poniedziałek, 30 kwietnia 2012

184. 'Ostatnie życzenie.'

Wokalistawpadł do domu niczym tornado od razu kierując się na piętro do sypialni, gdzie też przebywała Melanie. Był wtotalnym szoku i właściwie nie miał pojęcia, jak powinien teraz postąpić. Bałsię każdej swojej decyzji jednak musiał myśleć choć trochę racjonalnie. Przedewszystkim liczyło się zdrowie Malenie i ich dziecka, nie mógł pozwolić, abycokolwiek stało się któremuś z nich.

-Bill,gdzie byłeś?- Już od progu powitała go blondynka z dzieckiem na rękach. Tenwidok jeszcze bardziej go zestresował.

-Niepowinnaś jej dźwigać.- Mruknął i od razu przejął małą Sarę w swoje ręce.

-Przecieżnie jest taka ciężka…

-Jestwystarczająco.- Odparł zanosząc dziewczynkę do kojca, aby zaraz wrócić ichwycić Melanie za rękę.

-Stałosię coś?- Zaniepokoiła się widząc jego dosyć dziwne zachowanie. Wyraźnie byłpoddenerwowany i zmieszany.

-Nie,wszystko w porządku.- Skłamał, co było dla niego jedną z najtrudniejszychrzeczy w życiu.- Po prostu pomyślałem, że powinniśmy wyjechać… i to jeszczedziś.

-Jakto?- Melanie nic nie rozumiała, przecież niedawno postanowili zostać ze względuna jej ciążę.

-Domoich dziadków… ucieszyliby się. A ty byś tam wypoczęła… szybciej doszła dosiebie.- Przedstawił pospiesznie swój plan zupełnie, jakby chciał od razuzabrać rzeczy i wsiąść w samochód. I właściwie tak też było. Nie mógł dopuścić,aby dziewczyna dowiedziała się o porwaniu swojej siostry.

-Nowłaściwie, to nie taki zły pomysł. I tak nie mamy tu nic ciekawego do roboty…-Stwierdziła nie mając nic przeciwko.

-Toświetnie! Więc pakujmy się, dziadkowie już czekają!- Oznajmił z entuzjazmem inie zwlekając ani chwili podszedł do szafy, żeby wyciągnąć z niej dużą,podróżną torbę.

-AleBill… tak od razu?

-Oczywiście,nie ma na co czekać.- Rzekł bez wahania po czym zaczął wyciągać z szafy swojerzeczy.-Usiądź czy coś, ja wszystko zrobię.

-Kochanie…czemu jesteś taki dziwny?- Położyła mu rękę na ramieniu mając nieodpartewrażenie, że coś jest nie tak.

-Jadziwny? No wiesz co Skarbie? Kto, jak kto, ale żebyś ty mi to mówiła?- Zaśmiałsię nieco dla rozluźnienia atmosfery.

-Ojpo prostu jesteś taki… strasznie energiczny dzisiaj.

-Poprostu chcę już być na wsi. Mi też przyda się taka odskocznia…

-Dobrze,rozumiem. W takim razie ja spakuje maluchy.- Uśmiechnęła się do niego i już niedrążąc tematu udała się w kierunku pokoju dzieci. Bill odetchnął głęboko, gdytylko pozostał sam z nic niewiele rozumiejącą jeszcze Sarą, która i tak byłazajęta swoją lalką. Czuł się okropnie i miał pewność, że z dnia na dzień będziejuż tylko gorzej.

 

#

 

-Michał,ja nie daję rady.- Tom wszedł do salonu, gdzie przebywał menadżer.- Nie mogęsię na niczym skupić, nie radzę sobie z bliźniakami, boję się, że coś im przezprzypadek zrobię.- Wyrzucił z siebie roztrzęsiony.

-SpokojnieTom, przecież ci pomogę. Jeśli chcesz sam się będę nimi zajmował…

-Dzwoniliz policji?- Chłopak zmienił temat z nadzieją, że dowie się w końcu czegośnowego na temat zaginięcia Carmen. Ostatnio myślał tylko o tym bez przerwy.

-Nie…jeszcze nic nie mają. Ale robią wszystko, co możliwe. Detektyw też jest nadobrej drodze… wszyscy pracują, aby ją odnaleźć Tom.- Mężczyzna za wszelką cenęstarał się przekonywać Gitarzystę, że wszystko się dobrze skończy, aby tylkoudało im się to jakoś przetrwał. Osobiście nie przyjmował do siebie wiadomości,że jego córce mogłoby w ogóle stać się coś złego, że mógłby jej już nigdywięcej nie zobaczyć… Całkiem niedawno ją odzyskał, wiele poświęcił, aby toosiągnąć i nie żałował tego nawet przez chwilę. Nie mógł teraz tak po prostujej stracić, Tom także. Bez dwóch zdań to jest najważniejsza kobieta w ichżyciu.

-Billzabrał Melanie na wieś, żeby o niczym się nie dowiedziała…

-Takchyba będzie lepiej. Carmen się znajdzie i Mel nawet nie przeżyje tegowszystkiego…

-Ajeśli się nie znajdzie? Albo jeśli już nie żyje?- Spojrzał na niego z wyraźnymprzerażeniem w oczach.

-Niewolno ci nawet tak myśleć, Tom.- Rzekł dobitnie.- Carmen żyje i niedługo wrócido nas.- Dodał na co ten tylko skinął niemrawo głową po czym też skierował siędo wyjścia.- Dokąd idziesz?

-Muszęsię przejść.- Mruknął zamykając za sobą drzwi. Właściwie nie wiedział, co chcezrobić. Musiał po prostu wyjść, nie mógł znieść ciągłego, bezczynnego siedzeniai myślenia o tym wszystkim. Czuł się rozdarty w środku, jak nigdy. Najgorszajest bezradność. Niemożliwość zrobienia czegokolwiek. Jedyne, co teraz przyszłomu do głowy i z pewnością nie było żadnym, a już na pewno nie rozsądnymrozwiązaniem, to oderwanie się na chwilę od brutalnej rzeczywistości.

 

#

 

Pierwsze,co poczułam po odzyskaniu jako takiej przytomności, to okropny ból głowy. Ztrudem uchyliłam powieki chcąc zobaczyć, gdzie w ogóle się znajduje, jednakbyło ciemno więc niewiele w ogóle widziałam. Chciałam się podnieść, lecz mojeręce i nogi krępował sznur. Kręciło mi się w głowie, a w ustach czułam potwornąsuchość. Nie mogłam wydobyć z siebie głosu, choć wcale nie miałamzakneblowanych ust. Po prostu nie miałam siły, czułam się totalnie wyczerpana.Właściwie nie wiem co się ze mną działo, gdy byłam nieprzytomna. Dziwię się, żejeszcze w ogóle żyję…

Drgnęłamsłysząc nagle czyjeś kroki, a po chwili zjawiła się przy mnie ciemnowłosadziewczyna. Chyba ta sama, która mnie porwała… w sumie, niewiele pamiętam ztamtego wydarzenia. Starałam jej się dobrze przyjrzeć cały czas mając wrażenie,że już gdzieś widziałam te twarz.

-Nojuż myślałam, że odebrałaś mi te przyjemność i sama się załatwiłaś.- Mruknęłaprzypatrując mi się z uwagą.- A szkoda by było, bo przygotowałam wieleatrakcji.- Dodała z kpiną w głosie.

-Czegochcesz?- Szepnęłam, to jedyne na co było mnie stać.

-Przecieżdobrze wiesz, chcę żebyś zniknęła na zawsze.- Odparła jak gdyby nigdy nic izniżyła się do mojego poziomu przykucając.- Ile to minęło czasu, co Carmen? Będąz dwa lata, jak nie więcej? Zdążyłaś sobie ułożyć życie… bardzo pięknie.Niestety nie udało mi się zapobiec waszemu małżeństwu, ale przecież, gdyumrzesz… to tak jakbyście się rozwiedli nieprawdaż?

-Chodzici o Toma?- Roześmiałam się wbrew temu, że sytuacja w najmniejszym stopniukomicznej nie przypominała. Jednak ta dziewczyna wydawała mi się być naprawdężałosna. Nie wiem, co ona chce osiągnąć moją śmiercią? Że niby dzięki temuułatwi sobie dostęp do mojego męża? Wolne żarty.

-Takcię to bawi?- Wyraźnie się zdenerwowała moją reakcją.- Ale owszem, od samegopoczątku chodzi mi o niego. Ostrzegałam cię.- Syknęła rozzłoszczona. A jadopiero teraz zaczęłam porządnie to wszystko analizować i przypominać sobiepewne szczegóły. Jednocześnie nie mogłam uwierzyć, że to prawda. Nigdy w życiubym na to nie wpadła, nigdy.

 

„[…]Jeszcze nie jestem na tyle doświadczona, aby domyślić się, iż mogęodmówić dania autografu. Choć potrafię wyczytać z wyrazu twarzy intencje imiałam świadomość, że czarnowłosa dziewczyna wraz ze swoimi towarzyszkami wręczmną gardzi, a mój autograf był dla niej tylko pretekstem, abym zwróciła na nieswoją uwagę, nie przeszłam obojętnie udając, że nie widzę. Sądziłam, że mam wsobie na tyle siły, żeby to przetrwać. Gdy tylko usłyszałam jej głos, wszystkiepiski dookoła, jakby ucichły, choć to było tylko moje złudzenie...

-Myślisz, że długo sobie pograsz u boku Toma? On nie jest dla ciebie,dobrze o tym wiesz. Nie wiem, za kogo się uważasz, że zajmujesz miejsce ichnajlepszego przyjaciela i przystawiasz się do Kaulitza. Zapewne wystarczyło, żepo castingu wskoczyłaś mu do łóżka i cię przyjął, żeby mieć przy sobie kogośkto go od czasu do czasu zaspokoi, ale myślisz, że warto tracić czas? Niedługocię rzuci, a ty z rozpaczy odejdziesz z zespołu...

-Skończyłaś?- Uniosłam brwi spoglądając na nią wyzywająco, jednak w środkubyłam wręcz przerażona. Pragnęłam zniknąć, rozpłynąć się w powietrzu...wszystko, byleby nie musieć już stać i słuchać...

-Oh, jaka wygadana.- Prychnęła. A myślałam, że nikt nie może być bardziejirytujący niż Amelia...- Nie zrobisz kariery, laleczko. I taka moja dobrarada... zrezygnuj, zanim będzie za późno.

-Autograf?- Uśmiechnęłam się ironicznie, doskonale wiedziałam, że ją tymwkurzę. Cudownie, gdy ktoś się tak bardzo stara mnie wystraszyć, a ja nie dajępo sobie poznać, że robi to na mnie wrażenie. A robiło...

-Żebyś się nie zdziwiła.[…]”

 

Niemogłam się powstrzymać, jakkolwiek to wyglądało… wybuchnęłam śmiechem. I niewiem, czy naprawdę mnie to rozbawiło, czy to bardziej ze zdenerwowania. Choćwłaściwie… po prostu nie mieściło mi się to wszystko w głowie. Rozpoznałam  te dziewczynę.  To naprawdę była ona!  Zwykła, rozwydrzona fanka!  To jest chyba jakiś żałosny żart.

-Chybasobie żartujesz?- Spojrzałam  na nią zpolitowaniem. Naprawdę miałam wrażenie, że to zwykła farsa. Co to w ogóle mabyć? Zakochana fanka, która chce się pozbyć żony swojego ukochanego idola?Przecież to chore, śmieszne i żałosne!

-Jestemcałkowicie poważna w przeciwieństwie do ciebie i lepiej żeby to do ciebiedotarło suko!- Fuknęła okazując swoje niezadowolenie spowodowane moimzachowaniem.

-Opamiętajsię dziewczyno, co ty w ogóle robisz?

-Jeszczenic. Ale już niebawem…

-Ico ty chcesz tym osiągnąć? Myślisz, że jak mnie zabijesz zbliżysz się do Toma?Przecież on cię znienawidzi! Zabije cię własnymi rękami! Nie masz u niegożadnych szans i nigdy mieć nie będziesz. To ja jestem dla niego wszystkim!-Wyrzuciłam z siebie ze złudną nadzieją, że przemówię do jej rozumu, lecz skutekbył naturalnie odwrotny…

-Zamknijsię!- Warknęła i uderzyła mnie w twarz z całej siły, dobrze, że leżałam bo winnym razie zapewne znowu straciłabym przytomność.- Gdybyś mnie wtedyposłuchała nie byłoby teraz żadnego problemu! Żałuję tylko, że za pierwszymrazem cię nie załatwiłam. Ten durny Kaulitz musiał się bawić w jebanegobohatera!

-Toty do mnie strzelałaś?- Mruknęłam z niedowierzaniem. Nie pojmowałam, jak takazwykła, młoda dziewczyna może być zdolna do takich rzeczy…

-Oczywiście,że ja! Przynajmniej udało mi się zajebać wam dziecko. Zawsze są jakieś plusy…- Stwierdziławzbudzając jednocześnie we mnie potworną złość tymi słowami. Mogła mi robićwszystko, ale moje dzieci były świętością. I to przez nią je straciłam… Podwpływem silnych emocji poderwałam się do przodu chcąc się na nią rzucić, aleprzecież moje szanse były równe zeru, gdy byłam skrępowana.

-Samabym cię chętnie zabiła.- Wysyczałam przez zaciśnięte zęby.- Na co ty liczysz?Jesteś zwykłą suką ! Tom nigdy nie byłby z kimś takim! Zabiłaś mu dziecko tyjebana psychopatko! Nie masz uczuć! To Ty powinnaś nie żyć!

-Ojej,nie gorączkuj się tak.- Na jej twarzy pojawił się ironiczny uśmiech.- Twojegodziny i tak są już policzone i osobiście dopilnuje, żebyś zdychała w mękach.To zwykła, szczera nienawiść… Gdybym mogła zabiłabym jeszcze twoją parkę,słodkich dzieciaczków. Ale stwierdziłam, że bardziej zaboli, gdy będę jewychowywać z twoim mężem. Uroczo, nieprawdaż?

-Tomnigdy z tobą nie będzie…- Powiedziałam cicho czując, jak moje oczy wypełniająłzy, a mnie ogarnia bezradność. Już nie miałam siły z nią walczyć, bo nawet niemiałam żadnych szans. Byłam zdana na samą siebie, a nie mogłam nawet sięruszyć. Wiedziałam już, że zginę, jak jakiś śmieć… naprawdę na to zasłużyłam?

-Niebędziesz błagać, żebym darowała ci życie?- Zapytała, jakby lekko zdziwiona.

-Przecieżmówiłam, że jesteś bezuczuciową suką. Nie zamierzam nawet próbować.

-Zawszegrałaś taką odważną. Ale to już koniec przedstawienia. To dziś Carmen AlysonKaulitz przejdzie do historii.- Rzekła patrząc mi przy tym prosto w oczy.-Ostatnie życzenie? Poza wolnością, bo tego nie ma w planach niestety.

-Pozwólmi zadzwonić.- Odparłam bez chwili zastanowienia. Niczego tak teraz niepragnęłam, jak usłyszeć głos Toma… chciałam, żeby otulił mnie swoim ciepłem.Powiedział, że mnie kocha… że poradzi sobie beze mnie i stworzy naszym dzieciomszczęśliwy dom. Że nie pozwoli im o mnie zapomnieć…

-Żebynas namierzyli? Sprytne.- Pokiwała z uznaniem głową, choć nawet przez momentnie przeszło mi to przez myśl! Chciałam tylko Toma…

-Tolist… pozwól mi napisać list…

-Pozwolę,żeby nie wyszło na twoje. Nie jestem aż tak bezduszną suką.- Skwitowałapodnosząc się z miejsca i zostawiła mnie wychodząc, lecz zaraz wróciła z kartkąi długopisem.- Tylko szybko, bo umieranie trochę potrwa, a ja muszę niebawemsię stąd zmywać.- Nakazała rzucając mi papier na podłogę.

-Jakmam pisać?- Wskazałam na swoje związane ręce.

-Yh…czuję, że będę tego żałowała.- Bąknęła pod nosem, ale podeszła do mnie i zdjęłami sznur z rąk.- Tylko bez żadnych numerów, bo nawet nie zdążysz pisnąć jak cięrozjebię.- Zagroziła siadając na drewnianym krześle.- Pisz szybko.

 

###