poniedziałek, 19 maja 2008

13. ' Może pokażecie mi okolicę?'

Kolejna męcząca próba, miała być jedna, ale zrobiliśmy dwie, gdyż Tom stwierdził iż jeszcze się mylę! Jasne… oczywiście wyssał to z palca, bo znam ich kawałki doskonale i nie ma mowy o żadnym, choćby najmniejszym błędzie. Ale nie miałam zamiaru z nim dyskutować, zrobiliśmy ostatnią próbę i mieliśmy spokój. Tyle, że każdy był jakoś poddenerwowany. Może to ze zmęczenia? Chyba mi jako jedynej zostało trochę dobrego humoru, znowu nabrałam pewności siebie. Tyle, że teraz nie pozwolę aby ktoś tak łatwo mi ją odebrał.

Weszłam do swojego pokoju i zaczęłam szukać telefonu, który akurat dzwonił. Kiedy już go dopadłam pod stertą ubrań, przestał dzwonić. Zawsze tak jest. Jak na złość…

Sprawdziłam nieodebrane połączenia, których było pięć. Jedno od siostry, trzy od Sary i jedno od jakiegoś nieznanego numeru…

Zastanowiłam się przez chwilę i wybrałam numer przyjaciółki, dzwoniła aż trzy razy, może to coś ważnego? Nacisnęłam zieloną słuchawkę i czekałam, aż odbierze.

-Alyson! Nareszcie, czemu nie odbierasz telefonu?- Usłyszałam piskliwy głos po drugiej stronie, który należał do Sary.

-byłam zajęta, zostawiłam telefon w pokoju.- Wyjaśniłam i usiadłam sobie na łóżku-a co? Stało się coś? Bo ja też miałam do ciebie dzwonić, w sprawie zakładu.

-nic się nie stało. A co, masz coś nowego w związku z zakładem?

-nie. Chciałam tylko powiedzieć, że… rezygnuje.- Oznajmiłam jakoś bez przekonania, nie usłyszałam odpowiedzi. Zapanowała cisza.- Rozumiem, że nie masz nic do powiedzenia?

-poddajesz się!?- Wrzasnęła do słuchawki, aż mi w uchu zadzwoniło. Co za zaangażowanie… chyba powinna się cieszyć, że wygrała…?

-tak… to znaczy nie. Po prostu rezygnuje. Nie mogę, ja nie umiem z nim rozmawiać, w ogóle nie potrafie go rozgryźć… a nawet nie chce! Ja go nienawidzę!

-ale przecież ty wszystko potrafisz!

-wszystko, z wyjątkiem tego co jest związane z nim!

-co ci zrobił?- Zapytała nagle podejrzliwym głosem. Tylko dlaczego ona myśli, że on mi cos zrobił? Skąd ona to wie?!

-nic mi nie zrobił.- Stwierdziłam, nie do końca szczerze… wiedziałam, że mi w to nie uwierzy.- Po prostu mnie wkurzył. Z resztą robi to na każdym kroku.

-ale przecież ty sobie z nim doskonale radzisz…

-radziłam, teraz już nie.- Powiedziałam stanowczo i opadłam na łóżko- zmieńmy temat.

-no, ok. to jak tam w Paryżu?

-na razie to byliśmy na wywiadach i mieliśmy próby, jutro pierwszy koncert. Teraz mamy czas wolny, ale mamy nie szaleć… tylko jak tu nie szaleć, gdy się jest w Paryżu?- Mówiłam z wielkim zapałem podkreślając nazwę miasta.

-nie możesz zmarnować takiej okazji. Chyba nie masz zamiaru siedzieć cały czas w hotelu?

-nie mam.- Uśmiechnęłam się pod nosem, w głowie już kłębiły mi się różne myśli związane z dzisiejszym wieczorem.

-kiedy gracie ten drugi koncert?

-yy… chyba jakoś za trzy dni.. A dlaczego pytasz?

-bo może przyjadę. Przecież muszę cię zobaczyć na żywo!- Okrzyknęła z entuzjazmem.

-to super…

-no dobra, ja już kończę. To trzymaj się i walcz z tym Kaulitzem. Papa..

-pa- rozłączyłam się i odłożyłam telefon na stolik. Czasami taka rozmowa dobrze robi. Tak, od razu mój nastrój się poprawił. Teraz tylko zostaje mi obmyślić plan na dzisiejszy wieczór… przecież nie będę siedziała sama w hotelu…

 

#

 

Już dobrą godzine leżę ze wzrokiem wlepionym w sufit, miałam gdzieś wyjść, ale nie wiem gdzie. Nie znam tego miasta, trochę boje się gdziekolwiek ruszać… a jak się zgubię?

-hej, Carmen!- Prawie podskoczyłam gdy usłyszałam czyjś głos, tym bardziej że nikt nie pukał. Na szczęście był to tylko Bill, jakby to był ktoś inny to by nieźle oberwał. Podniosłam się do pozycji siedzącej posyłając mu lekki uśmiech i wyczekujące spojrzenie…

-idziemy na miasto, idziesz z nami?- Po chwili usłyszałam propozycję. Mogłabym się zgodzić, tylko zależy co on miał na myśli mówiąc ”idziemy”, a raczej kogo…

-to znaczy kto idzie?

-no Gustav, Tom i ja… no i ty?

-nie. To ja nie idę.- Odmówiłam kładąc się z powrotem na łóżku. Nie będę łaziła w towarzystwie tego kretyna. Już wolę siedzieć tu cały czas i nigdzie nie wychodzić. On jak zwykle psuje mi życie…

-ej no… chcesz tu siedzieć sama?- Podszedł do mnie, a ja kiwnęłam głową na znak że tak. Przecież on doskonale wie, że jestem „uczulona” na jego brata.

-no przestań. Wcale nie musisz z nim rozmawiać, ani nawet na niego patrzeć. Pójdziesz ze mną i Gustavem a nie z nim.- Zaczął mnie namawiać pochylając się nade mną i łapiąc za ręce z zamiarem ściągnięcia z łóżka.- No chodź…proszę…- zrobił słodkie oczka dodając do tego swój zabójczy uśmiech. I jak ja mam odmówić?

-no dobra. Ale tylko dlatego, że cie lubię.- Zgodziłam się posyłając mu uśmiech, który został odwzajemniony. Wzięłam swój telefon i klucze od pokoju, a następnie wyszliśmy. I znowu winda, skrzywiłam się na jej widok, ale wsiadłam. W końcu teraz jestem w niej z Billem, a nie z Tomem, to jest różnica. Wielka różnica.

Na dole czekali już na nas Gustav i ten, którego wolałabym nie znać. Moja nienawiść do niego, dzisiaj wzrosła i na pewno nie zmaleje… Uśmiechnęłam się do Gustava, a Toma zupełnie zignorowałam, zachowywałam się jakby go w ogóle nie było. Po prostu traktowałam go jak powietrze… ale na szczęście nim też nie był, bo byśmy się jeszcze pozatruwali… jaka ja jestem okrutna…

 

#

 

Paryż, miasto zakochanych. A my trójka przyjaciół, trójka bo nie liczę tego jednego niewidzialnego człowieka, który dla mnie nie ma znaczenia… i na którego zupełnie przypadkiem co chwile zerkam…

-on mnie w ogóle nie interesuje. Co z tego, że słucham to co opowiada? To jeszcze o niczym nie świadczy… każdemu się może zdarzyć, że się na niego zagapi… Carmen! Ty idiotko! Odwróć wzrok, no już!- Krzyczałam w myślach, czułam jak robi mi się dziwnie gorąco. Chłopacy chyba coś do mnie mówili, ale ja zupełnie nic nie słyszałam. Coś ze mną nie tak… w ogóle ostatnio jestem taka niezdecydowana, co chwile mam jakieś nieziemskie zmiany nastroju. Jeszcze przed chwilą mogłabym zabić tego inteligenta i nie miałabym żadnych wyrzutów, a teraz? Teraz już nic nie wiem, nic nie rozumiem…

-ej Carmen, mówię do ciebie.- Poczułam jak ktoś szturcha mnie w ramię, a mianowicie Bill. Zamrugałam oczami wracając na ziemię.

-tak? Co?- Zapytałam, a chłopak przewrócił oczami. No nie moja wina, że się zamyśliłam. I to znowu wina Kaulitza! Mówiłam, że on ma na mnie zły wpływ.

-pytałem, czy nie miałabyś nic przeciwko jakbyśmy się rozdzielili na jakąś godzinę, albo dwie, chcieliśmy z Gustavem pochodzić po sklepach.- Spojrzał na mnie znacząco. W pierwszej chwili zupełnie nie wiedziałam o co mu chodzi, jeżeli chce chodzić po sklepach, to przecież jego decyzja, po co mnie o to pyta?

Zanalizowałam jeszcze raz dokładnie jego słowa. Jakoś nagle coś mi w głowie zaświeciło, zlustrowałam wszystkich po kolei zatrzymując wzrok na dredziarzu, który aktualnie rozglądał się po chodniku. Tak, teraz rozumiem pytanie Billa. Jeżeli on z Gustavem pójdzie, ja będę skazana na Toma. Aż dwie godziny z nim!? Przeżyję… niech sobie idą na te zakupy, wcale nie jest powiedziane, że musze z nim rozmawiać. Po prostu będę szła kilka metrów za nim, bądź obok, byle nie za blisko…

-ee… jasne. No idźcie…- wyraziłam swoją zgodę, Bill uśmiechnął się do mnie promiennie, a następnie skierował swój wzrok na brata…

-Tom, to my idziemy. Za dwie godziny spotykamy się wszyscy tutaj i masz być dla niej miły, żadnych głupich tekstów i kłótni.- Powiedział srogo, na co chłopak skrzywił się lekko, a następnie przytaknął mu z diabelskim uśmiechem.

-no to do zobaczenia.- Rzekł zadowolony Gustav i ruszył w jakimś nieznanym mi kierunku, Bill podążył w jego ślady.

-Amen…- mruknęłam pod nosem tak aby Kaulitz nie usłyszał. Mam nadzieje, że nie będzie tak źle. Jakbym znała to miasto mogłabym chodzić sama, ale tak nie jest więc muszę się trzymać razem z nim. Jakby co to mam aparat, moja broń. Jasne, znokautuje go aparatem. Ja chyba mam nierówno pod sufitem…

-idziesz, czy będziesz tak tu stała?- Burknął w moją stronę. Tak, znowu się zamyśliłam. I to znowu przez niego. Ja zwariuję i zamkną mnie w zakładzie psychiatrycznym. PRZEZ NIEGO.

-nie, no, ja cały czas myślę o tym idiocie! Tak bardzo go nienawidzę, że nie mogę przestać…-przełknęłam głośno ślinę i ruszyłam na przód udając wielkie zainteresowanie okolicą. No w sumie to mnie to interesowało, ale jakoś specjalnie się skupić nie mogłam. A może spotkam tu jakiegoś przystojnego Francuza? Dla mnie to nie problem, znam francuski. Może nie doskonale, ale posługiwać się tym językiem potrafię i to całkiem nieźle.

Szliśmy sobie w milczeniu, ja nie miałam zamiaru w ogóle z nim rozmawiać, chociaż strasznie mnie korciło… i właśnie, dlaczego? Ja jestem chyba bardziej skomplikowana niżeli on. Jeżeli się kogoś nie lubi z wzajemnością to się z tą osobą chyba nie chce przebywać i nie sprawia to żadnej przyjemności, ale ja w jego obecności wcale nie czuję żadnej niechęci. A wręcz przeciwnie, jest fajnie.

Ja nie wytrzymam tak w ciszy aż dwie godziny! Przecież ja muszę coś mówić… nie. Muszę być silna. Nic nie powiem i koniec….

 

#

 

Tak, moja silna wola… Chodzimy już dobrą godzinę, ale wcale nie w ciszy… nie wytrzymałam, musiałam coś powiedzieć. No i tak się zaczęło od słowa do słowa. Nie było żadnej kłótni, po prostu najnormalniej w świecie ze sobą rozmawialiśmy. Można powiedzieć, że na chwile zapomnieliśmy o wszelkich urazach i tym całym incydencie w hotelu. Było nawet pare sytuacji, że się razem śmialiśmy z niczego. Aż trudno uwierzyć, że możemy się razem tak świetnie bawić, właściwie nic nie robiąc. Bo my tylko zwiedzamy Paryż. No w sumie to ja nie mam pojęcia gdzie my teraz jesteśmy. To tom prowadził cały czas i tak wylądowaliśmy na jakimś dużym oświetlonym placu. Pięknie się prezentował, oświetlały go lampy, a na środku była fontanna a wokół niej ławki, na których siedziała zakochana para… piękny widok. Możnaby się rozmarzyć… Dopiero teraz zauważyłam, że się ściemniło. A nam zostało jeszcze tyle czasu… co mamy robić?

W pewnej chwili Tom zatrzymał się i rozejrzał dookoła, zatrzymując wzrok na jakiś trzech Francuzkach. Widziałam jak mu coś zabłysnęło w oczach. No tak, dziewczyny, jego żywioł. Tyle, że jak on się z nimi ma zamiar dogadać?

Zaczął zmierzać w ich kierunku, a ja z zaciekawieniem ruszyłam za nim. Niech nie zapomina że nie jest sam, a może uda mi się coś zepsuć?

-hej, dziewczyny.- Przywitał się z nimi w języku angielskim, one chyba jednak go nie zrozumiały, bo tak dziwnie się popatrzyły. Zlustrowały wzrokiem najpierw jego a następnie mnie. Coś mi się wydaje, że one go w ogóle nie rozpoznały. Super.- Może pokażecie mi okolicę?- Zapytał z szerokim uśmiechem. A we mnie coś drgnęło. One mają mu pokazywać okolice? A co ze mną?!

Miałam racje, one go nie rozumieją. Postanowiłam wkroczyć do akcji i zabłysnąć swoją znajomością francuskiego.

Podeszłam nieco bliżej tych dziewczyn, teraz skupiły wzrok na mnie. Wcale nie miałam zamiaru tłumaczyć im jego propozycji… miałam ochote na malutką zemstę.

-on zapytał, czy nie miałybyście ochotę na seks.- Powiedziałam w ich języku uśmiechając się z nutką dumy. Długo nie trzebabyło czekać na reakcje. Brunetka, która stała najbliżej bez chwili zastanowienia po prostu strzeliła mu w twarz, a następnie wszystkie trzy odeszły…

 

###

 

Asia: No cóż, gusta się zmieniają ;] Ja też się zastanawiam czy kiedyś nie stwierdzę, że to nie dla mnie... może to tylko chwilowa fascynacja?

 

Zaczynam podziwiać siebie za ten spokój i opanowanie, nie wiem jakim cudem ja jeszcze nie eksplodowałam... Wyobraźcie sobie, że skoro jestem fanką Tokio Hotel, MUSZĘ być emo, a skoro jestem emo to MUSZĘ się ciąć i mieć myśli samobójcze ^^ a do tego piosenka "Don't jupm" bądź też "Spring nicht" mówi o tym, że nie warto żyć, tak mniej więcej...

Cho.lera no, strasznie mi przykro, że prawda jest inna i muszę zawieść tych wszystkich, którzy tak uważają.

Tutaj zapewne nie ma takich osób, które zgadzają się z powyższymi bzdurami, które wymieniłam, ale to jest po prostu wkurzające... Normalnie jako fanka czuję się obrażona, może i to brzmi dziecinnie, ale wcake mi się to nie podoba. No to ja teraz idę sobie skoczyć z dachu, nie? Bo przecież słowo musi się stać ciałem. ^^ ehem... a tak na serio, to co najwyżej skocze ze schodów, bo to ja mam racje a nie jakieś tam osóbki, które tak na prawde nic nie wiedzą ;]  Eh... nie ma to jak się pożądnie wkurzyć.

 

A co do opowiadania, to właściwie nie mam nic do powiedzenia, za wyjątkiem tego, że rozważam myśl, aby po prostu przestać je pisać... właściwie to już dzisiaj miałam oznajmić iż nie będę dalej prowadziła tego bloga, jednak coś mnie od tego odciągnęło... może jak dam sobie trochę czasu, to zmienię zdanię..

ale to różnie bywa....

I dziękuję wam bardzo za miłe opinie mimo tego, że poprzednia notka wcale nie była nawet 'fajna', przynajmiej moim zdaniem...

pozdrawiam :*

 

środa, 14 maja 2008

12. ' Tom Kaulitz nie istnieje i już.'

Nie minęła chwila, a po prostu zaczęłam mu wszystko mówić… zwierzałam mu się tak jak nie robiłam tego nigdy, nawet mojej najlepszej przyjaciółce nie powiedziałam tyle co jemu, moja siostra też nigdy nie dowiedziała się tego co on… to był jeden wielki skrót mojego życia, ale jemu nie potrzebne były żadne szczegóły, po prostu wszystko rozumiał, nie potrzebował nic więcej… resztę wyczytał z moich oczu… poczułam taką wielką ulgę… jakiś kamień który tkwił na moim sercu i zadawał ból, spadł… zniknął… i wiedziałam że jemu mogę ufać, byłam pewna, że nigdy nikomu nie powie tego co się ode mnie dowiedział… Nie zdradzi moich tajemnic ani tego idiotycznego zakładu… tak, o tym też mu powiedziałam nie mogłam go okłamywać w żywe oczy. Przez to wszystko stał się dla mnie ważną osobą, ważniejszą niż przyjaciel… Gdy mówiłam mu to wszystko, on tylko słuchał… nie obeszło się bez moich łez… mogę powiedzieć że jego magiczne spojrzenie i osobisty urok po prostu mnie opętał… teraz chyba zna mnie tak dobrze jak jeszcze nikt…

-wszystko będzie dobrze, Carmen- przytulił mnie mocno do siebie, z jego ust padły słowa których teraz najbardziej potrzebowałam… i wierzyłam w nie, bo właśnie on to powiedział…- nikt cię nie skrzywdzi, już nigdy, obiecuję…

Wtuliłam się w niego, jak małe dziecko ze strachu w swojego ojca… czułam się bezpieczna, chyba pierwszy raz w życiu… wiedziałam, że nie jestem sama… byłam mu wdzięczna za to, że jest… pozwolił mi wszystko zacząć na nowo… znowu mogę być tą pewną siebie Alyson. i bez względu na wszystko zerwę ten zakład, dokończę trasę i będę w tym zespole tak długo jak będą mnie potrzebowali. A później zacznę rozwijać swoje umiejętności, będę robiła to co kocham. To on otworzył mi oczy i sprawił, że już nie czuję się nikim… wystarczyła ta jedna godzina, żebym wszystko zrozumiała…

-dziękuję ci, Bill. Nawet nie wiesz jak mi pomogłeś… jesteś po prostu cudowny!- Oderwałam się od niego, otarłam ostatnie łzy i wstałam.- Zaraz wracam tylko się ogarnę.

-zaczekam, nie śpiesz się.- Uśmiechnął się do mnie, a ja zaraz zniknęłam w łazience. Szybko się przebrałam a następnie przemyłam twarz wodą, zrobiłam delikatny makijaż i wróciłam do pokoju. Bill cały czas siedział na swoim miejscu. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu, żeby sprawdzić, która jest godzina…

-no to nieźle, chyba będziemy mieli problemy…- stwierdziłam kojarząc, że już dawno powinniśmy być na wywiadzie.

-nie przejmuj się tym. Jost na pewno to przełożył, a jak nie to nie nasza strata tylko ich.- Wzruszył ramionami i podniósł się z miejsca.- Chodźmy do nich. - Wyciągnął w moją stronę rękę, uśmiechnęłam się i niepewnie go złapałam. Pociągnął mnie w stronę drzwi i wyszliśmy zamykając je na klucz…

 

#

 

-nareszcie jesteście! Co wy tam tyle czasu robiliście?! Bill miałeś ją przyprowadzić, a nie Bóg wie co robić! Już dawno powinniśmy być w redakcji!- Gdy tylko weszliśmy do pokoju, naskoczył na nas Jost. Był zdenerwowany, ale jakoś nie bardzo potrafił okazać swoją złość. Przynajmiej ja się nie przestraszyłam…

-no i co z tego? Musieliśmy porozmawiać, trochę nam zeszło. A wywiad nie zając, nie ucieknie. To my jesteśmy gwiazdami i to my stawiamy warunki.- Stwierdził z obojętnością Bill. David machnął tylko ręką i wskazał na drzwi, co oznaczało, że mamy wyjść. Tak też wszyscy zrobiliśmy. Zeszliśmy na dół i wsiedliśmy do samochodu, całą drogę ignorowałam Toma, w ogóle nie zwracałam na niego uwagi, w sumie to prawie nic nie mówiłam, może wymieniłam pare zdań z Billem i Gustavem, ale na Toma nawet nie spojrzałam. Z resztą on nie był tym zbytnio przejęty, jedyne co go interesowało to chyba tylko on sam.

W końcu dojechaliśmy na miejsce. Byłam trochę zdenerwowana, ale wiedziałam, że sobie poradzę. To tylko wywiad. Na razie, tylko wywiad… bo nie mam pojęcia jak będzie z koncertem…

-chodźcie szybciej.- Ponaglał nas David i wszyscy na znak przyspieszyli. Po chwili byliśmy już w redakcji, wszędzie chodzili jacyś ludzie… każdy był czymś zajęty…

Podeszła do nas jakaś pani z wielkim uśmiechem na twarzy.

-dzieńdobry! Zapraszam, najpierw wywiad dla gazety, a potem przejdziecie do studia i zrobimy na żywo do telewizji!- Zakomunikowała z wielkim entuzjazmem, chłopacy przytaknęli jej wraz z menagerem, tylko ja stałam w bezruchu… teraz czułam, że to nie jest żadna zabawa…

Ruszyliśmy za kobietą do jakiegoś pomieszczenia i zajęliśmy miejsca na kanapie. Ona wyjęła dyktafon i usadowiła się naprzeciwko nas.

-zadam kilka pytań, prawie wszystkie będą związane z nową członkinią zespołu.- Spojrzała na mnie, aż poczułam dziwny dreszcz…

-spokojnie, Carmen…- szepnął do mnie Bill posyłając mi wspierający uśmiech- jakby co to ci pomogę.

-dzięki…- odwzajemniłam jego uśmiech tyle, że niewyraźnie… nie wiedziałam co mnie czeka…

-to zaczynamy!- Oznajmiła dziennikarka i włączyła swoje narzędzie pracy. Wydawało mi się, że cała zesztywniałam… a może to wcale nie było złudzenie?? Z tego wszystkiego ledwie zauważyłam, że zaczęła zadawać pytania… jak się okazało to wcale nie było takie straszne, w końcu nie było kamer, nie byłam sama… mówiłam całą prawdę, nawet zrobiło się zabawnie… aż w końcu wywiad dobiegł końca, kobieta podziękowała nam, a my udaliśmy się na kolejny wywiad tyle, że telewizyjny… przecież wszyscy muszą mnie zobaczyć, teraz jestem niczym posąg nie z tej ziemi, który każdy chciałby obejrzeć ze wszystkich stron…

 

#

 

Przez cały czas siedziałam jak na szpilkach, każde pytanie sprawiało, że niemalże podskakiwałam, a jak już udało mi się na nie odpowiedzieć, oddychałam z ulgą… przy trudniejszych pytaniach wspomagał mnie Bill i jakoś nam to poszło. Tom jak zwykle miał najwięcej do powiedzenia, aż mi się niedobrze robiło od tych jego cwaniackich tekstów… Po jakiejś godzinie wszystko dobiegło końca… nie było tak strasznie. Przeżyłam, ale teraz już wiem jak to jest być gwiazdą, przynajmiej w małym stopniu, bo ja jak na razie jestem jeszcze nikim ważnym w tym zespole… ale teraz wiem też, że nie będę robiła tego dla jakiegoś głupiego zakładu tylko dlatego, że tego chcę. I mam gdzieś tego całego inteligenta! On jest dla mnie zerem! Jak tylko będzie okazja, będę go omijała, nie będzie to proste ale zrobie wszystko byleby trzymać się od niego z daleka. Właściwie co on mi takiego zrobił, że tak bardzo go nienawidze? Chodzi o ten pocałunek? Przecież było nawet fajnie…nie! Nie! Nie! Nie mogę tak mówić… w ogóle nie powinnam o nim myśleć. TOM KAULITZ NIE ISTNIEJE i już.

-no, jutro macie pierwszy koncert, więc dzisiaj jeszcze jedna próba i macie wolne.- Zakomunikował Jost wychodząc z budynku. Wolne? Jak to fajnie brzmi…tylko co ja będę robiła? Jakbym nie zauważyła, jestem w Paryżu! Super…

-a jutro macie być wyspani więc dzisiaj nie szaleć w nocy, tylko spać.- Rozkazał, jakoś nikt nie protestował, tak w ogóle to tylko on gadał, a my słuchaliśmy… jednak wątpię, że ktoś ma zamiar spać w tak piękną noc… ja chyba nie będę…

Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy pod hotel, który aktualnie zamieszkiwaliśmy.

-próbę macie na ostatnim piętrze, udostępnili wam specjalną sale, jutro próba generalna już w hali…- David cały czas nadawał, aż miałam go już dosyć. Zauważyłam, że nikt z wyjątkiem mnie, go nie słucha. Tom miał w uszach słuchawki, a Bill i Gustav oglądali się we wszystkie strony… Ja też odcięłam się na chwilę, pogrążając we własnych myślach…
-Carmen, ty też jesteś już znaną osobą więc tobie również przysługuje ochrona. A najlepiej jakbyś chodziła razem z którymś z chłopaków.- Dopiero dźwięk mojego imienia przywrócił mnie na ziemię, jednak nie powiedziałam nic tylko skinęłam głową. Weszliśmy do hotelu, kierując się do windy, nie mogliśmy nawet iść do pokoi tylko od razu na próbę… mi to nie przeszkadzało, ale chłopakom przeciwnie. Nie wyglądali dzisiaj na chętnych do grania… ale nie mieli wyboru… życie gwiazd. Chyba napisze z tego książkę… na autentycznych wydarzeniach…

Winda, mój wróg. Źle mi się kojarzy i to tylko przez tego kretyna. W ogóle co on sobie wyobraża? Że może tak po prostu wzbudzać we mnie jakiekolwiek emocje?! Jakim prawem? O nie. Ja Alyson May, nie pozwole aby jakiś inteligent, który nie ma mózgu robił sobie ze mną co chce. Nie jestem pierwszą lepszą laską, a dla niego mogę być najwyżej znajomą z pracy. To, że razem gramy i spędzamy tyle czasu, a właściwie będziemy, nie ma żadnego wpływu na nasze życie prywatne i mam zamiar powrócić do dawnych zasad. Dzisiaj oznajmię Sarze, że zrywam zakład, a Kaulitza będę traktowała jak dawniej. Sam sobie na to zapracował, swoją głupotą.

-ej, Alyson, wsiadasz?- Ktoś szturchnął mnie w ramię, a tym kimś był Gustav. Zamyśliłam się najwidoczniej. Skinęłam głową na znak iż tak i wlazłam za nim do windy. Stanęłam jak najdalej się dało od Toma i skupiłam swój wzrok na podłodze, ponownie pogrążając się w myślach…

 

####

 

Jedno wielkie dno. Przepraszam, nie wyszło mi… ;/

środa, 7 maja 2008

11. ' Nigdy więcej się do mnie nie zbliżaj!'

Tom wyszedł z łazienki gdy tylko jego brat zamknął za sobą drzwi. Zmierzyłam go swoim wzrokiem, nie rozumiem z czego on się cieszy. Normalnie szczerzy się od ucha do ucha, ale ja jakoś nie widzę w tym nic zabawnego…

-chyba powinieneś już wyjść.- Rzekłam oschle odwracając od niego swój wzrok i zmierzając w kierunku torby, w której miałam swoje rzeczy.

-jasne.- Zgodził się ze mną ale zabrzmiało to trochę jakby poczuł się urażony. Ale przepraszam bardzo, czego on się spodziewał? No cóż… przyznałam się mu w nocy że się bałam, pozwoliłam mu ze mną zostać, ale to tyle. Teraz wszystko wraca do normy…

-tylko łaskawie trzymaj język za zębami.- Rzuciłam jeszcze w jego strone gdy miał już wychodzić. Obrócił się w moją strone i spojrzał jak na idiotkę. Nie lubię jak się tak na mnie patrzy…- tak, wiem, że będzie to dla ciebie strasznie trudne. Przecież musisz się pochwalić i z dumą opowiedzieć wszystkim jaka to Carmen jest słaba.- Zironizowałam, zupełnie już zapomniałam o zakładzie i w ogóle o tym że miałam przynajmiej udawać miłą… znowu zaczynały wracać dawne czasy kiedy wnerwiałam Kaulitza a on mnie na zmianę…

-jakbym chciał to by już wszyscy o tym wiedzieli, wcale nie musiałem siedzieć w tej łazience.- Fuknął z nutka złości w glosie. Więc jednak tak zupełnie z równowagi go nie wyprowadziłam.- I mylisz się, nie jesteś słaba. Ty po prostu udajesz, cale życie udajesz…- nie czekał już na moją reakcję tylko wyszedł zamykając głośno za sobą drzwi. Nawet nie miałby na co czekać bo mnie zatkało… nie wydusiłabym z siebie ani jednego słowa… stałam i patrzyłam w te drzwi jak jakaś chora na umyśle…

-cholera!- Warknęłam po chwili kopiąc ze złością nogą w leżącą na podłodze torbę. Udało mu się, znowu to zrobił… znowu wygrał! A ja znowu przegrałam… po raz kolejny pokazał mi że jestem nikim… a co gorsza miał racje…i po co ja się w ogóle odzywałam!?

 

#

 

Gdy już byłam gotowa, zeszłam na dół do restauracji, na śniadanie. Reszta zespołu już tam siedziała, nigdzie nie widziałam Davida… z resztą nie obchodziło mnie to w tej chwili. Usiadłam przy zupełnie innym stoliku niż reszta, nie miałam ochoty patrzeć na Toma, ani go słuchać. No cóż, nasze sprzeczki zawsze były krótkie ale za to bardzo znaczące. Najgorsze było to, że wystarczyło że on powie jedno zdanie i już byłam przegrana… nikt nie potrafi tak bardzo dać mi do zrozumienia kim tak na prawde jestem jak Kaulitz. Nawet nie zauważyłam jak kelner dał mi karte… westchnęłam cicho i zaczęłam przeglądać jej treść… robiłam to tak wolno, że w końcu stwierdziłam, że wcale nie jestem głodna… zamówiłam tylko sok pomarańczowy i zamyśliłam się, patrząc bezbarwnym wzrokiem w blat stolika.

-Carmen, dlaczego nie usiadłaś z nami?- Nagle usłyszałam obok siebie głos Billa, obróciłam się w jego stronę zastanawiając się co mam mu odpowiedzieć… w końcu wzruszyłam tylko ramionami i z powrotem odwróciłam od niego wzrok. Chłopak bez zapytania usiadł na przeciwległym krześle i wlepił we mnie swoje tęczówki. Wyczuwał że coś jest nie tak, był w tym dobry.

-co mój brat znowu zrobił?- Zapytał po chwili, a ja spojrzałam na niego jak na jakiegoś Boga. Skąd wiedział, że chodzi o Toma? Czyżby już mu wszystko wygadał? A mówił co innego…

-skąd wiesz, że chodzi o twojego brata?

-przecież wy nigdy się nie lubiliście.

-widzę, że jesteś dobrze poinformowany.- Stwierdziłam bawiąc się białą serwetką.

-jak zawsze. Więc co zrobił?

-w sumie to nic. Po prostu powiedział mi prawde.- Wzruszyłam ramionami i podniosłam się z miejsca.- Nie przejmuj się mną.- Dodałam i zasuwając za sobą krzesło udałam się w strone windy. Już sama nie wiem co się ze mną dzieje, chodzę przybita bo Kaulitz mi dogryzł. Przecież tyle razy mi to robił, a nigdy nie brałam tego tak poważnie! Więc co się zmieniło? Dlaczego teraz mnie to tak cholernie boli!?

Wsiadłam do windy, jednak nie zdążyłam nic nacisnąć bo do środka wparował jeszcze Tom, gdy go tylko zobaczyłam miałam zamiar wysiąść, lecz ten bezczelnie stanął w wejściu, drzwi się zamknęły a winda ruszyła… zgromiłam go swoim spojrzeniem i obróciłam się do niego bokiem opierając o ściane. Zupełnie go ignorowałam, patrzyłam na czubki moich butów i nuciłam sobie coś pod nosem. Cały czas czułam na sobie jego wzrok, marzyłam teraz o tym żeby winda się otworzyła i żebym mogła z niej wysiąść…

-Carmen…- wypowiedział moje imię, na co w ogóle nie miałam zamiaru reagować, nie zaszczyciłam go nawet swoim spojrzeniem. Miałam już gdzieś ten cały zakład i jego samego, teraz niech on się stara- o mnie. Ja chyba sama siebie nie słyszę…

-Carmen!- Po raz kolejny usłyszałam swoje imię, obróciłam się w jego stronę ale tylko dlatego, ze winda się zatrzymała. Chciałam z niej wyjść, ale nie mogłam bo zatarasował mi wyjście swoim ciałem.

-przepuść mnie.- Warknęłam na niego, a ten tylko obrócił się w strone wyjścia…

-winda zepsuta, przepraszamy..- Zwrócił się do ludzi, którzy mieli zamiar do niej wsiąść, a następnie odsuwając mnie od wyjścia wcisnął jakiś guzik, który sprawił że winda ruszyła…

Popatrzyłam na niego zszokowana, nie miałam pojęcia o co mu chodzi…

-co ty wyprawiasz?!

-chciałem porozmawiać.

-ale może ja nie mam ochoty z tobą rozmawiać!?- Nie mogłam darować sobie ostrego tonu. Dawałam mu wyraźnie do zrozumienia, że jestem zła.

-wystarczy, że ja mam.- Stwierdził i w tej samej chwili winda zatrzymała się, to było już chyba ostatnie piętro.- Wysiadasz, czy wolisz jeździć tak w tą i z powrotem?

Zmierzyłam go spojrzeniem i wyszłam. Nie miałam zamiaru jeździć z nim windą, w ogóle co on sobie wyobraża?! Że może wszystko!?

-to czego chcesz?- Zapytałam ze złością stając przy oknie, nawet nie wiem gdzie byliśmy…

-obraziłaś się za to co ci powiedziałem?

-chyba nie powiesz mi, że uwięziłeś mnie w windzie i przywiozłeś tutaj po to, żeby zapytać czy się na ciebie obraziłam!?

-no a co miałem zrobić, skoro się do mnie nie odzywałaś?- Spojrzał na mnie stając nieco bliżej… tak blisko, że czułam jego perfumy… ten zapach sprawiał, że nogi mi się uginały…

-jakoś mało mnie to obchodzi.- Burknęłam próbując nie dać się opętać jego zapachowi i spojrzeniu…- zwijaj się bo nie mam czasu. Czego chcesz?

-wiesz, zawsze chciałem to zrobić…- powiedział nagle, ja jednak nie wiedziałam o czym on mówi… no bo co ja mam przez to rozumieć?

-co?- Rzuciłam mu pytające spojrzenie, ale nie usłyszałam żadnej odpowiedzi. On po prostu jakby nigdy nic wpił się w moje usta i to jeszcze z taką zachłannością, iż myślałam że zaraz się przewrócę a on razem ze mną… nie wiedziałam co się dzieje, straciłam panowanie nad tym co robię i zaczęłam odwzajemniać to coś… bo w chwili obecnej trudno mi było nazwać to pocałunkiem…

Trwało to dość długo, za długo! Aż w końcu doszło do mnie co się dzieje i to co robię… oderwałam się od niego brutalnie, widziałam jego zawiedzione spojrzenie… na co on liczył!?

-nigdy więcej się do mnie nie zbliżaj!- Rozkazałam, byłam w zupełnym szoku… nie liczyło się już to, że ta chwila była cudowna… jeszcze nikt mnie tak nie całował, a ja nikogo! Ale to było nam zakazane i doskonale o tym wiedziałam, to nie miało prawa się wydarzyć!

-ale Carmen…- złapał mnie za rękę chcąc coś powiedzieć, ale ja już nie miałam zamiaru go słuchać, wyrwałam dłoń z jego uścisku…

-nigdy więcej mnie nie dotykaj! - Nie czekając na jego dalsze słowa bez namysłu obróciłam się w strone schodów i po prostu zaczęłam zbiegać na dół…

Nie wiem dlaczego było mi tak ciężko, dlaczego miałam łzy w oczach i dlaczego chciało mi się płakać… wydawało mi się, że nie jestem sobą… że jestem kimś innym… Tą dawną, delikatną wrażliwą, słodką Carmen…

 

#

 

-dobra chłopcy, zbierajcie się za godzine pierwszy wywiad! A gdzie Carmen?- David rozejrzał się po pokoju, w którym mieli się wszyscy spotkać, jednak nigdzie nie dostrzegł blondynki. Jedynej dziewczyny w zespole… dziwne, przecież ona nigdy się nie spóźnia…

-powinna już być.- Stwierdził Bill zerkając na zegarek, a następnie na drzwi pokoju, lecz nie ujrzał w nich postaci dziewczyny. Wszystkich zastanawiało czemu nie przyszła z wyjątkiem Toma, który tylko siedział i dumał, nie zwracając na nic uwagi.

-Bill idź może po nią, pewnie maluje się w pokoju albo coś- menager zwrócił się do czarnego, który tylko skinął głową i wyszedł z pokoju udając się do windy. Zjechał jedno piętro na dół i wysiadł kierując kroki do pokoju basistki. Zapukał, ale nikt mu nie odpowiedział… to zaczynało być coraz bardziej podejrzane, wydawało mu się jakby słyszał jakieś dźwięki dochodzące z jej pokoju co oznaczało, że chyba w nim jest, więc dlaczego nie otwiera? Zapukał jeszcze raz tyle, że z mocniejszą siłą, miał nadzieję, że zaraz otworzy mu uśmiechnięta Carmen…

 

Leżałam z głową w poduszce i po prostu płakałam… było mi już wszystko jedno… najgorsze jest to, że w ogóle nie rozumiem swojej reakcji, nie rozumiem swojego zachowania! Dlaczego tak to przeżywam? Dlaczego teraz tutaj leżę i beczę zamiast się świetnie bawić?! To, że mnie pocałował to jeszcze nie koniec świata… chyba trochę przesadziłam, ale tak nie może być! Ja miałam tylko go poznać, zmienić a nie się z nim całować! Dlaczego moje życie jest takie idiotyczne!? Dlaczego przestaję widzieć w nim jakikolwiek sens?! Wystarczy taki inteligent jak Kaulitz i już nie wiem co mam robić, nie jestem świadoma tego co się dzieje, a jak się za bardzo do mnie zbliży to już jest totalny szok i koniec… wszystko zaczęło się psuć jak się założyłam, wtedy to się zaczęło… ale to nie tak miało być! Ja miałam to wygrać, a tymczasem najnormalniej w świecie się załamuję!

Teraz brakuje mi osoby, której mogłabym powiedzieć dosłownie wszystko… kogoś kogo mogłabym przytulić i kogoś kto powiedziałby mi te głupie „wszystko będzie dobrze, Carmen”… tak, ten jeden głupi, a zarazem piękny pocałunek przywrócił dawną mnie…

Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Znieruchomiałam w obawie, że to Tom… nie chciałam otwierać, jednak po jakiejś chwili pukanie się nasiliło… i dopiero teraz przypomniałam sobie że byliśmy umówieni u Josta! Czyli się spóźniłam! A raczej w ogóle tam nie poszłam… opanowałam swoje łzy i wytarłam ręką twarz. Podeszłam do drzwi, modląc się w duchu, żeby to był każdy byleby nie Tom!

Otworzyłam je i ujrzałam Billa, wyraźnie się zdziwił na mój widok, chyba nie wyglądam najlepiej… zapewne jestem cała rozmazana…

-Carmen, co się stało?

-nic… przepraszam, zapomniałam o tym spotkaniu… ale już ide…- wydukałam wchodząc w głąb pokoju i zmierzając w strone łazienki, ale zaraz z powrotem wróciłam się do torby, żeby wyjąć z niej jakieś inne ubranie. Bill wszedł za mną…

-Carmen, widzę że coś się stało, powiedz mi proszę, mogę ci jakoś pomóc?

-nie, Bill nie możesz mi pomóc… nikt mi nie może pomóc… moje życie zawsze będzie bezsensu…- usiadłam na łóżku powstrzymując łzy. Znowu pękam… tak, bo jak raz to zrobiłam to już zawsze będę… znowu jestem do niczego…z resztą zawsze byłam…

-nie mów tak. Niby dlaczego twoje życie nie ma sensu?- Usiadł koło mnie… Popatrzyłam na niego swoimi szklanymi oczami, jego twarz była taka przyjazna… te brązowe oczy, niby takie same jak Toma, ale jednak inne… pełne ciepłego blasku… a jego głos, sprawiał że gdzieś w środku wręcz drżałam… dlaczego jego brat nie może być taki sam? …

 

###

 

Niedługo zmienię ten szablon, beznadziejny jest :/ Notka też nie lepsza xD ale dobra, nie będę sobie psuła dzisiaj humoru, chociaż i tak moja pani od polskiego już się postartała, aby wyprowadzić mnie z równowagi ^^ Boże, co za ludzie teraz pracują w szkołach... :/

A więc to koniec mojej bezsensownej wypowiedzi ;D

pozdrawiam :*

czwartek, 1 maja 2008

10. ' Nie mogą cię tu zobaczyć... w tym stroju!'

Szłam jak zwykle przez park, było już późno, wracałam z próby. Tom chciał mnie odprowadzić, ale odmówiłam. Nie jestem dzieckiem, żeby mnie prowadzić za rączkę, co z tego że jest ciemno? Bardzo ciemno, ale ja się niczego nie boję. Wszędzie pustka, wszyscy w domach, tylko ja wracam do domu. Nie widzę w tym nic strasznego, przecież lampy oświetlają ulicę…

Wyszłam z parku i od razu zrobiło się jaśniej. Już widziałam swój dom, chciałam przyspieszyć kroku, kiedy poczułam, że ktoś łapie mnie od tyłu i ciągnie w jakiś zaułek.

Krzyknęłam, ale zaraz ktoś zasłonił mi ręką usta, nie mogłam wydać z siebie żadnego dźwięku… Po chwili ten ktoś przygniótł mnie do ściany zabierając przy tym rękę z mojej twarzy, od razu go rozpoznałam…

-Henry, ty kretynie! Co to ma znaczyć?!- Warknęłam na niego wściekła. Na prawde się wystraszyłam, a tu się okazuje, że to ten dupek żarty sobie robi…

-niegrzeczna jesteś, wiesz? Miałaś się ze mną spotkać, a tymczasem chodzisz sobie do tych gwiazdek!

-nic ci do tego! Mówiłam już że się z tobą nie będę spotykała!- Nie spuszczałam z tonu, nie miałam zamiaru, tak na prawde w ogóle nie chciałam z nim gadać…

-do prawdy? A ja ci mówiłem, że będziesz! Myślisz, że tak łatwo się mnie pozbędziesz?!

-tak!- Syknęłam i szarpnęłam rękami, żeby mnie puścił, lecz to nie poskutkowało, a więc użyłam nóg, kopnęłam go w nogę z całej siły… zasyczał z bólu, jednak puścił mnie tylko na moment… bo zaraz znowu poczułam na rękach jego uścisk, a na twarzy silne uderzenie…

-nie zaczynaj ze mną! Bo już nie będziesz taka śliczna, jak jesteś! Zrobie z tobą wszystko na co będę miał ochotę!

-chyba śnisz! Odpieprz się!- Szarpałam się z nim, ale nie miałam tyle siły, byłam zmęczona po próbie, a nawet gdybym jej nie miała i tak bym nic nie wskórała, on jest silniejszy…

-uspokój się szmato!- Teraz to on krzyknął wyciągając z kieszeni mały nóż, przystawił mi go do gardła- i co teraz? Nie wiesz? To ja ci powiem. Zrobisz wszystko to co będę ci kazał.

-nigdy…- prawie szepnęłam, poczułam jak po mojej twarzy staczają się krople zimnych łez… nie umiałam ich powstrzymać, to było niemożliwe.

-widzę, że ci życie nie miłe!- Zaczął jeździć nożem z góry na dół po moim ciele, a ja nawet nie mogłam się ruszyć… choćby nie wiem co by mi zrobił, nie będę robiła co on chce. Już wole umrzeć!

- no to jak będzie?- Zapytał z powrotem przystawiając mi nóż do gardła.

-nic nie będzie! Wole umrzeć niż mieć cokolwiek z tobą wspólnego!

-sama tego chciałaś…- i w tej samej chwili niespodziewanie puścił mnie, nie wiedziałam co się dzieje, zobaczyłam jak ktoś się z nim szarpie, nie potrafiłam rozpoznać tej osoby… nie wiedziałam co mam robić, nie mogłam zadzwonić bo nie miałam przy sobie telefonu… ale nie mogę pozwolić, żeby on coś mu zrobił kimkolwiek jest! Widziałam jak Henry wymachuje nożem, w pewnej chwili gdy stanęli tak, że oświetlało ich światło latarni, zobaczyłam, że to Tom… teraz to on był w niebezpieczeństwie, musiałam coś zrobić… widząc jak Henry zbliża się do niego z nożem, po prostu rzuciłam się na niego, ale na marne, bo zostałam z całej siły odepchnięta w skutek czego wylądowałam pod murem, uderzając jeszcze o niego głową… poczułam potworny ból, nie umiałam już się podnieść i mu pomóc…

-pomocy!- Zaczęłam krzyczeć z nadzieją, że ktoś mnie usłyszy, bezskutecznie…- zostaw go! Przecież to ja… przecież to mnie chciałeś!

-za późno, Carmen- usłyszałam z jego ust w odpowiedzi i w tym samym momencie wbił Tomowi nóż w brzuch…

 

-Tom, nie!- Obudziłam się przerażająco krzycząc, rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym się znajdowałam… to był tylko sen… cała drżałam, to było takie realne… W pokoju panowała ciemność, spojrzałam na wyświetlacz telefonu, aby sprawdzić która jest godzina… było po dwudziestejtrzeciej… jeszcze do końca nie uświadomiłam sobie, że to był tylko zły sen, miałam wrażenie, że to było na prawde… że jemu cos się stało, na prawde się bałam… W jednej chwili stanęły mi przed oczami wszystkie chwile, w których z nim rozmawiałam, kiedy się z nim kłóciłam… jak bardzo się nienawidziliśmy…

-a jeżeli to prawda…- przemkło mi przez myśl, której za nic w świecie nie potrafiłam odgonić, teraz widziałam przed oczami najgorszy scenariusz… Prawie podskoczyłam, słysząc pukanie do drzwi… z przerażeniem w oczach spojrzałam w ich stronę… może ja przesadzam? Pewnie obudziłam kogoś krzykiem i chce sprawdzić, czy wszystko w porządku… a jeżeli nie? Jeżeli to wcale nie był sen? Teraz wiem, jak bardzo boli samotność… jakbym nie była sama, miałabym się do kogo przytulić i mogłabym poczuć bezpieczeństwo…

Pukanie powtórzyło się teraz nieco głośniej… wstałam powoli i ostrożnie podeszłam do drzwi, najpierw zapaliłam światło i jeszcze raz rozejrzałam się dookoła, jakbym chciała sprawdzić czy na pewno jestem sama… Przekręciłam kluczyk w drzwiach i otworzyłam je z wielkim strachem w oczach…

-Tom?- Poczułam wielką ulgę widząc sylwetkę chłopaka, a więc to był na prawde tylko zły sen…

-coś się stało?

-bo…ja…bo…- zaczęłam dukać nie wiedząc co odpowiedzieć, przecież jak mu powiem, że miałam zły sen to mnie wyśmieje, że zachowuje się jak małe dziecko…-nic…

-ej, co się stało? Jesteś cała roztrzęsiona…słyszałem jakiś hałas, dlatego przyszedłem…Carmen, co się dzieje?

-miałam tylko … zły sen…- spuściłam wzrok odwracając się od niego i wchodząc do pokoju, było mi trochę głupio, ale co miałam mu powiedzieć?

Położyłam się na boku tyłem do wejścia, w którym on obecnie stał. Powoli się opanowywałam, jednak mój oddech cały czas był przyspieszony…

Chłopak zamknął drzwi i wszedł za mną do środka. Nie wiedziałam, czego mam się spodziewać… czułam się jak mała dziewczynka… ale on przecież się nie śmiał…

-co ci się śniło?- Usiadł obok mnie, na samo wspomnienie o tym śnie robiło mi się słabo… odnosiłam nawet wrażenie, że na prawde uderzyłam się w głowę…

Obróciłam się w jego stronę i usiadłam. Chyba pierwszy raz w życiu widział mnie nie dość, że w takim stanie zewnętrznym, czyli wyglądzie, to jeszcze z brakiem pewności siebie, brakiem odwagi i strachem… nie potrafiłam teraz udawać że jest super, przyznałam się tym samym sama sobie, że jestem słaba, że tak na prawde zależy mi na innych… nie jestem egoistką. Trudno jest się z tym pogodzić… całe życie próbuje być kimś innym, a tu nagle przychodzi prawda…

- szłam i ktoś mnie napadł, mówił że mam robić to co on sobie zażyczy, ale ja się nie zgodziłam i on wyjął nóż…a potem…potem pojawiłeś się ty i go ode mnie odciągnąłeś, zaczęliście się szarpać…ja chciałam ci pomóc, ale on mnie odepchnął, a potem powiedział że już za późno i… wbił ci nóż…w brzuch- powiedziałam bardzo cicho, drżącym głosem, to był wielki skrót tego co tak na prawde przeżyłam.- Może to głupie, ale ja na prawde się bałam… a raczej boje. I uwierz, wcale nie jest mi łatwo przyznać się do tego właśnie przed tobą, ale jeszcze trudniej jest przed samą sobą…

-to wcale nie jest głupie.- Poczułam na swojej ręce jego dłoń, dziwne ciepło rozeszło się po moim ciele, a ja sama zamilkłam, nie wiedząc co powiedzieć, a już na pewno co zrobić…- więc jednak, tylko udawałaś że mnie nie lubisz.

-nie wiem…- spuściłam głowę, wlepiając wzrok w bordową pościel, cały czas czułam jego dłoń na swojej… na prawde nie wiedziałam, czy tylko udawałam… pogubiłam się w tym wszystkim… może powinnam to wszystko przemyśleć? Bo jeżeli tego nie zrozumiem, wiem, że mogę popełnić błąd który zaważy o moim życiu… a tego nie chcę…

-ale ja wiem.- Uśmiechnął się do mnie ciepło.- Jak chcesz, zostanę z tobą…

-dziękuję…

 

#

 

Pierwszy poranek w Paryżu. Gdy się przebudziłam nie miałam pojęcia gdzie jestem. Pierwsze wrażenie to szok… No cóż, zazwyczaj nie sypiam w takim ładnym pokoju. Minęła dłuższa chwila za nim wszystko skojarzyłam… Od razu humor mi się poprawił. Ale chwila… czy to przypadkiem nie dzisiaj mamy pierwszy koncert!? Spokojnie. Na razie nie myślmy o tym. Teraz przydałoby się wstać.

Rozciągnęłam się na łóżku, wszystko było super, dopóki nie dotknęłam czegoś ręką… a mianowicie to był czyjś brzuch… automatycznie podniosłam się do pozycji siedzącej i spojrzałam na osobę leżącą obok…

-uu… to ja tak szybko go złapałam?- Przemkło mi przez myśl, ale zaraz to odgoniłam i przypomniałam sobie wczorajszą noc. Superman przyszedł z pomocą… ale teraz powinnam go chyba obudzić? Co będzie jak go ktoś tu zobaczy? Nikt nie uwierzy w prawde… mi samej się wierzyć nie chce…. Jak człowiek się boi to czasami głupoty gada…I robi…

Cholera, czy on musi tak słodko wyglądać gdy śpi?!

-uspokój się Carmen!- Skarciłam sama siebie, na prawde zaczynam wariować. Czy ja w ogóle zdaje sobie sprawę z tego, że obok mnie leży Kaulitz!? No jak ja w ogóle mogłam do tego dopuścić… przecież miałam na jakiś czas zapomnieć o zakładzie, więc nie ma mowy o spaniu w jednym łóżku! Nie mówiąc już o innych rzeczach… pełen dystans.

Już miałam zacząć go budzić, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Myślałam, że zawału dostanę. Zerwałam się z łóżka jak oparzona potykając się przy tym o śpiącego chłopka, tym samym wylądowałam z impetem na podłodze, mało brakowało a „zaryłabym” twarzą o podłogę… narobiłam trochę hałasu, budząc tym Toma, a sama jęknęłam z bólu…

-Carmen? Co ty robisz na podłodze?

-opalam się, wiesz!?- Fuknęłam masując swoje kolano.- Wstawaj, ktoś pukał. Musisz się schować, nie mogą cię tu zobaczyć… w tym stroju!- Zlustrowałam go wzrokiem z dołu do góry, bo tak było mi najwygodniej z obecnej pozycji… Dredziarz wygramolił się z łóżka i stanął nade mną wyciągając w moją stronę rękę, którą niechętnie złapałam, pociągnął mnie za nią tak mocno że w ułamku sekundy stałam już na nogach, tyle że bardzo blisko niego, dzieliły nas zaledwie centymetry… nieświadomie wlepiłam swój wzrok w jego oczy i tak stałam zahipnotyzowana do czasu aż po pokoju rozległo się po raz kolejny pukanie… Zamrugałam szybko oczami i odsunęłam się od niego, odetchnęłam głęboko kilka razy i wskazałam mu na łazienkę, dając do zrozumienia, że ma się w niej schować. Gdy już zniknął w pomieszczeniu, podeszłam do drzwi i otworzyłam je…

-już myślałem, że umarłaś. Co to był za hałas?- Moim oczom ukazała się postać Billa.

-yy… no zrzuciłam przypadkiem…ee… książkę!- Wymyśliłam coś na poczekaniu, nie chcąc przyznawać się do własnego upadku…

-książkę?- Powtórzył wyraźnie zdziwiony, z resztą nie dziwię mu się. Bo niby po co mi książka na trasie koncertowej?

-ta… e… a właściwie po co przyszedłeś?- Zmieniłam temat, nie chcą się tłumaczyć.

-żeby cię obudzić. I zapytać czy nie widziałaś Toma…przypadkiem…- oznajmił i rozejrzał się po moim pokoju jakby kogoś szukając…

-no to już się obudziłam.- Uśmiechnęłam się miło- a Toma, nie widziałam…- Skłamałam odwracając gdzieś wzrok. Ja oczywiście potrafie kłamać w żywe oczy, ale nie wszystkim. Billa nie potrafie tak po prostu oszukiwać… no cóż… dobrzy ludzie nie zasługują na to by być okłamywanym…

-ok. To zejdź na śniadanie, czekamy na ciebie.- Zakomunikował i posyłając mi swój zniewalający uśmiech odszedł… tak sobie teraz myślę, że on jest chyba lepszy od swojego brata… byłoby mi łatwiej, gdyby to on był celem zakładu…

 

###

 

Nic mi się nie chce. A o pisaniu ostatnio w ogóle nie ma mowy, ale oczywiście jak wyzdrowieję to się zmobilizuję i postaram się poprawić bo jak na razie to przedstawia się tutaj ekhem... nic ciekawego, że tak powiem :] Pisałam tą notkę bardzo dawno temu i poprawiałam ją chyba z dziesięć razy, a więc nie mam pojęcia jak  mi to wyszło, w każdym razie jeszcze wtedy miałam wenę ;D

No, ale dziękuję wszystkim bardzo, bo tylko dzięki wam ten blog jeszcze istnieje :) pozdrawiam :* :*