czwartek, 20 marca 2008

3. 'Słodka idiotka.'

Blondynka stała i patrzyła na mnie jak na boga. Była zaskoczona, nie spodziewała się czegoś takiego. Ja za to mogłam stać z dumą, bo w końcu mam przewagę. I z góry mogę założyć, że wygram. Nie widzę innej opcji, a nie dość, że wygram to jeszcze stanę się znaną osobą. Jednak życie potrafi być piękne.

-ale to jeszcze nie znaczy, że wygrałaś! Zobaczymy w styczniu.- Odezwała się po chwili.

-teraz jak tak często z nimi będę to nie ma szans żebym przegrała.- Stwierdziłam z cwanym uśmiechem. Jeszcze nigdy nie byłam tak bardzo siebie pewna jak teraz.

-to się zobaczy. Ja spadam, zadzwoń kiedyś…pa.- Pożegnała się szybko i odeszła. Zostałam sama w pustym, ciemnym parku. Jestem nieustraszona? Przecież ja się nie boję ciemności! O czym ja w ogóle myślę?! Czas wrócić do domu. Jutro wielki dzień. Nie no, normalnie się cieszę, już nawet mi nie przeszkadza ten Kaulitz.

Już miałam zamiar ruszyć do domu, kiedy znowu zadzwonił mi telefon. Jak tak to nie dzwoni nikt, ale jak już ktoś zacznie to wszyscy!

-halo?

-czy ty masz zamiar wrócić dzisiaj do domu?!- Usłyszałam pretensjonalny głos siostry. Czyżby się martwiła? To już tak późno?

-tak, właśnie wracam. A co?

-a wiesz która jest godzina? Gdzie ty łazisz?!

-a wiesz ile ja mam lat?- I nastała cisza. Tak, moja siostra czasami się zapomina. Dla niej już chyba na zawsze pozostanę szesnastoletnią Carmen.- Już wracam.- Powiedziałam na koniec i się rozłączyłam. Spojrzałam jeszcze na ekran telefonu, aby sprawdzić która godzina. Już po dwudziestejdrugiej… jak ten czas szybko zleciał. Teraz dom, łazienka i łóżko… idealny plan!

Z uśmiechem na twarzy, który malował się zupełnie bez powodu, bynajmniej mi się wydawało, że nie mam powodu, żeby się teraz uśmiechać, udałam się w stronę mojego domu. Jednak to dobrze, że wszyscy wybierają miejsce na spotkanie w parku, albo w jego obrębie, mam bliżej do domu. Cudownie…

 

#

 

Piękny jesienny poranek. Nic dziwnego, że nie mogę spać. Czuje się jak małe dziecko, które nie może się doczekać swojego pierwszego występu w przedstawieniu. Z jednej strony się cieszy, a z drugiej się boi. Dziwne uczucie…

-Carmen! Alyson!- Po domu rozległ się głos mojej siostry. Czego ona znowu chce? Z samego rana? Zwlokłam się niechętnie z ciepłego łóżka i wyszłam z pokoju. Daleko iść nie musiałam moja siostra się pofatygowała i wlazła po schodach. Szczerzyła się od ucha do ucha, a w rękach trzymała niewielki bukiet kwiatów. Co było najbardziej zaskakujące, te kwiaty to konwalie, moje ulubione, ale skąd wzięła konwalie w październiku?

-co jest?

-dostałaś kwiaty.- Oznajmiła i wcisnęła mi to co przed momentem trzymała w rękach.

-ja?!- Mało co nie podskoczyłam z wrażenia. Czy ja o czymś zapomniałam? Mam urodziny? Albo imieniny? Co jest grane?- Od kogo?

-nie wiem, nie czytam cudzych listów! Karteczek też nie.- Stwierdziła i zaczęła uważnie mi się przyglądać. Ja już wiedziałam na co ona czeka. Ale i tak nic jej nie powiem. Ha! Uśmiechnęłam się niewinnie i wraz z bukietem zniknęłam za drzwiami pokoju, zamykając je za sobą. Dostałam kwiaty. W dodatku moje ulubione. I do tego takie które rosną w maju o ile się nie mylę. Od kogo? Dlaczego? W jakim celu?! Zaczęłam pospiesznie szukać karteczki. Znalazłam.

-„Dziękuję, że mimo naszych nienajlepszych stosunków, zgodziłaś się. Na prawde uratowałaś nasz zespół. Jestem Ci wdzięczny, z resztą nie tylko ja. Mam nadzieję, że przynajmiej przez czas, w którym będziesz z nami „zakopiemy ten topór wojenny”, który powstał zupełnie niepotrzebnie. Przepraszam, że Ci dogryzałem. Podobno lubisz konwalie… dziękuję.

Tom.”- Przeczytałam w myślach treść białej karteczki i z wrażenia usiadłam, bo długo bym pewnie nie postała. On mi dziękuje i przeprasza? I to jeszcze w taki sposób? Skąd on wziął te kwiaty? Nie wierzę. Ja chyba śnię…

-zaskakujesz mnie Kaulitz.- Powiedziałam sama do siebie i mimowolnie się uśmiechnęłam. Choćby nie wiem od kogo dostałabym te kwiaty i tak czułabym pewną radość, mimo wszystko jest to miłe. Ten chłopak chyba na prawde zna się na kobietach. No, ale to nie zmienia faktu iż nadal czuję do niego jakąś niechęć. Mam trzy miesiące, żeby to zmienić. I trzy miesiące, żeby zmienić jego. A potem? Potem pokazać mu kto tak na prawde jest górą. I wtedy nawet kwiatki nie pomogą.

Wstałam i biorąc z pułki niewielki wazon udałam się do łazienki, aby napełnić go zimną wodą. Gdy już to zrobiłam, wsadziłam do niego piękne kwiaty i postawiłam je na stoliku obok łóżka i tak jakoś się ładniej zrobiło? Tak cieplej… a to tylko zwykłe kwiatki…

 

#

 

-Tom!- Czarnowłosy wpadł do pokoju brata, który siedział i dumał nad czymś. Przeniósł na niego swój wzrok.- i co? Co z tą basistką? To znaczy co z Carmen? Zgodziła się?

-yhym.- Mruknął ledwie dosłyszalnie. Zupełnie nie rozumiał dlaczego jego brat tak bardzo panikuje. I dlaczego mu tak zależy… to tylko dziewczyna, a że się znają to nie zmienia faktu, że równie dobrze mogliby znaleźć kogoś innego na miejsce Georga i go poznać. To, żeby Carmen go zastępowała był pomysł Billa, który zawsze o wszystkim myśli, a jak już coś wymyśli, to oczywiście Tom musi wszystko załatwiać, bo niby on ma z nią dobry kontakt. Przez to wszystko musiał jej dziękować i ją przepraszać, przecież to nie w jego stylu. Jednak nie miał wyjścia, w końcu teraz ona będzie jedną z nich, bynajmniej do powrotu Georga.

-super. Już myślałem, że będzie trzeba odwołać trasę.- Odetchnął Bill siadając na łóżku.

-no i będzie trzeba, jak w te dwa dni się nie nauczy grać.

-oj nauczy się. Co ty taki źle do niej nastawiony?

-Bill przecież my się „żremy” ze sobą od kąd się poznaliśmy! A teraz nagle każecie mi do niej chodzić i ją prosić! Na dodatek teraz będziemy razem grać! Ty wiesz jak ja się wczoraj czułem!? Myślisz, że to takie proste udawać miłego?- Powiedział z wielkim wyrzutem.

-daj spokój, Tom. Po prostu podchodź do niej jak do każdej innej laski. Przecież jest całkiem ładna, a nawet bardzo.- Stwierdził. I może ma racje? Może jakby traktował ją jak każda inną, byłoby mu łatwiej?

-jasne, jak każda inną. Jej się nie da tak traktować, Bill! Co z tego, że jest ładna. Uroda jeszcze o niczym nie świadczy.

-oh jakiś ty się zrobił dogłębny! Nie mów, że cię interesuje jej dusza! Bo o ile w ogóle cie coś w niej interesuje, to tylko i wyłącznie jej ciało! Tylko bardzo mi przykro, ale nie będziesz mógł z niego skorzystać. Ona teraz będzie grała w tym samym przedstawieniu. I nawet nie waż się z nią kłócić! A tym bardziej się do niej dobierać. - Fuknął nieco zirytowany Bill i wyszedł z pokoju nawet nie spoglądając w stronę brata, który nawet nie wiedział, że nie tylko on udaje, dokładnie tak jak nie wie tego Carmen. Oby dwoje są święcie przekonani, że intencje jednego w stronę drugiego są szczere i dobre. I oby dwoje się mylą…

-ja miałbym się do niej dobierać!? I jeszcze czego…?- Burknął pod nosem sam do siebie i opadł na łóżko. Pamiętał jak ją poznał, już za pierwszym razem się pokłócili o jakąś błahostkę, a z biegiem czasu ich zacięte dyskusje stały się normą. I już nawet nie myśleli a tym czy się ranią czy nie, po prostu mówili pod wpływem emocji to co im przyszło na myśl. Niby się nie znoszą i nie lubią swojego towarzystwa, ale mimo to zamiast trzymać się od siebie z daleka, za każdym razem gdy tylko nadarzy się okazja, jeden drugiemu chce jakoś „dopiec”. On sam nigdy nad tym się nie zastanawiał, bo właściwie dlaczego tak jest między nimi? Przecież mogliby się zachowywać jak normalni ludzie, może nie jak przyjaciele, ale przynajmiej znajomi… nawet dalecy znajomi…

Wczoraj jego zdaniem, ona bardzo dziwnie się zachowywała, nawet przez chwile sam się zapomniał i stał się milszy, czego później żałował. Z wielkim trudem poszedł do niej złożyć tą propozycję, mówił, że mu zależy, a tak na prawde wolałby aby odmówiła.

-oj Georg, wróć szybko, bo ja tu zwariuję…- westchnął ciężko i przymknął oczy. Już sobie wyobrażał jak będą wyglądały ich wspólne koncerty, nie potrafił myśleć o niej pozytywnie. Zawsze próbował wyszukiwać się w niej wad i przez to nie widział żadnych pozytywnych cech. I teraz też myśli, że jej się nie uda. Nie wierzy w jej siły… wszyscy uważają że jest utalentowana, ale nie on.

-Carmen… normalnie jak słodka idiotka.- Prychnął. Czuł pewną złość. Może bał się, że ona będzie stanowić dla niego jakieś zagrożenie? Że będzie w czymś lepsza od niego?

 

-bzdura! Przecież to ja jestem najlepszy.

 

#

 

-Alyson, co zakładasz?- Do mojego pokoju bezczelnie wlazła moja siostra, która nie raczyła nawet zapukać. W tym domu nie można mieć nawet odrobiny prywatności. Chyba, że zamknęłabym się w łazience, no ale za pewne długo bym w niej nie posiedziała, bo zaraz znowu by coś było…

-nie wiem. Potrzebuje coś porządnego a jednocześnie wyzywającego i eleganckiego, odważnego…- zaczęłam wymieniać wywalając z szafy wszystkie ubrania. Oczywiście porządne i eleganckie musiało być żeby pokazać się z jak najlepszej strony menagerowi, a wyzywające i odważne, żeby zrobić wrażenie na tym inteligencie. Nigdy nie myślałam, że będę starała się zwracać na siebie uwagę kogokolwiek, kogokolwiek tym bardziej takiego Kaulitza. I po co ja się zakładałam?! Okropnie się czuję z świadomością iż to ja mam się starać o jego względy! Grr… okropność!

-może jakąś sukienkę?- Zaproponowała, a ja myślałam, że zaraz wybuchnę śmiechem. Sukienkę?! A gdzie ja ide? Na bankiet? To tylko zwykłe, luźne spotkanie…moja siostra ma tylko dziewiętnaście lat, a czasami wydaje mi się że ma dwa razy tyle!

-bez przesady! Wystarczy rzucająca się w oczy bluzka z dekoltem i jakieś spodnie…

-a w ogóle dlaczego to ma być wyzywające?

-ee…no bo tak.- Przecież nie powiem jej o zakładzie. A tak w ogóle od kiedy to się wzbudza zaufanie u chłopaka poprzez dekolt? No akurat u tego osobnika to jest jedyne wyjście, póki co…

-to się lepiej pospiesz, masz tylko godzinę.- Oznajmiła, a następnie wyszła. I zostałam sama z górą ubrań. Nie mam pojęcia co mam na siebie włożyć. Jak można być jednocześnie porządnym i wyzywającym? Przecież ja nie lubię jak się na mnie gapią… Boże, jak ja muszę się poświęcać i to tylko po to żeby ten idiota zechciał się zmienić… ale za to potem jaką będę miała satysfakcję ze zwycięstwa i z jego miny, jak tak po prostu go zostawię… wiem, jestem podła… tak samo jak on…

 

###

 

Milczę, bo nie mam siły. Chcę tylko powiedzieć, że nie mam zamiaru uśmiercać Georga. Kolejna notka w kwietniu.

pozdrawiam :*

 

8 komentarzy:

  1. ~Lady_November21 marca 2008 00:19

    No ja ma nadzieję, że Ty nie uśmiercisz basisty ;D Bas jest spoko.Odcinek spoko... Właśnie, że Tom nie jest najlepszy! EH ;/ nie wiem co napisać... Carmen (dobrze napisałam imię głównej bohaterki?)musi się udać ^^Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale z tego co zrozumiałam, konwalie wyszły z inicjatywy Toma, tak? Ee, czyli nie jst tak źle :)Krótkie i bezsensowne komentarze to moja specjalność.:):)

    OdpowiedzUsuń
  3. ~wampirzyca :)21 marca 2008 18:52

    ślicznie :)) no ja mam nadzieje, że go nie uśmiercisz xDcoś ostatnio mnie nie informujesz :)pozdroo:**

    OdpowiedzUsuń
  4. W ... Kwietniu?! Ona sobie chyba żartuje, huh. Mhm, zarówno Carmen jak i Tom mają zajefajne podejście do tej sprawy. ^^ Oboje siebie okłamują, podrzucają sobie kwiaty, cholernie szczere podziękowania w postaci liściku dołączonego do bukietu i zakładają bluzki z dużym dekoldem. Jak dla mnie - bomba, zobaczymy co się wydarzy jak Georg wyzdrowieje. ^^[gazetto.blog.onet.pl]

    OdpowiedzUsuń
  5. no to ja czekam i cdzekam do kwietnia ;]

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej.Super opko xDPRzeczytałam od pierwszego odcinka ;DDobrzy z nich aktorzy ;DObydwoje sa dla siebie mili bo maja jakis w tym interes ;DCIekawe jak jej pojdzie na probie ^^czekam na nexta xDwww.our-another-world.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  7. Na www.gazetto.blog.onet.pl pojawił się 4 odcinek. Zapraszam, Neko!

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej;* nowa notka na www.our-another-world.blog.onet.pl Zapraszam xD

    OdpowiedzUsuń