czwartek, 29 grudnia 2011

178.'Naprawiłeś mnie...'

Wczorajszywieczór wiele zmienił w naszych relacjach z Tomem. Oczywiście nie może być odrazu wszystko perfekcyjnie… jednak jest znacznie lepiej niż było i to widać.Nawet dziadkowie Toma zauważyli, że zachowujemy się jakoś inaczej. Choć niewiedzieli, że było coś nie tak… Strasznie się cieszę, że dałam nam tę szansę.Wiedziałam, że nie będę żałować i tak właśnie jest. Powoli, małymi kroczkami wracamydo normalności, a przy tym nasze dzieci czują się znacznie lepiej. Nawet ponich widzę, że są jacyś inni… to niezwykłe, że takie maluchy wszystkowyczuwają. To świadczy tylko o tym, że rodzice są dla nich niesamowicie ważni,więc bardzo dobrze się stało, że wróciłam do Toma. Powinnam to zrobić choćby zewzględu na dzieci… ale na szczęście sama tego chciałam i już żadne z nas niemusi się w jakikolwiek sposób męczyć. Można stwierdzić, że udało nam sięprzetrwać nasz pierwszy, tak poważny, małżeński kryzys. I w sumie wyszliśmy ztego cało… bo nie zrobiliśmy nic, czego musielibyśmy bardzo żałować. Owszem,nasze czyny podczas rozłąki nie zawsze były najlepsze… ale przecież terazwszystko jest już inaczej. Kompletnie nie rozumiem życia. Jeszcze niedawno wydawałomi się, że nigdy już nie będę z Tomem i nigdy nie zaznam prawdziwegoszczęścia…a tymczasem czuję, że ta radość wraca do mojego życia. I to za sprawąmojego męża. Tak naprawdę niczego nie da się przewidzieć… I chyba jednakpowinno słuchać się serca jeśli chodzi o związek dwojga ludzi. To miłość jestnajważniejsza i to ona musi rozwiązywać małżeńskie problemy.

-Achrzciny, gdzie zrobicie?- Babcia Toma zaskoczyła nas całkowicie swoimpytaniem. Żadne z nas nie pomyślało nawet o chrzcie. Nie mieliśmy raczej dotego głowy ostatnimi czasy… poza tym chłopcy są jeszcze dość mali więc jest nato czas. I myślę, że teraz możemy ustalić to wspólnie z Tomem… jak dobrze, żeznowu mogę na nim polegać i mieć jego wsparcie. Dziś naprawdę obudziłam sięczując wielką ulgę. Jakiś ciężar spadł mi z serca…

-Nierozmawialiśmy jeszcze o tym, ale myślę, że zrobimy je u nas… prawda?- Tomzerknął na mnie z zapytaniem, na co skinęłam tylko głową zgadzając się z nim.Przecież nie będziemy robić jakiegoś specjalnego zamieszania…

-Ibardzo dobrze, po co ciągać wszystkich po całych Niemcach. Niektórzy to majątakie różne pomysły na chrzciny, że się w głowie nie mieści.

-Spokojniebabciu, u nas będzie wszystko normalnie.- Zapewnił ją Tom, co też jązadowoliło. Mnie także zresztą. Teraz naprawdę potrzebny jest mi święty spokójw życiu… chcę mieć normalne, poukładane i szczęśliwe życie.

-Cieszęsię, że przyjechaliście. Nareszcie poznałam swoje prawnuki, tylko jeszczezostały mi maluchy Billa. Chyba sami z dziadkiem kiedyś ich odwiedzimy, bo cośnie zapowiada się, aby oni mieli do nas wpaść.

-Raczejnie mają na to czasu…

-Oh,no tak. Ale wy mimo wszystko go znaleźliście.

-Myto, co innego zupełnie.- Stwierdził z lekkim uśmiechem. Nie trudno było mi siędomyślić, o co konkretnie mu chodziło wypowiadając te słowa. Jednak żadne z nasnie zamierzało wdrążać się w ten temat. Było to zbędne.

-Uroczete wasze maluchy, a jak podobne do ciebie Tom! Charakter pewnie będzie pomamie.

-Tobędę miał ciekawe życie…

-Aja myślałam, że ty już masz ciekawe życie.

-Owszem,ale trzy Carmen w domu, to co innego.- Rzekł wzdychając ciężko. Oczywiście niebyło w tym zbyt wiele powagi, lecz i tak zabrzmiało to dla mnie jakoś dziwnie.Nie mogłam się w to w czuć. A właściwie w to, że naprawdę do niego wróciłam iwszystko będzie prawie, jak dawniej. Będę musiała na nowo nauczyć się z nimżyć… może to nie będzie wcale takie trudne. Tylko, że nie jestem pewna, czy taCarmen, którą miał na myśli jeszcze w ogóle gdzieś we mnie jest…

-Oh,wy mężczyźni to naprawdę… brak słów. Nie macie pojęcia, jakim skarbem sąkobiety!- Oburzyła się kręcąc przy tym x dezaprobatą głową.

-Oj,przecież ja wiem. Żartuję tylko sobie…- Tom przewrócił oczami broniąc się odrazu.

-Noja myślę. Zresztą, nie zaszkodzi jak Carmen da ci trochę popalić.- Kobietaposłała mi ciepły uśmiech, który odwzajemniałam. Gdyby ona tylko wiedziała, jakbardzo już dałam mu popalić… ale z pewnością miała na myśli coś zupełnieinnego. I mam nadzieję, że już zawsze będę tylko w ten sposób dręczyć swojegomęża… naprawdę nie chcę przeżywać tego wszystkiego na nowo, to był najgorszyczas w moim życiu.

 

#

 

Blondynkaweszła do sypialni od razu spostrzegając swojego chłopaka leżącego na łóżkuwraz z dzieckiem. Westchnęła cicho prawie rozpływając się na ten słodki widok. Billbył naprawdę wzorowym tatą, a dzieci go wprost uwielbiały. Mogłaby być nawetzazdrosna, bo wydawać by się mogło, że maluchy wolą bardziej jego niż ją. Jednakto byłoby bardzo głupie z jej strony. To oczywiste, że dzieci potrzebujązarówno mamy, jak i taty. Po prostu mają dobry kontakt z Wokalistą, to nicnadzwyczajnego. Zajmuje się nimi od samego początku, musieli się do siebieniezwykle przywiązać.

-Bill,czemu nie położysz go do łóżeczka?- Zapytała podchodząc bliżej.

-Próbowałem,ale nie zmieściliśmy się tam we dwoje.- Szepnął, a dziewczyna dopiero terazzauważyła małe rączki zaciśnięte na koszulce Czarnowłosego. Na jej twarz odrazu wpłynął szeroki uśmiech, a sama położyła się obok nich.

-To,dlatego, że go tak rozpieszczasz.- Stwierdziła i musnęła jego usta.- Kochamcię, jesteś niesamowity.

-Przecieżja nic nie robię.- Zaśmiał się cicho.- To on jest niesamowity.

-Obydwajjesteście.- Podsumowała idąc w pewien sposób na kompromis i ucałowała małeczółko swojego śpiącego synka.- Czyli śpimy dziś we troję?

-Cóż…myślisz, że mnie już nie puści?- Uniósł na nią swoje czekoladowe spojrzenie.

-Niewiem, ale ja na pewno nie odczepię mu tych łapek od ciebie. Śpi sobie taksłodko…- Westchnęła przyglądając się temu z lekkim rozmarzeniem.

-Oh,wiem… trudno, będziemy mieli dziś towarzystwo.- Odparł bezradnie chłopak inaciągnął miękki kocyk na śpiącego Colina.- Nie wyobrażam sobie, że miałobymnie z wami nie być… a Michał chce jak najszybciej skończyć płytę i przygotowaćtrasę. Do tego jeszcze musimy wrócić do mediów…- Wyżalił się spoglądając naukochaną niepocieszonym wzrokiem.

-WieszKochanie myślę, że on i tak jest dla was bardzo wyrozumiały. Z Davidem niemielibyście tak łatwo…- Powiedziała lekko się zasępiając na wspomnienie o byłymmenadżerze Tokio Hotel.- Powinniście być mu wdzięczni. A ty i tak bardzo dużoczasu spędzasz z dziećmi, jak na sławnego wokalistę. I jeśli nie będzie cięprzez jakiś czas, nie zmieni to faktu, że jesteś wzorowym i kochanym tatą.

-Wiem,ale boję się, że oddalę się od was… nie chcę kompletnie zatracić się w muzyce.

-Niezatracisz się, za bardzo nas kochasz.- Uśmiechnęła się do niego.- A rodzinamoże być twoją inspiracją.

-Właściwiemasz rację. Gdyby nie to, że nie mam kiedy wziąć długopis i kartkę miałbym jużmateriał na kilka dobrych płyt.- Skwitował z przekonaniem.- Myślę, że dziękiwam Tokio Hotel odżyje.- Dodał zadowolony.-Ale nie pozwolę, żeby muzyka mnie odwas oddaliła w jakikolwiek sposób.

-Wiemi wcale się o to nie martwię.- Przysunęła się bliżej niego i obdarzyła czułympocałunkiem.- Ty też nie musisz się o nic martwić, świetnie sobie poradzę zdziećmi, gdy ciebie nie będzie.- Wymruczała odrywając się od jego ust.

-Idobrze by było, jakbyś przed tym wszystkim pogodziła się z siostrą.- Zmieniłniepewnie temat obawiając się, że może ją tym zdenerwować. I rzeczywiście niewyglądała na zadowoloną jednak w dalszym ciągu była bardzo spokojna.- Zanim cośpowiesz… musisz wiedzieć, że Carmen i Tom są razem u moich dziadków. Chyba chcąwszystko naprawić…- Wyrecytował w pośpiechu licząc na to, że dzięki tej wiedzydziewczyna zmieni swoje nastawienie.

-Todobrze, ale po co to było niszczyć?

-Skarbieproszę cię… postaraj się ją zrozumieć. Wiem, że to nie jest łatwe… ale to twojasiostra, musicie się jakoś dogadać. I pozwól jej żyć własnym życiem ipodejmować własne decyzje. Nawet te głupie… każdy ma do tego prawo.

-WiemBill… ale po prostu nie mieści mi się to w głowie. Nie tego się spodziewałam poCarmen… ona po prostu mnie zaskoczyła.- Wyznała wzdychając ciężko.- Ona nigdytaka nie była…

-Zmieniłasię, to prawda… ale każdy się zmienia. I może wyjdzie z tego coś dobrego?

-Mamnadzieję.- Mruknęła.- Porozmawiam z nią, jak wrócą.

 

#

 

Zapachciepłego, letniego powietrza wypełniał moje nozdrza sprawiając, że mojesamopoczucie było coraz lepsze. Uroku do tego wszystkiego dodawała wieczorowapora. Uwielbiam te miejsce. I cieszę się, że Tom każdego wieczoru zabiera mniena długi spacer. Przeważnie tylko we dwoje… a to wszystko dzięki jego babci,która zawsze jest skora, aby zająć się chłopcami. Na szczęście są grzecznipewnie, dlatego każdy jest taki pomocny jeśli chodzi o opiekę nad nimi.

Oparłamręce o balustradę drewnianego mostku i napawałam się pięknym, leśnym widokiemoświetlonym przez zachodzące już słońce.

-Aly…-Usłyszałam szept tuż przy swoim uchu i poczułam, jak oplatają mnie silne,męskie ramiona. Uśmiechnęłam się do siebie czerpiąc wiele przyjemności z tegodrobnego gestu, naprawdę czułam się w tej chwili niesamowicie. Pierwszy raz odwielu miesięcy wypełniał mnie spokój i szczęście. Tom przywrócił harmonię domojego życia. Zamknęłam oczy opierając się wygodnie o jego umięśniony tors inapawałam się tą chwilą nie chcąc, aby się kończyła. Uniosłam jednak powiekiczując, jak coś szmera moją skórę w okolicy nosa…

-Skądgo masz?- Zapytałam cicho widząc bliżej mi nieznany kwiat w dłoni chłopaka.

-Zerwałem.-Odparł lekko rozbawiony. Może i to pytanie było głupie, no ale co… niepomyślałam. Jestem taka rozmarzona, że takie proste rzeczy nie przychodzą mi dogłowy.-Dla ciebie.- Dodał dla pełnej jasności i zaczął majsterkować przy moichwłosach w rezultacie umieszczając roślinkę za moim uchem. A na koniec musnąłczule mój policzek… Czy on nie jest słodki? Najsłodszy facet na świecie. Czujęsię, jakbym zakochiwała się w nim na nowo. Znowu budzi we mnie te wszystkieemocje, co dawniej… i to znowu jest takie niesamowite.

-Jużsię nie boję.- Szepnęłam łapiąc jego dłonie, które zaraz splótł z moimi.-Naprawiłeś mnie…

-Coty mówisz, przecież nie byłaś zepsuta.- Mruknął całując subtelnie moją szyję.-Po prostu… potrzebowałaś miłości. Nie umiemy bez siebie żyć i nie da się tegoukryć.

-Możecoś rzeczywiście w tym jest…- Przyznałam. W sumie mógł mieć rację… przecieżnagle wszystko jest dobrze i dlaczego? Bo do siebie wróciliśmy? Czy to naprawdęmożliwe, że uleczyło mnie jego uczucie? Miłość potrafi zdziałać cuda…

-Napewno. Kocham cię Skarbie…

-Jaciebie też kocham i nie pozwól mi już nigdy więcej znikać…- Odwróciłam się doniego przodem i spojrzałam prosto w oczy. Były dokładnie takie, w jakich sięniegdyś zakochałam. I już wiedziałam, że wszystko jest tak, jak być powinno.

-Nigdy.-Musnął moje usta.-Będę o ciebie dbał i sprawię, że będziesz najszczęśliwsząkobietą na ziemi.- Zadeklarował powodując uśmiech na mojej twarzy.-I nigdywięcej żadnych kłamstw, czy niedomówień. Od teraz jesteśmy idealnym małżeństwemi tworzymy idealną rodzinę.

-Dobra,zawsze chciałam mieć idealnego męża.- Stwierdziłam zadowolona.-Ale z tą idealnążoną to może być problem…- Zmarszczyłam brwi zastanawiając się przez chwilę ipisnęłam czując znienacka, że unoszę się nad ziemią. Tomowi chyba wzięło się nawspomnienia, kiedy to przenosił mnie na rękach przez próg… ale wtedy chociażwiedziałam, że to się stanie, a teraz zrobił to tak nagle, że niemalże dostałamzawału.

-Niema żadnego problemu.- Zaśmiał się zapewne z mojej przerażonej miny.

-Jesteśnienormalny.- Skwitowałam obejmując go mocno za kark.- Narobiłeś sobie mięśni iteraz będziesz szpanował, że uniesiesz nawet słonia.

-Chybawybierzemy się do zoo Kochanie, żebyś mogła w końcu dowiedzieć się, jak wyglądasłoń.- Rzekł z całkiem poważną miną, a ja natomiast parsknęłam śmiechem.- Nieśmiej się, ja wyraźnie widzę, że masz problem z tym zwierzęciem.

-Ohprzestań. Przecież wiesz o co mi chodzi.- Wywróciłam oczami.

-Właśnienie wiem, wymyślasz jakieś dziwne rzeczy.

-Boty jesteś facet, to nie rozumiesz.- Bąknęłam układając głowę na jego ramieniu.-Itak będziesz mnie trzymał na rękach?

-Przeniosęcię na nich przez całą wieś.

-Chybażartujesz?- Spojrzałam na niego, jak na wariata. Bardzo chciał mi chyba dziśudowodnić, że nim jest.

-Nieżartuję.- Zaprzeczył nie ukrywając swojego zadowolenia.- Cała wieś zobaczy,jakim jestem idealnym mężem i że noszę swoją ukochaną na rękach!- Zawołałokręcając się dookoła własnej osi. Kompletnie mu odbiło… ale nie da się ukryć,że to szaleństwo było urocze.

 

###


Czuję, że Trzy miesiące zbliża się do końca, jego płomień powoli się wypala... Jeśli mi się uda zakończę te historię w 200 odcinku ^^  Myślę, że już najwyższy czas ;) Nareszcie to poczułam i mogę tego dokonać ;D 

pozdrawiam ;*


poniedziałek, 12 grudnia 2011

177.'Kochać, jak to łatwo powiedzieć...'

Wpoprzednim odcinku:

[…]-Wiesz, co uCarmen?- Zapytała brunetka podążając za swoją towarzyszką, która na jej słowaprychnęła ironicznie zadziwiając ją jednocześnie swoją reakcją.

-Chciałaś chybapowiedzieć Alyson.- Dziewczyna nie szczędziła złośliwości w swoim głosie.- Niewiem, co u niej. Poza tym, że postradała rozum oczywiście.- Dodała niecopoważniejszym tonem.

-Przecież to twojasiostra…

-Czasem sama siędziwię. Ale przyrodnia, może dlatego tak bardzo się różnimy.- Stwierdziłaniezadowolona.- Musimy o niej mówić? Jej szanowna osoba ostatnio działa mi nanerwy. Nikt mnie tak nie wkurza, jak Carmen.[…]

 

-Naprawdę kamień zserca mi spadł, jak was zobaczyłam razem. Tyle teraz rzeczy wypisują w tychgazetach, że właściwie nie wiedzieliśmy czego mamy się spodziewać, jak Tomzadzwonił, że przyjedzie z rodziną.- Wyrecytowała z przejęciem w głosie.Zapewne przeczytała wiele ciekawych rzeczy skoro tak mówi, nawet nie chcęwiedzieć, co to było.

-Mówiłem wam,żebyście nie tracili czasu na te bzdury.- Odezwał się Tom.- Jak chceciewiedzieć, co u nas wystarczy zadzwonić.

-Oh, no wiem. Alejak się przechodzi obok kiosku i widzi się na okładce gazety swojego wnuka to,aż nie można się nie zainteresować przecież.

-To chociaż nieczytajcie.

-Oj Tom, wiesz, żelubimy czytać z dziadkiem takie gazety dla młodzieży.

-No dobra jużwystarczy tej pogawędki o bzdurach. Gdzie są te wasze szkraby?- Dziadek wtrąciłsię do rozmowy jednocześnie przypominając nam o dzieciach, które spały jeszczew samochodzie.[…]

###

 

Błogacisza wypełniała niewielką sypialnię, w której przebywał znużony Wokalista. Poraz pierwszy tego dnia miał chwilę spokoju, musiał przyznać, że samemu nie jestzbyt łatwo z dwójką dzieci. Oczywiście świetnie sobie radzi jednak to nadłuższą metę męczące. Przywykł już, że zawsze ktoś z nim był i mu pomagał. Dziśnatomiast pozwolił swojej ukochanej na zakupowe szaleństwo i tym sposobemzostał z dziećmi zupełnie sam na calutki dzień. Właściwie zaczynał się jużniepokoić, że Melanie tak długo nie wraca. Nie posądzał ją nigdy o taką pasjęto zakupów… ale przecież nie poszła tam sama, więc na pewno to Amelia stoi zatym, że nie ma ich tak długo. Dopiero teraz, gdy położył dzieci spać miał czas,aby zacząć się martwić. Chyba nigdy nie przestanie towarzyszyć mu ta obawaprzed utratą swojej partnerki.

-Oh,Bill!- Nie zdążył się nawet odwrócić, kiedy blondynka rzuciła się na niegopowalając go jednocześnie na miękką pościel.- Ale się stęskniłam.- Stwierdziłacałując soczyście jego usta.-Oh, w ogóle nie masz pojęcia, co bym najchętniejteraz z tobą zrobiła.- Wymruczała rozmarzona, na co chłopak uśmiechnął się nieukrywając swojego zadowolenia.

-Cotakiego?

-Dużociekawych rzeczy.- Odparła sunąc dłonią po jego torsie w dół, aż do jegokrocza.- Ale musimy wnieść zakupy na górę.- Dodała już całkiem normalnym głosemi podniosła się szybko zmierzając do drzwi.- Chodź, sporo tego jest.- Rzuciłaszczerząc się do niego.

-Domyślamsię, cały dzień cię nie było.- Westchnął ciężko podążając niechętnie w jejślady.

-Musiałamprzecież zrobić porządne zakupy.- Wzruszyła ramionami i chwyciła za pierwsze zbrzegu reklamówki.

-Alejak już to wniesiemy i rozpakujemy, to chyba możesz mi powiedzieć… albo lepiejpokazać, co byś ze mną zrobiła?- Oplótł ją rękoma w pasie przylegając torsem dojej pleców powodując na nich przyjemny dreszcz.

-Innymrazem.- Mruknęła wyswobadzając się z jego objęć.- Jestem zmęczona.

-Ej…przed chwilą wyglądało to zupełnie inaczej.- Skwitował marszcząc brwi.- Miałaśmnóstwo energii!

-Oj,bądź cierpliwy, a nie pożałujesz.

-Aleczego ja niby miałbym żałować?

-Niełap mnie za słówka. Musisz po prostu poczekać.

-Alena coo?

-Namnie.- Rzuciła dobitnie i wspięła się po schodach taszcząc ze sobą kilkareklamówek. Wokalista niewiele zdołał zrozumieć jednak nie pozostało mu nicinnego, jak pogodzić się z kaprysem swojej dziewczyny i grzecznie czekać… Miałnadzieję, że szybko minie jej ten odchył.

-Bill!Colin się obudził!- Ocknął się słysząc krzyk Melanie i ruszył na górę biorąc zesobą pozostałe, pełne torby.

 

#

 

Odetchnęłam,gdy dzieci były już nakarmione, przewinięte i grzecznie spały. Dziadek Tomaprzygotował chłopcom śliczne kołyski, właściwie to je odnowił, bo przez jakieś20 lat stały na strychu i nie służyły nikomu. To słodkie, że Chrispin i Thomasśpią teraz w łóżeczkach po swoim tacie i wujku… W ogóle myślę, że to byłświetny pomysł, aby tutaj przyjechać. Naprawdę dobrze się czuję w tej małejmiejscowości i tym całym otoczeniu, choć jestem tu dopiero od kilku godzin.Jest tu jakaś magia i myślę, że ona wiele nam pomoże.

-Maluchyjuż śpią? Myślałem, że wyjdziemy z nimi jeszcze na spacer…- Tom wszedł dopokoju stając obok mnie i również skupił swoje spojrzenie na bliźniakach.

-Możejutro… na dzisiaj mają chyba dosyć wrażeń, to była ich pierwsza taka wielkawyprawa.- Odparłam przyciszonym głosem.

-Tomoże przejdziemy się sami?- Zaproponował spoglądając w moją stronę.- Dziadkowiebędą czuwać nad nimi, nie musisz się martwić.- Zapewnił od razu zauważając mojezwątpienie.

-Nodobrze…- Zgodziłam się w końcu. Czuję się, jakbyśmy naprawdę zaczynali od zera…chyba całkowicie zapominam, że to mój mąż, a nie jakiś tam chłopak, którypróbuje mnie poderwać.

-Świetnie,to zostawmy ich już.- Chwycił moją dłoń i pociągnął do wyjścia. Nie było miłatwo zostawić dzieci, ale przecież nie mogę być z nimi bez przerwy…- Babciu,idziemy z Carmen na spacer. Zerknij na chłopców, śpią na górze.- Gitarzystazwrócił się do starszej kobiety, gdy już zeszliśmy na dół.

-Oczywiście,nie martwcie się.- Uśmiechnęła się do nas przyjaźnie i mogliśmy spokojniewyjść… choć właściwie niezupełnie spokojnie, w moim przypadku. Obawiałam siętrochę tego spaceru… Po tak długiej rozłące z Tomem trudno jest mi się odnaleźćw sytuacjach, gdy jesteśmy sam na sam.

-Niemieliśmy właściwie okazji, żeby porozmawiać. Tyle się dziś działo…- Zaczął wpewnym momencie głosem, jakby chciał wygłaszać jakąś przemowę. Chyba nie tylkoja mam problem ze sztywnością. Obydwoje ewidentnie nie potrafimy się przełamać…czy jest jeszcze dla nas w ogóle jakaś szansa? Bo zaczynam wątpić…- Czuję siętrochę, jak wtedy, gdy straciłaś pamięć. Wtedy świat całkowicie siępoprzewracał… i też zaczynaliśmy wszystko od nowa. Carmen…- Zatrzymał sięstając przede mną i spojrzał mi w oczy.- Zawsze byłaś i będziesz najważniejsząkobietą w moim życiu. Nie wiem co się z nami stało… ale ja cały czas siękocham. Kochałem i kocham nadal, dokładnie tak samo, jak w dzień naszego ślubu,czy na początku naszego związku… Nigdy tak nie kochałem. Ożeniłem się z tobą,bo jesteś tą jedyną… Zawsze o ciebie walczyłem i zawsze będę. Bo to z tobą chcędzielić życie… i mieć rodzinę… Przepraszam, że nie mówiłem ci całej prawdy,bałem się. Nie chciałem, żebyś się denerwowała… byłaś wtedy jeszcze w ciąży, aona pojawiła się tak nagle. Naprawdę na początku starałem się jej pozbyć, alepotem… jak wszystko zaczęło się sypać nikt mnie nie wspierał, nie interesowałsię mną… tylko ona… była w tych najgorszych momentach i pomagała mi. Nie jedenraz kazała mi do ciebie iść, przeprosić… naprawić wszystko… ale to ja byłemuparty i nic nie robiłem, staczałem się… bo bez ciebie nic nie miało dla mniesensu.- Zakończył swój monolog podczas, którego w mojej głowie zaistniałmętlik. Docierały do mnie jego słowa, czułam je głęboko w sobie. Spowodowałyszybsze bicie mojego serca i narodziły nową nadzieję na lepsze jutro.

-Zdradziłeśmnie z nią?- Nie wiedziałam, co powiedzieć, o co zapytać… z moich ust wydobyłosię cokolwiek, które akurat przyszło mi na myśl. Chyba gdzieś w środku bardzochciałam, aby mi odpowiedział na to pytanie i utwierdził w moim przekonaniu, żemimo wszystko zawsze był mi wierny.

-Oczywiście,że nie! Przysięgam. Wiem, że gazety pokazywały nas w różnym świetle… aleprzysięgam, że nic mnie z nią nie łączy poza przyjaźnią…- Odparł bez wahania zwyraźnym przejęciem. Zaskoczyłam go trochę, pewnie spodziewał się czegośinnego. Ale za to ja zostałam w pełni usatysfakcjonowana.- Wiem, że onawyrządziła nam wiele krzywd… ale chyba każdy zasługuje na drugą szansę. Obiecuję,że nie pozwolę cię skrzywdzić… nikomu… Zaufaj mi, proszę…- Złapał moje dłonieściskając je delikatnie.- Kocham cię i nie wyobrażam sobie bez ciebie życiaCarmen…- Nie powiedziałam nic, chyba nie bardzo wiedziałam, jak na to wszystkopowinnam zareagować. Zdałam się na swoje emocje i uczucia… Zbliżyłam się doniego i objęłam go w pasie przytulając się mocno. Gitarzysta odwzajemnił uściskpozwalając napawać mi się jego bliskością, ciepłem i biciem serca w jegopiersi. Bardzo chciałam poczuć się kochana i potrzebna, on właśnie mi w tympomógł. Wiem, że wina leży także po mojej stronie… jednak Tom nie oczekiwałżadnej wielkiej skruchy i przeprosin z mojej strony. Potrafił wziąć wszystko nasiebie byleby tylko było dobrze… to był chyba największy dowód jego miłości wtej chwili. Nie pozwolił mi odejść, nie poddał się choć mógłby… I jeśli by taksię stało, to on byłby tą osobą, która umiałaby na nowo ułożyć sobie życie ibyć szczęśliwym… może nawet bardziej. Mógłby przecież mieć kogoś, kto byłbyznacznie lepszym partnerem niż ja… jednak on pozostał przy mnie. I skoro taksię stało… nie oddam go nikomu. Będzie moim skarbem, który będę trzymać tylkodla siebie głęboko w sercu.

-Tęskniłamza tobą…- Szepnęłam unosząc na niego swoje szklane tęczówki.- Cieszę się, żeokazałeś się być dojrzalszy i bardziej odpowiedzialny, niż ja…

-Chybanie do końca tak jest…

-Jawiem, że na to wszystko nie zasługuję… chciałam wszystko tak po prostuzniszczyć.- Przerwałam mu. Naprawdę w tej chwili był dla mnie wzorem i wiem, żemoje dzieci nie mogłyby mieć lepszego ojca. Mogę być spokojna o ich przyszłość,bo mają z kogo brać przykład.

-Byłoci ciężko, to nie twoja wina… nie mówmy już o tym. Cieszmy się tym, co jest…-Uśmiechnął się do mnie delikatnie i pogładził czule dłonią mój policzek. Po razkolejny przyległam do niego swoim drobnym ciałem, a on ucałował mnie we włosy…zupełnie tak jak kiedyś.

 

Kochać, jak tołatwo powiedzieć…

Kochać, tylko towięcej nic.

W tym słowie jestkolor nieba,

Ale także rdzawypył gorzkich dni.

W tym słowie jestkolor nieba,

Ale także rdzawypył gorzkich dni…*

 

###

 

*KasiaNosowska- Kochać

 

Aw następnym odcinku:

[…]- Nie wyobrażamsobie, że miałoby mnie z wami nie być… a Michał chce jak najszybciej skończyćpłytę i przygotować trasę. Do tego jeszcze musimy wrócić do mediów…- Wyżaliłsię spoglądając na ukochaną niepocieszonym wzrokiem.

-Wiesz Kochaniemyślę, że on i tak jest dla was bardzo wyrozumiały. Z Davidem nie mielibyścietak łatwo…- Powiedziała lekko się zasępiając na wspomnienie o byłym menadżerzeTokio Hotel.- Powinniście być mu wdzięczni. A ty i tak bardzo dużo czasuspędzasz z dziećmi, jak na sławnego wokalistę. I jeśli nie będzie cię przezjakiś czas, nie zmieni to faktu, że jesteś wzorowym i kochanym tatą.

-Wiem, ale bojęsię, że oddalę się od was… nie chcę kompletnie zatracić się w muzyce.[…]

 

-Już się nie boję.-Szepnęłam łapiąc jego dłonie, które zaraz splótł z moimi.- Naprawiłeś mnie…

-Co ty mówisz,przecież nie byłaś zepsuta.- Mruknął całując subtelnie moją szyję.- Po prostu…potrzebowałaś miłości. Nie umiemy bez siebie żyć i nie da się tego ukryć.

-Może cośrzeczywiście w tym jest…- Przyznałam. W sumie mógł mieć rację… przecież naglewszystko jest dobrze i dlaczego? Bo do siebie wróciliśmy? Czy to naprawdęmożliwe, że uleczyło mnie jego uczucie? Miłość potrafi zdziałać cuda…

-Na pewno. Kochamcię Skarbie…

-Ja ciebie teżkocham i nie pozwól mi już nigdy więcej znikać…[…]

niedziela, 4 grudnia 2011

176. 'Ale jak się przechodzi obok kiosku i widzi się na okładce gazety swojego wnuka to, aż nie można się nie zainteresować przecież.'

W poprzednim odcinku:

[…]-I mówi to Alyson, czy Carmen?

-Nieważne.- Wydukałam. Trudno było mi powiedzieć cokolwiek, a on pyta o takie rzeczy w ogóle!- Nie utrudniaj mi tego…

-Dobrze. W porządku…- Westchnął.- Wiesz, że zgodzę się na wszystko, żebyś tylko do mnie wróciła.

-Ale to wcale nie znaczy… to nie znaczy, że wszystko nagle będzie dobrze.- Uniosłam na niego swoje spojrzenie.- To nie była głupia kłótnia po której można się tak łatwo pogodzić i przywrócić wszystko do normy. Ja nie wiem… ja muszę wiedzieć i czuć, że naprawdę cię kocham. A ty mnie… Muszę się nauczyć od nowa z tobą żyć, rozumiesz? Nie chciałam nikogo karać! Ja po prostu… nie chciałam bardziej ranić[…] to wszystko wymknęło mi się spod kontroli… przestałam sobie radzić… a ciebie nie było… tak bardzo cię potrzebowałam…- Słowa nagle same zaczęły wypływać z moich ust wraz z łzami, nad którymi nie udało mi się zapanować. Czułam, jak wszystko ze mnie po prostu uchodzi przynosząc mi jednocześnie ulgę.- Nie chciałam tego wszystkiego stracić… tak trudno było zbudować, to co nas łączyło i utrzymywać to w dobrym stanie przez ten cały czas, kiedy byliśmy razem… przeszliśmy tak wiele i nagle… nagle nie poradziliśmy sobie z takim małym gównem. I może jestem niedojrzała i nieodpowiedzialna, ale nie chcę i nigdy nie chciałam dla nikogo źle… nie chciałam nikogo krzywdzić![…]

 

-Tom już powinien być…- Mruknęłam zerkając automatycznie w kierunku okna, jakbym chciała go tam zobaczyć.- Ubrałeś chłopców?

-Tak. Wszystko jest już gotowe.

-Czemu go nie ma?- Westchnęłam cicho czując, jak moje serce mocno bije z emocji. To wszystko nie było dla mnie takie proste. Cały czas towarzyszył mi niepokój, który z każdą kolejną chwilą się nasilał. Już nawet sama nie wiem, czego tak naprawdę się boję. Ciągle coś jest nie tak.

-Na pewno zaraz przyjedzie. Nie denerwuj się.

-Ale miał już być…- Przymknęłam powieki chcąc się w końcu opanować jednak bezskutecznie.[…]

###

 

Moje paranoiczne myśli doprowadzą mnie w końcu do szaleństwa. Podczas, gdy Tom spóźniał się kilkanaście minut ja zdążyłam wyobrazić sobie tysiąc, przeróżnych czarnych scenariuszy. Przynajmniej uświadomiłam sobie, jak bardzo mi na nim zależy. Już po raz kolejny tego dnia. Nie może go po prostu nie być w moim życiu. Nawet jeśli nie bylibyśmy razem muszę mieć pewność, że żyje gdzieś i wszystko z nim w porządku. Jest mi to niezbędne do świętego spokoju…

-Czemu tak długo? Alyson już zaczęła się denerwować, że coś się stało.- Z przedpokoju dotarł do mnie głos mojego ojca i od razu poderwałam się na równe nogi domyślając się, że wpuścił właśnie Toma do mieszkania. Musiał mu mówić, że się denerwuję?!

-Alyson?

-No Carmen… przyzwyczaiłem się już.

-Ah… a ja jakoś nie potrafię.- Mruknął po czym obydwoje weszli do salonu skupiając na mnie swoje spojrzenia.- Cześć. Był wypadek, stąd moje opóźnienie.- Wyjaśnił witając się ze mną, skinęłam tylko głową nie okazując zbytniego przejęcia.- Gotowi?

-Oczywiście, że gotowi. Już od dobrej godziny, jak nie więcej.- Wypalił tata, a ja zgromiłam go swoim spojrzeniem. Zabrzmiało to, co najmniej, jakbym nie mogła się doczekać tego wyjazdu i o niczym innym nie myślała.

-Pójdę po chłopców.- Rzuciłam chcąc, jak najszybciej zniknąć Gitarzyście z pola widzenia, lecz nie ułatwił mi tego, gdyż podążył zaraz za mną. Czułam się lekko zestresowana choć wcale nie powinnam. To była właściwie moja decyzja. I w sumie całkowicie świadoma… muszę się tylko oswoić z towarzystwem swojego męża. Długa rozłąka zrobiła swoje, nie ma co ukrywać. Jednak chcę spróbować to naprawić. Mam nadzieję, że nam się powiedzie… Nie wyobrażam sobie, że mielibyśmy stracić zupełnie wszystko, co nas połączyło. Nie wolno dopuszczać do takich rzeczy. Zrozumiałam to dopiero dziś, jednak lepiej późno, niż wcale.

-Wezmę Crispina.

-Ale to Thomas…- Wtrąciłam, co wprawiło go chyba w małe zakłopotanie. Chyba wolałby rozpoznawać swoich synów… ale przecież będzie miał jeszcze dużo czasu, żeby nauczyć się ich odróżniać. Nic dziwnego, że na razie sobie z tym nie radzi… nie miał okazji być z nimi od samego początku. To wszystko musi potrwać. Czas jest tu niezbędny.- Crispin ma jaśniejsze włoski…- Udzieliłam mu niewielkiej wskazówki. Bliźniacy są jeszcze bardzo mali więc trudno dostrzec między nimi jakieś większe różnice. Są naprawdę identyczni. Więc tu potrzebny jest taki specjalny instynkt.

-No to wezmę Thomasa…- Zmarszczył brwi i podszedł do łóżeczka, aby wyciągnąć z niego syna. Ja natomiast wzięłam naszą drugą pociechę następnie usadawiając ją w nosidełku.

-Pomóc wam?- Do sypialni wszedł Michał rzucając nam pytające spojrzenie.

-Możesz wziąć jedną torbę, masz kluczyki od samochodu.- Tom wręczył mu niezbędny przedmiot, a sam w jedną rękę wziął nosidełko, a w drugą jeden z bagaży. Sporo tego było, ale większość rzeczy należała do maluchów. To niesamowite, że mają więcej ubrań ode mnie. A poza ubraniami wiele różnych akcesoriów, które są naturalnie niezbędne.

Zabrawszy wszystko, co wcześniej przygotowałam zeszliśmy na parking. Najpierw usadziliśmy z tyłu chłopców, a potem wrzuciliśmy torby do bagażnika. I właściwie byliśmy w pełni gotowi do drogi.

-To uważajcie na siebie i nie spieszcie się. Tokio Hotel i tak na razie nie ma wokalisty, więc Tom może sobie pozwolić na długi urlop. I przede wszystkim zajmijcie się swoją rodziną. Mam nadzieję, że dobrze wam to zrobi. I pamiętajcie, że ma być lepiej, a nie gorzej!- Tata wygłosił swoją mowę pożegnalną, obawiałam się, że będzie znacznie dłuższa, ale na szczęście obeszło się jakoś.

-To do zobaczenia, tato.- Ucałowałam go w policzek i zajęłam swoje miejsce z tyłu między dziećmi. Musiałam mieć na nich oko podczas podróży, nie mogłoby być inaczej.

-Powodzenia.- Mężczyźni uścisnęli sobie dłonie, po czym Tom dołączył do nas zasiadając przed kierownicą.

-Można włączyć klimatyzację przy takich maluchach?- Gitarzysta odwrócił się w moim kierunku z zapytaniem.

-Tak, tylko nie za mocno.

-W porządku.- Przytaknął i wrócił do poprzedniej pozycji, aby odpalić silnik. Po krótkiej chwili byliśmy już w drodze.- Powinienem wolniej jechać?

-Nie, jest dobrze.

-Pierwszy raz jadę z nimi samochodem, stresuję się trochę.

-Oni naprawdę nie są zainteresowani twoją jazdą.- Stwierdziłam uśmiechając się pod nosem. Jego przejęcie było dosyć zabawne.- Bylebyś nie przesadzał z prędkością.

-No oczywiście, nie będę przecież szalał z takimi maluchami.- Oznajmił, jakby to było całkowicie naturalne po czym skupił się już na prowadzeniu pojazdu. Resztę drogi praktycznie przebyliśmy w ciszy nie licząc naszych dzieci, które co jakiś czas przypominały o sobie swoimi słodkimi głosikami. Nie przeszkadzało mi, że milczymy jednak wydawało mi się to trochę dziwne. Ale nie jest łatwo tak po prostu z kimś rozmawiać, gdy rzadko kiedy przebywało się w jego towarzystwie. Wbrew pozorom taka zwykła, luźna rozmowa kosztuje wiele wysiłku. A jak już się wkłada w nią wysiłek, przestaje być luźna i zwykła. Dlatego myślę, że lepiej, gdy nic nie mówimy. Musimy po prostu przełamać powoli pierwsze lody, a później wszystko wróci do normy. Bo o czym my mamy w tej chwili mówić? Jedyny wspólny temat, to dzieci. Trzeba czasu, aby było z tego coś więcej.

 

#

 

-Wiesz, co u Carmen?- Zapytała brunetka podążając za swoją towarzyszką, która na jej słowa prychnęła ironicznie zadziwiając ją jednocześnie swoją reakcją.

-Chciałaś chyba powiedzieć Alyson.- Dziewczyna nie szczędziła złośliwości w swoim głosie.- Nie wiem, co u niej. Poza tym, że postradała rozum oczywiście.- Dodała nieco poważniejszym tonem.

-Przecież to twoja siostra…

-Czasem sama się dziwię. Ale przyrodnia, może dlatego tak bardzo się różnimy.- Stwierdziła niezadowolona.- Musimy o niej mówić? Jej szanowna osoba ostatnio działa mi na nerwy. Nikt mnie tak nie wkurza, jak Carmen.

-No jak chcesz… ale co ona ci takiego zrobiła?- Amelia nie mogła wyjść ze zdumienia. Nie rozumiała w ogóle dlaczego blondynka podchodzi do swojej siostry, aż w taki negatywny sposób.

-Wystarczy, że zrobiła sobie. I naprawdę nie mam ochoty wdrążać się w ten temat. Nie psujmy tego dnia, przyszłyśmy tu na zakupy więc musimy się dobrze bawić.- Podsumowała stanowczo z czym też brunetka nie zamierzała się sprzeczać. Bill wyraźnie zaznaczył, że ma się nią opiekować i sprawić, aby te popołudnie mogła zaliczyć do jak najbardziej udanych. Amelia wolała nie zadzierać z Wokalistą zważywszy na to, co przeszedł. Te ostatnie miesiące wiele zmieniły w jego życiu, ale także i w nim samym.

-Więc od czego chcesz zacząć?

-Najpierw kupię mnóstwo słodkich ubranek dla dzieci, a potem zajmiemy się mną. Zupełnie nie mam się w co ubrać! Przez to, że leżałam tyle czasu po ciąży nie miałam jak popracować nad figurą. Co prawda schudłam, ale to i tak nie to samo… yh, jestem strasznie wiotka.

-Że co?- Dziewczyna roześmiała się spoglądając na nią pytająco.

-No w sensie, że… oh, Amelia domyśl się. Potrzebuję dużo ćwiczeń, żeby zamiast flaków mieć mięśnie czy coś…- Wytłumaczyła nieco niepewnie. Sama do końca nie wiedziała o co właściwie jej chodzi.- Po prostu muszę się wziąć za swoje ciało! Chcę wyglądać tak, jak ty o.- Skwitowała mierząc ją z góry na dół.

-Jak ty to robisz, że ciągle masz taką świetną figurę?

-Nie zachodzę w ciążę?- Mruknęła marszcząc brwi.

-Co prawda, to prawda.- Przyznała z ciężkim westchnieniem.- Ale ja wcale tego nie planowałam. Właściwie cieszę się, że mam synka i w ogóle, że moje życie potoczyło się w aktualnym kierunku… ale z drugiej strony, jakbym mogła cofnąć czas i ominąć Josta szerokim łukiem…

-Żeby to zrobić, nie musisz cofać się w czasie.- Stwierdziła Brunetka i chwyciła ją za ramię ciągnąc nagle w zupełnie innym kierunku niż zmierzały.

-Co ty robisz! Tam jest dziecięcy…- Oburzyła się próbując wyrwać się z jej uścisku.

-Bill mnie zabije, jak dowie się, że pozwoliłam ci się spotkać z Davidem!

-Davidem?

-Davidem.- Powtórzyła kiwając przy tym głową, jakby to miało ją bardziej przekonać.

-Ale ja chcę… cholera no, nie będę się chować przed jakimś facetem! Po prostu go ominę i tyle. Nie zamierzam zwracać na niego uwagi, a mam prawo do zrobienia zakupów.- Wyrecytowała lekko zdenerwowana zaistniałą sytuacją.- Nie będę schodzić mu z drogi. Bo to niby z jakiej racji?!

-W sumie coś w tym jest… ale lepiej dmuchać na zimne Mel. Chodź najpierw do damskiego, a potem pójdziemy do dziecięcego.

-Ugh… wcale mi się to nie podoba.- Burknęła z niezadowoleniem jednak nie zamierzała dłużej protestować. Amelia miała rację. Przecież nie chcą mieć niepotrzebnych nieprzyjemności. Blondynka już nie raz przekonała się o braku dojrzałości ze strony menadżera i nie ma ochoty na żadne powtórki z „rozrywki”.

 

#

 

-Jak dobrze was widzieć!- Gdy tylko wysiedliśmy z samochodu od razu powitali nas dziadkowie Toma. Zaskoczył mnie trochę ich entuzjazm, powiedziałabym nawet, że nadmierny. Nie sądziłam, że aż tak za mną przepadają. Ale właściwie rzadko kiedy mieliśmy okazję się widywać… w sumie nie mam też pewności, że to wszystko jest realne. Przecież mogą udawać. Oh, chyba znowu popadam w paranoje. Przecież to mili, starsi ludzie… na pewno są szczęśliwi, że będą mieli teraz towarzystwo. Szczególnie, że to ich wnuk…no i prawnuki!-Witaj Carmen.

-Dzień dobry.- Przywitałam się grzecznie, a starsza pani ucałowała mnie w oba policzki, podobnie też uczynił jej małżonek.

-Naprawdę kamień z serca mi spadł, jak was zobaczyłam razem. Tyle teraz rzeczy wypisują w tych gazetach, że właściwie nie wiedzieliśmy czego mamy się spodziewać, jak Tom zadzwonił, że przyjedzie z rodziną.- Wyrecytowała z przejęciem w głosie. Zapewne przeczytała wiele ciekawych rzeczy skoro tak mówi, nawet nie chcę wiedzieć, co to było.

-Mówiłem wam, żebyście nie tracili czasu na te bzdury.- Odezwał się Tom.- Jak chcecie wiedzieć, co u nas wystarczy zadzwonić.

-Oh, no wiem. Ale jak się przechodzi obok kiosku i widzi się na okładce gazety swojego wnuka to, aż nie można się nie zainteresować przecież.

-To chociaż nie czytajcie.

-Oj Tom, wiesz, że lubimy czytać z dziadkiem takie gazety dla młodzieży.

-No dobra już wystarczy tej pogawędki o bzdurach. Gdzie są te wasze szkraby?- Dziadek wtrącił się do rozmowy jednocześnie przypominając nam o dzieciach, które spały jeszcze w samochodzie.

-Już je wyciągamy…

-Oh, a ty zmieniłaś kolor włosów! No wiedziałam, że coś tu jest nie tak.- Wypaliła nagle babcia i przyjrzała mi się bliżej.- Powiem ci, że dobra zmiana. Masz teraz o wiele ładniejszą buzię i naprawdę ładnie prezentuje się ta fryzura. I gratuluję takiej figury! Ja to po ciąży moja droga jeszcze długo nie mogłam się pozbyć zbędnych kilogramów, a to przytłacza kobietę. Tym bardziej, gdy przy dziecku nie ma się za wiele czasu, aby o siebie zadbać. Ty na szczęście nie masz z tym problemów i bardzo dobrze. Poza tym myślę, że Tom ci pomaga przy chłopcach? Bo kiedyś to mężczyźni trzymali się raczej z daleka od zajmowania się takimi bobasami, wszystko było na głowie matek… zamęczyć się szło! Ale co poradzić… takie to czasy były nie za przyjazne dla kobiet. Na szczęście się to zmieniło…

-Aurelia! Kobieto, ty jak się rozgadasz to koniec świata. Nie zamęczaj dziewczyny, myślisz, że obchodzą ją te twoje opowieści z dawnych czasów? To młoda dziewczyna i nie interesują ją takie rzeczy, a ty za dużo mielisz tym swoim jęzorem.- Mężczyzna przerwał stanowczo swojej żonie jej długi monolog, ja nie miałabym na to tyle odwagi. Właściwie nie przeszkadzało mi, że babcia Toma jest taka gadatliwa. To było zabawne i jak najbardziej pozytywne.

-A bo ty się akurat znasz na młodych dziewczynach, co Franek!? Skąd ty możesz wiedzieć, co interesuje Carmen, a co nie!- Oburzyła się kobieta. Wyglądała na bardzo niezadowoloną, więc nie chciałabym być w skórze dziadka.

-No wyobraź sobie kochana, że wiem o świecie trochę więcej niż ty. Nie jestem taki zacofany!- Podczas, gdy dziadkowie byli zajęci swoją zaciętą dyskusją Tom pociągnął mnie w stronę samochodu, z którego zaraz zabraliśmy dzieci.

-O wypraszam sobie! Nie jestem zacofana ty… bucyfonie! Ty to się znasz, jak krowa na znoszeniu jajka!

-Krowy nie znoszą jajek!

-No właśnie.- Na twarz babci wpłynął kpiący uśmiech, a dziadek zaś poczerwieniał ze złości.

-To my wam nie będziemy przeszkadzać, wejdziemy już do środka.- Wtrącił Tom i nie czekając na reakcję gospodarzy poprowadził mnie do budynku.

-Jakie przeszkadzać dziecko kochane! Przecież my już skończyliśmy. Obiad zrobiłam!- Zawołała za nami starsza pani i czym prędzej pognała w nasze ślady pozostawiając dziadka w tyle. Ciekawie się zapowiada… mam nadzieję, że oni nie będą tak zawsze. To naprawdę przekomiczne jednak na dłuższą metę może rozboleć głowa… poza tym to niezdrowe dla nich samych! Swoją drogą ciekawe, jak długą już żyją razem… może to stąd takie głupie kłótnie o nic? Czy my z Tomem też tak będziemy mieć za kilkadziesiąt lat? A czy my w ogóle wytrwamy kilka…? Czy mamy w ogóle szansę… nie byliśmy w stanie przetrwać nawet roku razem. To przerażające. Podziwiam tych ludzi, że są ze sobą tak długo…i zapewne nadal darzą się wielkim uczuciem. To po prostu widać pomimo ich kłótni…

 

###

A w następnym odcinku:

[…]-Maluchy już śpią? Myślałem, że wyjdziemy z nimi jeszcze na spacer…- Tom wszedł do pokoju stając obok mnie i również skupił swoje spojrzenie na bliźniakach.

-Może jutro… na dzisiaj mają chyba dosyć wrażeń, to była ich pierwsza taka wielka wyprawa.- Odparłam przyciszonym głosem.

-To może przejdziemy się sami?- Zaproponował spoglądając w moją stronę.- Dziadkowie będą czuwać nad nimi, nie musisz się martwić.- Zapewnił od razu zauważając moje zwątpienie.

-No dobrze…- Zgodziłam się w końcu. Czuję się, jakbyśmy naprawdę zaczynali od zera… chyba całkowicie zapominam, że to mój mąż, a nie jakiś tam chłopak, który próbuje mnie poderwać.[…]

 

-Zdradziłeś mnie z nią?- Nie wiedziałam, co powiedzieć, o co zapytać… z moich ust wydobyło się cokolwiek, które akurat przyszło mi na myśl. Chyba gdzieś w środku bardzo chciałam, aby mi odpowiedział na to pytanie i utwierdził w moim przekonaniu, że mimo wszystko zawsze był mi wierny.[…]