wtorek, 28 kwietnia 2009

49. 'Koniec...'

 

Opadłam wykończona na pościel z zamiarem natychmiastowego zaśnięcia. Byłam wykończona całodniowymi zakupami z Sarą. W dodatku jeszcze potem się obraziła, bo zaczęłam jej nawijać o tym jak doskonale pasuje do swojego przyjaciela. Chciała, abym zawsze była z nią szczera, więc jestem. Jednak ona uparcie twierdzi, że nic poza przyjaźnią ich nie łączy i to się nie zmieni.

Mnie też nic poza przyjaźnią nie łączyło z Tomem, do czasu...


Zamknęłam oczy i wtuliłam się w poduszkę. Było mi tak dobrze, cisza, spokój... tylko ja i moje łóżko. Już nigdy więcej zakupów. Następnym razem będę zamawiała prezenty przez internet.

-Carmen, wstawaj.- Nie byłam pewna, czy ten głos, który do mnie docierał nie był wytworem mojej wyobraźni. Otworzyłam jedno oko, a potem drugie i przewróciłam się na plecy, aby następnie rozejrzeć się po pokoju w poszukiwaniu właściciela owego głosu.

-Melanie!- Zerwałam się na równe nogi rzucając się na siostrę.- Ty wariatko! Gdzieś ty była!? Chcesz, żebym oszalała?! Czemu nie dzwoniłaś?!

-Uspokój się. I puść mnie.- Mruknęła odsuwając się ode mnie.- Trzeba sprzątać, niedługo święta.

-Oh, daj spokój. Wyjeżdżamy! Nie musimy nic robić.- Oznajmiłam z entuzjazmem, który znowu zaczął mnie rozpierać, a jeszcze przed chwilą byłam wręcz padnięta.

-Nie mogę wydawać pieniędzy na takie głupoty.- Skrzywiła się i usiadła na łóżku.

-To nie są głupoty. Musisz odpocząć, należy ci się. Poza tym, nie wydasz żadnych pieniędzy. Może poza tymi na bilet, który mogę ci kupić... - Zaoferowałam. Nie wyobrażałam sobie świąt bez siostry. To moja jedyna rodzina!

-Przestań, to twoje pieniądze. Zainwestuj je w coś pożytecznego, miałaś tańczyć...

-I będę, w dodatku nie ja będę w to inwestowała, ale ktoś we mnie.- Pochwaliłam się z szerokim uśmiechem po czym przysiadłam się do niej.- Dostałam ciekawą ofertę pracy w teatrze, czekam tylko na szczegóły, ale to po nowym roku.

-Świetnie. Cieszę się, że ci się w końcu układa.- Uśmiechnęła się niewyraźnie, choć wiem, że się starała. Cóż, jej nie jest tak łatwo, jak mi. Teraz to ona ma problemy. Role się odwróciły.

-Gdzie byłaś?- Zapytałam w końcu. Te pytanie gnębiło mnie przez całą jej nieobecność.

-Nieważne. Musiałam przemyśleć parę spraw, myślałam, że uda mi się wziąć w garść, ale jak widać... nic z tego nie wyszło. I tak szczerze, nie mam ochoty na żadne wyjazdy...

-Mel, nie rób mi tego... Musisz z nami jechać, nie zostawię cię samej w święta.- Mówiłam starając się na nią jakoś wpłynąć. Chciałam przekonać ją do tego wyjazdu, w innym wypadku i ja nigdzie nie pojadę.

-Nie przejmuj się mną i baw się dobrze. Ja naprawdę sobie poradzę.- Zapewniła mnie, w co ani trochę nie uwierzyłam. Myśli, że mnie oszuka? To jest w błędzie. Ona mnie nie zostawiła, gdy potrzebowałam pomocy, więc i ja tego nie zrobię. Skoro chce zostać, to i ja zostanę. W chwili obecnej najważniejsze jest zdrowie psychiczne mojej siostry. Nigdy bym sobie nie wybaczyła, gdyby coś jej się stało pod moją nieobecność.

-Wobec tego, jutro rano wstajemy i sprzątamy.- Zarządziłam i podniosłam się z miejsca.- Albo nie...Ja sprzątam, a ty zajmujesz się zakupami. Mam już dosyć sklepów...


#


Wszedł do kuchni od razu otwierając usta, aby poinformować o czymś brata, lecz nie zdążył nic powiedzieć, gdyż ten go uprzedził i wstał z miejsca.

-Carmen dzwoniła, mówiła, że wypadło jej coś ważnego i że nie pojedzie do Loitshe.. musi zostać z Melanie, bo coś tam....- Wyrecytował, na co dredziarz uniósł brwi nic nie rozumiejąc.- Mówiąc prościej, tak aby to twój móżdżek pojął... Carmen nigdzie nie jedzie.

-Jak, to?!

-Mnie się nie pytaj. To twoja dziewczyna.- Wzruszył ramionami i opuścił pomieszczenie pozostawiając brata w osłupieniu. Chłopak złapał za telefon i bez dłuższego namysłu wybrał numer blondynki. Może Bill sobie żartował? Bo właściwie, dlaczego nie zadzwoniła do niego? To niemożliwe, żeby się rozmyśliła, przecież tak się cieszyła... Co tak nagle się zmieniło?

-Tak?- Po kilku sygnałach usłyszał jej głos. Westchnął ciężko obawiając się tej rozmowy. Nie wyobrażał sobie świąt bez niej.

-Cześć, kochanie. Możesz mi powiedzieć, dlaczego zmieniłaś zdanie?- Od razu przeszedł do sedna sprawy. Miał nadzieję, że jeszcze uda się to odkręcić. Może jest jakieś rozwiązanie.

-Ah... przepraszam cię, ale muszę zostać. Melanie nie chce nigdzie wyjeżdżać, a ja nie mogę zostawić jej samej. Proszę, nie gniewaj się na mnie...

-Ale... mieliśmy spędzić ten czas razem, mówiłaś, że twoja siostra jest już w lepszym stanie.- Stwierdził przygaszonym głosem. Był już prawie pewien, że nic nie zdziała. Jej głos mówił wszystko.

-Nie zostawię jej samej w święta. I tu nie ma nic do rzeczy jej stan. To jest moja jedyna rodzina, chyba rozumiesz, że nie mogę jej zostawić, ona też ma tylko mnie. Nie chcę jej do niczego zmuszać. Ostatnio wiele przeszła... skoro chce zostać w domu, tak będzie.

-Jasne... rozumiem. Mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy przed wyjazdem.- Powiedział starając się uszanować jej decyzję. Nie było mu łatwo. Jego plany legły w gruzach, tak bardzo chciał, aby ten wspólnie spędzony czas podczas świąt był dla nich magiczny i piękny. Bez niej, to nie będzie to samo. Mógłby zostać, ale nie zrobi tego swojej mamie.

-Na pewno, nie puszczę cię bez pożegnania.- Można było wyczuć, że się uśmiecha. Zdawał sobie sprawę, że dla niej też jest to ważne. Nie mógł się na nią złościć. Zrozumiał.

-Przyjdę przed wyjazdem.- Zapewnił ją, sam nie dopuszczając do siebie innej myśli.

-Tom...

-Tak?

-Kocham cię bardzo.- Cudownie było to usłyszeć w takiej chwili. Chociaż miał nadzieję, że może usłyszy coś innego...

-Ja ciebie też. Do zobaczenia.

-Pa...- Rozłączyła się, a jemu pozostał już tylko okropny sygnał dudniący w uchu...


#


Od samego rana chodziłam struta i udawałam, że wszystko jest w porządku. Było mi cholernie źle, ze świadomością, że spędzę święta bez Toma. Ale tak samo bym się czuła, gdybym miała je spędzić bez Melanie. Trudno. Będzie jeszcze nie jedna okazja. A tymczasem... mam na głowie cały dom, każdy kąt i najmniejszą odrobinę kurzu. Mam nadzieję, że zdążę zrobić wszystko zanim przyjdzie Tom. Na samą myśl o tym pożegnaniu robi mi się niedobrze.

Oczywiście Melanie starała się mnie przekonać , abym się nią w ogóle nie przejmowała i nie rezygnowała z wyjazdu, ale nie ma w ogóle takiej opcji, w końcu to moja rodzina. A święta spędza się z rodziną i już.

Właśnie sprzątałam pod stołem kiedy rozległ się dzwonek i oczywiście musiałam zarobić głową w kant. Zamroczyło mnie na moment, lecz szybko się otrząsnęłam i podreptałam do przedpokoju, aby otworzyć...

-Co ty tutaj robisz?!- Myślałam, że wejdę w ziemię. Żałuję, że nie miałam przy sobie jakiegoś narzędzia, chociażby miotły. Dokonałabym wtedy morderstwa i nie obchodzi mnie, jakie byłyby tego konsekwencje. Nie sądziłam, że mogłabym mieć dzisiaj gorszy humor, a jednak. Wystarczy, że przyjdzie taki chory na głowę dupek i ciśnienie człowiekowi podskakuje.

-Spokojnie...przychodzę w pokoju.- Zakomunikował na wstępie. Akurat! I ja mam niby w to wierzyć? Kto, jak kto, ale ten osobnik nawet w marzeniach nie kojarzy mi się z dobrymi zamiarami.

-W pokoju? Kpisz sobie ze mnie?- Prychnęłam patrząc na niego ze wściekłością. Oh, dlaczego wzrok nie zabija?

-Nie. Przemyślałem wszystko, wziąłem sobie twoje słowa do serca.... a, że zbliżają się święta...przyszedłem przeprosić. To dla ciebie.- Jego ton głosu jeszcze nigdy nie był tak spokojny i uprzejmy, normalnie jakbym rozmawiała z innym człowiekiem. Do tego wręczył mi kwiaty. Jakoś nie mogłam uwierzyć w to co powiedział, czułam się bardzo niepewnie. To było co najmniej podejrzane. - Nie patrz tak na mnie. Wiele zrozumiałem... nie będę niszczył twojego szczęścia, bo cie kocham i chcę, żebyś była szczęśliwa.

-Pijany jesteś?- Zamrugałam oczami nie wiedząc już, co myśleć, a tym bardziej co robić. To jakiś żart? Błagam!

-Nie. Naprawdę przyszedłem przeprosić. Już nie będę ci się naprzykrzał. Rozumiem, że nie mam szans więc się wycofuję, ale mam nadzieję, że będziemy mogli się widywać... jako znajomi tylko...Ja nawet znalazłem sobie dziewczynę... jest mi głupio, że tak cię traktowałem... i wiem, że możesz mi nie wybaczyć. Uszanuję każdą twoją decyzję. Tylko proszę... nie odtrącaj mojej przyjaźni...- Spuścił skruszony głowę, a mnie dosłownie zamurowało. Z wrażenia nie mogłam się nawet ruszyć, nie mówiąc już o tym, że z moich ust nie chciało wydobyć się żadne słowo. Czy przede mną stoi Herry? TEN Herry? Nie wierzę. To musi być jakiś podstęp... Tak nagle się zmienił? Że niby moje słowa do niego dotarły? Uh...- Porozmawiasz ze mną? Czy mam sobie iść...- Uniósł na mnie swoje przygaszone spojrzenie. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na kolor jego oczu, były niesamowicie brązowe, prawie, że czarne. Mogłyby przerażać, ale we mnie wzbudzały współczucie. Było mi zwyczajnie szkoda tego chłopaka. Wiem, że to głupie... przecież chciał mnie zniszczyć, ale... chyba coś się zmieniło skoro tu teraz jest i przeprasza. Mówi do mnie inaczej niż zwykle, patrzy w inny sposób. I właściwie stawia mnie pod ścianą... ale to akurat robił zawsze.

-Carmen.- Zanim zdążyłam otworzyć usta do moich uszu dobiegł kolejny znajomy głos. I znowu byłam wielce zaskoczona, gdy ujrzałam Alexa. Myślałam, że po tym, co jego brat zrobił mojej siostrze już go nie zobaczę. Boże, co się dzisiaj dzieje?

-A ty co tu robisz? Masz czelność się pojawiać po tym co zrobił twój brat?- Powiedziałam nieprzyjemnie obrzucając go wrogim spojrzeniem, gdy stanął obok bruneta.

-Chciałem pogadać...

-Nie mamy o czym. Nie przychodź tu więcej. Nie chce was znać, jesteście siebie warci.- Stwierdziłam stanowczo, ale chyba nie wystarczająco, bo nie miał zamiaru się poddać.

-Proszę wysłuchaj mnie... przecież to nie ja ją zostawiłem.

-Nie mam czasu, nie widzisz, że rozmawiam? Idź stąd!- Fuknęłam na niego. Nie miałam zamiaru z nim gadać. Nie obchodzi mnie, co ma mi do powiedzenia, tak samo jak fakt, że nie miał nic wspólnego z tym co Kevin zrobił mojej siostrze.

-Proszę.

-Nie!- Uniosłam się nie wiedząc już, jak mam przemówić, aby zrozumiał. Faceci są naprawdę tępi.

-Ale daj sobie coś wyjaśnić...

-Hej, nie słyszysz, że ona nie chce z tobą rozmawiać?- Tym razem, to Herry zwrócił się do blondyna, co mu się wyraźnie nie spodobało. Szlag by ich obu.

-Nie wtrącaj się, nie twoja sprawa.

-Skoro nie rozumiesz, co się do ciebie mówi, to mogę ci to wytłumaczyć w trochę inny sposób... albo wskażę ci drogę do furtki, bo może zapomniałeś?

-Nie wiem skąd się urwałeś koleś, ale się odwal. Chcę porozmawiać z Carmen na osobności, więc lepiej ty stąd spadaj.

-Ja tu byłem pierwszy, poza tym...

-Przestańcie!- Krzyknęłam mając już dosyć ich idiotycznej dyskusji. Jeszcze trochę i by się na siebie rzucili.

-Co tu się dzieje? - Zastygłam w miejscu słysząc ten jeden, jedyny głos. Chyba serce mi stanęło, z przerażeniem wpatrywałam się w chłopaka stojącego za Alexem. Wszyscy milczeli, a ja nie wiedziałam co powiedzieć. Znowu! Jak mam mu to wytłumaczyć?! Może, tak po prostu?

-Tom, dobrze, że jesteś... chodź do środka...

-Jesteś pewna? Wydaje mi się, że przeszkadzam.- Skwitował z nutką ironii w głosie. Widziałam, jak uważnie lustruje wzrokiem dwie postaci stojące przede mną, a następnie mnie i kwiaty, które trzymałam w dłoniach...

Po prostu koniec.

 

###

 

Odnosząc się do tytułu notki... coraz częściej mam ochotę wyrzucić te opowiadanie do kosza. Gdy zaczynałam je pisać miałam inne plany, miało wyglądać inaczej, ale ja chyba nie potrafię.

Z drugiej strony, nie chcę zakończyć tego z dnia na dzień... dlatego myślę, że zrobię sobie przerwę na jakiś czas, ale to dopiero po 50 części, która jest już gotowa i bardzo chętnie pozbędę jej się z komputera.

Nigdy nie zapisywałam w opowiadaniach moich niespełnionych marzeń. Opowiadania są drugim światem, przerwą od realnego życia. Nie mam żadnej obsesji, nie jestem od tego uzależniona i mogę to skończyć, ale nie chcę bo lubię pisać i lubię czytać, to co piszą inni. Skoro można czytać i pisać książki o wymyślonych postaciach można też czytać i pisać opowiadania o gwiazdach. Nie wiem, dlaczego niektórzy sądzą, że to głupie, czy dziecinne... nie jestem głupią dziewczynką zakochaną w idolach i wyobrażającą sobie Bóg wie co z ich udziałem.

Odbiegłam trochę od tematu...ale musiałam to napisać. Ostatnio ktoś wzbudził we mnie wzburzenie wypowiadając się na ten temat, to i tak nie jest wszystko co chciałabym powiedzieć, ale nieważne.

Więc, kolejną notkę przewiduję na koniec tego tygodnia bądź początek następnego i mam nadzieję, że po przerwie tu wrócę i mimo beznadziejności tego opowiadania, dokończę je.

pozdrawiam. 

 

 

poniedziałek, 20 kwietnia 2009

48. 'Osoby, ważniejsze...'

 

Wraz z Sarą przemierzałam centrum handlowe w poszukiwaniu prezentów. Skoro niebawem święta, najwyższy czas coś kupić. Poza tym dawno nie spędzałam czasu ze swoją przyjaciółką, a to wszystko przez Toma. Nie, żeby on robił coś złego, ale normalnie... zapomniałam o całym świecie.

Ah, co ta miłość robi z ludźmi...

-Co właściwie chcesz kupić?- Zapytała rozglądając się dookoła w poszukiwaniu jakiegoś fajnego sklepu. A żebym ja wiedziała, czego chcę...

Wzruszyłam ramionami i przypatrzyłam się wystawie z zabawkami. To akurat nie jest odpowiedni sklep... chociaż, czemu nie? Może kupiłabym jakiegoś misia? Albo samochodzik! Tom na pewno byłby w siódmym niebie.- Ej, Carmen... czy to nie jest...Herry?- Blondynka szturchnęła mnie w ramię jednocześnie swoimi słowami drastycznie sprowadzając na ziemię. Szybko spojrzałam we wskazaną mi stronę i aż się zapowietrzyłam ze złości. Naprawdę mam tego serdecznie dosyć.- Przecież go zamknęli, co on tu robi?

-Już dawno jest na wolności.- Oświadczyłam i odetchnęłam głęboko.- Zaczekaj tu na mnie.- Rozkazałam chcąc ruszyć, lecz nie zdążyłam, bo złapała mnie za ramię.

-Co ty chcesz zrobić? Nie idź do niego. Oszalałaś?

-Daj spokój, już to z nim przerabiałam. Zawsze kończy się na słowach. Nie martw się, doskonale sobie z nim poradzę.- Zapewniłam ją, po czym podążyłam w jego stronę. Najwyżej go zabiję na oczach wszystkich ludzi. Przynajmniej będę miała spokój. Zresztą równie dobrze mogłabym zadzwonić na policję, dlaczego jeszcze tego nie zrobiłam?

Stał oparty o ścianę i patrzył na mnie bezkarnie, jak gdyby nigdy nic. Coś takiego doprowadza mnie do szału.!

-Chyba ostatnio mnie nie zrozumiałeś.- Zaczęłam rozwścieczona. Nie mogłam nawet na niego patrzeć.

-To ty zrozum, że nie odpuszczę. A chyba bardzo ci zależy, aby twój związek z tym gitarzystą przetrwał.- On nie ma pojęcia na jaką ścieżkę wchodzi. Ten temat jest wyjątkowo drażliwy.

-Nie ukrywam, że z przyjemnością bym się ciebie pozbyła.- Wyznałam starając się być bardzo spokojna i uprzejma. Chyba nie ma, po co urządzać przedstawienia dopóki nie będzie to konieczne. Zdaje sobie sprawę, że już to z nim przerabiałam, ale jednak mam nadzieję, że może zmienił zdanie i się dogadamy.- Jesteś ładny, a może nawet fajny. Masz inteligentną twarz, więc słuchaj i staraj się zrozumieć. Między nami nigdy nic nie było, może raz się zdarzyło, że byłam pijana i nieświadoma tego, co robię dlatego też, coś zaszło. Ale gwarantuje ci, że nic nie pamiętam i że wcale tego nie chciałam.- Wyrecytowałam patrząc na niego wrogo.

-Ale to się stało i dałaś mi nadzieję. Nigdy nie zwracałaś na mnie uwagi, a ja skakałem wkoło modląc się, abyś na mnie spojrzała. Kochałem cie od zawsze, a ty mnie ignorowałaś. Jakbym nie istniał! Wcale nie chciałem cie krzywdzić, ale nie pozostawiasz mi wyboru.- Oznajmił, co mnie nieco zaskoczyło jednak nie dałam się omotać. Nie uwierzyłam mu, że mnie kocha. On jest nienormalny.

-To wyobraź sobie, że ty kochasz mnie, a ja ciebie nie. A mało tego! Ja kocham innego i to z wzajemnością, więc teraz inteligentnie oblicz swoje szanse.- Wycedziłam z satysfakcją.- Dla mnie nadal nie istniejesz.- Dodałam jeszcze zanim się odwróciłam i odeszłam. Nic nie opisze tego, co poczułam. Tej olbrzymiej ulgi, moja satysfakcja nie miała granic. Jeszcze chyba nigdy nie czułam się tak pewnie. Dosłownie, jakbym wbiła mu nóż w serce. Jestem zła? Podła? Bezduszna? Normalnie, zimny drań ze mnie.

Wróciłam do Sary, która wyglądała na dość zdenerwowaną, zupełnie niepotrzebnie.

-To gdzie idziemy?

-Co ty mu powiedziałaś? Carmen, on jest niebezpieczny. Nie powinnaś...

-Sara, przestań. To zwykły gówniarz.- Ucięłam i posyłając jej znaczące spojrzenie weszłam do wcześniej upatrzonego sklepu. Blondynka w dalszym ciągu ze zdezorientowaną miną, poszła w moje ślady. Nie rozumiem, czym tu się w ogóle przejmować?


Wspaniale, teraz tylko prezent i spotkam się z Tomem. Co ja zrobię, gdy on wyjedzie w trasę? Przecież nawet kilka godzin bez niego jest dla mnie męką. Ciężko będzie...- Ah... i jakbyś mogła...- Zatrzymałam się nagle przypominając sobie o czymś.- Nie mów nikomu o tym, okej?- Nie mogłam dopuścić, aby Tom w jakikolwiek sposób się o tym dowiedział.

-Tom nic nie wie? Rozmawiasz sobie z tym psychopatą i nikt nic o tym nie wie?!- Uniosła się wielce zszokowana, jakby to było co najmniej przestępstwo. Przecież ja wyraźnie dałam jej do zrozumienia, że się nie boję, a nawet nie mam czego się bać.

-Nie chcę nikogo w to mieszać, a już na pewno nie Toma.- Wyjaśniłam krótko i stanowczo- Proszę zachowaj to dla siebie. Naprawdę wszystko jest w porządku, nic mi nie grozi.- Zapewniłam ją. Nie mogłam już patrzeć na jej zaniepokojoną minę.

-Carmen, nie powinnaś... musisz zgłosić na policję, że on cie nachodzi...

-Nie nachodzi mnie.- Zaprzeczyłam marszcząc brwi.- Posłuchaj, mogłabym iść na policję i powiedzieć, co tylko bym chciała, tylko pytanie, po co? Co mi to da?

-Jak, to co?! Ty chyba zwariowałaś.!

-No, to zobacz. Zgłosiłam na policję, że mi groził i zastraszał, no i co? Chodzi sobie teraz po centrum handlowym. Powiedz, co się zmieniło? Nic. Miałam tylko trochę spokoju. Nawet miesiąc nie minął.- Wyrecytowałam próbując ją uświadomić, że policja w niczym mi nie pomoże.- A ja nie mam ochoty męczyć się z jakimś kretynem w sądzie. Poza tym mam dobre serce, więc mu odpuszczę.

-Ale on nie odpuści tobie.- Zauważyła dalej patrząc na mnie z wyrzutem, jakbym robiła coś złego.

-Odpuści. Uwierz mi. A teraz zapomnijmy o tym i zajmijmy się zakupami.- Zakończyłam temat i odwróciłam się w stronę półek z zabawkami.

-Obiecaj, że jak coś będzie nie tak, powiesz mi o tym.- Stanęła przede mną z miną pełną grozy.

-Obiecuję, ale wszystko będzie w porządku... chyba, że pokłóciłabym się z Tomem o to, co ma być na obiad...- Przewróciłam teatralnie oczami jednocześnie chcąc ją trochę rozbawić. Ale ja nie wiem, co jej dolega. Ostatnio jest strasznie uparta i trudno do niej dotrzeć.

-Wiesz, ja jak zawsze mam złe przeczucia.- Mruknęła wzdychając ciężko. A to dziwne, bo ona zwykle myśli pozytywnie... coś tu jest nie tak... złe przeczucia? To przecież nie Sara...ona zawsze ma same dobre przeczucia...


#


-Nie zgadniesz, kto dzwonił.- Czarnowłosy usiadł obok brata z niezbyt przekonującym uśmiechem. Od razu było widać, że coś mu się nie podoba. Tom posłał mu pytające spojrzenie oczekując, iż go oświeci, gdyż na chwilę obecną nie przychodziła mu do głowy, żadna konkretna osoba pasująca do miny brata.- Amelia, we własnej osobie.

-Amelia? Do ciebie?- Zapytał zaskoczony, na co ten prychnął niczym rozwścieczały kot. Jeszcze tego brakowało, żeby ta dziewucha dzwoniła do niego.

-Nie. Do ciebie. No, ale pozwoliłem sobie powiedzieć, że jesteś zajęty.- Uśmiechnął się ironicznie, a gitarzysta aż roztwarł usta z wrażenia.

-Co? Dlaczego!?

-A po co masz z nią gadać?- Wzruszył ramionami w ogóle nie przejmując się oburzeniem blondyna.

-Bill od kiedy decydujesz, o tym z kim rozmawiam? Halo! Dzwoniła do mnie!- Uniósł się patrząc na niego ze złością.- Jak mogłeś?!

-Normalnie. Daj sobie spokój. - Mruknął biorąc do ręki gazetę.

-A jakby dzwoniła Sara i powiedziałbym jej, że nie masz czasu?- Wycedził zirytowany Tom patrząc na niego morderczym wzrokiem. Nie dość, że odstawił mu taki numer, to jeszcze teraz go ignoruje zamiast rozmawiać.

-To co innego, Tom.- Oświadczył poważnym tonem, jakby nie chciał słyszeć sprzeciwu. Dla niego to były dwie zupełnie różne sprawy, bo zupełnie dwie różne dziewczyny. Jednak nie cieszyło go zachowanie brata. Teraz, gdy Tom jest z Carmen sądził, że w ogóle się tym nie przejmie. Przecież Amelia nic dla niego nie znaczy, a przynajmniej powinna...

-Nie prawda.

-Daj już spokój, co? Następnym razem dam ci ten cholerny telefon i będziesz sobie mógł świergotać z tą idiotką!- Naskoczył na niego rzucając gazetę na stół.- Tylko, żebyś potem nie przychodził do mnie i nie pytał o radę.- Zakończył i posyłając mu wściekłe spojrzenie wyszedł.

-Sam jesteś idiotą.- Burknął już do siebie niepocieszony. Nie rozumiał o co chodzi Billowi. Zrobił się jakiś uparty i nadąsany, cały czas ma do niego same pretensje. Co jest złego w rozmowie ze znajomą?

Po chwili zastanowienia wyciągnął z kieszeni telefon z zamiarem oddzwonienia do brunetki. Może miała jakąś ważną sprawę skoro zadzwoniła? Jednak zanim zdążył wejść w książkę telefoniczną dostał sms-a. Zmarszczył brwi z zaciekawieniem odbierając wiadomość. Poczuł dziwne ukłucie, gdy przeczytał imię nadawcy. Carmen.

-„Kocham Cię, Inteligencie! :*”- Uśmiechnął się pod nosem czując przyjemne mrowienie w brzuchu. Od niedawna zdarzało mu się to bardzo często i podobało mu się to, coraz bardziej.

-„Ja Ciebie bardziej, moja słodka Carmelko! :*”- Wystukał w szybkim tempie odpowiedź i bez najmniejszego wahania wcisną „wyślij”. Zadowolony z siebie schował komórkę w poprzednie miejsce.

Już jakoś nie czuł potrzeby dowiedzenia się w jakim celu dzwoniła Amelia. Jeżeli to byłoby coś ważnego na pewno poprosiła by Billa, aby przekazał... a Bill mimo wszystko by to zrobił, aż tak podły nie jest.

Z dnia na dzień czuł się szczęśliwszy, brakowało mu tego przez całe życie. Tej jednej osoby, która sprawia, że unosi się nad ziemią i jest w stanie, w jednej chwili rzucić wszystko. Bo są spawy, ważne i osoby, ważniejsze...


#


Wyszczerzyłam się jak głupia do telefonu, przez co moja przyjaciółka spojrzała na mnie z niepokojem. Wyglądam źle? No, może zachowuję się dziwnie, ale... dobrze mi z tym! Niech sobie myślą, że jestem wariatką... nie obchodzi mnie to. Ważne, że ja wiem kim jestem i osoba, którą kocham też to wie.

-Nigdy nie znałam cię z tej strony.- Odezwała się Sara nadal nie spuszczając ze mnie wzroku. Schowałam telefon i spojrzałam na nią posyłając jej uśmiech. No, jak mogła mnie znać z tej strony skoro pierwszy raz kogoś tak pokochałam? To już nie jest zabawa. Ja to zrozumiałam, więc czas, aby i ona zrozumiała. Nie chce, żeby do końca życia patrzyła na mnie jakbym się zerwała z choinki.

-A czy ja kiedyś się zakochałam?

-Hm... kiedy to było...- Zamyśliła się na dłuższą chwilę, czego nie zrozumiałam, bo przecież odpowiedź jest jedna. NIE. To znaczy, teraz tak, ale kiedyś nie. Nawet to jest skomplikowane.- O, to chyba był ten... jak on miał...Johnny Depp?- Popatrzyła na mnie z zapytaniem, na co ja wybuchnęłam śmiechem. Myślałam, że zaraz spadnę z krzesła. W dodatku wszyscy ludzie przebywający w kawiarni zwrócili na mnie swoją uwagę... uh...

-Nie, to chyba był ten drugi...- Odparłam próbując zachować powagę, ale to przekroczyło moje wyobrażenia. Tak naprawdę nie wiem, co w tym śmiesznego, ale zwaliło mnie z nóg.

-Przepraszam... co panie zamawiają?- Nagle usłyszałyśmy delikatny głos starszego mężczyzny, który najprawdopodobniej był kelnerem. A już myślałam, że będziemy tak siedzieć do następnego dnia i nigdy się nie doczekamy kogoś kto by nas obsłużył. Najwyraźniej mój śmiech go ściągnął...

-Nie panie, ale panny, proszę pana.- Uśmiechnęłam się do niego szeroko, na co zareagował posyłając mi swój serdeczny uśmiech.- Ja poproszę sok pomarańczowy i ciastko karmelowe. Duże, ciastko.- Zaznaczyłam w dalszym ciągu z bananem na twarzy. Mój dobry humor przeszedł chyba oczekiwania Sary, bo wyglądała na zdumioną.

-Oczywiście, duże ciastko i sok. A dla panienki?

-Cappuccino...śmietankowe.- Odparła, po czym miły pan odszedł skinąwszy przed tym głową.

-Wiesz, co? Tak sobie myślę, że powinnam oprócz tego, co już kupiłam Tomowi, kupić jeszcze coś... takiego bardziej wyjątkowego...- Zaczęłam temat oczekując jakiejś rady. Nie chciałam dawać mu byle czego, bardzo mi zależy na tych świętach.

-Wyjątkowego? No, nie wiem co można wyjątkowego kupić chłopakowi.- Zmarszczyła brwi.

-To będą pierwsze święta, które spędzimy razem...

-Oh, mówisz, jakbyście byli ze sobą z rok...

-A bo ty nie rozumiesz.- Mruknęłam podpierając rękami brodę.- Jak będziesz z Billem, to zrozumiesz...- Dodałam zupełnie się zapominając... chyba za wcześnie odpłynęłam do swojej krainy...

-Że, co!?

 

###

 

Normalnie zupełnie nie wiem, za co mam się łapać, a więc żeby nie sfiksować (chociaż sądzę, że już dawno to zrobiłam ;D) opublikowałam...

Sama siebie nie poznaję, nigdy nie przeżywałam ważnych sprawdzianów, a tymczasem teraz mam wszelkie obawy i w ogóle nie mam pojęcia, co będzie po jutrze... Jestem w stanie nawet zapomnieć, jak sie nazywam xD

Ja rozumiem, że można się denerwować przed egzaminem, ale żeby tak dwa dni przed?

A co do notki, to ja nic nie mówię...

ale mam nadzieję się postarać żeby nie było tak kolorowo, oczywiście mówię o treści, a nie wyglądzie ^^

I tak z ciekawości zapytam, co sądzicie o sprawie z Tomem? (o ile w ogóle coś wiecie ;p)

pozdrawiam.

 

wtorek, 14 kwietnia 2009

47. 'Miłość kwitnie...'

 

Słońce już chyliło się ku zachodowi, a na dworze robiło się coraz chłodniej. Jednak nam to nie przeszkadzało. Można by powiedzieć, że wcale nie czuliśmy zimna. Szliśmy chodnikiem trzymając się za ręce, jak prawdziwa para. Zawsze o tym marzyłam- spełniło się.

Chciałam mieć kogoś, przy kim będę czuła się bezpieczna i kochana, kolejne marzenie- spełniło się. Chyba mam już wszystko. Wspaniałych przyjaciół, silną i wytrwałą siostrę, cudownego chłopaka... potrzebuję czegoś więcej? Życie mi się układa, jak jeszcze nigdy. Może czas niepowodzeń i cierpienia dobiegł końca? Mam nadzieję. Chciałabym, aby było już tak zawsze.

Te beztroskie uczucie wypełniające duszę. Motylki w żołądku, rozpierająca energia. Jakbym zaczęła żyć na nowo. Czy to jest możliwe? Nie sądziłam, że miłość może wzbudzić taką siłę.

A czy ja w ogóle kiedykolwiek przypuszczałam, że tak szybko odnajdę miłość? Raczej nie.

Zawsze byłam zajęta innymi sprawami i nie przejmowałam się, czy w końcu przestanę być sama, chociaż gdzieś w głębi miałam marzenia, jak każda dziewczyna. W sumie, to mam bardzo ciekawe życie. Dopiero osiemnastka na karku, a już tyle się wydarzyło... może napisałabym książkę?

Tak, na pewno stałabym się sławną pisarką. Ale może póki co zajmę się tańcem, a później będę myślała co dalej... zresztą... po co planować? Co będzie, to będzie. Trzeba żyć chwilą i żyć do samego końca. Wyciskać z tego życia wszystko co się da.. i walczyć o swoje.

Mnie się chyba udaje... cóż, zgarnęłam sobie najlepszego faceta na ziemi...


-Carmen, twoja siostra pojedzie z nami?

-Nie wiem, mogę zapytać jak wróci... jeżeli w ogóle ma zamiar wrócić.- Mruknęłam przypominając sobie o zniknięciu Melanie. Co z tego, że jej zaufałam skoro nadal nie wiem, czy jest wszystko w porządku. Jak ona mogła tak po prostu wyjść i zostawić po sobie tylko małą karteczkę?

Ja się o nią martwię i tu nawet największe zaufanie nie pomoże. To było z jej strony nieodpowiedzialne i niedojrzałe, tak się nie zachowuje dorosły człowiek. Czuję się podobnie, gdy rzekomo została porwana, jednak wtedy nie miałam pewności, że nic jej nie grozi. Zresztą teraz też nie mam. Chyba coś kiepsko z tym moim zaufaniem. Nie chcę się bać, że już więcej jej nie zobaczę...

-Martwisz się o nią?

-Nie. Wiem że nic jej nie jest. Wie, co robi... sam mówiłeś, że nie jest dzieckiem.- Uśmiechnęłam się kładąc głowę na jego ramieniu. W sumie, przy nim nie potrafię się czymkolwiek martwić. Działa na mnie kojąco i nawet najgorsze smutki nie mają wtedy szans.

-O, kupię ci kwiatka!- Okrzyknął nagle i puszczając moją rękę skierował się w stronę jakiejś dwójki ludzi sprzedających róże przy chodniku. Po co mi kwiatek? Ja chce jego rękę! Podążyłam w jego ślady z niewielkim grymasem na twarzy. Chyba popadłam w obsesje, nie wyobrażam sobie nawet jednej małej chwili bez niego. Jak on mógł tak bardzo się oddalić? To, aż cztery metry! W dodatku tam stoi jakaś blondynka. Znając życie, zaraz pewnie będzie go podrywała. O nie. - Dzień dobry, chciałbym... Sara? Bill?- Stanęłam obok niego równie zaskoczona widokiem przyjaciół. Co oni tutaj robią? Bardzo ciekawe.

-Cześć, dawno was nie widzieliśmy.- Rzekł czarnowłosy lustrując nas uważnie wzrokiem, a Tom od razu chwycił mnie za rękę.- Widzę, że miłość kwitnie...

-Ano kwitnie w przeciwieństwie do ciebie, ja nie ...- Nie dokończył, ponieważ ja jako ta rozsądna uderzyłam go lekko w ramię dając tym samym do zrozumienia, aby zamilkł, gdyż jego słowa nie są na tą chwilę odpowiednie. Chyba nie powinien się mieszać w sprawy sercowe brata, bynajmniej nie tak otwarcie. Zapewne Sara by się zmieszała, a Bill już zupełnie nie wiedziałby jak się zabrać do roboty. Moja przyjaciółka jest trudną dziewczyną i potrzebuje trochę więcej czasu niż ja, żeby coś zrozumieć.- Nieważne.

-To, co różyczka dla pana?- Sara wtrąciła się do rozmowy zmieniając temat. Czyżby coś wyczuła? Bardzo możliwe, to ona była zawsze w tym lepsza ode mnie. Wydaje mi się, że doskonale wie, co Tom chciał powiedzieć, a domyśliła się tego po zachowaniu Billa. A skoro się domyśliła, to nie wiem dlaczego nic z tym nie robi. Mam nadzieję, że nie wmawia sobie, że nie chce. To byłoby bardzo niemądre z jej strony. Bowiem ona i Bill to jak dwie połówki jabłka. Idealnie się uzupełniają. Trzeba z nią porozmawiać.

-Poproszę. Ale właściwie, dlaczego wy sprzedajecie róże?- Zapytał marszcząc brwi. Tak, to było pytanie na, które i ja pragnęłam poznać odpowiedź.

-Może brat ci, to kiedyś wyjaśni.- Stwierdziła blondynka i wręczyła mu kwiatka- Gratis, od firmy.- Uśmiechnęła się głupio.

-No, nie. Moja dziewczyna nie dostanie kwiatka z promocji! Ile się należy?

-Sto!- Oświadczył Bill z cwanym uśmieszkiem.- To są najlepsze, najpiękniejsze i najładniej pachnące róże na całym świecie.

-I najbardziej czerwone.- Dodała jego towarzyszka.

-Widzisz kochanie, jakiego ja mam brata? Chce zarobić na własnej rodzinie.- Tom oburzył się wyciągając z kieszeni portfel. Ja natomiast wolałam tego nie komentować i tylko śmiałam się cicho pod nosem. To jest lepsze niż komedia.- A proszę bardzo.- Wręczył chłopakowi banknot, po czym zwrócił się w moją stronę i podarował mi kwiat.- Dla ciebie mogę nawet oddać wszystkie pieniądze.

-Dziękuję.- Uśmiechnęłam się słodko i pocałowałam go w policzek w ramach podziękowań. To naprawdę było miłe. Tak zwyczajnie, bez okazji dostać kwiatka... ja nie dostawałam nawet, gdy była okazja. Dużo się zmieni.

-Ojejeje, jak słodkoo... no po prostu czekoladowy torcik z bitą śmietaną...- Skomentował jego brat. Ktoś tutaj nie ma humorku, a ja chyba wiem dlaczego. Niestety Sara nie podarowała mu całusa i teraz będzie się wyżywał na wszystkich... biedy Billuś. Jeszcze trochę i zacznę ich swatać. Zamiana ról? Tyle, że im to jakoś nie wychodziło... mieli zły plan, albo może niedopracowany. Ale my sami się zeswataliśmy.

-No, dobra. Więc przy okazji powiem wam, że wyjeżdżamy do mamy i jesteście zaproszeni.- Oznajmił już poważnym tonem.- Ale i tak nie macie wyboru, więc oświadczam wam, że jedziecie i macie się pakować.

-No, bardzo zabawne. Wybacz, ale ja odpadam. Mam kuzynkę na głowie.- Sara przewróciła oczami. Ah, kuzynka.. znowuu..Współczuję, że musi się z nią męczyć.

-Nie ma problemu, jedzie z nami.- Wzruszył ramionami, jakby to nie było nic takiego. Żeby tylko tego nie żałował.

-Jesteś pewien?- Zapytała niepewnie. Kiepsko, gdy się nie ma zaufania do rodziny.

-Jasne.- Potwierdził bez zastanowienia- To, co? Mogę powiadomić mamę?

-Ja nie mam nic przeciwko.- Bill był wyraźnie zadowolony, może miał nadzieję, że zbliży się do Sary? No, Boże, co ja tak cały czas o nich myślę. To ich sprawa. Powinnam zająć się sobą i swoim związkiem. No, ale jakby tak... może bym im pomogła? Tak tylko troszeczkę? Nie, nie. Nie będę się w to mieszała. Koniec, kropka. W ogóle nie ma dyskusji, Carmen!

-No, to super. Przygotujcie się na wyjazd za dwa dni. Jeszcze powiadomię was o szczegółach.- Gitarzysta uśmiechnął się szeroko- To my idziemy kontynuować nasz spacerek. Do zobaczenia.- Pożegnał się cały szczęśliwy i pociągnął mnie do przodu. I znowu sami... ah...- Jak myślisz, Bill i Sara, coś ze sobą kręcą?

-Jak na razie chcieliby kręcić. Ale wydaje mi się, że brakuje im dobrego scenariusza.- Podzieliłam się z nim moimi przypuszczeniami, na co on się zaśmiał.

-Będzie cudownie, już się nie mogę doczekać. Aż nie mogę uwierzyć, że spędzę z tobą święta i sylwestra!- Rozpromienił się jeszcze bardziej. Za każdym razem, gdy słyszałam radość w jego głosie przechodziły mnie przyjemne dreszcze, bo miałam świadomość, że jego radość jest spowodowana moją osobą. To wspaniałe uczucie wiedzieć, że znaczy się dla kogoś tak wiele.


#


Starannie poukładała warzywa na kanapkach, a następnie postawiła talerz na stole. Westchnęła ciężko i zalała herbatę gorącą wodą. Nie sądziła, że będzie, aż tak zmęczona, wcześniej tego nie odczuwała. A teraz, nie dość, że nie ma na nic siły, to cały czas myśli o Billu. Ostatnio bardzo dziwnie się zachowuje, jakby coś się zmieniło. Nie przeszkadza jej to, że jest tak blisko niej, ale czy nie za blisko? Te wszystkie z pozoru przyjacielskie gesty, słowa... a może to ona sobie coś wmawia? Nie chciałaby, aby ich przyjaźń się zniszczyła, a jednocześnie czuje nieuzasadnione pragnienie na coś więcej niż tylko przyjaźń. Nawet nie zauważyła, jak czas szybko zleciał i te chwile spędzone w jego towarzystwie, każda inna, każda wyjątkowa na swój sposób, nawet ta przykra, która odeszła już w zapomnienie. Nie mogłaby mu, nie wybaczyć. Teraz już to wie.

-Co ty taka zamyślona? Zakochałaś się?

-Rose, co ty gadasz. Siadaj i jedz.- Nakazała i sama usiadła przy stole wlepiając wzrok w jego blat. Jej kuzynka wcale nie pomagała, a wręcz przeciwnie, powodowała kolejny natłok myśli.- Pojedziesz ze mną i moimi przyjaciółmi do Loitshe?- Wypaliła bez krzty entuzjazmu. Ta propozycja zaskoczyła brunetkę, nie sądziła, że mogłaby zostać zaproszona na wspólny wyjazd skoro jest nielubiana...

-Kiedy?

-Nie wiem. Za dwa dni...- Mruknęła bez przekonania. Można by sądzić, że jej niechęć powinna odstraszać, jednak Rose tylko jeszcze bardziej zachęcała. Miała wielką potrzebę przekonać ją do siebie i pokazać, że się zmieniła.

-Bardzo chętnie. Na pewno będzie fajnie.- Uśmiechnęła się uradowana i wzięła do ręki kanapkę kolejno wkładając ją do ust.

-Na pewno..- Przytaknęła jej wyciągając z kieszeni telefon. Miała nadzieję, że ktoś zadzwoni, choć wcale się z nikim na to nie umawiała. Musiała z kimś porozmawiać, czuła taką potworną złość...-Idę do siebie.

-Sara, czekaj.- Zatrzymała ją przełykając pokarm.- Wbrew pozorom nie jestem głupia i widzę, że mnie nie znosisz. Jeśli tak bardzo ci przeszkadzam, wrócę do domu. Nie ma sensu, żebyśmy obie się męczyły...

-Nie. Daj spokój. Nie jest chyba, aż tak źle...- Zaprzeczyła walcząc sama ze sobą. Najchętniej sama by ją spakowała i wsadziła do pociągu, aby mieć pewność, że jedzie do domu.

-Chyba? Jakbyś mogła, zabiłabyś mnie wzrokiem. Nie wiem, dlaczego od razu mnie skreśliłaś, ale... trudno. Chciałam nawiązać z tobą dobry kontakt, nie udało mi się... będzie lepiej, gdy wrócę do domu. I nie udawaj, że nie chcesz, albo że jest ci przykro. Jakbyś chciała mnie poznać, wiedziałabyś że nie jestem idiotką.- Wyrecytowała z przekonaniem, co nieco zaskoczyło blondynkę. Nie spodziewała się takiego przebiegu akcji. Było jej trochę głupio, lecz to uczucie szybko zamieniło się w gniew...

-Ale ja wcale... uh! Właśnie tak uważam. Jesteś pustą, głupią idiotką, która ma w głowie tylko facetów i modę!- Wyrzuciła z siebie ze złością, po czym zamilkła nie wiedząc jakim cudem jej się to udało.

-No właśnie. Więc trzeba było tak od razu, nie musisz grać kochanej kuzyneczki. Zawsze byłaś tą lepszą.- Rzekła nieco drżącym głosem. Zrobiło jej się przykro, ale przecież nie może mieć jej tego za złe. Powiedziała, co myśli i tyle.- Spakuję się i jutro rano już mnie nie będzie...

-Przestań do diabła, koniec tego! Nigdzie nie wracasz.!- Trzasnęła ręką w stół sama się sobie dziwiąc, że potrafiła tak wybuchnąć...



###

 

Nie sprawdzałam po raz dziesiąty więc nie wiem, czy są jakieś błędy... i w ogóle treść pozostawię bez komentarza, tak samo jak i wygląd bloga. Tak szczerze to wcale mi się nie chciało publikować, no ale minął tydzień, więc się zmobilizowałam ;D Czy tylko ja mam takie problemy z zapałem do logowania się? Nie wiem jak ja to robię, ale zwykle tracę sporo czasu na zmienianie lub dodawanie czegokolwiek na blogu ;]

Ostatnio zaczynam myśleć, jak zakończyć to opowiadanie... szczęśliwie, czy nie? A może coś pomiędzy? Na razie nie mam pomysłu. Sądzę, że jak zawsze będzie to impuls ;) a tymczasem jeszcze się będę męczyć z nienormalną Carmen i dziwnym Tomem ^^ 

No, więc żegnam ;*

 

niedziela, 5 kwietnia 2009

46. 'Szczęście.'

 

Nie spałam już od dobrych kilkunastu minut. Siedziałam na łóżku z nogami pod brodą i wpatrywałam się w śpiącego Toma, nie mogąc uwierzyć w swoje szczęście.

Przecież to jest zbyt piękne, aby było prawdziwe. Taka miłość nie przychodzi z dnia na dzień, to jest coś tak niesamowitego... znikają wszystkie smutki i przykrości, nie widzę nic poza nim.

Ta miłość zupełnie mnie opętała i jest mi z tym cudownie. Nigdy tak bardzo nie kochałam, dlatego chce zrobić wszystko, aby było nam razem dobrze. Żebyśmy byli razem i aby nic, ani nikt nie mógł nas rozdzielić. A jeszcze niedawno się nienawidziliśmy... jak to się stało, że teraz się kochamy?

Nigdy nie zrozumiem życia, ale cieszę się, że spotkał mnie taki los. Co z tego, że wiele wycierpiałam, On wynagrodził mi wszystko... nawet te najgorsze chwile.

Uśmiechnęłam się do siebie już chyba po raz setny przypominając sobie jego słowa, kocham cię. Mówił to z takim uczuciem, tak wielkim zaangażowaniem, że nawet gdyby kłamał, ja bym mu wierzyła. Bo ufam mu jak nikomu innemu. Wiem, że nigdy by mnie nie zranił, ani nie skrzywdził... wiem też, że jestem dla niego równie ważna, jak on dla mnie. A jeszcze niedawno nie wiedziałam nic... chyba coś się zmieniło...


-Mmm...jak dobrze jest się przy tobie znowu budzić...- Jego pomruk przywrócił mnie do rzeczywistości. Rzeczywistości do, której ostatnio bardzo chętnie chciałam wracać. Dzięki niemu.-Czemu już nie śpisz?

-Jest już dziesiąta trzydzieści.- Oznajmiłam z lekkim rozbawieniem. Ileż można spać? Tym bardziej jak się ma takiego chłopaka...

-To jeszcze rano.- Stwierdził podpierając się na rękach.- A ty przemyślałaś moją propozycję?

-Yhym..- Skinęłam głową. Chyba powinien doskonale wiedzieć, że chce spędzić z nim te święta.- I nie wyobrażam sobie tych świąt bez siebie.

-To super. Powiem mamie i...

-Chwila, jak to powiesz mamie?- Otworzyłam szerzej oczy z przerażenia...czegoś tu nie rozumiem...

-No bo te święta u mojej mamy... nie wspomniałem?

-No jakoś nie!- Oświeciłam go sama nie mogąc uwierzyć w co się wpakowałam.

-Bo moja mama powiedziała, że musimy być w domu na święta...a ty musisz być ze mną. Zresztą już się zgodziłaś.- Wyszczerzył się, a mi zabrakło słów... no, nie mogę.

-To niesprawiedliwe! Ja nic nie wiedziałam.- Oburzyłam się zakładając ręce na piersi.

-Ale przecież to nic strasznego, moja mama nie ma nic przeciwko, nawet się ucieszyła.

-Już jej powiedziałeś?!- Czasami mam ochotę go udusić. Tak, to jest ta moja wielka miłość...

-No tak... ale nie złość się na mnie... samo wyszło, a to mama cie zaprosiła...

-Tobie to zawsze wszystko samo wychodzi.- Mruknęłam wzdychając ciężko.

Wszystko było już przesądzone. Uśmiechnął się niewinnie i naprawdę tak wyglądał. Ma szczęście, że go kocham i mam do niego słabość. Eh... -Dobra, to ty sobie leż... a ja idę się umyć, a potem zrobię śniadanie.-Zakomunikowałam chcąc wstać, lecz złapał mnie za rękę zanim zdążyłam się ruszyć. Spojrzałam na niego pytająco, a on uśmiechnął się słodko i przyciągnął mnie do siebie całując w usta.

-Teraz możesz iść.- Puścił mnie zadowolony i ponownie się położył. Przewróciłam tylko oczami i wygramoliłam się z łóżka.

-Tylko nie zaśnij.- Mruknęłam do niego kierując się do łazienki.-Bo wiesz, ja nie mam serca cie budzić, więc będziesz spał cały dzień..- Dodałam zatrzymując się przy drzwiach, aby na niego jeszcze raz zerknąć. Chętnie wzięłabym go ze sobą... mógłby chodzić ze mną dosłownie wszędzie!

-Kocham cię.- Jego odpowiedź sprawiła, że ugięły mi się nogi. Przecież on wie, jak na mnie działają te słowa... tak bardzo uwielbiam, gdy je wypowiada... mógłby się walić świat, ale ja bym tego nie zauważyła, gdyby tylko do mnie mówił... a może nie wie?

-Ja ciebie też!- Krzyknęłam zanim zniknęłam za drzwiami.

Jak ja mam się myć, skoro cały czas o nim myślę? Oh... ja chyba zwariowałam...


#


-Gotowa na kolejny dzień pełen wrażeń?- Poruszał zabawnie brwiami stojąc przed blondynką, która patrzyła na niego, jak na „innego”. Bo niby o jakich wrażeniach on mówi?

-Mam rozumieć, że dzisiaj nie sprzedajemy kwiatów?

-Oczywiście, że sprzedajemy! Dlatego mówię, dzień pełen wrażeń. Kto wie, jaki klient nas dzisiaj odwiedzi.- Odparł z uśmiechem. Co z tego, że na dworze panowała minusowa temperatura, w jej towarzystwie mógłby zawsze tak pracować.

W ogóle nie odczuwa zimna, a szczególnie wtedy, gdy jest blisko... bliżej niż zwykle...

-Jasne... może znowu przyjdzie młoda pani, której tak się spodobałeś.- Stwierdziła zapinając kurtkę. Jakoś nie mogła zapomnieć o wczorajszej klientce i nie wspomnieć o tym.

-Albo może starszy pan, który gustuje w nastolatkach.- Odgryzł się zamykając za nimi drzwi.

Sara prychnęła tylko pod nosem pozostawiając to bez komentarza, po co się droczyć?

Można zapomnieć, są ważniejsze sprawy.- Myślisz, że kiedyś sprzedamy to wszystko? Przecież te kwiaty nie mogą stać nie wiadomo ile...- Podbiegł do niej, aby dotrzymać jej kroku.

-Bo z wami to tak jest, zawsze idziecie na łatwiznę. Trzeba było się wysilić w inny sposób, a nie wykupywać całą kwiaciarnię!- Wyrecytowała ciężko wzdychając.

-Jaki inny sposób? Przecież nie chciałaś, ani mnie widzieć, ani ze mną rozmawiać.

-Naprawdę sądzisz, że nie chciałam?- Spojrzała na niego z wyrzutem. Chyba wcale jej nie zna skoro nie wiedział, co tak naprawdę znaczą jej słowa i ile jest w nich prawdy.

Nie zauważył, że walczyła sama ze sobą? Że wcale nie chciała się z nim rozstawać...

-Mówiłaś...kazałaś mi...

-Jak przyszedłeś do mnie pobity, też mówiłeś, ale ja ci nie uwierzyłam.- Przerwała mu wspominając tamtą sytuację. Wtedy się na niego obraziła i też tej samej nocy, wszystko się zmieniło.

Zapadła cisza. Dziewczyna nie miała już nic więcej do powiedzenia, było jej trochę przykro, chociaż sama do końca nie wiedziała, czy ma do tego jakiekolwiek powody.

W końcu nie jest powiedziane, że przyjaciele muszą siebie znać jak własną kieszeń.

Czarnowłosy zacisnął mocno powieki. Na samą myśl o tamtym wieczorze przechodziły go dreszcze, to był najgorszy dzień i najgorsza noc w jego życiu. W dodatku, było mu bardzo źle widząc, jak jego przyjaciółka daje mu do zrozumienia, że tak naprawdę nic o niej nie wie.

Nawet nie stara się odkryć jej tajemnice, które w sobie skrywa. A tak chciałby, żeby byli idealni...

Jednym ruchem złapał ją za rękę z zaskoczenia i przyciągnął do siebie mocno przytulając. Blondynka nawet nie miała kiedy zaprotestować. Zupełnie nie spodziewała się czegoś takiego z jego strony, a tymczasem tuliła się w jego ciepłych i bezpiecznych ramionach wdychając piękny zapach perfum.

Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak bardzo potrzebowała tej bliskości... jak bardzo potrzebowała jego.


#


Wydawało mi się, że czas upływa niezwykle szybko. I wcale mi się to nie podobało. Chciałabym, aby się zatrzymał. Żebym mogła być z Tomem jak najdłużej. Bo czuję, jakbym z każdą chwilą się od niego oddalała. Jakby cały czas coś chciało zniszczyć nasze szczęście, to jest okropne uczucie. Taki wewnętrzny niepokój, który nie daje spokoju. Nie znoszę tego.


Słuchałam Toma, który opowiadał mi o wyjeździe do swojej mamy. To znaczy, stwarzałam tylko pozory, że go słucham. Nie żebym była niekulturalna, albo miała dosyć jego gadania, ale po prostu było mi tak fajnie patrzeć na niego i słyszeć jego głos, że jakoś tak sama odpłynęłam i nawet nie zauważyłam kiedy.

Wyobrażałam sobie różne rzeczy. Wybiegałam w przyszłość i wracałam do przeszłości, jednak wybierałam tylko te najlepsze wspomnienia. Nie chciałam psuć sobie humoru, który i tak ostatnio cały czas mi dopisuje.

-...myślę, że skoro ten ostatni koncert został odwołany, to nie będzie już żadnych problemów. Święta za jakieś półtorej tygodnia, więc możemy wyjechać za jakieś dwa, trzy dni. Co ty na to?-Wróciłam do świata w samą porę. Uśmiechnęłam się do niego i skinęłam twierdząco głową. Po co były słowa?

Chciał jeszcze coś powiedzieć, lecz przerwał mu telefon.

-Zaraz dokończymy.- Z niechęcią wstałam od stołu zostawiając go samego w kuchni i podążyłam do salonu, aby odebrać. Zakładałam, że to Melanie, bo jeszcze nie wróciła. Miałam jej zaufać, a więc ufam. Tylko, mogłaby się chociaż odezwać, nie? Dobrze by było coś wiedzieć.

Podniosłam słuchawkę i przyłożyłam do ucha, zdziwiłam się gdy usłyszałam jakiś obcy męski głos. Na początku pomyślałam, że to znowu Herry, ale na szczęście myliłam się.

To był zupełnie normalny pan, z zupełnie dobrymi zamiarami...

-Dzień dobry, czy rozmawiam z panią Carmen May?

-Tak, przy telefonie. O co chodzi?- Byłam strasznie ciekawa, po co ten ktoś do mnie dzwoni. Miał miły głos, dlatego i ja starałam się być miła. Właściwie, rzadko kiedy ktoś do mnie dzwonił... hm... chyba nie zrobiłam nic złego? Poza tym, ja jestem jeszcze panną...

-Nazywam się Christopher Träumer, dzwonię do pani, ponieważ słyszałem, że jest pani świetną tancerką.

-Eee...a gdzie pan to słyszał?- Spytałam w pełni zaskoczona, a jednocześnie poczułam dziwną radość. Czyżby ktoś w końcu mnie docenił? Chyba, aż takiego szczęścia nie mogę mieć.

-Mam swoje źródła. Ale to nieważne, przejdę może do sedna sprawy. A mianowicie, od przyszłego roku wystawiam spektakl w teatrze i potrzebuję pani, do głównej roli. To ma być wielkie widowisko na światową skalę, gwarantuję duże wynagrodzenie. Czy byłaby pani zainteresowana współpracą?- Stałam jak wmurowana z rozchylonymi ustami, byłam w totalnym szoku.

Czy on mówił do mnie? Czy zaproponował mi udział w spektaklu teatralnym?!

Chwila... a czy ja wyglądam na aktorkę? Co jest grane!? O Matko...- Halo? Jest tam pani?

-Tak, tak.. jestem. Przepraszam, po prostu zaskoczył mnie pan.- Powiedziałam szczerze, bo jeszcze chyba nigdy nic mnie tak nie zaskoczyło. Byłam w takim oszołomieniu, że nawet nie wiedziałam co czuję...

-Czyli, jak będzie?

-Myślę, że...- Zacięłam się chcąc jeszcze raz to przemyśleć. To była moja szansa na zaistnienie. Mogę być wielka. Ale... czy, aby na pewno scena teatralna to odpowiednie miejsce, aby się spełniać?- Jeżeli poznam szczegóły i będą one odpowiadały mojemu 'zawodowi', to nie widzę żadnych przeszkód.- Oznajmiłam ledwie opanowując drżenie głosu.

-Na pewno będą.- Zabrzmiało to bardzo przekonująco. Ale do mnie chyba nie wiele docierało...-Więc, możemy się spotkać w styczniu i ustalić wszystkie szczegóły. Zadzwonię jeszcze do pani, dobrze?

-Oczywiście.- Zgodziłam się automatycznie. Mam nadzieję, że nie będę tego żałowała...

-Wobec tego, życzę wesołych świąt. Do widzenia.- Pożegnał się, po czym usłyszałam przerywany sygnał. Jeszcze nie mogąc wyjść z podziwu odłożyłam słuchawkę.

Wyglądałam zapewne jakbym zobaczyła ducha... i podobnie się czułam. A może to tylko sen? Takie rzeczy nie mogą dziać się z dnia na dzień...nie za dużo tego szczęścia naraz?

-Co tak długo?- Ujrzałam Toma, który wyłonił się z kuchni ze skwaszoną miną. Ale i tak wyglądał słodko.-Carmen, stało się coś? Czemu tak patrzysz...?

-Chyba dostałam pracę...- Wydukałam, po chwili uśmiechając się szeroko.- Będę znowu tańczyła, Tom!- Krzyknęłam radośnie rzucając mu się na szyję. Chyba był teraz równie zszokowany, jak ja przed kilkoma minutami. Byłam taka szczęśliwa! Czułam, że mogę przenosić góry... - Tom, jedźmy nawet jutro... albo nawet zaraz!- Pocałowałam go i znowu się przytuliłam.

-Ej, kochanie...spokojnie. Nie tak szybko, muszę jeszcze pogadać z Billem....- Zaśmiał się całując mnie we włosy.- A co to za praca, hm?

-Będę grała w spektaklu główną rolę! Wyobrażasz to sobie?- Odsunęłam się od niego, jednak cały czas obejmował mnie rękoma. Byłam niezwykle podekscytowana...

-No... wyobrażam... ale co to ma wspólnego z tańcem?

-Ym...nie wiem... ale niedługo się dowiem...- Stwierdziłam nadal cała rozpromieniona.- Kocham cie!

-Cieszę się, że masz taki dobry humor.

-Wiesz co? Chodźmy na spacer...- Złapałam go za rękę i nie czekając na odpowiedź pociągnęłam w stronę drzwi. Czułam się po prostu fantastycznie...

 

###

 

Miało być jutro, ale jutro nie będzie mi się chciało i zapewne nie będę miała czasu, bo będę latała z grabiami wkoło kościoła ;D Czego to nie wymyślą ^^

Naprawdę nie rozumiem waszego szoku, co do ostatniego zachowania Toma xD Wy w ogóle w niego nie wierzycie... ;p

Wróciłam do jednego ze starych wyglądów bloga, nie chce mi się już kombinować, a ten raczej nie jest najgorszy ;> Przecież jest piękny Tom, więc jest dobrze xD

A notka, jest... jaka jest. Kolejna za tydzień, chyba że coś mi wypadnie.

pozdrawiam.