wtorek, 26 lipca 2011

161.' I pamiętaj, że żadna kobieta nie ma przy tobie szans.'

Krążyliśmy po parku napawając się świeżym powietrzem, które zaczynało pachnieć już wiosną. To był świetny pomysł, żeby tak po prostu wyjść sobie na spacer. Z pewnością zrobiło to dobrze nie tylko nam, ale także naszym dzieciom. Poza tym to zawsze jakaś odskocznia od codziennego życia.

-No patrz idę obok ciebie, trzymam cię za rękę, masz już duży brzuszek, a oni i tak się na ciebie gapią, aż im cieknie z pyska…- Tom przerwał w pewnej chwili ciszę swoim pełnym oburzenia głosem. Ja myślałam, że my się tu relaksujemy wiosennym spacerkiem, a on zaprząta sobie tą swoją śliczną główkę, jakimiś bzdetami…

-Na ciebie też patrzą mój drogi i już nie powiem, co przy tym robią.- Stwierdziłam mając na myśli jego psychiczne fanki… no dobra, może nie wszystkie takie są. Ale i tak ich nie lubię… Na szczęście zgarnęłam Toma tylko dla siebie i nikomu go nie oddam.

-Ale ja to co innego… to tylko fanki, a ciebie podrywają.

-Nie zauważyłam.- Stwierdziłam nieprzejęta. Jakoś nigdy wcześniej mój mąż nie zwracał na to uwagi. No, ale to chyba normalne, że faceci się patrzą na kobiety? I czasem je podrywają? Przecież nie mamy na czole wypisane, że jesteśmy mężatkami, czy też mamy chłopaków.

-Wystarczy, że ja zauważyłem… chyba za skąpo się ubrałaś.- Mruknął, na co ja wybuchnęłam śmiechem. Normalnie rozwalił mnie… czy on widzi, co ja mam na sobie? Nawet nie mam nagich nóg!- Z czego się śmiejesz? Ta kiecka przyciąga uwagę.

-To może ja nie będę wychodzić z domu?

-O, to świetny pomysł.

-Wariujesz Kotku.- Pokręciłam z dezaprobatą głową.- Nie przejmuj się tak każdym spojrzeniem, dla mnie liczy się tylko twoje.- Zapewniłam go obdarzając słodkim całusem w policzek.

-Nie umiem, za bardzo cię kocham.- Objął mnie w pasie przyciągając bliżej siebie.- Usiądziemy tu? Lubię tę ławkę. Kojarzy mi się z nami… z początkiem naszej miłości.

 

„Otworzyłam szeroko oczy, gwałtownie się poruszając na ławce, gdy poczułam czyjeś wargi na swoich ustach.

Jezus Maria! Ten to ma wejście, chce mnie zabić? Przecież zawału mogłam dostać.

-Zwariowałeś? Wystraszyłeś mnie!- Naskoczyłam na niego, aż się odsunął, lecz uśmiech wcale nie znikał z jego twarzy.

-Przepraszam, nie mogłem się oprzeć, tak słodko wyglądałaś.

-I to jest powód, żeby tak znienacka, bez mojej wiedzy?-  Zamrugałam oczami nie spuszczając z niego wzroku. Naprawdę się wystraszyłam, a po ostatnich przeżyciach jestem strasznie przewrażliwiona. Mam na myśli między innymi pogróżki Herrego, o którym zdążyłam już zapomnieć...

-No, ale przecież wiadomo, że to ja. Bo kto inny?- Opadł obok mnie.-Chyba, że o kimś nie wiem...

-Wiesz, że się spóźniłeś?-byłam tak miła, że go oświeciłam.

-Eh...wiem, ale moja mama zadzwoniła akurat jak miałem wychodzić...- Westchnął kładąc głowę na moim ramieniu.- Przepraszam...Mruknął po czym cicho ziewną. Co mu jest? Jakiś taki ospały... czy ja go nudzę?

-A ty się dobrze czujesz? Zaraz tu zaśniesz.-Szturchnęłam go lekko na co się skrzywił. Taka piękna pogoda, a on będzie spał i to jeszcze na ławce w parku!

-Nie wyspałem się... jestem strasznie zmęczony...

-Ah... a może dlatego, że całą noc się wierciłeś zamiast spać i przy okazji mnie budziłeś.-Przypomniałam mu uśmiechając się pod nosem. Ja również nie mogłam spać, ale wypiłam rano mocną kawę i jakoś żyje.

-Bo tobie to łatwo mówić... ja byłem taki podekscytowany tym wszystkim... tym, że ci powiedziałem.. i w ogóle.. cały czas myślałem co teraz będzie...-Podniósł głowę pozwalając mi ujrzeć jego twarz i świecące brązowe tęczówki...

-Teraz co by się nie działo, będzie wszystko dobrze.-Uśmiechnęłam się do niego najczulej jak potrafiłam. Ja nie wiem czy w ogóle tak umiem... przecież nigdy tego nie robiłam...

-Będzie dobrze- Powtórzył z entuzjazmem całując mnie w usta, a zaraz po tym położył się na moich kolanach.

-Inteligent.-Zaśmiałam się, gdy wtulił się w mój brzuch powodując na moim ciele fale gorących dreszczy.

-Carmelka...-Wymruczał w materiał mojej kurtki. I nastała cisza. Wsłuchiwałam się w jego oddech, jakby nic innego nie wydawało żadnych dźwięków. Nie słyszałam wiatru, nie słyszałam przechodzących ludzi, pływających kaczek... słyszałam tylko jego. Jego oddech i bicie jego serca...”

 

Uśmiechnęłam się do wspomnienia i z największą przyjemnością usiadłam obok niego. Tyle się działo w naszym życiu i nadal się dzieje. To niesamowite, że na początku chcieliśmy spróbować być razem, a teraz jesteśmy małżeństwem…

 

 

#

-Bill jesteś niesamowity. Wziąłeś tak po prostu wszystko na swoje barki i nawet przez chwilę nie narzekałeś…- Rzekła z podziwem Rose, która wpadła odwiedzić córkę swojej zmarłej kuzynki. Oczywiście każdy z rodziny Sary jest mile widziany, Bill nie miał zamiaru ograniczać córce kontaktów z rodziną jej matki. Poza tym Rose była jedną z niewielu, którzy pochwalali jego zachowanie.- A malutka jest przesłodka, wykapany tatuś.- Zachwycała się nie szczędząc komplementów Wokaliście. Melanie przysłuchiwała się wszystkiemu czując, jak z każdą chwilą jej ciśnienie wzrasta. Nie miała nic do Rose, ale wydawało jej się, że brunetka przesadza. Zupełnie jakby chciała przypodobać się Muzykowi. A jej naturalnie w najmniejszym stopniu nie odpowiadała taka konkurencja… Wysoka, szczupła, powabna brunetka… w dodatku rodzina Sary. Czy w ogóle miałaby przy niej jakiekolwiek szanse? Może, gdyby nie była w ósmym miesiącu ciąży…

-To prawda. Jest najśliczniejsza na świecie.- Przyznał z dumą posyłając jej promienny uśmiech, na co jego dziewczyna wywróciła teatralnie oczami zastanawiając się, jak długo jeszcze potrwa ta cała szopka. Wcale nie chciała być zazdrosna jednak, to było silniejsze…

-Oczywiście zawsze służę pomocą, jakby coś się działo. Będę teraz mieszkać przez jakiś czas u cioci, a może niedługo też przeniosę się tu na stałe.- Wyznała po czym też blondynka podniosła się ze swojego miejsca zwracając tym samym na siebie uwagę, gdyż zajęło jej to dobrą chwilę.- Ja chyba nie mogłabym być w ciąży… jak ty sobie radzisz? Ledwo wstajesz…- Zwróciła się do niej obserwując uważnie jej ruchy.

-Jakoś sobie radzę. Pójdę zajrzeć do Sary.- Odparła z wymuszoną uprzejmością i ulotniła się z salonu nie mając ochoty przebywać w ich towarzystwie, ani sekundy dłużej. Jakby chciała posłuchać przesłodzonych rozmów, obejrzałaby tandetną telenowelę. Tam chociaż głównej roli nie odgrywałby jej chłopak.-Czemu zawsze musi zjawić się jakaś panna, gdy jest dobrze?- Mruknęła do siebie ze zrezygnowaniem stawiając ostrożnie kolejne kroki na stopniach. Westchnęła ciężko kierując się do dziecięcego pokoju, gdzie spała mała Sara. Weszła po cichu do środka i podeszła do różowego łóżeczka. Dziewczynka smacznie spała mając przy tym przesłodki wyraz twarzy. Naprawdę była podobna do Billa i to bardzo. Uśmiechnęła się do siebie i poprawiła jej kocyk następnie gładząc delikatnie jej gładki policzek. Była taka drobniutka… dzieci, to zdecydowanie cuda. – A ty maluszku, kiedy do nas dołączysz?- Pomasowała swój duży brzuch zwracając się do jeszcze nienarodzonego Colina. Patrząc na córeczkę Billa, nie mogła się już doczekać, kiedy weźmie w ramiona swojego synka. Oczywiście Sara teraz była także jej dzieckiem… jednak, to nie jest takie samo uczucie, które towarzyszy matce, gdy przytula do piersi małą istotkę, która mieszkała sobie pod jej sercem przez kilka miesięcy.- No, ale dobrze… siedź sobie tam, aż do ustalonego terminu, co najmniej, ok? Żebyś mi nie zrobił niespodzianki… Mamusia nie lubi takich niespodzianek.- Zastrzegła. Mimo wszystko obawiała się porodu, to chyba wydawało się być najgorsze.

-Kruszynkoo moja…- Odwróciła się słysząc głos należący do Billa. Chłopak zrobił kilka kroków w jej stronę i objął ją w pasie spoglądając w niebieskie tęczówki.

-Ja kruszynka? Ty chyba nie widzisz, jaka jestem wielka.- Spochmurniała nagle.

-I tak jesteś moją Kruszynką i zawsze będziesz. I kocham cię taką wieeelką…wiesz?- Pocałował jej nosek powodując uśmiech na twarzy.

-A ja ciebie takiego… małego?- Odparła niepewnie, na co ten się zaśmiał.- Szczupłego o…- Poprawiła się po chwili namysłu.- Ale i tak cię jeszcze podtucze.- Szepnęła mu do ucha i znowu mogła usłyszeć jego chichot.- No nie ma tak, że tylko ja będę tu gruba pff… jesteśmy parą, jednością. Musimy się dzielić wszystkim… nawet tłuszczykiem.- Wyszczerzyła się do niego i została obdarzona słodkim pocałunkiem, tym razem w usta.

-Jesteś najcudowniejszą kobietą na ziemi.

-Rumienię się, gdy tak mówisz…- Spuściła wzrok na jego koszulkę.

-Słodko wtedy wyglądasz. – Uniósł lekko jej głowę za podbródek, aby na niego spojrzała.- I pamiętaj, że żadna kobieta nie ma przy tobie szans. Choćby była ósmym cudem świata… nigdy nie zostawię cię dla innej, jesteś moim największym skarbem i szczęściem.- Wyznał sprawiając, że jej oczy zaszkliły się ze wzruszenia. Jest taka delikatna… zawsze to dostrzegał. Była dla niego jak najpiękniejsza róża, krucha i delikatna, lecz potrafiąca się bronić.

-Nigdy nie wierzyłam w bajki, a tymczasem stoję w ramionach księcia…- Powiedziała półszeptem wpatrując się w niego bez opamiętania…


###


A w następnym odcinku:

[…]-Bill o co chodzi? Mówisz takimi zagadkami…- Mruknęła nic nie rozumiejąc, lecz wygrzebała się spod pościeli i podążyła za Wokalistą. Mała Sara już nie płakała tak bardzo, jak przed kilkoma minutami jednak nadal była niespokojna.- Nie możesz jej uspokoić, tak?- Zapytała zerkając na dziewczynkę, a chłopak wyciągnął ją z łóżeczka.

-Przytul ją.- Wyciągnął w jej kierunku ręce z maleństwem.[…]

 

-Tom Kaulitz na zakupach?- Gitarzysta drgnął lekko słysząc za plecami damski głos. Był przekonany, że to jakaś fanka… jednak, gdy tylko się odwrócił doznał szoku, jak bardzo się pomylił.[…]

-Nawet nie waż się zbliżać do mojej żony, rozumiesz?!- Wysyczał przez zaciśnięte zęby.[…]

 

-Ja pierdole… jaka ty jesteś żałosna! Ty w ogóle… ty nic nie rozumiesz kobieto!- Uniósł się, aż odsunęłam się od niego nieco zaskoczona taką reakcją. Zresztą Simone także była zdumiona.

-Uważaj na słowa. Nie zapominaj do kogo mówisz.- Skarciła go niezadowolona.[…]



środa, 20 lipca 2011

160.'Wierzę, że jesteśmy sobie przeznaczeni… bo jeszcze nigdy nie byłem taki szczęśliwy…'

Odnoszę wrażenie, że moje życie nieco się zmieniło odkąd poznałam prawdę o swoim ojcu… nagle wszystko, jakby stało się łatwiejsze. Cieszę się, że mam kolejną bliską mi osobę, na której mogę polegać. Wiele straciliśmy jednak mimo wszystko czuję łączącą nas więź. I muszę przyznać, że czuję się teraz znacznie pewniej. A może nawet jestem dumna? Bo mam wspaniałego tatę, który jest kimś. Oczywiście jego wykształcenie nie ma dla mnie, aż tak dużego znaczenia… ale przecież, to też w jakiś sposób się liczy. Mamy ze sobą świetny kontakt, to cudowne widzieć na każdym kroku, jak bardzo mu na mnie zależy. Tak długo na to czekałam! Teraz już chyba naprawdę niczego nie brakuje mi do pełni szczęścia… mam kochanego męża, jestem w ciąży, otaczają mnie ludzie, którzy mnie kochają i odnalazłam swojego ojca… a właściwie, to on znalazł mnie. Ale to nieważne… Mam tylko nadzieję, że jeszcze długo będę mogła cieszyć się spokojem. Mam dosyć wszelkich zmartwień… chce teraz tylko czekać na swój poród. Chciałabym już móc przytulić swoje maleństwa, wpatrywać się w nie godzinami, mówić do nich przesłodzonym głosem i okazywać swoją miłość, jaką ich darzę. Nie ma dnia, abym o nich nie myślała. Bardzo często masuję swój zaokrąglony brzuch i mówię do niego, bo wierzę, że mały Crispin i Thomas mnie słyszą. Tom zresztą robi podobnie… szczególnie wieczorami, gdy leżymy już w łóżku poświęcamy wiele uwagi naszym maluchom. Ostatnio zaczęłam też odczuwać delikatne ruchy bliźniaków, co jest po prostu niesamowitym doświadczeniem! Nie da się tego opisać… porównuję to do motylków w brzuchu, gdy wspominam o tym Tomowi. Jak dla mnie mogliby się ruszać cały czas, to naprawdę sprawia mi przyjemność. I jeszcze bardziej uświadamiam sobie wtedy, że noszę w sobie nowe życia. Stworzyliśmy z Tomem dwie nowe istoty, które będą częścią nas. Wszystko, co związane jest z rozwojem takich maluchów i w ogóle powstawaniem ich, jest niesamowite i tajemnicze. Jest wiele pytań, na które nie znam odpowiedzi i zapewne nikt mi ich nie udzieli. Jednak to bez znaczenia. Jestem szczęśliwa, że mogę podarować życie… i cieszyć się z niego wraz z ukochanym. Wierzę, że będziemy szczęśliwą rodziną… obydwoje kochamy się ponad wszystko i obydwoje pragniemy tych małych szkrabów, jak niczego innego na świecie. Dlatego właśnie przetrwamy wieczność… Wcale nie jesteśmy idealni, ale przecież to mimo tego jest możliwe.

Od pewnego czasu przestałam jeździć z Tomem do studia, gdyż tata stwierdził, że go rozpraszam i w dodatku wykorzystuję swoje przywileje, jako córka… cóż, coś w tym jest. Nie protestowałam, zdążyłam sobie wszystko poukładać w psychice, więc nie groziła mi żadna depresja. Wręcz przeciwnie. Pałałam energią i entuzjazmem. Odnowiłam kontakty z Amelią i Andreasem, a nawet Rose, która przyjechała na jakiś czas do kuzynki. Naturalnie zajęłam się także swoją siostrą, wszyscy wspólnie spędzaliśmy bardzo dużo czasu. Zazwyczaj wychodziłam jakieś dwie godziny po Tomie i wracaliśmy mniej więcej o tej samej porze. Amelia zawsze ciągała nas po centrach handlowych, albo do jakichś kawiarni, czy nawet klubów. To musiało wyglądać zabawnie, gdy dwie ciężarne kobiety wpadały na dyskotekę… no, ale kto nam broni? Oczywiście Tom, jak się o tym dowiedział, strasznie marudził… On w ogóle stał się bardzo marudny, a przede wszystkim czujny. Wydawało mi się, że jest zazdrosny. I to z każdym dniem, jakby bardziej… tylko o kogo? Spędzam czas z przyjaciółmi i siostrą. Gdzież on mógłby wyczuć zagrożenie? Andreas nadal szaleje za swoją Amelką, więc nie ma żadnych obaw… No, ale mój mąż chyba wziął sobie do serca wydarzenie z Billem no i moim ojcem… W sumie nie dziwię się, że jest zaniepokojony. To normalne, że się o mnie martwi… Ale ja nie mam zamiaru dawać mu jakichkolwiek powodów do zazdrości, o. Kocham go i nie chcę nikogo innego. Nawet nie patrzę na innych! A że oni na mnie, to już inna sprawa… nie mam na to wpływu. Ale przyznam szczerze, że mnie to dowartościowuje. Mimo wszystko, jest to coś miłego. Nawet w ciąży podobam się facetom… chyba każda kobieta na moim miejscu byłaby zadowolona.

Luty upłynął nam bardzo szybko. Szczególnie po walentynkach, które spędziliśmy w Berlinie. To był bardzo romantyczny i przyjemny wyjazd. Tom, jak zwykle musiał się wykazać… cieszę się, że pamięta o takich, można by rzec banalnych świętach. To bardzo miłe, gdy budzi mnie zapachem czerwonych róż… Zawsze się stara, abym była szczęśliwa i to jest piękne. Czasem nachodzą mnie chwilę zwątpienia, jak każdego zresztą… i wtedy zastanawiam się, kiedy nadejdzie ten moment, gdy wszystko nagle zacznie się sypać. Bo czy może być idealnie? Raczej nie… zawsze nadchodzi chwila, kiedy jest źle. A wtedy nie wiadomo, za co się łapać, aby ratować, to na co tak długo się pracowało… wkładając swoje całe serce, siłę i wszelkie uczucia. Jednak nie warto martwić się na zapas… będzie, co ma być. Przecież ze wszystkim sobie poradzimy… tak jak do tej pory. Jest coś, czego nie uda nam się razem pokonać? Chyba nie…

 

#

 

Dziewczyna z trudem podniosła się z miejsca słysząc, jak jej chłopak wchodzi do domu. Ostatnio zwykłe wstawanie kosztowało ją więcej wysiłku niż kiedykolwiek. Cieszyła się, że nosi w sobie tylko jedno dziecko, a nie więcej tak jak jej siostra… wtedy chyba w ogóle nie dawałaby rady zrobić cokolwiek. Nie ma pojęcia, jak drobna Carmen poradzi sobie z bliźniaczą ciążą skoro już jedno dziecko nieco utrudnia normalne funkcjonowanie kobiecie.

Gdy już udało jej się stanąć na miękkim dywanie z uśmiechem podążyła do przedpokoju, gdzie jeszcze przebywał Bill i nie był wcale sam. To właśnie dziś miała zamieszkać z nimi jego mała córeczka.

-Nareszcie jesteście…- Ucieszyła się na widok czarnowłosego trzymającego nosidełko, w którym spała mała dziewczynka. Chłopak posłał jej promienny uśmiech i podszedł, aby się przywitać.

-Cześć Kochanie.- Ucałował jej policzek, lecz Melanie była zdecydowanie bardziej zainteresowana małą istotką, którą przywiózł, niżeli nim samym.

-Jeju, jak ja jej dawno nie widziałam… jak ona urosła!- Zachwyciła się cały czas pamiętając, aby nie być zbyt głośną. W żadnym wypadku nie chciała jej zbudzić. Mała Sara była przesłodka, gdy tak spokojnie spała. I przede wszystkim była bardzo podobna do Billa, co było wręcz rozczulające.- Nie miałeś żadnych problemów?- Przeniosła swoje spojrzenie na milczącego chłopaka.

-Oczywiście, że miałem. Widzisz jakie to maleńkie? Chyba z pół godziny zakładałem jej ten kombinezon, a pielęgniarki się ze mnie śmiały pff…- Odparł oburzony, na co blondynka zareagowała cichym chichotem.

-Jeszcze dojdziesz do wprawy… chodź, położymy ją do łóżeczka. Nie płakała ci?

-Nie, to po prostu anioł. Nie widziałem bardziej cichego niemowlaka, była najgrzeczniejsza na całym oddziale.- Stwierdził dumny.

-Po tobie tego raczej nie odziedziczyła.

-Jak nie, jak tak. Ja też zawsze byłem grzeczny… i nadal jestem.

-Ale nie cichy.- Zauważyła szczerząc się przy tym.- Mogę już ją wyjąć?- Zerknęła niepewnie na nosidełko.

-Jasne. Pewnie jej w tym niewygodnie… trzeba ją rozebrać. Poradzisz sobie?

-Lepiej od ciebie.- Wytknęła mu zadziornie język i wyciągnęła ostrożnie ręce w kierunku śpiącej dziewczynki, którą następnie delikatnie wyjęła od razu układając w odpowiedniej pozycji. Wokalista odłożył nosidełko i udali się na górę do pokoju Sary. Melanie położyła ją na przewijaku i poczęła powoli rozbierać z ciepłego kombinezonu uważając, aby mała się nie zbudziła. Zajęło to jej trochę czasu, ale z pewnością mniej niż Billowi ubieranie. Chłopak przez cały czas uważnie przyglądał się poczynaniom swojej dziewczyny, a na jego twarzy można było dostrzec uśmiech. Każdego dnia przekonywał się, że nie mógł lepiej trafić. Melanie była właśnie tą najodpowiedniejszą kobietą, z którą może spokojnie spędzić całe swoje życie nie obawiając się niczego…- Gotowee… teraz możesz ją położyć tatuśku.- Oznajmiła zadowolona, a Bill nie tracąc czasu wziął swoje maleństwo na ręce i przeniósł do łóżeczka, gdzie mogła spokojnie kontynuować swój sen. Przykrył ją kocykiem i jeszcze długo się przyglądał podobnie, jak Melanie. Obydwoje byli zafascynowani nowym członkiem rodziny. Oczywiście obawiali się, czy sobie poradzą w nowej sytuacji, mogąc liczyć wyłącznie na siebie… ale wierzyli, że im się uda. Bo przecież mają siebie… nie potrzebują nic więcej do szczęścia.

-Jest śliczna…- Szepnął obejmując blondynkę od tyłu i ułożył dłonie na jej brzuchu.- I niedługo będzie miała braciszka…Wiesz, że nie mogę się już doczekać?- Musnął ustami jej szyję zaraz wtulając w nią swój nos.

-Jeszcze tylko dwa miesiące…- Zamruczała czując przyjemne ciepło rozchodzące się po jej ciele. Zawsze tak reagowała na czułe gesty, ze strony Billa.

-Kto w ogóle by pomyślał, że ja będę ojcem? I to dwójki dzieci… niesamowite.

-To wynik nieodpowiedzialności… ale teraz wydaje się być bardzo pozytywny.- Skwitowała uśmiechając się przy tym. Gdy patrzyła na takie słodkie maleństwo nie była w stanie żałować niczego… cieszyła się, że jest w ciąży. Może i wolałaby, aby dziecko, które w sobie nosi było wynikiem miłości jej i Billa… lecz wyszło inaczej. Jednak być może kiedyś jeszcze stworzą wspólnie nowe życie…

-Na szczęście w porę zorientowałem się, że jest ktoś taki, jak ty. Co ja bym bez ciebie zrobił?

-Załamałbyś się, pogrążył w depresji, a to maleństwo mieszkałoby z dziadkami i na pewno nie byłoby szczęśliwe…

-Jejuu… kocham cię.- Przytulił ją mocniej. Może to, co powiedziała nie było zbyt skromne z jej strony, lecz to cała prawda. Bardzo mu pomogła będąc przy nim i go wspierając. Nie miał czasu na jakiekolwiek smutki, czy co gorsza depresje. Uniknął najgorszego scenariusza tylko dzięki niej…

-Ja ciebie też… i mam nadzieję, że to uczucie nie jest z twojej strony przepełnione samą wdzięcznością.

-No co ty… Oczywiście jestem ci wdzięczny, ale to jest coś osobnego. A miłość jest jak najbardziej szczera… W ogóle mam wrażenie, że pokochałem cię już od naszego pierwszego spotkania po tym, jak wróciłem z trasy i tu przyszedłem… jeszcze wtedy tego nie wiedziałem, ale tak bardzo mnie do ciebie ciągnęło… a potem nagle stałaś mi się tak bliska. Wierzę, że jesteśmy sobie przeznaczeni… bo jeszcze nigdy nie byłem taki szczęśliwy…- Wyznał lekko przyciszonym głosem, a jego ciepły oddech obijał się o jej skórę powodując w połączeniu ze słowami gorące dreszcze na jej ciele.

-Ja też pierwszy raz się tak czuję. I nie dość, że szczęśliwie to jeszcze cholernie bezpiecznie pomimo tego, że nie jesteś zbyt postawny…- Zaśmiała się w czym jej zawtórował. Odwróciła się do niego przodem i posłała swój najczulszy uśmiech.- Ale chyba rozumiesz o jakie bezpieczeństwo chodzi?

-Jasne, że tak. Też to czuję.- Odparł odwzajemniając jej gest i zbliżył się, aby złączyć ich usta w subtelnym pocałunku. Dziewczyna przymknęła powieki rozkoszując się tą chwilą z taką zachłannością, jakby to miał być ich ostatni pocałunek. I chyba o to właśnie chodziło… żeby brać, jak najwięcej i tyle samo oddawać, tak jakby jutra miało nie być.

Przerwała w pewnym momencie odsuwając się od niego z cichym chichotem, co Bill nie bardzo rozumiał. Czyżby zrobił coś zabawnego?- O co chodzi?- Spojrzał na nią zdezorientowany.

-To mały… czasem jego ruchy mnie łaskoczą, zaczął się strasznie wiercić.- Wyjaśniła dotykając swojego brzucha. Czarnowłosy uśmiechnął się czując jednocześnie ulgę, że niczym nie zawinił i również przyłożył dłoń do jej brzucha chcąc poczuć małego Colina.

-Chyba jest o ciebie zazdrosny…

-Możliwe, ale musi się dzielić z tatą.- Skwitowała unosząc na niego swoje rozpromienione tęczówki.- Chodźmy stąd, niech Sara spokojnie śpi…- Chwyciła jego dłoń i poprowadziła do wyjścia z pokoju.- Masz ochotę na miłe popołudnie?- Zerknęła na niego z tajemniczym uśmiechem, ciągnąc go w stronę ich sypialni.

-Miłe popołudnie?- Powtórzył za nią z zadowoleniem.- W sypialni? Z Tobą?

-A z kim?- Zamknęła za nimi drzwi i odwróciła się do niego przodem.- Ostatnio było bardzo fajnie… nawet nie wiedziałam, że mogłoby być, aż tak fajnie z takim brzuchem…

-Za mało czytasz Skarbie…- Mruknął przyciągając ją do siebie.- Ale jak najbardziej mam ochotę na miłe popołudnie z tobą w roli głównej…- Dodał zmysłowym głosem po czym przyległ swoimi wargami do jej szyi powodując, że mimowolnie odchyliła głowę wzdychając cicho…

 

#

 

Rozciągnęłam się na łóżku wyginając przy tym w dziwny sposób swoje ciało, musiało to wyglądać zabawnie, gdyż usłyszałam znajomy chichot. Podniosłam się na łokciach odwracając głowę w stronę swojego rozbawionego męża i zmarszczyłam nos przyglądając mu się jeszcze lekko ospałym wzrokiem. W normalnej sytuacji byłabym oburzona jego reakcją, lecz teraz spłynęło to po mnie. Jeszcze za bardzo się nie wybudziłam i nie miałam ochoty na strzelanie fochów, co jest ostatnio moją specjalnością. Jestem mistrzynią dosłownie, he.

-A ty nie w pracy?- Odezwałam się jako pierwsza i podciągnęłam wyżej kołdrę czując delikatny chłód ogarniający moje ciało.

-Mamy dziś wolne. Bill dziś zabiera Sarę ze szpitala… a ja jak zwykle na tym korzystam.- Wyszczerzył się do mnie i wgramolił się na łóżko bardzo blisko mnie.- A poza tym… dzisiaj wyjątkowy dzień.- Dodał z tajemniczym wyrazem twarzy i wyciągnął zza pleców kolorowy bukiet tulipanów. Jaki znowu dzień?

-Zapomniałam o czymś?- Uniosłam brwi spoglądając na niego zdezorientowana.

-Chyba tak, ale to nieważne… to ja mam o tym pamiętać, bo to twoje święto.- Rzekł z przekonaniem i ucałował soczyście mój policzek.- Wszystkiego najlepszego Skarbie. Dzisiaj Dzień Kobiet.

-Serio? Nawet mi to do głowy nie przyszło…- Stwierdziłam nieco zdumiona.- Dziękuję… Kochany jesteś. Jak ty to robisz, że zawsze o wszystkim pamiętasz?

-To jest po prostu obowiązek każdego prawdziwego faceta.- Rzekł poważnym głosem, a ja parsknęłam śmiechem. Chyba jest jedynym prawdziwym facetem na ziemi… jakoś nie wierzę, że każdy mężczyzna pamięta o takich drobnostkach, jak Tom. To w ogóle możliwe? Założę się, że mój kochany Inteligent ma wszystko ładnie, gdzieś zapisane i dlatego zawsze mnie zaskakuje, ha.- Zrobiłem już dla ciebie pyszne śniadanie, jak zjesz to wyjdziemy na spacer. Dobrze wam to zrobi, a poza tym spędzimy razem czas.

-Jak zwykle masz fantastyczne plany.- Pochwaliłam go i zbliżyłam się, aby czule pocałować jego słodkie usta.- To wstaw kwiatki do wazonu, a ja skoczę szybko do łazienki.

-Jak sobie życzysz Królewno moja, będę czekał w kuchni.- Musnął jeszcze moje wargi po czym wstał i opuścił naszą sypialnię. Westchnęłam cicho prostując się i powoli wysunęłam nogi spod pościeli, a potem całą resztę… aż w końcu stanęłam na miękkim dywanie. Od razu zajrzałam do szafy, aby wyjąć z niej jakiś wygodny strój na ten dzień. Ostatnio nie mam problemów z wybieraniem ciuchów, gdyż jestem już takich rozmiarów, że mieszczę się tylko w ciążowe rzeczy, których zakupiłam na chwilę obecną niewiele. Wybrałam kwiecistą sukienkę sięgającą za kolana i do tego ciepłe rajstopy, muszę przecież dbać o swoje zdrowie. Co prawda na dworze robi się coraz cieplej, ale i tak powinnam uważać. Do tego jeszcze czarny sweterek zapinany na guziczki i półbuty pod jego kolor. Chyba stałam się bardzo zorganizowana podczas tej ciąży… ale to raczej dobrze. Zapewne, jak urodzę będzie inaczej… w końcu Carmen zawsze pozostanie Carmen…

 

###

 

A w następnym odcinku:

 

[…]-Wariujesz Kotku.- Pokręciłam z dezaprobatą głową.- Nie przejmuj się tak każdym spojrzeniem, dla mnie liczy się tylko twoje.- Zapewniłam go obdarzając słodkim całusem w policzek.

-Nie umiem, za bardzo cię kocham.- Objął mnie w pasie przyciągając bliżej siebie.- Usiądziemy tu? Lubię tę ławkę. Kojarzy mi się z nami… z początkiem naszej miłości.[…]

 

-Oczywiście zawsze służę pomocą, jakby coś się działo. Będę teraz mieszkać przez jakiś czas u cioci, a może niedługo też przeniosę się tu na stałe.- Wyznała po czym też blondynka podniosła się ze swojego miejsca zwracając tym samym na siebie uwagę, gdyż zajęło jej to dobrą chwilę.- Ja chyba nie mogłabym być w ciąży… jak ty sobie radzisz? Ledwo wstajesz…- Zwróciła się do niej obserwując uważnie jej ruchy.

-Jakoś sobie radzę. Pójdę zajrzeć do Sary.- Odparła z wymuszoną uprzejmością i ulotniła się z salonu nie mając ochoty przebywać w ich towarzystwie, ani sekundy dłużej. Jakby chciała posłuchać przesłodzonych rozmów, obejrzałaby tandetną telenowelę. Tam chociaż głównej roli nie odgrywałby jej chłopak.-Czemu zawsze musi zjawić się jakaś panna, gdy jest dobrze?- Mruknęła do siebie ze zrezygnowaniem stawiając ostrożnie kolejne kroki na stopniach.[…]


Nudzi mi się :D Nie sprawdzałam tego odcinka więc za błędy przepraszam o ile są xD 

pozdrawiam.



piątek, 15 lipca 2011

159.'Weź go zaskocz i przeleć w odpowiedni sposób.'

Gdy tylko otworzyłam oczy na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Pamiętałam dokładnie ostatni wieczór, każdy jego szczegół...

Spałam w łóżku swojego ojca. Oczywiście nie zgodził się, żebym spała na kanapie... czemu mnie to nie dziwi? Potrzebowałam takiej troski całe swoje życie. To co innego niż opiekuńczość Toma... Ciekawe jak teraz będzie wyglądało moje życie? I nie wiem, co z moim związkiem...  nie wiem, co robić... Kocham go, ale boję się, że wczoraj był dopiero początek końca... Michał naturalnie odradzał mi pochopne decyzje i stwierdził nawet, że nic wielkiego się nie stało. Nic nie poradzę jednak, że akurat dla mnie stało się o wiele za dużo... W każdym razie na pewno miał rację mówiąc, że nie można skreślać małżeństwa z powodu jednego potknięcia. Tylko, że ja mam taki mętlik w głowie... i już za nim tęsknię.

Westchnęłam cicho delektując się zapachem moich ulubionych kwiatów, który roznosił się nie wiedzieć czemu po pokoju. Czyżby Michał wiedział o mnie, aż tyle? Mógł to w sumie, gdzieś wyczytać... ale skąd wytrzasnąłby konwalie w lutym? Tylko mój mąż ma takie genialne pomysły...

-Carmen...- Chyba zbyt intensywnie myślałam, bo słyszę głos należący do Toma... chyba mi się nie przesłyszało? Odwróciłam głowę i zobaczyłam siedzącego obok Gitarzystę. Zamrugałam powiekami patrząc na niego jak na kosmitę i podniosłam się lekko nic nie rozumiejąc. Przecież...zostałam na noc u taty? A może nie? A jak to wszystko było tylko snem?!

-Co ty tu robisz?- Zapytałam jakby lekko przestraszona. Dopiero teraz zauważyłam, że chłopak trzyma w dłoniach bukiet konwalii. Momentalnie zrobiło mi się cieplej na sercu... pewnie Michał go powiadomił.

-Przepraszam... tak bardzo przepraszam...- Wyszeptał łamliwym głosem. Jestem za miękka... mogłabym się teraz rzucić w jego ramiona... przecież wcale nie chcę go stracić. Mimo wszystko Tom jest całym moim życiem... i jesteśmy razem cholernie szczęśliwi. W dodatku wie, w jaki sposób mnie prosić o wybaczenie.- Błagam nie zostawiaj mnie... wiem, że jestem głupi...ja wcale nie chciałem...

-Już dobrze... chodź tu...- Nie mogłam dłużej słuchać jego błagań, bo jeszcze chwila i wybuchnęłabym płaczem. Wyciągnęłam do niego ręce i pozwoliłam mu się do siebie przytulić.- Kocham cię... zapomnijmy o wszystkim.

-Bałem się, że cię stracę...- Szepnął tuląc się do mnie mocno. Czułam jego mocne bicie serca, przyjemnie było znów być w jego bezpiecznych ramionach. Całą noc marzyłam, aby był przy mnie...

-Nie stracisz...- Musnęłam czule jego czoło. Gdybym go tak szalenie nie kochała i nie potrzebowała, nie wiem, czy umiałabym z taką łatwością mu wybaczyć. Ale to już nieważne... On zrozumiał, zrozumiałam ja...i wszystko może znowu być dobrze. A nawet lepiej. W końcu w moim życiu pojawił się kolejny ważny mężczyzna. Choć nie było go tak długo, nie mógł mnie wspierać i darzyć uczuciem, jakiego potrzebowałam... pragnę, aby pozostał już na zawsze. Jeżeli mam mieć do kogokolwiek żal o te stracone lata, to wyłącznie do swojej matki...która i tak nigdy nią nie była. Myślałam, że jej wybaczyłam... jednak to było tylko złudzenie. Nie jestem w stanie. Tym bardziej, że oszukała mnie po raz kolejny, wykorzystała moją potrzebę rodzicielskiej bliskości.

-Nie wiem, co we mnie wstąpiło... Bo najpierw ta sytuacja z Billem, potem Michał... Tak cholernie boję się, że ktoś mi ciebie odbierze...

-Kotku... przecież wiesz, jak cię kocham. Nikt inny się dla mnie nie liczy... Do Billa nigdy nic nie czułam poza zwykłą, przyjacielską miłością... a Michał... źle odebrałam wszystkie sygnały, które dawało mi serce. Nawet nie wiesz jak się wczoraj wygłupiłam...- Wyznałam opierając się czołem o jego ramię. Nadal było mi wstyd... szczególnie, dlatego, że chciałam zdradzić najważniejszą osobę w moim życiu. Mężczyznę, którego kocham ponad wszystko i nie zniosłabym tego, gdybym go straciła...- Ja też powinnam cię przepraszać...

-Za to, że chciałaś się przespać z własnym ojcem?- Zapytał śmiejąc się przy tym cicho.

-Toom...to nie jest zabawne...- Skarciłam go jednak sama również się uśmiechnęłam.- Przecież chciałam cię zdradzić... nie robi to na tobie żadnego wrażenia?

-Działałaś w afekcie... Poza tym nic nie zrobiłaś i na pewno byś nie zrobiła nawet, jakby to nie był twój ojciec...

-To chyba dobrze, że tak mi ufasz...ale ja sobie przestaje...- Westchnęłam ciężko. Ja naprawdę zaczynam się siebie bać... przecież byłam w stanie zniszczyć wszystko, co do tej pory razem zbudowaliśmy. Trudno w to uwierzyć...

-Jesteś w ciąży, to chyba normalne, że reagujesz na wszystko nieco bardziej emocjonalnie niż normalnie.- Stwierdził chwytając moje dłonie.- Ty przynajmniej możesz usprawiedliwiać swoje zachowanie...

-Wcale nie... nie mogę ciągle wszystko zrzucać na ciążę. Hormony, hormonami, ale bez przesady... Zresztą zapomnijmy o ty wszystkim, obydwoje zachowaliśmy się jak para gówniarzy.- Podsumowałam z niesmakiem. Jednak taka była prawda... ani ja, ani Tom nie popisaliśmy się.

-Ah, bo jesteśmy jeszcze młodzi!- Uśmiechnął się szeroko.- Poza tym to dopiero nasza pierwsza, poważna kłótnia małżeńska...jeszcze nie jedna przed nami.- Dodał z entuzjazmem. To chyba dobrze, że myśli o tym wszystkim w pozytywnym świetle... w końcu każdy czasem ma trudniejsze dni. Nie ma idealnych związków... chociaż mój jest. To małe nieporozumienie już nie ma przecież znaczenia... Można się kłócić, ważne tylko, żeby potem umieć odpowiednio z tego wybrnąć.

-Wiem. I ty zawsze wiesz, jak mnie udobruchać... skąd wziąłeś znowu te kwiaty?- To chyba odwieczna tajemnica Toma. Nie sądzę, aby w kwiaciarniach w środku zimy sprzedawano konwalie? Chyba, że jestem jakaś niedoinformowana. Może to jakaś prywatna hodowla w specjalnych warunkach? Nie mam pojęcia... w każdym razie uwielbiam, gdy Tom mi je daje. Czuję się wtedy wyjątkowo, bo wiem, że nie łatwo było je zdobyć... Poza tym cieszę się, że nadal pamięta o moich ulubionych kwiatach.

-Wyczarowałem.- Puścił mi oczko uśmiechając się przy tym zniewalająco.- A czy nasze maleństwa też wybaczyły tatusiowi?- Zwrócił się do mojego brzucha dotykając go delikatnie. Uśmiechnęłam się automatycznie, obserwując jego poczynania.- Dla was też mam coś na przeprosiny.- Pogładził go przez materiał koszulki i uniósł na mnie swoje tajemnicze spojrzenie.- Niespodzianka.

-Pff... a czego ja mogłabym się spodziewać?- Prychnęłam rozbawiona.- Kiedy ją dostaniemy?

-Po pracy!- Usłyszeliśmy głos menadżera, który właśnie wkroczył do swojej sypialni.- Najwyższy czas wziąć się do roboty. Cieszę się, że już sobie wszystko wyjaśniliśmy, ale dobra płyta sama się nie zrobi. Trzeba nieco przyspieszyć i zaostrzyć tempa, bo jak Carmen urodzi to już w ogóle nie będzie można nic z tobą zrobić.- Wyrecytował z miną znawcy. Westchnęłam cicho i spojrzałam smutno na ojca właściwie chcąc przyznać mu rację, ale nie miałam okazji się odezwać ponieważ uprzedził mnie skupiając swoje niebieskie tęczówki na mojej twarzy.- Ale... myślę, że godzina nas nie zbawi.- Dodał, na co mój mąż parsknął śmiechem.- To nie traćcie czasu... Carmen ubierz się i jedźcie do tej niespodzianki... a potem chce widzieć twojego męża w studio! I weź się Tom nie śmiej... nie mów, że na ciebie to nie działa.- Rzucił mu oburzone spojrzenie po czym wycofał się pozostawiając nas samych. Chyba nie bardzo orientuję się o co chodzi... że niby co?

-To było sprytne, Kochanie.- Gitarzysta cmoknął mnie w usta. Tylko, że ja dalej nie łapię o czym on mówi!

-A co ja zrobiłam?

-Poruszyłaś jego ojcowskie serce.- Zaśmiał się, a ja uniosłam brwi zastanawiając się nad tym przez chwilę. Czyżby? Znalazłam nieświadomie sposób na własnego ojca, ha!- Ale chodź już... bo naprawdę muszę dziś popracować.

-No juuż.- Mruknęłam i zarzuciłam mu ręce na szyję, żeby w końcu porządnie go pocałować. Dopiero po długim i namiętnym pocałunku wyrażającym moje płonące uczucie mogłam wygrzebać się z łóżka i udać się w kierunku łazienki...

 

#

 

-Całą noc to robił.- Oświadczył Bill, gdy staliśmy wszyscy w pokoju jeszcze nienarodzonych bliźniaków. Wszystko było zapięte na ostatni guzik. Pomalowane ściany, mebelki i wszystkie z możliwych zabawek. Było dokładnie tak, jak sobie to wyobrażałam...- Szkoda, że nie widziałaś miny dostawcy, jak w środku nocy przywiózł to wszystko.- Zaśmiał się. Mój nienormalny mąż... najwyraźniej w taki sposób odreagował naszą małą sprzeczkę.

-Podoba się?- Gitarzysta stanął za mną oplatając mnie dłońmi w talii i ułożył brodę na moim ramieniu.

-Jest cudownie...- Westchnęłam rozmarzona. Widziałam w tym miejscu już nasze szczęśliwe dzieci...- Kochany jesteś...- Odwróciłam się do niego, aby obdarzyć go słodkimi pocałunkami w ramach podziękowań. Zasłużył sobie na o wiele więcej! Jest najlepszym facetem na ziemi...

-Oh, a ci jak zwykle.- Przerwał mi znajomy głos, należący do mojej wspaniałej siostry. Oderwałam się od Toma i wyszczerzyłam do niej.- Nie mieliście być w pracy?- Uniosła brwi spoglądając pytająco na Billa.

-No zaraaz idziemy... a ty co tu robisz?

-Przyszłam do siostry.

-O, jak miłoo... mam ci tyle do powiedzenia!- Ucieszyłam się od razu do niej podchodząc. Już się nie mogę doczekać, kiedy jej wszystko opowiem... ciekawe jaką będzie mieć minę. Mnie samej jeszcze trudno w to uwierzyć... ale to tylko piękna rzeczywistość!

-Zapowiada się ciekawie.- Stwierdziła przyglądając mi się z uwagą, jakby w ten sposób chciała się już wszystkiego dowiedzieć. Ale jeszcze nikt nie osiągnął takiej mocy, niestety.

-W takim razie nic tu po nas...- Mruknął Tom.- Miłego dnia Kochanie, uważaj na siebie.- Ucałował moje czoło, a ja w odpowiedzi wpiłam się w jego usta. Cały dzień nie będę go widzieć! Muszę się nim napoić...

-Ty też i zadzwoń do mnie.- Posłałam mu uśmiech, gdy już się od niego odessałam.- Kochaam cię.

-Ja ciebie też...

-Oj Boże święty! Przecież nie wyjeżdżamy na koniec świata!- Zirytował się Bill, a moja siostra parsknęła śmiechem. Natomiast ja z Tomem w ogóle się tym nie przejmując ponownie złączyliśmy swoje usta.- Tom noo...

-Ale z ciebie nerwus.- Burknął mój mężczyzna i w końcu dołączył do brata. Zanim jednak wyszli posłał mi jeszcze całusa w powietrzu chcąc pewnie jeszcze bardziej zirytować biednego Wokalistę. Zaśmiałam się cicho i skierowałam spojrzenie na Melanie. Mam dziwne wrażenie, że coś u niej nie gra... może coś nie tak z Billem? Nawet go nie pocałowała! Ja wiem, że nie każdy jest taki napalony, jak ja i Tom... no ale jednego całusa mogłaby mu podarować. Chyba, że w domu się wycałowali? No, ale przecież nie ma limitów...

-Co tam u ciebie?- Zagadnęłam chcąc jakoś delikatnie rozpocząć rozmowę.

-Nic nowego... rosnę i rosnę, niedługo w drzwiach się nie zmieszczę.- Przewróciła teatralnie oczami, a ja ponownie się zaśmiałam. Widzę, że moja siostra ma bardzo ciekawe podejście...

-To chodź do salonu, zrobię herbaty i sobie pogadamy.- Zaproponowałam i nie oczekując na zgodę ruszyłam w kierunku kuchni, jak się okazało nasi mężczyźni jeszcze grzebali się w przedpokoju warcząc przy tym na siebie. Pokręciłam tylko z dezaprobatą głową i olewając to weszłam do pomieszczenia, a za mną podążyła blondynka. Ona zajęła miejsce przy stole, a ja wstawiłam wodę.- Jak wam się układa z Billem?- Odwróciłam się do niej zaciekawiona.

-Jest fajnie... To świetny facet.- Odparła uśmiechając się delikatnie.- Aż trudno uwierzyć, że jest ze mną...

-Oj co ty gadasz... To on się powinien cieszyć, że ma ciebie!

-Bez przesady.- Mruknęła wywracając przy tym oczami. Coś czuję, że moja siostra złapała dziwnego doła... tak nagle spadła jej samoocena? W ogóle bardzo się zmieniła w czasie tej ciąży...

-Mel, o co chodzi? Jakoś dziwnie mówisz... Bill powiedział ci coś przykrego?

-No coś ty... to anioł. Tu w ogóle nie chodzi o niego... chociaż może w pewnym sensie tak. No bo chyba też coś tam, to dla niego znaczy...

-Nic nie rozumiem.- Skwitowałam i usiadłam naprzeciwko niej oczekując, że dowiem się czegoś więcej, co rozjaśni znacznie mój umysł.

-No bo...jak ty sobie z tym radzisz?- Zapytała chyba w przekonaniu, że jestem jasnowidzem, albo że czytam ludziom w myślach, bo przecież kompletnie nie mam pojęcia, czego dotyczy to pytanie. Nie wiem, co się z nią dzieje...

-Ale Melanie... z czym?- Wbiłam w nią swoje bezradne spojrzenie, a ona jakby dopiero co oprzytomniała.

-No ze swoim ciałem...

-A co z nim nie tak?- Odruchowo zaczęłam się sobie przyglądać jednak nie zauważyłam nic nadzwyczajnego poza moim wyraźnie zaokrąglonym brzuchem.

-No tak, po tobie to dużo nie widać...

-Oj ale chodzi ci o to, że przytyłaś? Przecież to normalne podczas ciąży, zrzucisz wszystko po porodzie.- Powiedziałam z przekonaniem. Szczerze mówiąc nie sądziłam, że moja siostra mogłaby przejmować się czymś takim.

-Ale Carmen... mi chodzi o to, że ja się wstydzę...- Wypaliła wzdychając cicho.- Swojego ciała... wydaje mi się, że jest takie okropne... mam takie wielkie, brzydkie piersi... i rozstępy... sama nie mogę na siebie patrzeć, a co dopiero jakby miał mnie widzieć Bill...- Kontynuowała, mogłam wywnioskować po jej głosie, że bardzo to przeżywa... była taka przejęta.- Nie umiałam się przed nim rozebrać... chcieliśmy się tylko razem wykąpać, a ja stchórzyłam, jak mała dziewczynka. Jest mi teraz tak cholernie głupio... zależy mi na nim i wiem, że jemu na mnie też... Ale nic nie poradzę, że tak reaguję... Wydaje mi się, jakby skóra na mnie wisiała... Nawet w bieliźnie mu się nie pokazuję, bo się wstydzę...- Wyrzuciła z siebie zupełnie załamana. Zaskoczyła mnie nieco... ale w sumie to nie jest, aż takie dziwne. Może zaskakujący jest bardziej fakt, iż to właśnie z jej ust padły takie słowa...- Ty nigdy nie miałaś takich problemów ze sobą?- Uniosła na mnie swoje szklane spojrzenie.

-Nie zdarzyło się jeszcze...- Zaprzeczyłam.- Ale przecież... to tylko twoja wyobraźnia. Wcale nie masz brzydkiego ciała. Założę się, że Bill by się tobą zachwycał gdyby tylko miał okazję cię zobaczyć. Przecież on doskonale wie, że jesteś w ciąży i że twój wygląd jest normalny w takiej sytuacji.- Wyrecytowałam z nadzieją, że nieco podniosę ją na duchu. Sama nie wiedziałam w jaki sposób ją zmobilizować... nigdy nie byłam w podobnej sytuacji. Może, to dopiero przede mną? Ale Tom raczej nigdy nie pozwoli mi w siebie zwątpić...- Może powinnaś z nim o tym porozmawiać?

-Nie ma mowy... wstydzę się. I tak po tej niedoszłej, wspólnej kąpieli czuję się już jak idiotka... nie wiem, co on sobie w ogóle o mnie pomyślał...- Pokręciła głową opierając czoło na rękach.- Ile ja mam lat, żeby tak się zachowywać?

-Mel... Bill nie jest idiotą.

-Ale ja jestem idiotką... i nie wiem, co mam robić.

-Kochaj się z nim, to cię dowartościuje.

-Chyba żartujesz! Ja ci mówię, że wstydzę się przy nim chociażby do bielizny rozebrać, a ty mówisz, żebym uprawiała z nim seks? W dodatku z takim brzuchem? Niby jak miałabym tego dokonać? I w ogóle przecież to byłaby totalna porażka, popatrz na mnie, jak ja wyglądam!- Uniosła się niemalże podskakując na tym krześle. Naprawdę to już zaczyna być zabawne...

-Nie zrzucaj wszystkiego na brzuch. Znasz tylko jedną pozycję odpowiednią do łóżka? Uwierz, że nawet w siódmym miesiącu seks może być świetny. Dla niego też.

-Ale ja się wstydzę... i boję, że go obrzydzę swoim ciałem.

-O matko, jakie ty głupoty wygadujesz kobieto.- Pokręciłam z niedowierzaniem głową.- Weź się w garść. Jesteś świetną, dojrzałą kobietą i nie jedna mogłaby ci zazdrościć takiego ciała. A Bill ci to tylko potwierdzi. Weź go zaskocz i przeleć w odpowiedni sposób.

-Jesteś nienormalna...- Zakomunikowała, ale też zaśmiała się przy tym, co było dobrym znakiem.- Eh... bo on naprawdę jest cudowny... i mi się cały czas wydaje, że zasłużył na kogoś lepszego niż ja...

-Ty nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak wiele dla niego zrobiłaś. I na pewno jesteś najlepszym prezentem od życia, jaki mógł dostać. To nie tylko moje słowa... wiem, że on też tak uważa. To nawet po nim widać... a ty się przejmujesz, że masz piersi pełne mleka? Czy głupie rozstępy, których on nawet nie zauważy?

-Pewnie masz racje... ale co ja poradzę, że tak myślę?

-To nie myśl, tylko weź się do roboty. Trzeba dbać o związek. Chcecie tworzyć rodzinę, jesteście i będziecie rodzicami... to nie jest byle jaki związek. Właściwie jesteście, jak małżeństwo tylko bez papierka.

-Może ja jeszcze niewystarczająco dojrzałam?

-Dojrzałaś Melanie. I nie gadaj głupot... postaraj się do niego zbliżyć. Zobaczysz, że jest zupełnie inaczej, niż sobie to wyobrażałaś...- Zapewniłam ją. To było oczywiste, nie miałam żadnych wątpliwości więc też wiedziałam, że daję jej dobrą radę.

-Mogę spróbować... najwyżej znowu się przed nim wygłupię.- Wzruszyła bezradnie ramionami. Nie ma to jak pozytywne myślenie...?

-Nie wygłupisz. Zobaczysz jaki będzie zadowolony... to facet.- Przypomniałam jej.- Zresztą tobie też się to przyda.- Wyszczerzyłam się, a ona zgromiła mnie spojrzeniem.- No nie mów, że nie masz na niego ochoty...- Poruszałam wymownie brwiami. Jej wyraz twarzy nieco złagodniał, jednak nie skomentowała tego. Ja i tak wiedziałam swoje... może i trochę się wstydzi, ale najchętniej to by się na niego rzuciła. Ona ma to we krwi! W końcu to moja siostra... co w rodzinie, to nie zginie.

-Może lepiej powiedz, jakie masz nowiny?- Zmieniła temat spoglądając na mnie z zapytaniem, a ja od razu się ożywiłam.

-Nie muszę już szukać taty, bo sam się znalazł!- Okrzyknęłam radośnie wprawiając ją tym samym w zdumienie... haa, no a jakże inaczej mogłaby zareagować?

 

###

 

A w następnym odcinku:

 

[…]-Jeju, jak ja jej dawno nie widziałam… jak ona urosła!- Zachwyciła się cały czas pamiętając, aby nie być zbyt głośną. W żadnym wypadku nie chciała jej zbudzić. Mała Sara była przesłodka, gdy tak spokojnie spała. I przede wszystkim była bardzo podobna do Billa, co było wręcz rozczulające.- Nie miałeś żadnych problemów?- Przeniosła swoje spojrzenie na milczącego chłopaka.

-Oczywiście, że miałem. Widzisz jakie to maleńkie? Chyba z pół godziny zakładałem jej ten kombinezon, a pielęgniarki się ze mnie śmiały pff…- Odparł oburzony, na co blondynka zareagowała cichym chichotem. […]

 

 

-To jest po prostu obowiązek każdego prawdziwego faceta.- Rzekł poważnym głosem, a ja parsknęłam śmiechem. Chyba jest jedynym prawdziwym facetem na ziemi… jakoś nie wierzę, że każdy mężczyzna pamięta o takich drobnostkach, jak Tom. To w ogóle możliwe? Założę się, że mój kochany Inteligent ma wszystko ładnie, gdzieś zapisane i dlatego zawsze mnie zaskakuje, ha.- Zrobiłem już dla ciebie pyszne śniadanie, jak zjesz to wyjdziemy na spacer. Dobrze wam to zrobi, a poza tym spędzimy razem czas.

-Jak zwykle masz fantastyczne plany.- Pochwaliłam go i zbliżyłam się, aby czule pocałować jego słodkie usta.- To wstaw kwiatki do wazonu, a ja skoczę szybko do łazienki.[…]


Zapewne macie wiele ciekawszych zajęć w wakacje niż czytanie, ale cóż xd 

Jeszcze 41 odcinków do 200 ;D ciekawe do ilu dociągnę xd

pozdrawiam ;*


poniedziałek, 4 lipca 2011

158.'Jesteś moją córką...po prostu.'

-Toom!- Pisnęłam widząc wyraźne, rażące w oczy, różowe ślady na ścianie. Chłopak odwrócił się w moją stronę z pędzlem w ręce, na którym widać było dokładnie ten sam kolor.- Co to ma być?- Zamrugałam nienaturalnie szybko powiekami. Wiedziałam, że nie mogę go zostawić nawet na pięć minut samego w pokoju naszych dzieci.

-Ale coo? Mówiłaś, żeby nie przesadzać z niebieskim...- Podrapał się po głowie patrząc na mnie niepewnie. Nic tylko wziąć takiego i pacnąć... ma szczęście, że wygląda przesłodko taki upaprany w różowoniebieskich odcieniach.

-Tak...ale przypominam ci, że będziesz miał dwóch synów.- Westchnęłam ze zrezygnowaniem. Myślałam, że przemalowanie czterech ścian nie jest żadnym problemem. Bo co trudnego w kupieniu odpowiedniej farby i mazianiu nią pędzlem? Jednak rzeczywistość, jak zwykle okazuje się być zaskakująca...

-Ale co złego w różowym? Zresztą... czy to moja wina, że jest tutaj także różowa farba?- Uniósł brwi wskazując na wiadro wypełnione gęstą różową cieczą.

-Tom!- Nie miałam okazji mu odpowiedzieć, gdyż uprzedził mnie wrzask Billa, który po chwili wpadł do pomieszczenia, jak burza.- To moje!- Okrzyknął, a ja wybuchnęłam śmiechem. Nie dość, że ta głupia sytuacja mnie bawiła, to do tego dochodziła także mina Billa. Bezcenna... nie wspominając już o pięknym wyrazie twarzy mojego szanownego męża.

-A to weź sobie...- Mruknął Gitarzysta.- Już ci rozrobiłem.- Dodał zadowolony, co także mnie rozbawiło.

-Jak ja mam niby to teraz przewieźć do Mel?- Czarnowłosy skrzyżował ręce na piersi patrząc na niego nieprzychylnie.

-Oj no normalnie.. zresztą co się tak pieklisz? Nie stać cię na farbę? Pomyliłem opakowania, sorry no.

-Nie wiedziałem, że jesteś daltonistą.- Prychnął Bill. W sumie jego brat miał rację... o co ta cała afera? Już bardziej powinien się przejąć, że jego bratankowie będą mieli różowe ściany! To znaczy mogliby mieć, gdybym w porę nie przyszła i nie zapobiegła tej katastrofie...

-Dobra, dosyć tego. Tom odkupi ci farbę, a teraz sio bo jest zajęty.- Wygoniłam go machając rękami, co go musiało wystraszyć bo bez słowa wykonał moje polecenie spiesząc się przy tym jak rzadko kiedy.- No do roboty mój malarzu.- Klasnęłam w dłonie posyłając mu swój uśmiech. Musiałam doszczętnie wykorzystać te kilka dni wolnego, które dostał. I tak trochę stracił na swoją chorobę, ale wszystko nadrobiliśmy. Zdążyliśmy zwiedzić już wszystkie sklepy i zaopatrzyć się w niektóre niezbędne akcesoria dla naszych maluchów. Zamówiliśmy już nawet śliczne mebelki... dlatego Tom teraz musi przygotować pokój. Naturalnie pomagam mu w tym... właściwie to wszystko nadzoruję, ale przecież sam nie chciał, abym się męczyła. Więc, co ja się będę kłócić? Mam tylko nadzieję, że dzisiaj wszystko skończy ponieważ jutro musi wracać do pracy. Niestety życie jest brutalnee... jeszcze nie zdążyłam się nim nacieszyć! To wcale nie jest dziwne...może i jestem z nim na okrągło, ale tak naprawdę nie mamy dla siebie czasu. Paradoks... a jednak taka prawda.- Tylko maluj teraz na niebiesko...

-Naturalnie Kochanie. Tylko ten... weź wyciągnij mi telefon z kieszeni bo mam brudne ręce...- Poprosił rozkładając ręce, abym miała lepszy dostęp do jego spodni. Podeszłam więc do niego i wsadziłam drobną dłoń w jego wielką kieszeń i wyjęłam z niej komórkę.- No, a teraz odbierz.- Wyszczerzył się ukazując swoje białe zęby. Przewróciłam teatralnie oczami i odebrałam połączenie przykładając aparat do ucha.

-Tak?

-Carmen? Myślałem, że dzwonię do Toma...- Usłyszałam po drugiej stronie dobrze znany mi głos, aż żołądek mi się przekręcił. Westchnęłam głęboko opanowując się.

-Tom nie mógł odebrać. O co chodzi?- Zapytałam beznamiętnie.

-Chciałem was zaprosić do siebie na dzisiejszy wieczór... Mam urodziny i miło by było, gdybyście wpadli...

-Mhm... Tylko, że jesteśmy trochę zajęci... Remontujemy pokój i nie wiem, czy się wyrobimy do wieczora.

-W niedzielę?

-Kiedyś trzeba, a Tom przecież jutro wraca do studia.

-No tak... rozumiem. Jednak jakby wam się udało skończyć wcześniej, to będę czekał.

-Zobaczymy.

-To mam nadzieję, do zobaczenia.

-Pa.- Rozłączyłam się czując nagły przypływ ulgi. Całą rozmowę byłam spięta, jak struna. Nie wiem, kiedy ostatnio byłam dla kogoś, aż tak niemiła... Odwróciłam się do Toma i wsadziłam mu telefon z powrotem do kieszeni przy okazji całując krótko jego usta. Chłopak uśmiechnął się do mnie, lecz jego spojrzenie dało mi do zrozumienia, że wyczuł, iż coś jest nie tak.- Dzwonił Michał, zapraszał nas na swoje urodziny...- Oznajmiłam szybko nie chcąc, aby zaczął o cokolwiek pytać.

-O... Fajnie, przyda nam się trochę rozrywki.

-Ale nie sądzę, żebyśmy zdążyli...- Mruknęłam niepewnie.

-Oj Kotku, raz dwa się z tym uwinę. A jeśli nawet dzisiaj nie skończę, to zrobię to jutro. Trzeba go odwiedzić, on przecież tutaj nikogo nie ma.- Stwierdził, na co już nic nie odpowiedziałam. Nie będę go odciągać od tej decyzji... już i tak dostrzegł moje dziwne zachowanie, nie będę tego bardziej pogrążać.- Myślałem, że go lubisz...

-Lubię...- Potwierdziłam bez wahania.

-Nie widać tego ostatnio... byłaś bardzo oschła, jak z nim rozmawiałaś.

-Tak jakoś wyszło...

-Ale nigdy wcześniej tak się nie zachowywałaś.- Zauważył, a ja denerwowałam się coraz bardziej. Mam nadal udawać, że wszystko jest w porządku? Przecież nie jest... Męczy mnie to, mam już dosyć... dlaczego on w ogóle pojawił się w naszym życiu?! Nie mam siły dłużej tego w sobie dusić... w dodatku czuję się, jak skończona idiotka bo nie wiem, o co tak naprawdę mi chodzi. I już przestaję wierzyć, że to przez ciążę... zbyt długo to trwa.

-Bo ja nie wiem Tom...- Uniosłam na niego swoje zagubione spojrzenie.- On... on mi się podoba...- Wyznałam z ciężkim sercem.- Ja nie wiem, co się ze mną dzieje... nie umiem przy nim normalnie funkcjonować... czuję się tak dziwnie, gdy jest blisko...- Spuściłam głowę wpatrując się w podłogę. Było mi głupio... nie wiem, jak musiał się czuć słuchając tego. Jednak postawiłam na szczerość... przecież go kocham, on kocha mnie... może zrozumie? Może pomoże...?

-Chcesz mi powiedzieć, że zakochałaś się w moim menadżerze?- Zapytał drżącym, a jednocześnie jakby rozbawionym głosem.

-Nie.- Zaprzeczyłam kręcąc przy tym głową.- Nie... ja kocham tylko ciebie, naprawdę tylko ciebie. Jesteś dla mnie wszystkim, Tom... tylko on...

-Co on?

-Nie wiem...

-Nie wiem po co mi to w ogóle mówisz!- Uniósł się, a jego spokój momentalnie się gdzieś ulotnił. Wyraźnie przestała podobać mu się ta cała sytuacja... i w sumie nic w tym dziwnego...

-Bo się boję! Nie chcę cię stracić... nie chcę, żeby stało się coś, co zniszczy naszą miłość... jestem z tobą szczęśliwa, kocham cię... będziemy mieli dzieci... jest cudownie, nie chce tego zniszczyć... boję się, że kiedyś nad sobą nie zapanuję... że stracę kontrolę i zrobię coś, czego będę żałowała do końca życia... czego wcale bym nie chciała...- Wyrecytowałam ze łzami w oczach. Serce biło mi coraz mocniej z emocji... tak bardzo chciałam, aby wszystko było dobrze...

-Ja w ogóle tego nie rozumiem! Najpierw Melanie, teraz ty?! Wy macie to we krwi, czy co?!- Wbił we mnie swoje rozzłoszczone spojrzenie. Coś ukłuło mnie w środku... byłam w szoku. Jak mógł powiedzieć coś takiego?- Co takiego widzicie w tych starych facetach? W dodatku zawsze musi to być mój menadżer!- Zacisnęłam usta czując, jak cała drżę. Cholernie bolało, to co mówił... chyba nigdy jego słowa nie były dla mnie tak przykre, jak teraz. Nigdy nawet bym nie pomyślała, że mógłby mnie w taki sposób skrzywdzić...

-Mówię ci o tym bo cię cholernie kocham i nie chcę cię stracić, boję się czegoś, czego nie rozumiem... a ty? Jakim prawem wspominasz o mojej siostrze i porównujesz nas do siebie?- Spojrzałam na niego chyba pierwszy raz w życiu z odrazą.- Co ty w ogóle pieprzysz? Słyszysz siebie? Jesteś pewien, że właśnie to powinieneś mi był powiedzieć?!- Dodałam wycierając mokre już policzki. Spodziewałam się wszystkiego, ale nie tego... wiedziałam, że to może go dotknąć i mu się nie podobać... Ale mój Tom nigdy by nie zareagował w taki sposób. Nigdy.- Skoro masz o mnie takie zdanie mogłam się nie męczyć tyle czasu i kurwa rzucić się na niego! Przynajmniej twoje słowa nie mogłyby mnie teraz zranić i bym się nie zawiodła na tobie.

-Carmen...przecież ja...

-Pieprz się, wiesz?!- Warknęłam nie pozwalając mu dokończyć i odsunęłam się znacznie od niego, aby nie mógł mnie dotknąć. Nie miałam ochoty już go nawet słuchać. Mam gdzieś jego tłumaczenia... co z tego, że się zdenerwował!?

Pewnie i on nie spodziewał się w tej chwili takiego zachowania z mojej strony. Cóż, życie jest pełne rozczarowań. Sama się właśnie o tym przekonałam. I to ma być ta wielka miłość? Mimo wszystko? Gdzie się podziało te cholerne uczucie, no gdzie?! Czy zrównanie ukochanej osoby z ziemią jest jednym z dowodów miłości? Nie sądzę. Wsparcie pomimo najtrudniejszych wydarzeń, zrozumienie... to byłoby dowodem w tej sytuacji. Zapewnienie bezpieczeństwa... przecież zawsze to robił, dlaczego więc teraz mnie zawiódł?

Nie czekając już na nic więcej wyszłam. Czułam się beznadziejnie... miałam wrażenie, że pęka mi serce. To takie okropne uczucie... Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. W każdym razie nie chciałam być w tym domu. Nie chciałam go widzieć, ani słyszeć. Nie chciałam o nim myśleć. Chyba ciągle byłam w szoku...to wszystko wydarzyło się tak nagle i potoczyło tak szybko. Co się w ogóle stało?

Zeszłam do przedpokoju, gdzie w pośpiechu założyłam kurtkę i buty po czym wyszłam. Bałam się, że wybiegnie za mną i będzie próbował mnie zatrzymywać więc przyspieszyłam kroku. Na początku chciałam pójść do siostry jednak zrezygnowałam z tego, gdy na myśl przyszła mi zupełnie inna osoba. Ktoś kogo tak starałam się unikać, aby chronić swoje małżeństwo, swoją rodzinę... ktoś przez kogo zawiodłam się na ukochanej osobie. Nienawidzę go z całego serca, lecz mimo to chcę pocieszyć się właśnie w jego ramionach. Chcę usłyszeć jego głos i poczuć jego dotyk. Delektować się jego zapachem... pozwalać, aby jego obecność wstrząsała moim ciałem.

Złapałam taksówkę i poleciłam kierowcy zawieźć mnie pod apartamentowiec, w którym mieszkał Michał. Przez całą drogę moje myśli były skupione wyłącznie na nim. W wyobraźni widziałam jego niebieskie tęczówki, słyszałam ten męski głos, na którego dźwięk moje serce przyspieszało bicia. A po moich policzkach toczyły się kropelki słonych łez...

Widząc, że dojeżdżamy na miejsce uspokoiłam się. Zapłaciłam taksówkarzowi i wysiadłam z samochodu niemalże wbiegając do budynku. Od razu skierowałam się do windy i wybrałam odpowiedni numer piętra. Gdy wjeżdżałam na górę wytarłam dokładnie ciemne smugi na twarzy po rozmazanym makijażu. Odetchnęłam kilka razy, kiedy drzwi windy rozsunęły się i stanęłam na korytarzu przed drzwiami apartamentu menadżera. Co ja właściwie tu robię? Może go zabiję? Zasłużył sobie? Nie... to przecież w ogóle nie jest jego wina...

Nacisnęłam na dzwonek i odczekałam chwilę, aż w końcu drzwi otworzyły się i ujrzałam znajomego mężczyznę.

-Carmen?- Zdziwił się i to bardzo. Nie odpowiedziałam nic, spuściłam jedynie wzrok nie wiedząc, jak się zachować.- Co ty tu robisz? Jesteś sama? Gdzie Tom? Co się stało?- Zasypał mnie pytaniami, a w jego głosie znowu czułam troskę. Dlaczego...?

-Mogę wejść?- Zapytałam cicho, a mężczyzna od razu odsunął się wpuszczając mnie do środka. Rozebrałam się z wierzchniego odzienia i weszłam w głąb apartamentu.

-Co się stało?- Dołączył do mnie szybko. Bez słowa odwróciłam się w jego stronę spoglądając mu głęboko w oczy. Zbliżyłam się do niego unosząc dłoń, która spoczęła na jego policzku. Nie bardzo wiedział, co się dzieje... podobnie zresztą jak ja. Co ja robię?- Carmen...

-Nie mów nic...- Szepnęłam zapominając o wszelkich granicach i przysunęłam się jeszcze bliżej chcąc wpić się w jego usta, lecz bardzo szybko spadłam na ziemię i to wręcz drastycznie, gdy odskoczył ode mnie chwytając mocno moje nadgarstki. Patrzyłam na niego wystraszona, a moje serce biło, jakby chciało wyskoczyć z piersi...

-Co ty robisz?

-Nie mów, że nie wiesz, jak się całuje.- Uśmiechnęłam się krzywo. Nie wiem, co we mnie wstąpiło... miałam pełną świadomość, że będę tego żałowała... ale kierowało mną coś, czego nie byłam w stanie zrozumieć.- Nie podobam ci się?

-Przestań. Nie o to chodzi w ogóle.- Pokręcił głową, jakby nie dowierzając. Ja też nie wierzę...- Nie wiem, co się stało... ale to nie powód, abyś tak się zachowywała.

-Chcę się z tobą całować.- Rzekłam wbijając w niego swoje spojrzenie.- Chce, żebyś mnie...przeleciał...chyba możesz to zrobić? Jeden raz...

-Co ty w ogóle gadasz?!- Fuknął.- Wcale tego nie chcesz. I nie mów tak, bo nie mogę tego słuchać!

-Dlaczego?! Przecież chcesz dla mnie dobrze, więc zrób mi dobrze!- Czy ja w ogóle jestem jeszcze sobą? Jestem taka żałosna i śmieszna, wiem to, a jednak nadal jestem...- Jeśli chcesz, nie powiem nic Tomowi... zresztą nie wiem, czy jemu zrobi to różnicę.- Stwierdziłam z ironią.

-Nie wiem, co się między wami wydarzyło, ale nie zrobisz nic głupiego z tego powodu.- Oświadczył dobitnie.- Gdybyś tylko wiedziała komu proponujesz seks, to chyba byś się zapadła pod ziemię!

-Wiem przecież proponuję go tobie. Z tego co wiem masz na imię Michał, jesteś menadżerem Tokio Hotel... nic więcej mi nie trzeba, żebyś mnie mógł przelecieć.- Skwitowałam nie spuszczając z niego wzroku.

-Owszem. Dodaj jeszcze, że jestem twoim ojcem i będziesz miała niemalże komplet niezbędnych informacji.- Odparł opanowanym i pewnym siebie głosem, na co ja parsknęłam śmiechem. Wszystkiego mogłam się spodziewać, ale nie takiego kitu... nie myślałam, że dorosły facet w ten sposób spławia dziewczynę, która chce iść z nim do łóżka.- Ciekawa reakcja, ja jednak nieco bardziej się przejąłem, gdy twoja matka oświadczyła mi, że mam córkę, o której istnieniu nie miałem pojęcia.- Dodał w dalszym ciągu będąc poważnym, a ja automatycznie cofnęłam się do tyłu. Serce znowu zaczęło mi łomotać jak oszalałe... Co on do mnie mówi?- Szukałem cię jakieś dwa lata... nie miałem o tobie prawie żadnych informacji. Właściwie twój ślub dopiero mi nieco ułatwił... a posada menadżera w zespole twojego męża spadła mi z nieba.

-Co ty pieprzysz?- Wyszeptałam drżącym głosem. Cała drżałam... było mi niemiłosiernie gorąco. Nie wiedziałam już co się dzieje... nie wierzyłam... nie rozumiałam...

-Jesteś moją córką...po prostu. Dlatego tak się o ciebie martwię.- Nie wiedziałam, czy mam się śmiać, czy płakać... rzucić się na niego, czy uciekać... W jednej chwili poczułam się tak cholernie zażenowana, że miałam ochotę zniknąć. Co ja najlepszego odwaliłam? Co mi w ogóle odbiło!?- Tylko proszę... nie wychodź teraz. Albo co gorsza nie unikaj mnie i nie mów mi jak bardzo mnie nienawidzisz za to, że mnie nie było z tobą przez te prawie dwadzieścia lat... Nie miałem o tobie pojęcia...

-Dlaczego... nie powiedziałeś wcześniej?- Mój głos był tak cichy i cienki, że nie byłam nawet pewna, czy mnie słyszał.

-Nie wiedziałem jak...nie było odpowiedniej okazji... a może nawet się trochę bałem...

-Czego? Przecież... ja o wszystkim wiem. Zastanawiałam się, czy żyjesz... czy gdzieś jesteś, czy w ogóle o mnie wiesz... chciałam nawet cię szukać...- Kolejny raz tego dnia płakałam. Ale tym razem chyba ze szczęścia? Nie wiem... tak trudno jest mi określić swoje uczucia. Zaczynam już wszystko rozumieć...to dlatego tak się przy nim czułam. Dlatego tak mnie do niego ciągnęło i chciałam być jak najbliżej...

-Naprawdę?

-Już dawno bym była w Polsce, ale dowiedziałam się, że jestem w ciąży, dlatego to przełożyliśmy... zależało mi, żeby cię znaleźć... chciałam tylko wiedzieć, czy jesteś.- Wyznałam uśmiechając się przez łzy. To było dziwne... nagle zrobiło mi się lżej. Jakby w ogóle nic się dziś nie stało...- Boże... chyba właśnie pokazałam ci się od najgorszej strony...- Roześmiałam się nieco nerwowo. Teraz to ja dopiero doznałam szoku... wyskok Toma nie umywał się do tego.

-Myślę, że na co dzień tak się nie zachowujesz...nie bez powodu przyszłaś właśnie do mnie.

-Chciałam się odegrać na Tomie...- Powiedziałam spuszczając zawstydzona wzrok. Właściwie teraz dotarło do mnie jakie głupstwo chciałam zrobić... ale jednocześnie zrobiłam najlepszą rzecz z możliwych, inaczej nie stałabym teraz przed swoim ojcem. Mój tata... prawdziwy tata... to jego krew we mnie płynie. I pewnie po nim jestem taka nieogarnięta...

-Dlaczego? Przecież go kochasz...

-Ale tak bardzo się zawiodłam... to tak jakby ktoś nagle wybudził mnie z pięknego snu.- Pociągnęłam nosem unosząc na niego swoje zaszklone tęczówki.- Myślałam, że zawsze, bez względu na wszystko będę mogła na niego liczyć... bo zawsze tak było. A dzisiaj... dzisiaj tak po prostu zmieszał mnie z błotem. Może sobie zasłużyłam... ale chciałam dobrze.- Wyrzuciłam z siebie.

-Powiesz, co dokładnie się stało?

-Po prostu... Tom zauważył, że inaczej się do ciebie odnoszę, więc wyjawiłam mu swoje obawy... oczywiście uniósł się, to jestem w stanie zrozumieć... ale nie mogę zrozumieć tego, co powiedział... bardzo mnie to zabolało. Nie chcę tego cytować, bo i tak nie znasz całej sytuacji...

-Czuję się trochę winny... powinienem był od razu wyjawić ci prawdę.- Westchnął bezradnie. Jednak ja nie miałam mu niczego za złe. Wręcz przeciwnie... byłam wdzięczna, że się zjawił. Że chciał mieć córkę...

-Niepotrzebnie. Tom po prostu odkrył swoją drugą stronę medalu...- Stwierdziłam. Byłam już znacznie spokojniejsza. Czułam się bezpiecznie stojąc naprzeciwko niego... nie umiałam powstrzymać uśmiechu, który cały czas usilnie wpływał na moją twarz. Mimo wszystko byłam szczęśliwa... a do tej pory sądziłam, że bez Toma to niemożliwe.-Mogę u ciebie zostać?- Zapytałam niepewnie.- Oczywiście nie będę cię namawiać do seksu...- Zapewniłam szybko na co zaśmiał się cicho.- W ogóle przepraszam... czasem po prostu nie wiem, co robię...

-Spokojnie, nic się nie stało. Cieszę się, że przyszłaś właśnie do mnie...- Z małym zawahaniem podszedł do mnie nieco bliżej.- Chciałbym bardzo... żebyś pozwoliła mi być twoim tatą... wiem, że nie nadrobię tych kilkunastu lat...

-Już nim jesteś...- Przełamałam między nami niewidzialną barierę i przytuliłam się do niego najmocniej, jak tylko potrafiłam... czekałam na to uczucie niemalże dwadzieścia lat. Warto było...

 

###

 

A w następnym odcinku:

 

[…]-To chyba dobrze, że tak mi ufasz...ale ja sobie przestaje...- Westchnęłam ciężko. Ja naprawdę zaczynam się siebie bać... przecież byłam w stanie zniszczyć wszystko, co do tej pory razem zbudowaliśmy. Trudno w to uwierzyć...[…]

 

- Jak wam się układa z Billem?- Odwróciłam się do niej zaciekawiona.

-Jest fajnie... To świetny facet.- Odparła uśmiechając się delikatnie.- Aż trudno uwierzyć, że jest ze mną...

-Oj co ty gadasz... To on się powinien cieszyć, że ma ciebie!

-Bez przesady.- Mruknęła wywracając przy tym oczami. Coś czuję, że moja siostra złapała dziwnego doła... tak nagle spadła jej samoocena? W ogóle bardzo się zmieniła w czasie tej ciąży...

-Mel, o co chodzi? Jakoś dziwnie mówisz... Bill powiedział ci coś przykrego?

-No coś ty... to anioł. Tu w ogóle nie chodzi o niego... chociaż może w pewnym sensie tak. No bo chyba też coś tam, to dla niego znaczy...

-Nic nie rozumiem.- Skwitowałam i usiadłam naprzeciwko niej oczekując, że dowiem się czegoś więcej, co rozjaśni znacznie mój umysł.

-No bo...jak ty sobie z tym radzisz?- Zapytała chyba w przekonaniu, że jestem jasnowidzem, albo że czytam ludziom w myślach, bo przecież kompletnie nie mam pojęcia, czego dotyczy to pytanie. Nie wiem, co się z nią dzieje...[…]


Teraz przyznawać się ile osób wiedziało, że Michał jest ojcem Carmen? xD Pff...

pozdrawiam ;*