niedziela, 4 grudnia 2011

176. 'Ale jak się przechodzi obok kiosku i widzi się na okładce gazety swojego wnuka to, aż nie można się nie zainteresować przecież.'

W poprzednim odcinku:

[…]-I mówi to Alyson, czy Carmen?

-Nieważne.- Wydukałam. Trudno było mi powiedzieć cokolwiek, a on pyta o takie rzeczy w ogóle!- Nie utrudniaj mi tego…

-Dobrze. W porządku…- Westchnął.- Wiesz, że zgodzę się na wszystko, żebyś tylko do mnie wróciła.

-Ale to wcale nie znaczy… to nie znaczy, że wszystko nagle będzie dobrze.- Uniosłam na niego swoje spojrzenie.- To nie była głupia kłótnia po której można się tak łatwo pogodzić i przywrócić wszystko do normy. Ja nie wiem… ja muszę wiedzieć i czuć, że naprawdę cię kocham. A ty mnie… Muszę się nauczyć od nowa z tobą żyć, rozumiesz? Nie chciałam nikogo karać! Ja po prostu… nie chciałam bardziej ranić[…] to wszystko wymknęło mi się spod kontroli… przestałam sobie radzić… a ciebie nie było… tak bardzo cię potrzebowałam…- Słowa nagle same zaczęły wypływać z moich ust wraz z łzami, nad którymi nie udało mi się zapanować. Czułam, jak wszystko ze mnie po prostu uchodzi przynosząc mi jednocześnie ulgę.- Nie chciałam tego wszystkiego stracić… tak trudno było zbudować, to co nas łączyło i utrzymywać to w dobrym stanie przez ten cały czas, kiedy byliśmy razem… przeszliśmy tak wiele i nagle… nagle nie poradziliśmy sobie z takim małym gównem. I może jestem niedojrzała i nieodpowiedzialna, ale nie chcę i nigdy nie chciałam dla nikogo źle… nie chciałam nikogo krzywdzić![…]

 

-Tom już powinien być…- Mruknęłam zerkając automatycznie w kierunku okna, jakbym chciała go tam zobaczyć.- Ubrałeś chłopców?

-Tak. Wszystko jest już gotowe.

-Czemu go nie ma?- Westchnęłam cicho czując, jak moje serce mocno bije z emocji. To wszystko nie było dla mnie takie proste. Cały czas towarzyszył mi niepokój, który z każdą kolejną chwilą się nasilał. Już nawet sama nie wiem, czego tak naprawdę się boję. Ciągle coś jest nie tak.

-Na pewno zaraz przyjedzie. Nie denerwuj się.

-Ale miał już być…- Przymknęłam powieki chcąc się w końcu opanować jednak bezskutecznie.[…]

###

 

Moje paranoiczne myśli doprowadzą mnie w końcu do szaleństwa. Podczas, gdy Tom spóźniał się kilkanaście minut ja zdążyłam wyobrazić sobie tysiąc, przeróżnych czarnych scenariuszy. Przynajmniej uświadomiłam sobie, jak bardzo mi na nim zależy. Już po raz kolejny tego dnia. Nie może go po prostu nie być w moim życiu. Nawet jeśli nie bylibyśmy razem muszę mieć pewność, że żyje gdzieś i wszystko z nim w porządku. Jest mi to niezbędne do świętego spokoju…

-Czemu tak długo? Alyson już zaczęła się denerwować, że coś się stało.- Z przedpokoju dotarł do mnie głos mojego ojca i od razu poderwałam się na równe nogi domyślając się, że wpuścił właśnie Toma do mieszkania. Musiał mu mówić, że się denerwuję?!

-Alyson?

-No Carmen… przyzwyczaiłem się już.

-Ah… a ja jakoś nie potrafię.- Mruknął po czym obydwoje weszli do salonu skupiając na mnie swoje spojrzenia.- Cześć. Był wypadek, stąd moje opóźnienie.- Wyjaśnił witając się ze mną, skinęłam tylko głową nie okazując zbytniego przejęcia.- Gotowi?

-Oczywiście, że gotowi. Już od dobrej godziny, jak nie więcej.- Wypalił tata, a ja zgromiłam go swoim spojrzeniem. Zabrzmiało to, co najmniej, jakbym nie mogła się doczekać tego wyjazdu i o niczym innym nie myślała.

-Pójdę po chłopców.- Rzuciłam chcąc, jak najszybciej zniknąć Gitarzyście z pola widzenia, lecz nie ułatwił mi tego, gdyż podążył zaraz za mną. Czułam się lekko zestresowana choć wcale nie powinnam. To była właściwie moja decyzja. I w sumie całkowicie świadoma… muszę się tylko oswoić z towarzystwem swojego męża. Długa rozłąka zrobiła swoje, nie ma co ukrywać. Jednak chcę spróbować to naprawić. Mam nadzieję, że nam się powiedzie… Nie wyobrażam sobie, że mielibyśmy stracić zupełnie wszystko, co nas połączyło. Nie wolno dopuszczać do takich rzeczy. Zrozumiałam to dopiero dziś, jednak lepiej późno, niż wcale.

-Wezmę Crispina.

-Ale to Thomas…- Wtrąciłam, co wprawiło go chyba w małe zakłopotanie. Chyba wolałby rozpoznawać swoich synów… ale przecież będzie miał jeszcze dużo czasu, żeby nauczyć się ich odróżniać. Nic dziwnego, że na razie sobie z tym nie radzi… nie miał okazji być z nimi od samego początku. To wszystko musi potrwać. Czas jest tu niezbędny.- Crispin ma jaśniejsze włoski…- Udzieliłam mu niewielkiej wskazówki. Bliźniacy są jeszcze bardzo mali więc trudno dostrzec między nimi jakieś większe różnice. Są naprawdę identyczni. Więc tu potrzebny jest taki specjalny instynkt.

-No to wezmę Thomasa…- Zmarszczył brwi i podszedł do łóżeczka, aby wyciągnąć z niego syna. Ja natomiast wzięłam naszą drugą pociechę następnie usadawiając ją w nosidełku.

-Pomóc wam?- Do sypialni wszedł Michał rzucając nam pytające spojrzenie.

-Możesz wziąć jedną torbę, masz kluczyki od samochodu.- Tom wręczył mu niezbędny przedmiot, a sam w jedną rękę wziął nosidełko, a w drugą jeden z bagaży. Sporo tego było, ale większość rzeczy należała do maluchów. To niesamowite, że mają więcej ubrań ode mnie. A poza ubraniami wiele różnych akcesoriów, które są naturalnie niezbędne.

Zabrawszy wszystko, co wcześniej przygotowałam zeszliśmy na parking. Najpierw usadziliśmy z tyłu chłopców, a potem wrzuciliśmy torby do bagażnika. I właściwie byliśmy w pełni gotowi do drogi.

-To uważajcie na siebie i nie spieszcie się. Tokio Hotel i tak na razie nie ma wokalisty, więc Tom może sobie pozwolić na długi urlop. I przede wszystkim zajmijcie się swoją rodziną. Mam nadzieję, że dobrze wam to zrobi. I pamiętajcie, że ma być lepiej, a nie gorzej!- Tata wygłosił swoją mowę pożegnalną, obawiałam się, że będzie znacznie dłuższa, ale na szczęście obeszło się jakoś.

-To do zobaczenia, tato.- Ucałowałam go w policzek i zajęłam swoje miejsce z tyłu między dziećmi. Musiałam mieć na nich oko podczas podróży, nie mogłoby być inaczej.

-Powodzenia.- Mężczyźni uścisnęli sobie dłonie, po czym Tom dołączył do nas zasiadając przed kierownicą.

-Można włączyć klimatyzację przy takich maluchach?- Gitarzysta odwrócił się w moim kierunku z zapytaniem.

-Tak, tylko nie za mocno.

-W porządku.- Przytaknął i wrócił do poprzedniej pozycji, aby odpalić silnik. Po krótkiej chwili byliśmy już w drodze.- Powinienem wolniej jechać?

-Nie, jest dobrze.

-Pierwszy raz jadę z nimi samochodem, stresuję się trochę.

-Oni naprawdę nie są zainteresowani twoją jazdą.- Stwierdziłam uśmiechając się pod nosem. Jego przejęcie było dosyć zabawne.- Bylebyś nie przesadzał z prędkością.

-No oczywiście, nie będę przecież szalał z takimi maluchami.- Oznajmił, jakby to było całkowicie naturalne po czym skupił się już na prowadzeniu pojazdu. Resztę drogi praktycznie przebyliśmy w ciszy nie licząc naszych dzieci, które co jakiś czas przypominały o sobie swoimi słodkimi głosikami. Nie przeszkadzało mi, że milczymy jednak wydawało mi się to trochę dziwne. Ale nie jest łatwo tak po prostu z kimś rozmawiać, gdy rzadko kiedy przebywało się w jego towarzystwie. Wbrew pozorom taka zwykła, luźna rozmowa kosztuje wiele wysiłku. A jak już się wkłada w nią wysiłek, przestaje być luźna i zwykła. Dlatego myślę, że lepiej, gdy nic nie mówimy. Musimy po prostu przełamać powoli pierwsze lody, a później wszystko wróci do normy. Bo o czym my mamy w tej chwili mówić? Jedyny wspólny temat, to dzieci. Trzeba czasu, aby było z tego coś więcej.

 

#

 

-Wiesz, co u Carmen?- Zapytała brunetka podążając za swoją towarzyszką, która na jej słowa prychnęła ironicznie zadziwiając ją jednocześnie swoją reakcją.

-Chciałaś chyba powiedzieć Alyson.- Dziewczyna nie szczędziła złośliwości w swoim głosie.- Nie wiem, co u niej. Poza tym, że postradała rozum oczywiście.- Dodała nieco poważniejszym tonem.

-Przecież to twoja siostra…

-Czasem sama się dziwię. Ale przyrodnia, może dlatego tak bardzo się różnimy.- Stwierdziła niezadowolona.- Musimy o niej mówić? Jej szanowna osoba ostatnio działa mi na nerwy. Nikt mnie tak nie wkurza, jak Carmen.

-No jak chcesz… ale co ona ci takiego zrobiła?- Amelia nie mogła wyjść ze zdumienia. Nie rozumiała w ogóle dlaczego blondynka podchodzi do swojej siostry, aż w taki negatywny sposób.

-Wystarczy, że zrobiła sobie. I naprawdę nie mam ochoty wdrążać się w ten temat. Nie psujmy tego dnia, przyszłyśmy tu na zakupy więc musimy się dobrze bawić.- Podsumowała stanowczo z czym też brunetka nie zamierzała się sprzeczać. Bill wyraźnie zaznaczył, że ma się nią opiekować i sprawić, aby te popołudnie mogła zaliczyć do jak najbardziej udanych. Amelia wolała nie zadzierać z Wokalistą zważywszy na to, co przeszedł. Te ostatnie miesiące wiele zmieniły w jego życiu, ale także i w nim samym.

-Więc od czego chcesz zacząć?

-Najpierw kupię mnóstwo słodkich ubranek dla dzieci, a potem zajmiemy się mną. Zupełnie nie mam się w co ubrać! Przez to, że leżałam tyle czasu po ciąży nie miałam jak popracować nad figurą. Co prawda schudłam, ale to i tak nie to samo… yh, jestem strasznie wiotka.

-Że co?- Dziewczyna roześmiała się spoglądając na nią pytająco.

-No w sensie, że… oh, Amelia domyśl się. Potrzebuję dużo ćwiczeń, żeby zamiast flaków mieć mięśnie czy coś…- Wytłumaczyła nieco niepewnie. Sama do końca nie wiedziała o co właściwie jej chodzi.- Po prostu muszę się wziąć za swoje ciało! Chcę wyglądać tak, jak ty o.- Skwitowała mierząc ją z góry na dół.

-Jak ty to robisz, że ciągle masz taką świetną figurę?

-Nie zachodzę w ciążę?- Mruknęła marszcząc brwi.

-Co prawda, to prawda.- Przyznała z ciężkim westchnieniem.- Ale ja wcale tego nie planowałam. Właściwie cieszę się, że mam synka i w ogóle, że moje życie potoczyło się w aktualnym kierunku… ale z drugiej strony, jakbym mogła cofnąć czas i ominąć Josta szerokim łukiem…

-Żeby to zrobić, nie musisz cofać się w czasie.- Stwierdziła Brunetka i chwyciła ją za ramię ciągnąc nagle w zupełnie innym kierunku niż zmierzały.

-Co ty robisz! Tam jest dziecięcy…- Oburzyła się próbując wyrwać się z jej uścisku.

-Bill mnie zabije, jak dowie się, że pozwoliłam ci się spotkać z Davidem!

-Davidem?

-Davidem.- Powtórzyła kiwając przy tym głową, jakby to miało ją bardziej przekonać.

-Ale ja chcę… cholera no, nie będę się chować przed jakimś facetem! Po prostu go ominę i tyle. Nie zamierzam zwracać na niego uwagi, a mam prawo do zrobienia zakupów.- Wyrecytowała lekko zdenerwowana zaistniałą sytuacją.- Nie będę schodzić mu z drogi. Bo to niby z jakiej racji?!

-W sumie coś w tym jest… ale lepiej dmuchać na zimne Mel. Chodź najpierw do damskiego, a potem pójdziemy do dziecięcego.

-Ugh… wcale mi się to nie podoba.- Burknęła z niezadowoleniem jednak nie zamierzała dłużej protestować. Amelia miała rację. Przecież nie chcą mieć niepotrzebnych nieprzyjemności. Blondynka już nie raz przekonała się o braku dojrzałości ze strony menadżera i nie ma ochoty na żadne powtórki z „rozrywki”.

 

#

 

-Jak dobrze was widzieć!- Gdy tylko wysiedliśmy z samochodu od razu powitali nas dziadkowie Toma. Zaskoczył mnie trochę ich entuzjazm, powiedziałabym nawet, że nadmierny. Nie sądziłam, że aż tak za mną przepadają. Ale właściwie rzadko kiedy mieliśmy okazję się widywać… w sumie nie mam też pewności, że to wszystko jest realne. Przecież mogą udawać. Oh, chyba znowu popadam w paranoje. Przecież to mili, starsi ludzie… na pewno są szczęśliwi, że będą mieli teraz towarzystwo. Szczególnie, że to ich wnuk…no i prawnuki!-Witaj Carmen.

-Dzień dobry.- Przywitałam się grzecznie, a starsza pani ucałowała mnie w oba policzki, podobnie też uczynił jej małżonek.

-Naprawdę kamień z serca mi spadł, jak was zobaczyłam razem. Tyle teraz rzeczy wypisują w tych gazetach, że właściwie nie wiedzieliśmy czego mamy się spodziewać, jak Tom zadzwonił, że przyjedzie z rodziną.- Wyrecytowała z przejęciem w głosie. Zapewne przeczytała wiele ciekawych rzeczy skoro tak mówi, nawet nie chcę wiedzieć, co to było.

-Mówiłem wam, żebyście nie tracili czasu na te bzdury.- Odezwał się Tom.- Jak chcecie wiedzieć, co u nas wystarczy zadzwonić.

-Oh, no wiem. Ale jak się przechodzi obok kiosku i widzi się na okładce gazety swojego wnuka to, aż nie można się nie zainteresować przecież.

-To chociaż nie czytajcie.

-Oj Tom, wiesz, że lubimy czytać z dziadkiem takie gazety dla młodzieży.

-No dobra już wystarczy tej pogawędki o bzdurach. Gdzie są te wasze szkraby?- Dziadek wtrącił się do rozmowy jednocześnie przypominając nam o dzieciach, które spały jeszcze w samochodzie.

-Już je wyciągamy…

-Oh, a ty zmieniłaś kolor włosów! No wiedziałam, że coś tu jest nie tak.- Wypaliła nagle babcia i przyjrzała mi się bliżej.- Powiem ci, że dobra zmiana. Masz teraz o wiele ładniejszą buzię i naprawdę ładnie prezentuje się ta fryzura. I gratuluję takiej figury! Ja to po ciąży moja droga jeszcze długo nie mogłam się pozbyć zbędnych kilogramów, a to przytłacza kobietę. Tym bardziej, gdy przy dziecku nie ma się za wiele czasu, aby o siebie zadbać. Ty na szczęście nie masz z tym problemów i bardzo dobrze. Poza tym myślę, że Tom ci pomaga przy chłopcach? Bo kiedyś to mężczyźni trzymali się raczej z daleka od zajmowania się takimi bobasami, wszystko było na głowie matek… zamęczyć się szło! Ale co poradzić… takie to czasy były nie za przyjazne dla kobiet. Na szczęście się to zmieniło…

-Aurelia! Kobieto, ty jak się rozgadasz to koniec świata. Nie zamęczaj dziewczyny, myślisz, że obchodzą ją te twoje opowieści z dawnych czasów? To młoda dziewczyna i nie interesują ją takie rzeczy, a ty za dużo mielisz tym swoim jęzorem.- Mężczyzna przerwał stanowczo swojej żonie jej długi monolog, ja nie miałabym na to tyle odwagi. Właściwie nie przeszkadzało mi, że babcia Toma jest taka gadatliwa. To było zabawne i jak najbardziej pozytywne.

-A bo ty się akurat znasz na młodych dziewczynach, co Franek!? Skąd ty możesz wiedzieć, co interesuje Carmen, a co nie!- Oburzyła się kobieta. Wyglądała na bardzo niezadowoloną, więc nie chciałabym być w skórze dziadka.

-No wyobraź sobie kochana, że wiem o świecie trochę więcej niż ty. Nie jestem taki zacofany!- Podczas, gdy dziadkowie byli zajęci swoją zaciętą dyskusją Tom pociągnął mnie w stronę samochodu, z którego zaraz zabraliśmy dzieci.

-O wypraszam sobie! Nie jestem zacofana ty… bucyfonie! Ty to się znasz, jak krowa na znoszeniu jajka!

-Krowy nie znoszą jajek!

-No właśnie.- Na twarz babci wpłynął kpiący uśmiech, a dziadek zaś poczerwieniał ze złości.

-To my wam nie będziemy przeszkadzać, wejdziemy już do środka.- Wtrącił Tom i nie czekając na reakcję gospodarzy poprowadził mnie do budynku.

-Jakie przeszkadzać dziecko kochane! Przecież my już skończyliśmy. Obiad zrobiłam!- Zawołała za nami starsza pani i czym prędzej pognała w nasze ślady pozostawiając dziadka w tyle. Ciekawie się zapowiada… mam nadzieję, że oni nie będą tak zawsze. To naprawdę przekomiczne jednak na dłuższą metę może rozboleć głowa… poza tym to niezdrowe dla nich samych! Swoją drogą ciekawe, jak długą już żyją razem… może to stąd takie głupie kłótnie o nic? Czy my z Tomem też tak będziemy mieć za kilkadziesiąt lat? A czy my w ogóle wytrwamy kilka…? Czy mamy w ogóle szansę… nie byliśmy w stanie przetrwać nawet roku razem. To przerażające. Podziwiam tych ludzi, że są ze sobą tak długo…i zapewne nadal darzą się wielkim uczuciem. To po prostu widać pomimo ich kłótni…

 

###

A w następnym odcinku:

[…]-Maluchy już śpią? Myślałem, że wyjdziemy z nimi jeszcze na spacer…- Tom wszedł do pokoju stając obok mnie i również skupił swoje spojrzenie na bliźniakach.

-Może jutro… na dzisiaj mają chyba dosyć wrażeń, to była ich pierwsza taka wielka wyprawa.- Odparłam przyciszonym głosem.

-To może przejdziemy się sami?- Zaproponował spoglądając w moją stronę.- Dziadkowie będą czuwać nad nimi, nie musisz się martwić.- Zapewnił od razu zauważając moje zwątpienie.

-No dobrze…- Zgodziłam się w końcu. Czuję się, jakbyśmy naprawdę zaczynali od zera… chyba całkowicie zapominam, że to mój mąż, a nie jakiś tam chłopak, który próbuje mnie poderwać.[…]

 

-Zdradziłeś mnie z nią?- Nie wiedziałam, co powiedzieć, o co zapytać… z moich ust wydobyło się cokolwiek, które akurat przyszło mi na myśl. Chyba gdzieś w środku bardzo chciałam, aby mi odpowiedział na to pytanie i utwierdził w moim przekonaniu, że mimo wszystko zawsze był mi wierny.[…]

7 komentarzy:

  1. ~cukiierkoowaa4 grudnia 2011 13:51

    haha, nie no. Dziadkowie przekomiczni ; DPogodzili się już prawie do końca. To dobrze;Całuje i czekam na kolejna ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. No nareszcie wszystko zaczyna im się układać. Tom w tej opowieści jest strasznie odpowiedzialny :) Najbardziej rozbawił mnie monolog babci Toma, niezła kobieta z niej :) Mam nadzieję, że szysbko napiszesz nowy odcinek :) Pozdrawiam www.furimmer.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny odcinek bardzo ciekawy .Dziadkowie no zawodowi tak trzymać.Czekam na następny odcinek !!http://sercepodkroplowka.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  4. babcia wymiata!! no po prostu jest boska!!! no niby niby sie zaczyna ukladac, acz i tak niebezpieczenstwo wyczuc sie da ...xd czekam na nexta i podrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Ogólnie rzecz biorąc jest kilka opcji: albo Ty masz za dużo czasu i gnasz z dodawaniem odcinków, że ja wymiękam, albo ja mam źle zorganizowany czas, ewentualnie w ogóle go nie mam i za Chiny Ludowe nie nadążam już nie tyle z komentowaniem, co nawet czytaniem i byciem względnie na bierząco. Zdradzisz mi, jak Ty to robisz? Masz czas na coś innego niż pisanie? Bo moje wyobrażenie przedstawia się tak, że przychodzisz do domu i od razu zasiadasz do pisania... Mylę się? :) Ale do rzeczy, bo mam dziś jeszcze zajęcia na uczelni na 17 =/ Pasjonująca socjologia wzywa xD Cieszę się, że Carmen poruszyła groźba Toma. Widać, że chłopak wie, za jakie sznurki pociągnąć, żeby coś drgnęła w dobrym kierunku i właśnie to idalnie obrazuje, jak dobrze zna słabości i wartości swojej żony. O gosh!! Nienawidzę wypadków na drodze. Jeśli jest jakaś kraksa na głównej ulicy w Gdańsku, to cały ruch jest niemal sparaliżowany( oczywiście w dalej położonych rejonach jest spokój i jeździ się normalnie, ale jak ostatnio jechałam do domu, to 2 godziny wyjeźdżałam z samego Trójmiasta, a żadnego wypadku nie było, więc pomyśl sobie, ile traci się cennych minut, gdy coś faktycznie się dzieje) Haha, Tom w moich myślach wyglądał mega słodko, jak tak się martwił o swoje dzieci ;) Chyba próbował swoją troską zatuszować, że wcześniej ich nie rozpoznał xD No i oczywiście babcia rules!! Chciałabym, żeby moja staruszka rzucała takimi tekstami na prawo i lewo. Choć w sumie, ja nie miałam okazji słuchać słownych potyczek rodziców moich rodziców, gdyż obaj moi dziadkowie umarli zanim się urodziłam, dlatego bardzo podobała mi się ta wymiana słów. Podejrzewam, że gdybym miała coś takiego na co dzień, pewnie wzniosłabym wymownie oczy ku górze xD.Pozdrawiam =)

    OdpowiedzUsuń
  6. Super odcinek naprawdę i cieszę się że im się uda naprawic to co było wcześniej czekam na nexta :-) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Heloooł :D Czekam na nexta ^^ Twoje opo zaczęłam czytać 2 dni temu i jestem pod OGROMNYM wrażeniem :)Po pierwsze:dla Ciebie,że masz taką wenę i ,że miałaś cierpliwość to pisać :)Po drugie:dla mnie :D Za to,że chciało mi się to czytać od początku ^^Serdecznie zapraszam też na mojego bloga : www.zoom-into-me-bill.blog.onet.plPozdro - Nica <3

    OdpowiedzUsuń