poniedziałek, 4 lipca 2011

158.'Jesteś moją córką...po prostu.'

-Toom!- Pisnęłam widząc wyraźne, rażące w oczy, różowe ślady na ścianie. Chłopak odwrócił się w moją stronę z pędzlem w ręce, na którym widać było dokładnie ten sam kolor.- Co to ma być?- Zamrugałam nienaturalnie szybko powiekami. Wiedziałam, że nie mogę go zostawić nawet na pięć minut samego w pokoju naszych dzieci.

-Ale coo? Mówiłaś, żeby nie przesadzać z niebieskim...- Podrapał się po głowie patrząc na mnie niepewnie. Nic tylko wziąć takiego i pacnąć... ma szczęście, że wygląda przesłodko taki upaprany w różowoniebieskich odcieniach.

-Tak...ale przypominam ci, że będziesz miał dwóch synów.- Westchnęłam ze zrezygnowaniem. Myślałam, że przemalowanie czterech ścian nie jest żadnym problemem. Bo co trudnego w kupieniu odpowiedniej farby i mazianiu nią pędzlem? Jednak rzeczywistość, jak zwykle okazuje się być zaskakująca...

-Ale co złego w różowym? Zresztą... czy to moja wina, że jest tutaj także różowa farba?- Uniósł brwi wskazując na wiadro wypełnione gęstą różową cieczą.

-Tom!- Nie miałam okazji mu odpowiedzieć, gdyż uprzedził mnie wrzask Billa, który po chwili wpadł do pomieszczenia, jak burza.- To moje!- Okrzyknął, a ja wybuchnęłam śmiechem. Nie dość, że ta głupia sytuacja mnie bawiła, to do tego dochodziła także mina Billa. Bezcenna... nie wspominając już o pięknym wyrazie twarzy mojego szanownego męża.

-A to weź sobie...- Mruknął Gitarzysta.- Już ci rozrobiłem.- Dodał zadowolony, co także mnie rozbawiło.

-Jak ja mam niby to teraz przewieźć do Mel?- Czarnowłosy skrzyżował ręce na piersi patrząc na niego nieprzychylnie.

-Oj no normalnie.. zresztą co się tak pieklisz? Nie stać cię na farbę? Pomyliłem opakowania, sorry no.

-Nie wiedziałem, że jesteś daltonistą.- Prychnął Bill. W sumie jego brat miał rację... o co ta cała afera? Już bardziej powinien się przejąć, że jego bratankowie będą mieli różowe ściany! To znaczy mogliby mieć, gdybym w porę nie przyszła i nie zapobiegła tej katastrofie...

-Dobra, dosyć tego. Tom odkupi ci farbę, a teraz sio bo jest zajęty.- Wygoniłam go machając rękami, co go musiało wystraszyć bo bez słowa wykonał moje polecenie spiesząc się przy tym jak rzadko kiedy.- No do roboty mój malarzu.- Klasnęłam w dłonie posyłając mu swój uśmiech. Musiałam doszczętnie wykorzystać te kilka dni wolnego, które dostał. I tak trochę stracił na swoją chorobę, ale wszystko nadrobiliśmy. Zdążyliśmy zwiedzić już wszystkie sklepy i zaopatrzyć się w niektóre niezbędne akcesoria dla naszych maluchów. Zamówiliśmy już nawet śliczne mebelki... dlatego Tom teraz musi przygotować pokój. Naturalnie pomagam mu w tym... właściwie to wszystko nadzoruję, ale przecież sam nie chciał, abym się męczyła. Więc, co ja się będę kłócić? Mam tylko nadzieję, że dzisiaj wszystko skończy ponieważ jutro musi wracać do pracy. Niestety życie jest brutalnee... jeszcze nie zdążyłam się nim nacieszyć! To wcale nie jest dziwne...może i jestem z nim na okrągło, ale tak naprawdę nie mamy dla siebie czasu. Paradoks... a jednak taka prawda.- Tylko maluj teraz na niebiesko...

-Naturalnie Kochanie. Tylko ten... weź wyciągnij mi telefon z kieszeni bo mam brudne ręce...- Poprosił rozkładając ręce, abym miała lepszy dostęp do jego spodni. Podeszłam więc do niego i wsadziłam drobną dłoń w jego wielką kieszeń i wyjęłam z niej komórkę.- No, a teraz odbierz.- Wyszczerzył się ukazując swoje białe zęby. Przewróciłam teatralnie oczami i odebrałam połączenie przykładając aparat do ucha.

-Tak?

-Carmen? Myślałem, że dzwonię do Toma...- Usłyszałam po drugiej stronie dobrze znany mi głos, aż żołądek mi się przekręcił. Westchnęłam głęboko opanowując się.

-Tom nie mógł odebrać. O co chodzi?- Zapytałam beznamiętnie.

-Chciałem was zaprosić do siebie na dzisiejszy wieczór... Mam urodziny i miło by było, gdybyście wpadli...

-Mhm... Tylko, że jesteśmy trochę zajęci... Remontujemy pokój i nie wiem, czy się wyrobimy do wieczora.

-W niedzielę?

-Kiedyś trzeba, a Tom przecież jutro wraca do studia.

-No tak... rozumiem. Jednak jakby wam się udało skończyć wcześniej, to będę czekał.

-Zobaczymy.

-To mam nadzieję, do zobaczenia.

-Pa.- Rozłączyłam się czując nagły przypływ ulgi. Całą rozmowę byłam spięta, jak struna. Nie wiem, kiedy ostatnio byłam dla kogoś, aż tak niemiła... Odwróciłam się do Toma i wsadziłam mu telefon z powrotem do kieszeni przy okazji całując krótko jego usta. Chłopak uśmiechnął się do mnie, lecz jego spojrzenie dało mi do zrozumienia, że wyczuł, iż coś jest nie tak.- Dzwonił Michał, zapraszał nas na swoje urodziny...- Oznajmiłam szybko nie chcąc, aby zaczął o cokolwiek pytać.

-O... Fajnie, przyda nam się trochę rozrywki.

-Ale nie sądzę, żebyśmy zdążyli...- Mruknęłam niepewnie.

-Oj Kotku, raz dwa się z tym uwinę. A jeśli nawet dzisiaj nie skończę, to zrobię to jutro. Trzeba go odwiedzić, on przecież tutaj nikogo nie ma.- Stwierdził, na co już nic nie odpowiedziałam. Nie będę go odciągać od tej decyzji... już i tak dostrzegł moje dziwne zachowanie, nie będę tego bardziej pogrążać.- Myślałem, że go lubisz...

-Lubię...- Potwierdziłam bez wahania.

-Nie widać tego ostatnio... byłaś bardzo oschła, jak z nim rozmawiałaś.

-Tak jakoś wyszło...

-Ale nigdy wcześniej tak się nie zachowywałaś.- Zauważył, a ja denerwowałam się coraz bardziej. Mam nadal udawać, że wszystko jest w porządku? Przecież nie jest... Męczy mnie to, mam już dosyć... dlaczego on w ogóle pojawił się w naszym życiu?! Nie mam siły dłużej tego w sobie dusić... w dodatku czuję się, jak skończona idiotka bo nie wiem, o co tak naprawdę mi chodzi. I już przestaję wierzyć, że to przez ciążę... zbyt długo to trwa.

-Bo ja nie wiem Tom...- Uniosłam na niego swoje zagubione spojrzenie.- On... on mi się podoba...- Wyznałam z ciężkim sercem.- Ja nie wiem, co się ze mną dzieje... nie umiem przy nim normalnie funkcjonować... czuję się tak dziwnie, gdy jest blisko...- Spuściłam głowę wpatrując się w podłogę. Było mi głupio... nie wiem, jak musiał się czuć słuchając tego. Jednak postawiłam na szczerość... przecież go kocham, on kocha mnie... może zrozumie? Może pomoże...?

-Chcesz mi powiedzieć, że zakochałaś się w moim menadżerze?- Zapytał drżącym, a jednocześnie jakby rozbawionym głosem.

-Nie.- Zaprzeczyłam kręcąc przy tym głową.- Nie... ja kocham tylko ciebie, naprawdę tylko ciebie. Jesteś dla mnie wszystkim, Tom... tylko on...

-Co on?

-Nie wiem...

-Nie wiem po co mi to w ogóle mówisz!- Uniósł się, a jego spokój momentalnie się gdzieś ulotnił. Wyraźnie przestała podobać mu się ta cała sytuacja... i w sumie nic w tym dziwnego...

-Bo się boję! Nie chcę cię stracić... nie chcę, żeby stało się coś, co zniszczy naszą miłość... jestem z tobą szczęśliwa, kocham cię... będziemy mieli dzieci... jest cudownie, nie chce tego zniszczyć... boję się, że kiedyś nad sobą nie zapanuję... że stracę kontrolę i zrobię coś, czego będę żałowała do końca życia... czego wcale bym nie chciała...- Wyrecytowałam ze łzami w oczach. Serce biło mi coraz mocniej z emocji... tak bardzo chciałam, aby wszystko było dobrze...

-Ja w ogóle tego nie rozumiem! Najpierw Melanie, teraz ty?! Wy macie to we krwi, czy co?!- Wbił we mnie swoje rozzłoszczone spojrzenie. Coś ukłuło mnie w środku... byłam w szoku. Jak mógł powiedzieć coś takiego?- Co takiego widzicie w tych starych facetach? W dodatku zawsze musi to być mój menadżer!- Zacisnęłam usta czując, jak cała drżę. Cholernie bolało, to co mówił... chyba nigdy jego słowa nie były dla mnie tak przykre, jak teraz. Nigdy nawet bym nie pomyślała, że mógłby mnie w taki sposób skrzywdzić...

-Mówię ci o tym bo cię cholernie kocham i nie chcę cię stracić, boję się czegoś, czego nie rozumiem... a ty? Jakim prawem wspominasz o mojej siostrze i porównujesz nas do siebie?- Spojrzałam na niego chyba pierwszy raz w życiu z odrazą.- Co ty w ogóle pieprzysz? Słyszysz siebie? Jesteś pewien, że właśnie to powinieneś mi był powiedzieć?!- Dodałam wycierając mokre już policzki. Spodziewałam się wszystkiego, ale nie tego... wiedziałam, że to może go dotknąć i mu się nie podobać... Ale mój Tom nigdy by nie zareagował w taki sposób. Nigdy.- Skoro masz o mnie takie zdanie mogłam się nie męczyć tyle czasu i kurwa rzucić się na niego! Przynajmniej twoje słowa nie mogłyby mnie teraz zranić i bym się nie zawiodła na tobie.

-Carmen...przecież ja...

-Pieprz się, wiesz?!- Warknęłam nie pozwalając mu dokończyć i odsunęłam się znacznie od niego, aby nie mógł mnie dotknąć. Nie miałam ochoty już go nawet słuchać. Mam gdzieś jego tłumaczenia... co z tego, że się zdenerwował!?

Pewnie i on nie spodziewał się w tej chwili takiego zachowania z mojej strony. Cóż, życie jest pełne rozczarowań. Sama się właśnie o tym przekonałam. I to ma być ta wielka miłość? Mimo wszystko? Gdzie się podziało te cholerne uczucie, no gdzie?! Czy zrównanie ukochanej osoby z ziemią jest jednym z dowodów miłości? Nie sądzę. Wsparcie pomimo najtrudniejszych wydarzeń, zrozumienie... to byłoby dowodem w tej sytuacji. Zapewnienie bezpieczeństwa... przecież zawsze to robił, dlaczego więc teraz mnie zawiódł?

Nie czekając już na nic więcej wyszłam. Czułam się beznadziejnie... miałam wrażenie, że pęka mi serce. To takie okropne uczucie... Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. W każdym razie nie chciałam być w tym domu. Nie chciałam go widzieć, ani słyszeć. Nie chciałam o nim myśleć. Chyba ciągle byłam w szoku...to wszystko wydarzyło się tak nagle i potoczyło tak szybko. Co się w ogóle stało?

Zeszłam do przedpokoju, gdzie w pośpiechu założyłam kurtkę i buty po czym wyszłam. Bałam się, że wybiegnie za mną i będzie próbował mnie zatrzymywać więc przyspieszyłam kroku. Na początku chciałam pójść do siostry jednak zrezygnowałam z tego, gdy na myśl przyszła mi zupełnie inna osoba. Ktoś kogo tak starałam się unikać, aby chronić swoje małżeństwo, swoją rodzinę... ktoś przez kogo zawiodłam się na ukochanej osobie. Nienawidzę go z całego serca, lecz mimo to chcę pocieszyć się właśnie w jego ramionach. Chcę usłyszeć jego głos i poczuć jego dotyk. Delektować się jego zapachem... pozwalać, aby jego obecność wstrząsała moim ciałem.

Złapałam taksówkę i poleciłam kierowcy zawieźć mnie pod apartamentowiec, w którym mieszkał Michał. Przez całą drogę moje myśli były skupione wyłącznie na nim. W wyobraźni widziałam jego niebieskie tęczówki, słyszałam ten męski głos, na którego dźwięk moje serce przyspieszało bicia. A po moich policzkach toczyły się kropelki słonych łez...

Widząc, że dojeżdżamy na miejsce uspokoiłam się. Zapłaciłam taksówkarzowi i wysiadłam z samochodu niemalże wbiegając do budynku. Od razu skierowałam się do windy i wybrałam odpowiedni numer piętra. Gdy wjeżdżałam na górę wytarłam dokładnie ciemne smugi na twarzy po rozmazanym makijażu. Odetchnęłam kilka razy, kiedy drzwi windy rozsunęły się i stanęłam na korytarzu przed drzwiami apartamentu menadżera. Co ja właściwie tu robię? Może go zabiję? Zasłużył sobie? Nie... to przecież w ogóle nie jest jego wina...

Nacisnęłam na dzwonek i odczekałam chwilę, aż w końcu drzwi otworzyły się i ujrzałam znajomego mężczyznę.

-Carmen?- Zdziwił się i to bardzo. Nie odpowiedziałam nic, spuściłam jedynie wzrok nie wiedząc, jak się zachować.- Co ty tu robisz? Jesteś sama? Gdzie Tom? Co się stało?- Zasypał mnie pytaniami, a w jego głosie znowu czułam troskę. Dlaczego...?

-Mogę wejść?- Zapytałam cicho, a mężczyzna od razu odsunął się wpuszczając mnie do środka. Rozebrałam się z wierzchniego odzienia i weszłam w głąb apartamentu.

-Co się stało?- Dołączył do mnie szybko. Bez słowa odwróciłam się w jego stronę spoglądając mu głęboko w oczy. Zbliżyłam się do niego unosząc dłoń, która spoczęła na jego policzku. Nie bardzo wiedział, co się dzieje... podobnie zresztą jak ja. Co ja robię?- Carmen...

-Nie mów nic...- Szepnęłam zapominając o wszelkich granicach i przysunęłam się jeszcze bliżej chcąc wpić się w jego usta, lecz bardzo szybko spadłam na ziemię i to wręcz drastycznie, gdy odskoczył ode mnie chwytając mocno moje nadgarstki. Patrzyłam na niego wystraszona, a moje serce biło, jakby chciało wyskoczyć z piersi...

-Co ty robisz?

-Nie mów, że nie wiesz, jak się całuje.- Uśmiechnęłam się krzywo. Nie wiem, co we mnie wstąpiło... miałam pełną świadomość, że będę tego żałowała... ale kierowało mną coś, czego nie byłam w stanie zrozumieć.- Nie podobam ci się?

-Przestań. Nie o to chodzi w ogóle.- Pokręcił głową, jakby nie dowierzając. Ja też nie wierzę...- Nie wiem, co się stało... ale to nie powód, abyś tak się zachowywała.

-Chcę się z tobą całować.- Rzekłam wbijając w niego swoje spojrzenie.- Chce, żebyś mnie...przeleciał...chyba możesz to zrobić? Jeden raz...

-Co ty w ogóle gadasz?!- Fuknął.- Wcale tego nie chcesz. I nie mów tak, bo nie mogę tego słuchać!

-Dlaczego?! Przecież chcesz dla mnie dobrze, więc zrób mi dobrze!- Czy ja w ogóle jestem jeszcze sobą? Jestem taka żałosna i śmieszna, wiem to, a jednak nadal jestem...- Jeśli chcesz, nie powiem nic Tomowi... zresztą nie wiem, czy jemu zrobi to różnicę.- Stwierdziłam z ironią.

-Nie wiem, co się między wami wydarzyło, ale nie zrobisz nic głupiego z tego powodu.- Oświadczył dobitnie.- Gdybyś tylko wiedziała komu proponujesz seks, to chyba byś się zapadła pod ziemię!

-Wiem przecież proponuję go tobie. Z tego co wiem masz na imię Michał, jesteś menadżerem Tokio Hotel... nic więcej mi nie trzeba, żebyś mnie mógł przelecieć.- Skwitowałam nie spuszczając z niego wzroku.

-Owszem. Dodaj jeszcze, że jestem twoim ojcem i będziesz miała niemalże komplet niezbędnych informacji.- Odparł opanowanym i pewnym siebie głosem, na co ja parsknęłam śmiechem. Wszystkiego mogłam się spodziewać, ale nie takiego kitu... nie myślałam, że dorosły facet w ten sposób spławia dziewczynę, która chce iść z nim do łóżka.- Ciekawa reakcja, ja jednak nieco bardziej się przejąłem, gdy twoja matka oświadczyła mi, że mam córkę, o której istnieniu nie miałem pojęcia.- Dodał w dalszym ciągu będąc poważnym, a ja automatycznie cofnęłam się do tyłu. Serce znowu zaczęło mi łomotać jak oszalałe... Co on do mnie mówi?- Szukałem cię jakieś dwa lata... nie miałem o tobie prawie żadnych informacji. Właściwie twój ślub dopiero mi nieco ułatwił... a posada menadżera w zespole twojego męża spadła mi z nieba.

-Co ty pieprzysz?- Wyszeptałam drżącym głosem. Cała drżałam... było mi niemiłosiernie gorąco. Nie wiedziałam już co się dzieje... nie wierzyłam... nie rozumiałam...

-Jesteś moją córką...po prostu. Dlatego tak się o ciebie martwię.- Nie wiedziałam, czy mam się śmiać, czy płakać... rzucić się na niego, czy uciekać... W jednej chwili poczułam się tak cholernie zażenowana, że miałam ochotę zniknąć. Co ja najlepszego odwaliłam? Co mi w ogóle odbiło!?- Tylko proszę... nie wychodź teraz. Albo co gorsza nie unikaj mnie i nie mów mi jak bardzo mnie nienawidzisz za to, że mnie nie było z tobą przez te prawie dwadzieścia lat... Nie miałem o tobie pojęcia...

-Dlaczego... nie powiedziałeś wcześniej?- Mój głos był tak cichy i cienki, że nie byłam nawet pewna, czy mnie słyszał.

-Nie wiedziałem jak...nie było odpowiedniej okazji... a może nawet się trochę bałem...

-Czego? Przecież... ja o wszystkim wiem. Zastanawiałam się, czy żyjesz... czy gdzieś jesteś, czy w ogóle o mnie wiesz... chciałam nawet cię szukać...- Kolejny raz tego dnia płakałam. Ale tym razem chyba ze szczęścia? Nie wiem... tak trudno jest mi określić swoje uczucia. Zaczynam już wszystko rozumieć...to dlatego tak się przy nim czułam. Dlatego tak mnie do niego ciągnęło i chciałam być jak najbliżej...

-Naprawdę?

-Już dawno bym była w Polsce, ale dowiedziałam się, że jestem w ciąży, dlatego to przełożyliśmy... zależało mi, żeby cię znaleźć... chciałam tylko wiedzieć, czy jesteś.- Wyznałam uśmiechając się przez łzy. To było dziwne... nagle zrobiło mi się lżej. Jakby w ogóle nic się dziś nie stało...- Boże... chyba właśnie pokazałam ci się od najgorszej strony...- Roześmiałam się nieco nerwowo. Teraz to ja dopiero doznałam szoku... wyskok Toma nie umywał się do tego.

-Myślę, że na co dzień tak się nie zachowujesz...nie bez powodu przyszłaś właśnie do mnie.

-Chciałam się odegrać na Tomie...- Powiedziałam spuszczając zawstydzona wzrok. Właściwie teraz dotarło do mnie jakie głupstwo chciałam zrobić... ale jednocześnie zrobiłam najlepszą rzecz z możliwych, inaczej nie stałabym teraz przed swoim ojcem. Mój tata... prawdziwy tata... to jego krew we mnie płynie. I pewnie po nim jestem taka nieogarnięta...

-Dlaczego? Przecież go kochasz...

-Ale tak bardzo się zawiodłam... to tak jakby ktoś nagle wybudził mnie z pięknego snu.- Pociągnęłam nosem unosząc na niego swoje zaszklone tęczówki.- Myślałam, że zawsze, bez względu na wszystko będę mogła na niego liczyć... bo zawsze tak było. A dzisiaj... dzisiaj tak po prostu zmieszał mnie z błotem. Może sobie zasłużyłam... ale chciałam dobrze.- Wyrzuciłam z siebie.

-Powiesz, co dokładnie się stało?

-Po prostu... Tom zauważył, że inaczej się do ciebie odnoszę, więc wyjawiłam mu swoje obawy... oczywiście uniósł się, to jestem w stanie zrozumieć... ale nie mogę zrozumieć tego, co powiedział... bardzo mnie to zabolało. Nie chcę tego cytować, bo i tak nie znasz całej sytuacji...

-Czuję się trochę winny... powinienem był od razu wyjawić ci prawdę.- Westchnął bezradnie. Jednak ja nie miałam mu niczego za złe. Wręcz przeciwnie... byłam wdzięczna, że się zjawił. Że chciał mieć córkę...

-Niepotrzebnie. Tom po prostu odkrył swoją drugą stronę medalu...- Stwierdziłam. Byłam już znacznie spokojniejsza. Czułam się bezpiecznie stojąc naprzeciwko niego... nie umiałam powstrzymać uśmiechu, który cały czas usilnie wpływał na moją twarz. Mimo wszystko byłam szczęśliwa... a do tej pory sądziłam, że bez Toma to niemożliwe.-Mogę u ciebie zostać?- Zapytałam niepewnie.- Oczywiście nie będę cię namawiać do seksu...- Zapewniłam szybko na co zaśmiał się cicho.- W ogóle przepraszam... czasem po prostu nie wiem, co robię...

-Spokojnie, nic się nie stało. Cieszę się, że przyszłaś właśnie do mnie...- Z małym zawahaniem podszedł do mnie nieco bliżej.- Chciałbym bardzo... żebyś pozwoliła mi być twoim tatą... wiem, że nie nadrobię tych kilkunastu lat...

-Już nim jesteś...- Przełamałam między nami niewidzialną barierę i przytuliłam się do niego najmocniej, jak tylko potrafiłam... czekałam na to uczucie niemalże dwadzieścia lat. Warto było...

 

###

 

A w następnym odcinku:

 

[…]-To chyba dobrze, że tak mi ufasz...ale ja sobie przestaje...- Westchnęłam ciężko. Ja naprawdę zaczynam się siebie bać... przecież byłam w stanie zniszczyć wszystko, co do tej pory razem zbudowaliśmy. Trudno w to uwierzyć...[…]

 

- Jak wam się układa z Billem?- Odwróciłam się do niej zaciekawiona.

-Jest fajnie... To świetny facet.- Odparła uśmiechając się delikatnie.- Aż trudno uwierzyć, że jest ze mną...

-Oj co ty gadasz... To on się powinien cieszyć, że ma ciebie!

-Bez przesady.- Mruknęła wywracając przy tym oczami. Coś czuję, że moja siostra złapała dziwnego doła... tak nagle spadła jej samoocena? W ogóle bardzo się zmieniła w czasie tej ciąży...

-Mel, o co chodzi? Jakoś dziwnie mówisz... Bill powiedział ci coś przykrego?

-No coś ty... to anioł. Tu w ogóle nie chodzi o niego... chociaż może w pewnym sensie tak. No bo chyba też coś tam, to dla niego znaczy...

-Nic nie rozumiem.- Skwitowałam i usiadłam naprzeciwko niej oczekując, że dowiem się czegoś więcej, co rozjaśni znacznie mój umysł.

-No bo...jak ty sobie z tym radzisz?- Zapytała chyba w przekonaniu, że jestem jasnowidzem, albo że czytam ludziom w myślach, bo przecież kompletnie nie mam pojęcia, czego dotyczy to pytanie. Nie wiem, co się z nią dzieje...[…]


Teraz przyznawać się ile osób wiedziało, że Michał jest ojcem Carmen? xD Pff...

pozdrawiam ;*


10 komentarzy:

  1. Ja! Jaaaa! Ja wiedziałam :D xDI jestem pierwsza :D;*

    OdpowiedzUsuń
  2. martusia1213@poczta.onet.eu5 lipca 2011 14:01

    Ja wiedzialam!!!! Odrazu zauwazylam jak sie o nia marwil!!! Juz dawno czytam twoje opowiadania ale nigdy nie komentowalam... lecz teraz zaczne:):)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie byłam do końca pewna ale jednak okazało się że nim jest. Ciekawe jak na to zareaguję Tom?

    OdpowiedzUsuń
  4. MMnie sie tak wydawalo, chociaz nie bylam do konca pewna, bo troche dziwne byl, zepodobal jej sie wlasny ojciec ;DGeneralnie fajny zwrot akcji :DPozdrawem aPs: Nie wiem czy komentowalam ostatni odcinek albo ktorys z poprzednich, mozesz juz mnie nie pamietac, ale ja ciagle czytam :D

    OdpowiedzUsuń
  5. ja sie od ostatniego odc domyślałam..a ten odcinek ! to wooow ! szok no xd.

    OdpowiedzUsuń
  6. ~Eveline Angels7 lipca 2011 15:55

    A ja nie wiedziałam : < i zaskoczyłaś mnie, ale to dobrze, że tak wyszło, wiesz? Dobrze, że nie skończyło się romansem :D:D

    OdpowiedzUsuń
  7. ~cukiierkoowaa7 lipca 2011 22:40

    hmm, myślałam że sie z nim puści xD ale cos tam mi świtało że to może byc jej ojciec.. ale wpierw to co ujęłam na początku xDCzekam na nexta <3

    OdpowiedzUsuń
  8. O tym, że ja wiedziałam od samego początku, że Michał jest ojcem Carmen chyba nie muszę Ci mówić, tym bardziej, że sama potwierdziłaś moje przypuszczenia podczas prywatnej rozmowy =) Choć muszę przyznać, że nie tak wyobrażałam sobie odkrycie tej tajemnicy. Myślałam, że Michał kompletnie nic nie wiem, że to Carmen pierwsza wpadnie na ten trop, że Michał będzie sie zapierał rękami i nogami, wypierał się jej, a tu surpise! To on próbował ją odnaleźć, to jemu zależało. Ale czad!! Ogólnie odcienk mi się podobał. Z początku było humorystycznie, bo Tom pomylił farby, choć zastanawia mnie fakt, jakim cudem? Przecież wiedział, że spodziewa się synów.... Chyba to " nie przesadź z niebieskim" trochę go zdekoncentrowało xD Ale fakt, że Carmen poszła akurat do Michała, chcąc wziąć odwet na Tomie po prostu mnie przeraził. Aż strach pomyśleć, jak by żałowała, gdyby między nimi do czegoś doszło.A tak poza konkursem, jak Ty to robisz? Prowadzisz chyba z 4 blogi i odcinki na nich pojawiają się dość często i regularnie a ja nie nadążam komentować choćby jednego opowiadania. Czy Ty nic innego nie robisz,tylko piszesz i piszesz? Dniami i nocami? Ale chyba robisz przerwę na coś do jedzenia i na sprawy o podłożu czysto fizjologicznym, co?Pozdrawiam =*

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja wiedziałam. Jaaaa xd. Okej idem dalejm czytaćm.

    OdpowiedzUsuń
  10. bede tu powracać bo fajnie piszesz

    OdpowiedzUsuń