piątek, 29 maja 2009

56.'Przecież ty też nie odstępujesz mnie na krok...'

 

Mróz szczypał mnie w policzki, jednak to nie było w tej chwili istotne. Chociaż zimno mnie przeszywało, aż do szpiku kości w ogóle się tym nie przejmowałam, nie mogłam zawracać sobie głowy taką błahostką skoro przed momentem odbyłam ważną rozmowę z Georgiem. Choć to nic nadzwyczajnego, wzbudza we mnie ekscytację. Bo aż ciarki mnie przechodzą na samą myśl, że znowu będę grała w zespole, znowu przeżyję te emocje i co najważniejsze będę z Tomem.

Życie jest piękne, gdy wszystko się tak ładnie układa. Ale z drugiej strony, przykro mi że Georg musiał posunąć się do takich decyzji. Może i ja kiedyś będę miała dosyć? To wszystko nie jest takie proste jak się wydaje. Boję się, że coś może się zepsuć... że po raz kolejny przestanie być dobrze...


Odleciałam od rzeczywistości, co zdarza mi się coraz częściej i nie wiem, czy jest to zdrowe. Zapominam o całym świecie, może czasami fajnie jest oddać się rozmyślaniu, ale na pewno nie wtedy, gdy dookoła pełno niebezpieczeństw. A tak się składa, że idę sama chodnikiem w dodatku zrobiło się już bardzo ciemno i ja jak zawsze muszę mieć jakieś przygody. Tak jak i tym razem. Prawie serce mi stanęło, gdy ktoś zasłonił mi oczy. Myślałam, że umrę z przerażenia na miejscu. Uspokoiłam się dopiero, jak dotarł do mnie kojący głos, który zrozumiałam, a przede wszystkim rozpoznałam po długiej chwili...

-Zgadnij kto to?

-Boże, oszalałeś...chcesz mnie zabić? Skąd się tutaj wziąłeś?- Wypaliłam natychmiast odwracając się za siebie.

-Georg, do mnie dzwonił, mówił że się z nim spotkałaś i że już wyszłaś. Co to za spotkania, co?- Zmrużył oczy przyglądając mi się uważnie. Miałam wielką ochotę powiedzieć mu wszystko, ale nie byłam pewna czy powinnam. Może Georg wolałby zrobić to sam?

-A takie tam... to już nie wolno na kawę się umówić?- Odparłam wymijająco i uśmiechnęłam się do niego.

-No, można, można. Ah, z tego wszystkiego się nie przywitałem.- Stwierdził, a następnie obdarował mnie słodkim pocałunkiem, który z przyjemnością odwzajemniłam.- Teraz jest dobrze. Odprowadzę cię do domu i przy okazji podzielę się z tobą ekstra informacjami na temat naszej parki, która do niedawna nie wiedziała, jak się za siebie zabrać.

-Jak to do niedawna?- Zainteresowałam się. Bardzo mnie zaintrygował, czyżby coś się wydarzyło? I oczywiście, ja nic o tym nie wiem.

-Poszli na całość!- Okrzyknął z przejęciem. Ale jak ja mam to rozumieć? On chyba nie miał na myśli, tego co ja mam teraz...

-A może dokładniej?

-No... mam ci wytłumaczyć, jak to się robi?

-Ale ty masz na myśli...nie, no...Bill i Sara?- Jakoś nie byłam, co do tego przekonana.

-Dokładnie. Wczoraj rano zastałem u nas w domu Sarę, na początku uwierzyłem w jej wersje, jednak szybko domyśliłem się co jest grane. Nasza przyjaciółka zwyczajnie spędziła upojną noc z moim bratem. Prawda, że niewiarygodne?

-Bardzo...-Mruknęłam jeszcze nie mogąc w to uwierzyć. Nie spodziewałam się takiego przebiegu akcji... poza tym, oni nawet nie są jeszcze parą, bynajmniej nie byli, a poszli ze sobą do łóżka... A ja i Tom?? Nic. Po prostu nic. Czy to jest normalne?

-Ciekawe tylko, czy teraz ze sobą będą... oni w ogóle są dziwni.- Westchnął ciężko, na co mu przytaknęłam. Objął mnie w pasie, a ja się w niego wtuliłam. Od razu zrobiło mi się cieplej, jakoś trudno mi sobie wyobrazić, że mogłabym go stracić...

-Kocham cię...- Szepnęłam napajając się tą chwilą.

-Ja ciebie też... i cieszę się, że mnie nie skreśliłaś. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił. Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu...- Wyznał, a po moim ciele przeszła masa dreszczy, nie wspominając już o motylkach w brzuchu... Jestem straszną beksą, nie minęła chwila jak moje oczy się zaszkliły...

-Tom... nie mów tak...bo się rozmaże...

-Nie szkodzi, tobie we wszystkim ładnie... nawet w rozmazanym makijażu. A ja mogę ci nawet powiedzieć dużo więcej...

-To bardzo ciekawe i chętnie tego posłucham, ale może innym razem... teraz chodźmy do domu, zimno jest...poza tym muszę sprawdzić, jak Alex poradził sobie z przygotowaniami...- Odwiodłam go od tego pomysłu, raczej to nie było odpowiednie miejsce, ani czas na wyznania, choć to było bardzo przyjemne...

-Jakimi przygotowaniami? Myślałem, że Alex to już przeszłość...- Stwierdził nieco mniej entuzjastycznie.

-Zapomniałam... a właściwie nie było okazji, aby ci o tym powiedzieć. Alex i ja...

-No nie, zdradziliście mnie!- Przerwał mi jednocześnie się ode mnie odsuwając i spoglądając podejrzliwie.

-Oszalałeś? A jak już to nie my, ale ja. O ile wiem z Alexem cię nic nie łączy...

-Więc, co zrobiliście?

-Jeszcze nic.

-Wiec zamierzacie dopiero coś zrobić.

-Bardzo spostrzegawcze, kochanie. Ale z łaski swojej przestań mi przerywać, bo zaraz nic nie powiem.- Uniosłam się lekko nie mogąc już wytrzymać jego, nie ukrywajmy, głupiego gadania. Czasami mógłby zachować trochę powagi...

-Dobrze, już cię słucham.

-Alex i ja urządzamy imprezę na sylwestra w moim domu.- Powiedziałam w końcu, tym razem bez żadnych problemów. Chłopak zmarszczył brwi zastanawiając się nad czymś. Pewnie coś mu się nie spodobało... i dogódź tu takiemu.

-Dlaczego akurat on i ty?

-Teraz już nie zupełnie ja i on, bo dołączyła jeszcze słodka Amelka.- Przewróciłam oczami, na samą myśl o tej dziewczynie robiło mi się słabo. I kto by pomyślał, że gdy ujrzałam ją pierwszy raz, pomyślałam, że mogłaby być fajna i na pewno razem z Tomem byliby szczęśliwą parą. - Przecież to dziewczę nie odstępuje go na krok...

-Skąd możesz to wiedzieć, skoro Amelia przyleciała dopiero dwa dni temu, poza tym nie przebywasz z nimi non stop.- Zauważył i zabrzmiało to dość przemądrzale, jak na niego.

-Ale Melanie mi mówiła...przynajmniej u nas w domu chodzi za nim jak cień.

-Nie rozumiem, co w tym dziwnego...

-Nie rozumiesz, bo jesteś facetem.- Mruknęłam nie widząc innego wytłumaczenia. Naprawdę tak bardzo nie widać, że jej nie lubię?

-Właśnie, dlatego za nic nie rozumiem kobiet. Bo jakby patrzeć na to z innej strony... przecież ty też nie odstępujesz mnie na krok...- To był cios poniżej pasa normalnie... aż się zapowietrzyłam z wrażenia.

-Oh, wiesz co! No, nie... nigdy ci tego nie daruje.- Oświadczyłam z oburzeniem, po czym przyspieszyłam pozostawiając go w tyle. Prawdę mówiąc moja złość była bardziej udawana niżeli prawdziwa, ale to nie zmienia faktu, że poczułam się urażona zostając porównana do tej dziewczynki. Oczekuję przeprosin i to porządnych, ja mu pokażę, co to znaczy obrazić kobietę.


#


-To ma być bal, czy impreza sylwestrowa?- Mruknęłam właściwie sama do siebie widząc to, co przygotował Alex wraz ze swoją dziewczyną. Jak na moje oko, trochę za bardzo się wysilili... zdecydowanie za dużo ozdób i innych pierdół. No, ale cóż... nie będę tego komentowała. To tylko zabawa.

-Carmen, chodź muszę ci pokazać sukienkę, którą sobie kupiłam. Zupełnie nie wiem, jak na mnie leży... w ogóle nie mam oka do tych spraw...- Nie wiadomo skąd obok mnie pojawiła się Sara i od razu pociągnęła mnie za rękaw w stronę schodów.- Byłam na zakupach z Rose, ale ona to tam zawsze powie, że ładnie... wolę zapytać ciebie o zdanie.- Kontynuowała, a ja wyraźnie wyczułam, że coś jest z nią nie tak. Ah, czy to przypadkiem nie chodzi o to, co mówił mi Tom? Ale i tak nie rozumiem jej zachowania. Jest jakaś poddenerwowana, jakby coś się stało.- Nienawidzę czerwonego koloru, a kupiłam czerwoną sukienkę... Boże, chyba jednak ją wymienię...- Stanęła nagle na piętrze z miną, jakby miała się zaraz rozpłakać.- Zresztą... wszystko mi jedno jak będę wyglądała...

-Sara, dobrze się czujesz?- Odezwałam się w końcu oczekując, że blondynka sama wyjawi mi co jej leży na sercu, jednak myliłam się.

-Tak, świetnie. Tylko jakoś nie mam ochoty na żadne imprezy... wolałabym spędzić sylwestra w domu przed telewizorem.

-A może chcesz mi o czymś powiedzieć?- Podsunęłam jej spoglądając na nią znacząco, ale nic z tego. Za wszelką cenę starała się udawać, że nie ma pojęcia o czym mówię. I może rzeczywiście nie wiedziała... zresztą, Tom też mógł się mylić. Przecież nie zastał ich w łóżku. Poza tym, jeżeli będzie chciała sama mi powie, w sumie to nie moja sprawa, a przyjaźń nie ma tu znaczenia. Ona się nie miesza w moje życie intymne- którego nie mam, ale to szczegół. Czyżby mi to przeszkadzało? Nie, no tylko mi się wydaje, że mi to przeszkadza....

-Jakbym chciała, to bym powiedziała, ale nie mam o czym mówić. A co?

-Nie, nic. Tak tylko pytam, bo ostatnio mało ze sobą rozmawiamy...- Wzruszyłam ramionami uśmiechając się do niej przyjaźnie.- To chodź, pokaż mi tą sukienkę. A potem pomożesz mi coś wybrać...bo sama sobie nie poradzę. I w ogóle muszę ci coś powiedzieć o Amelii...

-Że Amelia jest dziewczyną Alexa?

-No właśnie. Aż nie mogę w to uwierzyć, jak Alex może być z kimś takim...- Przewróciłam oczami wchodząc do swojego pokoju.

-Wiesz, że mówisz jak jakaś pusta lala?

-Serio?- Odwróciłam się w jej stronę, na co skinęła głową.- Boże, naprawdę nie wiem co się ze mną dzieje... nawet Tom to zauważył! Jestem cholernie zazdrosna o tą dziewczynę i nie ma znaczenia z kim ona jest.- Stwierdziłam prawie, że załamana tym faktem i usiadłam na łóżku.

-Po prostu jesteś przyzwyczajona, że to zawsze ty byłaś w centrum uwagi, a teraz pojawiają się nowe osoby i zaczyna cię to drażnić, bo już nie jesteś na pierwszym planie.- Wyjaśniła niczym pani psycholog. Ostatnio wszyscy wydają mi się tacy przemądrzali...

-No, ale przecież Tom interesuje się tylko mną, więc u niego jestem na pierwszym planie... w takim razie dlaczego nadal mi coś nie pasuje?

-Bo jesteś kobietą. Nie martw się, wszystkie tak mają, ja też.- Poklepała mnie po ramieniu zapewne chcąc dodać otuchy. Kurde, ja jestem kobietą, niewiarygodne...

-Dobra, nieważne już. Przymierzaj tą sukienkę i zabieramy się za mnie...

 

###

 

Nic ciekawego, jak widać. Ale taka już kolej rzeczy... żeby było 57, musi najpierw być 56 ^^

pozdrawiam i udanego weekendu życzę ;D

 

sobota, 23 maja 2009

55. 'Było, minęło.'

 

Dzięki, że mnie wystawiłaś... mam nadzieję, że znajdziesz jakieś porządne wytłumaczenie.”


-Boże... Georg...- Złapałam się za głowę, gdy odczytałam wiadomość od przyjaciela. Zupełnie zapomniałam o spotkaniu. Żeby tylko mi wybaczył, myślę że moje wytłumaczenie będzie dla niego poważnym powodem. Tak, na pewno. Przecież ostatnio działy się u mnie bardzo poważne rzeczy.


Przepraszam cię, ale z tego wszystkiego zapomniałam o naszej rozmowie. Wytłumaczę ci, gdy się spotkamy. Jeszcze raz przepraszam ;)”


Odpisałam szybko i odłożyłam telefon na szafkę. Mój dzisiejszy nastrój znacznie różnił się od wczorajszego, rozmowa z Tomem wiele zmieniła. Kamień spadł mi z serca...on wcale nie chciał ze mną zrywać, to chyba najlepsze co mogłam usłyszeć. Poza tym, że mnie kocha.

I znowu wszystko będzie dobrze? To miał być mini kryzys? Ciekawe jak wygląda max kryzys... chyba nie chciałabym wiedzieć. Może czas uwierzyć w NAS.

Z rozmyśleń wyrwał mnie telefon, to było drastyczne...nawet nie zdążyłam się rozkręcić.


Dzisiaj o piętnastej.”


Odczytałam i spojrzałam na zegarek, czternasta piętnaście. On chyba oszalał! Jak ja mam się przygotować w tak krótkim czasie, skoro dopiero niedawno wstałam i nawet nie chciało mi się ubrać, nie wspominając już o myciu. To była ciężka noc, najpierw długa rozmowa z Tomem, a potem w ogóle nie mogłam zasnąć. No, ale nie ma co narzekać, muszę się jakoś zmobilizować, przecież nie mogę zawieść Georga po raz drugi. Pewnie ma jakąś ważną sprawę, nie mogę sobie tego lekceważyć. Ale, jak pomyślę, że mogłabym spędzić ten czas z Tomem... oh, nie. Stanowczo nie. Nie mogę spędzać z nim każdej minuty, musimy trochę zwolnić, jak on to ujął. Tylko, jak??

Według moich obliczeń, jest to zwyczajnie niemożliwe. Chociaż, jakoś przeżyłam święta bez niego. Ale byłam przekonana, że to już koniec, więc za wszelką cenę starałam się zajmować wszystkim innym byleby nie myśleć o tym, co nas łączyło, a aktualnie łączy. I znowu tracę czas na bzdety zamiast się ubierać i malować. Najwyżej Georg ujrzy mnie w stanie niecodziennym... trudno się mówi. Nie muszę wyglądać pięknie, to tylko spotkanie z przyjacielem... co innego, gdybym spotkała się z Tomem...

-Alyson, czy ty masz zamiar opuścić dzisiaj łóżko?- Do mojego pokoju wkroczyła Melanie, z tego co zauważyłam, w bojowym nastroju. Zaskakujące. Czyżby i ona przeszła kolejną przemianę?- Za oknem słońce, a ty siedzisz, jak ten muł. Na jednym chłopaku świat się przecież nie kończy, w końcu sobie znajdziesz kogoś sensownego i będziesz jeszcze szczęśliwsza niż byłaś.- Wyrecytowała i czując się, jak u siebie, odsłoniła zasłony dzięki czemu mój pokój rozjaśniał.

-Możesz znowu mówić do mnie, Carmen.- Odezwałam się w końcu, na co spojrzała na mnie zdziwiona.- I wątpię, żebym była szczęśliwsza z kimś innym niż Tom. Poza tym nie ma takiej potrzeby... jakoś jest nam razem dobrze, nie mamy na co narzekać.- Dodałam jeszcze, znowu ją zaskakując.

-Już do siebie wróciliście?

-Właściwie to nawet się nie rozstawaliśmy...- Wzruszyłam ramionami. Uznaję, że powiedzenie sobie o kilka słów za dużo, przez telefon, nie liczy się.

-Trudno za tobą nadążyć. Mam tylko nadzieję, że nie będziesz żałowała.

-Nie ma takiej opcji, on jest cudowny...- Westchnęłam rozmarzona i położyłam się wlepiając wzrok w sufit.

-Niedawno mówiłaś zupełnie co innego, na jego temat.- Zauważyła, co zignorowałam. Było, minęło. To, co wypowiedziałam pod wpływem złości, też się nie liczy. Już nawet nie pamiętam.

-Wychodzę, więc gdy przyjdzie Alex, zajmij się nim...ah, no i uprzedzam, że może przyjść ze swoją dziewczyną. Dokończą przygotowania na imprezę, nie musisz im pomagać...

-Super, tylko tego mi brakowało.- Mruknęła niepocieszona i wyszła.

-Co ja miałam zrobić?- Zastanowiłam się na głos, bo jakoś zupełnie nie wiedziałam, co chciałam przed rozmową z siostrą. Rozproszyła mnie zupełnie.-Aha Georg, przecież!


#


Z zagryzioną wargą wpatrywała się w czerwoną sukienkę wiszącą na wieszaku. Nie mogła się na niczym skupić i sama już nie wiedziała, co chciała właściwie kupić. Jej kuzynka za to była w swoim żywiole i nie miała najmniejszego problemu z odnalezieniem właściwej kreacji dla siebie, ale nie umknęło jej uwadze dziwne zachowanie blondynki. Nie byłaby sobą, gdyby chociaż nie spróbowała się dowiedzieć o co chodzi...

-A gdzie byłaś w nocy?- Zapytała stając obok niej, aby wychwycić każdy szczegół z jej zachowania.

-Nie twoja sprawa. Bawisz się w moją matkę, czy co?- Obruszyła się ukrywając swoje zmieszanie. Najlepiej unikać tego tematu.

-Mamie byś pewnie takich rzeczy nie opowiadała.

-Rose, znowu coś wymyślasz.- Mruknęła i w końcu zdjęła z wieszaka tą nieszczęsną sukienkę, lecz bardziej po to, żeby się czymś zająć niżeli z zainteresowania.

-Dobra, nie musisz mi nic mówić. Jesteś dorosła, przecież to nie moja sprawa, czy spędzasz noc w domu, czy ze swoim chłopakiem. To zupełnie normalne.

-Przecież ja nie mam chłopaka.- Stwierdziła spoglądając na kuzynkę, która teraz wydawała się być bardzo zaskoczona.

-Jak to? A Bill?

-Bill, to przyjaciel. Skąd ci w ogóle przyszło do głowy, że mnie coś z nim łączy.

-Bo przysyłał ci kwiaty... tak ładnie na ciebie patrzył i w ogóle. Poza tym... on wcale nie zaprzeczył, gdy wspominałam o tobie, jako jego dziewczynie.- Powiedziała, na co Sara uniosła brwi nic nie rozumiejąc. Wcale jej się to nie spodobało i miała nadzieję, że to jej kuzynka coś poprzekręcała. Przecież Bill by tego nie zrobił.

-Dobra, nieważne. Idę przymierzyć tę sukienkę.- Zakomunikowała nie chcąc już dłużej drążyć tego tematu. Zdecydowanie woli wyjaśnić to z Billem.

-Jacy oni wszyscy są dziwni...- Brunetka mruknęła do siebie, gdy Sara zniknęła w przymierzalni. Trudno było jej zrozumieć zachowanie zarówno Billa, jak i jej kuzynki.

-Cześć.- Drgnęła słysząc za sobą czyjś głos, odwróciła się i ujrzała wokalistę. Ten to zawsze wie, kiedy się pojawić.- Sama jesteś?

-Nie skąd...Sara przymierza sukienkę... jak możesz przekaż jej, że będę na dole.- Uśmiechnęła się i nie czekając dłużej opuściła sklep pozostawiając czarnego samego sobie ze swoimi myślami, które w tej chwili miały tylko jeden cel. Spojrzał w stronę przymierzalni, nie wyglądało na to, żeby dziewczyna miała z niej prędko wyjść. Czarnowłosy niewiele myśląc rozsunął zasłonę i wszedł do środka następnie ją za sobą zasuwając.

-Co ty tutaj robisz?!- Blondynka spoglądała na niego wystraszona zakrywając się czerwonym materiałem.

-Rose mówiła mi, że tu jesteś.

-Ale to chyba nie znaczy, że powinieneś tu wchodzić. To jest przymierzalnia, jakbyś nie spostrzegł, tak nie wolno.

-A tam nie wolno...przecież nic się nie stało, a widziałem cię już chyba we wszystkich możliwych sytuacjach.- Stwierdził z zadowoleniem.

-Chyba sobie za dużo wyobrażasz.

-Na razie nic sobie nie wyobrażam, nie muszę...- Uśmiechnął się łapiąc ją za ręce przez co materiał, który zasłaniał jej ciało zsunął się spadając na podłogę.

-Oh, przestań.- Burknęła nie podzielając jego entuzjazmu.- Dlaczego wmówiłeś mojej kuzynce, że jestem twoją dziewczyną?- Założyła ręce na piersi patrząc na niego srogo.

-Sama sobie wmówiła, ja tylko nie wyprowadziłem jej z błędu. Poza tym... zawsze możesz nią być.

-Ale nie będę.- Oświadczyła stanowczo, co go bardzo rozczarowało.- Jesteśmy tylko przyjaciółmi i tak pozostanie.

-Przyjaciółmi? Przyjaciele nie zachowują się tak jak my, w nocy.

-Przecież to był tylko jeden raz, każdemu może się zdarzyć...

-Mam zrezygnować z ciebie, dla przyjaźni?- Zapytał, co ją postawiło w trudnej sytuacji. W ogóle czuła się dziwnie rozmawiając z nim w samej bieliźnie w dodatku w przymierzalni. I to nie jej wina, że miała kosmate myśli... to wszystko przez niego.

-Aż tak bardzo ci zależy?

-Chętnie powtórzyłbym co nieco z tej nocy.- Przyznał szczerze.

-Nie sądziłam, że jesteś taki...

-Jaki?

-Poszłam z tobą raz do łóżka, a ty... nie, nie to nie ma w ogóle sensu. Czuję się jak dziwka.- Pokręciła głową z niedowierzaniem i nawet na niego nie patrząc zaczęła się ubierać. To wszystko przerosło jej oczekiwania. Liczyła na coś innego, o ile w ogóle czegoś chciała oczekiwać. Nie spodziewała się, że właśnie rozmawiając z Billem, będzie miała tak nieprzyjemne odczucia.

-Sara, o czym ty w ogóle mówisz?

-Skończmy już ten temat. Było, minęło. Po prostu zapomnij.

-Chyba sobie żartujesz, nie mam zamiaru o niczym zapominać i się oszukiwać.

-Wobec tego rób, co chcesz, ale beze mnie. Nie jestem dziewczyną do zabawy.- Zakończyła ostro, po czym wyszła zostawiając go w osłupieniu. No, jasne. Znowu źle coś powiedział. Miała zrozumieć go zupełnie inaczej, a tymczasem wyszedł na idiotę...


#


-Cześć, Georg.- Przywitałam się z brunetem siadając naprzeciwko niego. Jakoś udało mi się wyrobić na czas i uniknąć spóźnienia.

-Fajnie, że dzisiaj jesteś.

-Przepraszam, że ostatnio tak głupio wyszło... miałam tyle spraw na głowie.

-Dobra, nie tłumacz się już.- Mruknął nie wykazując chęci na słuchanie moich dylematów. I słusznie.- Mam do ciebie sprawę. Dowiesz się o tym, jako pierwsza i mam nadzieję, że będziesz mogła mi pomóc.

-Jak będę mogła, to pomogę. O co chodzi?- Zapytałam. Nie wyglądał na zbyt szczęśliwego, aż zaczęłam się martwić, że to coś powiązanego z jego zdrowiem.

-Chodzi o to, że chcę już na zawsze odejść z zespołu.- Oświadczył, a mi odjęło mowę. Tego się nie spodziewałam.- To nie ma związku z moją chorobą. Po prostu wydaje mi się, że już nie mam na to siły. To dla mnie za duży ciężar, potrzebuję spokoju. Muszę wiele zmienić w życiu i poukładać niektóre sprawy. Mówię ci o tym, bo zależy mi, abyś to ty zajęła moje miejsce. Nie chcę zostawiać zespołu zupełnie na lodzie.- Mówił, a jego słowa ledwo do mnie docierały. Znowu miałabym grać w zespole? To tak, jakbym cofnęła się w czasie... byłam przekonana, że moja kariera już się zakończyła.-Bardzo by mi ułatwiło, gdybyś się zgodziła. Myślę, że tylko ty mogłabyś mnie zastąpić. Nie ma innej tak zaufanej osoby, poza tym już grałaś z Tokio Hotel więc we wszystkim się orientujesz. Oczywiście, to ważna decyzja musisz to przemyśleć.

-Zaskoczyłeś mnie...

-Carmen, musisz wiedzieć, czy chcesz być znaną osobą...czy chcesz przechodzić, to co trwało w twoim przypadku dwa miesiące przez prawie całe życie.

-Wiesz... bardzo podobało mi się to wszystko, miałam wiele radości z grania, to było niezwykłe. Bardzo bym chciała, aby trwało to dłużej...- Wyznałam szerze, choć nie było to do końca przemyślane. Wiedziałam, że jest to dla mnie kolejna szansa... poza tym, robiłabym to samo, co Tom i miałabym go cały czas przy sobie.... nie musielibyśmy się rozstawać na tak długo...- Myślę, że mogłabym się zgodzić, jeżeli tylko reszta zespołu nie miałaby nic przeciwko temu...

 

###

 

Jak to szybko leci, już 55 odcinek... a końca nie widać ^^

Jeżeli kogoś nie powiadomiłam, to przepraszam ale zniknęła mi lista gadu i nie odzyskałam wszystkich numerów, także proszę się upomnieć :)

To na tyle, pozdrawiam ;*

 

wtorek, 19 maja 2009

54. 'Jeszcze raz.'

 

-Dlaczego?- Odwróciłam się w jego stronę słysząc pytanie, jednak nie miałam pojęcia, o co mnie pyta. Zamroczyło mnie na chwilę, naprawdę nie wiem co się ze mną dzieje...

-Co, dlaczego?- Zmarszczyłam brwi robiąc kilka kroków w jego stronę, aby być bliżej. Nie będę przecież rozmawiała z nim z kilku metrów, bez przesady.

-Dlaczego, Alyson...?

-Miałam nadzieję, że tak będzie mi lepiej.- Wyjaśniłam nie bardzo co do tego przekonana. Niezwykle dziwnie mi się z nim rozmawiało. Jeszcze nigdy tak się nie czułam w jego towarzystwie...

-Odprowadzę cię. Porozmawiamy?- Zapytał stając obok mnie, zgodziłam się skinięciem głowy. Nie miałam zamiaru unikać, ani jego, ani rozmowy. Znaczy zbyt wiele w moim życiu, żebym miała się przed nim bronić. Poza tym rozmowa jest nam potrzebna, choćby nawet po to, aby powiedzieć koniec, prosto w oczy.

Udaliśmy się razem, wolnym krokiem w stronę mojego domu. Wolałam zaczekać, aż on zacznie mówić. Bo w sumie, ja nie wiedziałam co chciałabym powiedzieć. Przecież, gdyby nie ta jedna rozmowa przez telefon być może teraz bylibyśmy razem i nic nie ciążyłoby mi na sercu.

-Zastanawiałem się nad naszą ostatnią rozmową... chyba nie najlepiej to wyszło. Takich rzeczy nie kończy się przez telefon...

-Wiem, poniosło mnie. Jak zawsze zresztą...- Stwierdziłam nie mając zamiaru ukrywać swojej beznadziejności. Bo wiem, że to była moja wina. I nie mam zamiaru na nikogo zrzucać odpowiedzialności za to co się stało...

-Nie tylko ciebie. Carmen, myślę że to nie ma sensu.- Poczułam się, jakby ktoś wyrwał mi serce. Przez telefon mniej bolało... i mniej bolało, gdy mówiłam to ja...- Tyle razem przeszliśmy... kochamy się, potrzebujemy siebie... nie ma sensu, żebyśmy się męczyli...- Zatrzymał się spoglądając na mnie. Już zupełnie zgłupiałam, nie wiem o czym on właściwie mówi... chce zerwać, czy nie?!- Chyba, że ty już mnie nie kochasz...

-Kocham..-Wykrztusiłam patrząc na niego szeroko otwartymi oczami. Nie wiedziałam, czego mam się spodziewać.

-Przecież byliśmy ze sobą szczęśliwi, dlaczego mamy teraz to niszczyć? Może po prostu... tylko zwolnijmy...

-To w końcu, co? Bo ja już nic nie wiem...- Jęknęłam czując jak łzy napływają mi do oczu.

-Jeszcze raz?- Złapał mnie za rękę uśmiechając się delikatnie. Znowu mogłam spojrzeć w jego oczy...tak mi tego brakowało. Boże, przecież ja bez niego nie wytrzymam.-Spróbujmy jeszcze raz...

-Ja... ja bardzo cię kocham, ale... Tom, nie mogę cały czas próbować...nie mogę nie wiedzieć, czy jutro znowu nie obudzę się zupełnie sama...

-Jak mam ci zagwarantować, że będę?

-Nie wiem...po prostu to powiedz.- Ufałam mu na tyle, aby wystarczyły mi same jego słowa. Poza tym, nawet jeżeli by nie umiał mi tego zagwarantować, kocham go tak bardzo, że byłabym z nim pomimo wątpliwości... czyli przeczę sama sobie.

-Więc...Carmen, Alyson...kocham cię najmocniej na świecie i nie zostawię cię nigdy. Zrobię wszystko, abyś była szczęśliwa i żeby nasz związek przetrwał...

-A mówią, że to twój brat jest romantykiem...- Wydukałam przez łzy i już bez żadnych obaw wtuliłam się w niego mocno. Nigdy nie zrozumiem życia, ani siebie. To nie jest normalne, że ludzie się rozchodzą i zaraz do siebie wracają. Nie jest normalne, że można kogoś, aż tak bardzo kochać...

Nie jest normalne, ale piękne i nadzwyczajne...


#


Z cichym pomrukiem otworzyła oczy czując przyjemne drapanie na brzuchu. Zlustrowała wzrokiem pomieszczenie, aby upewnić się czy to wszystko jej się przypadkiem nie przyśniło. I nie wiedziała, czy powinna się cieszyć, czy żałować.

Może obydwoje pozwolili sobie na zbyt wiele, przecież między przyjaciółmi nie może dochodzić do takich sytuacji. Wszystko jedno co nimi kierowało, faktem jest że są dorośli i mieli świadomość tego, co robią.

-Która godzina?- Zapytała nieco zachrypniętym głosem, nie miała wątpliwości co do tego, że chłopak już nie śpi.

-A gdzie „dzień dobry”?- Zabrał rękę i odsunął się tak, aby móc widzieć jej twarz. Jeszcze niedawno mógł sobie tylko pomarzyć o tym, aby obudzić się obok swojej przyjaciółki i patrzeć, jak śpi wtulona w jego poduszkę...

-Dzień dobry, która godzina?- Przywitała się, następnie powtarzając wcześniej zadane pytanie. Przez moment bardzo spodobała jej się ta cała sytuacja, ale sumienie szybko dało o sobie znać...

-Dzień dobry, nie wiem.- Uśmiechnął się, na co dziewczyna przewróciła oczami. Już miała zrzucić z siebie kołdrę i wstać kiedy zorientowała się, albo raczej przypomniała sobie, że jest naga.

-No tak...- Mruknęła zastanawiając się, w jaki sposób dostać się do ubrań leżących na fotelu, który stał w drugim końcu pokoju.

-Co?- Czarnowłosy spojrzał na nią z zapytaniem nie wiedząc o co chodzi.

-Nic...wstajemy?-Było jej głupio, że po tym co zaszło między nimi teraz czuje się skrępowana, a nawet zawstydzona. Nie powinna mieć najmniejszego problemu ze swoją nagością w obecności wokalisty, a jednak coś jest nie tak.

-Ah..jasne.- Przytaknął i już mniej więcej zaczynał wszystko rozumieć. Wyszedł spod pościeli, a blondynka szybko się odwróciła zamykając oczy i nie zauważając nawet, że chłopak ma na sobie bokserki.-Podać ci ubrania?- Zwrócił się do niej starając się ukryć swoje rozbawienie. Wczoraj jakoś nie przeszkadzało jej, gdy nic na sobie nie miał. Kobiety są dziwne...

-Jakbyś mógł...

-Proszę. Wiesz gdzie jest łazienka, więc ubierz się i odśwież. Ja będę na dole.- Położył jej rzeczy po drugiej stronie łóżka i wyszedł. Teraz to on czuł się dziwnie. Nie wiedział już, czy w ogóle ta noc miała dla niej jakiekolwiek znaczenie. Bo gdyby miała, chyba zachowywałaby się trochę inaczej... a może to on zbyt wiele sobie wyobrażał?


#


-Yyy...ee...a... ty tak z rana? U nas?- Gitarzysta zamrugał oczami lustrując uważnie przyjaciółkę. Był bardzo zaskoczony jej obecnością w swoim domu o tej porze.

-Wpadłam rano, bo Bill coś wspominał żebym z tobą pogadała na temat twojego związku...- Skłamała, jakoś nie uśmiechało jej się mówienie prawdy w tej sytuacji. Lepiej, aby Tom nic nie wiedział. W ogóle, najlepiej, żeby nikt nic nie wiedział.

-Ale już nie trzeba. My z Carmen już sobie wszystko wyjaśniliśmy. Wszystko jest okej, nadal się kochamy i w ogóle...- Stwierdził zadowolony z siebie, że tym razem nie potrzebował niczyjej pomocy i sam wszystkim się zajął.- Wiesz, nie zawsze potrzebuję czyichś rad. Tak się składa, że umiem naprawiać swoje błędy.

-Cieszę się bardzo, bo zależy mi, aby Carmen była szczęśliwa.

-Nie, Carmen, tylko Alyson.- Poprawił ją szczerząc się.

-Znowu jakieś zmiany... nieważne. Niepotrzebnie przychodziłam.- Westchnęła cały czas starając się być bardzo przekonującą i być może by jej się to udało, gdyby nie małe nie do ciągnięcie.

-Tak... i masz źle guziczki zapięte w bluzeczce.- Uśmiechnął się cwanie. Od początku wiedział, że coś tu jest podejrzane...

-Każdemu się może zdarzyć...- Wzruszyła ramionami zachowując spokój, trudno było jej ukryć zmieszanie.

-No, nawet mojemu bratu.- Pokiwał głową. Ta aluzja była zbyt oczywista...- Zawsze lepiej wychodziło mu rozpinanie...

-Tom.- Srogi głos brata przywrócił go do porządku.- Przypadkiem nie musisz gdzieś iść?

-Nie. Ja chętnie z wami porozmawiam.

-Niby o czym?- Spojrzał na niego spod byka.

-Jako starszy brat powinienem was uświadomić o konsekwencjach...

-Ubzdurałeś sobie coś, bo mam źle zapięte guziki w bluzce!?- Blondynka przerwała mu nie ukrywając swojej złości.- Jesteś chory, weź się zajmij swoją dziewczyną, a od nas się odwal. Jesteśmy parą normalnych przyjaciół, a ty zawsze musisz doszukiwać się drugiego dna, które w tym przypadku nie istnieje!

-Spokojnie...już mnie nie ma...- Uniósł ręce w geście obronnym i szybko opuścił pomieszczenie nie chcąc wzbudzać już większych emocji u dziewczyny. To jednak nie zmieniało faktu, że wiedział swoje. Zresztą, gdyby się mylił Sara by tak nie zareagowała...

-Ja też już pójdę, trzeba kiedyś wrócić do domu.- Stwierdziła już ze spokojem. Ostatnio była bardzo nerwowa i bardzo łatwo można było wyprowadzić ją z równowagi.

-Może cię odprowadzę?

-Nie, nie trzeba... zobaczymy się później.- Odmówiła delikatnie, aby nie odebrał tego w zły sposób. Miała nadzieję, że ich relacje się nie zepsują. Sama do końca nie wiedziała, jak teraz powinno między nimi być. Czy powinni zmienić jakoś zachowanie wobec siebie, czy nie. Bo w sumie nie było mowy o żadnych zobowiązaniach...

-Jak chcesz...

-No, to do zobaczenia.- Pocałowała go w policzek i udała się do wyjścia.

-Tylko popraw te guziczki...- Zawołał za nią powodując, że się zatrzymała i ponownie odwróciła w jego stronę. Na jego twarz wpłynął dokładnie ten sam uśmiech, który widziała na twarzy Toma. Oni jednak są do siebie bardziej podobni niż sądziła.

-Nie mogłabym odebrać ci tej przyjemności...- Zmrużyła oczy podchodząc do niego.- No, proszę zajmij się moimi guziczkami...

 

###

 

Znowu czuję się beznadziejnie pod względem psychicznym i mam tego dosyć, chyba powinnam się leczyć ^^

Mam ochotę wszystko, dosłownie wszystko rzucić i zwyczajnie olać. Nawet nie wiem jeszcze do jakiej szkoły iść, a muszę oczywiście się zdecydować bo jacyś inteligentni ludzie wyznaczyli sobie termin. Pff!

I wczoraj zrobiłam chyba najgłupszą rzecz, w tym tygodniu, wracając na wiecznie-bedziemy-trwac . Ale cholera, akurat wczoraj przypomniałam sobie to, co było na początku, gdy zaczynałam. Miałam nigdy nie zostawiać opowiadania bez zakończenia, tak po prostu porzucać... nieważne.  Nieważne, nieważne... a ważne jest to, że mój pies łapie muchy.

A tak w ogóle, co do odcinka się wolę nie wypowiadać. Po pierwsze pisałam to, nie pamiętam kiedy, czyli dosyć dawno. Po drugie raczej nie mam nic mądrego do powiedzenia. Po trzecie nie wiem, po co to uzasadniam i w ogóle piszę coś, co jest nieistotne.

Cóż, idę porozmawiać z poduszką. Żegnam.

 

 

piątek, 15 maja 2009

53. 'Alyson.'

 

Gdy sobie coś postanowię, oczywiście nie mogę się tego trzymać. Miałam nie płakać, wcale. Miało nie być, ani jednej łezki. I co? Nie wytrzymałam. Gdy tylko do pokoju wszedł Alex i zapytał, co się stało wybuchnęłam płaczem, jak małe dziecko. Ale ulżyło mi... bardzo mi ulżyło!

I cieszę się, że w tej chwilowej histerii nie byłam sama. Miałam się do kogo przytulić, komu wyżalić. Potrzebowałam tego, obecności kogoś i świadomości, że nie jestem sama, że mam na kogo liczyć. Dzięki temu mogłam wziąć się w garść i żyć tak jak należy. Przecież nie mogę wszystkiego tak bardzo przeżywać. Takie rzeczy się po prostu dzieją i nie tylko ja się rozstaje z kimś kogo kocham. Tak miało być. Po prostu nie pasowaliśmy do siebie. Zawsze to wiedziałam. Nigdy się nie lubiliśmy, bo się różniliśmy... ta miłość nie miała szans. Może za jakiś czas znajdzie się ktoś odpowiedni, ktoś kogo pokocham bardziej...


-[...]cały czas myślałem co teraz będzie...-Podniósł głowę pozwalając jej ujrzeć swoją twarz i świecące brązowe tęczówki...

-Teraz co by się nie działo, będzie wszystko dobrze.- Uśmiechnęła się do niego najczulej jak potrafiła.

-Będzie dobrze.- Powtórzył z entuzjazmem całując ją w usta, a zaraz po tym położył się na jej kolanach.

-Inteligent.- Zaśmiałam się, gdy wtulił się w jej brzuch powodując na ciele fale gorących dreszczy.

-Carmelka.-Wymruczał w materiał jej kurtki. I nastała cisza. Wsłuchiwała się w jego oddech, jakby nic innego nie wydawało żadnych dźwięków. Nie słyszała wiatru, nie słyszała przechodzących ludzi, pływających kaczek... słyszała tylko jego. Jego oddech i bicie jego serca...

Drapała go delikatnie po plecach pozwalając, aby odpłynął w krainę snów i marzeń... a sama zatraciła się w tej chwili.... bo jest cudnie...”


Wpatrywałam się w ulicę za oknem, lecz nie dostrzegałam nic. Zatraciłam się we wspomnieniach, które należały do najlepszych w moim życiu. Bo nigdy nie byłam tak szczęśliwa, jak wtedy. Nic nie daje tyle radości, co miłość. A ja nadal chcę się oszukiwać, że sobie poradzę i pokocham kogoś innego. Zapomnę o mojej pierwszej prawdziwej miłości...

Moje serce wypełnia smutek i szarość, taka sama jaka wypełnia wszystko dookoła. Zima to chyba najgorszy czas na taki podły nastrój. Szczególnie, gdy nie ma śniegu, a zamiast niego jest zwykła chlapa. Ale, czy gdyby trawa była zielona, a na niebie świeciło słońce zmieniłoby się coś?

Przestałabym cierpieć i poczuła się lepiej?

Teraz wydaje mi się wszystko takie bez sensu. Jakby nic już nie miało znaczenia. Jakbym już na nic nie miała wpływu... wszystko się dzieje samo, a ja nie mam nic do powiedzenia. Nie mogę zmienić biegu wydarzeń...


-Carmen, znowu o tym myślisz?- Do moich uszu dotarł cichy głos Alexa. Widziałam, jak bardzo się stara, aby mi pomóc. Nie miałam zamiaru odtrącać jego pomocnej dłoni, bo zdawałam sobie sprawę, że sama mogłabym sobie nie poradzić.

-Nie, już nie myślę.- Zaprzeczyłam odwracając się w jego stronę. Bardzo chciałam zebrać w sobie ogromną siłę i z uniesioną dumnie głową do góry przemierzać życie, tak jak dawniej.-I wiesz... mów do mnie, Alyson.

-Alyson?- Powtórzył zaskoczony, na co przytaknęłam skinięciem głowy.

-To moje drugie imię. Kiedyś bardzo nie lubiłam, gdy mówiono na mnie Carmen i kazałam używać tego drugiego... To się zmieniło, bo ja się zmieniłam. Ale teraz wiem, że lepiej byłoby gdybym była taka jak wtedy.- Wyjaśniłam, a chłopak o nic więcej już nie pytał.- Wspominałeś kiedyś o jakimś klubie...zabierzesz mnie tam?

-Właśnie po to tu przyszedłem, Alyson.- Uśmiechnął się szeroko. Poczułam się znacznie lepiej widząc na jego twarzy uśmiech, przynajmniej wiem, że jeszcze nie wszyscy stali się gburami, takimi jak ja...


#


Blondynka z wielkim niezadowoleniem zawróciła do drzwi przypominając sobie, że zostawiła telefon. Mruknęła tylko do kuzynki, że ją dogoni na co ta nawet nie zwróciła uwagi. Już chciała wcisnąć dzwonek, jednak rozmyśliła się i zwyczajnie weszła do środka. Chyba zna bliźniaków na tyle dobrze, że może sobie pozwolić na samowolkę. Zamknęła za sobą drzwi i udała się do salonu z nadzieją, że tam znajdzie swoją zgubę, ale myliła się. Nie znalazła tam, ani telefonu ani nie zastała braci. Zaczęła czuć się trochę niezręcznie, że bez ich wiedzy chodzi sobie po ich domu...

-Sara?- Podskoczyła wystraszona słysząc za sobą Toma.- Myślałem, że poszłaś już...

-Tak... ale zapomniałam telefonu...- Wytłumaczyła szybko jednocześnie głęboko oddychając.

-Aha, no tak...Bill go zabrał, powiedział, że ci odda jutro. Jest u siebie.

-Dobra, to ja pójdę do niego. -Stwierdziła nie bardzo przekonana do tego pomysłu. Chłopak był ostatnio bardzo dziwny, aż zaczynała się bać jego kolejnych pomysłów.

Nie tracąc czasu wbiegła po schodach na górę kolejno wchodząc do pokoju wokalisty. Zdziwiła się, gdy go tam nie ujrzała. Chociaż może to lepiej... sama weźmie telefon i nie będzie musiała z nim rozmawiać. Rozejrzała się po pomieszczeniu, uśmiechnęła się gdy dostrzegła swoją komórkę na stoliku przy łóżku chłopaka. W szybkim tempie podeszła do niego i zabrała swoją własność. Odetchnęła z ulgą i odwróciła się do wyjścia, co spowodowało u niej przyspieszenie bicia serca. Mianowicie tuż przed sobą ujrzała półnagiego Billa we własnej osobie. Był w samym ręczniku, a z jego włosów spływały krople wody. Patrzył na nią pytająco, a ona zupełnie nie wiedziała co ma robić. Wystarczyłoby, żeby powiedziała co robi w jego pokoju i byłoby po sprawie. Jednak to było o wiele trudniejsze. Tak się nie reaguje na przyjaciela...

-Miło, że wróciłaś.

-Ja tylko...po telefon.- Wydukała zmieszana i szybko wyminęła go chcąc już wyjść.

-Zaczekaj...bardzo ci się spieszy?- Złapał ją za rękę, aby się zatrzymała. Spojrzała na niego z lekkim przerażeniem. Sama nie wiedziała, dlaczego tak bardzo się obawiała. Przecież on nie ma wobec niej złych zamiarów. Już dawno to przerabiali, powinna się rozluźnić. Nic się nie dzieje.

-Bill, wychodzę!- Krzyk Toma, a potem trzask drzwi przywrócił ją do rzeczywistości. Została sama z nim w wielkim domu! Ale to nic nie znaczy... a ona zdecydowanie za dużo myśli.

-A dlaczego pytasz?- Zapytała zachowując zupełny spokój.

-Tak sobie myślałem o naszej dzisiejszej rozmowie...tej w samochodzie.- Zaczął cały czas ją trzymając. Nie wiedzieć czemu, na to wspomnienie blondynkę przeszły dreszcze. Ta cała sytuacja zaczynała jej się podobać, choć to było sprzeczne z jej rozsądkiem. Ale to nie jej wina, że w jego obecności odczuwa takie dziwne mrowienie tam gdzie nie trzeba...

-Myślałeś... i co?- Wykrztusiła z siebie czując, jak jej serce mocno bije. Dawno nie czuła takich emocji...-Opanuj się, kobieto.- Skarciła siebie w myślach oczekując odpowiedzi ze strony chłopaka.

-Może zostaniesz?- Zaproponował stawiając wszystko na jedną kartę. Wiedział, że tym pytaniem może ją stracić po raz kolejny. Ale to było silniejsze... widocznie nie tylko on dzisiaj czuje się inaczej niż zazwyczaj.

-Zostanę? To znaczy...?- Lustrowała go uważnie wzrokiem coraz bardziej pragnąc, aby miał na myśli, to o czym ona w tej chwili myśli... A miała nie myśleć.-Boże, dlaczego ja nie znalazłam sobie chłopaka...

-Zostaniesz na noc...?


#


Siedziałam przy stoliku sącząc sobie drinka i słuchając ludzi, którzy próbowali swoich sił w śpiewaniu. Kilka osób tańczyło, inni klaskali w każdym razie wszyscy świetnie się bawili, a atmosfera była idealna na poprawę humoru więc nie było możliwości, aby nawiedziły mnie jakieś wspomnienia. Alex od dłuższej chwili milczał rozglądając się nerwowo po całej sali jakby kogoś szukał i bardzo dobrze mi się wydawało...

-Chce ci przedstawić...moją dziewczynę, dzisiaj wróciła zza granicy.- Uprzedził mnie, co i tak nie zmieniło faktu, że osłupiałam. Nie wiedziałam, że on ma dziewczynę...-Poznałem ją jeszcze jak była w Niemczech, ale zostaliśmy parą dopiero przez maila...wiem, że to głupie...możesz się śmiać...- O tak, miałam ochotę wybuchnąć śmiechem jednak zrezygnowałam z tego. To jest tak samo głupie, jak zakończenie związku z Tomem przez telefon.

-Chętnie ją poznam.

-Właśnie idzie.- Wstał zadowolony z miejsca, ale jego mina szybko zrzedła... jak dla mnie zbyt szybko.-Carm...Alyson, wiedz że ja nic o tym nie wiedziałem...- Zwrócił się do mnie, lecz nie wiele z tego zrozumiałam. Moja niewiedza szybko się wypełniła, gdy moim oczom ukazała się doskonale znana mi para. Zrobiło mi się potwornie duszno, myślałam, że zemdleje... jak dobrze że siedziałam, bo na pewno bym już leżała jak kłoda na podłodze.

-Cześć, Alex!- Brunetka zapiszczała i już po chwili wisiała na jego szyi. Uściskali się i wycałowali, a ja nadal nie mogłam w to uwierzyć. I wcale nie przeszły mi duszności, wręcz przeciwnie... nasiliły się. Czułam, że jak zaraz nie wyjdę to zemdleje...

-Poznaj moją przyjaciółkę, Alyson.- Blondyn wskazał na mnie, a ja zareagowałam tylko bladym uśmiechem.- Alyson, to jest Amelia...


[...]Tom odwoził Amelię na lotnisko, bo wyjeżdża i już nie wraca nigdy...- Oznajmił z udawanym żalem w głosie. [...]-bo Amelia to ta dziewczyna co była z nami w szpitalu, widziałaś ją chyba?- Wyjaśnił widząc nie do końca zrozumiałe spojrzenie przyjaciółki. Skinęła niechętnie głową, jednak wie kto to jest. I choć z pozoru wydaje się być miłą osobą i tak jej nie lubi. [...]Nie ma to jak dobra wiadomość.

-I ona wcale nie jest taka fajna, jak Tom sądził. Bardziej sztucznej osoby to ja w życiu nie widziałem.- Zapewnił ją, choć sama nie wiedziała po co. Dlaczego on jej to wszystko mówi? [...]

-I jest strasznie przesłodzona.-Wtrąciła się Sara- Niby taka tego, a tak naprawdę tego...no...ehem...

-Wam już chyba kompletnie odwaliło. Mieliśmy podobno grać. Co wy odstawiacie? Nie obchodzi mnie żadna Amelia! [...]”


-Miło mi.- Wyszczerzyła się do mnie i dopiero teraz chyba przypomniała sobie o osobie z którą przyszła. Dlaczego akurat dzisiaj musiałam poznać dziewczynę Alexa i dlaczego musiała przyjść akurat z Nim... Chyba potrzebuję więcej czasu, aby móc normalnie funkcjonować w obecności swojego byłego chłopaka.

-A to jest Tom.- Kiwnęła głową w stronę gitarzysty, całe szczęście, że siedziałam do niego tyłem...

-My się już znamy.-Mruknął Alex, co jeszcze bardziej uszczęśliwiło jego dziewczynę. A ja zaraz zwymiotuję... dziecko szczęścia z niej normalnie...już nie mogę dłużej...-Alyson, dobrze się czujesz?- Chłopak spojrzał na mnie z niepokojem, zaprzeczyłam szybko kręcąc głową. Nie będę udawała, że jest wszystko okej, kiedy czuję, że zaraz będzie trzeba wynosić mnie na noszach.

-Muszę wyjść...źle się czuję.

-Masz mdłości? Może jesteś w ciąży!- Amelia wyraźnie była podekscytowana całą sytuacją, a mi zabrakło już słów na komentarz. Podniosłam się z miejsca i odwróciłam, od razu napotkałam wzrok Toma. Przecież kiedyś musiało to nastąpić...

Pokręciłam głową z niedowierzaniem, ale bardziej dla inteligencji jego znajomej niż z powodu, że go widzę.

-Pójdę już do domu...- Rzuciłam w stronę Alexa i zabierając swoją kurtkę skierowałam się do wyjścia. Przechodząc obok Toma miałam ochotę się na niego rzucić, jego zapach, aż błagał abym się wtuliła w jego tors. Tak bardzo za nim tęskniłam... tęsknie nadal!

Z trudem się powstrzymałam, nie chciałam z nim rozmawiać jakby nigdy nic się nie stało. Bo się stało, a ja nie mam zamiaru udawać.

Wyszłam z klubu, a zimne powietrze od razu mnie orzeźwiło. A miało być tak miło... to jeszcze zbyt wcześnie, aby zachowywać się zupełnie normalnie w jego towarzystwie. Muszę najpierw opatrzyć rany... no i może zapomnieć, że go kocham. To brzmi, tak jakbym wierzyła w cuda.

-Carmen!

-Alyson.- Poprawiłam odruchowo, zanim zdałam sobie sprawę do kogo należał głos...

 

###

 

Jak dla mnie, to wszystko dzieje się zbyt szybko... ale z drugiej strony gdyby działo się wolniej, byłoby nudniej niż jest ^^ To tyle na temat opowiadania.

Notka miała być wczoraj, ale nie chciało mi się ;D A 16 to taka piękna liczba...

 

lukrowa.: Dziękuję...

 

pozdrawiaaam ;)

 

poniedziałek, 11 maja 2009

52. 'Mogłabyś zabrać rękę z moich...'

 

Zakończył połączenie i rzucił telefonem, który odbijając się od ściany wylądował pod stołem. Miał świadomość, że może być wściekły jedynie na siebie. Oczywiście, musiał wszystko zepsuć. Bo za długo było dobrze, za długo cieszył się miłością. I, co? Koniec? Przez jakąś głupią zazdrość, ma wszystko stracić? Czy to nie za wysoka cena?

-Czyżbyś rozmawiał ze swoją dziewczyną?- Do pokoju weszła Rose przywołana hałasem, jaki spowodował chłopak.- Z tą, którą kochasz?

-Nie odzywaj się.- Burknął odwracając się od niej. Nie miał ochoty na jakiekolwiek rozmowy, ani tym bardziej dogryzanie ze strony dziewczyny.

-Ja nie muszę nic mówić, ale ty mógłbyś...

-Co mam ci powiedzieć?!- Uniósł się, jego emocje zaczynały sięgać granic. Czasami wolałby nic nie wiedzieć. Żyć jak dawniej. Bez problemów, bez miłości... chyba wtedy było prościej. Raczej na pewno było.

-Dlaczego twój telefon leży pod stołem, a ty wyglądasz jak wulkan, który zaraz wybuchnie.- Wyjaśniła spokojnie i przysiadła na łóżku wpatrując się w niego uważnie.

-Zerwaliśmy.- Powiedział cicho, sam jeszcze do końca w to nie wierząc. Już nie wiedział nawet, jak do tego doszło.

-Przez telefon?!- Podniosła się z miejsca w wielkim szoku.- Jesteście niemożliwi, po prostu. Jak można zerwać przez telefon... no, nie wierzę. I dlaczego?- Tym razem, to jej ciśnienie podskoczyło. Przez te święta było wiele sytuacji, w których mogła dostać zawału... dziwne, że jeszcze nie wylądowała w szpitalu. To wszystko nie jest na jej nerwy, jeszcze nigdy nie spotkała się z tak... dziwnymi ludźmi.

-Bo najwyraźniej miłość nie wystarcza.

-Bzdura. Pokłóciliście się o jakąś głupotę, pozwoliliście ponieść się emocjom i mogę się założyć, że nawet tego nie chcieliście. Jutro obydwoje będziecie się zastanawiać, dlaczego właściwie wam nie wyszło.- Wyrecytowała gestykulując przy tym z wielką pasją.

-A ty skąd to możesz wiedzieć?

-W przeciwieństwie do ciebie, znam życie. No, ale masz szczęście że dzisiaj wracamy, będziesz mógł wszystko wyjaśnić i jeszcze będziecie razem tańczyć w sylwestra.

-Nie mam zamiaru niczego wyjaśniać, to ona ma jakiś problem..

-Powiedziałeś, że zerwaliście. Więc wina leży po obu stronach, więc przestań pieprzyć.- Fuknęła niezadowolona. Uwielbiała wtrącać się w cudze sprawy, może dlatego, że nie miała własnych. Poza tym mimo wszystko trzeba bronić honoru kobiet, chyba nie pozwoli aby Kaulitz zwalił całą winę na dziewczynę.

-Rose, ona powiedziała, że to nie ma sensu...- Westchnął przypominając sobie słowa blondynki.

-Skoro wcale się nie starasz, to się nie dziwię. Każda głupota może was poróżnić, jestem ciekawa jak sobie poradzicie bez siebie skoro się kochacie.- Prychnęła nie ukrywając swojej złości.

-Nie wiem. Widocznie tak musi być.

-Jesteś żałosny! No, nie mogę z tobą...

-Kto z kim i czego nie może?- Bill przerwał ich zaciętą dyskusję wpadając do pokoju i od razu lustrując ich podejrzliwym wzrokiem.

-Faceci to naprawdę beznadziejny gatunek.

-No ba!


#


-Rób wszystko sam, ja się poddaję. Odechciało mi się tej całej imprezy.- Oświadczyłam i rzucając paczkę kolorowych balonów na stół wyszłam z salonu pozostawiając Alexa samego sobie. To nie było miłe, ale nie miałam najmniejszej ochoty na jakiekolwiek towarzystwo, a już na pewno na bawienie się w dekorowanie domu. Nie nadaję się do takich rzeczy. I oczywiście, to nie ma żadnego związku z tym, że znowu jestem wolna. Po prostu nie ma nic lepszego niż zacząć nowy rok od zera. Bo czuję, że wszystko straciłam.

Aż nie mogę uwierzyć, że jeszcze nie dawno podniecałam się miłością. Od zawsze wiedziałam, że do siebie nie pasujemy, ale oczywiście musiałam się wpakować w ten związek. Teraz pewnie będzie gorzej niż było...

Weszłam do swojego pokoju zamykając za sobą drzwi. Chyba samotność jest mi pisana... już nawet moja siostra trzyma się lepiej ode mnie. Ja nie wiem, co ze mną jest nie tak? Naprawdę jestem, aż tak beznadziejna?

Usiadłam na łóżku wlepiając wzrok przed siebie, tak się złożyło, że akurat na komodzie stał wazon z czerwoną różą, którą dostałam od Toma...


[...]-Nigdy bym sobie nie darował, jakbym przez głupotę cie stracił...Bardzo przy tobie dojrzałem. Dzięki tobie widzę więcej niż kiedyś... jestem gotowy na poważny związek i chce go tworzyć właśnie z tobą. Miałem dużo czasu, teraz wiem na pewno, że cie kocham.[...]”


-Akurat!- Powiedziałam do siebie przypominając sobie tamtą, tak cudowną dla mnie chwilę. Łza spłynęła mi po policzku, tak samo samotna, jak ja. Poważny związek! Co za bzdury. Jak, ja mogłam mu wierzyć? Wcale nie dojrzał... nadal nic nie wie... jest tak samo beznadziejny jak ja.

Moje wielkie dylematy i początki furii przerwał telefon, aż poskoczyłam z zaskoczenia. I zupełnie nie wiem, dlaczego miałam tą głupią nadzieję, że to Tom...

-Słucham?- Odebrałam nawet nie siląc się na zmianę przygaszonego głosu.

-Cześć Carmen, z tej strony Georg.

-Cześć, miło cię słyszeć. Co u ciebie?- Ożywiłam się trochę, lecz to nie zmienia faktu, że wciąż czułam jakby z mojego serca sączyła się krew.

-U mnie właściwie w porządku, tylko... mam do ciebie bardzo ważną sprawę. Moglibyśmy się spotkać?

-Jasne, skoro to ważne.- Zgodziłam się bez wahania. Georg, to osoba której mogę zaufać, a poza tym nic nie stracę.

-Masz czas jutro?

-Nie mam żadnych planów na najbliższy rok, a co dopiero na jutro. Powiedz tylko gdzie i o której.

-Widzę, że ty też masz mi coś do powiedzenia... wobec tego w parku o dwunastej.

-Super, będę.

-Do zobaczenia i uśmiechnij się.

-Pa...-Zakończyłam połączenie jednak polecenie Georga nie chciało wpłynąć na moją twarz. Czemu ja się w ogóle tak martwię?


[...]-Kocham cię, Carmen. Właśnie ciebie. Tylko ciebie i nikogo innego.[...]”


-Więc dlaczego nam nie wyszło...- Szepnęłam chowając twarz w poduszce. Żeby przynajmniej z nim nie było tak pięknie... ale zawsze było! Zawsze...


#



Ze znudzeniem patrzył przed siebie starając się nie zasnąć, musiał mieć wszystko i wszystkich pod kontrolą, choć właściwie to nie było takie konieczne. Tom jeszcze nigdy nie był tak bardzo skupiony na drodze, a jednocześnie naburmuszony, a Rose od niechcenia wpatrywała się w szybę poza którą nic ją nie interesowało. Sara natomiast w najlepsze spała na jego ramieniu, jej głowa z każdą chwilą zsuwała się niżej, a Bill układał ją z powrotem w poprzednim miejscu.

Byłoby całkiem miło, gdyby nie miał świadomości, że coś się dzisiaj stało i tylko on o tym nie wie. Podróż to nie najlepsza pora na rozmowy, dlatego uznał, że wypyta o wszystko gdy będą w domu.

Odchylił głowę do tyłu przymykając powieki, a ręką gładził po włosach śpiącą przyjaciółkę, która pomrukiwała coś przez sen z wyraźnym zadowoleniem.

Cisza panująca w samochodzie sprawiła, że sam poczuł znużenie i prawie odpłynął do krainy morfeusza, jednak coś go zaniepokoiło. Mianowicie poczuł, jak coś sunie się pod jego koszulką schodząc coraz niżej. Otworzył szeroko oczy od razu spoglądając na Sarę, lecz ta nadal miała zamknięte oczy. To że spała nie zmieniało faktu, iż jej ręka znajdowała się tam, gdzie się znajdowała.

-Sara, błagam...- Pisnął cicho tak, aby siedzący z przodu nie zwrócili na niego uwagi. Czuł się dość niezręcznie czując na sobie poczynania przyjaciółki. Było to przyjemne, ale wywoływało zbyt wiele emocji, jak na to co ich obecnie łączyło. Poza tym ona robiła to nieświadomie, chyba, że wcale nie spała...

Przez chwilę miał nadzieję, że zaraz sama przestanie i miał racje, z tym że zatrzymała się tam gdzie nie powinna. Na to musiał już zareagować...-Sara...- Szturchnął ją delikatnie, czuł, że zaraz sam spłonie...a przecież to nie jego wina...

-Hym?

-Czy mogłabyś...mogłabyś...czy mogłabyś...

-Bill, o co ci chodzi?- Uniosła w końcu powieki spoglądając na niego. Wyglądała, jakby kompletnie nic nie wiedziała.

-Mogłabyś zabrać rękę z moich... z mojego...- Zupełnie nie wiedział, jak ma się wyrazić. Ale wcale nie musiał kończyć, wystarczyło samo słowo: ręka, aby wzrok dziewczyny wychwycił o co chodzi. Nie minęła sekunda, jak jej dłoń zmieniła swoje miejsce, a ona sama miała ochotę zapaść się pod ziemię.- Dziękuję...wiesz, ja tam nie mam nic przeciwko, ale...

-Przepraszam nie mam pojęcia...

-Nieważne, nic się nie stało...przecież...- Uśmiechnął się pocieszająco.

-Ale to chyba nie jest normalne, żeby przez sen robić takie rzeczy...-Stwierdziła z przerażeniem, a jej policzki jeszcze bardziej się zaczerwieniły.

-Ale ty nic nie zrobiłaś...

-Bo mnie obudziłeś!

-Może zapomnijmy o tym, co?- Zapytał nie bardzo wiedząc, co w takiej sytuacji byłoby najodpowiedniejsze.

-Tak...dzięki.-Oparła się wygodnie, już chyba nigdy nie odważy się skorzystać z ramienia przyjaciela. W głowie jej się nie mieści, jak mogła się posunąć do czegoś takiego...

-A co ci się śniło?- Odezwał się po chwili spoglądając na nią z zaciekawieniem.

-Nic.- Mruknęła nie bardzo przekonująco. Nie chciała dzielić się z czarnym swoim nienormalnym snem. Wolała o tym zapomnieć.

-Chyba coś musiało ci się śnić skoro...wiesz...

-Może... nie pamiętam.

-No powiedz... nie ma się czego wstydzić, naprawdę.- Zachęcał ją nie spuszczając z niej wzroku. Nawet na niego nie zerkała. Wiedział, że czuła się z tym głupio. Jednak dla niego całe to zdarzenie nie było, aż tak straszne i pewnie, gdyby nie miejsce, w którym się znajdowali wcale by tego nie przerywał...

-Bill, przestań.

-Ja ci się śniłem?- Drążył z upartością, bardzo chciał się dowiedzieć. Dziewczyna zaczyna wzbudzać w nim coraz więcej emocji.

-Nie, nikt ani nic.- Oznajmiła stanowczo chcąc już zakończyć ten niewygodny dla niej temat.

-Tak sobie myślę, że powinnaś częściej spać w moim towarzystwie... tylko, że wolałbym na osobności...- Wyznał odważnie, bardzo szybko nabrał pewności siebie. Coś się w nim obudziło...

-Teraz widzę, że jesteś bratem Toma. Z tym, że twoje żarty brzmią znacznie poważniej.- Stwierdziła, a czarnowłosy zbliżył się do niej.

-Ale ja nie żartowałem...- Szepnął rozbudzając w niej wszystkie zmysły...

 

###

 

Więc tak, nie wiem czy ostatni wątek jest do końca zrozumiały, ale ja nie będę tego wyjaśniać xD

Tylko wydaje mi się, że teraz Bill i Sara będą ciekawszą "parą" niż Carmen i Tom ^^

Jednak to tylko moje odczucie.

Notki pojawiają się dość często, nawet bardzo, a to dlatego że mam spory zapas, więc trzeba się tego powoli pozbywać, ta historia też nie może trwać wiecznie.

Oczywiście, jeżeli za często publikuję mogę robić to rzadziej, żaden problem ;]

No i zmieniłam wygląd bloga, co chyba da się zauważyć...? ;D

Nie jest to nic nadzwyczajnego, ale potrzebowałam zieleni, więc jest zielono ;)

To tyle z mojej strony, pozdrawiam ;*

 

czwartek, 7 maja 2009

51. 'Sielanka się skończyła, panno May.'

 

Święta bez śniegu, cudownie. W ogóle nie czuję tej atmosfery. Zresztą chyba nigdy tak naprawdę nie czułam świąt. Nie przeżywałam tych magicznych chwil, tak jak powinnam. Jakoś nie umiem się cieszyć. Może kiedyś się nauczę, gdy będę miała swoją rodzinę. Docenię ten czas...

A tymczasem wigilia upłynęła nam prawie, jak zwykły wieczór, za wyjątkiem tego, że na stole zawitało dwanaście potraw, zupełnie nie rozumiem po co Melanie tak bardzo się wysilała. Ale zapewne kiedyś zrozumiem. Skoro myślę w ten sposób, to znaczy, że jeszcze nie dojrzałam?


Było dość miło, powspominałyśmy sobie miłe czasy, bo do tych gorszych nigdy nie wracamy i nawet pośpiewałyśmy kolędy. Kilka osób zadzwoniło z życzeniami, a pośród nich nie było Toma. Dzwoniła Sara, dzwonił Bill, Georg, Gustav, nawet zapomniany wujek... ale chyba nie mam się czym przejmować?

Obraził się, jego sprawa. Ja wysłałam mu życzenia sms-em, nie odpisał. Nie mam zamiaru się tym przejmować. Prezent, który mu kupiłam schowałam głęboko w szafie, dam mu, jak wróci, albo wcale... nie mam pojęcia, co z nami będzie.

W każdym razie, na pewno nie mogę się załamywać. Cokolwiek by się nie stało, muszę być silna. Tak jak moja siostra, sama jej to mówiłam...

Kolejne dni świąt także nie wyróżniały się niczym niezwykłym. Przynajmniej dla mnie. Ja tylko czekałam na 31 grudnia. Melanie nie była zbyt zachwycona moim pomysłem na sylwestra, ale z czasem się przekonała.

Wydaje mi się, że najbardziej w tym wszystkim nie odpowiadał jej Alex, ale to przecież fajny chłopak. Nie może się na nim wyżywać, za to co zrobił jego brat. Ja już zrozumiałam... No proszę, jesteśmy siostrami, a tak bardzo się od siebie różnimy. Ona niby jest starsza i dojrzalsza, a czasami zachowuje się, jak małe dziecko, tak samo ja. Zdarza się, że wydaję się być rozsądniejsza, ale to jednak nieliczne przypadki. Jeszcze jestem tą roztrzepaną Alyson, co kiedyś, tyle, że teraz w nieco mniejszym stopniu. Nie traktuję już życia, aż tak beztrosko. Nie umiem. Za wiele przeżyłam i dopiero niedawno zdałam sobie sprawę, jak wielkie znaczenie ma dla mnie moja przyszłość. Jak ogromny wpływ mają na mnie wydarzenia sprzed kilku lat. Wydaje się, że zapomniałam, że poradziłam sobie z najgorszym... lecz gdy nadchodzą chwilę zwątpienia, przypominam sobie wszystko. Jednocześnie uświadamiając, że jestem wielka i niepokonana. Niektóre sytuacje wydają mi się wręcz głupie, bo przejmuję się takimi błahostkami, zadręczam się i nie umiem sobie z tym radzić, a z czymś o wiele gorszym poradziłam sobie bez problemu. Niepotrzebnie wyolbrzymiam coś, co tak naprawdę może być zupełnie proste.

Chyba muszę się nauczyć lepiej radzić sobie z emocjami. Zawsze byłam wybuchowa, ale teraz zauważyłam, że przynosi mi to same kłopoty. Chociaż z drugiej strony... gdyby Tom mnie znał, wiedziałby, że taka już jestem i że czasami najpierw robię, a potem myślę.

Stali we trzech przed moimi drzwiami, kazałam im wszystkim, żeby się odwalili, a tylko Tom odszedł. Jak mam to rozumieć? Z jednej strony jest to pozytywne, bo uszanował moją decyzję, a z drugiej zwyczajnie sobie odpuścił, jakby w ogóle mu nie zależało. I jakby nie wiedział, że zdarza mi się wybuchnąć ze złości. Poza tym nie znał sytuacji i nie miał pojęcia, jak się czułam, gdy na mnie naskoczył. Za to Alex i Herry zostali, słusznie przewidując, że jeszcze nie wszystko stracone i mogą coś wskórać. Więc jak to jest? Alex i Herry, których znam mniej od Toma, wiedzą o mnie więcej niż on?

A może on ma już dość? Znudziłam mu się? Nie potrzebuje takiej idiotki, która nie panuje nad sobą i jest nieprzewidywalna... Co ja robię źle? I znowu mam się zadręczać? Nie.

Nie pozwolę, aby Kaulitz mnie pogrążał. Miłość to jedno, a zdrowy rozsądek drugie. Skoro, tak ma być zawsze, to wolę żeby wcale nie było. Nie musimy się męczyć.


-Dzwonił...

-Tom?!- Wypaliłam przerywając siostrze wypowiedź. Sama nie wiem, jak to wydostało się z moich ust. Oczywiście miałam złudne nadzieje, jak zawsze. Czego ja się w ogóle spodziewam? Przecież, to Tom Kaulitz. On zawsze będzie taki sam. -Sielanka się skończyła, panno May.- Przemknęło mi przez głowę.

-Nie...- Blondynka spojrzała na mnie w dość dziwny sposób, jakbym była jakaś niedorozwinięta. Nie lubię tego.- Alex, mówił, że wpadnie jutro.

-Aha, to super.

-Tak myślałam, że wasz związek szybko się rozpadnie. Nie przejmuj się, on na ciebie nie zasługuje...

-Co? A kto mówił o rozpadzie czegokolwiek?- Uniosłam na nią swoje wściekłe spojrzenie.

-Ja tylko wnioskuję. Carmen, obudź się! Wiesz, że ja życzę ci dobrze. Zasługujesz na kogoś, kto będzie potrafił się tobą zaopiekować, Kaulitz nigdy temu nie podoła. On jest tylko ładny i niedługo wiecznie zajęty. Nie będzie miał dla ciebie czasu. Ani ty nie pasujesz do jego świata, ani on do twojego. I nie myśl, że mówię to z zazdrości, czy złośliwości po prostu taka jest rzeczywistość.

-Ale ja go kocham...- Szepnęłam czując jak pod powiekami zbierają mi się łzy. Nic tak bardzo nie boli, jak prawda. A Melanie miała racje i nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby mówiła to tylko po to, aby mnie zdenerwować. Wiedziałam, że chce mi pomóc i wszystko, co robi, czy też mówi, jest to dla mojego dobra. Szkoda tylko, że ta prawda nie może być inna...

-Wiem... i to od ciebie zależy, jak będzie wyglądało twoje życie. Możecie być razem szczęśliwi, albo nieszczęśliwi. Tylko zastanów się, czy warto? Bo kiedyś może stać się coś, co wszystko zniszczy. Doskonale znasz Toma, chcesz przez niego płakać? Zobacz, jak teraz wygląda wasz związek. Raz jest dobrze, a za chwilę znów źle. Chyba oboje nie jesteście gotowi na coś tak poważnego, jak wspólne życie.- Kontynuowała dalej, a ja z każdym jej słowem coraz bardziej sobie uświadamiałam, że brak mi w tym wszystkim tego 'czegoś'.

-Nasz związek nie ma przyszłości...- Stwierdziłam cicho i starłam z policzków kropelki łez.- Zupełnie się w tym wszystkim zatraciłam, zaczęłam wierzyć, że będzie jak w bajce... bo byłam naprawdę szczęśliwa, Mel... bo ktoś mnie pokochał, bo stałam się dla kogoś ważna... Tom, jest pierwszym chłopakiem, którego obdarzyłam tak wielkim uczuciem i byłabym skłonna zrobić dla niego wszystko... ale jest mi tak cholernie dobrze, gdy żyję marzeniami... gdy on jest blisko i wyobrażam sobie nas za kilka lat...

-Carmen, proszę cię tylko, żebyś nie brała pod uwagę, w podejmowaniu decyzji, tego co ci powiedziałam. To musi wyjść z twojej inicjatywy i musisz zrobić po swojemu. Nie chcę mieć wpływu na twoje decyzje, w dodatku tak ważne. Chciałam ci tylko pokazać drugą stronę medalu, bo nie zawsze jest idealnie.- Objęła mnie przytulając do siebie. Nawet nie wiedziała, jak bardzo mi pomogła...- I wiedz, że ja zawsze będę z tobą.

-Dzięki... kocham cię...jesteś najlepszą siostrą na świecie...


#


-Słuchaj, ważniaku zależy mi na dobrych relacjach z kuzynką, więc się do mnie nie przystawiaj. Doskonale wiem, że masz dziewczynę, a ta dziewczyna jest przyjaciółką Sary. Nawet nie chcę myśleć, co by było, gdyby przypadkiem łączyło nas coś więcej. Możesz być piękny i cudowny, ale nie zbliżaj się do mnie, wybacz relacje rodzinne póki co są dla mnie najważniejsze. Wyrażam się jasno?- Wyrecytowała tak szybko, że chłopak ledwo za nią nadążył. Nie zmieniało to jednak faktu, że wprawiła go w niemałe osłupienie. Czegoś takiego nigdy by się nie spodziewał. Jednak taka lekcja dała mu wiele do myślenia. Chyba zszedł na ziemię...-Cieszę się, że się rozumiemy. Oczywiście to nie znaczy, że nie możesz ze mną rozmawiać, naprawdę nic do ciebie nie mam. Ale z drugiej strony... myślisz, że twoje zachowanie jest fair w stosunku do Carmen? Ona tam pewnie usycha z tęsknoty, a ty oglądasz się za każdą dziewczyną, która przejdzie obok nie wspominając już o zachowaniu w stosunku do mnie.- Mówiła jak nakręcona, nawet nie było momentu, w którym mógłby jej przerwać. Albo raczej nie potrafił tego zrobić...-I nie patrz tak na mnie, wiem, że dużo paplam, ale czasami trzeba. Szczególnie do takich jak ty.- Zaznaczyła i nie minęła sekunda, jak znowu otworzyła usta.- Nie żebym ja coś sugerowała, ale czasami wydajesz mi się strasznie dziecinny... chłopie, masz już dziewiętnaście lat, nie sądzisz, że pora się obudzić? Twój brat niby młodszy, a sto razy bardziej rozgarnięty i mądrzejszy. Mówię ci, że jak teraz się nie ockniesz i nie zaczniesz żyć, to potem będziesz miał przejebane.- Zakończyła swoją wyczerpującą wypowiedź i oparła się rękoma o barierkę balkonu wlepiając wzrok w ciemne niebo.- A teraz daj mi papierosa...- Westchnęła zerkając na niego z boku. Miała ochotę wybuchnąć śmiechem widząc jego minę. Jeszcze nigdy nie widziała bardziej zdezorientowanego i zagubionego chłopaka. To było niesamowite. A już zaczynała myśleć, że jej urok się ulotnił.- No mówiłam, żebyś się obudził i zaczął żyć, a ty dalej jesteś w zupełnie innym miejscu. Daj mi p-a-p-i-e-r-o-s-a.- Powtórzyła przeliterowując ostatnie słowo i jednocześnie machając mu dłońmi przed oczyma. Wyglądał jak zahipnotyzowany.- Wiem, że masz...Kaulitz! Mówię do ciebie, a mnie się nie ignoruje!

-Co?- Spojrzał na nią w ogóle nie wiedząc o co chodzi, jakby wcale nie słyszał co się do niego mówi.

-Papieros, taka biała rurka z tytoniem w środku... chyba, że masz inne. Bo wiesz są takie....

-Dobra! Już daję...- Wyrwał się chcąc uniknąć kolejnej gadaniny. Nie sądził, że ta zgrabna brunetka mogłaby być tak męcząca. Bez chwili wahania wyjął z kieszeni paczkę papierosów i wręczył jednego dziewczynie.- To, ja pójdę do siebie...- Mruknął, lecz nie zdążył zrobić kroku kiedy wypowiedziała jego imię.

-Tom... ty jesteś u siebie.- Uniosła na niego swoje pobłażliwe spojrzenie.

-To wszystko przez ciebie... już zupełnie nie wiem, co jest grane.

-Prawda, że jestem okropna?- Bardziej stwierdziła niż zapytała, wcale nie oczekiwała odpowiedzi, sama ją znała. Odwróciła się od niego, aby nie mógł dostrzec jej wyrazu twarzy. Ukrywanie uczuć wychodziło jej zawsze najlepiej. Ale nie miała pojęcia, że ma do czynienia z kimś, kto wbrew pozorom wcale nie jest głupi, a bardzo spostrzegawczy. Przecież już dawno coś się w nim zmieniło...

-Nie jesteś... może dużo mówisz, ale za to dość mądrze. Zresztą i tak nie zawsze się tak rozkręcasz....naprawdę, gdybym nie miał dziewczyny i jej nie kochał, nie odpuściłbym sobie twojej osoby.- Powiedział, co zabrzmiało całkiem przekonująco.

-Za duży wybór, nie?

-Tak, zdecydowanie za dużo pięknych kobiet na tym świecie...

 

###

 

I oto zakończył się pięćdziesiątypierwszy odcinek mojego 'serialu'. Na reżysera się nie nadaję ;]

 

Po pierwsze, witam nowe czytelniczki ;) Jest mi niezmiernie miło, że jeszcze pojawia się ktoś tu nowy i na tyle odważny, aby zmierzyć się z moim opowiadaniem.

Po drugie, dziękuję wszystkim, którzy tu są i czytają. Wytrwałam ponad rok, aż trudno mi w to uwierzyć... było tyle trudnych chwil w moim realnym życiu, a jednak się nie poddałam. Jestem tu nadal i myślę, że będę do końca.

Po trzecie, mam nadzieję przeżyć w tym wirtualnym świecie kolejny wspaniały rok, bo choćby działy się najgorsze rzeczy tutaj zawsze będzie, tak jak ja chcę. I choć jestem beznadziejna pod każdym względem w życiu, w tej całej fikcji potrafię się odnaleźć, tak jak trzeba.

Po czwarte, to wszystko ;D

Jestem szczęśliwa, że w końcu mam te swoje 'sześć' lat ;)

Jeszcze raz wszystkim dziękuję, pozdrawiam ;**