszłam za jasnowidza.

-Żee... że będziesz kobietą mojego życia.- Oświadczył z poważną miną.-I że będę cię szalenie kochał!- Dodał i nagle poczułam jak unoszę się nad ziemię. W pierwszej chwili przestraszyłam się, jednak lęk szybko minął, gdy zdałam sobie sprawę, że jestem całkowicie bezpieczna na rękach ukochanego, który właśnie niósł mnie wprost do naszego wspaniałego łoża.

-Toom, twoja ręka...- Przypomniałam sobie o niewielkiej kontuzji chłopaka, lecz on wcale się tym nie przejmował. Chyba już przestało go boleć. No, ale z łazienki do łóżka nie było daleko, więc dość sprawnie mu to poszło i nie minęła nawet minuta, jak znalazłam się na miękkiej pościeli.

-A teraz cię zjem!- Na jego twarzy pojawił się niegrzeczny uśmieszek, co z łatwością zinterpretowałam.

-I zostaniesz wdowcem...- Stwierdziłam i zaraz zostałam nagrodzona jego zwinnymi palcami pod materiałem ręcznika, co mnie łaskotało. Nie potrafiłam powstrzymać śmiechu.

-No ja tu planuję nieprzyzwoite rzeczy, a ty się śmiejesz.- Oburzył się marszcząc brwi.

-To mnie nie łaskocz.- Tom, od razu zabrał ręce, a ja chwyciłam jego warkocz i zaczęłam się nim bawić uśmiechając się przy tym. To było naprawdę fascynujące.-Kochanie? To my nie idziemy spać?- Uniosłam na niego swoje spojrzenie.

-A chcesz już spać?

-Niee... ale myślałam, że może ty chcesz...

-A czy ja wyglądam jakbym chciał spać?- Uniósł brwi wpatrując się we mnie uważnie.- Ja chcę powtórzyć nasz poślubny poranek.- Wyjaśnił zbliżając się do mnie i z subtelnością wpił się w moje usta, a w moim żołądku rozszalały się motyle, które dotychczas sobie smacznie spały. Zapowiadało się naprawdę bardzo ciekawie, jednak coś musiało nam przerwać... a mianowicie rozdzwonił się hotelowy telefon.- Czego oni chcą o tej porze...- Tom, oderwał się ode mnie zawiedziony.

-Odbierz i wracaj do mnie.

-Bardzo szybko to zrobię.- Zapewnił całując mnie w czoło, po czym wstał i poniósł od niechcenia słuchawkę przykładając ją do ucha. Nie rozmawiał długo, ale po jego minie wiedziałam, że chyba tak prędko nie dokończymy tego, co zaczęliśmy.- Muszę na chwilę zejść do recepcji... mają jakiś problem.

-Trudno... zaczekam.- Westchnęłam wzruszając ramionami.- Ale nie bądź tam za długo...

-Wrócę jak najszybciej. Przecież wiesz, że wolałbym wcale nie wychodzić...

-Wiem, kochanie... to idź, szybciej wrócisz.- Uśmiechnęłam się do niego ciepło.- Tylko załóż jakieś spodnie.- Wskazałam na jego ręcznik.

-No tak... to ja się spieszę, ale nie zaśnij mi tu...

-Nie martw się. I tak bez ciebie nie zasnę.- Zapewniłam go, co mu w zupełności wystarczyło. Wyciągnął z szafy jakieś bokserki i spodnie, po czym zrzucając z bioder ręcznik włożyło to na siebie, w ogóle się mną nie przejmując. Tak, w małżeństwie po prostu nie ma czegoś takiego jak wstyd...

-To zaraz wracam.- Rzucił i niemalże wybiegł z apartamentu pozostawiając mnie samą. Jakie my mamy ciężkie życie. Nawet nie można spędzić spokojnej nocy, bo zawsze ktoś, czegoś chce. Ale na szczęście niedługo wyjedziemy i już nikt nam w niczym nie będzie przeszkadzał. Przynajmniej przez dwa najbliższe tygodnie. To będzie magiczny czas.


#


-Wszystko już gotowe, powiedz tylko ile zajmie ci to czasu.- Blondynka spojrzała pytająco w stronę swojego towarzysza, który zamyślił się na dłuższą chwilę.

-Postaram się uwinąć jak najszybciej, w sumie też chciałem się przy okazji z nią zabawić, ale lepiej nie ryzykować. Daj mi jakieś dwadzieścia minut...- Rzekł.

-Okej. Zajmę go czymś. Tylko żeby ona nie narobiła hałasu, bo będziemy mieli przejebane.- Zastrzegła z poważną miną.

-Przecież wiem...- Przewrócił teatralnie oczami.- Myślisz, że pierwszy raz to robię?

-No, brawo.- Uniosła brwi patrząc na niego z uznaniem.- Wcielone zło.

-Ktoś musi wykorzystywać bezbronne dziewczynki na tym świecie, nie? Nie może być tak pięknie.

-Okej, to leć do niej. Tylko tak, żeby nikt cię nie zauważył.- Poleciła, a brunet skinął głową i już bez zbędnych słów ruszył w swoją stronę. Dziewczyna uśmiechnęła się do siebie z satysfakcją. Tak długo czekała na ten dzień, niczego tak nie pragnęła jak zemsty. Nic ją nie obchodziło, że dziewczyna Kaulitza nie jest niczemu winna. Po prostu musiała jej się odpłacić. Odebrała jej ukochanego, choć wcale z nim nie jest. W ogóle go nie rozumiała. Skoro nie może być z tamtą, czemu nie wróci do niej? Ona przecież go cały czas kocha. Gdyby nie ta miłość, nic by teraz nie robiła. Nie chciałaby niszczyć życia jakiejś głupiej dziewczynce. Ale nie pozwoli, aby ona była szczęśliwa.


#


Wpatrywałam się w sufit będąc myślami, gdzieś daleko, kiedy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Ucieszyłam się, że Tom tak szybko wrócił. Nie musiałam wcale długo czekać, a byłam spragniona jego bliskości. Od razu wstałam z łóżka, aby do niego podejść i wpić się w jego słodkie usta, jednak ogarnęło mnie wielkie rozczarowanie, gdy zamiast ukochanego, zobaczyłam zupełnie innego chłopaka. W pokoju nie było zbyt jasno, więc nie mogłam dokładnie zobaczyć jego twarzy. To nie zmieniało faktu, że się przeraziłam. Uznałam go za obcą osobę i kompletnie nie rozumiałam, co tu robi. W dodatku stałam przed nim w samym ręczniku... to była bardzo niekomfortowa sytuacja. Starałam się nie panikować tak od razu, bo może to ktoś z obsługi, czy coś... nie będę krzyczała, bo zbudzę cały hotel, a potem okaże się właśnie, że to nikt groźny.

-Kim pan jest?- Odezwałam się niepewnie, a chłopak zrobił krok w moją stronę pozwalając, aby padło na niego światło nocnej lampki stojącej na szafce. Przełknęłam ciężko ślinę ujrzawszy znajomą twarz. W żadnym wypadku nie kojarzyłam jej dobrze. A z każdą chwilą, patrząc na niego czułam się coraz gorzej. Moje serce automatycznie zaczęło mocniej bić ze strachu. No bo jak mogłabym się nie bać? Jestem sama w apartamencie z jakimś psychopatą... sądziłam, że ten człowiek raz na zawsze zniknął z naszego życia. Jednak najwyraźniej myliłam się...

Jego ironiczny uśmiech tylko bardziej mnie przerażał, zupełnie nie wiedziałam co mam robić. Sparaliżowało mnie. Stałam jak kołek i gapiłam się na niego nie wiedząc, czego mam się spodziewać. To było straszne... nie wiem, dlaczego pod powiekami zaczęły nabierać mi się łzy... Pragnęłam, jak niczego innego, aby właśnie teraz wrócił Tom. Chciałam rzucić mu się ramiona i poczuć się bezpieczna. Już nie miałam w sobie tyle odwagi, co dawniej... kiedyś potrafiłam wyrzucić go z domu, gdy mierzył do mnie z broni, a teraz nie umiem zrobić nic, choć on tylko stoi przede mną. Kto go tu wpuścił? Gdzie do cholery jest ochrona...- Czego chcesz?- Wykrztusiłam w końcu nie widząc z jego strony żadnych ruchów. Starałam się być miła, choć to było bardzo trudne.

-Miło cię znowu widzieć. W prawdzie nie sądziłem, że się jeszcze zobaczymy, ale jednak... to wspaniale prawda?- Podszedł do mnie jeszcze bliżej, a ja nie potrafiłam się cofnąć. Nogi zwyczajnie odmawiały mi posłuszeństwa. Jakby wrosły w ziemię... to było straszne. Miałam ochotę się rozpłakać, jak małe dziecko...- Nie zajmę ci dużo czasu. Mamy całe piętnaście minut na upojne chwile.

-Co?- Zamrugałam powiekami nie rozumiejąc, co do mnie mówi. Jakie upojne chwile? Czy to jakiś koszmarny sen? Błagam... niech go ktoś stąd zabierze...

-Oh, nieważne. Wyskakuj z tego ręcznika, nie mam czasu.- Powiedział zniecierpliwiony i nagle zaczął rozpinać swój pasek od spodni. Ja źle widzę...

Odskoczyłam do tyłu jak oparzona patrząc na niego z przerażeniem w oczach. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak bardzo się czegoś bałam. Doskonale zrozumiałam o co mu chodzi. W ogóle sobie tego nie mogłam wyobrazić... nie wierzę, że to dzieje się naprawdę!- Nie rób problemów mała, bo przestanę być miły.- Syknął niezadowolony.- Nie żartuję. Przelecę cię tu i teraz, czy ci się to podoba, czy nie. A spróbuj tylko krzyknąć, to gorzko tego pożałujesz.- Zagroził ponownie do mnie podchodząc. Zadrżałam, gdy chwycił mnie za nadgarstki popychając w stronę łóżka.

-Zostaw mnie... dam ci wszystko, co chcesz, ale zostaw mnie...- Wyszeptałam ledwo wydobywając z siebie głos. Łzy już zdążyły wypłynąć mi z oczu zamazując widok.

-To bardzo kusząca propozycja... ale nie. Jednak cię przerżnę i to na tym samym łóżku, w którym kochałaś się ze swoim świeżo upieczonym mężem. Co za dramat!- Roześmiał się szyderczo. Nie miałam w sobie, ani odrobiny siły, żeby z nim walczyć. Czułam się, jakby ktoś wbijał mi sztylet w serce. Do tego wszystkiego powróciły wspomnienia z przeszłości, które dosłownie paraliżowały moje ciało. Poddałam się...


###


Pamiętajcie, że Ka. jest dobra! xD


pozdrawiam ;>


wtorek, 25 maja 2010

122.'Uprawialiśmy swój pierwszy legalny seks.'

Po całej uroczystości ślubnej emocje znacznie opadły. Dla mnie trwało to wieczność... ale to była najpiękniejsza wieczność w moim życiu. Jestem już żoną Toma. I nic tego nie zmieni. Jest mój, tylko mój...

Wszyscy byli zachwyceni. Nawet mama Toma, nie wyrażała do mnie swojej niechęci. Chyba już się pogodziła z tym, że będę z Tomem zawsze. Nie ma na to wpływu...

Usłyszeliśmy mnóstwo miłych słów i życzeń, a taką ilość kwiatów jak tego dnia widziałam ostatni raz, gdy Bill i Sara sprzedawali róże na ulicy. Nie wiem, co my z tym wszystkim zrobimy, ale to teraz nie ma znaczenia. Po całym stresie związanym ze ślubem, przyszedł kolejny związany z tańcem... cóż, musieliśmy się wykazać jako para młoda.

Byłam taka szczęśliwa, Tom także. Mimo niewielkich przeciwności losu udało nam się spełnić swoje marzenie, dotrwać wspólnie do tego momentu. I teraz już musi być dobrze.


[...}-podobają ci się?- zapytała niespodziewanie, co go wystraszyło, bo aż drgnął.

-a tak.. ekhm..- odłożył ową rzecz i rozglądną się po sklepie- ale to bardziej. I chętnie bym cię w tym zobaczył.- wyszczerzył się pokazując jej jakiś koronkowy strój przeznaczony na noc poślubną czy coś w tym rodzaju.

Zmierzyła go wzrokiem myśląc przez chwilę.

-musiałbyś być moim mężem.- stwierdziła z poważną miną i wzięła do ręki ten komplet oglądając go z każdej strony. [...]

-jakbym był to byś to kupiła i mógłbym cię w tym oglądać?

-jasne! A nawet bez tego...- potwierdziła uśmiechając się pod nosem, w ogóle na niego nie patrzyła, wiedziała że gdyby to robiła to by się roześmiała, a wtedy nie wyszłoby poważnie.

-no dobra... wyjdziesz za mnie?!- nagle uklęknął przed nią łapiąc ją za rękę, cała aż zadrżała... wytrzeszczyła oczy z niedowierzania, normalnie ją zatkało. Była pewna że to tylko żarty, ale to nie zmieniało faktu że była zaskoczona... przechodzące obok kobiety spojrzały na nich dziwnie następnie komentując to między sobą...

-Boże, Tom wstawaj!- syknęła czując na sobie coraz więcej spojrzeń. W sumie nie przeszkadzało jej to, ale czuła się głupio...

-zostaniesz moją żoną?- powtórzył propozycję nie odrywając od niej swojego wzroku, wiedziała, że jak nie odpowie to się nie podniesie.[...]

-tak!- dała mu odpowiedź, która go usatysfakcjonowała i o to chodziło...- a teraz wstawaj.- rozkazała, a chłopak posłusznie podniósł się i stanął naprzeciwko niej z wielkim uśmiechem.

-gdzie jedziemy w podróż poślubną?

-przystopuj trochę. Jeszcze daty ślubu nie ustaliłeś, a już chcesz wyjeżdżać.- zwróciła mu uwagę dusząc w sobie śmiech- po za tym, nie widzę pierścionka...- dodała.[...]”


-Powinienem był przenieść cię przez próg.- Stwierdził Tom, gdy opadliśmy na ogromne łóżko. Ja od razu zsunęłam z obolałych stóp pantofle. Jeszcze nigdy nie byłam na tak długiej imprezie, ale to w końcu moje własne wesele...- Ale moja ręka chyba nie jest zbyt chętna...- Dodał spoglądając na swój bandaż.

-W hotelu się nie liczy.- Uśmiechnęłam się do niego chwytając jego dłoń i przysuwając się bliżej, aby móc oprzeć głowę o jego tors.

-To niesamowite, że jesteśmy już małżeństwem.

-Tak... ja jestem wykończoną żoną.- Zaśmiałam się. Jedyne o czym marzyłam to długi, mocny sen. Nawet nie chciało mi się przebierać, czy też zmywać z siebie tej tony pudru, którą dzisiaj nałożyła mi na twarz Sara.

-Wszystko nam się udało... z małym opóźnieniem, ale było idealnie, prawda kochanie?

-Dokładnie tak sobie to wymarzyłam.- Zapewniłam go i ucałowałam jego usta.- Kocham cię i dziękuję, za ten dzień.

-Ale ty jesteś śliczna!- Przycisnął mnie mocno do siebie tuląc w ramionach. Podziwiam go, że ma jeszcze tyle siły. Ja miałabym trudności nawet z zaciśnięciem dłoni w pięść.- A czy teraz nie powinniśmy namiętnie się kochać?

-Jest piąta nad ranem, przegapiliśmy swoją noc po ślubną.- Mruknęłam uśmiechając się pod nosem. W sumie nie ma określonej pory, ale co ja poradzę, że jestem padnięta i do niczego się nie nadaję. A taka noc powinna być jak najbardziej wyjątkowa.

-Nadrobimy to podczas naszej podróży.- Nie widziałam go, ale czułam, jak się uśmiecha. W pełni się z nim zgadzam...


Leżeliśmy jeszcze długo obok siebie w zupełnej ciszy, tylko nasze oddechy świadczyły o tym, że w ogóle byliśmy w tym pokoju. Moja głowa była pełna przeróżnych myśli. Byłam bardzo zmęczona a mimo to cały czas pojawiało się coś nowego w mojej wyobraźni. Myślałam o całym życiu, o tym co było, o tym co jest... o tym co będzie. Teraz wydaje mi się wszystko takie piękne, oby tak było naprawdę i pozostało na zawsze.

-Kotku... chodźmy pod prysznic, co?- Tom, w pewnej chwili przerwał ciszę podnosząc się do pozycji siedzącej i spoglądając na mnie swoimi błyszczącymi, czekoladowymi oczami. Uśmiechnęłam się do niego i również się podniosłam składając na jego ustach słodki pocałunek.-Wykąpiemy się i pójdziemy spać...

-Yhym...- Zgodziłam się z nim, po czym obydwoje wstaliśmy udając się do łazienki. Każdy ruch wykonywaliśmy w ślimaczym tempie, ale to nie było ważne. Ledwo kontaktowaliśmy ze światem, więc było nam wszystko jedno. Ściągnęliśmy z siebie nasze ślubne kostiumy, a następnie bieliznę i pozostawiając to na zimnych kafelkach weszliśmy do kabiny. Tom, odkręcił kurki z wodą, która zaraz obiła się o nasze nagie ciała jednocześnie nieco nas orzeźwiając. Umyślimy się dokładnie, pomagając sobie nawzajem, nie mogło obejść się bez przelotnych pocałunków, które były urozmaiceniem, czegoś tak zwyczajnego i prostego jak kąpiel.

Nie trwało to długo, po kilku minutach szum wody ustał, a my owinięci w puchowe ręczniki wróciliśmy do sypialni. Założyliśmy na siebie świeżą bieliznę i wskoczyliśmy pod kołdrę tuląc się do siebie mocno. Nawet nie wiem, kiedy zasnęliśmy...


#


Blondynka uniosła zaspane powieki, nie minęła chwila jak poczuła przeszywający ból głowy. Właściwie, bolała ją każda część ciała. Omiotła nieprzytomnym wzrokiem cały pokój zatrzymując się na czarnowłosym chłopaku, który właśnie zmierzał w jej kierunku uśmiechając się przy tym.

-Ale masz minę.- Ucałował ją w czoło siadając obok.- Mam dla ciebie wodę i tabletkę.- Podał jej szklankę, którą dopiero teraz spostrzegła. Uśmiechnęła się z wdzięcznością i nie zwlekając ani chwili dłużej połknęła środek przeciwbólowy i wypiła całą zawartość szklanki, następnie odkładając ją na szafkę.

-Ja chyba nic nie pamiętam...- Mruknęła łapiąc się za głowę.- Co się wczoraj działo?

-Ja wiem tylko tyle, że mój brat się żenił, potem było wesele... no i cóż, też niewiele mi zostało z niego w głowie.- Zaśmiał się.- Ale... patrząc na podłogę, chyba było miło.- Dodał, a dziewczyna natychmiast przeniosła wzrok na wymienione przez niego miejsce, gdzie panował mały bałagan. A mianowicie wszędzie były porozrzucane ubrania i inne przedmioty, włącznie z jakimiś owocami, które zwykle leżały na stoliku w misce.

-Co my robiliśmy?

-A zajrzyj pod kołdrę.- Zasugerował uśmiechając się przy tym chytrze. Sara, bez problemu zrozumiała aluzję. Właściwie, dopiero, gdy jej to powiedział odczuła, że jest naga.

-No to wszystko jasne...- Mruknęła.-I już po wszystkim... jak to jest, że przygotowania trwają kilka miesięcy, a ślub odbywa się w jeden dzień?- Westchnęła cicho.-My wracamy do codziennego życia, a młoda para jedzie na wakacje...

-Może my też gdzieś wyjedziemy? Zespół bez Toma i tak nie ruszy, więc moglibyśmy zrobić sobie małe wakacje. Chyba by nam się to przydało...- Zaproponował z myślą o ich związku. Naprawdę zależało mu, aby to co ich łączy stało się znacznie silniejsze i ważniejsze niż jest. Bardzo chciał naprawić, to co się między nimi zepsuło. Choć nadal byli razem, kochali się i byli szczęśliwi, czegoś cały czas brakowało.

-Sama nie wiem...mogłoby być fajnie... A dokąd byśmy pojechali?

-A dokąd byś chciała?

-Nie mam pojęcia... gdzieś daleko, gdzie nie będzie tylu ludzi...

-To może odwiedzimy moją babcię?- Wypalił nagle.- Wiem, że to nie są jakieś nadzwyczajne wakacje, ale tam jest bardzo spokojnie... i okolica też jest ładna, można dobrze wypocząć i w ogóle...

-Nie mam nic przeciwko.

-Serio?

-Tak. Bardzo chętnie poznam twoją babcię...

-Super! Ucieszy się.- Skwitował z entuzjazmem. Sam cieszył się, że zobaczy swoją babcię, która niestety nie mogła przyjechać na ślub Toma ze względów zdrowotnych.

-Chyba czas się doprowadzić do porządku.- Zarządziła Sara.- Podasz mi jakiś szlafrok?

-Wstydzisz się mnie?- Zmrużył oczy patrząc na nią uważnie.

-Nie... ale po co mam paradować nago po pokoju?

-No dobra, niech ci będzie.- Uśmiechnął się i wstał z miejsca sięgając po szlafrok leżący na krześle, po czym podał go dziewczynie.- To idź się ubierz, bo zaraz śniadanie, a ja tu trochę ogarnę...


#


Szliśmy wraz z Tomem, trzymając się za ręce w kierunku restauracji, gdzie już dobre dwie godziny temu odbyło się śniadanie. Jakoś tak wyszło, że się nie wyrobiliśmy. Jednak na wielkiej, pięknie przystrojonej sali w dalszym ciągu mogliśmy widzieć znajome twarze. Najwyraźniej nie tylko my się spóźniliśmy. Oczywiście nasza obecność wzbudziła największe zainteresowanie.

Przysiedliśmy się do stolika, przy którym siedział Andreas z Amelią i Gustav. Wszyscy uśmiechnęli się do nas szeroko jakby się zmówili, w tym samym momencie.

-Co tak późno?- Andreas, wlepił w nas swoje przenikliwie spojrzenie.

-Uprawialiśmy swój pierwszy legalny seks.- Wypalił Tom, za co odruchowo kopnęłam go w kostkę. Czy wszyscy muszą wiedzieć, co robimy i kiedy?-Ała... dopiero pierwszy dzień jesteśmy małżeństwem, a ty już mnie maltretujesz...- Zrobił pokrzywdzoną minę, a Amelia wybuchnęła śmiechem.

-I bardzo dobrze, Carmen. Trzymaj go krótko.- Zwróciła się do mnie pochwalając mój czyn.

-Ej, no co to za zmowy jakieś... w naszym małżeństwie nikt nikogo nie będzie trzymał, ani długo, ani krótko.- Oświadczył chłopak obejmując mnie ramieniem i musnął mój policzek.-Ale widzę, że Andreas ma przechlapane.- Zaśmiał się, a brunetka w odpowiedzi spiorunowała go swoim spojrzeniem.

-My już zjedliśmy, więc idziemy. Widzimy się na poprawinach.- Rzekła po chwili i podnosząc się z miejsca chwyciła swojego partnera za rękę, po czym obydwoje opuścili restaurację pozostawiając nas w towarzystwie ospałego Gustava.

-Czy na tych poprawinach będzie alkohol?- Odezwał się nagle. Jego wyraz twarzy mówił wszystko... perkusista zapewne będzie unikał wesel do końca swojego życia.

-Nie musisz przecież pić.- Stwierdził inteligentnie Tom.- Główka boli?

-Nie mogliście urządzić skromniejszego wesela?

-Oj, nie narzekaj. Fajnie było.- Wyszczerzył się.- My się świetnie bawiliśmy.

-I chyba jako jedyni nie byliście zalani...

-Ktoś musiał nad tym wszystkim panować. Poza tym alkohol nam do szczęścia nie jest potrzebny, prawda Kwiatuszku?- Skierował swoje spojrzenie na mnie, a ja skinęłam twierdząco głową przytakując mu.

-Twój Kwiatuszek, chyba się coś nie wyspał.- Gustav, uśmiechnął się szeroko w stronę Toma.- Pewnie już żałuje, że za ciebie wyszła...- Dodał po chwili namysłu bacznie mi się przyglądając. Wywróciłam oczami nie mogąc ogarnąć inteligencji przyjaciela.

-Niczego nie żałuję, po prostu się zamyśliłam.- Wyjaśniłam spokojnie.- Masz jakieś wątpliwości, Gustavie, co do mojej wielkiej miłości, którą darzę swojego męża?

-Niee... ale można kochać, nie będąc małżeństwem.

-Ty na pewno coś o tym wiesz.- Uśmiechnęłam się znacząco pod nosem. Chłopak od razu spoważniał prostując się. Nie ma to, jak trafić w czuły punkt. Nie miałam zamiaru być złośliwa. Szczególnie, iż wiedziałam, że perkusista wcale nie narzeka na samotność.- No Gustavie, Tom jest od ciebie młodszy, a jako pierwszy się ustatkował. Powinieneś coś z tym zrobić.

-A Georg jest jeszcze starszy...

-Ty się nie zasłaniaj Georgiem. On niebawem zostanie tatusiem, jego dziewczyna na pewno nie chciałaby wciskać się w suknie ślubną z wielkim brzuchem.- Stwierdziłam wyobrażając sobie ową sytuację.- Ale nie musisz się martwić, są już zaręczeni. W sumie pozostałeś tylko ty... bo nie znamy twojej partnerki. Czemu jej nie wziąłeś ze sobą na nasz ślub?- Kontynuowałam z wielkim zapałem. Zaraz z niego wszystko wyciągnę. Niech sobie nie myśli, że się wywinie z moich sideł.

-Nie mogła...

-Więc, kiedy ją poznamy? Teraz wyjeżdżamy, ale za dwa tygodnie... zdążysz się przygotować.- Uśmiechnęłam się do niego szeroko.- Twój entuzjazm mnie powala.

-Wy tu chyba przyszliście jeść nie?- Zmienił temat wstając nagle.- Więc smacznego życzę, młodej parze. Do zobaczenia, później.- Rzucił na koniec i zanim zdążyłam otworzyć usta, odszedł. W sumie to mi zwyczajnie zwiał!

-Ale go wystraszyłaś...

-Ja tylko chce poznać jego dziewczynę.- Wzruszyłam ramionami.- Poza tym narzekał, że się nie wyspałam... więc musiałam mu pokazać jaką energią pałam.

-Kocham cię, ty moja energiczna żono!- Ucałował soczyście mój policzek sprawiając mi tym wielką radość.

Cudownie jest być, żoną. Kiedyś patrzyłam na to w zupełnie inny sposób. Teraz wszystko się zmieniło... małżeństwo jest czymś pięknym, wiem to choć dopiero wczoraj wyszłam za mąż. Ja po prostu, wiem, że będzie pięknie.


###

Zawiedzione? 


Ogłaszam wszem i wobec, że skończyły mi się zapasy ^^ Tak, trzytygodniowa przerwa zrobiła swoje i nie umiem odzyskać dawnego poweru xd Ale cały czas walczę. W każdym razie na pewno będę pisać.


Pozdrawiam.



sobota, 8 maja 2010

121.'Ja, Tom biorę sobie ciebie Carmen, za żonę.'

Wpadłam do szpitala jak burza nie zważając na nic. Ludzie patrzyli na mnie, jak na kosmitkę, zapewne moja suknia ślubna wzbudzała to wielkie zaskoczenie. Jasne, pomyliłam kościół ze szpitalem... ale w sumie mało mnie obchodziło, co sobie myślą inni. I przestała mieć dla mnie także znaczenie sukienka, która plątała mi się pod nogami. Zdążyłam już zgubić welon, który prawdopodobnie został w samochodzie...

Teraz najważniejszy był Tom. Musiałam go zobaczyć. Przez głowę przechodziło mi tyle czarnych scenariuszy, nawet nie byłam w stanie sobie wyobrazić, co będzie, gdy jeden z nich okaże się rzeczywistością.

-Tom Kaulitz.- Podbiegłam do recepcji nie wysilając się na jakiekolwiek wyjaśnienia. Powinno wystarczyć im samo nazwisko, a chyba wiadomo, że nie przyszłam tu na pogawędkę. Kobieta stojąca za ladą spojrzała na mnie dziwnie, co mnie tylko zirytowało. Ja tu wychodzę z siebie, a ona jeszcze będzie zwlekać z odpowiedzią.

-Ten z wypadku?- Zapytała po chwili spokojnym, wręcz nużącym głosem.

-Tak.- Potwierdziłam naciskając na to krótkie słowo. Naprawdę zaczynało mnie to wszystko wkurzać. Czy ona jest ślepa i nie widzi w jakim ja jestem stanie? Oczy już mnie piekły od łez, które mimowolnie się pojawiły. Trudno mi było nad sobą panować.

-Jest w zabiegowym. Sala 34.- Odparła spoglądając na mnie pogodnie. Poczułam ogromną ulgę wypełniającą mnie od środka. Przymknęłam powieki oddychając głęboko. Zabiegowy... to znaczy, że nie stało się nic poważnego.

Skinęłam tylko głową w jej stronę i skierowałam się do wcześniej wymienionego gabinetu. Mój oddech i bicie serca już się ustabilizowały, jednak nadal cała drżałam z emocji. Dość szybko odnalazłam właściwą salę i nie zwlekając ani chwili pociągnęłam za klamkę wchodząc do środka. Przyjemne ciepło rozlało mi się w okolicach serca, gdy ujrzałam swojego ukochanego siedzącego na klozetce w jednym kawałku. Nikt nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Lekarka była zajęta jego ręką, którą musiał sobie pewnie uszkodzić, a on sam z wielkim grymasem na twarzy przyglądał się jej pracy. Boże, jak się cieszę, że nic mu się nie stało... Wyglądał pięknie w tym garniturze. Był gotowy tak jak ja.

-Gotowe, na szczęście to nic poważnego.- Kobieta uśmiechnęła się do niego i podeszła do swojego biurka.- Przepiszę panu jakąś maść...

-Carmen!- W końcu zostałam zauważona. Chłopak wpatrywał się we mnie wielkimi oczyma, jakby ujrzał ducha.-Co tu robisz? Matko... nie poznałem cie...- Podniósł się z miejsca i podszedł do mnie nie spuszczając ze mnie wzroku nawet na moment. No i zobaczył mnie przed ślubem...

-Tom... tak się bałam.- Przytuliłam się do niego mocno, a po moich policzkach spłynęły łzy, których już nie byłam w stanie zatrzymać.

-Przepraszam... wszystko zepsułem...

-Nie zepsułeś.- Uniosłam głowę uśmiechając się do niego.- Najważniejsze, że nic się nie stało...

-Jesteś taka śliczna...- Pocałował mnie w usta i otarł dłonią łzy. Już pewnie się rozmazałam, ale co z tego... jakie znaczenie ma makijaż w takiej sytuacji?- Chyba powinniśmy już wracać...

-Wszyscy czekają... już myślałam, że się rozmyśliłeś.

-Nigdy.- Zapewnił mnie bez wahania.- Chodźmy stąd...

-Panie Kaulitz, recepta.- Zawołała za nami lekarka, zupełnie o niej zapomnieliśmy. Podeszła do nas i wręczyła Tomowi kartkę z zapisanym lekiem, po czym wyszliśmy.

-Tom, skoro już i tak jesteśmy spóźnieni... możemy chwilę porozmawiać?- Zapytałam spoglądając na niego niepewnie. Właśnie teraz ogarnęły mnie jakieś wyrzuty sumienia i zachciało mi się szczerej rozmowy. Bo jak nie teraz to kiedy? Chce, aby wszystko między nami było jasne. I żeby miał możliwość zmiany decyzji, jeżeli jednak przeszłość jakoś wpłynie na nasze relacje.

-Oczywiście, chodź usiądziemy...- Pociągnął mnie w stronę ławki, gdzie usiedliśmy. Kręciło się tu niewiele osób, więc nikt nam nie przeszkadzał.- O czym chcesz rozmawiać?

-Chce żebyś o wszystkim wiedział za nim się pobierzemy. Pewnie nie masz pojęcia od czego to się zaczęło... to wcale nie był przypadek, że pojechałam z wami w tą trasę. Mam na myśli początki naszej przyjaźni...

-I jest coś o czym nie wiem?

-Bo wszystko zaczęło się od zakładu... to było strasznie głupie, ale niewiele wtedy myślałam. Założyłam się z Sarą o to, że cię w sobie rozkocham, a potem zostawię... i miałam na to trzy miesiące. Wiesz... udało mi się, tyle, że ten zakład przestał mieć jakiekolwiek znaczenie. Tyle się wydarzyło, nawet przez myśl mi nie przeszło, aby zrobić, tak jak było powiedziane. Po prostu przekroczyłam tą granicę między udawanym uczuciem, a prawdziwym. Poza tym... nie potrafiłabym. Przecież ja cie kocham... nie wyobrażam sobie bez ciebie życia, zbyt wiele razem przeszliśmy, abym miała rezygnować z czegoś tak pięknego, jak nasza miłość.- Mówiąc to patrzyłam w ziemię. Było mi strasznie głupio. Dobrze wiem, jakie to żałosne. Ile ja mam w ogóle lat, aby bawić się w takie zakłady?- Choć pewnie gdyby nie ten zakład... nie byłoby teraz NAS.- Uniosłam na niego swój wzrok chcąc zobaczyć jego wyraz twarzy. Obawiałam się, że będzie na mnie zły, ale nie był... na jego twarzy gościł delikatny uśmiech, który dodawał mi otuchy.- To zabawne, bo Sara od początku mówiła, że tak będzie, a ja temu zaprzeczałam. Zresztą... spotkałam kiedyś na ulicy wróżkę i ona też mi to przepowiedziała.- Uśmiechnęłam się pod nosem wspominając tamten dzień.-Trudno mi się było przyznać przed samą sobą, że cie kocham. Bo przecież to takie dziwne... Byłam... i jestem, o ciebie cholernie zazdrosna, ale ufam ci... wiem, że ty mi też. Myślę, że powinieneś też wiedzieć o tym co wydarzyło się podczas ostatniej imprezy na twoich urodzinach... to niby nic takiego, ale bardzo źle się z tym czuję.- Westchnęłam ciężko. Nie łatwo mi było mówić o zajściu z Billem. Czułam się trochę, jakbym go zdradziła... a przecież tego nie zrobiłam. Ale pozwoliłam, aby całował mnie inny mężczyzna, aby dotykał mojego ciała...to obrzydliwe.

-Co się wtedy stało? Przecież byłaś cały czas ze mną.- Stwierdził niepewnie.

-Ale poszłam do łazienki... po drodze zauważyłam, jak Emi dobiera się do Billa, był kompletnie pijany, więc odciągnęłam ją od niego i zaciągnęłam ją do łazienki... w ogóle nie kontaktowała ze światem, więc mogłam robić z nią co mi się podoba, oczywiście nic jej nie zrobiłam... poza tym, że obcięłam jej włosy... no ale przecież to nic takiego, w porównaniu do tego co mogłam zrobić, prawda?- Spojrzałam na niego, a on w odpowiedzi się zaśmiał.- Ale to nic takiego... musisz wiedzieć, że wtedy też... gdy już skończyłam z Emi i patrzyłam na nią z pogardą, przyszedł Bill... Naprawdę nie miałam pojęcia, że to on. Byłam przekonana, że to ty... bo przecież tylko ty mnie dotykasz i całujesz, nie sądziłam, że mógłby to robić ktoś inny...

-Zdradziłaś mnie z Billem?- Przerwał mi drżącym głosem. Widziałam w jego oczach strach, który sama poczułam.

-Nie.- Zaprzeczyłam szybko.- Nie zdradziłam... ale mogłam to zrobić... myślałam, że to ty, dlatego pozwoliłam, żeby mnie dotykał... nie widziałam go, bo stałam do niego tyłem...- Wyznałam skruszona. Było mi z tym naprawdę cholernie źle. Miałam ochotę się rozpłakać. Myślałam, że to nic takiego, ale jednak... zdałam sobie sprawę, jak wielkie miało to znaczenie.- Przepraszam... ja w końcu to przerwałam, ale i tak... wiem, że to właściwie było jak zdrada... ale ja naprawdę nie chciałam, Tom...

-Nawet nie wiesz, jak mi ulżyło.- Objął mnie ramieniem całując w skroń.- Nie wiem, co bym zrobił, jakby zaszło między wami coś więcej... Bill, to mój brat... a ciebie kocham ponad wszystko...

-I nadal chcesz mieć mnie za żonę? Pomimo tego wszystkiego?

-Oczywiście. Kocham cię, a to co się wydarzyło nie ma już znaczenia.- Zapewnił mnie, co było mi naprawdę potrzebne. Nie chciałam mieć przed nim już żadnych tajemnic. Teraz wstępujemy we wspólne życie. Nie będzie już tylko mnie, czy tylko jego, ale już zawsze będziemy my.

-Ja też nie mam żadnych wątpliwości, jesteś mężczyzną na całe życie.- Ścisnęłam jego dłoń uśmiechając się delikatnie. Moja miłość do niego przekraczała już chyba wszelkie możliwe granice. Po prostu nie da się określić, jak jest wielka. Ale na pewno takie uczucie może zdarzyć się tylko jeden, jedyny raz.

-Więc, chodźmy teraz dać to do zrozumienia Bogu, aby i on nie miał wątpliwości.- Stwierdził zadowolony i chwytając moją rękę wstał prowadząc mnie za sobą w kierunku samochodu, którym przyjechałam.

-A właściwie co się wydarzyło? I gdzie jest Andreas?

-Mieliśmy małą stłuczkę... Andreas pojechał złożyć zeznania, a mnie wzięli do szpitala.- Wyjaśnił otwierając mi drzwi.- Wsiadaj moja królowo...


#


Gdy dojechaliśmy na miejsce było już pół godziny po czasie, ale na szczęście ksiądz miał cały wolny dzień, więc nie musieliśmy się obawiać, że zostaniemy na lodzie. Oczywiście wszystko zrozumiał, tak samo jak i goście. Trochę się wystraszyli, że coś się zmieniło, ale uspokoili się, gdy tylko zobaczyli Toma. Ja natomiast musiałam się nieco poprawić. Sara zajęła się moim makijażem dzięki czemu znowu wyglądałam jak księżniczka.

Już w pełni gotowa, zarówno fizycznie jak i psychicznie mogłam udać się w miejsce, gdzie miał odbyć się ślub. Nadal się denerwowałam, ale nie dlatego, że się wahałam, po prostu było to coś stresującego. Pewnie nie tylko dla mnie, Tom także wyglądał na przejętego. Moje serce co chwile o sobie przypominało uderzając tak mocno, że aż odnosiłam wrażenie, jakbym je słyszała. To były ogromnie pozytywne emocje. Trudno mi było uwierzyć, że ten dzień naprawdę nadszedł. Już za chwilę zostanę żoną Toma Kaulitza. Gitarzysty Tokio Hotel, który odmienił całe moje życie. A teraz będziemy zmieniać je razem...

Wiem, że panna młoda powinna być zaprowadzona do ołtarza przez swojego ojca, jednak ja go nie mam. Nawet jeżeli by żył, zapewne nie pozwoliłabym mu na to. Ten dzień należy do mnie i do Toma, nikt nam go nie zepsuje. Wspomnienia także.

Pomimo piasku pod stopami wcale droga nie była taka trudna. Andreas, czekał na mnie jeszcze przed główną ścieżką, którą miałam odbyć. To właśnie on miał mi towarzyszyć zamiast ojca. Cóż, zmieniamy nieco tradycje... ale nikt nie będzie miał nam tego za złe.

Oczywiście, gdy tylko się zjawiłam wszystkie spojrzenia były skierowane w moją stronę. Czułam się, jak jakaś gwiazda i w sumie nią byłam. Przestałam w ogóle zwracać uwagę na to co działo się dookoła mnie, nie słyszałam muzyki grającej w tle i pewnie gdyby nie silne ramię przyjaciela leżałabym w tym piasku. Stres wręcz mnie pożerał. A jak się okazało droga stawała się coraz krótsza, a ja nawet nie zauważałam jak stawiałam kolejne kroki.

Jak już stanęłam przed ołtarzem tuż obok Toma, dotarło do mnie, że to wszystko dzieje się naprawdę, a ja wcale nie śnię. Marzenia się spełniają...



-... Proszę powtarzać za mną.- Ksiądz w pewnej chwili zwrócił się do mnie. Zdążyłam już ochłonąć, jednak w jednej sekundzie wszystko wróciło.- Ja, Carmen biorę sobie ciebie Toma, za męża...

- Ja... Carmen biorę sobie ciebie... Toma, za męża...- Głos mi drżał, ale starałam się bardzo nad sobą panować. Nie sądziłam, że tak szybko przyjdzie mi wypowiadać te słowa. Już wiem, dlaczego ksiądz zawsze każe po sobie powtarzać. Choć ta przysięga jest prosta, w takim stresie można zapomnieć dosłownie każde słowo.

-I ślubuję ci, miłość, wierność i uczciwość małżeńską.

-I ślubuję ci miłość... wierność i uczciwość...małżeńską...- Właściwie, dlaczego zaczęliśmy ode mnie? Ja zaraz tutaj umrę... zrobiło mi się cholernie gorąco i już z trudem wydobywałam z siebie głos. Dlaczego, ja się tak denerwuje?

-Oraz, że cię nie opuszczę, aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże wszechmogący w Trójcy Jedyny i wszyscy święci.- Przekazał mi ostatnie słowa przysięgi, a ja odetchnęłam głęboko wzbierając w sobie siłę, aby je powtórzyć.

-Oraz, że cię nie opuszczę, aż do śmierci...- Mówiłam bardzo powoli i wyraźnie jednocześnie zastanawiając się nad tymi słowami. W tej chwili byłam pewna, że tak będzie. Że to co mówię jest prawdą i się spełni.- Tak mi dopomóż Panie Boże wszechmogący w Trójcy Jedyny i wszyscy święci.- Dokończyłam spoglądając ukradkiem na Toma, który z uwagą przysłuchiwał się moim słowom. I wierzyłam, że Bóg jest teraz z nami.

-Teraz pan.- Skierował swoje spojrzenie na Toma.- Ja, Tom biorę sobie ciebie, Carmen za żonę.

-Ja, Tom biorę sobie ciebie, Carmen za żonę.- Gdy usłyszałam jego głos przez moje ciało przeszło milion przyjemnych dreszczy. To było niesamowite uczucie. Moje serce znowu zaczęło mocniej bić, a ja teraz słyszałam tylko jego.

-I ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz to że nie opuszczę cię, aż do śmierci.

-I ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz to że nie opuszczę cię, aż do śmierci.- W jego głosie nie było nawet nutki zawahania. Był przekonany do tego co mówił. Moje oczy automatycznie wypełniły łzy. Nasze plany stawały się rzeczywistością. Piękniejszą niż sobie wyobrażaliśmy.

-Tak mi dopomóż Panie Boże wszechmogący w Trójcy Jedyny i wszyscy święci.

-Tak mi dopomóż Panie Boże wszechmogący w Trójcy Jedyny i wszyscy święci.- Zakończył uśmiechając się do mnie. Te słowa były dla mnie takie ważne, a najważniejsze było to, że padły z jego ust. Że mimo wszystko stał teraz obok mnie przed ołtarzem i przysięgał mi miłość przed Bogiem. A przecież nigdy nie był idealnym chrześcijaninem, ja zresztą też nie... jakby się nad tym głębiej zastanowić, jakie to ma dla nas znaczenie?

-Proszę teraz wymienić się obrączkami i powtarzać za mną...- Kapłan kontynuował i teraz Bill miał okazję się wykazać. Widać było że się stresuje, ale na pewno nie tak jak ja. On miał za zadanie tylko podać obrączki, a ja właśnie biorę ślub... nie, no nie wierzę...- Żono, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.- Tom, wziął do ręki złoty pierścień i drżącą ręką włożył mi go na palec powtarzając słowa księdza. Pamiętam, jak jeszcze zupełnie niedawno pokazywał mi je...-Teraz pani.

-Mężu...przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego...


###


Pff... no i proszę bardzo, jestem taka wredna, że nikt się ze mną nie może równać ^^ 

Nie słuchacie mnie to się martwicie xd 


A co do ślubu... Wiem, że nie tego się spodziewałyście... ale cóż, kompletnie nie wiedziałam jak to opisać. W prawdzie byłam już na ślubie, ale to była bardzo skromna uroczystość i też za bardzo nie miałam na czym się wzorować... mam nadzieję, że wybaczycie mi te niedociągnięcia ;)


W ogóle jestem dla Was za dobra, bo za wcześnie publikuje xd


środa, 5 maja 2010

120.'Nieważny jest ślub...'

Wpatrywałam się w wielkie lustro, jakby mnie ktoś zaczarował. Nie mogłam uwierzyć, że nadszedł właśnie ten dzień, którego tak wyczekiwałam. Dzień, w którym miałam związać się na całe życie z człowiekiem, którego kocham ponad nie. Nie bardzo wiem, co czuję... to takie dziwne. Takie niesamowite! Stoję sobie w przepięknej białej sukni i nie wiem co robić. Byłam sama, bo wygoniłam wszystkich. Od rana latali wokół mnie, abym teraz wyglądała, tak jak wyglądam. A czuję się dzisiaj wyjątkowo piękna. Wyjątkowo ważna. I z każdą chwilą towarzyszył mi coraz większy stres. Matko jedyna, ja naprawdę się żenię... już za kilka godzin będę miała męża... Wszystko jest takie piękne... perfekcyjnie przygotowane, tylko po to, abym mogła być szczęśliwa. Mam nadzieję, że nie tylko ja zapamiętam ten dzień, jako coś niezwykłego. Zwykle widziałam coś takiego w filmach, a teraz sama będę przeżywała na własnej skórze. To sen? Jeżeli tak, to najpiękniejszy jaki kiedykolwiek miałam w swoim życiu i nie chce pod żadnym pozorem się z niego budzić. Po prostu nie mogę... nikt nie może odebrać mi mojego szczęścia.

-Łaał...- Drgnęłam niespokojnie słysząc za sobą nagle czyjś głos. Odetchnęłam z ogromną ulgą zauważając w lustrze odbicie Billa. Całe szczęście, że to on, a nie Tom. Te przesądy przyprawią mnie o zawał...

Odwróciłam się do niego przodem uśmiechając się szeroko. On także był już gotowy do uroczystości, miał na sobie elegancki, gustowny garnitur. Jak zawsze oryginalny.- Wyglądasz nieziemsko.- Skomentował wpatrując się we mnie jak zahipnotyzowany.

-Mam nadzieję, że nie kłamiesz.- Zaśmiałam się.- Ale Sara, też dzisiaj bardzo ładnie wygląda. Widziałeś już ją?

-Nie, jeszcze nie...- Zaprzeczył kręcąc głową.- Zaraz do niej pójdę. Chciałem cie tylko zobaczyć wcześniej, żeby nie oniemieć wśród gości.- Puścił mi oczko.- Poza tym... nawet sobie nie wyobrażasz jaka to satysfakcja móc ciebie widzieć przed ślubem i wiedzieć, że Tom nie może.- Wyszczerzył się zadowolony.

-Ale ty jesteś...

-No co... on i tak będzie miał ciebie przez całe życie.- Stwierdził.- Bardzo się cieszę, że zjawiłaś się w naszym życiu i tak odmieniłaś mojego brata.- Podszedł do mnie i złapał za dłonie ściskając je delikatnie.- Jesteś najwspanialszą kobietą, wiem, że Tom będzie z tobą po prostu szczęśliwy. Nikt nie dał mu tyle miłości i ciepła, co ty... dziękuję, że jesteś. Że tyle zniosłaś... że nigdy się nie poddałaś...

-Oj, Bill... zaraz się rozmaże...- Zamrugałam powiekami starając się za wszelką cenę powstrzymać łzy wzruszenia. Nawet nie wiedział ile znaczyły dla mnie jego słowa. Miałam wielką ochotę się rozpłakać, ale nie mogłam.- Twój brat zmienił też mnie... razem się zmieniliśmy, nawzajem. I ja też jestem z nim szczęśliwa... i cieszę się, że mam tak wspaniałego przyjaciela, jak ty.- Przytuliłam się do niego mocno, nie zważając już na to, czy pogniotę sukienkę. To były ogromne emocje, nad którymi trudno zapanować. Nie do opisania jest, co czułam.

-No dobrze już... widzimy się na plaży.- Odsunął się ode mnie.- Wyglądasz ślicznie.- Dodał jeszcze i ucałował mnie w czoło kolejno kierując się do drzwi, a po chwili zostałam znowu sama...

Zamknęłam oczy oddychając głęboko. Czy powinnam mieć jakieś wątpliwości? Jeżeli tak, to chyba ze mną coś nie tak, bo wszystkie gdzieś wywiały. Jedynie w nocy zastanawiałam się, czy dobrze robimy, ale to przecież głupie. Czemu mielibyśmy źle robić, pobierając się? Co innego gdybyśmy się nie kochali, a przecież my się kochamy na zabój. I jestem przekonana, że nigdy nic nie będzie w stanie tego zniszczyć. Bill, miał rację. Zmieniliśmy się. Dojrzeliśmy... jesteśmy bardzo młodzi, ja nawet nie mam dwudziestu lat, lecz w ogóle tego nie odczuwam. Wydaje mi się, że jestem o wiele starsza i gotowa na wszystko. Nawet przez moment nie przeszło mi przez myśl, że żeniąc się w tym wieku mogłabym zmarnować sobie życie. Z Tomem? Nigdy. Zdaję sobie sprawę, że różnie bywa... i że nawet najlepsze małżeństwa się rozpadają, jednak nie przeraża mnie to. Chcę wkroczyć w ten nowy rozdział swojego życia. Zacząć tak jakby, z czystą kartą. Nawet jeżeli kiedyś stanie się coś, co sprawi, że się rozstaniemy... myślę, że nie będę żałowała, ani jednej chwili. Miłość, to coś niezwykle pięknego. Nic nie dało mi więcej szczęścia od niej. Uważam, że jest najważniejsza. Właśnie miłość, a nie przyjaźń. Mówi się, że przyjaciół ma się zawsze, a miłość można stracić... co z tego? Nic, ani nikt nigdy nie pozwoli nam przeżyć tyle co to jedno uczucie w sercu...


#


Czarnowłosy uchylił lekko drzwi od apartamentu sprawdzając najpierw, czy może wejść. Nie chciał przyłapać swojej dziewczyny w jakiejś krępującej sytuacji, choć nie powinien się tym przejmować. Przecież jest jej chłopakiem. Jednak ostatnio ich związek stał się, aż za bardzo delikatny. Obydwoje wykonują precyzyjne, przemyślane ruchy, aby tylko coś nie poszło nie tak jak powinno. Zależy im, żeby wszystko między nimi się układało jak najlepiej, naprawdę chcą uniknąć najgorszego. A najgorsze dla nich było rozstanie, bo mimo wszystko nadal bardzo się kochają. Po prostu nastał dla nich trudniejszy czas. Ale razem mogą pokonać każdą przeciwność losu, jeżeli tylko będą tego chcieli.

Nie widząc żadnych przeszkód wszedł do środka zamykając za sobą drzwi. Rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu blondynki. Uśmiechnął się zauważając ją przy lustrze, gdzie męczyła się z jakimś naszyjnikiem. Podszedł do niej stając za jej plecami, czego nawet nie zauważyła skupiając się wyłącznie na klejnocie.

-Mogę?- Odezwał się oferując swoją pomoc. Dziewczyna niemalże podskoczyła słysząc jego głos, a po ciele przeszły ją dreszcze, gdy jego ciepły oddech obił się o jej kark. Chłopak nie czekając na pozwolenie przejął od dziewczyny naszyjnik i zwinnie zapiął jej go na szyi.

-Dzięki...- Uśmiechnęła się do niego ciepło.

-Nie ma za co.- Ucałował ją w policzek.- Pięknie wyglądasz.- Dopiero teraz zwrócił uwagę na jej ubiór. Miała na sobie skromną, kremową sukienkę, która idealnie podkreślała jej szczupłą sylwetkę, oraz wszelkie inne walory. Wyglądała naprawdę uroczo.

-Ty też.- Stwierdziła przyglądając mu się w odbiciu lustra.

-Pasujemy do siebie.- Objął ją w talii przytulając się do jej pleców i oparł brodę na jej ramieniu.-Może kiedyś i my będziemy się żenić?

-Mam nadzieję, że dotrwamy do tego etapu.

-Ja też...- Westchnął cicho przymykając powieki.-Jesteś ze mną szczęśliwa?

-Najszczęśliwsza, Bill.- Przekonanie w jej głosie dało mu wystarczającą pewność, że dobrze zrobił nie zakańczając tego związku. Choć czasem wydaje się, że wszystko już traci sens i nie widać cienia wspólnej przyszłości, warto zaczekać choć chwilę, nie przekreślać nawet tej odrobinki uczucia, które pozostało na dnie serca.

-Obiecaj, że jakby było coś nie tak, powiesz mi o tym.- Poprosił odwracając ją w swoją stronę, aby móc patrzeć jej w oczy.

-Obiecuję, ale ty też mi mów. Nie możemy niczego przed sobą ukrywać.- Przyłożyła mu dłoń do policzka gładząc go delikatnie. Te drobne gesty z jej strony pozwalały mu na nowo wierzyć w ich miłość. Zapominał o tym drugim zgubnym uczuciu i oddawał się wyłącznie jej.- Kocham cię. Dziękuję, że dałeś nam szansę.

-Nie wyobrażam sobie, że mogłoby ciebie nie być przy mnie. Trochę się pogubiłem, ale wiem, że sobie poradzimy. W końcu walczyłem o tą miłość...i wcale nie żałuję.

-Dużo ze mną wytrzymałeś... byłam bardzo głupia, to wszystko stało się przeze mnie...- Spuściła głowę.- Nie wiem, co ja sobie w ogóle myślałam...

-Skarbie, nie obwiniaj się. Obydwoje coś zrobiliśmy źle... ale wszystko można naprawić i najważniejsze, że robimy coś w tym kierunku.- Ujął dłonią jej podbródek i uniósł jej głowę, aby móc złożyć pocałunek na jej ustach.- Poza tym, dziś jest ważny dzień. Nie warto teraz rozważać nad tym kto i kiedy popełnił błąd.- Dodał z uśmiechem.- Widziałem Carmen, Tom raczej nie będzie w stanie się skupić na formułce.

-Wiem, wygląda oszałamiająco. Ale to jej dzień i tak właśnie ma być. To niesamowite, że dwoje najbardziej niepasujących do siebie ludzi w mgnieniu oka stali się idealnie dopasowanymi połówkami.

-Zmienili się na lepsze...

-Ej, świadek ksiądz na ciebie czeka.- Usłyszeli znajomy głos należący do Gustava, który stał w drzwiach przyglądając im się uważnie.

-Po co?- Bill uniósł brwi nie bardzo orientując się o co może chodzić.

-Nie wiem, ale Melanie też tam jest. Więc to pewnie jakieś formalności, czy coś...- Wzruszył ramionami.

-Okej, już idę.- Mruknął, a perkusista wyszedł wykonawszy swoje zadanie.- Pewnie zobaczymy się dopiero w kościele... kocham cię.- Pocałował ją krótko i wyszedł udając się do kancelarii.


#


-Jeszcze spóźnię się na własny ślub!- Jęknął żałośnie wsiadając do samochodu zaraz za swoim przyjacielem, który starał się go uspakajać, jednak to nie przynosiło rezultatów. Nic dziwnego, że się denerwował, w końcu to bardzo ważny dzień w jego życiu.

-Tom, spokojnie. Byłoby gorzej, jakbyś nie miał obrączek...- Stwierdził inteligentnie Andreas, na co chłopak westchnął ciężko.

-Mamy dwadzieścia minut, aby dotrzeć na miejsce.- Oznajmił patrząc na wyświetlacz telefonu.-Nie możemy się spóźnić. Wszystko musi pójść idealnie, to ma być najpiękniejszy dzień w naszym życiu... nie mogę tego zepsuć.

-Dobrze, Tom. Nic nie zepsujesz. Już jedziemy na plażę. Spokojnie...- Blondyn położył mu rękę na ramieniu.- Może ja poprowadzę?

-Nie. Ty za wolno jeździsz.- Burknął po czym przekręcił kluczyk w stacyjce.- Już tylko siedemnaście minut!

-Tom, jedź.- Nakazał stanowczo nie chcąc już dłużej dyskutować. Czas nie stał w miejscu, a rzeczywiście spóźnienie się na swój ślub nie było zbyt odpowiednie.- Amelia, już do mnie dzwoni...- Mruknął widząc na wyświetlaczu komórki imię swojej dziewczyny.- Mam powiedzieć, że zapomniałeś obrączek i musieliśmy się wracać?

-Mów co chcesz...

-Cześć, Myszko...- Odebrał połączenie starając się mówić jak najbardziej słodkim głosem.

-Andreas, do diabła, gdzie wy jesteście?!- Dokładnie tego się spodziewał, ale przecież nie zaszkodzi mieć nadziei...

-Już jedziemy do was...

-Dopiero!? Wszyscy są już na miejscu, Carmen gotowa, tylko pana młodego brakuje!

-Spokojnie, kochanie... zaraz będziemy. Powiedz Carmen, że będziemy na czas. Musieliśmy wrócić się po obrączki...

-Gdzie wy macie głowy!?

-Są na swoim miejscu, naprawdę.- Odparł uśmiechając się pod nosem.- Kocham cię, nie denerwuj się. Zaraz będziemy.

-Ja też cię kocham...Tylko błagam nie spóźnijcie się...- Westchnęła zrezygnowana.

-Do zobaczenia.- Pożegnał się i zakończył rozmowę oddychając z ulgą. Czasami rozmowy z Amelią przynosiły mu dużo stresu... nie lubił, gdy się na niego denerwowała.

-Od tego się zaczyna.- Skomentował gitarzysta, czego blondyn nie pojął.

-Co się zaczyna?

-No wszystko. Za rok będziesz się szykował do ślubu.- Stwierdził ze śmiechem.

-Weź ty lepiej skup się na drodze, bo naprawdę nie zdążymy...


#


Wszystko było tak jak sobie wymarzyłam. No poza tym, że Tom zapomniał o obrączkach... cóż, jestem w stanie mu to wybaczyć. W końcu przecież po nie wrócił i zaraz będzie z nami. Teraz to dopiero się stresuję... Gdy zobaczyłam ołtarz w pełnej gotowości, to aż nogi się pode mną ugięły. Było naprawdę pięknie. Goście już siedzieli na swoich miejscach, ksiądz także był gotowy. Zostało nam kilka minut do planowanego rozpoczęcia ceremonii. Jakoś wcale mi nie przeszkadzało, że Tom jeszcze nie dojechał... stres zupełnie mi wszystko przyćmiewał.

-No siostrzyczko, gdzie ten twój książę?- Melanie, podeszła do mnie uśmiechając się wesoło.

-Już jedzie... matko, ale jestem zdenerwowana... cała się trzęsę.

-Spokojnie, kilka minut i ci przejdzie.- Stwierdziła z przekonaniem.- W ogóle, to ja powinnam pierwsza wychodzić za mąż, jestem starsza.- Dodała marszcząc brwi.

-Więc zaszły zmiany w tej tradycji...

-Najwyraźniej.- Zaśmiała się.- No, ale w końcu ja nie mam żadnych zasad...- Mówiąc to położyła ręce na swoim brzuchu, który już wyraźnie się odróżniał od pozostałych części ciała. Już za kilka miesięcy będę ciocią, jakie to fajne...

-Carmen...- Bill, przerwał nam naszą rozmowę ciągnąc mnie gdzieś na bok bez wcześniejszego uprzedzenia.

-Ej noo... ja rozmawiam z siostrą, trochę kultury może, hę?- Wytknęłam mu oburzona, jednak spoważniałam widząc jego niewyraźną minę.- O co chodzi?

-O Toma.

-O Matko... nie przyjedzie?! Wystraszył się?! Zmienił zdanie!?- Zaczęłam rzucać jakimiś hipotezami, które od razu przyszły mi do głowy. W końcu takie rzeczy się zdarzają... nie tylko na filmach.

-Nie zmienił zdania...- Uspokoił mnie.- Ale nie może teraz przyjechać, bo jest w szpitalu...

-Co?!

-Jechał z Andreasem i mieli wypadek...- Nie miałam zamiaru go dłużej słuchać. Nie zwlekając, ani chwili pobiegłam w stronę samochodów nie przejmując się jego nawoływaniem. Zupełnie przestałam myśleć. Serce nagle zaczęło walić mi jak oszalałe ze strachu, cholernie się bałam... choć nie wiedziałam do końca co się stało. Nie trudno było się domyślić, że mieli wypadek... Boże, dlaczego? Dlaczego! I to jeszcze dzisiaj... ale to nieważne. Nieważny jest ślub i to wszystko, najważniejszy jest Tom. Muszę z nim teraz być...

-Proszę mnie zawieźć do szpitala!- Rozkazałam kierowcy, który patrzył na mnie ze zdumieniem.- Natychmiast!

-A ślub?

-Do szpitala.- Powtórzyłam dobitnie i zatrzasnęłam za sobą drzwi samochodu.- Zależy mi na czasie.- Dodałam patrząc na niego groźnie. Byłam zdolna do wszystkiego. Tu chodzi o życie mojego narzeczonego! Chyba umrę... jemu nie mogło się nic stać, po prostu nie mogło...


###


Witam, w najpiękniejszym miesiącu całego roku xD


Wiecie, że mi się nawet publikować nie chce? ^^ Przecież to takie męczące, zalogować się na bloga, skopiować odcinek i go wkleić oo a wcisnąć "publikuj" to już wgl. xd

I zastanawiam się po co zaczynałam nowe opowiadanie, skoro tak się rozleniwiłam xd Na szczęście z pisaniem idzie mi lepiej niż z publikacją xd

A nowe opowiadanie musiałam zacząć, bo mam już dosyć swoich aktualnych xD Potrzebuję małej odskoczni, a tamto jest nieco inne, jak niektórzy z Was zdążyli zauważyć.


I cokolwiek byście nie myśleli o tym odcinku, pamiętajcie- Ka. nie jest wredna xD

Mnie się on podoba ;p

Pozdrawiam ;**