niedziela, 28 września 2008

23. 'Nie mógłbym cię skrzywdzić.'

Oh, ledwieco zdołałam wyciągnąć Gustava z hotelu, to nawet ochroniarzszybciej zgodził się pomóc... Gutek zgodził się dopiero,gdy zagroziłam, że wywlokę go za uszy... no i jakoś sięwymknęliśmy.

Całąpiątką, bo dołączyła do nas Sara, udaliśmy się do jakiegoścentrum handlowego... i się

zaczęło...a mianowicie, nie zaczęły się zakupy i świetna zabawa, ale bieg iucieczka przed fankami. Byliśmy chyba głupi sądząc, że będziemymogli sobie zrobić normalnie zakupy... przebiegliśmy chyba całybudynek żeby je zgubić i się udało...

W końcumogliśmy normalnie pooglądać różne rzeczy na wystawach ikupić coś, jeżeli nam się spodobało...

Gustav wpewnej chwili postanowił nas opuścić twierdząc że musikoniecznie do toalety, więc wysłaliśmy za nim ochroniarza, tak nawszelki wypadek. My sobie poradzimy sami, jest nas więcej przecież.

-chodźmy dotego z bielizną!- wykrzyknął nagle Bill co nas zdziwiło, naprawdęnie wiem co go tak zafascynowało, czyżby nagle zapragną posiadaćkolorowe bokserki, które widniały za szybą na manekinie?

-oczywiście...-mruknęłam, nawet nie zdążyłam niczego więcej dopowiedzieć, aczarny wraz ze swoim bratem zniknęli w pomieszczeniu. Sarauśmiechnęła się tylko pod nosem i udała się za nimi niepozostawiając mi wyboru.

Sklep byłzwyczajny, jedyne co go różniło od innych to towar i nazwa.W większości była tu bielizna damska, tym bardziej nie rozumiałam,czego szuka tutaj Bill. Bo wątpię, że chodziło mu o tebokserki... a może? Ale przecież one są brzydkie! Trzeba mu to zgłowy wybić!

-Sara,pilnuj Billa, żeby nie kupił tych ohydnych kolorowych bokserek!-szturchnęłam przyjaciółkę, która odwróciłasię w moją stronę z wielkim bananem na twarzy.

-a myślałam,że ty Toma oglądasz w bokserkach...

-przestań.Ja nikogo nie oglądam w bokserkach.- zaprzeczyłam jej słowom, choćto było impulsywne posunięcie, przecież miała racje.

-aa... nojasne, ty oglądasz go bez!- zapiszczała i szybko ode mnie odeszłachowając się zaraz za jakimś manekinem przy, którym stałBill. Po chwili zauważyłam, jak żwawo z nim o czymś dyskutuje.

Westchnęłamciężko i wyszukałam wzrokiem Toma... no i go znalazłam.. stałsobie i molestował jakieś koronkowe majtki, wątpię, żeby mu siędo czegoś przydały.

Podeszłamdo niego z cwanym uśmiechem, ten uśmiech sam wpływał na mojątwarz, gdy widziałam Kaulitza w niecodziennej sytuacji...

-podobająci się?- zapytałam niespodziewanie, co go wystraszyło, bo ażdrgnął.

-a tak..ekhm..- odłożył ową rzecz i rozglądną się po sklepie- ale tobardziej. I chętnie bym cię w tym zobaczył.- wyszczerzył siępokazując mi jakiś koronkowy strój przeznaczony na nocpoślubną czy coś w tym rodzaju.

Zmierzyłamgo wzrokiem myśląc przez chwilę.

-musiałbyśbyć moim mężem.- stwierdziłam z poważną miną i wzięłam doręki ten komplet oglądając go z każdej strony. W sumie to byłcałkiem ładny, ale po co mi? On naprawdę był dla panny młodej, anie dla takiej jak ja...

-jakbym byłto byś to kupiła i mógłbym cię w tym oglądać?

-jasne! Anawet bez tego...- potwierdziłam uśmiechając się pod nosem, wogóle na niego nie patrzyłam, wiem że gdybym to robiła tobym się roześmiała, a wtedy nie wyszłoby poważnie.

-no dobra...wyjdziesz za mnie?!- nagle uklęknął przede mną łapiąc mnie zarękę, cała aż zadrżałam... wytrzeszczyłam oczy zniedowierzania, normalnie mnie zatkało. Byłam pewna że to tylkożarty, ale to nie zmieniało faktu że byłam zaskoczona...przechodzące obok kobiety spojrzały na nas dziwnie następniekomentując to między sobą...

-Boże, Tomwstawaj!- syknęłam czując na sobie coraz więcej spojrzeń. Wsumie nie przeszkadzało mi to, ale czułam się głupio...

-zostanieszmoją żoną?- powtórzył propozycję nie odrywając ode mnieswojego wzroku, wiedziałam, że jak nie odpowiem to się niepodniesie. Nie będę ukrywała, że znam go lepiej niż ktokolwiekinny za wyjątkiem Billa...

-tak!- dałammu odpowiedź, która go usatysfakcjonowała i o tochodziło...- a teraz wstawaj.- rozkazałam, a chłopak posłuszniepodniósł się i stanął naprzeciwko mnie z wielkimuśmiechem.

-gdziejedziemy w podróż poślubną?

-przystopujtrochę. Jeszcze daty ślubu nie ustaliłeś, a już chceszwyjeżdżać.- zwróciłam mu uwagę dusząc w sobie śmiech-po za tym, nie widzę pierścionka...- dodałam i wyminęłam gołapiąc przy okazji za strój, który tak mu siępodobał. Miałam zamiar go kupić, jeżeli nie dla kogoś to dlasamej siebie... może kiedyś się przyda?

Dogadałamsię jakoś z ekspedientką, trochę po angielsku, trochę po polskui coś z tego wyszło. Chyba trzeba podszkolić język... zapakowałami komplecik w ładną torebeczkę i kulturalnie podziękowała zazakup. Ale aż raziło od niej sztucznością i na kilometr widaćbyło, że ta praca wcale jej nie kręci... no współczuję,jednak nie wiem komu bardziej czy jej samej czy klientom...

-Carmen, coty tam kupiłaś? Udało mi się powstrzymać Billa przed tymibokserkami, wiesz że on naprawdę chciał je kupić?- Gdy tylkoodeszłam od kasy dopadła mnie Sara, miała dzisiaj bardzo dobryhumor co mnie cieszy. Chyba spodobał jej się Bill, w każdym raziebardzo dobrze się dogadują...

-to uwierzmi kochana, że uratowałaś całą ludzkość wybijając mu to zgłowy!- zaśmiałam się klepiąc ją po ramieniu.

-a jak!-wypięła się dumna ze swego czynu, takie chwile są wspaniałe...

-możemy jużiść dalej- zakomunikował czarny podchodząc do nas, on równieżmiał niewielką reklamówkę... czyli Sara pomogła wybrać mucoś znacznie gustowniejszego...

-a gdzieTom?-rozejrzałam się wokoło w poszukiwaniu głowy pełnej dredówprzysłoniętej czapką, ale nigdzie jej nie dostrzegłam.

-jeszczeprzed chwilą próbował dogadać się z jakąś kobietą, aona strzeliła mu z liścia...- odpowiedział zadowolony, jakby miałjakąś satysfakcję z tego, że jego brat dostał w twarz odkobiety. Ciekawe co jej nagadał...

Teraz całątrójką rozglądaliśmy się za nim, ale chyba gdzieśznikną... nie było go, a sklep nie jest tak ogromny, żeby go niezauważyć.

-zaczekajmymoże przy wejściu? Jeszcze przecież Gustav musi nas znaleźć.-zaproponowała Sara przypominając nam o jeszcze jednej osobie.Uznaliśmy, że to dobry pomysł i skierowaliśmy się do wyjścia,aby tam zaczekać na dwie zguby.

Po krótkiejchwili ze sklepu wyłoniła się sylwetka Toma...

-idziemy poGustava, nie ruszajcie się stąd.- zarządził Bill, którypewnie zaczynał się już martwić o przyjaciela. Może nie mógłnas znaleźć? Ale nie był sam...

Skinęliśmygłowami, a Bill wraz z Sarą oddalili się w kierunku toalet...

Staliśmytak sobie w milczeniu, nie wiem czemu, ale ściskałam tak mocno tąreklamówkę, że aż ręka mi się pociła...

-bolało?-wyskoczyłam nagle patrząc na lekko zaczerwieniony policzekKaulitza. Spojrzał na mnie zaskoczony, jakbym powiedziała cośdziwnego. Chyba sądzi, że ja o niczym nie wiem...

-co miałoboleć?

-nieźle ciprzywaliła...- stwierdziłam, odruchowo dotykając miejsca na jegotwarzy, które było poszkodowane...-co jej powiedziałeś?-zabrałam rękę czując się trochę niezręcznie. Poza tym ten jegowzrok sprawiał, że coś fruwało mi w żołądku...

Takie czułegesty w naszym przypadku są raczej niewskazane... a szkoda...

-nie wiem,nie znam tego języka.- odparł niezwykle cichym głosem. To jestwłaśnie dowód na to, że Kaulitz jest głupi. Jak możnamówić komuś coś, skoro nie zna się znaczenia tych słów?Ale ta głupota jest słodziutka w jego przypadku...

-jesteśmyjuż i możemy iść. Ja teraz proponuję coś zjeść.- Billspojrzał na nas pytająco, a my chyba do końca nie wiedzieliśmy oco chodzi. A może to nasze miny były jakieś dziwne? Ogarnęłomnie nieprzyjemne przygnębienie i sama do końca nie wiem z jakiegopowodu... bo to wszystko jest takie... inne...


#


Normalniemożna zapomnieć o całym świecie, ganiając po chodnikach iwszystkich napotkanych ścieżkach, uciekając przed samym gitarzystąTokio Hotel. Dobrze, że nie było tu żadnych reporterów, bomieliby zdjęć na pierwszą stronę jak nigdy.

Sara i Billszli sobie spokojnie cały czas o czymś rozmawiając i nawet niewiem czy zauważyli nasze nagłe przyspieszenie. W pośpiechuwcisnęłam Gustavowi moją reklamówkę, aby mi nieprzeszkadzała. Chłopak za bardzo nie wiedział o co chodzi, ale niemiałam czasu, żeby mu to wytłumaczyć. Tom był skłonny się namnie rzucić w każdej chwili i naprawdę nie wiem co by wtedyzrobił... ja tylko wyraziłam swoją opinię na jego temat,oczywiście nie obeszło się bez żartów no i... teraz muszęuciekać...

Nie wiemczemu mu się chciało za mną biegać w tych swoich workach,przecież mógłby się zabić.. miałabym wtedy wielkiewyrzuty sumienia...

-i tak ciędorwę!- usłyszałam za sobą, opadałam już z sił. Biegałamteraz między drzewami i ławkami w jakimś parku i jestem pewna, żegdyby nie szerokie spodnie Toma już by mnie złapał... a tak miałamdodatkowe szanse, żeby tego uniknąć.

Przystanęłamna chwilę pod wielkim drzewem opierając się o jego pień, dyszałamjak parowóz, ale nie chciałam się poddawać... chciałam gozmęczyć, może wtedy przeszłaby mu złość... ale prędzej siebiewykończę niż jemu przejdzie.

Rozejrzałamsię w lewo i prawo, czy przypadkiem nie nadchodzi, ale nie widziałamgo. Może dał sobie już spokój?

W każdymrazie ja odetchnęłam z ulgą i mogłam jeszcze odpocząć. Tylko,żeby mnie nie zostawili bo nie mam pojęcia gdzie jestem...

-myślisz, że to drzewo cię obroni?- poczułam nagle jak ktoś ściska mojąrękę, od razu rozpoznałam ten głos i dotyk. Chłopak wcale niewyglądał na zmęczonego, bynajmniej nie dyszał tak jak ja...

-nie... aleprzed czym miałoby mnie bronić?- uniosłam na niego swojeprzerażone spojrzenie. Tylko, że jakoś specjalnie się go niebałam. Co on może mi zrobić?

-a widziszten niewielki staw?- wskazał głową przed siebie uśmiechając sięniewinnie- zimna woda tam chyba jest... sprawdzisz?

-chyba ciodbiło. Nawet się nie waż.- zagroziłam z poważną miną. Chybabym go zabiła jakby mnie tam wrzucił. A jeżeli nie zabiła toobraziła się na śmierć.

-skorojestem idiotą i jeszcze innymi różnymi określeniami, którepadły z twoich słodkich ust to nic nie powstrzymuje mnie przed tym,żeby zafundować ci orzeźwiającą kąpiel.- stwierdził stająctak, abym nie miała jak uciec. Czułam jak kora drzewa wbija mi sięw plecy, to nie było przyjemne. W dodatku on też nie wyglądałjakby żartował...

-ale jażartowałam, przecież wiesz...- mruknęłam oglądając się pobokach w poszukiwaniu Sary, albo Bila... potrzebowałam terazpomocy... a ich nie było!

-żarty, czynie żarty... nie zmienia faktu iż to powiedziałaś, więc...zasłużyłaś sobie na taką kąpiel, można powiedzieć, że to zawszystko co do tej pory zrobiłaś źle wobec mnie.

-Tom, niemów do mnie taki tonem...- spuściłam wzrok na swoje buty.Czułam się dziwnie, gdy mówił tak szorstko i ostro, jakbymbyła jego najgorszym wrogiem... a właściwie przypominał mi facetaz dawnych lat, który bardzo mnie skrzywdził... a nie chciałamgo z nim kojarzyć... tamten był potworem... a wiem, że Tom takinie jest.

-boisz sięmnie?- oparł się ręką o pień nie spuszczając ze mnie wzroku,jednak zmienił ton. Wiedziałam, że on nie potrafi tak do mniemówić.

-jesteśnieobliczalny, a jak mówisz takim głosem to nie wiem czegomam się spodziewać...- wyznałam unosząc głowę. Boże on stałtak blisko... byłam właściwie między jego rękami, mógłbyzrobić ze mną co by mu się tylko zachciało, nie miałabym jakuciec, a on jest zdecydowanie silniejszy ode mnie...

-przecieżwiesz, że nie mógłbym cię skrzywdzić.

-wiem,dlatego ci ufam i pozwalam na te wszystkie wybryki.

-podobno jaksię komuś pozwala na wszystko to dlatego, że ta osoba jest kimśważnym i nie chce jej się stracić...- zaraz mi się słabo zrobi.Co on gada?! I dlaczego to głupie serce tak głośno bije, mamwrażenie że wszyscy je słyszą...

-a..ale.. japrzecież nie pozwalam ci na wszystko...

-a na co minie pozwoliłaś?- uśmiechnął się zapewne wiedząc, że nieuzyska odpowiedzi, bo nie było chyba takiej sytuacji, żebym muczegoś zabroniła. O tak, nawet nie zauważyłam jak zaczął robićze mną co mu się podoba...

Cholera, ale mi to też się podoba!

-wygrałeś.Jak zawsze, wygrałeś.


###


Wiem,że jestem niesłowna i w ogóle, bo notka miała być w październiku... alemam napisane już trochę do przodu, dlatego musiałam opublikować, żebymprzypadkiem się nie rozmyśliła i zupełnie wszystko pozmieniała. A zemną to różnie bywa ^^

Nowięc to na tyle z mojej strony, kolejna notka już na pewno w następnymmiesiącu. Na razie jest kolorowo, ale chyba zmienię przebieg akcji, oile w ogóle można nazwać to co się tu dzieje akcją xD

pozdrawiam ;*

czwartek, 18 września 2008

22. 'Plan Toma...'

Siedziałyśmyz Sarą prawie całą noc, aż w końcu zmęczenie zwyciężyło inawet nie zauważyłam jak padłam. Gardło mnie boli, za dużowczoraj mówiłam. Ale mimo starań Sary nie udało jej sięwyciągnąć ode mnie więcej niż chciałabym jej powiedzieć. Całyczas nad sobą panowałam i pilnowałam tego co mówię. Niebyło to proste, ale jakoś mi się udało.

Niestetymusiałyśmy rano się rozstać. Sara musiała wracać ze względu naślub jakiejś ciotki, czy tam kogoś... ale jeszcze będziemy miałynie jedną okazję żeby się spotkać.

Dzisiejszydzień też będzie męczący, a ja się nie wyspałam. Nie będziełatwo, ale cóż... takie życie... basistki Tokio Hotel...


-CARMEEEEN,słońce ty mojeeee!!- do pokoju wpadł Kaulitz piszcząc przy tymjak te jego fanki, które marzą żeby przynajmniej go mócdotknąć...

-darujsobie, Sary już nie ma.- mruknęłam obojętnie i wzięłam do rękiczerwony lakier, który następnie odkręciłam z zamiaremnałożenia go na wcześniej wypiłowane paznokcie.

-ale, żeco? Przecież nie ma znaczenia, czy ona jest, czy jej nie ma. Ja tuprzyszedłem, aby ci powiedzieć, że...

-że wykryliu ciebie udar mózgu?- dokończyłam za niego ze skupieniemmalując paznokcia na swoim serdecznym palcu...

-ej, co jaci zrobiłem znowu?

-a niewiem... tak jakoś od wczoraj mnie drażnisz swoimi niezrozumiałymialuzjami...-zerknęłam na niego. Kurcze, czego ja się znowuczepiam? No bo denerwuje mnie jak tak do mnie mówi, a ja niewiem o co mu chodzi. Jakieś słoneczka-dupeczka, co to ma nibybyć?!- zresztą ty nie musisz nic robić, żeby mnie denerwować.-dodałam po chwili, bo taka była prawda. Raz mnie drażni, a raz niei tak już chyba pozostanie zawsze. Co ja na to poradzę?

-chciałemtylko powiedzieć, że mamy dzisiaj wolny dzień, bo plany się impopsuły.- burknął niezbyt zadowolony i szybciutko wyszedł zhałasem zamykając za sobą drzwi, dając mi do zrozumienia, że...go uraziłam? Może on się stara, a ja tego nie doceniam?

To, co? Mamteraz krzyknąć : „ Tomuś, kochanie chodź tutaj do mnie, janaprawdę nie chciałam!” ?? Nie no, żałosne.

-TOM!!-nie... to nie ja teraz rzuciłam lakier i wyszłam za nim z pokoju...to chyba mój duch, bo ja wcale tego nie chciałam. Jakimprawem coś dziwnego mną kieruje!? Halo!! Carmen wracaj na miejsce!-Toom, czekaj...

-wiedziałem,że tak będzie.- zatrzymał się i obrócił w moją stronę,szczerząc się przy tym jak głupi do sera... zaraz go zjem. Połknęw całości, ale najpierw zgwałcę. Oho, Carmen skąd u ciebie takiemyśli?? ...

-ekhm...przecież wiesz jak jest... ja zawsze tak...- powiedziałamuśmiechając się pod nosem...

-no wiem...ale zaczyna mnie to już wkurzać, bo ja się staram, jestem miły anawet bardziej niż miły i to szczerze, a ty... a ty... a ty co?

-pseplasam...-spuściłam głowę... Boże drogi co ja powiedziałam... nie! Jak jato powiedziałam!? Jak jakieś dziecko, albo Bóg jeden wiekto... ja zasepleniłam jak kaczor Donald! Co ze mną...?

Zapadnę siępod ziemię...jak ja w ogóle się zachowuję!? Głupia,głupia, głupia!

-oj, chodźtu do mnie cukiereczku...- wyciągnął w moją stronę ręce i nieczekając na moją reakcję przyciągnął mnie do siebie... aaa...mądra, mądra, mądra...! Nie ma to jak go zmiękczyć smutnąminką... normalnie to on jest jak taki cukierek, któregomożna bez najmniejszych problemów rozgryźć a w nagrodęjeszcze uzyska się taki słodki mus...

Nawet jużnie miałam kiedy się odezwać, jak poczułam jego usta na swoich...

-co wyrobicie!?- zastygliśmy w miejscu, wcześniej się od siebieodrywając... Cała trójka, czyli Jost, Gustav i Bill patrzylina nas nie wiele z tego rozumiejąc... chociaż właściwie, Bill niewyglądał na zbyt zaskoczonego...

W każdymrazie mnie zatkało i nie miałam pojęcia co robić i mówić...

-oni sięchyba całowali.- zauważył mądrze Gustav z krzywym uśmiechem,David zgromił go swoim spojrzeniem...

-tozauważyłem, ale nie rozumiem co tu się do cholery dzieje!?

-aha! Bo oniprzegrali ze mną zakład i karą był pocałunek... no i właśniewykonali zadanie.- wtrącił się czarny ratując całą sytuacjęswoim wymysłem. Bo ja nic o zakładzie nie wiem, no chyba że moim zSarą... ale to coś zupełnie innego.

-Boże, a jajuż myślałem...- mężczyzna jakby odetchną z ulgą, czego nierozumiem,. Bo niby to coś złego, że się całujemy z własnejwoli??- jednak moglibyście wykonywać te zadania w innych miejscach,przecież tu mogą się kręcić paparazzi! A poza tym zakładajciesię o coś innego, bo to jest bardzo niemądre.- wyrecytowałspokojnym tonem i wyminął nas kierując się w swoją stronę...

-moglibyścietrochę bardziej uważać. Następnym razem nie uwierzy w mojąbajeczkę.- Bill rzucił nam groźne spojrzenie i podążył zaJostem... Gustav natomiast cały czas przyglądał nam się zezdumieniem i chyba nie miał zamiaru nigdzie się ulatniać...

-a ty co takpatrzysz?- Tom odezwał się do niego nie za bardzo zadowolony z tejcałej sytuacji...

-bo wieszco... ty naprawdę nie możesz przepuścić, żadnej laski.-stwierdził perkusista i w końcu poszedł sobie w nieznane...

-o co imwłaściwie chodzi?- mruknęłam cicho, było mi trochę głupio inaprawdę dziwnie się czułam. Co jest złego w całowaniu? Toprzecież bardzo przyjemna czynność i komu to przeszkadza? Jeszczetrochę i rozmawiać nam zabronią bo jakiś paparazzi będziemyślał, że Bóg wie co robimy.

-wiesz,chyba się nie wyspali. Zresztą ja też i to wszystko przez twojąprzyjaciółkę.

-a co ona cizrobiła?- zdziwiłam się, bo 'co ma piernik do wiatraka'? Sara byłacałą noc ze mną więc nie mogła mu nic zrobić...

-no przeznią musiałem sam spać i nie miałem się do kogo przytulić!-powiedział z wyrzutem, robiąc przy tym naburmuszoną minę...

-oj biednyty, kupię ci misia...

-a będziepodobny do ciebie?

-nie.-zaprzeczałam kręcąc zdecydowanie głową.

-dlaczegoo?

-bo nie matakiej drugiej jak ja. I nikt nie ma prawa się do mnie upodabniać,nawet pluszowe misie.

-ahhh...skorojesteśmy już przy misiach, to ja mam plaan... ale nikt nie może onim wiedzieć, za wyjątkiem ciebie...


#


Plan Toma...no cóż, chłopak wyraźnie chce podpaść Jostowi. Ale cotam, możemy zaryzykować, w końcu to nic takiego, a jak mamy wolnydzień to chyba nie będziemy się kisić w hotelu?

A jazrobiłam słodką minkę i mogłam wciągnąć w nasz plan Sarę...jacy faceci są ulegli... no akurat po nim się tego niespodziewałam, ale powiedzmy że to miła niespodzianka.Przynajmniej wiem co mam robić, gdy czegoś chcę.

Bo tak wogóle to David zabronił nam wychodzić razem gdziekolwiek,nawet sami nie możemy... lecz gdy chłopak proponuje zakupy, to sięnie odmawia, nie?

Jesteśmy wWarszawie! Przecież nie możemy stąd wyjechać z pustymi rękami...we Francji nie było kiedy robić zakupów, a teraz mamyokazję. Musimy tylko ostrożnie wymknąć się z hotelu i staraćżeby żaden paparazzi nie cyknął nam fotki, ani też żebynapotkać jakąś fankę, co jest prawie niemożliwe...

Czy myryzykujemy głowami? Oj biedna moja blond czuprynka... A Tomadredowa...

Ciekawajestem czy tu angielski znają, bo ja nie umiem polskiego takdoskonale... byłam tu bardzo dawno i chciałam nawet o tym zapomniećwięc nic dziwnego, że mam luki w słowniku.


-a możebyśmy tak Billa wciągnęli w to, co? Jakby się wydało, to on naswyratuje.- zaproponowałam. Czy ja go wykorzystuję? Bill chyba lubizakupy? David na pewno nie będzie zły jak on pójdzie znami...

-to miałabyć tajemnica, a ty zaraz weźmiesz ze sobą cały hotel.-stwierdził patrząc na mnie z założonymi rękami na piersiach...czyżby coś mu się nie podobało.? No nie... trzeba zrobić słodkąminkę...

-ale w sumieBill może być.- to jego brat, a on tak dziwnie o nim mówi..tak się chyba nie mówi o swoim bracie? Trochę więcejuczucia... swoją drogą minka chyba podziałała... oj, Kaulitz,Kaulitz... już jesteś mój.

-a..Gustav?- zapytałam cicho i niepewnie, to już będzie cały zespółi nie ma możliwości, aby Jost się nie dowiedział...- co tak sambędzie siedział...

-Boże,Carmeen... idź ich zawołaj i przy okazji zgarnij jeszcze tąpokojówkę!- oznajmił wskazując mi na drzwi. Cholera, jakąznowu pokojówkę!? Że niby tą rudą, zgrabną, a tamzgrabną! Ona jest chuda, a nie zgrabna... i w ogóle wcale niejest ładna... założyła krótką spódniczkę i myśli,że jest piękna. Też mi coś... ja też mogę założyć krótkąspódniczkę.... ale nie muszę, bo nawet przez spodnie widać,że mam ładne nogi,o.

-pokojówkę?!Zapomnij. Ewentualnie tego kelnera z restauracji.- uśmiechnęłamsię pod nosem i nie czekając już na odpowiedź wyszłam z pokoju.

Mamnadzieję, że chłopcy nie będą mieli nic przeciwko. Im teżprzydałoby się trochę rozrywki, bo tak zawsze siedzą w tychswoich pokojach i nigdzie nie wychodzą. Boją się, że ich fankinapadną? Mają ochronę. Nic im nie grozi.

A Gustav tow ogóle taki odludek, jakby mógł to by się do szafyschował. Może brakuje mu Georga? A może mnie nie lubi, dlatego, żezajęłam miejsce jego przyjaciela? ...

Zastukałamnajpierw do pokoju Billa, gdy usłyszałam ciche „proszę”,weszłam do środka, aczkolwiek trochę niepewnie... nie wiem czemu.Może obawiałam się że zobaczę coś co nie powinnam? Albo, żeBill będzie zły...

-o cochodzi?- zapytał od razu, gdy stanęłam pod ścianą i się tak naniego gapiłam jak na ósmy cud świata. No, nie mogęzrozumieć dlaczego ja mam taki beznadziejny gust. Bill to taki fajnychłopak, a mi podoba się jego brat. No, żałosne! Jestemżałosna... Boże!

-masz ochotęmoże na zakupy?

-że coproszę? Zapomnij, Jost zakazał opuszczania hotelu, wszystkim.

-Bill,proszę cię... nie chce siedzieć tutaj cały czas... a przecieżnic się nie stanie...- chciałam go przekonać, był mi potrzebny natych zakupach. Nie wiem dlaczego, ale po prostu był i tyle.

-ty naprawdęchcesz, żeby Jost się na ciebie wkurzył.- stwierdził patrząc namnie z lekkim uśmieszkiem na twarzy, który bardzo przypominałuśmiech Toma. No, tak... co w rodzinie, to nie zginie...

-no chodź,będzie fajnie. A już nie mogę się z tego wycofać bo wkręciłamw to moją przyjaciółkę. Sara bardzo chętnie cię bliżejpozna.- poruszyłam zabawnie brwiami, choć nie wiem w jakim celu...to tak jakoś samo... ja tam wcale nie mam zamiaru nikogo do siebiezbliżać, ale jak coś wyjdzie... to samo... samo, samo!

Przecieżwiele rzeczy dzieje się samo. Na przykład, jak ja całuje się zTomem, to tak samo wychodzi...

-dobra,pójdę. Przynajmniej David nie wywali cie z zespołu, bomusiałby wywalić nas oboje.

-a raczejwszystkich...- poprawiłam go zadowolona, że nasz plan siępowiedzie. - do kompletu brakuje tylko Gustava... no i trzebaprzekonać ochroniarza, żeby nas nie wydał...

-ty kiedyśtrafisz do kryminału, Carmen.


###


Nie mamwiele do powiedzenia. Mam nadzieje, że notka nie jest najgorsza, pewniebędą gorsze ^^ I mimo tego, że trwa rok szkolny, co wiąże się z małąilością czasu wolnego, podjęłam się kolejnego wyzwania i tak teżpowstało nowe opowiadanie --> Kolorowe sny...

pozdrawiam ;*


piątek, 5 września 2008

21. ' Wariat i tyle.'

Jeszczetrochę i zwariuję. To dopiero drugi kraj, a ja już mam serdeczniedość tych hotelów. Teraz znajdujemy się w Warszawie.Myślałam, że mnie staranują jak wysiadłam z samochodu. Te fankisą jakieś niewyżyte, gdyby nie ochrona porwałyby pewnie Billa,zresztą Gustav i Tom nie mieliby lepiej. Dla mnie to jest bardzodziwne zachowanie, ale nie wiem jak one się czują. Pewnie są wsiódmym niebie, że w końcu będą mogły na żywo usłyszeći zobaczyć swój ukochany zespół. Tylko żeby sięmnie nie czepiały, bo ja nie mam ochoty z nimi walczyć.

Poprostu cudownie zapowiada się ten dzień. Cały czas próby,potem wywiad i jakaś tam sesja zdjęciowa... jutro mamy chybapierwszy koncert, a potem co? Znowu wywiad. I zmiana miasta!

Katowice.Ciekawe co będzie następne. Nie wiem nawet ile zagramy koncertóww Polsce i nie chcę wiedzieć. Jak na razie to marzy mi się gorącakąpiel i ciepłe łóżko. Tutaj jest o wiele chłodniej niżwe Francji, ale nic na to nie poradzę, w końcu październik...


Tomrozmawiał z Jostem na temat pokoi i w końcu zrobił tak, że terazmusi mieszkać razem z Billem. Menadżerowi się to nawet spodobało,bo wyszło taniej. Ja i Gustav mamy swoje jednoosobowe pokoiki. I nienarzekam. Może ten hotel nie jest tak wspaniały jak w Paryżu, alemi to nie przeszkadza. Nie potrzebuję klimatyzacji ani Bógwie jakich luksusów. Wystarczy, żeby było porządne łóżkoi ładna łazienka, co właśnie chyba mam. Więc nie powinno byćproblemu. Nawet windy nie potrzebuję, bo mój pokójznajduje się na pierwszym piętrze i bez problemu mogę sobiepodreptać schodkami. Przecież ruch jest zdrowy...

Itak właśnie sobie weszłam po tych schodkach na to piętro taszczącze sobą swoje rzeczy, uparłam się że sobie poradzę. Niepotrzebuję żadnego tragarza. Jak zobaczyłam tego pana co miał miniby te walizki zanieść do pokoju to w ogóle nie było mowy.Wolałam sama podjąć się tego zadania, bo jeszcze wydarzyłoby sięjakieś nieszczęście... ten pan bowiem był chyba szczuplejszy odemnie.

Korytarzbył całkiem, całkiem. Jak dla mnie może być. Nie jestem jakąśtam gwiazdką z wymaganiami. Co innego Kaulitz, on to musiał jechaćwindą, chociaż jego pokój znajduje się na tym samym piętrzeco mój. Nie wiem tylko, dlaczego David zamieszkuje zawsze innepiętra niż my. Może chce się od nas odizolować na jakiś czas,żeby odpocząć?

Odnalazłamszybko drzwi z numerem trzynaście i z uśmiechem podeszłam do nich,następnie je otwierając. Tak jak myślałam, pokój nie byłtaki cudowny jak w Paryżu, ale nie był też najgorszy.Najważniejsze, że łóżko było duże i ładnie sięprezentowało.

Weszłamszybko do środka i zamknęłam drzwi, kolejno kierując się dookna, aby wpuścić trochę powietrza do pomieszczenia.

Naniebie zbierały się ciemne chmury, zapowiadające deszcz. Lubię,gdy pada, wtedy wszystko wydaje się takie świeże, rośliny, drzewai powietrze ma wtedy taki piękny zapach... aż chce się żyć.

Otworzyłamokno i opadłam na łóżko, wiedząc że zaraz będę musiaławstać i udać się na próbę. A mam taką ochotę zanurzyćsię w ciepłej wodzie, a potem otulić się kołdrą, zamknąć oczyi odpłynąć w krainę marzeń i beztroski...

Przymknęłamna moment oczy, chcąc choć na chwilę o wszystkim zapomnieć, alewłaśnie wtedy bezczelnie rozdzwonił się mój telefon,powodując że aż podskoczyłam.

Spojrzałamz niezadowoleniem na wyświetlacz, ale to zaraz minęło, gdyujrzałam imię przyjaciółki. Dawno z nią nie rozmawiałam.

Nacisnęłamzieloną słuchawkę i przystawiłam aparat do ucha.

-noi czego się nie odzywasz?! Żyjesz w ogóle?- od razunaskoczyła na mnie, nie pozwalając się nawet odezwać.- gdziejesteście? Jak tam Kaulitz?

-hej,spokojnie. Nie nadążam za tobą.

-tywiesz co? Moja matka zaciągnęła mnie do Polski, bo niby jakaściotka bierze ślub i my musimy na nim być!- wyrzuciła z siebie,jakby to było coś okropnego. Ja natomiast od razu się ożywiłamsłysząc nazwę kraju. Przecież to oznacza, że ona gdzieś tu jesti możemy się zobaczyć.

-naprawdęjesteś teraz w Polsce?

-noniestety.- mruknęła niezbyt zadowolona w przeciwieństwie do mnie,bo ja byłam wielce szczęśliwa. Normalnie jakbym wygrała w totka.

-tofantastycznie! Gdzie jesteś? My dzisiaj przyjechaliśmy do Warszawy.

-serio?A to wszystko zmienia. Musimy się spotkać!

-jestemw jakimś hotelu, napiszę ci nazwę sms-em i spotkamy sięwieczorem, bo teraz nie mogę...

-ok.Ale super, będziemy mogły w końcu normalnie pogadać, bo przez tentelefon to ja od ciebie nie mogę się niczego dowiedzieć.-stwierdziła już z większym entuzjazmem.- a mamy tyle do omówienia!

-otak, na pewno... już się boję...- powiedziałam cicho, wyobrażającsobie te wszystkie pytania, którymi Sara mnie zaatakuje iwiększość zapewne będzie dotyczyła naszego zakładu, któryrzekomo przerwałam i nie powiadomiłam jej że zmieniłam zdanie...

-muszękończyć, mama mnie woła. Ona jak się przyczepi to nie maspokoju...

-rozumiem.Ja też muszę kończyć, mamy próbę.

-todo zobaczenia!- rzuciła na koniec po czym zakończyła połączenie.Cudownie było znowu ją usłyszeć. Bardzo się ciesze, że przezten zwykły przypadek będę mogła się z nią zobaczyć. Mójpech chyba odszedł na zawsze, przynajmniej mam taką nadzieję, bojak na razie wszystko układa się wspaniale. I niech tak pozostanie.

Odłożyłamtelefon na szafkę stojącą obok łóżka i podeszłam dowalizki, aby wybrać z niej jakieś ciuchy. Muszę się szybkoprzebrać i pędzić na dół, mam nadzieję, że jeszcze namnie nie czekają. W ogóle nie wiem, na którą sięumówiliśmy... może by tak ktoś mnie powiadomił? Dobrze bybyło, ale wszyscy chyba zapomnieli o Carmen. Wielka szkoda. Tylkoniech potem nie narzekają, że musieli tyle czekać. Nie mojawina...


#


-trochęw lewo moja droga!- już po raz setny chyba, przestawiałam się takjak sobie tego życzył pan fotograf i normalnie szlag mnie jużtrafia. Jestem wykończona, a czeka mnie jeszcze spotkanie z Sarą.Najpierw próby potem wywiad, który wbrew pozorom byłbardzo męczący... nie wiem jak długo to wszystko wytrzymam.

-dobra,wystarczy.- upragnione słowa dotarły do moich uszu... nareszciemogłam odetchnąć. Od dzisiaj nienawidzę aparatu i wszystkiego coz nim związane.

-wracamydo hotelu.- zarządził David i wszyscy z wielką chęcią wyszli zestudia, a ja razem z nimi. Niestety moje marzenia o gorącej kąpielii ciepłym łóżeczku, nadal pozostaną tylko marzeniami...będę musiała jeszcze się spotkać z Sarą. Cieszę się bardzo,ale jestem zmęczona. Na pewno mój entuzjazm byłby większy,gdyby dzisiaj nas tak nie męczyli cały dzień. Wole nawet niemyśleć, co będzie jutro.

Studioznajdowało się niedaleko hotelu, więc szybciutko dojechaliśmy namiejsce. Nawet miło jest, gdy tak wszyscy milczą i od czasu doczasu uśmiechają się pod nosem. Tak jest, jak jesteśmy zmęczeni.Bo zwykle to zawsze ktoś zarzuci ciekawym tematem, więc albonormalnie rozmawiamy, albo się kłócimy.

Weszliśmydo budynku tylnym wejściem. Fanki już wiedzą gdzie nas szukać iobstawiły główne wejście, z tyłu było ich nieco mniej.Oczywiście nie obyło się od ciekawskich spojrzeń, bo niby kim jajestem, nie? Nie wiem, czy wiedzą iż zastępuję Georga... mamnadzieję, że nie będzie im to przeszkadzało.

Życiedo mnie wróciło, gdy zobaczyłam w recepcji wysoką,krótkowłosą blondynkę. Byłam pewna, że to Sara i się niemyliłam. Myślałam, że tam się zachlastam z radości. Wpodskokach podbiegłam do niej, a wszyscy inni spoglądali na mniejakbym wyszła z psychiatryka... ale co tam! Rzuciłam się na niąznienacka, gdyby nie lada o którą się opierała obieupadłybyśmy na podłogę. Pewnie nie byłoby to miłe... ale udałonam się tego uniknąć.

Kiedymoja przyjaciółka zorientowała się, że ja to właśnie jai doszło do niej wszystko co się dzieje, normalnie zapiszczała jakte dzikie fanki..

-Alyson!Boże, jak ja cie dawno nie widziałam...

-aja ciebie! Urosłaś chyba...- zaśmiałam się mierząc ją wzrokiemz góry na dół. Swoją drogą dawno nikt nie zwracałsię do mnie po drugim imieniu... przywykłam już do Carmen... muszęo tym jej koniecznie powiedzieć. Coś czuję, że dzisiaj nie będęmiała kiedy spać...

-noco ty, ja już nie rosnę.- wyszczerzyła się i rozejrzała dookoła.Ja już się domyślam, kogo ona szuka...- a gdzie...

-Carmen,co ty robisz? Przecież tu mogą się kręcić paparazzi, a tyrzucasz się na jakieś dziewczyny jak na mięso. - usłyszałam głosJosta, który bezczelnie przerwał mojej przyjaciółce,w dodatku porównując ją do mięsa...

-ej,to nie jest żadne mięso, tylko moja przyjaciółka.-szturchnęłam go robiąc oburzoną minę- a poza tym nikogo tutajnie ma.

-dobra,dobra. Ale pamiętaj, że rano masz być na śniadaniu punktualnie.-zaznaczył i odszedł... coś humorku nie ma nasz menadżer, a jawręcz przeciwnie...

O,uwaga Kaulitz nadchodzi. Przecież on nie może przepuścić żadnejblondyny...

-ktoto?- zapytał jak małe dziecko i zlustrował Sarę jak jakiś okaz wmuzeum. Nie podoba mi się jego mina. Przypominam, że to ze mną sięcałuje! I ze mną śpi!

-krótkąmasz pamięć Tomuś. To jest Sara, moja przyjaciółka. Wysilmóżdżek to skojarzysz.- uśmiechnęłam się ironicznie, ohjak ja dawno tego nie robiłam... brakowało mi tego...

-aha,no tak. Papużki nierozłączki, pamiętam.- odwzajemnił ironicznyuśmieszek, tyle że jemu wyszło to znacznie lepiej. Przynajmniejtak mi się wydawało. Widziałam, że Sarę to bardzo bawi, bopowstrzymywała śmiech, ale zignoruję ten fakt.

-przypadkiemnie śpieszy ci się do łóżka?- mój ton mówiłwyraźnie „idź sobie” i miałam nadzieję, że Tom to pojmie izaraz zniknie...

-anie, zaczekam na ciebie.- stwierdził jakby obojętnie i wlepił wemnie swoje spojrzenie. Super, a co to miało znaczyć?- W czyimpokoju dzisiaj śpimy, Carmelko?- dodał po chwili, wprawiając tymsamym Sarę w osłupienie. Może kiedyś zrobię tą przysługęcałemu światu i go zabiję. Najpierw będę go torturowała, tak...będzie umierał powolutku w męczarniach...

-dzisiajśpisz sam.- syknęłam patrząc na niego z mordem w oczach.

-oh,jak chcesz. Ale jakbyś zatęskniła, to wiesz gdzie mnie szukać,cukiereczku!- zamrugał oczami i posyłając nam swój słodkiuśmiech poszedł do windy... ugh!

-powieszmi co jest grane?- no i teraz będę musiała się tłumaczyć. Askąd ja mam wiedzieć co mu odbiło?

-topo prostu wariat i tyle.- skwitowałam uśmiechając się pod nosem iruszyłam w stronę schodów, kiwając wcześniej głową, abyposzła za mną.

Niebędę jej wyjaśniać zachowania Toma, chyba moja odpowiedźwyraźnie zakończyła ten temat, ale mogę jej opowiedzieć dużoinnych rzeczy... być może to jej wystarczy, bo jakoś nie czujęchęci aby opowiadać jej o tym co zaszło pomiędzy mną a nim... tonic wielkiego, ale chce to zachować dla siebie. Wbrew pozorom tobyły przyjemne chwile, a ja zwyczajnie mu ulegałam, więc wyszłobyna to, że jestem słaba. A nie mogę pozwolić, żeby Sara myślała,że miała racje... zaraz zaczęłaby mi wypominać te swoje głupieprzypuszczenia... wolę tego uniknąć. Dla świętego spokoju,pominę parę sytuacji... czasami lepiej wiedzieć mniej niż zadużo...


###


Zanami już 1 września ;] Cudowny dzień. Miałam piękne rozpoczęcie rokuszkolnego, tak mi się przynajmniej wydaje bo jakimś dziwnym przypadkiemominął mnie apel ^^ Cóż... wielka szkoda ;D Ale ogólnie to jest fajnie,pomijając fakt że już mam pełno nauki, lecz to chyba normalne. Sądzę,że notki teraz będą się pojawiały właśnie tak od piątków do niedziel,niestety w tym roku nie mogę sobie pozwolić na olanie szkoły... i nawetnie chcę. Czas pokazać na co mnie stać, więc moja "twórczość " odchodzina drugi plan wraz z Tokio Hotel, co nie znaczy, że przestanę pisać,nie ma takiej możliwości.

Więcto na tyle, jeszcze tylko oznajmię że znowu zmieniłam nick, którym mamzamiar się posługiwać w internecie, żeby nie było zdziwienia ;) Już niema k-n, teraz jest Ka. , tak zwyczajnie...

pozdrawiam ;*