sobota, 28 listopada 2009

98.'Wykorzystana.'

 

Przekręcałam się z boku na bok nie wiedząc już, jak się ułożyć, aby było mi wygodnie. Sądziłam, że jest jeszcze środek nocy, ale bardzo się rozczarowałam, gdy przypadkowo rozchylając powieki poraziło mnie słońce. Głowa mnie bolała i ogólnie nie miałam ochoty, żeby wstać, lecz najwyraźniej spać też mi się już nie chciało skoro męczyłam się od dobrych piętnastu minut. Westchnęłam ciężko otwierając z trudem oczy. Byłam jednak jeszcze bardzo ospała skoro pocałunek ze strony Toma, był dla mnie wielkim szokiem. Spojrzałam na niego wystraszona, jakbym nie wiedziała, co się stało.

-Co ty tutaj robisz?- Wypaliłam nie zastanawiając się zbyt długo.

-Jak to co? Mieszkam.- Uśmiechnął się i ponownie musnął mój policzek.- Ale widzę, że coś cię to nie cieszy.

-Nie powinieneś być w pracy?- Zmrużyłam oczy ignorując jego głupią uwagę. Jak może mnie to nie cieszyć, no naprawdę dobre sobie.

-Złożyłem wymówienie.- Odparł poważnym tonem, co jeszcze bardziej mnie zszokowało.-Oj, żartuje! Mam dzisiaj wolne, narzekałaś, że mnie nie będziesz mieć, to zrobiłem tak, że mnie masz.- Znowu mnie pocałował, a ja dopiero teraz zaczęłam czerpać z tego przyjemność. Tak, od razu lepiej.

-Głowa mnie boli, czy ja nie za dużo wczoraj wypiłam?

-No może trochę.- Zaśmiał się.- Ale było baardzo fajnie, naprawdę. Muszę częściej podawać ci alkohol.

-Co zrobiłam?

-Nie, no nic... tak właściwie, dokładnie, dosłownie nic.- Wyszczerzył się do mnie, a ja rzuciłam mu pytające spojrzenie.-Wróciliśmy do domu i stwierdziłaś, że koniecznie musimy całą noc spędzić na tworzeniu dzidziusia... muszę powiedzieć, że ciekawie się zapowiadało, z tym że w rezultacie padłaś jak mucha. - Parsknął śmiechem zakańczając swoją wypowiedź.

-Już więcej nie pozwalaj mi pić.- Mruknęłam z grymasem. Mnie to jakoś nie bawiło.- W ogóle nie wiem, jak ty możesz mnie jeszcze kochać?

-Kocham cie, kocham. Z każdym dniem coraz mocniej i nie mam zamiaru przestawać.- Zapewnił mnie całując przy okazji w usta.

-A ja ciebie.- Wyszczerzyłam się, mój humor znacznie się poprawił.

-I w ogóle mam dla ciebie niespodziankę, ale to dopiero jak przyjdzie kurier.- Oświadczył z tajemniczym uśmiechem. Co on znowu kombinuje?

-O, ciekawe. W takim razie ja pójdę się umyć...

-Czekam ze śniadaniem.- Cmoknął mnie w policzek, ja naprawdę nie wiem, co on dzisiaj ma z tym całowaniem. To jest bardzo, ale to bardzo przyjemne, tylko nigdy wcześniej tak często nie obdarowywał mnie całusami... czy powinnam teraz coś podejrzewać?

-A, kochanie... kim jest Gerwazy? Bo wczoraj go spotkałam i powiedział, że ma coś dla ciebie i żebyś szybko się po to zgłosił, bo on jutro wyjeżdża.- Przypomniałam sobie nagle. Chyba jednak nie wypiłam, aż tak dużo skoro jeszcze pamiętam wczorajszy wieczór.

-To taki stary znajomy... nikt ważny.- Mruknął bez przekonania, wyglądał jakby sam nie wiedział o kim mowa.

-No, ale wyglądał jakby ta sprawa była ważna. Twierdził, że będziesz wiedział o co chodzi... powiesz mi?

-To nic ważnego, naprawdę. Nie zawracaj sobie tym w ogóle swojej ślicznej główki.- Mówiąc to ucałował mnie w czoło.

-Nie, to nie.- Wzruszyłam obojętnie ramionami. Przecież go nie zmuszę, no oczywiście mogłabym, ale nie chcę.-Idę pod prysznic.- Wygrzebałam się spod kołdry i pozostawiając go samego udałam się do łazienki. Mimo wszystko mam nieodparte wrażenie, że ten cały Gerwazy ma jakieś większe znaczenie. Ale swoją drogą, dlaczego mam się sugerować jakimś obcym, a nie własnym chłopakiem? Tom, nie wyglądał na przejętego, więc chyba mogę mu wierzyć. Po co ja w ogóle o tym myślę?


#


Dziewczyna niewiele myśląc wpadła do studia, nie obchodziło ją, że wszyscy są zajęci, a David na pewno nie będzie miał czasu. Była wściekła i nic nie było w stanie ją powstrzymać, nawet nie robiła sobie nic z możliwości, że jej romans się wyda jeżeli przy świadkach urządzi sobie małą dyskusję, która do przyjemnych należeć nie będzie.

-Mel, co ty tutaj robisz?- Gustav spojrzał na nią zaskoczony, nie wyglądała na przyjaźnie nastawioną, więc wywnioskował, że coś się stało.

-Gdzie jest Jost!?

-A co ty chcesz od naszego menadżera?- Zdziwił się jeszcze bardziej, a blondynka jeszcze mocniej zacisnęła w ręce gazetę, która przykuła jego uwagę.-Zaraz go zawołam.- Dodał szybko, aby już nie nie denerwować i wyszedł po chwili wracając z Davidem.

-O co chodzi?- Mężczyzna zachowywał się zupełnie naturalnie, oczywiście stwarzał pozory nie spodziewając się nawet, że Melanie nie ma zamiaru się w to bawić. Była zbyt zdenerwowana, aby ważyć słowa.

-O to!- Rzuciła mu pod nogi gazetę.- Mówiłeś, że spokojnie mogę się z tobą pokazywać, bo paparazzi łażą tylko za zespołem!

-Gustav, mógłbyś nas zostawić samych?

-Ale dlaczego!- Oburzyła się dziewczyna.- Niech zostanie i tak już cały świat wie, że...

-To ty jesteś jego córką?!- Wypalił perkusista na co obydwoje spojrzeli na niego zszokowani.-Nie jesteś?

-Co się dzieje?- W pomieszczeniu pojawił się zaciekawiony Bill.- O, cześć Mel. Przyniosłaś dzisiejszą prasę?- Schylił się, aby podnieść z podłogi gazetę, zdumiał się na widok okładki i nagłówka.- To teraz też jesteś gwiazdą.

-Bill, nie wtrącaj się.- Skarcił go menadżer po czym przeniósł swój wzrok na stojącą przed nim dziewczynę.

-Nic cie to nie obchodzi.- Pokręciła z niedowierzaniem głową, jej oczy już dawno zaszły łzami. Chwilę zajęło jej zanim pojęła o co w tym wszystkim chodzi i zdecydowanie wolałaby być głupsza niż jest, aby nic nie wiedzieć.- Mało tego! Zrobiłeś to specjalnie!

-Nie prawda.- Zaprzeczył od razu stanowczo.

-Ale o czym wy mówicie? O tym zdjęciu? Przecież wiadomo, że takie zdjęcie każdemu można zrobić i wyglądać może to potem dziwnie, tym bardziej, jak dopiszą takie bzdury. Nie macie się czym przejmować, ja wiele razy miałem takie fotki i jakoś świat się nie zawalił.- Wyrecytował Bill chcąc załagodzić sytuację.

-Bill, ty nic nie rozumiesz.- Stwierdził Gustav, który natomiast był z siebie dumny, bo w miarę szybko domyślił się o co chodzi.

-A co tu rozumieć?

-Dajcie już spokój, do cholery!- Mężczyzna uniósł się.- Wyjdźcie stąd, chce porozmawiać z nią sam!

-Nie, nie mamy o czym rozmawiać. Wszystko już jest jasne, David.- Skwitowała i nie czekając już na niczyją reakcję wyszła.

-O ja cie! Tu jest napisane, że...

-Bill, zamknij się!- Przerwał mu patrząc na niego ze złością.- Wracamy do pracy.

-Ale...

-Nie ma ale, powiedziałem!

-No to klops...- Mruknął Gustav, właściwie sam do siebie, ale nie umknęło to uwadze pozostałej dwójce, która spojrzała na niego nieco inaczej niż zwykle...


#


-AA! To jest ta niespodzianka?- Zapiszczałam na widok kudłatych stworków, które właśnie wbiegły do naszego domu. Muszę przyznać, że bardzo ucieszył mnie widok tych psów.-Która to Lolita?- Zwróciłam się do swojego narzeczonego, który nie miał zbyt pewnej miny.

-Ta biała... zresztą to nie jest ta niespodzianka.- Stwierdził.- Niespodziankę mam tutaj.- Wyjął z kieszeni jakieś granatowe pudełko, coś podobnego do takiego na pierścionek zaręczynowy... ale przecież ja już dostałam od niego pierścionek. Odpuściłam sobie na chwilę zaprzyjaźnianie się z psami i uniosłam na niego swój pytający wzrok oczekując wyjaśnień.- Zamówiłem przedwczoraj u jubilera, mam nadzieję, że nie masz mi za złe, że sam wybrałem...- Otworzył pudełko ukazując dwie złote obrączki. Myślałam, że mi oczy wyjdą na wierzch.

-Łał, to prawdziwe?- Wykrztusiłam podchodząc bliżej. Musiałam dotknąć, bo bym nie uwierzyła. Poczułam się tak dziwnie... trudno opisać to uczucie, które mi towarzyszyło, gdy trzymałam w ręku okrągły pierścionek, niby nic nadzwyczajnego, ale świadomość, że to najważniejsza ozdoba w moim życiu, wiele zmienia.

-Nawet jest wygrawerowany napis i serduszko.- Uśmiechnął się, a ja uważniej się przyjrzałam i rzeczywiście tak było. „Na zawsze, Tom”, aż mi adrenalina podskoczyła. Nie chce nawet myśleć, co będzie się ze mną działo na ślubie. Obym tylko zdołała powiedzieć: tak.

-Pieski!- Mogłabym jeszcze długo się wpatrywać w te obrączki, gdyby nie Bill. Cieszył się jak dziecko, ale jego psy zdecydowanie bardziej. Skakały na niego i merdały wesoło ogonami, nie dziwię się w końcu to kobiety, Bill tak na nie działa... biedna Sara, zostanie znokautowana przez czworonożne rywalki.

-Bill, mógłbyś tak nie wpadać.- Burknął gitarzysta przyglądając się jego poczynaniom.- Nie mieszkasz tu sam.

-Ale w czym ci to przeszkadza?

-Właśnie?- Poparłam pytanie czarnowłosego, bo jakoś też nie rozumiałam.

-Nieważne.- Pokręcił głową i wzdychając ciężko odebrał mi pierścionek wkładając go z powrotem do pudełka, a następnie opuścił salon wspinając się po schodach na górę.

-Dziwny jakiś ostatnio jest, no nie?- Bill uniósł na mnie swoje spojrzenie, na co ja wzruszyłam bezradnie ramionami. Właściwie dopiero teraz zauważyłam, że jest dziwny... jakoś wcześniej nie zwracałam uwagi na jego zachowanie.- Ale między wami wszystko chyba gra?

-No jasne.- Zapewniłam go bez wahania. Bo przecież gra. Przynajmniej tak mi się wydaje... im dłużej o tym myślę, mam wątpliwości, ale to jest chore. Wszystko jest w porządku, jak najlepszym. Nie rozumiem, po co w ogóle o tym myślę. Przed chwilą pokazał mi nasze obrączki, więc dlaczego miałoby być coś nie tak jak być powinno? Jest nam razem dobrze, wszystko się układa nie może dziać się nic złego, o czym bym nie wiedziała, w końcu też mam jakiś udział w tym związku. A jakby było coś między nami źle, to raczej bym wiedziała, no bo chyba się czuje takie rzeczy. Do diabła no!

-O! Zapomniałbym. Widziałaś dzisiejszą gazetę?- Zapytał nagle się ożywiając. Zaprzeczyłam kręcąc głową, w ogóle ostatnio nie czytam gazet. Nie chcę się denerwować widząc swoje kolejne zdjęcie z Tomem, a pod nim idiotyczny komentarz, który zwykle mija się z prawdą.- To żałuj, bo twoja siostra znalazła się na okładce, za co zrobiła dzisiaj Davidowi awanturę.

-A co ma do tego David?- Mój ton był lekko obojętny, ale nie ukrywam, że mnie to zainteresowało. Melanie, w gazecie?

-No bo są na tym zdjęciu razem. Zresztą możesz sprawdzić w internecie, tam też są.- Stwierdził.

-Chcesz powiedzieć, że niby co?- Zmarszczyłam brwi intensywnie myśląc nad tym dlaczego ktoś zrobił im zdjęcie i dlaczego trafili na okładkę. To trochę zastanawiające...

-Nie wiem, co, ale dziennikarze zastanawiają się, czy twoja siostra jest jego córką, czy dziewczyną, a właściwie kochanką.

-Haha, dobre.- Parsknęłam śmiechem, ale mina mi zrzedła, gdy Bill zachowywał powagę.- Przecież on nie jest jej ojcem, a nie może być chłopakiem, bo jest za stary.

-Ja nic nie wiem. W każdym razie twoja siostra bezwzględnie poczuła się wykorzystana...przynajmniej odniosłem takie wrażenie.

-Wykorzystana!?- Zapowietrzyłam się z wrażenia. Tego bym się w życiu nie spodziewała, chyba muszę z kimś o tym porozmawiać. Mimo wszystko należą mi się jakieś wyjaśnienia. Co się w ogóle dzieje!?


#


Dziewczyna z ciężkim westchnięciem wyciągnęła z kieszeni telefon słysząc jego drażniącą melodię. Najchętniej wyrzuciłaby go przez okno... jednak coś powstrzymywało ją od tego czynu...może resztki rozumu.

-Cześć. Jak się czujesz?- Usłyszała, gdy tylko odebrała połączenie. Nie musiała patrzeć na wyświetlacz, aby wiedzieć kto do niej dzwoni. Ten głos utkwił jej w pamięci, zupełnie nieproszenie.

-Jak idiotka.- Mruknęła z obojętnością przypatrując się swoim paznokciom.

-Dlaczego?- Chłopak wyraźnie się zdziwił, po pierwsze to nie w jej stylu, aby mówić w ten sposób o samej sobie, a po drugie... nie ma przecież powodu, aby tak się czuć.

-Bo tak.

-To chyba on powinien czuć się jak idiota.

-Nie podziękowałam ci wczoraj... oczywiście w dalszym ciągu jesteś wieśniakiem, ale mimo wszystko dzięki...- Zmieniła temat, jednak jej ton w dalszym ciągu nie wyrażał żadnych chęci. Nie miała zamiaru okazywać najmniejszego zainteresowania jego telefonem. To, że jej w jakiś tam sposób pomógł, jeszcze nic nie znaczy... w końcu to tylko Andreas.

-Każdy inny wieśniak na moim miejscu zachowałby się tak samo.

-Więc niczym się nie wyróżniasz.- Stwierdziła lekko z niego kpiąc.

-Tak...jasne...

-Coś jeszcze chciałeś?- Zapytała znudzona już tą nieciekawą według niej rozmową. W ogóle nie rozumiała, po co on do niej dzwoni.

-Nie...

-Więc...

-A właściwie...

-Co?- Burknęła poirytowana. Naprawdę nie miała ochoty tracić czasu na bezsensowne pogawędki. Ostatnio w ogóle nie ma humoru i czuje się okropnie. Najchętniej odizolowałaby się od całego świata... przez natarczywość swojego byłego chłopaka, stała się oschła i niemiła dla wszystkich, choć oni nie są niczemu winni. Nie radzi sobie z tym... czasem nawet przychodzi jej do głowy, żeby naprawdę do niego wrócić, tylko po to, aby mieć święty spokój. Jest na to wszystko zdecydowanie za słaba...

-Myślałem, że moglibyśmy wyskoczyć do kina.- Zaproponował przywracając ją do rzeczywistości.

-To już stare i niemodne.- Przewróciła oczami.

-Niemodne? Kino zawsze jest modne.

-Chyba dla ciebie. Poza tym nie widzę powodu dla, którego miałabym z tobą gdziekolwiek „wyskakiwać”.- Skwitowała nie wyrażając entuzjazmu na jego propozycję.

-Może w ramach wdzięczności dotrzymasz mi towarzystwa?

-Bez przesady z tą wdzięcznością znowu.

-Amelia!

-Nie krzycz mi do ucha.- Syknęła robiąc przy tym wściekłą minę, której na szczęście nie mógł teraz zobaczyć.

-Umów się ze mną.

-Przed chwilą jeszcze miałam z tobą niewinnie „wyskoczyć”, a teraz mam się umawiać? To brzmi jakbyś...

-Bo właśnie to robię.-Przerwał jej wiedząc, co zaraz powie. Czasem lepiej jest nie nazywać rzeczy po imieniu... tak jakoś wygodniej.- Doskonale to rozumiesz. Więc, jak?

-To jest takie głupie... przecież my nie lubimy ze sobą spędzać czasu.

-Założę się, że zmienisz zdanie.

-Akurat.- Prychnęła uśmiechając się ironicznie pod nosem.-Dobra, mogę z tobą gdzieś iść, ale tylko ten jeden raz. W ramach wdzięczności.- Zgodziła się po chwili namysłu. Przynajmniej będzie miała się na kim po wyżywać... tak, to jej całkowicie odpowiada.

-To do zobaczenia.- Rzucił na koniec, po czym się rozłączył. Brunetka skrzywiła się niezadowolona stwierdzając, że nawet nie powiedział, o której się zjawi.

-Już mi kompletnie odwaliło, żeby umawiać się z takim... ugh!- Wyburczała sama do siebie i skierowała się do swojego pokoju, aby wybrać jakiś odpowiedni strój na wyjście... czasami nie rozumie samej siebie. Ona jest naprawdę jakaś... trudna.

 

###

 

Lanni: Bardzo mi miło :) I cieszę się, że czujesz się tutaj tak dobrze xd nie krępuj się ;D

nikusia: Czemu zawsze czytając Twoje komentarze szczerzę się jak głupia? xD Bo ja nie wiem xd

Izka: Powiem Ci w sekrecie, że będzie dzidziuś, nie jeden... kiedyś i niekoniecznie u Carmen i Toma xd

 

Ostatni wątek pisałam przed chwilą i właściwie... nie, no nie będę się wypowiadała. Jest, jak jest i już tak będzie, bo najwyraźniej... no właśnie xd

Cóż... ostatnio miałam taki wspaniały humor, dosłownie unosiła mnie miłość, a teraz nagle coś prysło xd zupełnie nie wiem, gdzie mój pozytywny nastrój.

Rzeczywistość mnie przytłacza, ale co zrobić ^^ W dodatku niedługo święta... czemu ten czas tak szybko płynie? Ale oczywiście jak trzeba, żeby mijał szybko to stoi w miejscu jak na złość ;D

Widzę, że sporo osób nie chce końca tego opowiadania... jednak powiem szczerze, że bardziej do mnie dociera te kilka głosów na tak. Jeszcze nie wiem, jak długo będę pisała to opowiadanie w każdym razie na pewno pojawi się tu 107 odcinków, a co dalej nie wiem xD

pozdrawiam ;**

 

I za wszelkie błędy przepraszam ^^

 

czwartek, 19 listopada 2009

97.'Ja tu zazdrość zatapiam.'

 

Od moich urodzin minęło już sporo czasu, na dworze robiło się coraz cieplej. Słońce pięknie świeciło i aż chciało się żyć. Uwielbiam wiosnę! Wszystko budzi się z zimowego snu i w ogóle jest cudownie. Mamy już 20 maja, chłopcy nadal pracują nad płytą, Sara „awansowała” i teraz mogę oglądać ją w telewizji. Niesamowite, teraz i ona stanie się popularna. Oczywiście każdy już wie, że jest dziewczyną Billa. Ale to raczej było oczywiste.

Z Melanie nadal nie rozmawiam. Chyba obie mamy trudne charaktery... a ja nie chcę odpuścić tak łatwo. Cóż, pewnie popełniam kolejny błąd, ale mam do tego prawo.

I ogólnie to się lenię całe dnie... samotność mi nie doskwiera, bo spędzam czas z Amelią. No i nie mogę zapomnieć o Andreasie, który notorycznie wprasza się na nasze wycieczki. Gdzie byśmy nie poszły, on z nami. A Tom... już nie spędzamy ze sobą tyle czasu, co dawniej. Właściwie gdybyśmy razem nie mieszkali, to pewnie widziałabym go raz na tydzień. Chyba, że bym sobie telewizor włączyła. Nie narzekam... rozumiem, że musi. Zawsze, gdy wraca po całym dniu taki zmęczony obiecuje, że niedługo się wszystko skończy i zajmie się mną. Oczywiście, nie wątpię. Staram się nie przejmować tym, że ta cała Emi przebywa z nim więcej niż ja. Zazdrość raczej nic mi nie da... ale to takie wkurzające. Na szczęście mam ten przywilej narzeczonej. Nie dziewczyny, ale narzeczonej! Czyli przyszłej żony! Tej kobiety, która będzie z nim na zawsze. Tej, z którą połączy go Bóg i żadna Emi mi tego nie odbierze. Zresztą, ja umiem walczyć o swoje.

Gdy tylko zauważyłam, że to dziewczę zbyt często dzwoni do MOJEGO Toma, od razu wzięłam sprawy w swoje ręce. A mianowicie zaczęłam częściej jej się pokazywać, żeby przypadkiem o mnie nie zapomniała. Nie ma tak dobrze, ha. Tom, jest mój! Wiem, że wariuję, ale cóż... jestem tylko kobietą. Szalenie zakochaną kobietą.

I dlatego miałam ochotę wydrapać jej oczy, gdy wchodząc do studia zobaczyłam ich razem. Bawili się w najlepsze jedzeniem śmiejąc się przy tym. Chyba mnie to przerasta. Gdzie reszta zespołu!? Dlaczego oni są sami??

Przez chwilę chciałam się wycofać, jednak zrezygnowałam z tego. Niby dlaczego miałabym tchórzyć?

-Dzień dobry.- Przywitałam się w końcu zwracając na siebie ich uwagę. Szanowna Emi natychmiast spochmurniała, za to Tom wyglądał na jeszcze bardziej szczęśliwego niż przed momentem. A więc jednak cały czas mam przewagę.

-Cześć! A co ty tutaj robisz?- Podniósł się z miejsca i podszedł do mnie, aby złożyć krótki pocałunek na moich ustach.

-Pomyślałam, że cie odwiedzę...- Wzruszyłam ramionami.- Widzę, że macie przerwę... więc chyba nie przeszkadzam?

-Skąd, przecież ty nigdy nie przeszkadzasz.- Zapewnił mnie z uśmiechem.- Właściwie już skończyłem na dzisiaj.

-Naprawdę?

-Tak, tak możesz go już sobie zabrać.- Nie wiadomo kiedy w pomieszczeniu pojawił się zadowolony David.- Zresztą wszyscy sobie już idźcie, macie wolne.- Machnął ręką, a zaraz za nim pojawili się zaskoczeni Bill i Gustav.

-Jesteś pewien?- Czarnowłosy spojrzał na niego z zapytaniem. Zamiast się cieszyć, to jemu coś nie odpowiada.

-Tak, Bill jestem pewien.- Rzekł dobitnie.- Idźcie już zanim się rozmyślę. Zresztą sam mam inne plany na wieczór, więc nie warto przedłużać. Dokończymy jutro.- Dodał, co wiele wyjaśniło.

-To, co idziemy się trochę rozerwać?- Zaproponował Gustav.- Moglibyśmy zrobić poprawiny urodzin Carmen.- Zaśmiał się.

-Tylko nie szaleć mi! Jutro chce was widzieć zdolnych do pracy.- Wtrącił się David z poważną miną.- O dwudziestej drugiej macie być w domach i spać.

-Jasne, nie martw się o nas.- Bill uśmiechnął się niewinnie.- Będziemy rozważni, jak zawsze.- Zapewnił go.

-To jazda mi stąd.- Rzucił przez ramię i zniknął za drugimi drzwiami. Jakoś mało go interesowaliśmy, taka właśnie była prawda. Gdybym go nie znała pomyślałabym, że facet się zakochał. No, ale kiedy? Przecież on nie ma czasu na miłość. Do tego, drugą miłość.


#


Chłopak podążał za brunetką w dość szybkim tempie. Szli razem, a właściwie osobno. Kazała mu się trzymać z daleka, więc szedł trzy kroki za nią. I czasem trudno mu nadążyć. Zupełnie nie rozumiał, po co się tak śpieszy. W końcu jednak zwolniła w rezultacie zatrzymując się, lecz zrobiła to zbyt szybko, aby Andreas mógł się w porę zorientować, dzięki czemu wpadł wprost na nią.

-Wieśniak!- Fuknęła odskakując od niego.- Oskarżę cię o próbę morderstwa!

-Nie włączyłaś świateł.- Burknął prostując się.

-Bardzo zabawne, twoja inteligencja, mam rozumieć zatrzymała się na poziomie kolan?- Spojrzała na niego z politowaniem.- Nie dość, że daltonista to jeszcze ślepy. Naprawdę jestem, aż tak niezauważalna?

-Oj, uwierz bardzo bym chciał, żebyś była.- Odparł rozgoryczony.

-Przeklinam dzień, w którym zgodziłam się na ten głupi remont z tobą! Teraz przynajmniej bym cię nie znała.- Wzniosła oczy ku niebu.- I że też zawsze musimy się spotkać!- Kontynuowała ruszając do przodu. Blondyn nie komentując nic udał się za nią, nie będzie jej przerywał. Niech sobie pogada, może jej ulży. Chociaż z drugiej strony on wcale nie musi jej słuchać.- Czym ja sobie zasłużyłam w ogóle, na takie cierpienie!? Przecież nic nie zrobiłam. Jestem dobra! Pomagam innym! Nawet wyprowadzam psa sąsiadce.... robię zakupy babci! Pomagam w ogródku dziadkowi... no i dlaczego muszę się użerać z takim osłem, który nawet się całować nie potrafi!- Lamentowała, a on już po raz kolejny zauważył, że wytknęła mu tamten nieszczęsny „pocałunek”. I już właściwie nie wiedział o co tak naprawdę jej chodzi, chce mu dopiec, czy co? Ona chyba nie należy do osób, które w kółko używają tych samych argumentów. Może coś w tym jest...- Aż się zmęczyłam... co nic nie masz na swoją obronę?! Myślisz, że ja będę się tutaj produkować, a ty co?- Zatrzymała się gwałtownie odwracając w jego stronę, w ostatniej chwili uniknął zetknięcia się z jej ciałem.

-Amelia...- Zmarszczyła brwi wpatrując się z wyczekiwaniem na chłopaka, jednak jej imię nie padło z jego ust. To był ktoś inny stojący za nią i wydawał się znajomy. Zwróciła się w jego stronę ze srogą miną.-Możesz zostawić tego chłoptasia i poświęcić mi chwilę?- Wlepił w nią swoje pewne siebie spojrzenie.

-Czego chcesz? Zerwałam z tobą, nie mamy o czym już gadać.- Stwierdziła obojętnym tonem.

-Właśnie, dlatego.- Rzekł dobitnie i chwycił ją za rękę ciągnąc na bok. Natychmiast wydostała się z jego uścisku piorunując go swoim wściekłym wzrokiem.

-Nie dotykaj mnie.

-Daj spokój... już się pozłościłaś, pokazałaś jaka to jesteś niezależna, teraz możesz do mnie wrócić. Myślę, że mogę ci wybaczyć...

-Nie rozśmieszaj mnie! Za żadne skarby świata do ciebie nie wrócę!- Oświadczyła głośno i wyraźnie, co wcale mu się nie spodobało.

-Myślisz, że pozwolę sobie, aby jakaś... żeby taka jak ty zostawiła mnie dla jakiegoś debila!?

-Zostawiłam cię dla samej siebie, Alex.- Jej ton stał się zupełnie naturalny, a jednocześnie poważny. Nie miała ochoty dłużej z nim dyskutować.

-Mam gdzieś twoje kaprysy! Jesteś, byłaś i będziesz moją dziewczyną!- Złapał ją mocno za ramiona przygniatając do ściany budynku. W ogóle mu nie przeszkadzało, że stoją na chodniku i że każdy mógłby odebrać jego zachowanie nie po jego myśli.- A jeżeli nie rozumiesz, mogę ci to wytłumaczyć w inny sposób.

-Nigdy do ciebie nie wrócę, gardzę tobą. Jesteś nikim, Alex.- Powiedziała patrząc mu prosto w oczy, być może jej pewność siebie i brak jakichkolwiek obaw do tego chłopaka ją zgubiły. Nie minęła chwila, jak poczuła przeszywający ból na policzku, a sama doznała szoku.

-No chyba coś ci się pomyliło facet!- Zanim w ogóle do niej dotarło, to co się wydarzyło jej były chłopak leżał już na ziemi kilka kroków dalej. Andreas, natomiast stał nad nim ze wściekłą miną i z trudem panował nad sobą, aby nie zrobić czegoś znacznie gorszego.- Odwal się w końcu od niej!- Warknął, gdyby nie świadomość, że obok stoi przerażona i zszokowana Amelia nie odmówiłby sobie użycia większej siły. Zostawił go jednak zdezorientowanego na ziemi, a sam podszedł do brunetki.-W porządku? Chyba nie jest tak strasznie, co...

-Boli...- Szepnęła łamliwym głosem zupełnie, jakby była pięcioletnią dziewczynką, a z jej oczu wypłynęły łzy. Zanim zdążył otworzyć usta, aby cokolwiek powiedzieć, wtuliła się w niego mocno... to, co poczuł w tej chwili było nadzwyczajne i zdarzyło mu się pierwszy raz w życiu. Sam nie potrafiłby tego określić... ale wiedział, że było to przyjemne.


#


Pomysł Gustava został przyjęty ogólnie entuzjazmem. Właściwie miałam nadzieję, że będę mogła spędzić trochę czasu sam na sam z Tomem, ale cóż... ważne, że w ogóle z nim jestem. Wszystko byłoby super, gdyby ta cała Emi nie szła z nami. Cała się telepię w środku, gdy widzę, jak patrzy na Toma. I raczej nie przesadzam, ona ewidentnie na niego leci, a mi się to nie podoba. Co z tego, że on mnie kocha... i tak nie umiem zdusić w sobie zazdrości. Mimo wszystko nie potrafię być spokojna. Może tak naprawdę wcale mu nie ufam skoro cały czas czuję niepokój.

Jeszcze do niedawna wolałam poczekać ze ślubem, ale teraz... mogłabym go wziąć natychmiast! Dobra, kompletnie mi odbija i jak widać sobie z tym nie radzę.

Poszliśmy do klubu, gdzie dołączyła do nas Sara. W prawdzie narzekała, że jest zmęczona po pracy, ale w rezultacie została. Trudno było mi się dobrze bawić, jak naprzeciw siebie miałam swoją, powiedzmy, rywalkę. Niestety nie jestem tak wspaniała, taka idealna i w ogóle, aby uważać, że nikt nie jest w stanie mnie wygryźć ze związku z Tomem.

Poprosiłam Amelię, aby również się zjawiła. Ona ma na mnie dobry wpływ i myślę, że dodałaby mi otuchy. Ta dziewczyna potrafi mobilizować.

-...i dlatego myślę, że w sierpniu spokojnie moglibyśmy urządzić wesele, co wy na to?- Gdy powróciłam do rzeczywistości okazało się, że temat stoczył się na nasz ślub. To akurat bardzo dobrze. Niech szanowna Emi wie o wszystkim.

-My się dostosujemy, przecież to wasz ślub. Wy wybieracie termin, a goście się dostosowują.- Stwierdził Gustav.- A macie już świadków?

-Właściwie nie było kiedy... no, ale chyba jasne, że ja chce Billa.- Oznajmił gitarzysta, na co jego brat się wyszczerzył.- A ty, kochanie?

-Nie mam pojęcia...- Mruknęłam. Byłam trochę jakby nieobecna. Z zawziętością wpatrywałam się w brunetkę, która wydawała się być nieporuszona, przy okazji piłam już chyba trzeciego drinka wmawiając wszystkim, że to jest słabe i nic mi nie będzie.

-Dobra, nie wiem jak wy, ale ja idę tańczyć.- Drgnęłam słysząc w końcu jej głos. Zerkała znacząco na Toma, jakby chciała go zachęcić, aby poszedł z nią. Po moim trupie. Od razu chwyciłam go za rękę, a jej posłałam sztuczny uśmiech.

-Ja też idę, w końcu mieliśmy się rozerwać.- Stwierdził Gustav i również podniósł się z miejsca zaraz znikając w tłumie. Dziewczyna też dłużej nie zwlekała i ku mojej wielkiej uldze udała się w jego ślady.

-Skoro już tu jesteście, chciałem zapytać czy nie będzie wam przeszkadzało, jak sprowadzę psy od mamy?- Odezwał się Bill spoglądając na nas z zapytaniem.

-To ja ci już nie wystarczam?!- Siedząca obok blondynka dopiero teraz chyba zaczęła żyć. Odkąd tu przyszła nie udzielała się w dyskusjach.

-Jasne, że wystarczasz...ale pies to coś innego.

-Nie mamy nic przeciwko.- Wtrąciłam się odpowiadając na zadane wcześniej pytanie.

-Liliana i Lolita* na pewno się ucieszą, dawno ich nie wdziałem...

-Kim są Liliana i Lolita?!

-Jak to kim? Psami.- Zwrócił w jej stronę swój wzrok.

-To takie kudłate zwierzątka na czterech łapach.- Posłałam blondynce głupi uśmiech. A myślałam, że tylko ja szaleje z zazdrości, a tu proszę... Sara powala wszystkich.- Idę do baru, chcecie coś?

-A po co idziesz?- Tom uniósł na mnie swoje spojrzenie robiąc przy tym podejrzliwą minę.

-Po picie, a po co innego?

-Soczek?

-Jak chcesz mogę przynieść ci soczek, ja wolę coś innego.- Stwierdziłam.

-Nie przesadzasz troszkę?

-Uwaga, ich pierwsza kłótnia.- Czarnowłosy nachylił się ku swojej dziewczynie, aby skomentować naszą krótką rozmowę.

-Przestań, przecież oni nawet się kłócić nie potrafią.- Prychnęła z przekonaniem.

-Mógłbyś napić się ze mną, a nie.- Burknęłam.- Ja tu zazdrość zatapiam.- Wymsknęło mi się, wcale nie chciałam tego powiedzieć. Chyba jednak te trzy drinki uderzyły mi do głowy.

-Jaką zazdrość?

-Hahaha!

-Nieważne.- Mruknęłam i wstałam po drodze piorunując wzrokiem Sarę, która raczyła się śmiać. Bezczelna.-Beznadzieja... przecież ona nawet tańczyć nie potrafi.- Mówiłam sama do siebie przeciskając się przez ludzi, akurat rzuciła mi się w oczy Emi. Ciekawe dlaczego.- I gdzie jej w ogóle do mojego Toma? Phi. Dziewczę ma marzenia. No po prostu żałosne...

-Słucham?

-Co?- Zamrugałam oczami patrząc na faceta przede mną. No naprawdę szybko skapnęłam się, że stoję przy barze. Może ja już nie będę więcej piła? Zamiast się rozluźnić jestem jakaś zamulona, co oni za alkohol tu podają?-A... poproszę sok pomarańczowy, dwa razy.

-Sorry, mała.- Gdyby nie to, że ktoś mnie szturchnął w życiu nie domyśliłabym się, że to do mnie. Co to w ogóle za maniery!? Odwróciłam się spoglądając ze złością na chłopaka, który tak chamsko mnie zaczepił.-O ile się nie mylę, jesteś laską tego Kaulitza. Przekaż mu, że mam dla niego to o co prosił, niech się do mnie zgłosi jak najprędzej bo wyjeżdżam za dwa dni.

-Że co? Co ty sobie myślisz, koleś? Nie jestem jego sekretarką.- Oburzyłam się.- Poza tym o czym ty gadasz?

-Przekaż mu to tylko. A, no i tak w ogóle Gerwazy jestem, on będzie wiedział o kogo chodzi.- Dodał jeszcze, po czym odszedł. Nie wiem dlaczego wybuchnęłam śmiechem. To na pewno nie przez procenty we krwi, ale raczej przez jego imię. Nie mam pojęcia kim jest, ale współczuję...

-Proszę, soki dla pani.- Jakie życie jest męczące, co chwile trzeba się odwracać. Raz do tyłu, raz do przodu, raz w bok... to jest okropnie męczące. Wzięłam obydwie szklanki i udałam się z powrotem do stolika, bardzo wolnym krokiem, bo coś czułam, że się potknę... ale na szczęście nic takiego się nie wydarzyło.

-Co tak długo?

-Długo? A nie wiem...- Wzruszyłam ramionami zajmując swoje miejsce. Jak się okazało Sary i Billa już nie było.- Gdzie oni?

-Poszli już, bo Sara jest zmęczona.

-To może my też już pójdziemy?- Zaproponowałam, nie chciało mi się już przebywać w tym głośnym, śmierdzącym i dusznym miejscu. Wszystko zaczynało mnie irytować. Nie ma co, chyba jednak się lekko wstawiłam.

-A Gustav i Emi?- Myślałam, że mnie coś trafi, jak wypowiedział imię tej dziewczyny.

-Chyba sobie bez nas poradzą.- Rzekłam oschle.-Oj, no chodź...chce pobyć trochę z tobą, jutro znowu cały dzień nie będę cię miała.

-No dobra, uciekamy.- Uśmiechnął się do mnie, co odwzajemniłam z wielką radością. Wiem, że mam dar przekonywania...


###


*Wiem, że oni nie mają takich psów xd to mój wymysł xd

 

16marta05: Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem xd Ja Cię rozumiem oczywiście xd i wcale się nie dziwię, że miałaś ochotę wyznać mi miłość... to jest przecież naturalne! xD Każdy mi to mówi przecież ;D

_ten_który_patrzy_: Lepiej :D Zrobnienie od Kamili, to Kamilka! xD Ale nie używaj tego w odniesieniu do mnie bo nie lubię xd I czy ty koniecznie zawsze musisz być pierwszy?? xd

 

niedziela, 15 listopada 2009

96. 'Zazdrościłam jej tego, co sama straciłam.'

 

Mogłam się spodziewać, że Tom nie bez powodu wyciągnął mnie z domu. Najwyraźniej jestem zbyt mało domyślna... w każdym razie, gdy wróciliśmy czekała mnie wielka niespodzianka, w postaci imprezy urodzinowej. Muszę przyznać, że im się udało. Andreas z Amelią nie dali po sobie niczego poznać, gdy zjawili się u mnie rano. Bo co ja mogłabym podejrzewać po takiej nienormalnej parze nastolatków?

Zaproszone zostały same najbliższe mi osoby. I miałam okazję także poznać dziewczynę Georga... jedyne co przykuwało w niej uwagę, to brzuch. Być może właśnie dlatego starałam się trzymać od niej z daleka, zazdrościłam jej tego, co sama straciłam. A w żadnym wypadku nie chciałabym jej niczym urazić. Jest naprawdę sympatyczną dziewczyną.

Największą niespodzianką była jednak Rose, która przyjechała z Berlina. Nie wiem, czy specjalnie na moje urodziny, ale było mi miło, że wpadła. Oczywiście goście nie mogli darować sobie prezentów, dlatego też kilkanaście minut zajęło mi przyjmowanie ich wraz z życzeniami... czułam się naprawdę wyjątkowo i byłam szczęśliwa. Lubię przebywać wśród życzliwych ludzi, a tacy są właśnie moi przyjaciele.

-I mam coś jeszcze specjalnego...- Rose, uśmiechnęła się tajemniczo wręczając mi drugą kolorową torebeczkę.- Nie mogłam się powstrzymać.- Wyznała podekscytowana, gdy ja wyciągnęłam ze środka kolorowe buciki. Chyba nic nie opisze tego bólu, jaki poczułam.- Jak dowiedziałam się, że jesteś w ciąży...

-Już nie jestem.- Wystarczyły trzy słowa, aby zgasła. Nie wiem skąd się dowiedziała, ale... to nie jest jej wina.- Dziękuję, ale nie przyda mi się to raczej. Możesz podarować je Georgowi...- Uśmiechnęłam się blado oddając jej prezent. Była zdumiona, pewnie dlatego nie była w stanie nic powiedzieć. A ja starałam się za wszelką cenę trzymać.

-Przepraszam... tak mi przykro...

-Daj spokój, nic się nie stało przecież.- Stwierdziłam zachowując naturalny ton.- Pójdę się napić...- Dodałam, aby tylko móc odejść. Musiałam się opanować, a to wcale nie było łatwe. Czułam się beznadziejnie. Myślałam, że zapomnę... że w końcu przestanie mieć to dla mnie, aż takie znaczenie. Jednak teraz nie jest wcale łatwiej niż za pierwszym razem. Teraz boli podwójnie.

-Carmen, w porządku?- Po chwili Tom pojawił się obok mnie.

-Widziałeś?- Odwróciłam się w jego stronę, skinął twierdząco głową.- Ale ty już zdążyłeś zapomnieć, prawda?

-Carmen, to wcale nie jest tak...

-Nieważne. Nie mam ochoty o tym rozmawiać, ja też chce zapomnieć.- Ucięłam i wyminęłam go kierując się w stronę siostry, która dyskutowała o czymś z Davidem. Może powinnam była z nim zostać i porozmawiać, może właśnie taka rozmowa jest nam potrzebna, ale ja nie mogę. Nie mam siły. Naprawdę myślałam, że zapomnę tak jak kiedyś i będzie wszystko okej. Nikt jakoś specjalnie nie poruszał tego tematu odkąd się wybudziłam, więc... chyba wszyscy myślimy podobnie. Odsyłamy to w niepamięć indywidualnie...

-Jak się ma nasza jubilatka?- Tak się zamyśliłam, że nawet nie spostrzegłam kiedy znalazłam się przy Davidzie.

-Dobrze, na szczęście to dopiero dziewiętnastka.- Stwierdziłam co miało zabrzmieć nieco bardziej radośnie, niż zabrzmiało...

-Może teraz spoważniejesz.- Wtrąciła się Melanie, która odkąd przyszła patrzy na mnie z góry. Zapewne cały czas pamięta nasze ostatnie spotkanie.- W końcu jesteś już dorosła.

-Już dawno jestem.- Uśmiechnęłam się z ironią.- Za to ty chyba jesteś jeszcze dzieckiem, skoro przerasta cie odpowiedzialność za drugiego człowieka.

-To ja może pójdę... porozmawiajcie sobie.- Mruknął Jost zostawiając nas same i chyba źle zrobił.

-Dałabyś już spokój. To moja sprawa i moje życie, w ogóle niepotrzebnie ci o tym mówiłam.

-Jasne.- Syknęłam z trudem panując nad sobą, aby nie powiedzieć zbyt wiele. A cisnęły mi się na usta różne okropne i bolesne słowa, którymi chciałabym ją określić. Czasem złość jest silniejsza.

-No właśnie, cieszę się, że w końcu to do ciebie dotarło.- Rzekła i odeszła ode mnie. I całe szczęście, bo jeszcze chyba nigdy nie byłam na nią, aż tak wściekła. Podeszłam do otwartego okna, aby odetchnąć trochę świeżym powietrzem. Zaczyna mnie to wszystko przerastać. Co ja takiego zrobiłam? Albo może po prostu sama się nakręcam. Wymyślam sobie problemy, z którymi nie umiem sobie poradzić. A tak chciałabym normalnie żyć...

Oparłam ręce o parapet spoglądając przed siebie. Na dworze była piękna pogoda, już dawno nie było tak ciepło i słonecznie. W końcu mamy maj... westchnęłam cicho, a do moich nozdrzy dotarł znajomy zapach męskich perfum. Nie musiałam się nawet odwracać, aby wiedzieć kto za mną stoi. Znam go już na pamięć. Jego głos, jego zapach, jego każdy gest...

Oplótł mnie rękami w pasie przytulając się do moich pleców. Po moim ciele przeszła fala gorąca spowodowana jego bliskością.

-Chyba nie masz zamiaru stąd skakać?- Zapytał, a ja uśmiechnęłam się pod nosem. Nawet na to nie wpadłam... tyle, że co ja miałabym sobie zrobić skacząc z parteru?

-Nie, za nisko.

-Chcesz porozmawiać?- Szepnął muskając delikatnie przy tym moją skórę, nie mogło obejść się bez dreszczy, które towarzyszą mi przy nim chyba od zawsze.

-Nie chce. Chce tylko z tobą być.- Odparłam równie cicho. Chyba jednak może być dobrze... czym ja się w ogóle przejmuję. Mam najlepszego faceta na ziemi i na co ja narzekam?

-A podoba ci się nasza nowa sypialnia? Bo jeszcze nic nie mówiłaś...

-Jasne, pięknie jest.- Odwróciłam się do niego z uśmiechem.- Nie wiedziałam, że się tak znasz na tym.

-Chciałem, żeby było skromnie i przytulnie... w końcu to nasze małe gniazdko.- Zaśmiał się i odgarnął mi włosy za ucho, aby potem pogładzić mój policzek swoją ciepłą dłonią... Rozpływam się w takich chwilach... jesteśmy razem już tak długo, a ja nadal czuję się jakbym przeżywała wszystko pierwszy raz.

-Więc...chodźmy na górę?- Zaproponowałam nieco niepewnie. Cóż... nie wiem, czy jego wyobraźnia działa podobnie, jak moja...

-Teraz?

-Yhym...- Skinęłam głową zagryzając delikatnie wargę.- Wszyscy są jakoś dziwnie zajęci sobą, nic nie zauważą.- Uśmiechnęłam się.

-Racja... chodź.- Chwycił mnie za rękę i w bardzo szybkim tempie ulotniliśmy się na piętro, dam sobie rękę uciąć, że nikt nawet nie zwrócił na to uwagi. A jeżeli nawet... to co z tego?


#


Blondynka weszła do kuchni, a na jej twarz od razu wpłynął uśmiech, gdy zauważyła Davida opartego o szafkę.

-Tu się schowałeś.- Podeszła do niego stając obok.- Ścięłam się z Carmen, niepotrzebnie zostawiałeś nas same.

-Myślałem, że wolicie pogadać w cztery oczy.- Stwierdził.

-Eh, nieważne...

-A gdzie są wszyscy? Jakoś cicho się zrobiło...

-Wyszli na ogród.- Odparła zadowolona. Przynajmniej teraz będzie mogła być z nim nie obawiając się, że ktoś sobie coś pomyśli.- Przyjdziesz dzisiaj do mnie?- Stanęła przed nim pozwalając, aby położył jej ręce na biodrach.

-Myślę, że to dobry pomysł.- Uśmiechnął się.- Skoro nikogo nie ma, może dostanę małego niewinnego całusa?

-Myślę, że to dobry pomysł.- Zaśmiała się i już po chwili ich usta złączyły się w pocałunku. Będąc przekonani, że są sami pozwolili sobie na chwilę zapomnienia i być może trwała ona, aż za długo. Byli tak pochłonięci sobą, że nie zauważyli czarnowłosego, który chciał wejść do kuchni, jednak szybko z tego zrezygnował. Ledwo stłumił w sobie pisk zaskoczenia mimo wszystko opanował się i natychmiast zawrócił. Doznał lekkiego szoku widząc menadżera obściskującego się z siostrą Carmen, więc musiał koniecznie wyjść na świeże powietrze. Coś w środku podpowiadało mu, aby lepiej zachował to dla siebie. Bo kto by mu uwierzył? A może to tylko jego wyobraźnia? Mógłby wrócić i się o tym przekonać, ale bał się...

-Co ty taki niewyraźny?- Aż podskoczył, gdy przyjaciel klepnął go w ramie.- I wystraszony.- Dodał widząc jego reakcję.

-Zamyśliłem się.

-A gdzie zniknęła jubilatka? Toma, też nie ma...- Rozejrzał się wokół poszukując wzrokiem pary.

-Pewnie są razem.

-Ah, no tak, jasne. Wiesz jakoś zapomniałem już, jak to jest być w związku. I dziwnie się z tym czuję.- Zadumał się na chwilę robiąc przy tym niezwykle niecodzienną minę.

-To znajdź sobie dziewczynę.- Skwitował z łatwością Bill, on nie widział żadnego problemu. Ostatnio w ogóle nie widzi problemów...

-Przecież to nie jest takie proste.

-Amelia jest wolna...- Rzucił niby od niechcenia, ale po chwili namysłu stwierdził, że to wcale nie taki głupi pomysł.

-Ona?! Chyba żartujesz. Przecież to jakaś wielka pani z koroną na głowie!- Uniósł się blondyn gestykulując przy tym z przejęciem.

-Nie przesadzaj, wcale nie jest taka zła. Po prostu jest kobietą yyy... wyjątkową.- Zająknął się sam do końca nie wiedząc, co tak naprawdę chce powiedzieć.

-Widzisz, sam nie umiesz nic dobrego o niej powiedzieć.

-Wcale nie! Właśnie, że umiem. Jest bardzo fajna i bezwzględnie mógłbyś być z nią szczęśliwy, a ponadto dumny, że masz taką kulturalną, pewną siebie, piękną i w ogóle wspaniałą dziewczynę.- Wyrecytował bez wahania.

-Przerażasz mnie chłopie, czy Sara wie jakie masz zdanie o Amelce?- Andreas spojrzał na niego, jak na idiotę. Jakoś nie umiał zgodzić się z jego zdaniem na temat brunetki.

-Oj, daj spokój... chce ci tylko uświadomić, że wcale daleko nie musisz szukać.

-Ty, a ona jest dziewicą?- Wypalił marszcząc brwi.

-A skąd ja mam to wiedzieć?!

-W każdym razie nieźle się wkurzyła, jak ją widziałem nago.

-Jesteś okropny, jak mogłeś?!- Oburzył się patrząc na niego srogo.

-Przypadek.- Wyszczerzył się.- Ciało ma niezłe, ale co mi po niej, jak nie da się nawet dotknąć?

-Aleś ty głupi, po co ci dziewczyna? Chcesz ją tylko do łóżka? To idź do burdelu tam pełno takich i w dodatku będziesz mógł sobie je zmieniać.

-Twoja laska na pewno ci nie odmawia, więc jesteś taki mądry.

-Jakby nawet odmawiała nic by się nie stało, w ogóle twój tok myślenia jest idiotyczny. Lepiej nie szukaj dziewczyny jeszcze nie dojrzałeś do związku.- Rzekł poważnym tonem.

-Tak, tatusiu!- Zapiszczał teatralnie, na co czarnowłosy tylko prychnął.

-Bill, ja już będę się zbierać.- Nagle pojawiła się przed nim blondynka od razu sprawiając, że atmosfera się rozluźniła.

-Już?

-Jutro idę do pracy.- Przypomniała mu, a chłopak się skrzywił wyrażając swoje niezadowolenie.

-Ja też już idę, więc mogę cię odprowadzić.- Wtrącił się blondyn.

-Nie!- Wokalista od razu zgromił go swoim spojrzeniem.- Ja ją odwiozę. A ty zajmij się sobą i swoimi potrzebami towarzyskimi.- Dodał i chwytając zdumioną Sarę pod rękę skierował się do wyjścia.

-Też sobie przyjaciela znalazłem.- Burknął pod nosem odruchowo spoglądając na ogród, gdzie przebywali pozostali, a wśród nich Amelia, która dzisiaj wyjątkowo zachowywała się normalnie. To znaczy nie mówiła tym swoim drażniącym tonem, nie wywyższała się i wiele innych rzeczy, o których zdążył się już przekonać. Nawet sama zmyła dzisiaj podłogę! Gdy zobaczył ją ze ścierką klęczącą na podłodze myślał, że padnie na zawał... coś w tym może jest. Zaśmiał się pod nosem, sam do końca nie wiedząc z czego i udał się do przyjaciół...

 

###

 

ten_który_patrzy: nie, nie lepiej ;p już wolałam Ka. xd Mów sobie jak chcesz, po prostu to tak oficjalnie dla mnie zabrzmiało może stąd to moje oburzenie, ale mówiłam Ci już że jestem nienormalna ;> A co by kupił prawdziwy Tom?? ^^ Tak na marginesie mam urodziny za... niespełna sześć miesięcy xD ehem xd

 

Tak sobie myślę, że czas kończyć. W prawdzie nie wykorzystałam jeszcze wszystkich swoich pomysłów, ale co za dużo to chyba rzeczywiście niezdrowo. Idealnie byłoby zakończyć w setnym odcinku jednak mam już go napisanego i nie ma w nim końca xd Trochę jeszcze pociągnę tę historię, trudno mi się z nią rozstać... ale kiedyś nadejdzie ten moment. Zależy od tego jak sobie rozplanuję odcinki xd Eh... będzie trudno xd

I nie mogę uwierzyć, że pojawia się tutaj jeszcze ktoś nowy, komu chciało się czytać to wszystko od początku... jest mi niezmiernie miło xd

pozdrawiam ;*

 

 

 

sobota, 7 listopada 2009

95.'...to się otwiera.'

 

Andreas i Amelia urządzili nam bardzo ładny pokój, co prawda nie było łatwo, ale im się udało i to najważniejsze. Powoli wszystko wracało do normy. Moje badania wyszły pozytywnie i chyba nie muszę już się o nic martwić. Tokio Hotel, cały czas pracuje nad nową płytą, więc ja odpoczywam w domu... choć przyznam, że mam już tego dosyć. Dobrze, że Amelia mnie odwiedza i czasem gdzieś razem wychodzimy, bo bym chyba zwariowała. Sara, niestety nie ma na to czasu, gdyż pochłonęła ją nowa praca w gazecie. Bill, chyba kazał jej się tam zatrudnić, żeby nie myślała o nim, kiedy go całymi dniami nie będzie. A Tom, o mnie w ten sposób nie raczył pomyśleć. Gdy wspomnę coś o pracy od razu jest na „nie”. Bo przecież ja nie muszę pracować. No, jasne... mogę całymi dniami siedzieć w domu i jeszcze mu obiadki gotować. Nie żeby mi było źle, ale mam chyba nieco wyższe ambicje. Chciałabym wrócić do tańca, jednak nie jestem pewna, czy znowu bym umiała się tym zająć. Niby to kocham, ale już mnie tak do tego nie ciągnie... chciałabym robić coś nowego.

Zresztą chyba sama do końca jeszcze nie wiem, czego chce. Może to i lepiej, że siedzie w domu, mogę sobie wszystko przemyśleć i poukładać.

Myłam właśnie podłogę, kiedy przyszła Amelia z jakimś białym pudełkiem. Trochę się zdziwiłam, bo byłyśmy umówione po południu, a nie rano. Mimo to zupełnie nie przeszkadzała mi jej wizyta. W prawdzie miałam w planach wielkie wiosenne sprzątanie, ale... zawsze zdążę to zrobić. Mam teraz tyle wolnego czasu.

-Co tam masz?- Zapytałam opierając mopa o ścianę. Brunetka uśmiechnęła się tajemniczo i zaraz uniosła wieko od pudełka ukazując tym samym jego słodką zawartość.

-Tadam!

-Tort?- Uniosłam brwi nie bardzo rozumiejąc, po co przyniosła ciasto.

-No proszę cię, nie mów mi, że nie pamiętasz o własnych urodzinach.- Przewróciła teatralnie oczami, a ja zapowietrzyłam się z wrażenia.

-Ale... który dzisiaj jest?

-Siódmy. Gdybym nie przeczytała w gazecie, to w ogóle byś o niczym nie wiedziała. Gdzie ty masz głowę, Carmen?

-Nie wiem...ale jakoś ostatnio sama wiesz, że nie miałam kiedy o tym myśleć.- Stwierdziłam dopiero teraz uświadamiając sobie, jak ten czas szybko minął.- W każdym razie jesteś kochana, że pomyślałaś...- Uśmiechnęłam się do niej z wdzięcznością.

-Cześć!- Do salonu nagle wparował Andreas, najwyraźniej on również pamiętał, skoro przyniósł ze sobą butelkę szampana, chyba że miał inny powód...

Już miałam radośnie go przywitać, kiedy chłopak bardzo nierozważnie wkroczył na mokry teren przez co przejechał przez połowę salonu na koniec lądując wprost na zaskoczonej Amelii. Tym samym wszystko co ze sobą przynieśli wylądowało na podłodze, włącznie z nimi samymi. Moje oczy przybrały nienaturalnych rozmiarów. I nie wiedziałam, czy mam się śmiać, czy płakać... z jednej strony było to zabawne, a z drugiej... ubrudzili mi podłogę.

-Miło, że mnie odwiedziliście.- Mruknęłam siadając z rezygnacją na kanapie.

-Chyba połamałeś mi żebra.- Jęknęła dziewczyna próbując zepchnąć z siebie Andreasa, który wydawał się znieruchomieć.

-Dzwonić po pogotowie?- Zerknęłam w ich stronę, jednak nie bardzo się przejęłam.

-Obejdzie się.

-Super... zanim jednak zaczniecie się kłócić, nie obrażę się jeżeli pozbieracie to szkło i wytrzecie podłogę.- Stwierdziłam podnosząc się z miejsca.

-Jasne, nie przejmuj się. Posprzątamy... i kupie ci nowy tort.- Zapewniła mnie Amelia, na co skinęłam tylko głową ulatniając się na górę. Nie chciałabym słuchać ich krzyków... zanim dojdą do porozumienia i stwierdzą, że w gruncie rzeczy nie stało się nic strasznego minie trochę czasu.


#


Umówiłam się z Tomem w parku, nie wiem dlaczego akurat tam. W każdym razie zależało mu, więc byłam zmuszona zostawić Amelie i Andreasa samych sobie. Być może się nie pozabijają. Jak wychodziłam każde stało po drugiej stronie pokoju. Szkoda, że jeszcze nie dorośli. Chociaż z drugiej strony zazdroszczę im trochę tej głupoty. Wydaje mi się, że ostatnio stałam się, aż za bardzo poukładana i poważna. A przecież nie jestem jeszcze taka stara... dzisiaj skończyłam dziewiętnaście lat i prawie bym zapomniała o tym szczególe. No, ale jakoś nikt nie raczył mi wcześniej przypomnieć... może zapomnieli? Zresztą, to tylko głupie urodziny. Ale jednak miło, gdy ktoś pamięta, tak jak na przykład taka Amelia i taki Andreas... a Tom? Nie wiem... rano bardzo szybko zniknął wraz ze swoim bratem. Jak zapomniał, wcale nie mam mu tego za złe... rozumiem, że ma dużo pracy. Każdemu może się zdarzyć... poza tym moje urodziny nie są jakimś nadzwyczajnym wydarzeniem, o którym koniecznie trzeba pamiętać.

Ale, jak teraz tak sobie o tym myślę... tak wiele wydarzyło się w ciągu tego roku. Mam dopiero dziewiętnaście lat, a już tyle przeszłam. I trudno uwierzyć, że tak szybko odnalazłam swoją miłość.

W sumie dopiero teraz przekraczając osiemnastkę, mogę stwierdzić, że jestem dorosła. Jeszcze na szczęście nie odczuwam tego, że się starzeję... ale myślę, że w końcu nadejdzie taka chwila, kiedy stwierdzę, że mam pierwsze zmarszczki i będę się nad sobą użalać z tego powodu. Czas płynie nieubłaganie szybko...


Sądziłam, że jak dotrę na miejsce spotkania Tom, będzie już czekał, ale go nie było... dziwne, bo zwykle był punktualny. Nie pozwalał na siebie czekać, za co byłam mu wdzięczna. Jestem niecierpliwa i jak się z kimś umawiam zaraz zaczynam się martwić, że jednak dana osoba się nie zjawi. W zaistniałej sytuacji usiadłam na ławce, aby spokojnie zaczekać. Mój ochroniarz stanął sobie kilka metrów ode mnie udając wielkie zainteresowanie otoczeniem. Czuję, że długo z nim nie wytrzymam. Zdecydowanie potrzebuję kogoś, kto jednocześnie będzie umiał zadbać o moje bezpieczeństwo i porozmawiać, jak na człowieka przystało.

Bo na przykład teraz chętnie zamieniłabym z kimś kilka słów zamiast siedzieć bezczynnie i się nudzić. W ogóle nie rozumiem, dlaczego Toma jeszcze nie ma. Chyba mnie nie wystawi? Pewnie David, go zatrzymał. Po kilkunastu minutach już chciałam wyjąć telefon i się z nim skontaktować, lecz pojawił się. I jego szczęście, nie ukrywam, że zaczynało mnie to irytować.

-Cześć, kochanie.- Nachylił się nade mną całując mnie w policzek, o dziwo, ale nie podziałało. A mianowicie jeszcze byłam zła.

-A czy nie byliśmy umówieni piętnaście minut temu?- Uniosłam brwi przyglądając mu się z uwagą.

-No tak, ale... trochę mi się przedłużyło. Podwiozłem jeszcze Emi, po drodze i tak mi zeszło.- Wyjaśnił, a ja myślałam, że się normalnie powietrzem zakrztuszę. Z trudem powstrzymałam swój komentarz na temat tej dziewczyny.- Przepraszam, to się więcej nie powtórzy. Nie gniewaj się.- Złapał mnie za ręce przyciągając do siebie.-Po za tym... mam coś dla ciebie.- Uśmiechnął się tajemniczo i wyjął coś w kieszeni zaciskając mocno w dłoni.

-Co takiego?

-Wszystkiego najlepszego, Carmelko.- Rozłożył palce ukazując srebrny naszyjnik z serduszkiem. Pamiętał...

-Tom...- Uśmiechnęłam się słodko.- Dziękuję, ale nie musiałeś... miałam nadzieje, że może zapomniałeś...

-No, co ty, nie mógłbym. Podoba ci się?

-Bardzo, jest śliczny...

-I pozwoliłem sobie do środka wsadzić swoje zdjęcie, bo patrz... to się otwiera.- Zademonstrował mi i otworzył serce, dzięki czemu mogłam zobaczyć jego malutkie zdjęcie w środku. Zachwyciło mnie to.

-Wspaniałe... dziękuję!- Przytuliłam go mocno obdarowując całusem.- Jesteś kochany.

-Wiem, ale ty jeszcze bardziej. Mogę ci założyć?

-Jasne.- Odgarnęłam włosy odwracając się do niego tyłem i już po chwili to cudo zawisło na mojej szyi. Naprawdę sprawił mi wielką radość, że w ogóle pamiętał, a do tego jeszcze kupił taki piękny prezent. Chyba najbardziej podoba mi się, że mogę mieć jego zdjęcie. Co prawda niewielkie, ale zawsze.- A... wiesz, co się dzisiaj stało w naszym salonie?- Zaśmiałam się pod nosem przypominając sobie całe wydarzenie.- Amelia, przyszła z tortem, Andreas z szampanem i wydawało się, że będzie świetnie dopóki twój przyjaciel nie poślizną się na podłodze i nie przejechał przez połowę salonu, aby na końcu przygnieść biedną Amelkę...- Streściłam wszystko z wielkim bananem na twarzy. Teraz wydawało mi się to naprawdę śmieszne, wcześniej jednak byłam nieco zirytowana, że nabrudzili mi i w ogóle...

-Boże, oni zawsze coś narobią.- Chłopak pokręcił z niedowierzaniem głową.- Oni nie powinni ze sobą przebywać.

-A ja myślę, że to tylko chwilowe. Pasują do siebie.- Stwierdziłam pozwalając mu objąć mnie w pasie.- My też na początku mieliśmy trudną drogę...

-Ale już wszystko, co złe za nami.- Musnął mnie w skroń.-Przejdziemy się?

-Bardzo chętnie. Ale później wracamy do domu, bo zostawiłam ich samych...

-Oczywiście.


#


Blondynka podskoczyła lekko na krześle z zaskoczenia czując na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Była tak pochłonięta pracą, że zapomniała o całym otoczeniu i takie są właśnie tego skutki. Odwróciła się w stronę stojącego za nią mężczyzny. Był wysoki i dość młody, uśmiechał się przyjaźnie, co ją uspokoiło, przynajmniej nie musiała spodziewać się niczego złego z jego strony. A różnie bywa...

-Spokojnie, jestem tylko właścicielem redakcji nie zjadam pracowników.- Zapewnił ją na wstępie, co dopiero po dłuższej chwili do niej dotarło i wtedy pozwoliła sobie na uśmiech.

-Dzień dobry, przepraszam pana zamyśliłam się trochę.

-Nie szkodzi, przecież nic się nie stało. Chciałem tylko zapytać, jak się pani u nas pracuje?

-Bardzo dobrze.- Stwierdziła jednak według niego nie zabrzmiało to zbyt przekonująco. Zresztą na jej miejscu, wcale by się nie cieszył z takiej pracy, jakby był młody i uzdolniony, a odnosi wrażenie, że właśnie ma do czynienia z taką osobą.

-Pracuje pani tu kilka dni, a już panią chwalą. Nie mogłem nie przyjść i nie sprawdzić.- Uśmiechnął się.- W każdym razie, jakby była pani zainteresowana mamy lepszą propozycję. Tylko nie wiem, czy w ogóle interesuje się pani dziennikarstwem?

-Yy... właściwie, to tak... w sumie.- Wydukała lekko zmieszana. Lepsza praca, to zawsze jakaś zachęta. Tak naprawdę nie myślała jeszcze o swoich zainteresowaniach i studiach na, które chcąc, czy nie, będzie chodziła ze względu na swojego chłopaka, upartego jak osioł zresztą.

-Nasza redakcja będzie miała swój program w telewizji i miałem nadzieję, że zechciałaby pani wziąć udział w tym projekcie. Wie pani... potrzebujemy młodej, ładnej osoby. Poza tym inni pracownicy nie mogą zmienić swoich stanowisk, bo wtedy zapewne gazeta by upadła, a na pani miejsce zawsze się ktoś znajdzie...

-Ale co ja miałabym robić?

-Ten program nazywa się, „Wywiad z gwiazdami”. Wiem, że nie brzmi to zachwycająco, ale... mam nadzieję, że jednak przyjmie pani propozycję poprowadzenia go. Oczywiście może pani się zastanowić, nie ma pośpiechu.

-Dobrze, przemyślę to...- Skinęła głową nie mogąc zrozumieć, dlaczego właśnie jej się to przytrafiło. Ze zwykłej dziewczyny miałaby się stać dziennikarką? I w dodatku dostała propozycję, od samego właściciela... ciekawe, czy Bill maczał w tym swoje palce.

-W takim razie, nie przeszkadzam i czekam na odpowiedź. Do widzenia.

-Do widzenia...- Mruknęła odprowadzając go wzrokiem do wyjścia. Sama nie wiedziała, czy byłaby w stanie podjąć się takiego zadania. Jak sama nazwa wskazuje, musiałaby robić wywiady z gwiazdami. Ona i sławni ludzie? To trochę dziwne, jak na jej rozum...

 

###

 

_ten_który_patrzy_: Dla mnie nie jedno i to samo, jednak dostrzegam jakieś różnice ^^ Zależy mi, ale no... nieważne, jak chcesz to sobie czytaj...ale na własną odpowiedzialność! Poza tym! Dlaczego Ty mówisz do mnie Ka.!? <oburzony>

 

No nie dadzą spokoju xd