niedziela, 25 listopada 2012

196.' Mogła w tej chwili znieść wszystko, aby tylko dał jej spokój i zniknął raz na zawsze z ich życia.'

Niemcy.

 

Wokalistazszedł do kuchni przywołany przez kuszące zapachy wydobywające się z garnków,przy których od godziny stała Melanie upierając się, że ugotuje dziś obiad. Jakwiadomo nie mógł jej wyperswadować tego pomysłu w żaden sposób. Odkąd zaszła wciążę stała się bardziej uparta niż kiedykolwiek i nie było mowy o żadnychdyskusjach. Miało być tak jak ona sobie życzy i koniec. Oczywiście w skrajnychsytuacjach Bill stawał się bardziej stanowczy i surowy, wtedy też musiałaustąpić chcąc, czy nie.

-Dobrze,że jesteś. Właśnie miałam cię wołać, żebyś pojechał na zakupy.- Rzekła nawstępie przez co mina mu zrzedła. Nie takiego powitania się spodziewał.

-Tonie możemy wysłać kogoś?

-Nie?Wybacz, ale ci twoi ochroniarze mają więcej mięśni niż mózgu…- Odparła niecoprzyciszając głos.- Poza tym przecież chcemy żyć normalnie! Więc bierz portfel,kluczyki od samochodu i jedź. Tu masz listę.- Wręczyła mu niewielką kartkę, aleza to zapisaną po brzegi.

-Robiszzapasy?

-NieBill. Wyobraź sobie, że większość z tych rzeczy zjadasz ty i twoje dzieci.Tonami!

-Ojdobra, dobra… To jadę, wrócę za godzinę.- Westchnął rezygnując już z dalszejdyskusji i ucałował blondynkę w policzek.

-Tylkonie zapomnij niczego bo pojedziesz drugi raz!- Zawołała za nim, po czym wróciłado gotowania. Już dawno nie czuła się tak dobrze. Miała świetny humor, mnóstwoenergii i pozytywnego myślenia. Do tego przyrządzanie obiadu sprawiało jejniebywałą przyjemność. Czuła się, jak prawdziwa mama i było jej z tym dobrze.Właśnie dziś naszła ją myśl, że w końcu jej się coś w życiu udało. Takcałkowicie. Że się ustatkowała, jest szczęśliwa i przede wszystkim kochana. Aprzede wszystkim, naturalnie ma najwspanialsza rodzinę, o jakiej nawet nieśniła. I nie spodziewała się nigdy, że jej los ułoży się właśnie w taki sposób.Nareszcie doczekała się swojego spełnienia. I właściwie nie musi się już o nicmartwić. Może jedynie o swoje jeszcze nienarodzone dziecko… Ale i tak jestpewna, że z nim także wszystko będzie w porządku. Na początku była przerażona,że będzie musiała wychowywać kolejne dziecko. Dwójka to już było dla niej dużo,a co dopiero trzecie… Jednak bardzo pragnęła mieć dziecko z Billem. Niestetyich drogi zetknęły się trochę później niż powinny były i życie nieco im siępoplątało, ale mimo wszystko w końcu udało im się odnaleźć. I zdecydowali sięna wspólne życie. Mając pełną świadomość, że to będzie najtrudniejsze, co ich wżyciu mogło spotkać… Ale jednocześnie też najlepsze i niosące najwięcejradości. Wszystkiego, co im potrzeba.

Dziewczynauśmiechała się pod nosem mieszając swój sos i jednocześnie będąc myślami przyswoim życiu z Billem. Zdecydowanie podobały jej się takie wspomnienia,pozytywne i pełne nadziei na przyszłość.

-Dziękici Boże…- Szepnęła czując kolejny raz tego dnia napływ szczęścia, którewypełniało każdą komórkę jej ciała. Gdyby nie stan w jakim się znajdowałazapewne ciągle skakała by z radości. Jej kulinarne podboje przerwał jednakdzwonek do drzwi. Zmarszczyła brwi zamyślając się na chwilę, nie spodziewałasię nikogo o tej porze. Wyłączyła kuchenkę i udała się do przedpokoju, abyotworzyć niezapowiedzianemu gościowi. Nie sądziła jednak, że tak szybko tegopożałuje… Jej radość, jakby gdzieś uleciała, a serce zaczęło szybciej bić, zestrachu…

-Cześć,wpuścisz mnie?- Przed nią stał sam David, trzymając w ręce średniej wielkości,pluszowego misia. Dziewczyna patrzyła na niego, jakby spadł z księżyca. Bo poczęści tak też było, choć nie dosłownie. Nie mogła wydobyć z siebie głosu. Itak strasznie żałowała, że wysłała Billa akurat teraz na zakupy…- Melanie?

-Coty tu robisz?- Wykrztusiła.

-Chciałemporozmawiać. I odwiedzić syna.- Na dźwięk ostatnich słów, zrobiło jej sięniedobrze. Mimo wszystko przepuściła go w drzwiach starając się zachowaćspokój. W końcu nie działo się nic złego. Na razie…

-Więco czym chcesz rozmawiać?- Zapytała od razu, gdy tylko weszli do salonu.

-Ajak myślisz? To chyba oczywiste.

-Nonie wiem, czy takie oczywiste David. Pojawiasz się i znikasz, kiedy ci siępodoba. I co to wszystko ma niby znaczyć?- Naskoczyła na niego nie zamierzającukrywać swojego niezadowolenia.

-Byłemzajęty po prostu. Miałem przez was wiele problemów… Musiałem sobie życie jakośpoukładać.

-Mamci współczuć?- Mruknęła z ironią.- Naprawdę nie rozumiem po co tu wróciłeś.Skoro sobie ułożyłeś to życie, to po jaką cholerę teraz tu jesteś!?

-Bomam z tobą dziecko Melanie jakbyś zapomniała.

-Niemasz.- Zaprzeczyła znienacka sama siebie zaskakując. Mężczyzna spojrzał na niązdumiony.- Colin nie jest twoim synem.

-Jakto? Co ty w ogóle gadasz?

-Poprostu. Ja też cię zdradziłam.- Postanowiła ciągnąc dalej swoje kłamstwo wnadziei, że wszystko ułoży się po jej myśli. Miała okropne wyrzuty sumienia,ale nie mogła pozwolić, aby ktoś zakłócił spokój w tym domu. Nie tym razem.-Przykro mi, oszukałam cię. Chciałam, żebyś ze mną został, dlatego to wszystko… Tamtenfacet był jednorazowo i bałam się, że sama sobie z tym nie poradzę.

-Żartujeszprawda?

-Nie,David. Jestem śmiertelnie poważna. To wszystko zaszło za daleko, musisz znaćprawdę. Przykro mi, że dopiero teraz… Ale to wszystko było takie pomieszane, trudne.Wiem, że zachowałam się, jak jakaś smarkula… Ale to ze strachu. Wybacz…- Odgrywałate scenę, jak najlepiej potrafiła. Była przekonująca, jak nigdy w swoim życiu,a mężczyzna naiwnie w to wszystko uwierzył. Sama była w szoku, że poszło jejtak łatwo.

-Niemogę uwierzyć, że dałem ci się omamić.- Stwierdził z niedowierzaniem.- Przezciebie wszystko mi się rozsypało… Nawet straciłem Tokio Hotel.

-Tojuż akurat nie moja wina…

-Właśnie,że twoja. Zniszczyłaś mi życie, dziewczyno!- Zarzucił jej bez cieniawątpliwości. Nie było to dla niej nic przyjemnego jednak zachowywała kamiennątwarz. Mogła w tej chwili znieść wszystko, aby tylko dał jej spokój i zniknąłraz na zawsze z ich życia.- Myślałem, że mam chociaż syna… Jedyne co mi zostało.On jeden nie miałby jeszcze o mnie zdania… mógłby nawiązać z nim relacje nanowo i mieć kogoś bliskiego. A teraz?

-Niemożesz mnie za wszystko obwiniać. To ty zdradzałeś swoją żonę, a potem mnie.Sam wszystko zniszczyłeś…

-Oczywiście,ty jesteś święta.- Prychnął ze złością.- Dobra nie zamierzam tu tracić czasu. Poraz kolejny zrobiłaś ze mnie idiota, ale już ostatni! Pociesza mnie jednakmyśl, że tobie też się nie uda. I w końcu będziesz cholernie nieszczęśliwa. Billdługo tego nie wytrzyma. Ty i troje dzieci? Ten chłopak zawsze marzył oprawdziwej rodzinie, ale to nie ty nią jesteś Melanie. Wasza sielanka się wkońcu skończy. Nawet nie możecie wziąć ślubu! Żenujące jest to, jak sięłudzisz.- Wyrecytował z pogardą i nie dodając już nic więcej skierował się dowyjścia pozostawiając ją samą sobie z mętlikiem w głowie i łzami w oczach. Staław bezruchu patrząc ciągle w ten sam punkt i nie mogła znieść siły jego gorzkichsłów.

-To nie prawda, tonie prawda…-Szeptałahisterycznie, a po jej policzkach spływały łzy. Mogłaby tak najprawdopodobniejstać cały dzień, gdyby nie płacz dziecka, który natychmiast doprowadził ją doporządku. Otrząsnęła się wycierając mokre policzki i szybko odsunęła, jaknajdalej swoje myśli od sytuacji, która miała przed chwilą miejsce. Jedynym jejpriorytetem teraz był płaczący syn. To dla niego jest w stanie zrobić wszystko…Nie zwlekając udała się na górę do pokoiku dzieci i wzięła małego Colina naręce tuląc od razu do swojej piersi. Chłopiec od razu zaczął się uspakajać, ajego głosik cichnął.- Już dobrze. Mama właśnie pozbyła się jednej z komplikacjinaszej przyszłości… Więc będziemy bardzo szczęśliwi.- Powiedziała do niego niezważając na to, że jeszcze jej nie rozumie. Poczuła ulgę. Naprawdę miaławrażenie, jakby pozbyła się wielkiej kłody stojącej na drodze do jej szczęścia.

-Jestem!Kupiłem wszystko i zasłużyłem na obiad!- Usłyszała dobiegający z dołu głosBilla, co wywołało uśmiech na jej twarzy i ciepło w sercu.

-Idziemydo taty.- Ucałowała synka w czoło i zeszła razem z nim do kuchni, gdzieCzarnowłosy rozpakowywał już zakupy.

-O,ktoś tu się już obudził widzę.

-Ichyba też jest głodny.- Stwierdziła Melanie.- Weźmiesz go? Muszę skończyć obiadi jemu też coś przyrządzić.- Podała mu małego, którego przejął z uśmiechem.

-Tomy pójdziemy się pobawić.

-Dobrze.Bill?

-Tak?

-Kochamcię.

-Jaciebie też.- Posłał jej swoje czułe spojrzenie urozmaicone pięknym uśmiechem poczym zniknął w salonie. I wiedziała, że nikt nigdy tak jej nie kochał i kochaćnie będzie…

 

###

 

 No i jestem :D Jak widać wena mi dopisuje na koniec xDD Powiem, że piszę już 200 ! Iii są chwile, gdy myślę, że chciałabym to kontynuować... Ale nie ;D Myślę, że kolejne dwa odcinki będą zaskoczeniem lekkim xD Ale co tam xd Coś musiałam wymyślić! ;p

pozdrawiam ;*


niedziela, 18 listopada 2012

195.'Bycie twoją żoną to najlepsze co mnie w życiu spotkało.'

Malediwy.

 

Gorącesłońce, piasek, plaża, błękitna woda… I pięknie wspomnienia. Jeszcze rok temunie byłam panią Kaulitz i nie miałam własnej rodziny. To niesamowite ile sięzmieniło w ciągu tych kilkunastu miesięcy! Staram się nie myśleć o tychprzykrych wydarzeniach, tylko wyciągać same dobre. Myślę, że już wystarczy mismutków i łez. Teraz powinnam czerpać samą radość. W końcu przyjechaliśmy tu,aby wypocząć i doprowadzić swój związek do porządku. Szkoda tylko, że musiałamzrezygnować z bikini na rzecz jednoczęściowego stroju… Niestety choćbym niewiem, jak bardzo chciała, niektóre rzeczy ciągle będą mi przypominać o złychwydarzeniach z mojego życia. Jednak nie zamierzam się temu poddawać! Może narazie nie mogę pokazywać swojego ciała w całej okazałości, ale to się zmieni. Zrobięwszystko, aby pozbyć się tych blizn. I wtedy już nic mi nie będzieprzypominało… Nic! Nie dopuszczę do tego, żeby nawet po śmierci tej psychopatkimoje życie było nieszczęśliwe. Jej już nie ma i nikt już nam nie zniszczynaszego szczęścia.

-Wieszco?- Zagadnęłam, gdy z Tomem leżeliśmy na kocu wraz z bliźniakami naturalnie. Wprawdzie mieliśmy opiekunkę, ale i tak chciałam spędzić z chłopcami jaknajwięcej czasu.- Pewnie wyda ci się to dziwne, ale… Uważam, że to Sara mnieuratowała.

-Sara?-Uniósł brwi najwyraźniej nie bardzo mnie rozumiejąc.

-Widziałamją tam. Przyszła wtedy… I nie była sama. To była chyba… Emi. Myślę, że były tamwe dwie…- Mówiłam niepewnie intensywnie nad tym myśląc. Chciałam sobie toprzypomnieć, aby móc jakoś to przedstawić.

-Coty mówisz Carmen?- Chłopak spojrzał na mnie lekko wystraszony. No tak, pewnieuważa, że zwariowałam!

-Niepatrz na mnie, jak na wariatkę. Ja naprawdę nie oszalałam… Wiem, że to dziwne!Nie jestem głupia… Ja po prostu czułam ich obecność. Wiem, że ta głupiadoniczka nie spadła sama, Tom. Ja wiem, że one tam były, jakkolwiek dziwnie tobrzmi.- Wyrecytowałam z przejęciem. Może mogłam mu tego nie mówić… A jeśliteraz uzna mnie za chorą psychicznie i zamknie w szpitalu!? Nie no… Nie zrobitego, przecież mnie kocha i nie może beze mnie żyć.

-Ehh…Ale przecież to niemożliwe…

-Wiem…Ale ja je czułam. I widziałam tak jakby… Proszę, chociaż ty mi uwierz…-Westchnęłam cicho.- Chciałam ci tylko o tym powiedzieć… Bo myślę, że mamy komuzawdzięczać, to że tu jestem.

-Dobrze…Może naprawdę coś w tym jest.- Przytulił mnie do siebie całując w czoło.-Kocham cię. Jak wrócimy pójdziemy na cmentarz i im podziękujemy.

-Tak,musimy to zrobić.- Zgodziłam się z nim.- Ale na razie nie musimy już o tymmówić.- Uśmiechnęłam się do niego i musnęłam czule jego usta. Dobrze jest miećtakiego cudownego, kochającego i wyrozumiałego męża. Czułam, że tylko jemu mogęmówić takie rzeczy… Nie każdy przyjąłby to z takim spokojem. Bo przecież… Jasama wiem, że to dosyć dziwne… Jednak wierzę w to.

 

#

Wieczorem,o zachodzie słońca, gdy chłopcy już spali wybraliśmy się z Tomem na romantycznyspacer. To był, jak zawsze jego pomysł. Szliśmy boso po piasku trzymając się zadłonie, zupełnie jak para dopiero, co zakochanych w sobie nastolatków. To byłowspaniałe uczucie. Naprawdę nie sądziłam, że doznam takiej miłości. Takiej nacałe życie… A tymczasem idę przez plażę z mężczyzną swojego życia. Człowiekiem,który kocha mnie ponad wszystko. To takie niezwykłe. On naprawdę darzy mnie takogromnym uczuciem… Przekonałam się o tym już nie raz i nawet te ostatniewydarzenia pozwoliły mi zrozumieć siłę naszej miłości. Chyba mimo wszystko nieżałuję niczego, co wydarzyło się w naszym życiu. Nawet tego co złe… Bowidocznie tak miało być. Po prostu… Wierzę, że nic nie dzieje się bez powodu. Ikażde doświadczenie w jakiś sposób buduje człowieka. Niesamowicie się zmieniłamprzez te kilka lat. Na lepsze oczywiście. Przynajmniej ja tak uważam… Jestemdojrzalsza przede wszystkim i wiem już, co jest dla mnie ważne.

-Cobędziemy robić, gdy wrócimy?- Zagadnęłam patrząc się przed siebie. Miałamochotę na zaplanowanie czegoś nowego w naszym życiu. Wiem, że mamy w planachprzeprowadzkę do nowego domu i chrzciny, ale chcę jeszcze czegoś więcej. Czegośnowego, świeżego. Wciąż potrzeba mi zmian. Jeszcze większych niż te, które mająnadejść.

-Nomyślę, że będziemy się zadamawiać w nowym miejscu.

-Apotem?- Drążyłam oczekując, jakiegoś napływu inspiracji ze strony mojego męża.

-Hm…A co chcesz robić? Masz na myśli coś konkretnego?- Zapytał spoglądając na mnie.

-Niewiem sama.- Wzruszyłam ramionami.- Bo jesteśmy młodzi, mamy dwójkę wspaniałychdzieci… Wszystko, co złe chyba już za nami… Zamieszkamy we wspaniałym domu. Ico dalej?

-Dalejmoże być wszystko, co tylko zechcesz.- Zatrzymał się odwracając mnie w swojąstronę. Zaśmiałam się cicho, bo to w sumie zabawne, że nagle mogę mieć wszystkoco chcę. Na jedno skinienie palca.

-Chcę,żebyś zajął się zespołem. Wasi fani pewnie już zwątpili… Wszystko musi wrócićdo normy.- Oznajmiłam.- I ja też chcę się czymś zająć… Nie chcę ciągle siedziećw domu z dziećmi. Kocham je ponad wszystko, ale chcę po prostu też coś robić…Bo jestem taka jakaś… nieokreślona. Nie mam ani porządnego wykształcenia, anizawodu, nawet żadnej pasji.

-Aco byś chciała robić? O czym zawsze marzyłaś, hm?

-Niewiem… Kiedyś o tańcu. Ale przerwałam to…- Westchnęłam sama do końca niewiedząc, czego tak naprawdę bym chciała. Właściwie taniec to nie taki głupipomysł. Mogłabym do tego wrócić… On zawsze mi ułatwiał życie. Mogłam się wyładowaći czerpać z tego radość. Może, gdybym tego nie porzuciła byłoby mi nieco lżej?

-Zawszemożna zacząć jeszcze raz, a jesteś w tym bardzo dobra. Możesz stać się nawetsławna.- Stwierdził z przekonaniem. Jakie to miłe, że tak we mnie wierzy!

-Sławnajuż jestem, dzięki Tobie.- Zaśmiałam się całując go w usta.- Ale w sumie, coś wtym jest. Mogłabym zostać kimś. A nie tylko żoną Toma Kaulitza.

-Heej,coś ci się nie podoba w tym tytule?- Oburzył się.

-Ależskąd! To najlepszy tytuł na świecie i nigdy bym z niego nie zrezygnowała.-Zapewniłam go z przejęciem i objęłam w pasie następnie mocno się do niegoprzytulając.- Bycie twoją żoną to najlepsze co mnie w życiu spotkało. W ogólety jesteś najlepszym, co mnie spotkało. Jesteś moim całym światem.

-Ojdobrze już, bo się wzruszę Kochanie.- Mruknął lekko rozbawiony.- Też ciękocham. I będę zawsze cię wspierał w twoich marzeniach.

-Wiem,o to się nigdy nie martwiłam.- Odsunęłam się od niego posyłając mu ciepłyuśmiech.- Więc… Mamy już nowe plany. Może nawet pójdę na jakieś studia, co!? Omatko, poczułabym się znowu jak nastolatka.

-Toteż bardzo dobry pomysł. Na naukę nigdy nie jest za późno, a ty jeszcze jesteścholernie młoda. Zresztą obydwoje jesteśmy. I całe życie przed nami!- Oświadczyłz wielkim entuzjazmem.- Musisz się tylko zastanowić, jaki kierunek chciałabyśwybrać.

-Niemam pojęcia, ale to najmniejszy problem.- Wyszczerzyłam się do niego.  Właściwie, jakbym chciała mogłabym w tejchwili zainteresować się wszystkim.

-Cieszęsię, że chcesz zmieniać nasze życie na jeszcze lepsze. Myślę, że będziemy wręczobrzydliwie szczęśliwi i wszystkich będzie zżerała zazdrość! Najszczęśliwsi naświecie.

-Ależsię rozkręciłeś.- Skwitowałam ze śmiechem i chwyciłam go ponownie za rękęciągnąc w dalszą drogę. Nasza dyskusja o planach na przyszłość dodała mimnóstwa energii! Mogłabym przenosić góry, ale że gór akurat tu nie ma… To nic!Jest ocean! Cudowna woda, złoty piasek i zachód słońca. A co najważniejsze…Tom.- Mam kolejny pomysł na niewielką zmianę.- Rzekłam nagle i puściłam go. Gitarzystawpatrywał się we mnie oczekująco nie domyślając się nawet, co zamierzam, choćto było takie banalne. Uśmiechnęłam się do niego kokieteryjnie i rozpięłamsuwak swojej sukienki, która po chwili lekko zsunęła się z mojego ciała opadającna piasek. Na twarzy mojego męża pojawił się uśmiech wyrażający, jego ogromnezadowolenie. Od razu podłapał temat i również zaczął się rozbierać. Cieszyłomnie to, że nie zaczął gapić się na mój okaleczony brzuch dzięki czemu poczułamsię znacznie lepiej. I nie czułam już wstydu…

Rozejrzałamsię dookoła, aby sprawdzić, czy na pewno jesteśmy sami. Na szczęście tak teżbyło więc mogłam spokojnie wcielać swoje plany w życie. Zdjęłam więc z siebiebieliznę, czego Tom chyba jednak się nie spodziewał. Był wyraźnie zaskoczony,ale nie przejęłam się tym.

-Ściągaj.-Skinęłam głową na jego bokserki, a sama zaczęłam kierować się w stronę wody.

-Wariatka!-Usłyszałam za sobą, co nie powstrzymało mnie wcale od dalszego działania. Ijakoś też nie zmartwiłam się tym, że mój facet uznał mnie za wariatkę… Bo wkońcu i tak do mnie dołączył i cieszył się z tego bardziej ode mnie.Temperatura wody była do zniesienia ku naszej radości. Po chwili byliśmy w niejzanurzeni po samą szyję.- Ciekawe, co by było, jakby jacyś paparazzi nasprzyłapali. Już widzę te nagłówki!

-Jakośmnie to nie obchodzi.- Stwierdziłam obojętnie. Już dawno przestałam przejmowaćsię głupimi gazetami. Niech sobie robią co chcą… Dopóki mi nie szkodzą, jakośmogę to znieść.- Mogą nawet sobie robić te głupie zdjęcia, wszyscy by wiedzielijacy jesteśmy razem szczęśliwi.- Dodałam podpływając do niego i objęłam gorękoma za szyję.- Robiłeś to kiedyś w oceanie?- Szepnęłam mu na ucho.

-Niewiem, co się tobie stało, ale podoba mi się to.- Wymruczał z zadowoleniem poczym wpił się namiętnie w moje usta.

Kochaj jakkocham ja, na koniec świata pójdę z Tobą 
jeśli los nam da. Serce na dłoni mam dla ciebie
 
bije już z tą chwilą. Nic już nie liczy się
kiedy w ramionach szczęście trzymam, znaleźliśmysię
w Tobie bezpieczny port, mój ląd.*

###

 

*Volver-Kocha, lubi, szanuje.


Dawno nie było tak często odcinków chyba na tym blogu xD Ale bardzo chcę już dotrzeć do tego 200 odcinka ;p I zdradzę, że zostało mi do napisania jeszcze 3,5! xD Może do stycznia mi się uda zakończyć te historię ;) No i tak poza tym, już kiedyś chyba tu o tym pisałam, ale mogę jeszcze raz xd Nie wiem ilu was tu jeszcze w ogóle jest, bo zdaję sobie sprawę, że nie każdy komentuje :D Ale do rzeczy, chciałam zaprosić do grupy na facebooku, FFTH ( w skrócie: fani TH, informacje o opowiadaniach, nowe znajomości ) ;D Jednoczmy się, jakkolwiek banalnie to brzmi :D

pozdrawiam ;*



sobota, 10 listopada 2012

194.'Jesteśmy rodziną i moglibyśmy zrobić wszystko za jednym zamachem.'

Naszwyjazd musiał trochę jednak poczekać ze względu na imprezę, jaką chcieliprzygotować nasi przyjaciele. Nie mogliśmy ich tak po prostu zbyć. Poza tym tobyłoby głupie, w końcu chcemy, aby wszystko wróciło do normy więc nie możemyunikać ludzi, a tym bardziej tych najbliższych! Na szczęście moje samopoczucieznacznie się poprawiało, więc nawet cieszyłam się z tej imprezy. Może „impreza”to za dużo powiedziane, ale niech będzie. W końcu kto wie, jak to się rozwinie.O, a może znowu poczuję się jak nastolatka? No, chyba trochę przesadzam, alechociaż odrobinę młodziej. Właściwie nie jestem stara… Strasznie trudno mis sięw ogóle określić. Mam za duży bagaż doświadczeń i nie wiem, czy to dobrze.Czasem mnie to przerasta…

-Jakładnie wyglądasz w tej sukience.- Tom raczył skomplementować mój wyglądpodczas, gdy kończyłam się szykować przed lustrem. I nagle poczułam się, jakbymmiała zupełnie normalne życie! Takie dziwne odczucie mnie ogarnęło, jakby nigdynic się nie wydarzyło. Pierwszy raz mi się to zdarzyło i było dosyć przyjemne.Takie pozytywne i kojące. Bo kiedy ja ostatnio szykowałam się na jakąś imprezę?Kiedy wychodziłam gdzieś z Tomem? Kiedy miałam na sobie sukienkę...? Która wdodatku podobała się Tomowi!

-Cieszęsię, że ci się podoba.- Odwróciłam się do niego z uśmiechem i złożyłam na jegoustach krótki pocałunek.- Nie mogę się doczekać tego wieczoru.

-Trochęza tobą nie nadążam, ale… Jest dobrze.- Zaśmiał się.- Claudia za chwilę będzie,więc możesz już kończyć strojenie się.

-Jużskończyłam. Czegoś mi brakuje?- Odsunęłam się od niego, aby następnie okręcićsię wokół własnej osi prezentując swój wygląd.

-Nigdyci niczego nie brakowało.

-Ojjuż tak mi nie słodź. Kiedy ci się to znudzi?- Uniosłam brwi przyglądając sięmu z zaciekawieniem.

-Nigdy.-Wzruszył bezradnie ramionami następnie uśmiechając się do mnie szeroko.- Skorojesteś już gotowa, to nie traćmy czasu.- Dodał i wyciągnął do mnie rękę, abymją chwyciła. Tak też uczyniłam po czym opuściliśmy naszą sypialnię kierując siędo wyjścia. Claudia właśnie rozbierała się w przedpokoju, więc mieliśmy świetnewyczucie.

-Cześć,nie spóźniłam się widzę.- Przywitała się wieszając swoją kurtkę.

-Przyszłaśw sam raz. Właśnie wychodzimy.- Stwierdził z zadowoleniem Tom i podał mi mójpłaszcz, który szybko włożyłam na ramiona. Sam zaś włożył swoją bluzo-kurtkę,jak ja na to mówię i byliśmy w pełnej gotowości.

-Chłopcyjuż jedli, ale pewnie jeszcze przed snem będą mieli ochotę.- Zwróciłam się dodziewczyny.- Nie wiem, o której wrócimy, ale nie zamierzamy szaleć więc bezobaw.

-Jawłaśnie myślałem, że zamierzamy!- Rzekł zawiedziony Gitarzysta.

-Szaleństwemjest, że w ogóle gdzieś wychodzimy kochanie.- Zaśmiałam się, na co ten wywróciłteatralnie oczami.

-Dobrze,idźcie już. Ja sobie poradzę, możecie wrócić nawet rano.- Oznajmiła Claudia, coprzypadło do gustu mojemu mężowi.

-Zobaczymy.W takim razie miłego wieczoru i jakby coś się działo, to dzwoń.- Poleciłam, jakzwykle zatroskana. Zawsze, gdy gdziekolwiek wychodziłam i musiałam zostawiaćchłopców pod opieką Claudii miałam pewne obawy. Ale to chyba normalny, matczynyniepokój? Ja w ogóle nie lubię zostawiać chłopców. Po tym, co mnie spotkałonajchętniej nie rozstawałabym się z nimi nawet na chwilę. Jednak są sytuację,kiedy nie mam wyjścia. Przecież nie zabiorę ich wszędzie…

-Jasne.

-Tona razie.- Rzucił Tom, kiedy już zamierzałam ponownie otworzyć usta, abyudzielić „Niani” kolejnych wskazówek… Nie było mi to dane i zostałam wręczwypchnięta za drzwi przez swojego kochanego męża.

-Claudiawie, co ma robić.- Powiedział do mnie, gdy zamknął za nami drzwi.- Naprawdęświetnie sobie radzi i nie musisz się martwić. Musisz się dzisiaj wyluzować, tonasz wieczór.

-Wiem.Ale ja za nimi tęsknię, nawet po 10 minutach!

-Toniezdrowe, trzeba częściej ich zostawiać.- Stwierdził ze śmiechem.

-Nopewnie i co jeszcze? Oni są malutcy jeszcze!- Spojrzałam na niego z oburzeniem.

-Malutcyto oni byli, jak mieli miesiąc. Teraz rosną jak na drożdżach!

-Dlamnie zawsze będą mali.- Wzruszyłam ramionami.- Czy ja wzięłam telefon?

-Maszw torebce. I proszę ogarnij się, bo twoja troska zaczyna być chorobliwa.-Skwitował z lekkim przerażeniem po czym otworzył mi drzwi od samochodu. On mniezupełnie nie rozumie! Ja po prostu wciąż jestem naładowana hormonami. Dobrze,nie będę wszystkiego zwalać na hormony… Jestem tylko troszkę nienormalna, alekomu to przeszkadza w ogóle?

-Dobrze,od tej chwili myślę tylko o dobrej zabawie!- Obiecałam bardzo przekonującymgłosem i aby to zatwierdzić ucałowałam go w usta.- Możemy jechać.

-Świetnie,tak właśnie ma być. Impreza! W końcu!- Okrzyknął unosząc ręce ku górze i po tymgeście wsiedliśmy do auta, którym niemal natychmiast odjechaliśmy. Tom mógłsobie pozwolić na w miarę szaloną jazdę, bo nie jechały z nami dzieci, co musię również bardzo podobało. Dzięki temu też dotarliśmy na miejsce po niecałychpiętnastu minutach.

 

#

 

Początkowoimpreza miała być u Melanie i Billa, ale zrezygnowali z tego pomysłu i poprostu udaliśmy się do klubu. I chyba to był zdecydowanie lepszy pomysł. Odrazu poczułam się dziesięć lat młodziej o ile to odpowiednie porównanie. Nicnie poradzę, że czuję się zwykle jak trzydziestoletnia kobieta… Nie żeby tobyło coś złego! No, ale jednak miło jest się całkowicie rozluźnić i rozerwać. Ado tego w takim towarzystwie! Jak mi brakowało tych wszystkich ludzi! Przyszedłnawet Georg ze swoją dziewczyną. Nie mogło być lepiej.

Głośna,nie najgorsza muzyka, ciekawe rozmowy z przyjaciółmi i w ogóle cała panującaatmosfera pozwoliła mi zapomnieć o wszystkim co przykre i nawet o tym, żezostawiłam dzieci na tak długo pod opieką Claudii. 

-Wogóle uważam, że bliźniacy powinni zdmuchnąć świeczki! I w sumie Tom i Carmenteż, bo w końcu mieli rocznicę ślubu.- Stwierdził Gustav w pewnej chwili.-Chyba pomyśleliście o jakimś torcie?!

-Tak,na myśleniu się skończyło Gustav. Myślisz, że czemu jesteśmy w klubie, a nie uBilla i Mel?- Zapytała błyskotliwie Amelia.

-Niewiem? Ale tak bez tortu!? No co to za urodziny!

-Dobra,czy ty przypadkiem sam nie chciałbyś drugi raz obchodzić swoich urodzin?-Wtrącił sprytnie Gitarzysta.- Bo to się da załatwić, jeśli ci zależy. W końcuczego się nie robi dla przyjaciół!

-Ohno wiesz co, ja tylko chcę o was zadbać. Jak zwykle mnie nie doceniasz, a jamyślałem, że ty dojrzałeś.

-Pf,bardziej niż myślisz.- Prychnął urażony.- Powiedz mu Kochanie!- Zwrócił się domnie. Że niby co mam powiedzieć?

-E…Ja to bym się trochę poruszała.- Wypaliłam nieco poza tematem. Przyznam, żetrochę odpłynęłam więc nie za bardzo też wiedziałam o co im chodzi. Nibysłuchałam, ale nie słyszałam…

-Ito jest pomysł! A nie jakieś głupie gadanie o tortach i dojrzewaniu,przyszliśmy się tu bawić, a nie.- Rzekła Melanie od razu podrywając się zeswojego miejsca przez co też Bill wytrzeszczył na nią oczy, zupełnie jakbyzrobiła coś nadzwyczajnego.- Chyba nie boisz się tańczyć?- Zapytałazaniepokojona jego wyrazem twarzy.

-Janie! Ale ty..?

-NieBill, nie boję się.- Uniosła brwi spoglądając na niego lekko, jak na przygłupa.

-Aletwoja ciąża!

-Dziewczęta,powiedzcie mojemu chłopakowi, czy kobieta w ciąży może tańczyć?- Skierowałaswoje spojrzenie na wszelką płeć kobiecą znajdującą się w naszym gronie, w tymrównież i mnie.

-Niewidzę przeciwwskazań.- Jako pierwsza poparłam swoją siostrę, na co resztadziewczyn skinęła głowami zgadzając się ze mną ochoczo.

-Nowidzisz! Chodź.- Złapała jego rękę i pociągnęła w swoją stronę, aby siępodniósł i udał wraz z nią na parkiet.

-Idziesz?-Zwróciłam się do swojego męża.- Czy mam zgarnąć kogoś innego?- Uniosłamzachęcająco brwi. Od razu wstał ruszając w ślady Mel, a ja z zadowoleniempodążyłam za nim. Leciała skoczna muzyka, więc można było się fajnie poruszać.A Tom okazał się świetnym partnerem! Nie wiedziałam nawet, że on potrafi siętak ruszać! Serio. Nawet na naszym weselu nie pochwalił się takimiumiejętnościami. Normalnie ledwo za nim nadążałam, miałam wrażenie, że wszędziego pełno. I co chwilę okręcał mnie dookoła siebie niczym jakąś skoczną baletnicę.Nie mogłam powstrzymać swojego śmiechu. Jeszcze nikt nie wyprawiał ze mnątakich rzeczy, a przede wszystkim już dawno się tak świetnie nie bawiłam. Pochwili dołączyli do nas pozostali i rozpoczęły się wymiany partnerami, gdzieteż trafiali mi się o dziwo sami niesamowicie ruchliwi. Oni wszyscy chybadzisiaj jakieś dopalacze brali! Nawet Gustav. Po nim to już w ogóle bym się niespodziewała takiego tempa. Wykończył mnie dosłownie! Jednak na ratunek przyszłami wolniejsza nuta i wylądowałam z powrotem w ramionach swojego męża. Mogłamzłapać trochę oddechu… dyszałam jak parowóz!

-CoSkarbie, już nie ta kondycja?- Powiedział z rozbawieniem wprost do mojego ucha.

-Wcalenie.- Zaprzeczyłam wbrew faktom.- Po prostu…

-Hm?

-Noprzestań! To wy jesteście jacyś narwani.- Oburzyłam się.- Z moją kondycją jestwszystko w porządku.- Zapewniłam opierając głowę o jego tors. Serce wciąż mimocno biło, nadal czułam to szaleństwo we krwi.

-Chceszsię czegoś napić?

-Zachwilę. Pokołyszmy się jeszcze trochę, tak mi tu dobrze.- Mruknęłam tuląc siędo jego ciepłej bluzy. Zamknęłam oczy i wsłuchiwałam się w subtelną muzykędając prowadzić się Tomowi, który rytmicznie nami poruszał. Było niesamowicieprzyjemnie. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak bardzo brakowało mi takichzwyczajnych rzeczy.

-Hejzakochańce, mam do was sprawę.- Nasz mega romantyczny taniec przerwała mojasiostra, która zjawiała się nie wiadomo skąd. Jakby nie mogła przyjść z tympóźniej, tylko akurat, gdy sobie tańczymy takiego przytulańca…

-Teraz?-Niechętnie oderwałam głowę od torsu mojego męża spoglądając zrezygnowana nablondynkę, która skinęła twierdząco głową. Ze względu na jej stan, nie będęzaczynać niepotrzebnych dyskusji. Nic się w końcu nie stanie jeśli poświęcę jejte kilka minut, widocznie miała taką zachciankę, aby właśnie teraz z nami oczymś rozmawiać! Tak więc Tom złapał mnie za rękę i całą trójką udaliśmy się dostolika, przy którym siedział tylko Bill. Melanie usiadła obok niego, a my zajęliśmymiejsca naprzeciw pary wbijając w nich swoje oczekujące spojrzenia.- Więc?

-Więcmam pewien pomysł związany z naszymi pociechami.- Oświadczyła bardzozadowolona, lecz nie było nam dane póki, co wiedzieć skąd to wielkie szczęściena jej twarzy.- Wpadliśmy z Billem na pomysł…

-Zemną!?- Oburzył się od razu chłopak, za co został zgromiony wzrokiem przez swojąukochaną i od razu sobie odpuścił.

-Wpadliśmyna pomysł, aby połączyć uroczystość chrztu naszych dzieci z waszymi.-Dokończyła wcześniej przerwaną wypowiedź wprowadzając nas tym w lekkie zdumienie.Pierwsza moja myśl, to… piątka krzyczących dzieci przed ołtarzem. Dosyćchaotycznie sobie wyobraziłam te sytuację.-Oh, no bo po co mamy robić kilkauroczystości? Jesteśmy rodziną i moglibyśmy zrobić wszystko za jednym zamachem.

-Noo…Tylko, czy tak można?- Jako pierwszy odezwał się Tom, też był lekko zszokowanytym pomysłem. My w sumie jeszcze nie omawialiśmy sprawy chrztu!

-Aczemu by nie? No, ale nie podoba wam się ten pomysł? Wiem, że czwórka dzieci totrochę sporo…

-PiątkaSkarbie.- Wtrącił Bill spoglądając znacząco na jej zaokrąglony brzuch.

-Jakto?- Wypaliłam.- To zamierzacie czekać, aż urodzisz? Przecież wtedy naszedzieci już urosną! Nie wyobrażam sobie chrzcić rocznego dziecka… No jak tobędzie wyglądało!?

-Nodobrze no, to mówię, że tylko nasza czwórka. W ogóle no! Nie psujcie mi planów.-Zrobiła naburmuszoną minę krzyżując ręce na piersi jak małe dziecko. Ta ciążazdecydowanie zdziecinniała mi siostrę… Gdzie się podziała moja starsza,poważna, rozważna, odpowiedzialna siostra!?

-Nook, ja myślę, że tak może być.- Odezwał się Tom.- A ty?- Zwrócił się do mnie.Chyba nie miałam za bardzo wyjścia. To nie tak, że mi się ten pomysł niepodoba… Po prostu to trochę mnie przeraża. W końcu jakoś będzie trzeba towszystko ogarnąć, to nie jest tak, że sobie wymyślimy i będzie fajnie… No, alecóż. Jakoś damy radę!

-Now porządku. Ale my najpierw wylatujemy na wakacje, nie będę znowu tegoprzekładać. Potrzebuję odpoczynku.- Zaznaczyłam nie chcąc nawet myśleć o tym,że po raz kolejny mielibyśmy odkładać nasz wyjazd na później.

-Niema sprawy! Ty się w ogóle nie przejmuj, ja się wszystkim zajmę jak was niebędzie! Mam w końcu tyle wolnego czasu…- Zadeklarowała z entuzjazmem.

-Toświetnie. Musimy tylko znaleźć chrzestnych.

-Tonie będzie takie trudne.- Stwierdziłam.- Bill i Mel mogą być jednego bliźniaka,a drugiego chociażby Amelia i Andreas.

-No,a wy możecie być chrzestnymi Colina, albo Sary. I weźmie się jeszcze Gustava zjego narzeczoną, jeśli się zgodzą oczywiście. Akurat chrzestni to żadenproblem.- Dodała moja siostra. Czyli właściwie nawet nie będę musiała sięspecjalnie wysilać. I bardzo mi to odpowiada. Teraz w ogóle, tylko marzy mi siębłogi wypoczynek na plaży…

-Noi świetnie. Wracamy już może?- Zapytał Czarny, kierując to pytanie głownie doMelanie.

-Takwcześnie?

-Późnojuż jest.- Zmarszczył brwi widocznie mając odmienne zdanie w tym temacie.-Powinnaś więcej odpoczywać.

-Odpoczywamcałymi dniami, jakbyś nie zauważył…- Westchnęła zrezygnowana.- Ale okej, niezamierzam dyskutować.

-Ato coś nowego.- Zdziwił się z uśmiechem.

-Niedrażnij mnie lepiej, bo jeszcze zmienię zdanie.- Zagroziła wstając z miejsca.

-Wtakim razie my też się już zbieramy, nie?- Spojrzałam na Toma, który zgodziłsię ze mną kiwając twierdząco głową.- Przydałoby się pożegnać z resztą, tylkocoś się rozbawili.

-Trudno,na pewno nie będą mieli nam za złe. I tak się pewnie świetnie bawią! Wyślę smsdo Amelii, że wychodzimy to będą wiedzieć.

-Okej.To chodźmy, już się stęskniłam za chłopcami.- Rzekłam rozanielona na samą myśl,że niedługo znowu zobaczę swoje kochane maluchy i będę mogła je wyściskać. Jakja ich strasznie kocham! Widać, niedługo trwało moje chwilowe zapomnienie.Jednak mimo wszystko dzisiejszy wieczór spełnił swoją rolę, rozluźniłam się iświetnie bawiłam. Mogłam poczuć się znowu młodo i beztrosko! Może nawet, gdybynie końcowa rozmowa z Melanie o chrzcinach do tej pory bym się bawiła. Niezmienia to faktu jednak, że bawiliśmy się świetnie i możemy wracać do naszej codzienności…

 

###

 

Strasznie długi ten odcinek :D