sobota, 12 lipca 2008

18. ' Nie zbliżaj się do mnie, nie dotykaj mnie i nie mów do mnie!'

Nienawidzę tego Debila.Od wczoraj nie zamieniłam ani jednego słowa z Billem, jedynie nawywiadzie coś tam do mnie bąkną... jestem na siebie cholerniewściekła, ale jeszcze bardziej na Toma, bo to wszystko jego wina.Trzeba byś skończoną idiotką-tak jak ja, żeby okłamać kogośtak ważnego. Jeszcze niedawno żaliłam mu się jak to mi źle,przez jego brata, a tymczasem on zastaje go w moim pokoju w samychbokserkach...

Dzisiaj kolejny koncert,nie wiem jak ja się skupię... atmosfera między nami jestbeznadziejna, delikatnie mówiąc. Na Toma nawet nie patrzę,chociaż on zapewne nie rozumie dlaczego tak go odtrącam. No cóż,jest za głupi, żeby pojąć cokolwiek. I znowu zmieniłam o nimswoje zdanie. Znowu jest dla mnie nikim. Zwykłym kretynem. I tak jakkiedyś, teraz go nienawidzę. Oczywiście, najlepiej jest obwiniaćwszystkich dookoła, a przecież największą winę ponoszę ja. Alemuszę się na kimś wyżyć! On jest odpowiednią osobą, będę sięna nim wyżywała aż mi się znudzi. I niech się nie waży nawet domnie zbliżyć, albo mnie dotknąć bo dosłownie porażę go prądem.

Właśnie jesteśmy popróbie i jedziemy w miejsce, gdzie będziemy grać koncert.Boże, jak ja mam się uśmiechać? Jestem przybita jak nigdy. Nawetnie wiedziałam, że mogę coś tak bardzo przeżywać. Życie jestbardzo skomplikowane, chyba nigdy go nie zrozumiem.

-Carm...

-spieprzaj, Kaulitz.-fuknęłam za nim chłopak zdążył dokończyć swoją wypowiedź.Nie miałam zamiaru go słuchać, a tym bardziej z nim rozmawiać.Patrzeć na niego również. Na moje szczęście, samochódsię zatrzymał i mogłam wysiąść. Wielce zdumiony Tom, podążyłzaraz za mną jak ten cień, tyle, że już się nie odezwał.Dostrzegłam jeszcze zdziwione spojrzenie menadżera i Gustava, alejakoś mało mnie obchodziło co sobie pomyśleli. Musiałam sięteraz skupić, i to porządnie, żeby w ogóle cokolwiek udałomi się zagrać na tym koncercie. To będzie klęska jak cośpomylę... fanki mnie zjedzą na kolację... raczej się nie najedzą,ja gruba nie jestem, a ich jest sporo...

Eh, te moje czarne myśli.Ja chyba jestem pesymistką... tak... a to wszystko przez kogo? Przeztego idiotę. Najpierw mi zawrócił w głowie, a terazsprawił, że jego brat ma mnie za nie wiadomo kogo.

Muszę to jakośodkręcić, nie pozwolę, żeby moja przyjaźń z Billem ucierpiałana wybrykach tego kretyna. Już nawet nie chce mi się wypowiadaćjego imienia. Jestem zła.

-ehkhm... nie wiem czy tonajlepszy moment, ale po koncercie...

-ja nigdzie nie idę,jestem zmęczona.- od razu zaznaczyłam wcinając się tym samym wsłowa Josta, który westchnął tylko ze zrezygnowaniem iprzyspieszył kroku, jakby nie mógł już na nas patrzeć. Aleo co chodzi? Przecież nic nie robimy. A ja nie mam humoru na żadneimprezy, bankiety i Bóg jeden wie co jeszcze, bo zapewne miałna myśli jedną z wymienionych. Po koncercie trzeba odpocząć, o. Anie wymyślają coś, nie wiadomo po co.

Cholera, jak Bill się domnie zaraz nie odezwie to nie zagram nic! No, ja tak nie mogę...zaraz go wciągnę do łazienki, przygniotę do ściany i... i poprostu zmuszę go, żeby na mnie spojrzał a potem wszystko muwytłumaczę, przeproszę i rozkażę, aby powiedział cokolwiek.Najlepiej, że mi wybacza, a jak nie to niech mnie opieprzy i powie,że nienawidzi. Idealny plan. Tylko gdzie tu toaleta?

Zastanowiłam się przezchwilę i dyskretnie zbliżyłam się do czarnego rozglądając sięprzy tym. Nie chciałam wzbudzić jakichś podejrzeń...

Gustav trochę jakbyprzyspieszył i zaraz znikną mi z pola widzenia... przydałoby sięjeszcze, żeby Tom gdzieś zniknął... albo nie! Niech sobie idzie.Mam go gdzieś.

-Bill.- powiedziałamgłośno, widząc drzwi z napisem „wc”, to była moja szansa.Chłopak spojrzał na mnie niechętnie, aż mnie coś ukłuło wśrodku...

-co?- odetchnęłamgłęboko i najnormalniej w świecie, albo raczej nienormalnie,wepchnęłam go do tej głupiej łazienki... Boże, jakie ja mampomysły... był zupełnie zszokowany...- co ty robisz!?

-musimy porozmawiać.-stwierdziłam twardo, nie chcąc słyszeć sprzeciwu... ale to niebyło takie łatwe jak się wydawało...

-może nie teraz?-skrzywił się i już miał zamiar mnie wyminąć i wyjść, alechyba nie sądził, że mu na to pozwolę. Natychmiast go zatrzymałami przyparłam do ściany z groźną miną.

-teraz!- fuknęłam i wogóle nie rozumiem, dlaczego on jest taki zszokowany...?!- boto wszystko nie tak. Tom zapomniał kluczy, a ja byłam zmęczona,nie mogłam otworzyć drzwi i powiedziałam mu, że jak mi je otworzyto będzie mógł u mnie przenocować... ale między nami nicnie zaszło! Wiem, że to wszystko wyglądało dziwnie... ja niechciałam cię okłamać, ale myślałam, że jak się dowiesz, żeon u mnie jest to... to nie wiem co sobie pomyślisz... a zresztącholera jasna i tak sobie już myślisz!!- wyrecytowałam najszybciejjak potrafiłam, już sama się pogubiłam i do końca nie wiedziałamco mówię...- przepraszam...- spuściłam wzrok, czekając najakąś reakcję z jego strony... przecież musi coś powiedzieć...czemu milczy!?- ja nie chcę, żebyś sobie myślał, że cie nieszanuję... jesteś dla mnie bardzo ważny i zależy mi na tobie...nie chcę, żebyś był na mnie zły i mnie ignorował...- dodałamspoglądając na niego... musiałam w końcu spojrzeć w jego oczy,nie mogłam się oprzeć... są takie piękne...

-nie oczekuję od ciebie,żebyś mi się tłumaczyła. Po prostu było mi przykro, że mnieokłamałaś. I masz rację wyglądało to dwuznacznie.- nareszciesię odezwał... normalnie mi ulżyło...

-ale to tylko takwyglądało... już nigdy cie nie okłamie, obiecuje... tylko niegniewaj się na mnie, proszę...- wyszeptałam spuszczając głowę.Jeszcze nigdy mi tak nie zależało, naprawdę nie wiem co się zemną stało... może po prostu są takie osoby, o któretrzeba walczyć mimo wszystko...?- już zawsze będę z tobąszczera...

-nie gniewam się- uniósłmój podbródek, abym na niego spojrzała... znowu tenuśmiech...! Dosłownie zatopiłam się w jego czekoladowychtęczówkach... tak nagle zrobiło mi się jakoś dziwnie...przestałam chyba nad sobą panować...

Przybliżyłam się doniego nie spuszczając wzroku z jego rozpromienionej twarzy...poczułam, że robi mi się bardzo gorąco... nie wiem jak...musnęłam jego wargi, delikatnie, ale za to bardzo zdecydowanie...jakby to było coś normalnego, ale tak nie było. Nie mam pojęciaco w ogóle mnie do tego podkusiło... nie mogłam siępowstrzymać, żeby tego muśnięcia nie zamienić w prawdziwypocałunek, tym bardziej, że on się w ogóle niesprzeciwił... musiała minąć dłuższa chwila zanim toodwzajemnił... ten pocałunek był niezwykły, ale cały czas czułamw środku, że w ogóle nie powinien się wydarzyć... cośwyraźnie dawało mi znak, że to nie jest to.

Drgnęłam cała, gdyprzed oczami, które cały czas miałam zamknięte, zobaczyłamToma... odsunęłam się od niego jak oparzona...

-Boże, nie mogę...przepraszam...- wydukałam zszokowana... czarnowłosy patrzył namnie prawdopodobnie nic nie rozumiejąc... ja sama nie wiele terazwiedziałam. Wydawało mi się, że zrobiłam coś bardzo złego...przecież to mój przyjaciel! Boże... - Bill, japrzepraszam... naprawdę nie wiem dlaczego to zrobiłam... to w ogólenie powinno się stać...

-spokojnie... nic sięprzecież nie stało...- poczułam jego rękę na ramieniu, całyczas uśmiechał się do mnie ciepło... dlaczego ja takzareagowałam? Przecież on jest cudowny... cholera i jakim cudem jazobaczyłam Toma!?- to tylko taka chwila...

-nie jesteś zły?-zapytałam patrząc na niego niepewnie. Czułam, że cała wręczdrżę... ja chyba potrzebuję pomocy jakiegoś psychologa...

-nie jestem. Wiem, że tonic nie znaczyło. Nie przejmuj się tym.

-ale ja naprawdę niewiem czemu to zrobiłam... jesteś cudownym chłopakiem, ale ja niepotrafię się z tobą całować...- stwierdziłam, sama się sobiedziwiąc. Pierwszy raz coś takiego mnie spotkało...

-no cóż,najwyraźniej ktoś inny jest w tym lepszy, a ja jestem tylkotwoim przyjacielem.- zaśmiał się... On chyba ma racje...najwyraźniej nie umiem całować się z przyjaciółmi...aleprzecież to chłopak... chłopak, który jest bratembliźniakiem Toma... tylko co ten Debil ma do tego? On chyba musi byćdosłownie wszędzie, nawet gdy się całuję z jego bratem. Boże...jakaś paranoja...

-dobra, Carmen... skorojuż sobie wszystko wyjaśniliśmy to chodźmy do reszty, bo zacznąsię martwić.-powiedział po chwili- a i nie bocz się tak na Toma,to nie jego wina, że pod łóżkiem był pająk... ale muszęci powiedzieć, że po tym złożył skargę na sprzątaczkę...chyba ją zwolnią.

-on czasami zachowuje sięjak dziecko...- westchnęłam cicho, ale w duchu mimo wszystko sięśmiałam... bo on jest taki głupi, a jego głupota takaśmieszna...

-ale uwierz mi, że niejest taki zły na jakiego wygląda...- zapewnił mnie wychodząc zpomieszczenia...

-wiem...- mruknęłamwłaściwie sama do siebie i podążyłam za nim, uśmiechając siępod nosem... jestem nienormalna.


#


-mogę prosić autograf?-szłam właśnie do hotelu, gdy usłyszałam za sobą dziwnie znajomymęski głos. Obróciłam się w jego stronę i zamarłam. Tonie był jakiś zwyczajny fan... przez moment miałam ochotę poprostu uciec. Ale jakby to wyglądało? Poza tym mam ochronę. Nic minie grozi... Nie mam pojęcia skąd ten człowiek się tutaj wziął.Przez niego wróciły wszystkie moje koszmary...

-co ty tutaj robisz?!-syknęłam nie mogąc uwierzyć, że on naprawdę przede mną stoi.Do czego on jeszcze się posunie? Czy naprawdę tak trudno zrozumieć,co znaczy „nie”?

-a wpadłem na koncert.Całkiem nieźle grasz na tej swojej gitarce, zastanawiam się czy wczymś innym też jesteś taka dobra...- uśmiechnął się znacząco,bawiąc się przy tym kosmykiem moich włosów. Myślałam, żego zaraz zabiję. Uduszę gołymi rekami!

-zabieraj te łapy!-gwałtownie odtrąciłam jego rękę i cofnęłam się do tyłu-mówiłam ci, żebyś się ode mnie odwalił! Nie rozumiesz?

-nie tak głośno,słonko. I nie złość się, bo złość piękności szkodzi.

-czego chcesz?- warknęłammając już dosyć jego gadania. Nie wiem jak można być taknatrętnym. To jakiś psychol...

-już ci mówiłem,że ciebie. A ty mi uciekłaś.

-spieprzaj. Nie będzieszmiał MNIE, już ci mówiłam. Daj sobie spokój.-prychnęłam ze złością. No po prostu, bardzo mi przykro, że jegomarzenia się nigdy nie spełnią...- i nawet mnie nie dotykaj! Bobędziesz miał problemy.- zagroziłam wskazując na dwóchochroniarzy stojących w pobliżu.

-ty mi grozisz?- zaśmiałsię. Miałam ochotę go dosłownie zabić. Nienawidzę tego głosu,tej twarzy... nienawidzę go całego!

-nie. Tylko ostrzegam. Boteraz jestem pod ochroną, rozumiesz? I możesz wsadzić sobie teswoje głupie gadki tam gdzie słoneczko nie dochodzi.! Nie zbliżajsię do mnie, nie dotykaj mnie i nie mów do mnie!-wyrecytowałam głośno, tak aby wszystko do niego dotarło. Nikt takbardzo nie wyprowadzał mnie z równowagi jak on, nawetKaulitz.- wszystko jasne? To się cieszę. Żegnam.- zakończyłam iodwróciłam się od niego. Miałam już zamiar iść dohotelu, ale uniemożliwił mi to jego uścisk na moim nadgarstku.

-musiałem się trochęnamęczyć, żeby twoja siostrzyczka powiedziała mi gdziejesteś.- wycedził oschłym i nieco przyciszonym głosem. Aż cośmnie ukłuło w środku, gdy wspomniał o Melanie... - więc terazwynagrodź mi to.

-co?- spojrzałam naniego, nie wiedząc już co mam robić. Co ma z tym wszystkimwspólnego moja siostra? Jeżeli on jej coś zrobił?Przysięgam, że go zabiję.- Melanie powiedziała ci gdzie jestem?

-dokładnie. Oczywiścienie tak od razu... na początku walczyła jak lwica, ale potem...

-co jej zrobiłeś?!-przestałam już nad sobą panować. Rzuciłam się na niego, czującjak cała gotuje się w środku... - gdzie ona jest!?

-spokojnie... myślę, żesię dogadamy.- odepchnął mnie lekko od siebie. Cała wręczdrżałam ze złości i strachu. Teraz miałam w głowie same czarnescenariusze... cholernie bałam się, że Melanie coś sięstało...nigdy bym sobie nie wybaczyła, gdyby coś jej zrobił i toprzeze mnie...

-a ja myślę, że nie.!Gdzie ona jest do cholery!?- krzyknęłam nie mogąc już dłużejwytrzymać. Tym samym wzbudziłam zainteresowanie ochrony, którateraz niepewnie spoglądała w naszą stronę. Chyba nie wiedząc zabardzo czy powinna zareagować, czy też nie...

-ciszej, bo panowiejeszcze wkroczą do akcji i narobisz kłopotu...

-narobię kłopotu?Człowieku ja cie zaraz rozszarpie! Gadaj, gdzie jest moja siostra!-w ogóle nie miałam zamiaru spuszczać z tonu. Nawet jakbymchciała nie potrafiłam...

-żyje. Nie martwsię.- mruknął bez przekonania, rozglądając się dookoła...-możemy się dogadać. Ładnie tu... a ty pewnie masz swójpokój, nie?

-nie.- zaprzeczyłam,kłamiąc przy tym. Głos cały czas mi drżał, a myśli krążyływokół Melanie... wiem, że jak będę tak go traktowała tonigdy się nie dowiem, co z nią się dzieje... ale przecież niepozwolę mu, żeby robił sobie co chce.

-jak to? No, nie... to trochę psujemoje plany...

-jakie plany, do cholery?- wysyczałam patrząc na niego z obrzydzeniem... Boże, co ja mamrobić!?- w ogóle, po ca ja z tobą rozmawiam.? Od tego jestpolicja...

-teraz policją mniestraszysz? I co im powiesz?

-to, że mi grozisz iszantażujesz! A jak dodam coś więcej to też uwierzą.-stwierdziłam z udawaną pewnością w głosie. Miałam nadzieję, żetrochę się wystraszy...

-a pomyślałaś o swojejsiostrzyczce? Bieda, jest taka przerażona...

-Carmen! Wszystko wporządku?!- przerwał nam głos Toma, który stał w drzwiachhotelu i patrzył na nas z niepokojem... nie wiedziałam co mam muodpowiedzieć... bo nie wiedziałam też co się stanie, gdyzaprzeczę. Przecież ten człowiek jest zdolny do wszystkiego. Alenie pozwolę aby krzywdził moją siostrę. Pożałuje, że w ogólezaczynał to wszystko.

Spojrzałam na stojącegoprzede mną Herego, który był wyraźnie niezadowolony zwidoku Toma, a jego mina wskazywała jednoznacznie, że jak coś mupowiem, to i on mi się odpłaci... czułam się jakbym była wślepej uliczce... jak w tym śnie... bez wyjścia... jak nie powiemprawdy Tomowi, będzie ze mną źle... a jak powiem? To będziejaszcze gorzej... gdybym tylko miała pewność, że Melanie nic niejest...

-radziłbym milczeć.-złowrogi szept bruneta stawiał mnie w coraz gorszej sytuacji... aleznowu mam kłamać? Obróciłam się niepewnie w stronęoczekującego odpowiedzi Kaulitza... uniosłam swój przerażonywzrok, żeby na niego spojrzeć... nie mogę go okłamać... alemuszę... Boże, znowu to robię... właśnie tyle razy używam imienia Bożego, a On nigdy mi nie pomaga...

-wszystko w porządku?-znowu to pytanie. Znowu ten głos. Aż chciałoby się krzyknąć "nie"... uratuj mnie...


###


Ja też nie mam co w nocy robić, jak widać. No, ale jutro mnie nie będzie wiec nie miałabym kiedy opublikować. Trochę tutaj namieszałam, nudziło mi się ^^

Ja tutaj sobie gadam głupoty, a są ważniejsze sprawy. A mianowicie bardzo proszę osoby, których nie ma w linkach tutaj po prawej, żeby zostawiły adres swojego bloga w wyznaczonym na to miejscu, czyli księdze gości pod aktualnościami ;D Będę bardzo wdzięczna ;))

I jeszcze jedno. Jest mi niezmiernie miło, że pojawiły się nowe osoby, które są zainteresowane moim opowiadaniem ;))

Dziękuję wszystkim serdecznie i do napisania ;]

pozdrawiam :*


niedziela, 6 lipca 2008

17. ' Wasi polscy fani się zbuntowali...'

Chłopak spojrzał namnie swoimi czekoladowymi oczami, w których panował jakiśdziki blask. Najwyraźniej moja propozycja mu się spodobała. Alenie wiem, czy postąpiłam mądrze zapraszając go do siebie na noc,jednak to chyba jedyne wyjście jeżeli w ogóle chcę dostaćsię do pokoju. Przecież sama, za Chiny nie trafię w tą głupiądziurkę i nie wsadzę tego klucza, tym samym nie otworzę drzwi.Zdecydowanie za dużo tych „nie”.

-czy ty wiesz jakzabrzmiało to pytanie?- podniósł się powoli z podłogi niespuszczając ze mnie wzroku. Zamrugałam oczami próbującprzypomnieć sobie dokładnie, co powiedziałam, nie wypiłam dużo,ale jak widać nawet niewielka ilość alkoholu potrafi mi nieźlenamieszać...

-nie mam pojęcia, alenaprawdę byłabym wdzięczna, gdybyś otworzył mi te cholernedrzwi, bez względu na to czy zostaniesz u mnie na noc, czy teżnie.- wyrecytowałam od niechcenia i westchnęłam ciężko zezmęczenia...

-przyjmuję propozycję.Bardzo chętnie skorzystam z twojego łóżka i towarzystwa.-odparł uśmiechając się pod nosem i bez namysłu zabrał miklucze, którymi następnie zwinnie i bezproblemowo otworzyłdrzwi, z którymi ja nie umiałam sobie poradzić. Tylkociekawe na co on liczy? Nie wiem, czy ja bym się cieszyła ztowarzystwa śpiącej dziewczyny... Raczej nie. Ale to przecieżKaulitz, więc u niego jest wszystko prawdopodobne. Nie zdziwiłabymsię nawet, gdyby on był gejem. Ale nie jest. I to całe szczęście,bo inaczej wyszło by na to iż ja, taka porządna i cudownadziewczyna całowałam się z gejem, potocznie mówiącpedałem. Swoją drogą moja samoocena chyba się podwyższyła....ja cudowna? Od kiedy? O nie, od dzisiaj koniec z alkoholem. Nawetnajmniejszego drinka. Odbija mi.

-ej, no chodź...-Dredowłosy niespodziewanie pociągnął mnie za rękę wciągającdo pokoju i zatrzaskując za nami drzwi, przez co narobił trochęhałasu... na szczęście nie obudził całego hotelu, wtedy todopiero by było... już widzę te artykuły w gazetach... ja za dużomyślę, ale ... zostałam wciągnięta do swojego pokoju, przezToma... to jest napalony chłopak, ja jestem trochę nieprzytomnądziewczyną i tutaj jest jedno łóżko...

Nie, no... bez mojej wolinic się nie stanie. A ja nie wyrażam zgody, żeby on choćby nawetpróbował zrobić, coś co jest nam zakazane. Tak, on jestmoim słodkim, soczystym, zakazanym owocem, którego nie mogętknąć bo popadnę w obsesję, uzależnię się zupełnie od jegoosoby i przestanę trzeźwo myśleć. Cholera, jak między nami cośzajdzie, wszystko może się zmienić, więc nie może nic zajść.Koniec, kropka. Nie ma w ogóle dyskusji, wielki Tom musitrzymać łapy przy sobie.

-Carmen, jesteś tu?Obudź się, jeszcze nawet nie weszłaś do łóżka...-Ocknęłam się widząc przed oczyma jego łapska, którymiwymachiwał chcąc do mnie jakoś dotrzeć. Rzeczywiście, prawiezasnęłam na stojąco. Ja za często odpływam poza świat realny,tak nie może być. Jeszcze przez to, coś mi się stanie... nie mato jak czarne myśli. Brawo, Carmen...

-tak, idę do łóżka.-mruknęłam ziewając przy tym i natychmiast skierowałam się dołóżka, nawet nie miałam zamiaru się przebierać. Nie mamna to siły, jutro się wykąpię i będzie super. To byłFenomenalny i męczący dzień. Nie wiem jak te dwa słowa mają siędo siebie, ale zmęczenie usprawiedliwia moje myślenie i gadanie odrzeczy...

Gdy tylko walnęłam sięna pościel, nie minęła nawet chwila jak zasnęłam i nieinteresowało mnie nawet co robił Kaulitz... co ma być to będzie...


#


Przez te ostatniewydarzenia, zapomniałam zupełnie o tym, że miałam wrócićdo zakładu. W końcu już układa nam się dobrze i mogłabym się wto bawić dalej, co mi szkodzi? Chociaż... właściwie to jużwygrałam... skoro on już ze mną śpi... no może nic nas poza snemnie łączy, ale chyba się otworzył przede mną trochę? Kurcze,albo to ja się otworzyłam przed nim!? Jak ja mogłam pozwolić,żeby on ze mną spał i w ogóle mnie całował... aleprzecież to jest fajne... można się przytulić... jest takbezpiecznie, gdy czuje się czyjąś obecność obok siebie podczassnu...nawet nie wiedziałam, że to jest tak przyjemne jak chłopakśpi obok pod tą samą kołdrą...

A on nie ma koszulki...że też chciało mu się ją wczoraj zdejmować... może go obudzę?No co, ja nie śpię, a on ma spać? Jak ja nie śpię, to nikt niebędzie spał.

Co by tu zrobić, żebygo obudzić i żeby nie był zły? Poza tym od kiedy ja się martwię,czy on będzie na mnie zły, czy też nie..?

Wiem, skoczę na niego ikrzyknę „to napad!”, pewnie zerwie się na równe nogi...a potem mnie zabije... idealny plan, nie ma co... ja coś zarazwymyślę, moja wyobraźnia mnie nie zawiedzie... Ha, ja wiem co onlubi, a raczej kogo...

-Tom, ładna blondynkastoi przed drzwiami, ma długie nogi i śliczny uśmiech...-powiedziałam do śpiącego chłopaka z zamiarem wybudzenia go,sądziłam że sposób na ładną blondynkę będzie najlepszy.Przecież ładne dziewczyny to jego życie...

-i czemu kłamiesz?-usłyszałam niewyraźne mruknięcie, on nie śpi! Albo nie spałwcale, albo mój sposób podziałał...

-ja? Nie kłamie.Naprawdę tam stoi...- zapewniłam go uśmiechając się pod nosem...ja tylko chcę, żeby nie spał. Zresztą wedle mojego planu,powinien zerwać się z łóżka i polecieć do tych drzwi...pozwoli kobiecie czekać? To chyba nie w jego stylu...?

-jak może tam stać,skoro leży obok?

-gdzie?!- prawiepodskoczyłam oglądając się dookoła, ale na łóżku niebyło nikogo oprócz nas obojga... ee...? On ma jakieśhalucynacje... ale to normalne, jeszcze się nie obudził do końca...

-a jaki masz kolorwłosów?- otworzył oczy i spojrzał na mnie, w dość dziwnysposób... a po co on właściwie o to pyta? A jakie ja mamwłosy? No... blondynką jestem, on nie widzi? Chyba się nie wyspał,mogłam go wcale nie budzić... no, ale musiałam... żeby wyszedł wporę... bo jakby go ktoś tu zobaczył?

-no blond.... a co?-przymrużyłam oczy, czekając na jego kolejną inteligentnąwypowiedź...

-ale głupia nie jesteś?

-o co ci chodzi?-spojrzałam na niego nie rozumiejąc jego przesłań. Ma zły humor,czy co? Tak trudno jest powiedzieć prosto z mostu, o co biega? Mamydwudziesty-pierwszy wiek, teraz nie owija się w bawełnę. Możnamówić wszystko co się chce, chyba że to jest wbrew prawu.Co on w ogóle odstawia...?!

-powiedziałaś żestoisz za drzwiami, a przecież leżysz tutaj!- prawie, że okrzykną,tyle, że mnie nie jakoś to nie oświeciło... on chyba coś źlezrozumiał... może niewyraźnie mówię?

-przecież japowiedziałam, że ładna blon...- zacięłam się zdając sobiesprawę z tego co powiedział on i co powiedziałam ja... jakby tozłączyć w jedną całość to wyszłoby, na to, że ja niby jestemtą blondynką co stoi za drzwiami, a tak naprawdę leży kołoniego... i to był chyba dla mnie komplement?? Jakie to pokręcone...mogłam powiedzieć, że brunetka tam stoi... ale wtedy niedowiedziałabym się, że mu się podobam... no, ale to przecieżoczywiste. Nie mogę się mu nie podobać. AAAA.... To ja jestemładną blondynką, o długich nogach i ślicznym uśmiechu... ja mamdługie nogi?

-no właśnie.

-głupek.- skwitowałampróbując ukryć uśmiech, który mimowolnie wpłynąłna moją twarz... bo on czasami tak raczej nieumyślnie, mówimiłe rzeczy... kurczę, on chce mnie zbajerować? Co on chciałprzez to powiedzieć...?

-a może po prostu, Tom?

-Tomi, uciekaj już, bojeszcze ktoś postanowi mnie odwiedzić i...- zamilkłam słyszącpukanie do drzwi.- no właśnie...

-przecież ja nic złegonie robie, tylko sobie leżę...- stwierdził wkładając ręce podgłowę i przymykając oczy...

-Tom, no! Co będzie jakcie tu zobaczą?

-nic. Będą cizazdrościli.- wyszczerzył się do mnie, ale to wcale nie byłozabawne. A jak będziemy mieli jakieś problemy? Przecież jak sięktoś o tym dowie, to będzie źle...

-no bardzo śmieszne, weźsię schowaj...

-super. Wejdę podłóżko...

-właź gdziekolwiek,żeby cie tylko nie było widać!- warknęłam przyciszonym głosem iwstałam z łóżka kierując się do drzwi. Zanim jeotworzyłam zerknęłam w stronę chłopaka, żeby upewnić się czygo na pewno nie widać... on rzeczywiście wgramolił się podłóżko... zaraz wybuchnę śmiechem... ale opanujmy się,muszę otworzyć te drzwi, bo człowiek się zastoi...

Odetchnęłam głęboko izłapałam za klamkę, uprzednio przekręcając klucz w zamku.Otworzyłam wrota, a moim oczom ukazał się uśmiechnięty Bill...ta radość zapewne z mojego powodu, przecież nie może byćinaczej... ej, czy ja nie przesadzam? Staję się powoli taka samajak ten inteligent, zaczynam myśleć, że wszystko kręci się wokółmnie, dokładnie tak jak on. Niedobrze...

-hej, Carmen. Nieobudziłem cię?

-nie skąd. Ja już dawnonie śpię. - uśmiechnęłam się do niego słodko. Boże, jaki onjest ... no nie umiem tego określić... taki inny... taki wyjątkowy,nadzwyczajny... jak tak sobie na niego patrzę, to aż mnie takieciepło ogarnia... żeby tak, każdy chłopak był taki cudowny iwspaniały, miły, uprzejmy, słodki, radosny... ahh...

-to dobrze. A widziałaśmoże...

-nie widziałam Toma!-przerwałam mu nagle, przewidując jego pytanie. Oh, jak ja mogę takgo okłamywać... on sobie nie zasługuje... jestem okropna, nonienawidzę siebie.

-a skąd wiedziałaś, żechciałem zapytać, czy To...

-aaa!! Tutaj jest pająk!-tym razem to pisk starszego Kaulitza przerwał jego wypowiedź.Chłopak wyskoczył spod łóżka, jak oparzony. Obydwojespojrzeliśmy w jego stronę z wielkim szokiem. Myślałam, że gozabiję... co za kretyn! Wszystko zepsuł... i co teraz będzie?Boże... uduszę go! Teraz Bill będzie myślał, że jestem fałszywai w ogóle...

I to ma być facet?Wystraszyć się małego pajączka!?


#


Siedzieliśmy wsamochodzie, nikt się nie odzywał. Gustav patrzył na nas dziwnymspojrzeniem, jakby chciał z naszego zachowania wywnioskować co sięstało. Właściwie to się nie stało nic. Okłamałam Billa, przeztego palanta i wszystko się wydało również przez niego.Jest mi cholernie głupio, bo uważałam młodszego Kaulitza zaprzyjaciela, on mnie też... a z przyjaciółmi jest sięszczerym. W dodatku, to wszystko tak głupio wyglądało... jego bratw moim pokoju, bez koszulki... w samych bokserkach... Dobrze, że jabyłam ubrana... ale to nie zmienia faktu, że mógł sobie cośpomyśleć... bo niby dlaczego nie powiedziałam mu, że Tom u mniejest? Nie ma to, jak zrobić coś z niczego. Jak widać przychodzi mito bardzo łatwo. Ale ja mu wszystko wytłumaczę... mam nadzieję,że zrozumie... ja przecież nie chciałam...

-ludzie, co się z wamidzieje? Czemu jesteście tacy przymuleni? Zaraz macie wywiad weźciesię zmobilizujcie.- David obrócił się w naszą stronę,uważnie lustrując każdego z osobna... naprawdę, aż tak widać,że coś się stało? Przecież nic się nie stało!- a pojutrzejszym koncercie, nie zgadniecie dokąd jedziemy!- ożywił sięnagle, robiąc tajemniczą a jednocześnie radosną minę. Wszyscyspojrzeliśmy na niego z wielkim zaciekawieniem, oczekując żezdradzi nam tą cudowną wiadomość, o ile cudowna jest...

-dokąd?- w końcuodezwał się zniecierpliwiony Gustav, który był chybanajbardziej zainteresowany... albo po prostu, najbardziej tookazywał...

-do... Polski!

-jak to?!- wyskoczyłnagle Bill, był wyraźnie zaskoczony, przynajmniej cośpowiedział... no właśnie... jak to do Polski? Tak nagle?

-normalnie. Wasi Polscyfani się zbuntowali i zrobili wam taką promocję, jakiej jeszczenie mieliście, dzięki temu mamy tam zaplanowane aż trzy koncerty.Nie mówiłem wam wcześniej, bo musiałem najpierw sięupewnić.- oznajmił uśmiechnięty. Patrzyłam w niego jakzahipnotyzowana, nie wiem czemu coś odtrącało mnie od tegokraju... Mój ojciec był po części Polakiem, jak byłam małai jeszcze mieszkałam z rodzicami, zdarzało się że tamjeździliśmy...ale... ale nienawidziłam tych wyjazdów,nienawidziłam ojca... i przez niego znienawidziłam też mamę.Pamiętam ten dzień w którym po prostu miałam dość...gdyby nie Melanie, pewnie byłabym nikim... ona mnie ocaliła, tojest moja jedyna rodzina... mam tylko siostrę... i będę sobie towmawiała zawsze, tak długo jak będzie trzeba, bo ja nie potrzebujęnikogo innego. Po co mi babcie, ciocie i inni z rodziny moichrodziców, skoro ja dla nich nie istnieję... nie pamiętamnawet jak się nazywają... jedyne co mi po nich zostało to nazwiskoi to pieprzone imię, które mi nadali...

tyle bym dała, żebyzapomnieć...


###


A więc jest 17 notka, chyba nie jest najgorsza. ;] Ale mam pytanie, czy nie jest to nudne gdy wszystko kręci się wokół dwóch bohaterów? Bo może wolicie, żebym pisała też o tym co dzieje się z innymi... ? To zależy od was ;D

Dziękuję wam, pozdrawiam :*