piątek, 30 października 2009

94.'Ty jesteś... boski!'

 

Spędziłam cały dzień w towarzystwie jakiegoś gburowatego goryla. Mój błąd, ale cóż... przynajmniej będę miała nauczkę na przyszłość. W każdym razie wróciłam do domu, jak się okazało Melanie również wróciła już z pracy. Siedziała w kuchni przy stole i gdy tylko weszłam wlepiła we mnie swoje spojrzenie, aż się przeraziłam, bo nie wyglądało to naturalnie.

-Nie miałyśmy jeszcze okazji porozmawiać.- Oświadczyła poważnym tonem.- Siadaj.- Wskazała mi miejsce, a ja niepewnie wykonałam jej polecenie. Zaczynam się bać...- Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo było mi przykro, że dowiedziałam się o wszystkim prawie jako ostatnia. I pewnie gdyby nie ta cała akcja ze strzelaniną nadal bym o niczym nie wiedziała.- Nie miałam odwagi się odezwać. Nawet nie wiedziałabym, co powiedzieć...- Byłam na ciebie potwornie zła... przeszło mi, ale to tylko ze względu na twój stan. Poza tym... ja też nie powiedziałam ci czegoś.- Wyznała, co wywołało u mnie zaskoczenie.- Pamiętasz, jak byłam z Kevinem i on ze mną zerwał? Wtedy zniknęłam na trochę...

-Pamiętam.- Potwierdziłam przyglądając jej się uważnie.

-Wyjechałam, żeby usunąć ciążę.- Jej słowa spadły na mnie jak jakiś grom. Nie byłam w stanie uwierzyć, w to co usłyszałam. To niemożliwe, ona sobie ze mnie żartuje... a to nie jest w najmniejszym stopniu zabawne.- Nie chciałam jego dziecka... nie chciałam, aby moje dziecko nie miało ojca. Wiem, co sobie teraz myślisz...

-Nie mów nic.- Przerwałam jej. Oczy zaszły mi łzami z szoku jakiego doznałam.- Twoje argumenty i tak nic nie znaczą.- Dodałam ledwo wydobywając z siebie głos i wstałam z miejsca natychmiast opuszczając pomieszczenie. Czułam się z tym okropnie źle, choć to nie było moje dziecko... Melanie, doskonale zna moje zdanie na temat aborcji i nie wierzę, że moja własna siostra zabiła nowe życie. Być może to nie moja sprawa i nie mam prawa jej osądzać, ale nie umiem... nie umiem przejść obok tego obojętnie. Bo czuję ból...

Wyszłam z domu, aby odetchnąć świeżym powietrzem i nie chciałam już tam wracać. Na szczęście zadzwonił mój telefon, dzięki czemu mogłam skupić się na czymś innym... albo raczej kimś.

-Hej, kotku... dzwonił do mnie Andreas, skończyli już z Amelią robotę, więc jak możesz jedź do nas i zaczekaj na mnie. Mam dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę...- Uśmiechnęłam się do siebie słysząc jego wesoły głos.

-Dobrze, zaraz tam będę.- Odparłam i zerknęłam w stronę samochodu, w którym siedział ochroniarz.

-Ale się zdziwisz...- Zachichotał, co wzbudziło we mnie jakieś podejrzenia. O czym on mówił? Bo chyba nie chodziło już tylko o nowy wygląd pokoju...- No, ale na razie nic ci nie powiem. Uważaj na siebie i do zobaczenia.

-Do zobaczenia.- Pożegnałam się i zakończyłam połączenie. Tom, zupełnie namieszał mi w głowie. Brzmiał tak tajemniczo... i dzięki niemu zapomniałam o przykrym zajściu, które miało miejsce kilka chwil temu. Chyba na tym polega miłość... żeby w jej szczęściu zatapiać wszystkie smutki i bóle.

Udałam się do samochodu i poprosiłam pana „goryla”, żeby zawiózł mnie do domu. Tak, idealnie. Raczej nie chciałabym resztę tego dnia spędzić w towarzystwie Melanie, muszę ochłonąć...


Ze względu na to, że dom Kaulitzów znajdował się niedaleko bardzo szybko byliśmy na miejscu. Równie dobrze mogłabym przejść się na nogach, ale dla bezpieczeństwa wolę samochód.

Gdy weszłam do domu, Toma jeszcze nie było. Zastałam za to w salonie Amelię z Andreasem, oraz Sarę. Amelia i Andreas siedzieli zmęczeni i cali kolorowi od farby na kanapie, brunetka opierała się głową o ramie chłopaka i chyba przysypiała. Sara, za to siedziała w fotelu i wpatrywała się w sufit. Widzę, że wszyscy, aż tętnią życiem.

-Cześć!- Przywitałam się głośno i wyraźnie, aby dosłyszeli.

-Carmen, jak miło...- Blondyn uniósł na mnie swoje spojrzenie uśmiechając się ciepło. Biedak, pewnie jest wykończony... czy Toma nie stać na ekipę remontową, że wykorzystuje biednych przyjaciół?

-A ty co tu robisz?- Zwróciłam się do Sary i usiadłam na drugim fotelu.- Nie powinnaś być w pracy?

-E, dopiero złożyłam CV.- Mruknęła.- No i Bill kazał mi tu przyjść, ale nie wiem po co.- Wzruszyła ramionami.

-Podobno Tom ma dla mnie jakąś niespodziankę.

-No właśnie... Bill, też coś wspominał. Ciekawe o co chodzi...

-Pewnie znowu wymyślili coś... głupiego.- Westchnęłam ciężko opierając się wygodniej.- Mogliby przynajmniej nie kazać nam tyle czekać.

-Może skończyli płytę?- Zastanawiała się Sara, a mnie na samą myśl o tej płycie zrobiło się niedobrze. Nie żebym coś do niej miała, ale kojarzy mi się z tą dziewuchą, jak jej tam... Emi! Zresztą nieważne, nie będę psuła sobie humoru i tak już dzisiaj wystarczająco się nadenerwowałam.

-Raczej za wcześnie.- Stwierdziłam, a w tej samej chwili ktoś otworzył drzwi i zaraz w salonie pojawił się Gustav.

-Cześć! Przywiozłem wam waszych chłopaków.- Oświadczył szczerząc się przy tym dumnie.

-Mojego też?- Odezwała się ospale Amelia, która chyba skończyła drzemać.

-Nie, twojego nie.

-No tak, bo ja nie mam chłopaka.- Zmarszczyła brwi, jakby sobie właśnie przypomniała o tym szczególe, natomiast ja doszłam do wniosku, że wiele się zmieniło, gdy mnie nie było.

-Uwaga, chodź Bill!- Perkusista krzyknął w stronę przedpokoju, z którego zaraz wyłoniła się czarna czupryna... zaraz, zaraz! To nie jest czarna czupryna! Myślałam, że mi oczy wyjdą, jak zobaczyłam, że Bill, to chyba nie Bill... Co on ma na głowie?! Znaczy się... co on zrobił z głową?!

-Nie wierze!- Sara podskoczyła do góry od razu stając w pionie.- Zrobiłeś to! Jak mogłeś?!- Patrzyła na niego z niedowierzaniem, a chłopak tylko się szczerzył jak głupi.- Przecież ja żartowałam!

-Już za późno. Zmieniłem fryzurę, a ty idziesz na studia.- Oznajmił zadowolony, a ja parsknęłam śmiechem widząc minę przyjaciółki.

-Ładnie ci.- Amelia pokiwała z uznaniem głową.- To są dredy?

-Bill!- Pisnęła Sara zapowietrzając się z wrażenia.

-Nie podoba ci się?

-To nie ma nic do rzeczy, zrobiłeś to specjalnie. To nie fair.- Naburmuszyła się zakładając ręce na piersi.

-Oj tam, zaraz nie fair.- Uśmiechnął się słodko.- Wybierz sobie kierunek studiów, masz jeszcze trochę czasu, więc nie musisz się spieszyć.

-A gdzie Tom?- Wtrąciłam się, bo jakoś nie widziałam nigdzie swojego mężczyzny, a zaczynało mi go brakować jakoś.

-Właśnie... gdzie Tom?- Gustav spojrzał na czarnego.

-A... poszedł do sklepu, zaraz przyjdzie.

-Po co?- Tym razem to ja się naburmuszyłam. Bo ja tu czekam, a on sobie do sklepu chodzi! Czy tylko ja tęsknię w naszym związku?

-Nie wiem, po co... po coś tam poszedł, najwyraźniej czuł taką potrzebę. Wiesz, nie zdaje mi sprawozdania z tego co kupuje.

-Ej, mogę iść się umyć?- Wypaliła nagle Amelia zwracając na siebie uwagę.- Carmen, pożyczysz mi jakieś czyste ciuchy?

-Jasne, chodź.- Wstałam i udałam się na piętro, a za mną brunetka.

-Tylko twoje rzeczy są jeszcze w pokoju Billa, bo nie zdążyliśmy poukładać do szafek...

-Aha, okej.- Cofnęłam się o jedne drzwi i weszłam do pokoju wokalisty, gdzie panował mały nieład.- Weź sobie co chcesz...- Wydałam jej pozwolenie, a sama oparłam się o ścianę zamyślając się na chwile.- Zerwałaś z Alexem?

-A...no.- Odparła nie bardzo wykazując zainteresowanie tym tematem, jednak ja nie chciałam tak prędko sobie odpuszczać.

-Dlaczego?

-Bo mnie wkurzył.- Burknęła jak mała niezadowolona dziewczynka.- Dasz wiarę, że on mi tutaj scenę zazdrości urządził? Imbecyl jeden. W ogóle nie wiem, co on sobie wyobraża! Przychodzi nieproszony, najpierw się mną wcale nie interesuje i ni stąd ni zowąd przypomniał sobie o swojej dziewczynie. Żałosne.- Wyrzuciła z goryczą.

-Był zazdrosny?- Uśmiechnęłam się pod nosem, domyślając się o kogo mogło chodzić.

-Przecież mówię. Albo może raczej chciał pokazać, jaki on ważny.- Prychnęła kręcąc głową.- Czy oni wszyscy naprawdę uważają mnie za idiotkę?

-Nie, chyba nie wszyscy.

-Mam nadzieję... bo jak sobie tak patrzę na ciebie i Toma, to tylko wam pozazdrościć. Brakuje mi kogoś, kto by się o mnie zatroszczył.- Westchnęła z rozmarzeniem.- Ale nieważne, idę się myć bo niewygodnie mi w tej farbie. Później pomogę ci posprzątać te ubrania...- Uśmiechnęła się i zniknęła za drzwiami.

-I jak, skończyliście wszystko?- Ocknęłam się nagle słysząc głos Toma dobiegający z przedpokoju, aż serce zaczęło mi mocniej bić.

-Tak, tylko trzeba poukładać rzeczy w szafkach.- Odpowiedział mu Andreas, a ja już nie mogłam dłużej wytrzymać, aby nie wyjść i się z nim nie przywitać. Uśmiechając się od ucha do ucha wyłoniłam się na korytarz i... zawał. Gdyby nie ściana chyba wylądowałabym na podłodze. Zabrakło mi tlenu i nie wiem czy dlatego, że doznałam szoku, czy dlatego, że doznałam szoku! Obydwaj skierowali na mnie swoje spojrzenia, a Tom uśmiechnął się niepewnie. Chyba weszłam w ścianę... a właściwie próbowałam, normalnie czułam jak moje plecy próbują się w nią wbić. Cały czas wpatrywałam się ogromnymi oczami w swojego narzeczonego o ile w ogóle to był mój narzeczony...

-To ja was lepiej zostawię... Powodzenia, Tom.- Andreas poklepał go po ramieniu i zszedł na dół. Gdyby nie wypowiedział jego imienia nie byłabym pewna, że to on.

-Gdzie... są twoje... co ty...jak... że...- Zwyczajnie nie umiałam dobrać słów.

-Byłem z Billem w salonie i jakoś tak wyszło... taki impuls.- Odezwał się w końcu patrząc na mnie uważnie.- Mam nadzieje, że nie przestaniesz mnie przez to kochać...

Dopiero teraz pozwoliłam sobie na trzeźwe myślenie, odetchnęłam głęboko jeszcze raz się mu przyglądając. Przecież wygląda nieziemsko... i chyba to mnie tak zszokowało. Że może wyglądać jeszcze cudowniej niż zazwyczaj wyglądał... Nogi mi się normalnie ugięły, zupełnie jakbym była niedojrzałą dziewczynką, która dopiero co odkryła swoją pierwszą miłość.

-Ty jesteś... boski!- Zamrugałam oczami i niewiele myśląc rzuciłam się na niego.- Nie wiem co zrobiłeś ze swoimi dredami, ale... tak czy inaczej jesteś cudowny.- Pocałowałam go namiętnie, nie mogłam się oprzeć. Zawsze był przystojny i wzbudzał we mnie wielkie emocje, ale teraz wyjątkowo... jestem dumna, że jestem jego narzeczoną. Nie dość, że ma wspaniałe wnętrze, to jeszcze z zewnątrz jest zniewalający.

-Od razu lepiej, już myślałem, że ze mną zerwiesz... miałaś taką minę...- Zaśmiał się muskając mnie w czoło.

-Chyba żartujesz, musiałabym być kompletną idiotką. Nie zrezygnuje z ciebie za żadne skarby świata. Kocham cię z dredami czy bez, z warkoczykami czy z czymkolwiek innym, na tej twojej pięknej główce.- Uśmiechnęłam się i znowu wpiłam się w jego usta....

 

###

 

_ten_który_patrzy_: Ehem, uciekaj mi stąd! xd

 

(małe niedociągnięcie, albo nawet duże... pomieszały mi się wieki głównych bohaterów ^^ Carmen nie może być starsza od Toma o 4 miesiące, gdyż jest młodsza od niego o rok xD to tak dla jasności, bo w jednym z odcinków coś tam o tym było xd)

 

niedziela, 25 października 2009

93.'Nie chcę już grać.'

 

Nie ma to, jak obudzić się we własnym pokoju i obok własnego narzeczonego. Jestem zachwycona, że znowu wszystko wraca do normy. Mam nadzieję, że teraz nic, ani nikt nie będzie nam przeszkadzał w układaniu sobie życia. Najważniejsze, że jesteśmy razem.

Uwielbiam patrzeć na śpiącego Toma, wygląda wtedy tak słodko... doskonale pamiętam każdy poranek u jego boku. Czuję niezwykłą radość wspominając te wszystkie chwile z nim spędzone, nie wyobrażam sobie, że teraz mogłabym żyć bez niego. Wtedy życie nie miałoby najmniejszego sensu. Przecież on jest moim słońcem, które bez względu na porę dnia i pogodę, rozświetla mi życie.

A czy gdyby na ziemi nie było słońca, dałoby się normalnie żyć? Chyba nie.

Uśmiechnęłam się do siebie i musnęłam delikatnie jego policzek, tak aby go nie zbudzić, po czym ostrożnie wydostałam się spod kołdry wychodząc z pokoju. Zeszłam po schodach do salonu rozciągając się przy tym, Melanie najprawdopodobniej nie było, w innym wypadku już bym ją zobaczyła. Moja siostra nie sypia zbyt długo...

Już miałam udać się do kuchni, kiedy dostrzegłam, że na domowym telefonie miga zielona lampka, co znaczyło, że ktoś zostawił wiadomość. Chyba nic nie stało na przeszkodzie, abym ją odsłuchała... w końcu jeszcze niedawno tu mieszkałam. Wcisnęłam guzik i oparłam się na rękach o szafkę uważnie nasłuchując...

-„Mel, przepraszam, ale nie będę mógł dzisiaj się z tobą zobaczyć. Przełóżmy to spotkanie na inny wieczór, mam strasznie dużo roboty w sprawie tej płyty... poza tym, mogłabyś odbierać komórkę, w ogóle nie da się do ciebie dodzwonić. Zadzwoń do mnie, jak będziesz mogła, wtedy się umówimy. Całuję, do usłyszenia.”- Zmarszczyłam brwi analizując w głowie jeszcze raz całe nagranie. Skądś znałam ten głos... jednak na tą chwilę kompletnie nie kojarzyłam osoby. A może tylko mi się coś wydaje? Zresztą nieważne. To prywatna wiadomość, nie będę się mieszała.... najlepiej w ogóle nie powiem, że tego słuchałam.

Zapisałam wiadomość i poszłam do kuchni, aby zrobić sobie herbatę i przygotować śniadanie. Raczej najpierw powinnam się umyć i ubrać, ale... w ogóle nie mam na to ochoty. Poza tym wolę zacząć od zrobienia śniadania, żeby Tom miał już gotowe gdy się obudzi. Muszę o niego przecież dbać...


#


Brunetka zaspanym wzrokiem omiotła całe pomieszczenie, kompletnie nie wiedziała co robi w pokoju i do tego jeszcze na łóżku, okryta ciepłą kołdrą... Gdy się odkryła okazało się, że jest owinięta ręcznikiem, co już zupełnie zbiło ją z tropu.

Wstała i przecierając zaspane oczy udała się do sąsiedniego pokoju, skąd dochodziły jakieś odgłosy. A mianowicie, ktoś sobie śpiewał pod nosem... i nie ktoś, tylko Andreas, który nucąc piosenki umilał sobie malowanie ściany. Dziewczyna ogromnie się zdziwiła zauważając, że już prawie skończył... właściwie wystarczyło tylko posprzątać i wnieść meble.

-Już kończysz?- Odezwała się nieco ochryple. Blondyn natychmiast zamilkł i odwrócił się w jej stronę, z trudem powstrzymał śmiech na widok jej sterczących włosów. Skinął tylko głową zaciskając mocniej usta...- A możesz mi powiedzieć, dlaczego ja spałam? I w ogóle...

-Nic nie pamiętasz? Zemdlałaś w wannie...

-Co?- Wytrzeszczyła oczy.- I niby jak znalazłam się w łóżku!?

-Przeniosłem cię...- Wzruszył ramionami, na co Amelia się zapowietrzyła z wrażenia.- Co tak patrzysz? Nie zrobiłem nic złego, przecież.

-Jak to!? Przecież ja byłam... goła!- Zapiszczała oddychając szybciej z napływu emocji.

-Co ty myślisz, że ja nagiej dziewczyny nie widziałem?

-Nie obchodzi mnie, czy widziałeś czy nie! Ważne, że widziałeś mnie!- Fuknęła patrząc na niego ze złością.

-Musiałem cię wyjąć, bo byś się utopiła!

-I może byłoby lepiej.- Stwierdziła lekko drżącym głosem i zaraz zniknęła mu z widoku. Zamrugał oczami nie bardzo wiedząc, o co tak naprawdę jej chodzi. Przecież nic takiego się nie stało... starał się na nią nie patrzeć. Nie było to łatwe, ale nie miał nawet przez chwile wobec niej złych zamiarów. Poza tym jego obowiązkiem było ją wyjąć i nie pozwolić, aby się utopiła. Przecież mógłby zostać oskarżony o nie udzielenie pomocy. Jest tyle argumentów, a ona w ogóle nie zwróciła na to uwagi...


#


-Carmen, poznaj Emi, właśnie ona cię zastępowała podczas nagrywania płyty.- Oświadczył David wskazując na wysoką, szczupłą brunetkę. Miała mocny makijaż i dość wyzywający strój. Nie tak ją sobie wyobrażałam... właściwie wcale nie myślałam o tym, kto grał na moim miejscu. A może powinnam... bo niby dlaczego Tom nigdy nic o niej nie mówił?

-Cześć.- Uśmiechnęła się do mnie, nie trudno było zauważyć, że czuje się ważniejsza ode mnie. Była dumna jak paw. Ani trochę nie przypadła mi do gustu. Dlaczego wybrali akurat ją?!

-Miło cię poznać.- Mruknęłam wlepiając w nią swoje groźne spojrzenie. Mam nadzieję, że nie będę musiała jej dawać do zrozumienia, że to ja należę do tego zespołu. Bo w sumie, jej czas już się skończył...- Dzięki za zastępstwo, na szczęście teraz mogę wrócić na swoje miejsce. Pewnie się cieszysz, że będziesz miała więcej wolnego czasu?- Tym razem ja jej posłałam sztuczny uśmiech, który odwzajemniła, niestety z większą pasją niż ja. Najwyraźniej miała do tego powód.

-Carmen...- Od razu wyczułam w głosie menadżera, że coś jest nie tak. Uniosłam na niego swoje pytające, a jednocześnie zdenerwowane spojrzenie.- Byliśmy przygotowani na to, że twoja choroba potrwa znacznie dłużej, dlatego umowa z Emi jeszcze nie wygasła...

-Ah... tak?- Poczułam się znokautowana.- To znaczy, że nie ma tu już dla mnie miejsca?

-Po prostu...

-Nie musisz mi nic tłumaczyć. Świetnie wszystko rozumiem.- Przerwałam mu głosem przepełnionym goryczą i żalem. O tak, czułam do nich wszystkich potworny żal. Bo wiedziałam, że mnie przekreślili... tak zwyczajnie dali sobie spokój, kiedy ja walczyłam sama ze sobą, aby przezwyciężyć chorobę.- Wiadomo, że musieliście się liczyć z moją ewentualną śmiercią. Zespół przecież nie może cierpieć przez moje własne problemy.- Dodałam jeszcze i odwracając od niego wzrok wyminęłam zadowoloną dziewczynę, kierując się do wyjścia. W tym samym czasie do pomieszczenia wszedł Tom, chciał już coś powiedzieć, ale na widok mojej miny zamknął usta rzucając wszystkim pytające spojrzenie. Gustav, tylko spuścił głowę, a David nie palił się do mówienia. Ja natomiast też nie miałam ochoty na rozmowy, czy nawet prawienie mu wyrzutów. Zwyczajnie wyszłam. Było mi przykro... cholernie przykro! Naprawdę chciałam wrócić. Chciałam znowu grać, aby było jak dawniej. Żeby nie myśleć już o tym, co się stało...

Nawet Tom, o niczym mi nie powiedział. Poczułam się oszukana... i było mi z tym źle.

Najwyraźniej będę musiała znaleźć sobie inne zajęcie. Bo po tym... chyba nie chce już do nich wracać. Te kilka słów ze strony Josta, skreśliły wszystkie moje plany związane z zespołem. Byłam głupia sądząc, że będę mogła tak po prostu wrócić po takiej przerwie... fani już o mnie zapomnieli, wszystko się zmieniło. Nigdy nie będzie tak jak kiedyś... i bardzo dobrze. Czas, aby było inaczej. Nie można cały czas cofać się do tyłu. Trzeba stawiać kolejne kroki w przód...

-Carmen, kochanie... dokąd idziesz?- Tom, zatrzymał mnie przy wyjściu z budynku. I jakoś nie wiedziałam, co powiedzieć.- Gniewasz się?

-Nie... szkoda tylko, że nic mi nie powiedziałeś.- Stwierdziłam cicho starając się uśmiechnąć.

-Tak mi przykro... naprawdę nie miałem na to wpływu.- Przytulił mnie do siebie.- Ale to może nawet lepiej... odpoczniesz jeszcze, weźmiemy ślub... a potem, gdy już umowa Emi się skończy wrócisz do zespołu.

-Nie, Tom.- Zaprzeczyłam od razu. Chce, żeby już o tym wiedział.- To już zamknięty rozdział w moim życiu.

-Jak to?

-Nie chcę już grać. To było bardzo fajne doświadczenie, ale... najwyraźniej na tym musi się skończyć.

-Naprawdę?

-Tak. Zajmę się czymś innym... czymś co naprawdę kocham.- Rzekłam jednocześnie przekonując samą siebie.

-Czyli mną?- Uśmiechnął się promiennie, na co ja się zaśmiałam.

-Miałam na myśli taniec, ale... tobą też.- Cmoknęłam go w policzek odwzajemniając uśmiech.

-Nie wiem, jak zniosę to, że nie będzie cię w zespole... ale szanuję twoją decyzję. Nie chcę, żebyś się męczyła... Może rzeczywiście dobrze będzie, jeżeli to całe zamieszanie cię ominie. Nie potrzebujesz już więcej stresu...

-Właśnie. Więc wracaj do studia, a ja pójdę się przejść.

-Ale chyba nie sama?- Zaniepokoił się.

-Nie, no wezmę ze sobą tego goryla...- Wskazałam głową na potężnego mężczyznę stojącego za oknem.- Jest jak za trzech.- Zażartowałam.- Jak skończycie daj mi znać.- Pocałowałam go w usta na pożegnanie i odsunęłam się.

-Uważaj na siebie...- Polecił jeszcze, a ja przytaknęłam mu skinięciem głowy i posyłając mu uśmiech zniknęłam za drzwiami. Odetchnęłam głęboko świeżym powietrzem i zwróciłam się w stronę ochroniarza.

-Hej, koleś...zabierzesz się ze mną, nie?

-Słucham?- Ciemnowłosy uniósł na mnie swoje pełne zdziwienia spojrzenie.

-Em... czy byłby pan łaskaw mnie pilnować podczas spaceru?- Zatrzepotałam teatralnie rzęsami.

-Taki mam obowiązek.- Stwierdził z poważną miną.

-Super, więc chodźmy.- Mruknęłam unosząc oczy ku górze, co za gbur!


#


Podbiegł do blondynki, już z daleka widząc, jak wychodzi z budynku. Natychmiast pochwycił jej rękę całując w policzek, jednocześnie przyprawiając ją o szybsze bicie serca.

-Bill!- Zapiszczała patrząc na niego jak na kosmitę.- Co ty wyrabiasz? Wystraszyłeś mnie! Tak się nie robi.

-Ehem...też cie kocham.- Uśmiechnął się do niej słodko.- To jaki kierunek studiów wybrałaś?

-Nie ma mowy, nawet nie zaczynaj. Powiedziałam, że skorzystam tylko z jednej oferty... zmienię pracę tak jak mi mówiłeś, ale na studia mnie nie wyślesz. Tym bardziej za twoją kasę.

-Ej, nooo... ale ja chce! Spełnij moje marzenie...- Wlepił w nią swój wzrok robiąc przy tym słodką minkę, od razu odwróciła głowę, aby przypadkiem mu nie ulec.

-Phi, też mi marzenie. A ja sobie marzę, żebyś pozbył się swoich włosów! I co ty na to?

-Ale, że niby co masz do moich włosów? I konkretnie, w którym miejscu?

-Mam na myśli włosy na głowie, zresztą nieważne. I tak obydwoje dobrze wiemy, że w życiu nic z nimi nie zrobisz bo je kochasz, więc i ty pogódź się z tym, że nie pozwolę ci opłacić moich studiów. Koniec tematu.- Wyrecytowała z wielkim przejęciem mając nadzieję, że tym zakończy temat.

-Ho, też mi coś... wcale nie kocham swoich włosów. Za kogo ty mnie masz?- Oburzył się.- Jak zmienię włosy, pójdziesz na te studia?

-Bill, daj już spokój... po pierwsze nie zmienisz nic, a po drugie przeszkadza ci że nie mam wyższego wykształcenia?

-Nie, po prostu nie chcę żebyś marnowała swoje możliwości, a chce pomóc ci spełnić twoje marzenie.

-Idę dzisiaj na rozmowę do tej redakcji, o której mówiłeś, więc muszę się przygotować. Spotkamy się wieczorem.- Pocałowała go na pożegnanie i szybko uciekła w swoją stronę zostawiając go samego z nowym pomysłem w głowie.


###


Bez komentarza ^^

 

środa, 21 października 2009

92.'Chyba facet!'

 

Kino bardzo dobrze na mnie wpłynęło. Poszliśmy z Tomem na jakiś romantyczny film, co ciekawe on sam go wybierał. Nieważne co byśmy oglądali, ważne że razem. Po wyjściu z kina udaliśmy się na spacer, wszystko wydawało mi się przedłużać i szczerze miałam już ochotę wrócić do domu. Czułam jednak, że Tom chce mnie odciągnąć od tego pomysłu. Zupełnie nie wiedziałam, co się dzieje... a gdy zadzwonił mu telefon, okropnie się zdenerwował podczas rozmowy. Nie mogłam już wytrzymać, musiałam zapytać, co jest grane. Czułam się naprawdę dziwnie.

-Kochanie... bo ja chciałem zrobić ci niespodziankę i wyremontować nam pokój, żeby już wszystko było gotowe na twój powrót, ale... ja na to nie miałem czasu, więc poprosiłem Andreasa i Amelię, jednak trochę im się przedłużyło... a tak naprawdę wszystko spieprzyli i muszą to teraz naprawiać.- Wyrecytował z wielkim przejęciem. Trochę mnie zaskoczył, to ma być powód jego dziwnego zachowania? Żeby tylko takie problemy były na świecie.

-Nie mogłeś tak od razu?- Zaśmiałam się.- Możemy dzisiaj przenocować u mnie w domu, a właściwie u Melanie, nie powinna mieć nic przeciwko temu.- Stwierdziłam z uśmiechem.

-A tak chciałem, żeby wszystko się udało...- Posmutniał.

-Oj, nie przejmuj się. I tak zrobiłeś mi miłą niespodziankę, naprawdę się cieszę, że o tym pomyślałeś.- Cmoknęłam go w policzek w ramach podziękowań. Właściwie jeszcze, ani razu się nie całowaliśmy odkąd się wybudziłam. Trochę dziwnie się z tym czuję, ale wiem, że ten „pierwszy” pocałunek byłby dla mnie trudny. Jest mi potwornie głupio, że zapomniałam jak to jest! Mam nadzieję, że się przed nim nie zbłaźnię... naprawdę nie chcę go rozczarować. A co będzie, jak zechce czegoś więcej niż zwykłego pocałunku? Czuję się zupełnie jak początkująca nastolatka, a przecież niedługo skończę dziewiętnaście lat! Jak mam sobie wszystko przypomnieć?

Nie chcę go odtrącać, gdy się do mnie zbliży... mogłabym mu powiedzieć, ale się wstydzę. Co się ze mnę porobiło...?

-To jedziemy do twojej siostry? Bill się zaszył u Sary, więc ten ma spokój.

-Melanie się ucieszy, że ją odwiedzimy.- Stwierdziłam zadowolona.- Poza tym mój pokój, zawsze stoi dla nas otworem.

-Brakowało mi ciebie, strasznie...- Ścisnął mocniej moją dłoń, aż przeszły mnie dreszcze. Cudownie jest czuć, że komuś tak zależy. Potrzebuję tej świadomości, że tak wiele dla niego znaczę...tak, to jest mi niezbędne do życia.

-Już cię nie zostawię.- Zapewniłam go. Myślę, że nie ma już takiej siły, która mogłaby nas rozdzielić. Nie, no jestem tego pewna.

Jestem skłonna zamordować każdego kto stanie nam na drodze. Cóż, po tym wszystkim chyba nie brak mi odwagi na nic.

-Bardzo się bałem, że już nigdy nie otworzysz oczu...- Wyznał nagle spoglądając mi w oczy.- Jestem cholernie beznadziejny, nie umiałem cię ochronić. Jak w ogóle mogłem nie zauważyć, że coś jest nie tak, przecież ona chciała cie zabić...

-Tom, to wcale nie twoja wina. Ja też żyłam sobie, jak gdyby nigdy nic... w ogóle nie myślałam, że ktoś mógłby mnie, aż tak nienawidzić, a to jest oczywiste, że skoro fanki tak za tobą szaleją nie będą chciały mieć konkurencji. Ale teraz już wszystko się ułoży, nie będziemy tacy nierozważni.- Uśmiechnęłam się do niego delikatnie i pogładziłam go dłonią po policzku.-Kocham cię i zrobię wszystko, żebyśmy byli szczęśliwi. Już nigdy cię nie skrzywdzę, obiecuje...- Nie wiem, czy coś tak ważnego można obiecać. Czy można mieć pewność, że co do tego już nie popełni się błędu. Zrobiłam to w ciemno, jednak wierzę, że nigdy więcej on nie będzie przeze mnie płakał. Nie chcę być przyczyną jego cierpienia i łez. To najgorsze co może być...


#


-AAA!!! Ty potworze! Uciekaj stąd! AAA!!- Głośny i przerażający pisk dziewczyny rozniósł się po domu, chłopak, który akurat wyszedł spod prysznica, aż podskoczył zupełnie nie wiedząc co się dzieje. Minęła dobra chwila zanim dotarło do niego, że to Amelia...- Pomocy!- Nie wiele myśląc owinął się ręcznikiem w pasie i pobiegł na górę zobaczyć co się dzieje. Wydawało się, jakby co najmniej świat się walił. Sądził bynajmniej, że to coś naprawdę poważnego, w innym wypadku dziewczyna by chyba, aż tak nie krzyczała. Wpadł do łazienki rozglądając się po całym pomieszczeniu i w tym samym momencie brunetka zaczęła piszczeć jeszcze głośniej. Trochę późno zorientował się, że to z jego winy. Bowiem była w wannie, a on jak gdyby nigdy nic gapił się na nią jakby to miało mu wyjaśnić całą sytuacje.-Wyjdź stąd!-Wrzasnęła i zanurkowała pod wodę, blondyn zamrugał oczami. Miał dzisiaj duże problemy z koncentracją...

-Co się dzieje?

-Pająk!- Pisnęła wynurzając głowę z wody.- Zabierz go natychmiast!- Brunetka, aż się trzęsła ze strachu, a chłopak przewrócił oczami nie widząc żadnego problemu, a tym bardziej żadnego pająka.- I nie patrz na mnie ty zboczeńcu, jestem goła!

-Niesamowite, a byłem przekonany, że kąpiesz się w ubraniach.- Zakpił wchodząc w głąb pomieszczenia uważnie się po nim rozglądając.- Gdzie ten pająk?

-Tu...- Amelia wskazała palcem na krawędź wanny i skuliła się jednocześnie zakrywając po części swoje ciało.- On się na mnie patrzy...zabierz go!

-Myślisz, że wezmę go do ręki? Co ja jestem!?

-Chyba facet!- Fuknęła starając się opanować swój lęk.-I nie patrz na mnie!

-To niby jak mam go wziąć nie patrząc?!- Oburzył się, jak na złość wlepiając w nią swoje ślepia.

-On idzie! On się rusza! No zrób coś!- Znowu zaczęła panikować i przestało ją obchodzić miejsce w jakim się znajduje, teraz liczył się pająk, którego panicznie się bała.

-No już...uspokój się...- Westchnął ciężko podchodząc do wanny.- Przecież on ci nic nie zrobi...

-Ja się boję!!- Jęknęła czując, że zaraz wybuchnie płaczem.- On jest obrzydliwy... zabierz go...

-Dobra, bo zaraz zawału dostaniesz.- Mruknął i nie wahając się dłużej ostrożnie wziął pająka do ręki, co spowodowało kolejny pisk przerażenia, albo raczej obrzydzenia u dziewczyny. Blondyn otworzył okno i wypuścił stworzenie na wolność, dla Amelii było to nie do pojęcia. Spodziewała się raczej, że go zabije...- I po krzyku.

-Ty...to...on...Boże...- Zaczęła dukać patrząc na niego wielkimi oczyma i zanim cokolwiek zdołał zrozumieć z jej mowy, osunęła się bezwładnie tracąc przytomność...

-Amelia!- Tym razem to on pisnął, sam się sobie dziwiąc, że potrafi wydobywać z siebie tak wysokie dźwięki. Podbiegł do niej natychmiast w obawie, że się utopi, choć woda wcale nie sięgała jej do głowy.-Hej, ocknij się!- Szturchnął ją lekko lecz to nie przyniosło żadnych rezultatów. Za bardzo nie wiedział co ma robić, w końcu znajdowali się mało komfortowej sytuacji... jak ma ją ocucić, gdy jest w wannie?-Baby...- Burknął z niezadowoleniem i chyba dopiero teraz dotarły do niego pewne szczegóły. Uśmiechnął się pod nosem lustrując wzrokiem jej ciało...-Em...że też jestem tak dobrze wychowany.- Skrzywił się i nie zastanawiając się dłużej nad tym, co mógłby zrobić wykorzystując okazję, wyjął ją z wanny następnie okrywając ręcznikiem.- Ciekawe co ja z tego będę miał.- Z nie małym wysiłkiem wyniósł ją z łazienki i położył na łóżku w pokoju gościnnym...


#


Pierwszy raz od bardzo dawna zrobiłam kolację. Nic specjalnego, bo to tylko jajecznica, ale ważne, że mi wyszła. Tego akurat nie zapomniałam. Wykarmiłam całą rodzinkę. Oczywiście mam na myśli Melanie i Toma. Swoją drogą moja siostra jest jakaś dziwna, myślałam, że może jest na mnie zła, ale jednak chodzi o coś innego. Trudno się z nią teraz dogadać... najpierw zajmę się swoimi sprawami, a potem nią.

-Nareszcie w domu!- Ucieszyłam się na widok swojego łóżka i przytulnego pokoju. Moja pierwsza od bardzo dawna noc poza szpitalem. Normalnie jestem podekscytowana!

-Heej, nasz dom jest gdzie indziej.- Usłyszałam ciepły głos koło ucha i poczułam jak silne ręce mojego ukochanego oplatają mnie w pasie. Oparłam się plecami o jego tors, a głowę usadowiłam między jego szyją, a ramieniem.

-Wiem, cały czas o tym pamiętam. Ale najważniejsze, że dzisiaj się porządnie wyśpię. Bez żadnych zmartwień, problemów i w ciepłym łóżku...- Rozmarzyłam się splatając swoje dłonie z jego.

-I zapomniałaś jeszcze o mnie.- Upomniał się muskając ustami mój policzek.

-Oh, i oczywiście u boku mojego wspaniałego narzeczonego!- Uzupełniłam natychmiast z wielkim entuzjazmem i odwróciłam się w jego stronę, aby spojrzeć mu w oczy.- Pocałuj mnie...tak jak dawniej to robiłeś. Przypomnij mi, jak to jest całować się z najlepszym facetem pod słońcem.- Wyszeptałam uśmiechając się do niego delikatnie. Nie musiałam długo czekać na reakcję. Bez słowa pogładził dłonią mój policzek i z niezwykłą subtelnością złączył nasze usta w pocałunku. Myślałam, że zaraz uniosę się nad ziemię. Zupełnie jakby wyrosły mi jakieś magiczne skrzydła, a w żołądku szalały te motylki, o których mimo wszystko nie dało się zapomnieć. Ten jeden pocałunek przypomniał mi każdy poprzedni...

-Kocham cię.- Szepnął opierając się swoim czołem o moje, bez problemu mogłam patrzeć wprost w jego piękne, duże, czekoladowe oczy, które jak zawsze błyszczały.-Jak tylko skończymy z płytą idziemy do księdza. Chce cie mieć za żonę...

-Po co ten pośpiech? Chyba powinniśmy najpierw trochę pobyć narzeczeństwem...

-Hej, nie chcesz już być moją żoną?

-Oczywiście, że chcę. Ale nie chciałabym, aby to wszystko działo się tak szybko.

-Zanim załatwimy wszystkie formalności i skończymy przygotowania minie sporo czasu, nic nie będzie szybko. Wszystko będzie idealnie, to będzie najpiękniejszy dzień w naszym życiu, obiecuję.- Ucałował mnie czule w czoło. Bardzo cieszyło mnie jego podejście do całej sprawy, jednak mimo wszystko gdzieś w głębi miałam obawy. Jesteśmy bardzo młodzi, boję się, że tak ważny krok w naszym życiu mógłby zbyt wiele zmienić. Nie chciałabym, aby coś między nami się popsuło. Wiem, że ślub jest czymś niezwykłym i pięknym, ale to tylko jeden taki dzień w życiu. Nie mam wątpliwości, co do tego, że Tom, jest tym jedynym i, że to z nim chcę spędzić resztę swojego życia. Sama do końca nie wiem, czego się tak boję. Chyba najbardziej tych zmian, które mogą nastąpić między nami, gdy już przekroczymy ten próg między swobodą bycia parą, a bycia małżeństwem. Mimo tego, że będziemy żyć prawie tak samo, jak teraz, to będzie już zupełnie coś innego.

-Wychodzę, może nawet nie wrócę na noc, więc... nie krępujcie się, czujcie się jak u siebie.- Moja siostra stanęła w drzwiach trzepocząc do nas swoimi wymalowanymi rzęsami.- A najlepiej to idźcie spać. Dobranoc, wam.- Pożegnała się z głupim uśmieszkiem i zniknęła nam z oczu. Czyżby znowu wróciły dawne czasy, kiedy to znikała na całe noce?

-To ja idę się umyć.- Stwierdziłam po chwili i skierowałam kroki w stronę łazienki.

-To ja idę z tobą!- Zawołał Tom i w mgnieniu oka znalazł się przy moim boku, uniosłam na niego swoje niezrozumiałe spojrzenie.

-A że niby po co?

-Tak, dla towarzystwa.- Wyszczerzył się.

-Nie potrzebuję towarzystwa podczas mycia się.- Wzniosłam oczy ku górze. On mnie zadziwia...

-Ale ja chce z tobą...

-Tom, nie wygłupiaj się. Zaraz wrócę, siedź tu i czekaj.- Zgromiłam go swoim spojrzeniem i czym prędzej opuściłam pokój. Nie wiem, co on tam chciał ze mną robić, ale na pewno nie jest to wskazane na chwilę obecną. Nie żebym myślała nie wiadomo, co ale choćby nawet siedział i patrzył na moją osobę, byłoby to nie na miejscu, a ja czułabym się skrępowana. Po co mi narzeczony w łazience!? Ale mam teraz zmartwienia... no, naprawdę. Czy on zawsze musi dawać mi tyle powodów do myślenia? Mój mózg też musi odpoczywać...

 

###

 

Dobra, pochwalę się że napisałam już 100 odcinek ;D No i... nie jest on ostatnim xD

 

sobota, 17 października 2009

91.'Mogłabyś być moją córką.'

 

Nareszcie doczekałam się dnia swojego wypisu. Wszystkie badania wyszły pozytywnie dla mojego zdrowia i lekarz nie miał się czego czepiać. Pozostało mi czekać tylko na Toma, który miał przyjechać po mnie o dziesiątej. Zdążyłam się już umyć, ubrać, umalować i pozostało mi tylko niecierpliwienie się. Naprawdę byłam szczęśliwa, że w końcu opuszczę to miejsce. Już nigdy więcej nie chciałabym tu trafić, nawet na chwilę. Od teraz szpital nigdy nie będzie mi się dobrze kojarzył. Zresztą, czy takie miejsce w ogóle może się dobrze kojarzyć? Wszędzie pełno chorych i słabych ludzi, którym zazwyczaj brak pozytywnego myślenia. A akurat na moim oddziale znajdowały się osoby w podobnym stanie do mojego... z tym, że gdy mi się poprawiło, przenieśli mnie. Mimo wszystko, to było straszne i cieszę się, że mam to już za sobą. Jestem wdzięczna Bogu, że pozwolił mi dalej żyć i lekarzom, że pozbyli się tego „świństwa” z mojego organizmu. Teraz mogę zacząć wszystko na nowo. Właściwie mam czystą kartę. I, co najważniejsze czyste sumienie, bo wcale nie zdradziłam Toma. Wiedziałam. Wiedziałam, że nie mogłabym czegoś takiego zrobić, nawet będąc nieświadomą. Mogę być jedynie wdzięczna, że Herry nie wykorzystał okazji. Swoją drogą bardzo pozytywnie mnie zaskoczył i ma u mnie wielkiego plusa. Nie dość, że nawet się do mnie nie zbliżył, to jeszcze wyjaśnił całą sytuację. Być może wszystko wyglądałoby inaczej, jakbym wtedy nie uciekła. Mogłam zaczekać... mogłam go obudzić i poprosić o przypomnienie poprzedniego wieczoru. Zupełnie nie wiem, dlaczego jestem taka impulsywna i nierozważna. Kiedyś mnie to zgubi. Jakbym była inna uniknęłabym wielu nieprzyjemnych i bolesnych sytuacji. I zaoszczędziłabym tego moim bliskim. Sądzę, że Melanie jeszcze do końca mi nie wybaczyła, że nie powiedziałam jej o swojej chorobie i o dziecku, którego już nie ma... Rozumiem ją, bo wiem, że sama bym jej nie darowała. Zarówno ja dla niej, jak i ona dla mnie jest jedną z najważniejszych osób w życiu. Jest drugą osobą, zaraz po Tomie, którą tak bardzo kocham. Ją kocham miłością rodzinną, a rodziny nie mam więc, właściwie cała moja miłość należy wyłącznie dla niej. Toma, natomiast darzę wyjątkową miłością. Mogę bez żadnego wahania powiedzieć, że jest on moją prawdziwą miłością, nikogo wcześniej tak nie kochałam. Jest dla mnie wszystkim. I oddałabym za niego życie, jeżeli zaszłaby taka konieczność. Wiem, że jesteśmy młodzi i to wszystko może wydawać się nierealne, jak jakaś piękna bajka... ale ja wierzę, że to co nas łączy będzie już zawsze. On jest moim najskrytszym marzeniem, które się spełniło. I nie oddam go nikomu za nic w świecie.

Gdy uświadomiłam sobie, że uratował mi życie osłaniając mnie własnym ciałem, naprawdę doznałam szoku. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, co by było, jakby umarł... nigdy bym sobie tego nie wybaczyła. Choć to nie była moja wina, nie umiałabym spojrzeć sobie w twarz.

Zresztą, już nigdy więcej nie dojdzie do takiej sytuacji. Jestem skłonna zgodzić się na ochronę i wszystko inne, aby tylko nic nam nie groziło.


-Cześć, kochanie.- Moim oczom ukazała się rozpromieniona twarz ukochanego, moje serce od razu się ożywiło. Wstałam szybko podchodząc do niego z szerokim uśmiechem, który odwzajemnił zaraz całując mnie w policzek.

-Już się nie mogłam doczekać.- Przytuliłam się do niego.-Zabierzesz mnie w końcu do domu?

-Zabiorę, ale... może najpierw pojedziemy gdzieś indziej?- Zaproponował niepewnie. Miał dziwny głos, jakby czegoś mi nie chciał powiedzieć.

-Gdzie?- Spojrzałam na niego podejrzliwie. Coś mi nie pasowało, a może tylko mi się tak wydaje? Jak zwykle szukam czegoś w niczym.

-No nie wiem... tak dawno nigdzie razem nie byliśmy, pomyślałem sobie, że moglibyśmy pójść do kina, albo gdzieś...oczywiście, jeżeli nie jesteś zmęczona.

-Zmęczona? Niby po czym? Całe tygodnie się tu wylegiwałam i umierałam z nudów.- Burknęłam niezadowolona, aż mną telepało na samą myśl.- Z przyjemnością pójdę gdzieś z tobą. Może być kino.- Uśmiechnęłam się do niego.

-Cieszę się, że znowu będę miał cię przy sobie.- Przyciągnął mnie do siebie i po raz kolejny mocno przytulił.-Nie pozwolę cię nikomu skrzywdzić.

-Tomi, kocham cię...- Przymknęłam powieki wdychając jego zapach. Mogłabym tak trwać bez końca. Nie chcę, aby ktoś znowu odebrał mi to szczęście. Zrobię wszystko, aby już było dobrze. Nigdy więcej nie będę przed nim niczego ukrywała, choćby była to najgorsza rzecz na świecie. Nie dopuszczę, aby coś zniszczyło nasz związek. Będzie idealnie, cholera. Idealnie, perfekcyjnie, doskonale pod każdym względem i już! Jeżeli takie związki nie istnieją, to będzie pierwszy.

-Ehem, dzień dobry. A pani co tu jeszcze robi?- Odsunęliśmy się od siebie słysząc głos lekarza.- Z tego co wiem, jeszcze nie dawno kłóciła się pani o wypis, a teraz co?

-Już idę, idę... nie mam zamiaru tu dłużej być.- Powiedziałam szybko, jeszcze by się rozmyślił i kazałby mi zostać.

-Proszę na siebie uważać, dbać i zapraszam na badania kontrolne.

-Jasne, oczywiście...- Pokiwałam głową ze zrozumieniem i chwyciłam Toma za rękę.- To dziękuję i do widzenia.- Uśmiechnęłam się serdecznie, po czym pociągnęłam Toma do wyjścia.

-Jeszcze pani torba!- Zawołał za mną mężczyzna.- Nie warto się tak spieszyć w życiu.- Podał mi mój niewielki bagaż, który natychmiast przejął Tom.- Powodzenia życzę.

-Dziękujemy, do widzenia jeszcze raz.- Tym razem wyszliśmy z sali i już nic nas nie zatrzymało. Mogłabym nawet pobiec, aby tylko wyjść z tego budynku. Czułam jakąś dziwną ekscytację mając świadomość, że zaraz wyjdę na powietrze, zobaczę drzewa, ulicę, ludzi... poczuję wiatr, zapach powietrza... w końcu mamy wiosnę! Już niedługo moje urodziny. Kurczę, będę starsza od Toma o dobre cztery miesiące. Mam nadzieję, że chłopak się nie zrazi i mnie nie zostawi... ah, chyba znowu zaczynam żyć.

Jednak mina mi nieco zrzedła, gdy zobaczyłam przed wejściem stojących potężnych mężczyzn. Było ich kilku, dlatego nieco mnie to zniesmaczyło. Spodziewałam się raczej dwóch, a nie pięciu!

-Spokojnie, oni nie będą nam przeszkadzać.- Zapewnił mnie od razu gitarzysta, jakby czytał w moich myślach.- Dwóch będzie z nami, a reszta gdzieś w tle, więc w ogóle nie będziemy ich widzieć.

-To nie zmienia faktu, że będę czuła się obserwowana.- Mruknęłam nieco przygaszona.- Ale cóż, jakoś to zniosę. Ważne, że nie będą ze mną w domu.- Dodałam zaraz okazując więcej entuzjazmu. Nie chciałam tworzyć problemów. Doskonale rozumiałam sytuację, muszę się po prostu przyzwyczaić.

-Będą przed domem.

-Nieważne, idziemy do tego kina?- Zmieniłam temat nie chcąc dłużej gadać o ochronie, która teraz nie była dla mnie najważniejsza. Mimo wszystko chciałam czuć się swobodnie, niech sobie za mną łażą goryle, ja wcale nie muszę zwracać na nich uwagę.

-Idziemy...właściwie to, jedziemy...


#


Amelia ze zrezygnowaniem zmierzyła wzrokiem całe pomieszczenie, jeszcze nigdy w życiu nie była tak zmęczona. Zaczyna żałować, że w ogóle zgodziła się pomóc Tomowi w remoncie. Nie sądziła, że to wszystko tak bardzo się przedłuży, a wszystko z winy inteligentnego Andreasa, który myli kolory i doprowadza ją do szału. Oczywiście wina leży też po jej stronie, bo gdyby nie wylała zielonej farby na podłogę przy okazji ochlapując wszystkie cztery ściany, byłoby o wiele mniej pracy. Tymczasem dzisiaj ma wrócić Carmen, a oni stoją w miejscu.

-Nie wytrzymam tu kolejnej nocy, padam z nóg.- Jęknęła siadając na brudnej podłodze. Było jej już wszystko jedno, sama aż się kleiła, więc nie robiło jej różnicy, czy ubrudzi się bardziej, czy mniej.

-Przyznam, że zaskoczyłaś mnie. Nie sądziłem, że byłabyś w stanie kiwnąć palcem.- Stwierdził blondyn odwracając się w jej stronę.

-To, że mam tipsy i o siebie dbam, nie znaczy, że jestem pustą lalą, co ma dwie lewe ręce.- Oświadczyła gromiąc go swoim spojrzeniem.

-Oczywiście.

-Nie zaczynaj znowu.- Burknęła z niezadowoleniem.- Nie mam siły, aby się z tobą kłócić robiłam to przez całe dwadzieścia kilka godzin... nawet nie wiem ile! Która w ogóle jest godzina?

-Nie wiem, ale trzeba zadzwonić do Toma i powiedzieć mu, że dzisiaj nie skończymy.- Mruknął nieco przerażony tym faktem. Czuł się już martwy... zawalił dosłownie wszystko. A przecież chciał dobrze...

-Więc to zrób i w ogóle...oh, nawet mówić mi się nie chce noo...- Podkuliła nogi i oparła się czołem o kolana.- Muszę się zdrzemnąć... skoro i tak mamy jeszcze dodatkowo trochę czasu, możemy chyba zrobić sobie przerwę?

-Chyba tak. Nie możemy cały czas harować.

-W dodatku za nic.- Dodała unosząc na niego swoje świecące tęczówki.- Idę się wykąpać.

-A ja wezmę prysznic.

-Zamów coś do jedzenia, jak skończysz.- Rzuciła podnosząc się i kierując kroki do drzwi.

-A ty przygotuj łóżko.

-Nie zapomnij zadzwonić do Toma...niech nie wracają dzisiaj.

-Już ja tego dopilnuję.- Zapewnił z cwanym uśmieszkiem, którego dostrzec już nie mogła, gdyż opuściła pokój. Nawet sobie nie wyobrażała, co jej towarzyszowi chodziło po głowie...


#


Blondynka z uśmiechem na twarzy podeszła do okna rozciągając się przy tym. Nie sądziła, że jeszcze kiedyś mogłoby być jej tak dobrze. Ostatnie dni spędzała w bardzo miłym towarzystwie, a wczorajszej nocy zupełnie oddała się swoim pragnieniom nie zważając na nic. Ona chyba nie miała zasad. W każdym razie osoba, która teraz spała w jej łóżku, była ostatnią, której ktokolwiek mógłby się tutaj spodziewać, włącznie z nią samą. Nauczyła się żyć chwilą, a więc takie są tego rezultaty. I w sumie, nie uważała tego, jako wyskok na jedną noc. Może dlatego, że odnalazła z nim wspólny język? Jeszcze żaden chłopak tak jej nie rozumiał... a chyba tego potrzebowała. Dojrzałego mężczyzny, który nie myśli o głupotach.

Odwróciła się w stronę łóżka spoglądając na bruneta, który tulił się do poduszki. Wyglądał naprawdę słodko pomimo tych kilku ledwo zauważalnych zmarszczek. Westchnęła cicho i położyła się obok niego obejmując go rękoma. Mimo wszystko gdzieś w głębi czuła, że ostatnie wydarzenia nie powinny mieć miejsca... jednak nie chciała tego stracić.

-Nie śpisz już?- Usłyszała lekko zachrypnięty głos, mężczyzna odwrócił się na plecy przechylając w jej stronę głowę, aby móc na nią patrzeć. Uśmiechnęła się do niego kręcąc przecząco głową.-Nie żałujesz?

-Nie.- Odparła bez wahania i cmoknęła go w usta.- Nie mam czego żałować.

-Mam syna w twoim wieku...

-No i co z tego?- Położyła głowę na jego torsie.-Nie interesuje mnie twój syn, tylko ty...

-Mogłabyś być moją córką.

-Ale nie jestem.- Skwitowała twardo.- Źle ci ze mną było?- Uniosła na niego swoje spojrzenie.

-Nie...dobrze, wiesz, że nie.

-Więc o co chodzi?

-Nie przeszkadza ci taka różnica wieku? Jesteś młoda, piękna...

-Przestań... jakby mi przeszkadzała nie byłoby cie tutaj. To nie ma znaczenia. Po prostu dobrze mi z tobą... poza tym jesteś przystojny.

-To ma znaczyć, że to nie była jedyna nasza wspólna noc?

-Zobaczymy...- Uśmiechnęła się tajemniczo.

-Musze już się zbierać...- Westchnął, ostatnio jego praca zaczyna mu przeszkadzać. Może czas coś zmienić?

-No tak, praca... Ja też muszę iść.- Stwierdziła z niezadowoleniem i podniosła się.- Zobaczymy się jeszcze?- Spojrzała na niego mając na myśli jeszcze ten sam dzień.

-Zadzwoń do mnie.- Pocałował ją w czoło i wstał od razu łapiąc za swoje ubrania.

-Mogę o każdej porze?

-Jasne, zawsze znajdę dla ciebie czas. Tym bardziej, że jestem menadżerem, nie mogą się mnie czepiać. W końcu mogę powiedzieć, że to rozmowa służbowa.- Puścił jej oczko i zniknął za drzwiami łazienki. Melanie, zaśmiała się tylko i opadła z powrotem na pościel...

 

###

 

No jaa, coś mnie dzisiaj chyba trafi xD Już myślałam, że nie opublikuje...

i bez dedykacji, bo uważam, że odcinek zbyt badziewny xD

może  następnym razem ;p



niedziela, 11 października 2009

90. 'Jesteś nienormalna.'

 

-Amelia.- Jego głos tylko jeszcze bardziej ją wyprowadził z równowagi, po tym wszystkim ma jeszcze czelność wymawiać jej imię. Dopiero teraz wpadł jej do głowy świetny pomysł, lepiej późno niż wcale. Odwróciła się gwałtownie w jego stronę uśmiechając się z ironią. Zanim zdążył cokolwiek zrobić, brunetka chwyciła za pierwszą z brzegu puszkę farby i jednym ruchem wylała jej zawartość na chłopaka...

-Idealnie.- Zmrużyła oczy nie spuszczając z niego wzroku. Był zupełnie zszokowany całym zdarzeniem, ledwo to do niego dotarło. Gdy po chwili się ocknął wytarł ręką twarz, aby móc widzieć dumną z siebie dziewczynę, która właśnie zamierzała wyjść. Ale nie może jej przecież na to pozwolić... Korzystając z okazji, że już stała do niego tyłem i go nie widziała szybko do niej podbiegł i bez chwili wahania objął ją rękami przyciągając mocno do siebie, dzięki czemu przylgnęła plecami do jego brudnej koszulki. Zanim zaczęła piszczeć zapowietrzyła się na dobrą minutę.- Zabije cie... zabije!- Najpierw siłowała się, aby wydostać się z jego uścisku w rezultacie wyszło na to, że obydwoje wylądowali na podłodze... z tym, że dla niej było gorzej, bo to on leżał na niej, więc w sumie wcale się nie uwolniła.-Mój Boże, ty grubasie... nie mogę oddychać! Ile ty ważysz kretynie!? W ogóle złaź ze mnie... i tak cie zabije!

-Oczywiście, już widzę jak latasz za mną z nożem... a czy ty w ogóle wiesz, jak wygląda nóż?- Zaśmiał się unosząc głowę i spoglądając na jej rozwścieczoną twarz.

-Ty idioto! Ja cie uduszę! Albo wydrapię ci oczy!

-To na pewno ci się uda, twoje paznokcie mają z dwa metry!- Znowu się zaśmiał i ani myślał jej ustępować. Sama się doigrała...z Andreasem się nie zadziera.

-Jesteś głupi jak but!

-O, teraz się butów będziesz czepiała.- Przewrócił oczami, doprowadzał ją do szału z każdym kolejnym słowem. Już zupełnie zgłupiała, czuła że zaraz zwyczajnie wybuchnie. Musiała się uspokoić, nie może przecież dawać się tak prowokować. Byłoby pewnie łatwiej, gdyby mogła się chociaż ruszyć... zdecydowanie niefajnie jest leżeć na twardej podłodze przygnieciona przez idiotę.

Zamilkła, uznając, że to będzie najlepsze wyjście z całej sytuacji. Przechyliła głowę w bok, żeby nie być zbyt blisko niego i przede wszystkim, aby nie musieć go oglądać. Miała nadzieję, że blondynowi się znudzi i sam z niej zlezie bez żadnych kłótni. W czasie, gdy tak leżeli w ciszy, zdążyła uspokoić swój oddech i gniew, który już ustąpił. Denerwowało ją już jedynie to, że ma na sobie farbę i cała się klei. I zemsta zeszła na drugi plan, bo teraz najważniejsza była kąpiel i świeże ubranie.-Niezła z ciebie wariatka.- Odezwał się w pewnej chwili, ale ona ani myślała otworzyć ust. Może nawet uznać, że się obraziła...to nie byłoby wcale takie dziwne. W końcu ją obraził.

Przyglądał jej się z uwagą czekając na jakiś komentarz z jej strony, lecz się nie doczekał. Jedyne co robiła, to oddychała. Akurat to widział i odczuwał najlepiej, czuł jak jej piersi unoszą się i opadają, aż trudno było nie zerknąć w jej dekolt...

Nie widząc z jej strony żadnej reakcji, odwrócił jej głowę zmuszając ją tym samym, aby na niego patrzyła. Mimo to jej twarz była obojętna i nie wyrażała nic poza słowami: „Nie rozmawiam z tobą.”-Przecież żartowałem...- Powiedział w końcu, sądząc że ją tym udobrucha. Zamrugała jedynie powiekami prychając przy tym pod nosem. Ale to już było, coś. Po krótkiej chwili namysłu zbliżył się do niej niebezpiecznie i zanim go odepchnęła otarł się brudnym policzkiem o jej. Z trudem powstrzymała w sobie krzyk.- O, już ci nie przeszkadza brud? Teraz ty też jesteś brudasem.- Stwierdził i przykładając do jej policzka palec narysował kwiatka.- Idealnie.- Uśmiechnął się sam do siebie. Brunetka wlepiła w niego swoje spojrzenie, które miało wyrazić wszystko co miała do powiedzenia.- A może wąsy ci namaluję? Ciekawe, jakby Amelka wyglądała z wąsami...- Zachichotał pod nosem. Dziewczyna nadal była opanowana i za nic w świecie nie dawała się sprowokować. Chce być tą lepszą i nie będzie zniżała się do jego poziomu. Drugi raz nie popełni tego samego błędu.

W końcu nadeszła ta upragniona chwila, kiedy Andreas zaczął się nudzić. Nie lubił gadać sam do siebie, a brak reakcji ze strony dziewczyny wcale mu nie odpowiadał. Już zdecydowanie wolał, gdy go wyzywała. A teraz nawet na niego nie chce spojrzeć...

Westchnął ciężko i próbował unieść się na rękach, aby wstać, co bardzo odpowiadało Amelii, jednak jego próby nie powiodły się... pośliznął się i z powrotem wylądował na dziewczynie, która aż pisnęła pod wpływem nagłego ciężaru.

-Przep...- Zaciął się zdając sobie sprawę co chce powiedzieć. Natychmiast uniosła na niego swój pytający wzrok, ale nie dokończył. Uważał, że nie ma za co przepraszać... i tak chodziło mu tylko o ten upadek. Dopiero, gdy na nią spojrzał dostrzegł jak niewielka odległość ich dzieli. Poczuł się nagle bardzo dziwnie w takiej sytuacji... już nie pamiętał, kiedy ostatni raz był tak blisko jakiejś dziewczyny. Brunetka nie spuszczała z niego wzroku oczekując w dalszym ciągu przeprosin, on również nie szczędził sobie jej widoku z tym, że nie miał zamiaru nic mówić. Mógłby podjąć kolejną próbę podniesienia się, jednak... fajnie mu tak było.

-A co by się stało, gdybym tak ją pocałował?-Uśmiechnął się pod nosem do swoich myśli. Przecież ona i tak na nic nie reagowała... może na to też nie zwróci uwagi? O, na pewno... w końcu to nic takiego. Nie zastanawiając się dłużej cmoknął ją szybko w usta, zrobił to w takim tempie, że ledwo zdołała cokolwiek poczuć. Jednak to wystarczyło, aby doznała szoku. Otworzyła szerzej oczy z zaskoczenia. Mimo wszystko nie poczuła gniewu... a powinna. No, ale co to takie cmokniecie? Nawet sekundę to nie trwało... Nie, no Amelii się tak nie całuje! Co za marnotrawstwo słodkich ust.

Zmarszczyła brwi okazując swoje oburzenie z powodu tak krótkiego i zarazem śmiesznego pocałunku. Blondyn spodziewał się, że zaraz dostanie w nos, jednak nic takiego się nie wydarzyło. W prawdzie Amelia uniosła rękę, lecz nie zrobiła zamachu. Niepewnie przyłożyła ją do jego twarzy i zjechała na usta, aby zetrzeć z nich farbę... teraz to chłopak doznał szoku. Wszystko zaczynało się układać, nawet poczuł, że coś mu fruwa w żołądku, ale...

-Co tutaj się dzieje!?- Uniósł szybko głowę w kierunku drzwi, odjęło mu mowę, gdy zobaczył chłopaka brunetki. Chłopak, ona ma chłopaka przecież!

-Alex?- Dziewczyna odezwała się pierwszy raz od kilkunastu minut. Odchyliła głowę w tył, aby móc go zobaczyć, przyszło jej to z wielkim trudem.

-Możesz mi powiedzieć, co robisz? A właściwie co ten... chłopak robi na tobie?!- Wszedł do pomieszczenia stając obok nich z wściekłą miną.

-Ja...

-Nic!- Amelia weszła blondynowi w słowo. Szturchnęła go lekko, aby wstał i tym razem zrobił to bez żadnych problemów. Brunetka również się podniosła stając tuż przed swoim chłopakiem.- Mały wypadek przy pracy.

-To, że cie pocałował też był wypadek?- Zironizował dając tym samym do zrozumienia, że jest tu trochę dłużej niż im się wydaje.

-Pocałował? Daj spokój... to nie był żaden pocałunek, coś ci się przewidziało.- Stwierdziła z pełnym przekonaniem. W ogóle nie czuła jakby kłamała, bo sama nie uważała tego zdarzenia za pocałunek.

-Dlaczego dobierasz się do mojej dziewczyny?- Zwrócił się do milczącego blondyna, który wyglądał na nieco wystraszonego. Sam nie wiedział, co się z nim dzieje.

-Nie dobieram się.

-Przecież widziałem, myślisz, że jestem głupi?- Zbliżył się do niego, był trochę wyższy więc wyglądał trochę bardziej przerażająco niż w rzeczywistości był.

-Alex, daj spokój. Nic się nie stało...- Mruknęła brunetka w ogóle nie widząc żadnego problemu. Zazdrość chłopaka nie robiła na niej wrażenia. Właściwie dopiero teraz zauważyła, że w ogóle ma chłopaka. Jakoś wcześniej nie okazywał takiego zainteresowania jej osobą.

-Właśnie, że się stało! Nie będzie się do ciebie dobierał jakiś wieśniak!- Fuknął, na co dziewczyna zaśmiała się, lecz szybko spoważniała dochodząc do wniosku, że na śmiech przyjdzie jeszcze czas.

-No wiesz, przynajmniej on się mną interesuje, a nie to co ty.- Poklepała go po ramieniu i jak gdyby nigdy nic wygładziła sobie bluzkę.

-Co? Przyłapuje cie prawie na zdradzie, a ty zamiast mi wszystko wyjaśnić...

-Oj, skarbie ja nie mam ci nic do powiedzenia, naprawdę.- Zatrzepotała rzęsami. Starała się być przesadnie słodka i to jej wychodziło doskonale. Już nie mogła na niego patrzeć, a tym bardziej go słuchać.

-Co ty jej nagadałeś!?- Niespodziewanie pchnął Andreasa do tyłu, co wzbudziło w Amelii na nowo gniew.

-Zabieraj te swoje czyste łapy.- Zagrzmiała i z pewnością już nie była taka słodka jak przed momentem.

-Amelko, kochanie...- Podszedł do niej, co ją niezwykle uszczęśliwiło. Z przyjemnością wymierzyła mu siarczysty policzek, aż osłupiał.

-Jejku, jaki ty jesteś żałosny...- Przybrała głos małej dziewczynki.- No co tak patrzysz? Z księżyca spadłeś? Nie wiesz, co to znaczy?

-O co ci chodzi? Co ja ci zrobiłem?

-Nic, wielkie nic.- Warknęła.- Już ten prosiak jest lepszy od ciebie. On przynajmniej jest prosiakiem, a ty jesteś NIC.- Prychnęła.- Idź sobie, bo nie mogę na ciebie już patrzeć.

-Jesteś nienormalna.

-Straaszne. Spadaj, to nie miejsce dla ciebie. Jesteś czysty, nie pasujesz tu.

-Żebyś potem nie płakała.

-O na pewno. Już mam łzy w oczach nie widać?- Zamrugała powiekami. Chłopak pokręcił tylko z niedowierzaniem głową, a potem odwrócił się i wyszedł bez słowa. - A ty.- Zwróciła się do zdumionego Andreasa wskazując na niego palcem- Jak nie umiesz się całować, to nie całuj. Moje usta nie są do cmokania.- Teatralnie odrzuciła włosy do tyłu i podążyła ku wyjściu, jednak gdy tylko stanęła w drzwiach wyrósł przed nią Tom wprawiając ją w osłupienie.

-Heh, a co tu się dzieje?- Gitarzysta zaśmiał się nerwowo mając nadzieję, że to co widzi jest tylko jego wytworem wyobraźni.

-Tu? Nic...nic, tylko tak... my... ten, no... bo...właśnie mieliśmy sprzątać, prawda Amelia?- Andreas rzucił dziewczynie znaczące spojrzenie na, co ta pokiwała energicznie głową wpatrując się cały czas w Toma, jak w kosmitę.

-Wiecie... jutro wraca Carmen, na pewno nie chciałaby zobaczyć różowej ściany z zielonymi plamami.- Uśmiechnął się krzywo.- Zaufałem wam, a wy... co wy narobiliście!?

-Tom, nie złość się... do jutra wszystko będzie, tak jak być powinno.- Zapewniła go brunetka i weszła z powrotem w głąb pokoju.

-Mam nadzieję. Inaczej nie wyjdziecie z tego domu.- Zgromił ich swoim spojrzeniem.- Miłej pracy, przenocuję u Gustava, będziecie na pewno całą noc hałasować.


###


Cóż... odcinek w rezultacie wyszedł cały o Amelii i Andreasie, ale musiałam xD I przypuszczam, że ta parka jeszcze się będzie pojawiała przez jakiś czas, niekoniecznie jednak będzie zajmowała całe odcinki xD To taki wyjątek ;D Musiałam trochę odskoczyć od Toma i Carmen, taka mała chwila wytchnienia ^^

Właściwie to ciąg dalszy poprzedniego odcinka (jakby ktoś nie spostrzegł xD).

Mam nadzieję, że nie przeszkadza wam taki wyjątek ;p

 

środa, 7 października 2009

89. 'Nie pusz się tak, bo puder ci zejdzie.'

 

W nocy prawie nie zmrużyłam oka. Starałam się przestać myśleć, ale nie mogłam. Za każdym razem, gdy zamykałam oczy widziałam dziecko, które tak naprawdę nigdy nie ujrzało światła dziennego, które nigdy nie poczuło, że żyje i jest kochane. Bo skąd taka istotka, która nie jest w pełni rozwinięta może wiedzieć, że ktoś tam poza brzuchem ją kocha i na nią czeka?

Już nie chcę o tym myśleć. Po raz kolejny straciłam upragnione maleństwo... i być może moje decyzje są teraz impulsywne i mogę ich żałować, lecz jeżeli pojawi się szansa, że jeszcze kiedykolwiek będę mogła zajść w ciążę, nie zrobię nic w tym kierunku. Nie chcę znowu się cieszyć i snuć planów, a potem wszystko stracić. To za bardzo boli. Poza tym... przestałam już wierzyć w cuda. Bo mój jedyny cud mnie opuścił. Teraz liczę się nawet z tym, że i ja mogę umrzeć. Nie mam pewności, że jutro obudzę się pełna sił i energii... nie wiem, czy szpik się w pełni przyjął i, że już wszystko będzie w porządku. Ale chce wyjść ze szpitala. Chcę wrócić do domu i starać się cieszyć z tego, co mam, bo jeżeli Bóg ma w planach odebrać mi moje życie, pragnę spędzić ostatnie chwile, może dni, albo tygodnie z przyjaciółmi i osobami, które kocham. A jeżeli będę zdrowa... to chyba dobrze? Będę się wtedy cieszyła. Jednak tymczasem, gdy wszystko stoi pod znakiem zapytania, chce wrócić do normalnego trybu życia.


-Hej, kochanie...- Tom przywitał się ze mną z uśmiechem na twarzy, odwzajemniłam go, choć nie był to mój najszczerszy uśmiech. Czułam do niego lekki żal, że nic mi nie powiedział. Lekki... może jestem, aż za bardzo wyrozumiała.

Uważam, że to właśnie od niego, jako pierwszego powinnam się dowiedzieć o stracie dziecka. Bo to miało być nasze wspólne szczęście i to razem o nie walczyliśmy. Jednak nie miałam zamiaru o tym wspominać. Nie wątpię, że on też to przeżył... może udało mu się już z tym pogodzić, nie warto rozdrapywać ran. A ja sobie jakoś poradzę...- Jak się czujesz?- Podszedł do mnie i pocałował mnie w czoło, następnie zajmując miejsce na krześle obok łóżka.

-Dobrze. Chciałabym, żebyś zabrał mnie do domu...- Uniosłam na niego swoje spojrzenie. Wiedziałam, że nie będzie łatwo go przekonać. Zawsze stoi murem za lekarzami, bo przecież jeżeli chodzi o moje zdrowie, to oni mają rację, a nie ja.

-Ja też bardzo bym chciał, żebyś wróciła, ale sama wiesz, że jeszcze za wcześnie.

-Nieprawda. Ja już czuję się bardzo dobrze i chce stąd wyjść.- Zaprotestowałam ze stanowczością.- Jeżeli będę musiała wypiszę się na własne życzenie.

-Carmen...

-Ja już mam dosyć tego miejsca. Nie chce tu dłużej być...chce żyć normalnie i wrócić do zespołu.- Kontynuowałam nie czekając na to, aż zacznie mnie przekonywać.- Przecież już nic mi nie dolega, Tom...

-Porozmawiam z lekarzem.- Westchnął ze zrezygnowaniem, a ja uśmiechnęłam się w ramach wdzięczności.-Ale z tym zespołem, to ja bym jeszcze zaczekał...

-A może po prostu już mnie nie chcecie w Tokio Hotel?- Wypaliłam, naprawdę mogłabym odnieść takie wrażenie. Ostatnio w ogóle czuję się, jakby wszyscy chcieli, żebym została w szpitalu już na zawsze. Zapewne to tylko moje paranoje, ale jednak...

-Co ty opowiadasz... przecież fani o ciebie wypytują, jak w ogóle możesz myśleć, że cię nie chcemy? Wniosłaś do tego zespołu życie.

-Dlatego chce brać w nim udział. I tak miałam już długą przerwę, wystarczy mi.- Stwierdziłam, chłopak nie miał zamiaru ze mną dyskutować. Stał się jakiś uległy, albo po prostu to wszystko ze względu na mój stan. Już sama nie wiem... czuję, że go tracę, choć cały czas jest. Boję się, że między nami nie będzie już tak jak dawniej. Ten wypadek wiele zmienił...- Idź porozmawiaj z lekarzem.- Poprosiłam go chcąc mieć już to jak najszybciej za sobą. Skinął tylko głową i podniósł się wychodząc zaraz. Zostałam sama, co wiąże się z tym, że znowu zaczęły nachodzić mnie natarczywe myśli. Bardzo często wracały do mnie wspomnienia i właściwie byłoby dobrze, gdyby wracały w jakiejś kolejności... a tak czuję się jakby ktoś wyrywał mi nie po kolei kartki z mojego życia i dawał mi je do przeczytania.


[...]-Tom...ja...ja cię chyba zdradziłam...- Wychlipała cała drżąc. [...] Odsunął się od niej spoglądając na nią z zaskoczeniem, jakby nie zrozumiał co do niego powiedziała. -Co to znaczy, „chyba cie zdradziłam”?!

-Ja wczoraj bardzo dużo wypiłam, nic nie pamiętam...ale dzisiaj obudziłam się z kimś innym w łóżku...- Wyznała mu to, co wiedziała. Serce waliło jej ze strachu... pragnęła, aby na nią nawrzeszczał, żeby powiedział, jak bardzo jej nienawidzi...

-Ale to jeszcze nic nie znaczy, przecież nie pamiętasz...

-Byłam naga...- Powiedziała cicho, nawet nie wiedziała czy zdołał ją usłyszeć. Nastała między nimi cisza. Okropna cisza, która sprawiała jej jeszcze więcej bólu.- Ja nie wiem, jak to się stało...

-Carmen...powiedz mi, że sobie żartujesz!- Krzyknął nagle patrząc na nią szeroko otwartymi oczami, które teraz wyglądały jak dwa szkiełka. Chciałaby mu to powiedzieć, nawet nie wie jak bardzo by chciała... sama sobie też chciałaby to powiedzieć...- Nie wierzę... jak mogłaś mi to zrobić, no jak!? Przecież... przecież, ja ci zaufałem... ja byłem ci oddany, nigdy nawet nie pomyślałem o innej dziewczynie... brzydzę się zdradą! Dlatego sam jestem wierny i wymagam tego też od osoby którą kocham...z kim to zrobiłaś?!- Jego głos był pełen rozczarowania i goryczy, jednak wcale nie krzyczał tak bardzo jak się spodziewała.- Zresztą nieważne. Nawet nie chce tego wiedzieć... zabiłbym go.[...]”


Moje serce gwałtownie przyspieszyło bicia, aż zrobiło mi się słabo. Zupełnie nie pamiętałam tego co zrobiłam... tamten dzień w całości zniknął z mojej pamięci, a teraz... teraz doznałam szoku po raz kolejny uświadamiając sobie, jaką wyrządziłam mu krzywdę...

-Lekarz powiedział, że jak jutro po badaniach będzie wszystko w porządku, wypiszą cię...- Drgnęłam niespokojnie słysząc jego głos. Zamrugałam powiekami patrząc na niego przestraszona. Usiadł obok mnie przyglądając mi się uważnie. Coś stanęło mi w gardle, nie mogłam wydobyć z siebie żadnego słowa.- Dobrze się czujesz?- Spytał zaniepokojony, skinęłam szybko głową starając się uspokoić.

-Ja tylko...Czy ty naprawdę pogodziłeś się z tym, że cie zdradziłam?- Uniosłam na niego swoje zaszklone spojrzenie. Mój głos był bardzo cichy i niepewny, bałam się jego odpowiedzi. Może nie powinnam do tego wracać, ale... ja to przeżywam na nowo. Jakby miało to miejsce przed chwilą... potrzebowałam usłyszeć od niego, że jest dobrze. Albo, że jest fatalnie...

-Kochanie...- Chwycił mnie za dłoń uśmiechając się ciepło.- Nigdy mnie nie zdradziłaś. Jesteś tylko moja.- Mówiąc to wpatrywał się prosto w moje oczy. Nie kłamał... nie mógł kłamać, ale ja nic z tego nie rozumiem. Przecież przypomniałam sobie... pamiętam tamten dzień...-Nic między wami nie zaszło, ten cały... Harry, czy jak jemu tam...

-Herry.- Poprawiłam go odruchowo nadal patrząc na niego z szeroko otwartymi oczami. Trudno było mi uwierzyć, w to co słyszałam...

-No właśnie... nic między wami nie było. Myślę, że można mu wierzyć, skoro tak cie kocha...- Mruknął bez entuzjazmu. Wyraźnie nie lubił tego chłopaka i na pewno nie miał ochoty rozmawiać na ten temat.

-Ale ja kocham tylko ciebie...- Uśmiechnęłam się do niego ściskając mocniej jego dłoń.-Tak bardzo się cieszę...- Czułam wielką ulgę. Ogromną! W jednej chwili jakby moje serce na nowo rozpromieniła miłość. Już nie czułam tego wielkiego ciężaru, który na mnie ciążył.

-Ja też.- Przytulił się do mnie, a ja objęłam go z całych sił rękami nie chcąc już wypuszczać. Powinien już wiedzieć, że przytulając się do mnie ryzykuje tym, że nie pozwolę mu się już ode mnie odkleić.-Ty rzeczywiście jesteś już zdrowa...- Wykrztusił z trudem łapiąc oddech. Rozluźniłam trochę uścisk, żeby przypadkiem go nie udusić.

-I możesz zabrać mnie do domu...- Szepnęłam mu do ucha ocierając się ustami o jego skórę. Trwaliśmy długą chwilę w ciszy słysząc tylko własne oddechy, aż nie przypomniała mi się jego mama. Chyba dobrze by było, jakby wiedział o jej odwiedzinach.- Twoja mama powiedziała mi wczoraj, że akceptuje nasz związek.

-Była tutaj?- Oderwał się ode mnie zaskoczony. Potwierdziłam skinięciem głowy.- Między wami już wszystko w porządku?

-Chyba tak.- Uśmiechnęłam się do niego.- Przynajmniej tak mi się wydaje.. była bardzo miła i myślę, że możemy się polubić.

-Dasz jej drugą szansę?

-Już dałam.

-Jesteś kochana.- Jego słodki uśmiech był największą zapłatą za wszystko. Warto jest cierpieć, aby później w nagrodę móc patrzeć na jego roześmianą twarz...


#


-Andreas! Tom cie chyba zabije! Ta ściana nie miała być różowa! Odbiło ci!?- Zapiszczała brunetka patrząc z przerażeniem na ściany.- Coś ty narobił!?

-Ale tu było napisane... cholera, pomyliłem farby. A nie może być tak? Przecież ładnie jest...- Stwierdził po chwili namysłu zupełnie nie przejmując się swoją pomyłką.

-Kompletnie ci odwaliło. Weź to przemaluj zanim wróci Tom.

-Może mi pomożesz?- Spojrzał na nią trochę krzywo. Odkąd tutaj przyszli, nawet nie tknęła palcem całego remontu.

-No wybacz, ale właśnie pomalowałam paznokcie.- Wystawiła przed siebie ręce ukazując swoje krwiście czerwone paznokcie.

-Z tego co wiem miałaś mi pomagać.- Burknął nawet nie zerkając na jej dłonie, jakoś mało go obchodziło, co robiła w czasie, gdy on męczył się z malowaniem pokoju.

-Ty się zajmujesz ścianami, a ja meblami.- Wzruszyła ramionami uśmiechając się przy tym słodko.

-Sama je tu wniesiesz?

-Niee, ja tylko powiem gdzie co ma stać. Przecież nie będę dźwigała...- Uniosła oczy ku górze nie rozumiejąc w ogóle skąd u niego takie głupie pytanie.

-Nie zdążę tego przemalować przed jego powrotem... może zastawimy te ścianę meblami?- Zaproponował spoglądając z powątpiewaniem na różową ścianę.

-Tom, nie będzie zadowolony.

-Jutro to przemaluję, jak go nie będzie.

-Jak chcesz, ale bierzesz całą winę na siebie.- Zaznaczyła, w sumie było jej to obojętne... w końcu ona nie maczała w tym palców.

-Gdybyś mnie pilnowała nic takiego nie miałoby miejsca.- Chłopak wyraźnie nie chciał być sam w swojej winie i nawet miał trochę racji. Bo Tom im obojgu powierzył remont swojego pokoju...

-To, ty małe dziecko jesteś? Sam się pilnuj.- Oburzyła się patrząc na niego spod byka.

-A zrobiłaś obiad?

-Że co!?- Prawie zadławiła się powietrzem nie mogąc uwierzyć, w to co słyszy.

-Chyba muszę coś jeść, a skoro nic nie robiłaś przy remoncie, to może zrobiłaś coś pożytecznego w kuchni?

-Pożytecznie pomalowałam paznokcie!- Fuknęła wściekła.

-Amelko, chyba ktoś musi wyjaśnić ci na czym polega „pożyteczność” w życiu.- Pokiwał z dezaprobatą głową nie szczędząc przy tym ironicznego tonu.

-Oh, Andusiu-Lalusiu, gwarantuję ci, że nikt nie musi mi niczego wyjaśniać. Za to tobie przydałaby się lekcja czytania, albo odróżniania kolorów!- Odgryzła się, a jego mina przyniosła jej nie małą satysfakcję.

-Umiem czytać i odróżniać kolory! Nie jestem daltonistą!

-Za to jesteś brudas!

-Przynajmniej widać, że coś robiłem, a nie malowałem sobie paznokcie, phi!- Prychnął zakładając ręce na piersi.

-Przynajmniej wyglądam jak człowiek, a nie jak jakiś wieśniak.

-Teraz na wieśniakach będziesz się wyżywała?- Spojrzał na nią z politowaniem, co tylko bardziej ją rozdrażniło. Amelii się tak nie traktuje. W ogóle żadnej kobiety nie można tak traktować, co on sobie myśli?!

-Ale ty jesteś głupi!

-A ty pusta.- Z łatwością z jego ust wydobyło się określenie brunetki, które miało najwyżej być odpowiedzią na jej atak, jednak wyraźnie ją tym uraził.

-Słucham?

-I do tego głucha.

-Jaka jestem? Pusta!?!

-Dokładnie tak, doskonale usłyszałaś.

-Ty...ty...chamie! Prostaku! Prosiaku!- Z każdym kolejnym słowem robiła krok w jego stronę, aż w końcu musiała stanąć, gdyż postać chłopaka uniemożliwiała jej dalszą drogę.-Ty... oh, debilu jeden ty! Zero szacunku w ogóle! Co ty sobie wyobrażasz w ogóle! No, nie wierzę... jak można być takim idiotą w ogóle!

-Nie pusz się tak, bo puder ci zejdzie.

-Nienawidzę cię!- Pisnęła odwracając się do niego tyłem. Była wściekła jak nigdy, do tego chciało jej się płakać i jeszcze kompletnie już nie wiedziała, co ma zrobić. Cała wrzała z emocji... najchętniej uderzyłaby go, ale mimo wszystko to nie jest w jej stylu. Poza tym jeszcze by jej oddał... nie wątpiła, że byłby do tego zdolny. Zacisnęła dłonie w pięści rozglądając się nerwowo po pokoju. Jednak nic ciekawego nie spostrzegła poza pustymi ścianami i kilkoma puszek farby stojących na podłodze. Czuła się okropnie z myślą, że jest bezradna. Bez słowa ruszyła do wyjścia...


###

 

Dobra, mam gdzieś, że za szybko publikuje xD