środa, 7 października 2009

89. 'Nie pusz się tak, bo puder ci zejdzie.'

 

W nocy prawie nie zmrużyłam oka. Starałam się przestać myśleć, ale nie mogłam. Za każdym razem, gdy zamykałam oczy widziałam dziecko, które tak naprawdę nigdy nie ujrzało światła dziennego, które nigdy nie poczuło, że żyje i jest kochane. Bo skąd taka istotka, która nie jest w pełni rozwinięta może wiedzieć, że ktoś tam poza brzuchem ją kocha i na nią czeka?

Już nie chcę o tym myśleć. Po raz kolejny straciłam upragnione maleństwo... i być może moje decyzje są teraz impulsywne i mogę ich żałować, lecz jeżeli pojawi się szansa, że jeszcze kiedykolwiek będę mogła zajść w ciążę, nie zrobię nic w tym kierunku. Nie chcę znowu się cieszyć i snuć planów, a potem wszystko stracić. To za bardzo boli. Poza tym... przestałam już wierzyć w cuda. Bo mój jedyny cud mnie opuścił. Teraz liczę się nawet z tym, że i ja mogę umrzeć. Nie mam pewności, że jutro obudzę się pełna sił i energii... nie wiem, czy szpik się w pełni przyjął i, że już wszystko będzie w porządku. Ale chce wyjść ze szpitala. Chcę wrócić do domu i starać się cieszyć z tego, co mam, bo jeżeli Bóg ma w planach odebrać mi moje życie, pragnę spędzić ostatnie chwile, może dni, albo tygodnie z przyjaciółmi i osobami, które kocham. A jeżeli będę zdrowa... to chyba dobrze? Będę się wtedy cieszyła. Jednak tymczasem, gdy wszystko stoi pod znakiem zapytania, chce wrócić do normalnego trybu życia.


-Hej, kochanie...- Tom przywitał się ze mną z uśmiechem na twarzy, odwzajemniłam go, choć nie był to mój najszczerszy uśmiech. Czułam do niego lekki żal, że nic mi nie powiedział. Lekki... może jestem, aż za bardzo wyrozumiała.

Uważam, że to właśnie od niego, jako pierwszego powinnam się dowiedzieć o stracie dziecka. Bo to miało być nasze wspólne szczęście i to razem o nie walczyliśmy. Jednak nie miałam zamiaru o tym wspominać. Nie wątpię, że on też to przeżył... może udało mu się już z tym pogodzić, nie warto rozdrapywać ran. A ja sobie jakoś poradzę...- Jak się czujesz?- Podszedł do mnie i pocałował mnie w czoło, następnie zajmując miejsce na krześle obok łóżka.

-Dobrze. Chciałabym, żebyś zabrał mnie do domu...- Uniosłam na niego swoje spojrzenie. Wiedziałam, że nie będzie łatwo go przekonać. Zawsze stoi murem za lekarzami, bo przecież jeżeli chodzi o moje zdrowie, to oni mają rację, a nie ja.

-Ja też bardzo bym chciał, żebyś wróciła, ale sama wiesz, że jeszcze za wcześnie.

-Nieprawda. Ja już czuję się bardzo dobrze i chce stąd wyjść.- Zaprotestowałam ze stanowczością.- Jeżeli będę musiała wypiszę się na własne życzenie.

-Carmen...

-Ja już mam dosyć tego miejsca. Nie chce tu dłużej być...chce żyć normalnie i wrócić do zespołu.- Kontynuowałam nie czekając na to, aż zacznie mnie przekonywać.- Przecież już nic mi nie dolega, Tom...

-Porozmawiam z lekarzem.- Westchnął ze zrezygnowaniem, a ja uśmiechnęłam się w ramach wdzięczności.-Ale z tym zespołem, to ja bym jeszcze zaczekał...

-A może po prostu już mnie nie chcecie w Tokio Hotel?- Wypaliłam, naprawdę mogłabym odnieść takie wrażenie. Ostatnio w ogóle czuję się, jakby wszyscy chcieli, żebym została w szpitalu już na zawsze. Zapewne to tylko moje paranoje, ale jednak...

-Co ty opowiadasz... przecież fani o ciebie wypytują, jak w ogóle możesz myśleć, że cię nie chcemy? Wniosłaś do tego zespołu życie.

-Dlatego chce brać w nim udział. I tak miałam już długą przerwę, wystarczy mi.- Stwierdziłam, chłopak nie miał zamiaru ze mną dyskutować. Stał się jakiś uległy, albo po prostu to wszystko ze względu na mój stan. Już sama nie wiem... czuję, że go tracę, choć cały czas jest. Boję się, że między nami nie będzie już tak jak dawniej. Ten wypadek wiele zmienił...- Idź porozmawiaj z lekarzem.- Poprosiłam go chcąc mieć już to jak najszybciej za sobą. Skinął tylko głową i podniósł się wychodząc zaraz. Zostałam sama, co wiąże się z tym, że znowu zaczęły nachodzić mnie natarczywe myśli. Bardzo często wracały do mnie wspomnienia i właściwie byłoby dobrze, gdyby wracały w jakiejś kolejności... a tak czuję się jakby ktoś wyrywał mi nie po kolei kartki z mojego życia i dawał mi je do przeczytania.


[...]-Tom...ja...ja cię chyba zdradziłam...- Wychlipała cała drżąc. [...] Odsunął się od niej spoglądając na nią z zaskoczeniem, jakby nie zrozumiał co do niego powiedziała. -Co to znaczy, „chyba cie zdradziłam”?!

-Ja wczoraj bardzo dużo wypiłam, nic nie pamiętam...ale dzisiaj obudziłam się z kimś innym w łóżku...- Wyznała mu to, co wiedziała. Serce waliło jej ze strachu... pragnęła, aby na nią nawrzeszczał, żeby powiedział, jak bardzo jej nienawidzi...

-Ale to jeszcze nic nie znaczy, przecież nie pamiętasz...

-Byłam naga...- Powiedziała cicho, nawet nie wiedziała czy zdołał ją usłyszeć. Nastała między nimi cisza. Okropna cisza, która sprawiała jej jeszcze więcej bólu.- Ja nie wiem, jak to się stało...

-Carmen...powiedz mi, że sobie żartujesz!- Krzyknął nagle patrząc na nią szeroko otwartymi oczami, które teraz wyglądały jak dwa szkiełka. Chciałaby mu to powiedzieć, nawet nie wie jak bardzo by chciała... sama sobie też chciałaby to powiedzieć...- Nie wierzę... jak mogłaś mi to zrobić, no jak!? Przecież... przecież, ja ci zaufałem... ja byłem ci oddany, nigdy nawet nie pomyślałem o innej dziewczynie... brzydzę się zdradą! Dlatego sam jestem wierny i wymagam tego też od osoby którą kocham...z kim to zrobiłaś?!- Jego głos był pełen rozczarowania i goryczy, jednak wcale nie krzyczał tak bardzo jak się spodziewała.- Zresztą nieważne. Nawet nie chce tego wiedzieć... zabiłbym go.[...]”


Moje serce gwałtownie przyspieszyło bicia, aż zrobiło mi się słabo. Zupełnie nie pamiętałam tego co zrobiłam... tamten dzień w całości zniknął z mojej pamięci, a teraz... teraz doznałam szoku po raz kolejny uświadamiając sobie, jaką wyrządziłam mu krzywdę...

-Lekarz powiedział, że jak jutro po badaniach będzie wszystko w porządku, wypiszą cię...- Drgnęłam niespokojnie słysząc jego głos. Zamrugałam powiekami patrząc na niego przestraszona. Usiadł obok mnie przyglądając mi się uważnie. Coś stanęło mi w gardle, nie mogłam wydobyć z siebie żadnego słowa.- Dobrze się czujesz?- Spytał zaniepokojony, skinęłam szybko głową starając się uspokoić.

-Ja tylko...Czy ty naprawdę pogodziłeś się z tym, że cie zdradziłam?- Uniosłam na niego swoje zaszklone spojrzenie. Mój głos był bardzo cichy i niepewny, bałam się jego odpowiedzi. Może nie powinnam do tego wracać, ale... ja to przeżywam na nowo. Jakby miało to miejsce przed chwilą... potrzebowałam usłyszeć od niego, że jest dobrze. Albo, że jest fatalnie...

-Kochanie...- Chwycił mnie za dłoń uśmiechając się ciepło.- Nigdy mnie nie zdradziłaś. Jesteś tylko moja.- Mówiąc to wpatrywał się prosto w moje oczy. Nie kłamał... nie mógł kłamać, ale ja nic z tego nie rozumiem. Przecież przypomniałam sobie... pamiętam tamten dzień...-Nic między wami nie zaszło, ten cały... Harry, czy jak jemu tam...

-Herry.- Poprawiłam go odruchowo nadal patrząc na niego z szeroko otwartymi oczami. Trudno było mi uwierzyć, w to co słyszałam...

-No właśnie... nic między wami nie było. Myślę, że można mu wierzyć, skoro tak cie kocha...- Mruknął bez entuzjazmu. Wyraźnie nie lubił tego chłopaka i na pewno nie miał ochoty rozmawiać na ten temat.

-Ale ja kocham tylko ciebie...- Uśmiechnęłam się do niego ściskając mocniej jego dłoń.-Tak bardzo się cieszę...- Czułam wielką ulgę. Ogromną! W jednej chwili jakby moje serce na nowo rozpromieniła miłość. Już nie czułam tego wielkiego ciężaru, który na mnie ciążył.

-Ja też.- Przytulił się do mnie, a ja objęłam go z całych sił rękami nie chcąc już wypuszczać. Powinien już wiedzieć, że przytulając się do mnie ryzykuje tym, że nie pozwolę mu się już ode mnie odkleić.-Ty rzeczywiście jesteś już zdrowa...- Wykrztusił z trudem łapiąc oddech. Rozluźniłam trochę uścisk, żeby przypadkiem go nie udusić.

-I możesz zabrać mnie do domu...- Szepnęłam mu do ucha ocierając się ustami o jego skórę. Trwaliśmy długą chwilę w ciszy słysząc tylko własne oddechy, aż nie przypomniała mi się jego mama. Chyba dobrze by było, jakby wiedział o jej odwiedzinach.- Twoja mama powiedziała mi wczoraj, że akceptuje nasz związek.

-Była tutaj?- Oderwał się ode mnie zaskoczony. Potwierdziłam skinięciem głowy.- Między wami już wszystko w porządku?

-Chyba tak.- Uśmiechnęłam się do niego.- Przynajmniej tak mi się wydaje.. była bardzo miła i myślę, że możemy się polubić.

-Dasz jej drugą szansę?

-Już dałam.

-Jesteś kochana.- Jego słodki uśmiech był największą zapłatą za wszystko. Warto jest cierpieć, aby później w nagrodę móc patrzeć na jego roześmianą twarz...


#


-Andreas! Tom cie chyba zabije! Ta ściana nie miała być różowa! Odbiło ci!?- Zapiszczała brunetka patrząc z przerażeniem na ściany.- Coś ty narobił!?

-Ale tu było napisane... cholera, pomyliłem farby. A nie może być tak? Przecież ładnie jest...- Stwierdził po chwili namysłu zupełnie nie przejmując się swoją pomyłką.

-Kompletnie ci odwaliło. Weź to przemaluj zanim wróci Tom.

-Może mi pomożesz?- Spojrzał na nią trochę krzywo. Odkąd tutaj przyszli, nawet nie tknęła palcem całego remontu.

-No wybacz, ale właśnie pomalowałam paznokcie.- Wystawiła przed siebie ręce ukazując swoje krwiście czerwone paznokcie.

-Z tego co wiem miałaś mi pomagać.- Burknął nawet nie zerkając na jej dłonie, jakoś mało go obchodziło, co robiła w czasie, gdy on męczył się z malowaniem pokoju.

-Ty się zajmujesz ścianami, a ja meblami.- Wzruszyła ramionami uśmiechając się przy tym słodko.

-Sama je tu wniesiesz?

-Niee, ja tylko powiem gdzie co ma stać. Przecież nie będę dźwigała...- Uniosła oczy ku górze nie rozumiejąc w ogóle skąd u niego takie głupie pytanie.

-Nie zdążę tego przemalować przed jego powrotem... może zastawimy te ścianę meblami?- Zaproponował spoglądając z powątpiewaniem na różową ścianę.

-Tom, nie będzie zadowolony.

-Jutro to przemaluję, jak go nie będzie.

-Jak chcesz, ale bierzesz całą winę na siebie.- Zaznaczyła, w sumie było jej to obojętne... w końcu ona nie maczała w tym palców.

-Gdybyś mnie pilnowała nic takiego nie miałoby miejsca.- Chłopak wyraźnie nie chciał być sam w swojej winie i nawet miał trochę racji. Bo Tom im obojgu powierzył remont swojego pokoju...

-To, ty małe dziecko jesteś? Sam się pilnuj.- Oburzyła się patrząc na niego spod byka.

-A zrobiłaś obiad?

-Że co!?- Prawie zadławiła się powietrzem nie mogąc uwierzyć, w to co słyszy.

-Chyba muszę coś jeść, a skoro nic nie robiłaś przy remoncie, to może zrobiłaś coś pożytecznego w kuchni?

-Pożytecznie pomalowałam paznokcie!- Fuknęła wściekła.

-Amelko, chyba ktoś musi wyjaśnić ci na czym polega „pożyteczność” w życiu.- Pokiwał z dezaprobatą głową nie szczędząc przy tym ironicznego tonu.

-Oh, Andusiu-Lalusiu, gwarantuję ci, że nikt nie musi mi niczego wyjaśniać. Za to tobie przydałaby się lekcja czytania, albo odróżniania kolorów!- Odgryzła się, a jego mina przyniosła jej nie małą satysfakcję.

-Umiem czytać i odróżniać kolory! Nie jestem daltonistą!

-Za to jesteś brudas!

-Przynajmniej widać, że coś robiłem, a nie malowałem sobie paznokcie, phi!- Prychnął zakładając ręce na piersi.

-Przynajmniej wyglądam jak człowiek, a nie jak jakiś wieśniak.

-Teraz na wieśniakach będziesz się wyżywała?- Spojrzał na nią z politowaniem, co tylko bardziej ją rozdrażniło. Amelii się tak nie traktuje. W ogóle żadnej kobiety nie można tak traktować, co on sobie myśli?!

-Ale ty jesteś głupi!

-A ty pusta.- Z łatwością z jego ust wydobyło się określenie brunetki, które miało najwyżej być odpowiedzią na jej atak, jednak wyraźnie ją tym uraził.

-Słucham?

-I do tego głucha.

-Jaka jestem? Pusta!?!

-Dokładnie tak, doskonale usłyszałaś.

-Ty...ty...chamie! Prostaku! Prosiaku!- Z każdym kolejnym słowem robiła krok w jego stronę, aż w końcu musiała stanąć, gdyż postać chłopaka uniemożliwiała jej dalszą drogę.-Ty... oh, debilu jeden ty! Zero szacunku w ogóle! Co ty sobie wyobrażasz w ogóle! No, nie wierzę... jak można być takim idiotą w ogóle!

-Nie pusz się tak, bo puder ci zejdzie.

-Nienawidzę cię!- Pisnęła odwracając się do niego tyłem. Była wściekła jak nigdy, do tego chciało jej się płakać i jeszcze kompletnie już nie wiedziała, co ma zrobić. Cała wrzała z emocji... najchętniej uderzyłaby go, ale mimo wszystko to nie jest w jej stylu. Poza tym jeszcze by jej oddał... nie wątpiła, że byłby do tego zdolny. Zacisnęła dłonie w pięści rozglądając się nerwowo po pokoju. Jednak nic ciekawego nie spostrzegła poza pustymi ścianami i kilkoma puszek farby stojących na podłodze. Czuła się okropnie z myślą, że jest bezradna. Bez słowa ruszyła do wyjścia...


###

 

Dobra, mam gdzieś, że za szybko publikuje xD

 

 

16 komentarzy:

  1. och ta Amelia xD jaka ona pusta ;D ja bym chyba taką zabiła ;D no i w ogóle nie dziwie się, że Andreas tak zareagował;) świetny rozdział ;) pozdrawiam ;****

    OdpowiedzUsuń
  2. nioe jestem pierwsza?? a szkoda XD

    OdpowiedzUsuń
  3. No więc... na gg mówiłam ci, ze jestem głupia jesli chodzi o Amelie XDAle ona jest gorsza ode mnie i naprawde pusta, chociaz trochę jej szkoda... no cóż, trzeba było pomóc biednemu Andreasowi..XDCo do toma i carmen... NIE WAŻ SIE ICH ROZDZIELIC!!! Zeadnych tekstów w stylu cos jest nie tak. Oni będą razem, tak?? Bedą XD Musza XDBo wiesz, ze w innym przypadku znów bedę miala uraz w psychice, jak wtedy po postrzale. Moim zdaniem Carmen powinna Tomowi powiedzieć o dziecku, razem by sie pomartwili, poplakali i by przeszlo, a tak dusza to w sobie i jest im ciezej.Nie weim, czy moge cokolwiek wiecej powiedziec... Raczej nie...Ach... nie wiem czy to teraz czy juz poprzednio dodalas "tokio Hotel rządzi" io info. ,ale w stu procentach popieram XDTH FUR IMMER!!!pzdr. ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. aaa mi taM sie podoba ze szybko ;P .Ja chce już następnaaaa ! ;* .Proszę? :) . Hym.. ciekawa jestem co by bylo jakby tom wiedzial ze ona wie ze mama toma jej powiedziala o tym czego ona nie wiedziala xd hehe .Czekam na kolejna notkeee ! Szyybko szybko !

    OdpowiedzUsuń
  5. Różowe ściany hahaha... Dlaczego Carmen nie porozmawiała jeszcze z Tomem o utracie dziecka?

    OdpowiedzUsuń
  6. Amelia = moja faworytka! Pustość górą!:D. No i dobrze , że dodałaś wcześniej , myślę , że dziecko pojawi się ponownie w życiu Carmen i Tomasza .

    OdpowiedzUsuń
  7. Myślę, że reakcja Carmen jest normalna. Ale może jednak z czasem zdecyduje się na dziecko. Jeśli oczywiście zaistniałaby taka możliwość. Rozumiem, że się zawiodła, ale jeśli naprawdę bardzo tego pragnie to sądzę, że gdyby miała możliwość ponownego zajścia w ciążę to powinna się zdecydować. A końcówka była wredna. xP Niedobry chłopiec z tego Andreasa, o. xD Pozdrawiam. ;]

    OdpowiedzUsuń
  8. Tej An to dobrze...najgorsze są takie puste laleczki, które myślą, że są coool;/ Świetny rozdział, ach i szkoda mi, że straciła dziecko...:(

    OdpowiedzUsuń
  9. O matko jedyna, ta Amelia wkurzyła mnie po raz kolejny, nigdy za nią nie przepadałam. Różowa ściana *lol2* Tylko Andreas mógł wymyślić coś takiego, naprawdę xDNie dziwię się, że Carmen tak strasznie przeżywa stratę dziecka. Sądzę jednak, że w przyszłości zmieni zdanie i postanowi postarać się o kolejne i tym razem donosić. Jestem pewna, że szpik się przyjął i dziewczynie już nic nie grozi.Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie dziwię się Carmen, że nie chce kolejnego dziecka. W końcu to ogromny wstrząs! Nagle mogła zajść w ciążę i straciła dziecko.Boże, biedna Carmen. :(Ojej . *___* C. nie zdradziła T.! Juupi!!!! :DI bardzo dobrze, że Carmen pogodziła się z Simone. Przecież razem z Tomem myślą o ślubie, więc S. stanie się teściową C. i dobrze by było gdyby miały dobry kontakt. ;dTrochę szkoda mi się zrobiło na końcu Amelii. Ale w sumie należało jej się. Andreas odwalił całą robotę, a ona tylko malowała paznokcie..Kurcze, czekam na nextaa! ;**

    OdpowiedzUsuń
  11. Super.Mam nadzieje, że Carmen wróci do domu i wszystko będzie w porządku.Eh, To jak Amelia nazwała Andiego bardzo mi się podobało.Normalnie wieśniak z pustakiem. Super połączenie xD

    OdpowiedzUsuń
  12. Ahahahahaha xD. Andreas jest boski ;D. Tekst z tytułu odcinka wymiata *lol2*. Ale jej powiedział kuuwa :D. W ogóle ta Amelka cała jest genialnie głupia xD. Ojjj no i różowe ściany oO. Napewno przypadną Tomowi do gustu ;D:D.A teraz odnośnie pierwszej części notki:> Reakcja Carmen wydaje mi się jak najbardziej normalna. Co prawda nie wiem jak to jest, ale moge się domyślać, że po takiej stracie, pozostaje obawa, że to się może powtórzyć. Że znowu będzie przeżywać to samo. Że znowu będzie cierpieć... Zmartwiło mnie jego zdanie: 'czuję, że go tracę'. Niech nawet nie pitoli oO. Oni pasują do siebie idealnie. Tyle razem przeszli xD ;).Dobra lecę na Twój drugi blog^^. Aaaaaa xD. Widzę zwiększoną ilość 'xD' oraz nowy napis, z którym się całkowicie zgadzam :D.Pozdrawiam;*

    OdpowiedzUsuń