wtorek, 30 października 2012

193.'A jak ona w ogóle będzie już do końca życia myśleć, że jedzenie to samoloty!?'

Kiedywydaje się, że wszystko co najgorsze jest już za nami, nagle przychodzi moment,w którym zdajemy sobie sprawę, że to nas wcale nie opuściło. A właściwie mytego nie opuściliśmy… Okazuje się, że nie można czegoś ot tak wymazać zeswojego życia i ja przekonuję się o tym już nie pierwszy raz. A co się z tymwiąże? Oczywiście musiałam obudzić w sobie wszystkie złe wspomnienia, aby mócpowrócić do normalnego funkcjonowania. Bo jak się o czymś nie mówi, to nieznaczy wcale, że tego nie ma! Tylko czemu muszę zawsze dojść do skrajnegomomentu, aby w ogóle cokolwiek z tym zacząć robić… Może ja powinnam na stałespotykać się z psychiatrą? Zaczynam się bać, że już nigdy nie będę normalna…

-Próbowałemsię zabić.- To były ostatnie słowa, jakich spodziewałam się usłyszeć od Toma.Nie, ja w ogóle nigdy w życiu nie spodziewałam się ich usłyszeć! W dodatkuwybrał sobie fatalny moment, bo akurat piłam poranną kawę, którą natychmiastzaczęłam się krztusić. I to dosyć poważnie, więc Gitarzysta musiał od razuzareagować rzucając mi się na ratunek. No jeszcze umrę przez kawę!- Carmen! Nojak pijesz!

-Co!?-Wykrztusiłam patrząc na niego wielkimi oczyma.- Jak piję!? To ty mi tufundujesz takie informacje znienacka! I w ogóle, co to miało być?

-Twójlekarz mówił, że muszę być z tobą szczery. Powinniśmy rozmawiać, bo jesteśmyprzecież małżeństwem. Więc ci mówię… Załamałem się i chciałem umrzeć.-Wyrecytował na jednym oddechu. Musiała minąć dobra chwila, abym wyszła z szokui zdołała w ogóle coś z siebie wydusić. Co on do mnie mówi!?

-Jakto? Tom! No jak!?

-Normalnie…połknąłem tabletki, popiłem alkoholem…

-Niepytam jak!- Przerwałam mu mając wrażenie, że rozmawiam teraz z idiotą.- Dlaczego?A nasze dzieci!?- Nie mieściło mi się to po prostu w głowie. Nie rozumiem, coskłoniło Toma do takiej głupoty. Myślałam, że jest odpowiedzialny, że zdajesobie sprawę z tego co robi…  I choćbynie wiem, co się działo… Przecież mamy jeszcze dzieci! On je miał… Ja chciałam zostawićje pod jego opieką. W najgorszym momencie swojego życia byłam pewna, że niezostawiam ich samych tylko z kochającym ojcem…

-Niewiem co mi się stało…- Odparł skruszony.- Wiem, że to było głupie… żałuję tego!Od razu pożałowałem! Jeszcze zanim odleciałem chciałem to cofnąć, ale już sięnie dało…- Zaczął się tłumaczyć, ale dla mnie nie było żadnego wytłumaczenia.Nie było nic, co by go usprawiedliwiło!

-Aja cię prosiłam, żebyś zaopiekował się naszymi synami… Nawet miał oko na mojąsiostrę. Chciałeś to tak po prostu… Czemu tego chciałeś?- Uniosłam na niegoswoje pełne niezrozumienia spojrzenie. Z tego wszystkiego oczy, aż zaszły miłzami. Bo przecież… mogłam go stracić. Mogłam wrócić… A jego by już nie było…

-Boja nie chcę bez ciebie żyć, Carmen.- Złapał moją rękę przykucając przy mnie.-Jesteś mi potrzebna… Życie bez ciebie po prostu jest bezsensu.

-Aco by było gdyby ci się udało!? Gdybyś umarł, a ja bym wróciła! I ciebie by niebyło! Co by wtedy było Tom!?- Podniosłam się gwałtownie nie mogąc spokojnieusiedzieć z tych emocji.

-Niewiem…- Spuścił głowę.- Ale to był najgorszy okres w całym moim życiu Carmen…Chciałem, żeby to się skończyło.

-Aletak nie można! Nie możesz się tak poddawać, gdy coś nie idzie po twojej myśli.-Rzekłam już nieco spokojniej. Nie łatwo było mi go zrozumieć, ale przecieżjakby nie patrzeć to wszystko z miłości. A z miłości popełnia się czasemgłupoty…

-Wiem,przepraszam. Proszę, wybacz mi… Już nigdy więcej nie będę tchórzył. Obiecuję.-Podszedł do mnie spoglądając mi w oczy.- Nawet w najstraszniejszych chwilach.

-Niewolno ci umierać Tom.- Przytuliłam się do niego.- Nie przede mną.

-Dobrze…-Złożył pocałunek na moim czole.- A ty chcesz mi coś powiedzieć?

-Tak.-Odsunęłam się od niego czując, że jeśli teraz tego nie powiem, to nie zrobiętego nigdy. Może to i lepiej, że zaczął te rozmowę tak nagle i w tym momencie.Odetchnęłam głęboko zbierając się w sobie i patrząc przy tym na niegoniepewnie.- Ta dziewczyna wyrządziła nam wiele krzywd… Można powiedzieć, żestała za każdym naszym nieszczęściem. I… to co mi zrobiła… To wszystko nadal wemnie jest. I nie tylko wewnętrznie… bo zostawiła mi blizny, które za każdymrazem przypominają mi o tym wszystkim. Ja bardzo chciałabym wrócić donormalności. Chciałabym się z tobą w końcu kochać, jak kiedyś… ale boję się, żegdy tylko zdejmę bluzkę te cholerne blizny przypomną mi o wszystkim.

-Przecieżnie musimy się z tym spieszyć…

-Aleja chcę! Ja już mam dosyć tego wszystkiego Tom! Chcę normalnie żyć. Jestemtwoją żoną do cholery! I chcę żeby nasze małżeństwo było normalne…- Przerwałammu czując, że znowu ponoszą mnie emocje.

-Wiesz,że zrobię wszystko, aby było dobrze…

-Więcspraw, żebym nie bała się iść z tobą do łóżka.- Spojrzałam mu w oczy. Wydawałsię być nieco zagubiony w tym wszystkim.

-Niechcę, żebyś się czegokolwiek bała… Może jak wyjedziemy, coś się zmieni? Możenaprawdę wystarczy niewiele i chwila czasu… A gdy tylko będzie to możliweobiecuję, że pozbędziemy się tych blizn. Wiem, że to nie wymaże wspomnień, anirzeczywistości… Ale chcę, żebyś czuła się dobrze.

-Kochamcię.- Uśmiechnęłam się do niego lekko i zbliżyłam się całując namiętnie jegousta.- Chcę już być na Malediwach…

-Toakurat najmniejszy problem, choćby zaraz możemy wsiąść do samolotu.

-Obiecaj,że jak już stamtąd wrócimy wszystko będzie jak dawniej…- Poprosiłam, choćwiedziałam, że dużo wymagam. To trudna obietnica. Ale wierzyłam, że Tom jest wstanie sprawić, aby było dobrze… Bo to przecież mój Tom.

-Obiecuję.

 

#

 

-Nootwórz pyszczek, tatuś zaparkuje samolocik.

-Bill,jak ty do dziecka mówisz!- Melanie spojrzała oburzona na swojego chłopaka,który właśnie karmił małą Sarę.

-Nonormalnie.- Stwierdził nie rozumiejąc o co jej chodzi.- Bawię się w samoloty,żeby jej się lepiej jadło.

-Świetnie,ale twoja córka nie ma pyszczka?- Uniosła brwi oczekując, że Wokalista zostanieoświecony przez niebiosa.- To nie zwierzę? Chyba za bardzo spoufalasz się zpsami!

-Noweeź przestaaań, to nic takiego przecież.- Jęknął przeciągając przy tym literypo czym odwrócił się do swojej córeczki posyłając jej swój szeroki uśmiech.- Noto lecimy dalej, co mała? Patrz ile jeszcze samolotów zostało.

-Ajak ona w ogóle będzie już do końca życia myśleć, że jedzenie to samoloty!?-Blondynka poderwała się nagle z miejsca wystraszona.- Wiesz, że takie małedzieci są już mądre i w ogóle ! One dużo rozumieją!

-Mel…Weź lepiej usiądź, jak siedziałaś.- Mruknął wstrząśnięty wręcz jej dziwnąwypowiedzią. Jego dziewczyna bowiem zawsze zaskakiwała go swoją mądrością, anigdy przeciwnie więc doznał małego szoku. Oczywiście tłumaczył to sobie jejciążą, co było bardzo dobrym argumentem na niemal wszystko.

-Jakdamy na imię naszemu dziecku?- Wyskoczyła z kolejnym pytaniem, które przyszłojej akurat do głowy.

-Nieznamy jeszcze płci.

-Wiem…Ale trzeba by zacząć myśleć. Wiesz, że to nie jest takie proste.

-MożeCarmen i Tom?- Zaproponował uśmiechając się pod nosem. Nie myślał o tym zbytpoważnie, to raczej miało być drobnym żartem, jednak jego ukochana od razuzaczęła to analizować, aby na końcu dojść do wniosku, że to wcale nie jestgłupi pomysł.

-Togenialne, wiesz!? Carmen, albo Tom. Ha! I jeszcze weźmiemy ich na chrzestnych.-Rzekła zadowolona  

-Pragnęzauważyć, że nasze dzieci jeszcze chrztu nie miały…- Mruknął pod nosem, co nieumknęło jej uwadze.

-Tomoże zaczekamy, aż urodzi się dzidziuś i ochrzcimy całą trójkę. Oo! A Tom iCarmen dołączą do nas ze swoją dwójką i będzie cudownie!- Dziewczyna jednak wogóle nie traciła entuzjazmu. Teraz po tych wszystkich nieprzyjemnychprzejściach, chciała myśleć jak najbardziej pozytywnie i widzieć przyszłość wjasnym świetle.

-Dobrze,możesz z nimi porozmawiać. Powiedz mi lepiej z kim my zostawimy dzieci na czastej mini imprezy z różnych okazji?

-Noz Claudią? W końcu od czego ona jest?

-Aleona zazwyczaj zajmuje się bliźniakami Toma… Dwójka dodatkowych dzieci, to chybatrochę więcej wysiłku nie?

-Ojprzestań, poradzi sobie. Poza tym one szybko pójdą spać!- Stwierdziła zpewnością w głosie, nie widząc żadnego problemu. W sumie nie przepadała zaClaudią jednak jeden raz może skorzystać z jej pomocy. Chyba każdemu przyda sięodrobina rozrywki.- Właśnie! Dobrze, że mi przypomniałeś. Muszę zadzwonić doAmelii i wszystko z nią omówić jeszcze.

-Chwila,że niby co omówić?

-Noimprezę! W końcu musi być coś do jedzenia, picia, jakaś muzyka, jacyś goście…

-Sądziłem,że to będzie rodzinne grono.- Przerwał jej zdumiony nowymi informacjami, jakiemu przekazała.

-Oj bo będzie. Sami swoi! Ale i tak musimy pogadać. Więc nakarm w końcu tobiedne dziecko, a ja idę zadzwonić.- Oświadczyła zadowolona i posyłając mu wpowietrzu całusa opuściła radosnym krokiem kuchnię pozostawiając Billa sam nasam z córką, która zaś przez jego nieuwagę zdążyła już wsadzić obie rączki domiseczki ze swoim obiadkiem.

-OjSaruś no co ty robisz…- Pokręcił głową z dezaprobatą, gdy już spostrzegł cowyczynia jego córeczka i sięgnął po papierowy ręcznik, aby wytrzeć dziewczyncebrudne rączki. Sama główna bohaterka była bardzo z siebie zadowolona i podobałojej się również to, jak Wokalista czyści jej paluszki, co okazywała swojąroześmianą buźką wydając dodatkowo typowe dziecięce, entuzjastyczne dźwięki.-Wiesz mogłabyś w końcu zacząć mówić.

-Dadaa…

-Nie,nie „dadaa” tylko tata, o. I w ogóle coś więcej, a nie tylko tata. Ale idzieszw dobrym kierunku! Pamiętaj, pierw powiedz tata, a dopiero potem mama.-Wyrecytował uśmiechając się do niej szeroko.

 

###


Coś ślimaczym tempem dążę do końca ^^