niedziela, 31 stycznia 2016

017. "Ładna blondynka."

Jest, zamiast spać, dokończyłam to. Tak bardzo zatęskniłam, że musiałam zrobić to w tym momencie, w żadnym innym.

Rozdział 17

Chłopak spojrzał na mnie swoimi czekoladowymi oczami, w których panował jakiś dziki blask. Najwyraźniej moja propozycja mu się spodobała. Ale nie wiem, czy postąpiłam mądrze, zapraszając go do siebie na noc, jednak to chyba jedyne wyjście jeżeli w ogóle chcę dostać się do pokoju. Przecież sama, za Chiny, nie trafię w tą głupią dziurkę i nie wsadzę tego klucza, a tym samym nie otworzę drzwi. Zdecydowanie za dużo tych „nie”.
- Czy ty wiesz jak zabrzmiało to pytanie? - Podniósł się powoli z podłogi, nie spuszczając ze mnie wzroku. A ten wzrok przyprawiał o gęsią skórkę. Zajęło mi chwilę nim wróciłam do rzeczywistości, a co najważniejsze, przestałam się w niego wgapiać. Zamrugałam oczami, próbując przypomnieć sobie dokładnie, co powiedziałam. Nie wypiłam dużo, ale jak widać nawet niewielka ilość alkoholu potrafi mi nieźle namieszać we łbie.
- Nie mam pojęcia, ale naprawdę byłabym wdzięczna, gdybyś otworzył mi te cholerne drzwi, bez względu na to, czy zostaniesz u mnie na noc, czy też nie - wyrecytowałam od niechcenia i westchnęłam ciężko. Mówienie nagle stało się takie męczące. Oddychanie. W ogóle cała ludzka egzystencja.
- Przyjmuję propozycję. Bardzo chętnie skorzystam z twojego łóżka i towarzystwa – odparł, uśmiechając się pod nosem i bez namysłu zabrał mi klucze, którymi następnie zwinnie i bezproblemowo otworzył drzwi, z którymi ja nie umiałam sobie poradzić. Tylko ciekawe na co on liczy? Nie wiem, czy ja bym się cieszyła na jego miejscu z towarzystwa śpiącej dziewczyny… Raczej nie. Ale to przecież Kaulitz, więc u niego jest wszystko prawdopodobne. Nie zdziwiłabym się nawet, gdyby on był gejem. Ale nie jest. I to całe szczęście, bo inaczej wyszło by na to, iż ja, taka porządna i cudowna dziewczyna całowałam się z gejem. Swoją drogą, moja samoocena chyba się podwyższyła… Ja cudowna? Od kiedy? O nie, od dzisiaj koniec z alkoholem. Nawet najmniejszego drinka. Odbija mi.
- Ej, no chodź… - Dredowłosy niespodziewanie pociągnął mnie za rękę wciągając do pokoju i zatrzaskując za nami drzwi, przez co narobił trochę hałasu. Na szczęście nie obudził całego hotelu, wtedy to dopiero by było… Już widzę te artykuły w gazetach. Ja za dużo myślę, ale … zostałam wciągnięta do swojego pokoju, przez Toma… To jest napalony chłopak, ja jestem trochę nieprzytomną dziewczyną i tutaj jest jedno łóżko…
Nie, no… bez mojej woli nic się nie stanie. A ja nie wyrażam zgody, żeby on choćby nawet próbował zrobić, coś co jest nam zakazane. Tak, on jest moim słodkim, soczystym, zakazanym owocem, którego nie mogę tknąć bo popadnę w obsesję, uzależnię się zupełnie od jego osoby i przestanę trzeźwo myśleć. Cholera, jak między nami coś zajdzie, wszystko może się zmienić, więc nie może nic zajść. Koniec, kropka. Nie ma w ogóle dyskusji, wielki Tom musi trzymać łapy przy sobie.
- Carmen, jesteś tu? Obudź się, jeszcze nawet nie weszłaś do łóżka… - Ocknęłam się, widząc przed oczyma jego łapska, którymi wymachiwał, chcąc do mnie jakoś dotrzeć. Rzeczywiście, prawie zasnęłam na stojąco. Ja za często odpływam poza świat realny, tak nie może być. Jeszcze przez to, coś mi się stanie… nie ma to jak czarne myśli. Brawo, Carmen…
- Tak, idę już – mruknęłam, ziewając przy tym i natychmiast skierowałam się do łóżka, nawet nie miałam zamiaru się przebierać. Nie mam na to siły, jutro się wykąpię i będzie super. To był fenomenalny i męczący dzień. Nie wiem jak te dwa słowa mają się do siebie, ale zmęczenie usprawiedliwia moje myślenie i gadanie od rzeczy…
Gdy tylko walnęłam się na pościel, nie minęła nawet chwila jak zasnęłam i nie interesowało mnie nawet, co robił Kaulitz… co ma być, to będzie.

#

Przez te ostatnie wydarzenia, zapomniałam zupełnie o tym, że miałam wrócić do zakładu. W końcu już układa nam się dobrze i mogłabym się w to bawić dalej, co mi szkodzi? Chociaż… Właściwie to już wygrałam… Skoro on już ze mną śpi.  No może nic nas poza snem nie łączy, ale chyba się otworzył przede mną trochę? Kurczę, albo to ja się otworzyłam przed nim!? Jak ja mogłam pozwolić, żeby on ze mną spał i w ogóle mnie całował… ale przecież to jest fajne… można się przytulić… jest tak bezpiecznie, gdy czuje się czyjąś obecność obok siebie podczas snu…nawet nie wiedziałam, że to jest tak przyjemne, jak chłopak śpi obok, pod tą samą kołdrą…
A on nie ma koszulki…że też chciało mu się ją wczoraj zdejmować… może go obudzę? No co, ja nie śpię, a on ma spać? Jak ja nie śpię, to nikt nie będzie spał.
Co by tu zrobić, żeby go obudzić i żeby nie był zły? Poza tym od kiedy ja się martwię, czy on będzie na mnie zły, czy też nie..?
Wiem, skoczę na niego i krzyknę „to napad!”, pewnie zerwie się na równe nogi… A potem mnie zabije. Idealny plan, nie ma co. Ja coś zaraz wymyślę, moja wyobraźnia mnie nie zawiedzie. Ha, ja wiem co on lubi, a raczej kogo…!
-Tom, ładna blondynka stoi przed drzwiami, ma długie nogi i śliczny uśmiech… - powiedziałam do śpiącego chłopaka z zamiarem wybudzenia go. Sądziłam, że sposób na „ładną blondynkę” będzie najlepszy. Przecież ładne dziewczyny, to jego żywioł.
- I czemu kłamiesz? - usłyszałam niewyraźne mruknięcie. On nie śpi! Albo nie spał wcale, albo mój sposób podziałał. Znając życie, to pierwsza opcja jest prawidłowa.
- Ja? Nie kłamię. Naprawdę tam stoi… - zapewniłam go, uśmiechając się pod nosem. Ja tylko chcę, żeby nie spał. Zresztą, wedle mojego planu, powinien zerwać się z łóżka i polecieć do tych drzwi… Pozwoli kobiecie czekać? To chyba nie w jego stylu…?
- Jak może tam stać, skoro leży obok?
- Gdzie?! – Prawie podskoczyłam, oglądając się dookoła, ale na łóżku nie było nikogo oprócz nas. Ee…? On ma jakieś halucynacje, ale to normalne, jeszcze się nie obudził do końca.
- A jaki masz kolor włosów, łosiu? - Otworzył oczy i spojrzał na mnie, w dość dziwny sposób. A po co on właściwie o to pyta? A jakie ja mam włosy? No… blondynką jestem, on nie widzi? Chyba się nie wyspał, mogłam go wcale nie budzić.  No, ale musiałam, żeby wyszedł w porę. Bo jakby go ktoś tu zobaczył?
- No blond…. a co? - Przymrużyłam oczy, czekając na jego kolejną inteligentną wypowiedź.
-Ale głupia nie jesteś?
- O co ci chodzi? - Spojrzałam na niego, nie rozumiejąc jego przesłań. Ma zły humor, czy co? Tak trudno jest powiedzieć prosto z mostu, o co biega? Mamy dwudziesty pierwszy wiek, teraz nie owija się w bawełnę. Można mówić wszystko co się chce, chyba, że to jest wbrew prawu. Co on w ogóle odstawia…?!
- Powiedziałaś że stoisz za drzwiami, a przecież leżysz tutaj! – Wyjaśnił znacznie podniesionym głosem, tyle, że mnie jakoś to nie oświeciło. On chyba coś źle zrozumiał… Może niewyraźnie mówię?
- Przecież ja powiedziałam, że ładna blon… - zacięłam się, zdając sobie sprawę z tego co powiedział on i co powiedziałam ja… Jakby to złączyć w jedną całość, to wyszłoby, na to, że ja niby jestem tą blondynką co stoi za drzwiami, a tak naprawdę leży koło niego… i to był chyba dla mnie komplement? Jakie to pokręcone, mogłam powiedzieć, że brunetka tam stoi. Ale wtedy nie dowiedziałabym się, że mu się podobam… No, ale to przecież oczywiste. Nie mogę się mu nie podobać. AAAA…. To ja jestem ładną blondynką, o długich nogach i ślicznym uśmiechu… ja mam długie nogi?!
- No właśnie.
- Głupek – skwitowałam, próbując ukryć uśmiech, który mimowolnie wpłynął na moją twarz. Ba, nie tylko uśmiech, ale poliki niebezpiecznie zaczęły mnie piec. Czy ja się rumienię?! Boże, nie… Alyson Carmen May, NIE.
Bo on czasami tak, raczej nieumyślnie, mówi miłe rzeczy…  Kurczę, on chce mnie zbajerować? Co on chciał przez to powiedzieć…?
- A może po prostu, Tom?
- Tomi, uciekaj już, bo jeszcze ktoś postanowi mnie odwiedzić i…- zamilkłam słysząc nagle pukanie do drzwi. Co za cudowne wyczucie, krzyżujące wszystkie moje plany. - No właśnie…
- Przecież ja nic złego nie robię, tylko sobie leżę…- stwierdził, wkładając ręce pod głowę i przymknął z powrotem powieki. Ewidentnie tylko ja się przejmowałam zaistniałą sytuacją.
-Tom, no! Co będzie jak cię tu zobaczą?
- Nic. Będą ci zazdrościli – wyszczerzył się do mnie, ale to wcale nie było zabawne. A jak będziemy mieli jakieś problemy? Przecież jak się ktoś o tym dowie, to będzie źle…
- No bardzo śmieszne, weź się schowaj…
- Super. Wejdę pod łóżko…
-Właź gdziekolwiek, żeby cię tylko nie było widać!- Warknęłam przyciszonym głosem i wstałam z łóżka, kierując się do drzwi. Zanim je otworzyłam, zerknęłam w stronę chłopaka, żeby upewnić się czy go na pewno nie widać. On rzeczywiście wgramolił się pod łóżko… Zaraz wybuchnę śmiechem! Ale opanujmy się, muszę otworzyć te drzwi, bo człowiek się za stoi…
Odetchnęłam głęboko i złapałam za klamkę, uprzednio przekręcając klucz w zamku. Otworzyłam je, a moim oczom ukazał się uśmiechnięty Bill. Ta radość zapewne z mojego powodu, przecież nie może być inaczej… Ej, czy ja nie przesadzam? Staję się powoli taka sama jak ten Inteligent, zaczynam myśleć, że wszystko kręci się wokół mnie, dokładnie tak jak on. Niedobrze… Za dużo jego towarzystwa, zdecydowanie.
- Hej, Carmen. Nie obudziłem cię?
- Nie, skąd. Ja już dawno nie śpię  – uśmiechnęłam się do niego słodko. Boże, jaki on jest … No nie umiem tego określić. Taki inny… taki wyjątkowy, nadzwyczajny. Jak tak sobie na niego patrzę, to aż mnie takie ciepło ogarnia… Żeby tak, każdy chłopak był taki cudowny i wspaniały, miły, uprzejmy, słodki, radosny… ahh…
- To dobrze. A widziałaś może… - Jego głos wyrwał mnie z krainy marzeń, do której nie wiedzieć czemu odleciałam poniesiona przez swoją chorą wyobraźnię. Od razu zapaliła mi się czerwona lampka, gdy przypomniałam sobie o Tomie.
- Nie widziałam Toma! - Przerwałam mu, przewidując jego pytanie. Och, jak ja mogę tak go okłamywać… On na to nie zasługuje. Jestem okropna, no nienawidzę siebie.
- A skąd wiedziałaś, że chciałem zapytać, czy To…
- Aaa!! Tutaj jest pająk! - Tym razem to pisk starszego Kaulitza przerwał wypowiedź jego brata. Chłopak wyskoczył spod łóżka, jak oparzony. Obydwoje spojrzeliśmy w jego stronę z wielkim szokiem. Myślałam, że go zabiję… Co za kretyn! Wszystko zepsuł… i co teraz będzie? Boże… uduszę go! Teraz Bill będzie myślał, że jestem fałszywa i w ogóle!
I to ma być facet? Wystraszyć się małego pajączka!?

#

Siedzieliśmy w samochodzie, nikt się nie odzywał. Gustav patrzył na nas dziwnym spojrzeniem, jakby chciał z naszego zachowania wywnioskować co się stało. Właściwie to się nie stało nic. Okłamałam Billa przez tego palanta i wszystko się wydało, również przez niego. Jest mi cholernie głupio, bo uważałam młodszego Kaulitza za przyjaciela, on mnie też… A z przyjaciółmi jest się szczerym. W dodatku, to wszystko tak głupio wyglądało. Jego brat w moim pokoju, bez koszulki, w samych bokserkach… Dobrze, że ja byłam ubrana. Ale to nie zmienia faktu, że mógł sobie coś pomyśleć, bo niby dlaczego nie powiedziałam mu, że Tom u mnie jest? Nie ma to, jak zrobić coś z niczego. Jak widać przychodzi mi to bardzo łatwo. Ale ja mu wszystko wytłumaczę… mam nadzieję, że zrozumie. Ja przecież nie chciałam…
- Ludzie, co się z wami dzieje? Czemu jesteście tacy przymuleni? Zaraz macie wywiad weźcie się zmobilizujcie - David obrócił się w naszą stronę, uważnie lustrując każdego z osobna… naprawdę, aż tak widać, że coś się stało? Przecież nic się nie stało! - A po jutrzejszym koncercie, nie zgadniecie dokąd jedziemy! - Ożywił się nagle, robiąc tajemniczą a jednocześnie radosną minę. Wszyscy spojrzeliśmy na niego z wielkim zaciekawieniem, oczekując że zdradzi nam tą cudowną wiadomość, o ile cudowna jest…
- Dokąd? - W końcu odezwał się zniecierpliwiony Gustav, który był chyba najbardziej zainteresowany, albo po prostu, najbardziej to okazywał.
-Do… Polski!
- Jak to?! – Wyskoczył nagle Bill, był wyraźnie zaskoczony, przynajmniej coś powiedział. No właśnie… jak to do Polski? Tak nagle?

- Normalnie. Wasi Polscy fani się zbuntowali i zrobili wam taką promocję, jakiej jeszcze nie mieliście, dzięki temu mamy tam zaplanowane, aż trzy koncerty. Nie mówiłem wam wcześniej, bo musiałem najpierw wszystko pozałatwiać - oznajmił uśmiechnięty. Patrzyłam w niego jak zahipnotyzowana, nie wiem czemu coś odtrącało mnie od tego kraju… Mój ojciec był po części Polakiem, jak byłam mała i jeszcze mieszkałam z rodzicami, zdarzało się że tam jeździliśmy. Ale… ale nienawidziłam tych wyjazdów, nienawidziłam ojca. I przez niego znienawidziłam też mamę. Pamiętam ten dzień w którym po prostu miałam dość, gdyby nie Melanie, pewnie byłabym nikim. Ona mnie ocaliła, to jest moja jedyna rodzina. Mam tylko siostrę i będę sobie to wmawiała zawsze, tak długo jak będzie trzeba, bo ja nie potrzebuję nikogo innego. Po co mi babcie, ciocie i inni z rodziny moich rodziców, skoro ja dla nich nie istnieję. Nie pamiętam nawet jak się nazywają… Jedyne co mi po nich zostało to nazwisko i to pieprzone imię, które mi nadali. Tyle bym dała, żeby zapomnieć…