czwartek, 20 marca 2008

3. 'Słodka idiotka.'

Blondynka stała i patrzyła na mnie jak na boga. Była zaskoczona, nie spodziewała się czegoś takiego. Ja za to mogłam stać z dumą, bo w końcu mam przewagę. I z góry mogę założyć, że wygram. Nie widzę innej opcji, a nie dość, że wygram to jeszcze stanę się znaną osobą. Jednak życie potrafi być piękne.

-ale to jeszcze nie znaczy, że wygrałaś! Zobaczymy w styczniu.- Odezwała się po chwili.

-teraz jak tak często z nimi będę to nie ma szans żebym przegrała.- Stwierdziłam z cwanym uśmiechem. Jeszcze nigdy nie byłam tak bardzo siebie pewna jak teraz.

-to się zobaczy. Ja spadam, zadzwoń kiedyś…pa.- Pożegnała się szybko i odeszła. Zostałam sama w pustym, ciemnym parku. Jestem nieustraszona? Przecież ja się nie boję ciemności! O czym ja w ogóle myślę?! Czas wrócić do domu. Jutro wielki dzień. Nie no, normalnie się cieszę, już nawet mi nie przeszkadza ten Kaulitz.

Już miałam zamiar ruszyć do domu, kiedy znowu zadzwonił mi telefon. Jak tak to nie dzwoni nikt, ale jak już ktoś zacznie to wszyscy!

-halo?

-czy ty masz zamiar wrócić dzisiaj do domu?!- Usłyszałam pretensjonalny głos siostry. Czyżby się martwiła? To już tak późno?

-tak, właśnie wracam. A co?

-a wiesz która jest godzina? Gdzie ty łazisz?!

-a wiesz ile ja mam lat?- I nastała cisza. Tak, moja siostra czasami się zapomina. Dla niej już chyba na zawsze pozostanę szesnastoletnią Carmen.- Już wracam.- Powiedziałam na koniec i się rozłączyłam. Spojrzałam jeszcze na ekran telefonu, aby sprawdzić która godzina. Już po dwudziestejdrugiej… jak ten czas szybko zleciał. Teraz dom, łazienka i łóżko… idealny plan!

Z uśmiechem na twarzy, który malował się zupełnie bez powodu, bynajmniej mi się wydawało, że nie mam powodu, żeby się teraz uśmiechać, udałam się w stronę mojego domu. Jednak to dobrze, że wszyscy wybierają miejsce na spotkanie w parku, albo w jego obrębie, mam bliżej do domu. Cudownie…

 

#

 

Piękny jesienny poranek. Nic dziwnego, że nie mogę spać. Czuje się jak małe dziecko, które nie może się doczekać swojego pierwszego występu w przedstawieniu. Z jednej strony się cieszy, a z drugiej się boi. Dziwne uczucie…

-Carmen! Alyson!- Po domu rozległ się głos mojej siostry. Czego ona znowu chce? Z samego rana? Zwlokłam się niechętnie z ciepłego łóżka i wyszłam z pokoju. Daleko iść nie musiałam moja siostra się pofatygowała i wlazła po schodach. Szczerzyła się od ucha do ucha, a w rękach trzymała niewielki bukiet kwiatów. Co było najbardziej zaskakujące, te kwiaty to konwalie, moje ulubione, ale skąd wzięła konwalie w październiku?

-co jest?

-dostałaś kwiaty.- Oznajmiła i wcisnęła mi to co przed momentem trzymała w rękach.

-ja?!- Mało co nie podskoczyłam z wrażenia. Czy ja o czymś zapomniałam? Mam urodziny? Albo imieniny? Co jest grane?- Od kogo?

-nie wiem, nie czytam cudzych listów! Karteczek też nie.- Stwierdziła i zaczęła uważnie mi się przyglądać. Ja już wiedziałam na co ona czeka. Ale i tak nic jej nie powiem. Ha! Uśmiechnęłam się niewinnie i wraz z bukietem zniknęłam za drzwiami pokoju, zamykając je za sobą. Dostałam kwiaty. W dodatku moje ulubione. I do tego takie które rosną w maju o ile się nie mylę. Od kogo? Dlaczego? W jakim celu?! Zaczęłam pospiesznie szukać karteczki. Znalazłam.

-„Dziękuję, że mimo naszych nienajlepszych stosunków, zgodziłaś się. Na prawde uratowałaś nasz zespół. Jestem Ci wdzięczny, z resztą nie tylko ja. Mam nadzieję, że przynajmiej przez czas, w którym będziesz z nami „zakopiemy ten topór wojenny”, który powstał zupełnie niepotrzebnie. Przepraszam, że Ci dogryzałem. Podobno lubisz konwalie… dziękuję.

Tom.”- Przeczytałam w myślach treść białej karteczki i z wrażenia usiadłam, bo długo bym pewnie nie postała. On mi dziękuje i przeprasza? I to jeszcze w taki sposób? Skąd on wziął te kwiaty? Nie wierzę. Ja chyba śnię…

-zaskakujesz mnie Kaulitz.- Powiedziałam sama do siebie i mimowolnie się uśmiechnęłam. Choćby nie wiem od kogo dostałabym te kwiaty i tak czułabym pewną radość, mimo wszystko jest to miłe. Ten chłopak chyba na prawde zna się na kobietach. No, ale to nie zmienia faktu iż nadal czuję do niego jakąś niechęć. Mam trzy miesiące, żeby to zmienić. I trzy miesiące, żeby zmienić jego. A potem? Potem pokazać mu kto tak na prawde jest górą. I wtedy nawet kwiatki nie pomogą.

Wstałam i biorąc z pułki niewielki wazon udałam się do łazienki, aby napełnić go zimną wodą. Gdy już to zrobiłam, wsadziłam do niego piękne kwiaty i postawiłam je na stoliku obok łóżka i tak jakoś się ładniej zrobiło? Tak cieplej… a to tylko zwykłe kwiatki…

 

#

 

-Tom!- Czarnowłosy wpadł do pokoju brata, który siedział i dumał nad czymś. Przeniósł na niego swój wzrok.- i co? Co z tą basistką? To znaczy co z Carmen? Zgodziła się?

-yhym.- Mruknął ledwie dosłyszalnie. Zupełnie nie rozumiał dlaczego jego brat tak bardzo panikuje. I dlaczego mu tak zależy… to tylko dziewczyna, a że się znają to nie zmienia faktu, że równie dobrze mogliby znaleźć kogoś innego na miejsce Georga i go poznać. To, żeby Carmen go zastępowała był pomysł Billa, który zawsze o wszystkim myśli, a jak już coś wymyśli, to oczywiście Tom musi wszystko załatwiać, bo niby on ma z nią dobry kontakt. Przez to wszystko musiał jej dziękować i ją przepraszać, przecież to nie w jego stylu. Jednak nie miał wyjścia, w końcu teraz ona będzie jedną z nich, bynajmniej do powrotu Georga.

-super. Już myślałem, że będzie trzeba odwołać trasę.- Odetchnął Bill siadając na łóżku.

-no i będzie trzeba, jak w te dwa dni się nie nauczy grać.

-oj nauczy się. Co ty taki źle do niej nastawiony?

-Bill przecież my się „żremy” ze sobą od kąd się poznaliśmy! A teraz nagle każecie mi do niej chodzić i ją prosić! Na dodatek teraz będziemy razem grać! Ty wiesz jak ja się wczoraj czułem!? Myślisz, że to takie proste udawać miłego?- Powiedział z wielkim wyrzutem.

-daj spokój, Tom. Po prostu podchodź do niej jak do każdej innej laski. Przecież jest całkiem ładna, a nawet bardzo.- Stwierdził. I może ma racje? Może jakby traktował ją jak każda inną, byłoby mu łatwiej?

-jasne, jak każda inną. Jej się nie da tak traktować, Bill! Co z tego, że jest ładna. Uroda jeszcze o niczym nie świadczy.

-oh jakiś ty się zrobił dogłębny! Nie mów, że cię interesuje jej dusza! Bo o ile w ogóle cie coś w niej interesuje, to tylko i wyłącznie jej ciało! Tylko bardzo mi przykro, ale nie będziesz mógł z niego skorzystać. Ona teraz będzie grała w tym samym przedstawieniu. I nawet nie waż się z nią kłócić! A tym bardziej się do niej dobierać. - Fuknął nieco zirytowany Bill i wyszedł z pokoju nawet nie spoglądając w stronę brata, który nawet nie wiedział, że nie tylko on udaje, dokładnie tak jak nie wie tego Carmen. Oby dwoje są święcie przekonani, że intencje jednego w stronę drugiego są szczere i dobre. I oby dwoje się mylą…

-ja miałbym się do niej dobierać!? I jeszcze czego…?- Burknął pod nosem sam do siebie i opadł na łóżko. Pamiętał jak ją poznał, już za pierwszym razem się pokłócili o jakąś błahostkę, a z biegiem czasu ich zacięte dyskusje stały się normą. I już nawet nie myśleli a tym czy się ranią czy nie, po prostu mówili pod wpływem emocji to co im przyszło na myśl. Niby się nie znoszą i nie lubią swojego towarzystwa, ale mimo to zamiast trzymać się od siebie z daleka, za każdym razem gdy tylko nadarzy się okazja, jeden drugiemu chce jakoś „dopiec”. On sam nigdy nad tym się nie zastanawiał, bo właściwie dlaczego tak jest między nimi? Przecież mogliby się zachowywać jak normalni ludzie, może nie jak przyjaciele, ale przynajmiej znajomi… nawet dalecy znajomi…

Wczoraj jego zdaniem, ona bardzo dziwnie się zachowywała, nawet przez chwile sam się zapomniał i stał się milszy, czego później żałował. Z wielkim trudem poszedł do niej złożyć tą propozycję, mówił, że mu zależy, a tak na prawde wolałby aby odmówiła.

-oj Georg, wróć szybko, bo ja tu zwariuję…- westchnął ciężko i przymknął oczy. Już sobie wyobrażał jak będą wyglądały ich wspólne koncerty, nie potrafił myśleć o niej pozytywnie. Zawsze próbował wyszukiwać się w niej wad i przez to nie widział żadnych pozytywnych cech. I teraz też myśli, że jej się nie uda. Nie wierzy w jej siły… wszyscy uważają że jest utalentowana, ale nie on.

-Carmen… normalnie jak słodka idiotka.- Prychnął. Czuł pewną złość. Może bał się, że ona będzie stanowić dla niego jakieś zagrożenie? Że będzie w czymś lepsza od niego?

 

-bzdura! Przecież to ja jestem najlepszy.

 

#

 

-Alyson, co zakładasz?- Do mojego pokoju bezczelnie wlazła moja siostra, która nie raczyła nawet zapukać. W tym domu nie można mieć nawet odrobiny prywatności. Chyba, że zamknęłabym się w łazience, no ale za pewne długo bym w niej nie posiedziała, bo zaraz znowu by coś było…

-nie wiem. Potrzebuje coś porządnego a jednocześnie wyzywającego i eleganckiego, odważnego…- zaczęłam wymieniać wywalając z szafy wszystkie ubrania. Oczywiście porządne i eleganckie musiało być żeby pokazać się z jak najlepszej strony menagerowi, a wyzywające i odważne, żeby zrobić wrażenie na tym inteligencie. Nigdy nie myślałam, że będę starała się zwracać na siebie uwagę kogokolwiek, kogokolwiek tym bardziej takiego Kaulitza. I po co ja się zakładałam?! Okropnie się czuję z świadomością iż to ja mam się starać o jego względy! Grr… okropność!

-może jakąś sukienkę?- Zaproponowała, a ja myślałam, że zaraz wybuchnę śmiechem. Sukienkę?! A gdzie ja ide? Na bankiet? To tylko zwykłe, luźne spotkanie…moja siostra ma tylko dziewiętnaście lat, a czasami wydaje mi się że ma dwa razy tyle!

-bez przesady! Wystarczy rzucająca się w oczy bluzka z dekoltem i jakieś spodnie…

-a w ogóle dlaczego to ma być wyzywające?

-ee…no bo tak.- Przecież nie powiem jej o zakładzie. A tak w ogóle od kiedy to się wzbudza zaufanie u chłopaka poprzez dekolt? No akurat u tego osobnika to jest jedyne wyjście, póki co…

-to się lepiej pospiesz, masz tylko godzinę.- Oznajmiła, a następnie wyszła. I zostałam sama z górą ubrań. Nie mam pojęcia co mam na siebie włożyć. Jak można być jednocześnie porządnym i wyzywającym? Przecież ja nie lubię jak się na mnie gapią… Boże, jak ja muszę się poświęcać i to tylko po to żeby ten idiota zechciał się zmienić… ale za to potem jaką będę miała satysfakcję ze zwycięstwa i z jego miny, jak tak po prostu go zostawię… wiem, jestem podła… tak samo jak on…

 

###

 

Milczę, bo nie mam siły. Chcę tylko powiedzieć, że nie mam zamiaru uśmiercać Georga. Kolejna notka w kwietniu.

pozdrawiam :*

 

sobota, 8 marca 2008

2. 'Tak, zgadzam się.'

Postanowiłam założyć dziennik, w którym będę zapisywała niektóre ważniejsze informacje. No, żebym się nie pogubiła w tym wszystkim. Zaczęłam od wczoraj, czyli drugi października i mam czas do 1 stycznia włącznie, żeby było równo. Takimi małymi kroczkami mogę osiągnąć wiele, nie chce być zbyt szybka bo jeszcze go wystraszę i będę miała problem. Chętnie bym jeszcze sobie pospała, przecież jest dopiero dziesiąta, ale nie mogę. Muszę coś wymyślić, żeby ten inteligent się ze mną umówił. Bo przecież to ja jestem kobietą i nie poproszę go o spotkanie, to nie w moim stylu. Jeżeli sam się ze mną nie umówi, będę musiała mu się w delikatny sposób narzucić…

Weszłam do łazienki z zamiarem wzięcia ciepłej kąpieli. Odkręciłam wodę i rozebrałam się do bielizny. Podeszłam do lustra i w prawdzie to nie wiem czyje zobaczyłam w nim odbicie. Tak bardzo się zmieniłam, a nawet nie wiem czy na lepsze, czy przeciwnie. Wzięłam z półki malinowy płyn do kąpieli i wlałam trochę do wielkiej wanny, która powoli wypełniała się wodą. Nie ma to jak poranna kąpiel, ale w sumie to wolę wieczorem… wtedy jest taki inny nastrój. Moja wyobraźnia zawsze się budzi i potrafię marzyć…

Zakręciłam wodę i zdjąwszy z siebie resztę tego co na sobie miałam, zanurzyłam się w pachnącej malinami wodzie… Jak cudownie jest tak leżeć i zapominać o wszelkich kłopotach, takie beztroskie życie. Czasami sobie myślę jakby to było, gdybym ja była taką wielką gwiazdą, jakbym osiągnęła taką sławę jak te całe Tokio Hotel, w prawdzie to ja ich podziwiam za to co osiągnęli… A mi wystarczyłoby tylko, żebym mogła robić to co lubię i żeby ktoś to w końcu docenił. Ale to chyba moja wina, przecież ja się w ogóle nie staram nikomu pokazać…może kiedyś, za trzy miesiące… bo teraz mam inne sprawy na głowie…

Po domu rozległ się dzwonek do drzwi. Oczy, które przed momentem przymknęłam, aby się spróbować zrelaksować, machinalnie się otworzyły. I tylko nasłuchiwałam, czy moja siostra jest w domu, fajnie by było gdyby była i otworzyła te drzwi, ale gorzej jak jej nie ma.

-Carmen! To znaczy Alyson! Otwórz!- Usłyszałam znajomy krzyk. Oczywiście, tylko z jakiego to powodu ona otworzyć nie może?- No otwórz te drzwi! Ja nie mogę, jestem nieubrana!- Krzyknęła jeszcze raz gdy po domu ponownie rozległ się dźwięk dzwonka. Super, ona jest nieubrana, a co ja mam powiedzieć?! Ale dobra, ja mogę wyjść z tej wanny i tak już mi się odechciało cudownej kąpieli.

Wynurzyłam się niechętnie z ciepłej wody i opuściłam wannę. Owinęłam swoje ciało czerwonym, mięciutkim ręcznikiem, na którym było wyszyte moje imię. No po prostu wpadłam kiedyś na taki pomysł, żeby podpisać ręcznik…

Pospiesznie wyszłam z łazienki słysząc kolejny raz ten sam dźwięk dzwonka. Zbiegłam po schodach na boso, gdyż nie zdążyłam założyć kapci. Przecież ten ktoś nie może tak długo czekać. A w ogóle kto o tej porze nas odwiedza?! Jak to listonosz to zabiję! Albo jeżeli to do mojej siostry to ją zabiję! A jak to do mnie… to też zabiję! Czyli zostanę morderczynią. Stanęłam przed drzwiami i poprawiłam jeszcze ręcznik, czułam jak woda kapie z moich włosów i jak ocieka po moim ciele. Zimno mi się zrobiło, a co będzie jak otworzę te drzwi? Dostanę dreszczy! Brrr…

Złapałam za klamkę i otworzyłam powoli „wrota”. Zdębiałam. Nie wierzyłam własnym oczom, którym ukazała się postać Kaulitza. Ledwie się opanowałam, żeby nie otworzyć ust ze zdziwienie, bo co on tu robi?! Ale to właściwie dobrze że przyszedł, ale czemu akurat teraz, gdy ja ociekam wodą!? Stałam wpatrując się w niego, czułam się nieco niezręcznie… ale dlaczego ja? Przecież to on przyszedł do mojego domu i zastał mnie w samym ręczniku…

-cześć- wydukałam za nim ten zdążył otworzyć usta. A mogłam zaczekać, aż on zacznie!

-cześć, nie przeszkadzam? Mam do ciebie sprawe, ale mogę przyjść później…- on ma do mnie sprawę? No super. W takim razie nie przeszkadza!

-nie no co ty, wejdź.- Wpuściłam go do środka i zamknęłam drzwi.

-nie zajmę ci dużo czasu. - Zapewnił mnie. Muszę przyznać, że dzisiaj mnie zaskoczył, nie dość że do mnie przyszedł to jeszcze rozmawia ze mną tak spokojnie, tak delikatnie…ej chwila! Ja się chyba trochę zagalopowałam… nie mogę zapominać kim on jest i kim ja jestem.

-dobra, usiądź. Ja zaraz przyjdę tylko się jakoś ubiorę.- Wskazałam mu miejsce na kanapie w salonie. Jestem ciekawa co się dzieje z moim słownictwem, jakoś tak dziwnie się wyraziłam. No, ale nie ważne…

Skinął głową i zajął miejsce, a ja udałam się szybko do swojego pokoju. Po drodze mijając siostrę, która gdzieś pędziła. Założyłam na siebie pierwsze lepsze ciuchy i w szybkim tępie rozczesałam włosy. Nie mogłam pozwolić, żeby zbyt długo na mnie czekał. Niestety makijażu już zrobić nie mogłam, bo to za długo by trwało.

Zeszłam na dół, gdzie cały czas na mnie czekał.

-napijesz się czegoś?- Zaproponowałam kulturalnie. Przecież jest moim gościem…

-nie dzięki. Ja na prawde tylko na chwilę.- Odmówił równie grzecznie. On mnie dzisiaj szokuje. Usiadłam naprzeciwko niego. Byłam strasznie ciekawa co to za sprawa. Bo skoro on przychodzi do mnie… oh, jakie to niezwykłe!

-no więc o co chodzi?

-tak właściwie to przysłał mnie do ciebie mój menager.- Zaczął niepewnie. I znowu byłam zaskoczona, bo po co jego menager miałby go do mnie przysyłać?- Bo on, to znaczy my wszyscy mamy dla ciebie propozycję. Niestety, tak się stało, że Georg, nasz basista ciężko zachorował i nie może z nami grać przez jakiś czas, a być może ten czas będzie trwał bardzo długo. A my wiemy, że ty grasz na gitarze basowej…i chcieliśmy cię poprosić, żebyś nam pomogła… to znaczy, żebyś przez ten czas grała z nami…- zakończył i spojrzał na mnie z zapytaniem. Nie wiem czemu ale miałam ochotę się roześmiać. Ja i Tokio Hotel!? Hahaha… dobre sobie. On żartuje, prawda?

-ale dlaczego akurat ja?- Wydałam z siebie. Na prawde nie miałam pojęcia co mam zrobić.

-był casting, ale nikt się nie nadawał. Potrzebujemy zaufanej i znanej nam osoby. A na tobie można polegać…- No on mnie chce zabić tymi swoimi słowami? Ja wiem, że jestem super, ale bez przesady… skąd wie, że można na mnie polegać?

-jak się zdecydujesz, będziesz traktowana jak członek zespołu. Na prawde na ciebie liczymy, jesteś naszą ostatnią szansą. Przemyśl to. Mogłabyś w końcu pokazać całemu światu swój talent…- podniósł się z miejsca- daj mi znać jak podejmiesz decyzję. Mam nadzieję, że nastąpi to szybko.

-zaa..Zadzwonie- wyjąkałam odprowadzając go do drzwi.- Pa…

On, nie żartował.

Zamknęłam za nim drzwi. Czułam się tak dziwnie. Boże, co on mi zaproponował? Ze niby ja miałabym grać u nich w zespole… akurat ja… może to moja szansa? Przy okazji wygrałabym zakład! Tak… muszę się zgodzić. Przyjemne z pożytecznym!

- kto to był?- Ujrzałam nagle moją siostrę.

-y… Tom. Pytał, czy chciałabym grać u nich w zespole na basie.- Oznajmiłam wymijając ją jakby nigdy nic. Chociaż na nią nie patrzyłam widziałam w wyobraźni jej zszokowaną minę.

-zgodziłaś się?!

-jeszcze nie. Muszę się zastanowić.

-ale nad czym tu się zastanawiać to wielka szansa! Alyson! Musisz się zgodzić!

-no pewnie że się zgodzę!- Okrzyknęłam z szerokim uśmiechem. Miałam wrażenie, że moja siostra zaraz się na mnie rzuci, jednak tego nie zrobiła. Odetchnęłam cicho i skierowałam się do kuchni, aby zrobić sobie śniadanie.

-no dzwoń do niego!

-spokojnie Mel, dopiero co wyszedł.- Stwierdziłam, a po chwili zorientowałam się że nie mam jego numeru telefonu. No to super.- Upss… zapomniałam wziąć od niego numer telefonu.

-nie no, nie mogę z tobą… wobec tego pójdziesz do ich domu.

-yhym..- Mruknęłam dla świętego spokoju. Tak na prawde w życiu bym do nich nie poszła. Ja chce jeszcze żyć! Wolę nie ryzykować zgnieceniem przez te wszystkie napalone fanki. Znajdę jakiś inny sposób.

-dobra, ja wychodzę. I błagam, nie zmarnuj takiej szansy!- Powiedziała i wyszła z domu. Czasami wydaje mi się, że ona zachowuje się jakby była moją matką. No w sumie jest ode mnie starsza, jest samodzielna, odpowiedzialna, rozważna… eh… też chciałabym być taka jak ona… to jest prawdziwy skarb a nie dziewczyna, zastanawiam się tylko dlaczego jeszcze jest sama. Chłopacy powinni ustawiać się w kolejce a ona powinna tylko przebierać… Przydałby jej się ktoś, kto by się teraz zatroszczył o nią, bo jak na razie ona troszczy się o innych. Ale ileż można? Nie raz odnoszę wrażenie, że jestem dla niej kłopotem, ale wiem, że ona nigdy tak nie uważała i nie uważa. To jest chyba jedyne dobre co spotkało mnie w życiu- taka siostra. Normalnie z tego wszystkiego odechciało mi się jeść. Chyba pogram sobie trochę… i tak nie mam żadnych planów na dzisiejszy dzień. A poćwiczyć zawsze można, tym bardziej teraz kiedy mam grać w zespole. No cóż, zawsze mogłam trafić lepiej… albo wcale. Jaka ja jestem wybredna…

 

#

 

Cały dzień spędziłam w swoim pokoju grając. Jednak, gdy się ściemniło wolałam to zakończyć, za nim zleciałaby się połowa sąsiadów z pretensjami, że hałasuję. No nie każdy lubi słuchać muzyki dwadzieściacztery godziny na dobę. Chciałam skontaktować się z Sarą, aby z nią porozmawiać i powiedzieć jej o propozycji którą dostałam od samego Toma. Już sobie wyobrażam jej minę. Teraz może być już pewna, że przegrała!

Umówiłyśmy się o dziewiętnastej w parku. Kiedy wyszłam z domu i zmierzałam w kierunku miejsca spotkania, rozdzwonił się mój telefon. Aż podskoczyłam, rzadko do mnie ktoś dzwoni a jak już to jest to albo moja przyjaciółka albo siostra… Nawet nie spojrzałam na wyświetlacz telefonu, tylko od razu odebrałam.

-tak?

-cześć, Aly. Z tej strony Tom. Dzwonię bo chyba nie masz mojego numeru, a jakbyś podjęła decyzję to…

-już podjęłam.- Trochę niegrzecznie z mojej strony, że mu przerwałam, ale odczułam w jego głosie jakąś niepewność, a nawet nutkę strachu…

-na prawde? A więc, zgadzasz się?- Zapytał z nadzieją w głosie. Ach jak ja lubię jak komuś zależy… bo właściwie od mojej decyzji zależy ich przyszłość. Skoro twierdzą iż ja najlepiej zastąpiłabym im Georga, wobec tego proszę bardzo. Przy okazji i ja sama rozwinę swoje umiejętności i zdobędę nowe doświadczenia. Jestem nawet skłonna polubić tego inteligenta- Kaulitza. Ciekawe czemu go tak określam? On jest inteligentny? Być może…

-tak, zgadzam się.- Odpowiedziałam pewnie. Byłam ciekawa jego reakcji, chyba się niespodziewał bo zaniemówił.- Jesteś tam?

-yy… tak jestem. Bardzo się cieszę, że mimo wszystko się zgodziłaś. Na prawde będziemy tobie wdzięczni. Wobec tego mogłabyś jutro o szesnastej się z nami spotkać?

-jasne, tylko gdzie?

-w tej kawiarni koło parku.

-dobra, będę.

-to super. Dzięki. Będziemy czekać, pa..

-pa.- Rozłączyłam się i rozejrzałam dookoła. Tak się zastanawiam co oni mają wszyscy z tym parkiem? Jak nie w parku to niedaleko parku. Czy każde spotkanie musi się wiązać z parkiem? No ja też nie mam o czym myśleć. Boże, przecież ja się zgodziłam! W co ja się w ogóle pakuje?

Przyspieszyłam tępa, nie chciałam się spóźnić na spotkanie z Sarą. To nie w moim stylu, ja zawsze jestem punktualna…

 

###

 

Lady_November: Wiesz, jakbyś dała cofnij to być z powrotem miała ten komentarz xD Ciesze się, że Ci się podoba.... xD

Nessa ( ta pierwsza xD) : No ja mam nadzieję, że dokończę to opowiadanie... tym bardziej, że sie boje iż naślesz kogoś na mnie ^^ a ja chce jeszcze żyć! xD

Nessa ( ta duga xD) : Miło mi, że Ci się podoba ;)) Ja kiedyś też wolałam Billa xD

 

A więc druga notka za mną. Nie wiem, czy trochę nie za szybko rozwijam tą akcję (albo za wolno? xD) No, ale i tak już nie zmienię, bo mam napisane kolejne osiem notek do przodu, więc muszę kontnuować. Mam nadzieję, że sie podoba? ;D Bo ja sie nie wypowiadam.

Pozdrawiam i dziękuję za miłe (mam nadzieje) szczere słowa xD  

niedziela, 2 marca 2008

1. 'Masz trzy miesiące!'

Na wstępie powiem tylko tyle, że to opowiadanie jak każde inne mojego autorstwa powstało pod wpływem impulsu. Miałam duże wahania, czy to opublikować, gdyż boję się, że mogłabym tego nie skończyć. Jednak postanowiłam zaryzykować... Mam nadzieję, że uda mi się to opowiadanie doprowadzić do końca, notki nie będą pojawiały się zbyt często, zależy od mojej weny :) No to tyle, jeżeli chodzi o wstęp...

 

###

 

…Być sobą bez względu na wszystko i zawsze szczerą, to był mój przepis na życie, jednak jak inne moje plany i ten również się nie powiódł. Zawsze byłam poukładaną i normalną nastolatką, ale to się zmieniło z dniem kiedy na mojej krętej, pełnej przeszkód drodze pojawił się ten zadufany w sobie egoista. Ten, który myśli, że może wszystko, wydaje mu się, że jest kimś. Może i w świecie showbisnesu tak, lecz w prawdziwym życiu jest nikim. Nienawidzę go całego, nienawidzę jak do mnie mówi, nienawidzę jak się uśmiecha, jak na mnie patrzy, a jednocześnie to wszystko ubóstwiam. On, choć nieświadomie, przewrócił moje życie do góry nogami. To przez niego się tak bardzo zmieniłam, albo dzięki niemu. Teraz nie jestem delikatną siedemnastoletnią dziewczynką jak z przed roku, teraz jestem osiemnastoletnią, odważną kobietą. I to tylko dlatego, że taki Kaulitz, przy każdej okazji próbuje mnie wyprowadzić z równowagi. Udaje mu się to bardzo często, ale i ja mu nie szczędzę złośliwych tekstów. Czy jest moim wrogiem numer jeden? Nie. Po prostu go „nie trawię”, ale nie traktuje i nigdy nie traktowałam jak wroga. Na początku nawet sądziłam iż jest fajny, bo go nie znałam. Tyle, że teraz go znam i nadal tak sądzę, wydaje mi się że on udaje. Tak na prawde jest normalny, tylko ukrywa to dogłębnie a w szczególności przede mną. Jednak ja i tak wszystko wiem, a jeżeli nie wiem to się tego za wszelką cenę dowiem.

Właśnie dzisiaj założyłam się z przyjaciółką, że odkryję w tym osobniku kogoś kogo nikt w nim nie widzi, że sprawię iż on sam się zechce pokazywać z tej lepszej strony, ale przy tym będę musiała pokazać mu również prawdziwą siebie. Nie wiem dlaczego zgodziłam się na ten zakład, tak bardzo nie lubię jego towarzystwa, a teraz będę zmuszona prowokować go, aby częściej się ze mną widywał. W gruncie rzeczy może być fajna zabawa… on się bawi zawsze, to niech się teraz pobawi ze mną, w moją zabawę.

A o co się założyłyśmy? No właśnie i to był chyba błąd. Założyłyśmy się o moją tajemnicę, tajemnicę o której moja przyjaciółka dowiedziała się zupełnie przypadkiem. I jeżeli przegram, wszyscy się o tym dowiedzą… ale nie ma takiej możliwości, abym przegrała. Muszę wygrać.

-tylko pamiętaj, jak już wykonasz zadanie zrywasz z nim wszelkie kontakty. To jest właśnie szczyt tego zakładu, zostawić go na lodzie.- Powiedziała Sara zamykając za sobą drzwi. Tak, moja przyjaciółka jest bardzo konkretna. Ale chyba nawet ona mnie dobrze nie zna, przecież zostawić go na lodzie to sama przyjemność.

-aha! Masz trzy miesiące!- Drzwi otworzyły się i ujrzałam głowę blondynki.- Ani dnia dłużej. Od dzisiaj! Powodzenia.- i znowu zniknęła. Tylko dlaczego to ona ustala zasady? Trzy miesiące? A jeżeli on wyjedzie w trasę? Będę miała mniej czasu. Jak ja mam kogoś dogłębnie poznać w trzy miesiące!? W sumie to chyba tyle czasu mi wystarczy. Przecież ja potrafię wszystko. Mój plan? Poznać, sprawić by zaufał, przyzwyczaić i zostawić. Idealnie. To musi się udać. Mi się zawsze wszystko udaje!

Po skończonych rozmyślaniach, wstałam z łóżka, na którym siedziałam, wrzuciłam do swojej torby telefon i portfel, a następnie opuściłam swój pokój. Miałam zamiar już teraz rozpocząć swoje działanie. I zapewne długo szukać Kaulitza, nie będę musiała bo jak zwykle zupełnie przypadkiem się spotkamy. Jakiż to zbieg okoliczności, że on przebywa w tych miejscach co ja… Zbiegłam po schodach i wyszłam z domu zamykając za sobą drzwi na klucz. Nie mieszkałam z rodzicami, ale ze swoją siostrą. Przygarnęła mnie do siebie dwa lata temu, moja mama odeszła od ojca, któremu odebrano prawa rodzicielskie. Powinnam być z matką, ale byłam dla niej kłopotem, ona ma już inną rodzinę, a że jej było obojętne gdzie będę mieszkała to skorzystałam z pomocy, którą zaoferowała mi siostra. Ona jest jedyną osobą, która się mną interesuje. Jest starsza ode mnie zaledwie o rok, usamodzielniła się już jak skończyła siedemnaście lat. Mimo wszystko jest cudowną osobą i ciesze się, że mi pomogła, bez niej chyba bym zginęła w tym świecie. Dzięki niej mogę rozwijać swoje umiejętności muzyczne. Gram i śpiewam, a nawet tańczę. Kiedyś może zrobię karierę? Przecież wszystko jest możliwe, a z moim zapałem i wiarą, oraz olbrzymią energią tym bardziej. Żeby tylko ktoś się mną zainteresował…

Podążałam wolnym krokiem przez park, szłam do miejsca gdzie zawsze ćwiczę taniec współczesny. Jednak dziś nie miałam w planach tylko tam tańczyć, miałam nadzieję, że spotkam tam Kaulitza. Czasami tam bywa, żeby popatrzeć, tylko nie jestem pewna na co. A może na kogo? Domyślam się, że na pewną różową, słodką blondyneczkę, która próbuje swoich sił w tańcu, jednak ja z dumą mogę przyznać iż jestem od niej zdecydowanie lepsza. Zwykle się nie przechwalam, ale strasznie drażnią mnie takie panienki. A ta w szczególności, teraz jest dla mnie w pewnym sensie zagrożeniem, bo jeżeli ON patrzy na nią, to jak ja mam wygrać zakład? Chyba nie będzie tak łatwo jak mi się wydawało.

Szybko doszłam na miejsce, ten budynek nie znajdował się zbyt daleko od mojego domu, a więc miałam blisko. Weszłam do środka, po korytarzu już łazili „młodzi, utalentowani”, tak…

Ten budynek nie był zbyt ładny, jednak to jedyne miejsce, gdzie można bezkarnie robić co się chce. A my zrobiliśmy sobie z niego taką jakby „szkołę tańca”.

-Hej, Carmen!- Usłyszałam za sobą znajomy głos. Obróciłam się niechętnie i oczywiście zobaczyłam, tego, który w chwili obecnej najmniej mnie interesował.

-chyba mówiłam, że jestem Alyson!- Syknęłam. W prawdzie mam na imię Carmen, ale zdecydowanie wolę moje drugie imię. To pierwsze kojarzy mi się z jakimś kremem, nie wiem dlaczego. Może po prostu, taki kaprys?

-oj no sorry, nie mogę się przyzwyczaić. Ale chciałem zapytać…

-nie.- Przerwałam mu stanowczo. Ten chłopak chyba za dużo sobie wyobraża. No cóż… zdarzyło się że spędziliśmy razem noc, ale ja mu nic nie obiecywałam. To był w sumie przypadek…- przepraszam, ale nie jestem zainteresowana. Między nami nigdy nic nie było, tamta noc nic nie znaczyła.- Wyjaśniłam szybko, jego twarz nie wyrażała zadowolenia, a wręcz przeciwnie wyglądał na bardzo wkurzonego.

-jasne. Ale sadzę, że jeszcze się spotkamy, Carmen.- Rzekł odchodząc i specjalnie podkreślając moje imię. Prychnęłam ironicznie i udałam się w swoją stronę. Na prawde takie typy są żenujące. Chyba w marzeniach się spotkamy! Ten chłopak to strata czasu, jedna wielka pomyłka.

Weszłam na salę, jak zwykle już kilka osób ćwiczyło swoje układy, aby za jakiś czas startować w konkursach. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i zatrzymałam wzrok przy ławkach, na których siedzieli tak zwani obserwatorzy, bądź też bardziej oficjalnie, publiczność.

Moją uwagę przykuł tylko jeden osobnik, właśnie ten którego teraz potrzebowałam. Nie tak dosłownie… jakoś odechciało mi się tańczyć, chciałam się w zupełności oddać mojemu planowi.

Podeszłam do ławki, na której siedział i jakby nigdy nic usiadłam obok, starałam się jak najbliżej ale jednak zachowałam dość na bezpieczną odległość. Oczywiście jego wzrok od razu mnie zlustrował. Czekałam tylko aż powie jakiś głupi tekst, ale się nie doczekałam. Coś nowego… ale to nie tak miało być… on psuje mój plan!

-a ty co zmęczyłaś się już?- Po chwili właśnie te słowa padły z jego ust. Wiedziałam! Kaulitz znam cię lepiej niż własną siostrę. Ha! Chętnie bym mu coś odburknęła, ale nie mogę… muszę być wyjątkowo miła… albo może nie? Jeżeli się skapnie, że coś jest nie tak? Powinnam być naturalna, tak. Rozmawiać z nim jak z każdym innym.

-jakbyś nie zauważył, jeszcze nawet nie zaczęłam.

-no właśnie. Nie zaczęłaś i już się zmęczyłaś.- Tylko spokojnie, przecież to jest normalne, próbuje mnie wyprowadzić z równowagi, ale ja się nie dam. Nie tak łatwo.

-tak, padam z nóg.- Przyznałam mu, ale nie potrafiłam ukryć ironii, a nawet nie miałam takiego zamiaru. Przecież postawiłam na naturalność.

-na prawde muszą cię te nogi boleć, skoro usiadłaś akurat obok mnie.- Stwierdził uśmiechając się głupio przy tym. On powinien czuć się zaszczycony, że koło niego usiadłam i że w ogóle z nim rozmawiam! A to stworzenie nie ma za grosz szacunku! Ale dobra, teraz trzeba go jakoś udobruchać… Boże, do czego ja się posuwam?

-miałabym sobie odmówić siedzenia obok takiego gwiazdora jak ty? Przecież to taki zaszczyt.- Zamrugałam teatralnie rzęsami. No i szlag trafił moją naturalność! Dlaczego on jest taki trudny?

-oh, no rzeczywiście. Uważaj bo ci uwierzę, że usiadłaś koło mnie bezinteresownie.- Prychnął, a jego słowa mimowolnie wzbudziły we mnie złość. Normalnie miałam ochotę go trzasnąć. On mnie podejrzewa o podstęp? Albo, że niby ja miałabym sprawę do takiego idioty!? Ja tu próbuję być miła, a on jak zwykle mnie prowokuje!

-Kaulitz do diabła czy ja mam iść z tobą do łóżka, jak każda inna pusta lalka, żeby móc z tobą normalnie rozmawiać!?- Podniosłam głos ukazując swoją wściekłość. Niby bez powodu, a jednak jestem zła. Udało mu się, dopiął swego. Sprowokował mnie! Co ja w ogóle powiedziałam?!

-nie to nie tak miało być…przepraszam, nie chciałam tego powiedzieć… to znaczy chciałam, ale nie w ten sposób…yy… nie…nie chciałam…- Dukałam nie wiedząc jak mam dobrać słowa. Chyba sama nie byłam świadoma tego co mówię. Ja go przepraszam!? Ja?! To jakiś żart?! Nie… i bardzo dobrze, że go przepraszam! Głupia Alyson! Głupia Carmen! Jak ja mogłam?! Grrr…

Czułam na sobie jego jakby zaskoczony a jednocześnie nieco speszony wzrok. Czyli, dobrze robie, ze go przepraszam… teraz na pewno ze mną porozmawia…

-przepraszam, nie chciałam na prawde.- Wstałam z miejsca i już chciałam odejść, jednak on mnie zatrzymał łapiąc za moją rękę. Jest! Wiedziałam! Jestem niepokonana! Hura!

-Aly, czy z tobą na pewno wszystko okay?- Zapytał, a ja aż drgnęłam. Oczywiście, że ze mną jest NIE okay, ale ze mną zawsze tak było. A po za tym jaka Aly? Jestem Alyson, a nie Aly! Niektórzy to mają pomysły, no ale w tej wyjątkowej sytuacji mogę mu wybaczyć.

-nie jest ze mną okay, Tom.- Opadłam z powrotem na ławkę. Przez chwile zapomniałam w ogóle z kim rozmawiam. Gdy tak trzymał mnie za tą rękę, tak bardzo dziwnie się czułam. Miałam ochote mu wszystko powiedzieć i mało tego, nie tylko o zakładzie, ale najnormalniej w świecie chciałam się wyżalić! Jednak w porę się opanowałam. Chyba jeszcze nie postradałam wszystkich zmysłów. To ja miałam rozgryźć jego, a nie on mnie!

-właśnie widzę. Nigdy tak ze mną nie rozmawiałaś.- Zauważył. Normalnie inteligent! Chyba dostrzegł moje jakże wielkie starania… uff… czy teraz będzie łatwiej?

-wiem…- westchnęłam ciężko. Pierwszy raz w życiu nie miałam pojęcia co mam mówić. Normalnie to bym teraz toczyła z nim walkę, ale teraz nie mogę przecież!

-ale musze już iść. - Wstałam szybko, musiałam to teraz zakończyć, nie mógł zauważyć mojego zakłopotania.

-przecież nawet nie tańczyłaś!

-nie mam ochoty. Do zobaczenia, Tom!- Rzuciłam na pożegnanie i bez namysłu opuściłam salę a następnie budynek. Nie spodziewałam się, że to będzie aż takie trudne. W ogóle nie wiem co się ze mną dzieje…może ja po prostu nie umiem z nim rozmawiać?

 

###

 

No i to na tyle... Mam nadzieję, że nie jest źle...nie chcę tego oceniać, bo tu nie liczy się moje zdanie... ^^

A jeżeli chodzi o szablon... mam nadzieję, że ten róż nie odstrasza? ;D

pozdrawiam :*