sobota, 14 lutego 2015

012. "Wystarczy, że dobrze wyglądasz a reszta zrobi się sama."


Rozdział 12


Uniosłam tylko na niego swoje zaszklone spojrzenie i słowa same zaczęły wydostawać się z moich ust. Zaczęłam mu się zwierzać tak, jak nie robiłam tego nigdy. Nawet mojej najlepszej przyjaciółce nie powiedziałam tyle co jemu, moja siostra też nigdy nie dowiedziała się tego co on… To był jeden wielki skrót mojego życia, ale jemu nie potrzebne były żadne szczegóły. Po prostu wszystko rozumiał, nie potrzebował nic więcej… resztę wyczytał z moich oczu…  Właśnie to jest w nim takie niezwykłe. Ta aura, którą wokół siebie tworzy. Sprawia, że człowiek staje się spokojniejszy i od razu wierzy, że może mu zaufać. Bo jest tą właściwą osobą, która nigdy w życiu nie wykorzysta niczego przeciw tobie. I żadne z twoich słów nie zostanie przekazane dalej. Wiem, że nie znam go zbyt długo… może nawet zbyt pochopnie wyciągnęłam tak poważne wnioski. Ale… On naprawdę jest takim człowiekiem. To się czuje…
Ta rozmowa przyniosła mi ogromną ulgę. Jakiś kamień, który tkwił na moim sercu i zadawał ból, spadł… zniknął… i wiedziałam, że nie będę tego żałowała. Przez to wszystko, Bill stał się dla mnie ważną osobą, ważniejszą niż przyjaciel… Gdy mówiłam mu to wszystko, on tylko słuchał. Nie obeszło się też bez moich łez… mogę powiedzieć, że jego magiczne spojrzenie i osobisty urok po prostu mnie opętał… teraz chyba zna mnie tak dobrze jak jeszcze nikt. Czy to w ogóle możliwe? Właściwie nie dziwię się, że dostaję ciągle od życia po dupie, skoro tak łatwo przywiązuję się do ludzi a w szczególności, ufam im.
- Wszystko będzie dobrze, Carmen - Przytulił mnie mocno do siebie a z jego ust padły słowa, których teraz najbardziej potrzebowałam… i wierzyłam w nie, bo właśnie on to powiedział…- Nikt cię nie skrzywdzi, już nigdy, obiecuję…
Wtuliłam się w niego, jak małe dziecko ze strachu w swojego ojca… Czułam się bezpieczna, chyba pierwszy raz w życiu. Wiedziałam, że nie jestem sama… byłam mu wdzięczna za to, że był. Pozwolił mi wszystko zacząć na nowo… znowu mogę być tą pewną siebie Alyson. Zupełnie, jakby mnie zresetował. I bez względu na wszystko, zerwę ten zakład, dokończę trasę i będę w tym zespole tak długo jak długo będą mnie potrzebowali. A później zacznę rozwijać swoje umiejętności, będę robiła to co kocham. To on otworzył mi oczy i sprawił, że już nie czuję się nikim… wystarczyła ta jedna godzina, żebym wszystko zrozumiała. Teraz to się wydaje po prostu… takie proste.
- Dziękuję ci, Bill. Nawet nie wiesz, jak mi pomogłeś… Jesteś po prostu cudowny! – Niemal wykrzyczałam mu do ucha, ściskając go mocno a następnie oderwałam się od niego, pozwalając mu złapać oddech. Posłałam mu jeszcze swój szeroki uśmiech i otarłam ostatnie łzy, by po chwili wstać - Zaraz wracam, tylko się ogarnę.
- Zaczekam, nie śpiesz się - Uśmiechnął się do mnie, a ja zniknęłam w łazience. Szybko się przebrałam a następnie przemyłam twarz wodą, zrobiłam nowy, delikatny makijaż i wróciłam do pokoju już w pełni gotowa. Bill cały czas siedział na swoim miejscu. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu, żeby sprawdzić, która jest godzina…
- No to nieźle, chyba będziemy mieli problemy…- stwierdziłam kojarząc, że już dawno powinniśmy być na wywiadzie. Dziwi mnie, że nikt po nas nawet nie przyszedł. Ale z drugiej strony… nie chciałabym, żeby ktokolwiek widział mnie jeszcze w takim stanie.
- Nie przejmuj się tym. Jost na pewno to przełożył, a jak nie to nie nasza strata tylko ich - Wzruszył ramionami nie przejmując się tym wcale i podniósł się z miejsca. - Chodźmy do nich. – Wyciągnął w moją stronę rękę, zachęcając mnie. Uśmiechnęłam się i niepewnie go za nią złapałam. Pociągnął mnie do drzwi, po czym obydwoje wyszliśmy.



            Sprawnie przemierzyliśmy korytarze, docierając do pokoju Josta. Jak się okazało wszyscy wciąż w nim byli. Nie wyglądali raczej na przejętych, ale za to bardziej na znudzonych. Oczywiście poza samym Davidem…
- Nareszcie jesteście! Co wy tam tyle czasu robiliście?! Bill miałeś ją przyprowadzić, a nie Bóg wie co robić! Już dawno powinniśmy być w redakcji! - naskoczył na nas od razu. Był zdenerwowany, ale jakoś nie bardzo potrafił okazać swoją złość. Przynajmniej ja się nie przestraszyłam… I co to miało znaczyć: „Bóg wie co robić”? To zabrzmiało dość dwuznacznie… Nie skupiałam się za bardzo na problemach menadżera. Czułam na sobie natarczywy wzrok starszego Kaulitza i to mnie dekoncentrowało. Ja sama wciąż nie miałam odwagi, by na niego spojrzeć. I nie rozumiałam, dlaczego on się musi na mnie tak gapić! Nic tym nie wskóra…
- No i co z tego? Musieliśmy porozmawiać, trochę nam zeszło. A wywiad nie zając, nie ucieknie. To my jesteśmy gwiazdami i to my stawiamy warunki - stwierdził z obojętnością Bill, sprowadzając mnie tym na ziemię. David machnął tylko zrezygnowany ręką i wskazał na drzwi, każąc nam wyjść. Tak też wszyscy zrobiliśmy. Tego nie trzeba było mi dwa razy powtarzać. Potrzebowałam dużo przestrzeni i powietrza. Przebywanie z Kaulitzem w tak małym pomieszczeniu źle oddziałuje na moja psychikę.
Zeszliśmy na dół i wsiedliśmy do samochodu. Całą drogę ignorowałam Toma, w ogóle nie zwracałam na niego uwagi. W sumie to prawie nic nie mówiłam, może wymieniłam parę zdań z Billem i Gustavem, ale na Toma nawet nie spojrzałam. Zresztą on nie był tym zbytnio przejęty, jedyne co go interesowało to chyba tylko on sam. Czyli… wszystko w normie?
W końcu dojechaliśmy na miejsce. Byłam trochę zdenerwowana, ale wiedziałam, że sobie poradzę. To tylko wywiad. Na razie, tylko wywiad… bo nie mam pojęcia jak będzie z koncertem…
- Chodźcie szybciej - Ponaglał nas David i wszyscy na znak przyspieszyli. Po chwili byliśmy już w redakcji, wszędzie chodzili jacyś ludzie… Pełno ich było. To wydało się przytłaczające. Nadal nie przywykłam, że to jest tak naprawdę codzienność w życiu Tokio Hotel.
- Dzień dobry! Zapraszam, najpierw wywiad dla gazety, a potem przejdziecie do studia i zrobimy na żywo do telewizji! - Podeszła do nas jakaś kobieta z wielkim uśmiechem na twarzy od razu przechodząc do rzeczy. Nie wyglądała na zbyt przejętą faktem, iż się spóźniliśmy. I to sporo. – Myślę, że od razu możemy przejść do charakteryzatorni – dodała zmierzając w nieznanym mi kierunku. Chłopcy oraz Jost przytaknęli jej jedynie, udając się w jej ślady. Nie pozostało mi nic innego, jak iść za nimi. Byłam nieźle oszołomiona. Zaczynała do mnie docierać powaga sytuacji. Najbardziej przerażała mnie wizja wywiadu na żywo przed kamerami. Przecież ja nigdy nawet nie byłam nagrywana! Już czułam jak się pocę ze stresu…
            Po chwili dotarliśmy do niewielkiego pomieszczenia, w którym pracowało kilka dość młodych dziewczyn. Lustra oraz wszelkie przyrządy leżące na półkach, ewidentnie świadczyły o tym, że jesteśmy w charakteryzatorni. Bill od razu przywitał się ze wszystkimi. W ogóle wszyscy chłopacy z łatwością odnaleźli się w tym miejscu, zajmując miejsca przed lustrami. Tylko ja czułam się niezręcznie i nie na miejscu.
- Zapraszam do mnie – Jedna z dziewczyn zwróciła się do mnie z przyjaznym wyrazem twarzy. Mimo to, ja spojrzałam na nią z powątpiewaniem. Obawiałam się powierzyć swoją twarz obcej osobie, choć z pewnością znała się na swojej pracy…
- Właściwie… Może to nie jest konieczne, robiłam sobie dziś już makijaż… - mruknęłam robiąc niepewnie kilka kroków w jej stronę. Dziewczyna roześmiała się tylko, wskazując mi fotel.
- Widzę, że jesteś nowa – skwitowała po chwili, gdy już niechętnie zajęłam swoje miejsce. – Uwierz, że przed kamerą dobry make-up, to podstawa. Szczególnie dla kobiety – dodała, co zabrzmiało w sumie bardzo przekonująco. Właściwie, co ja tam wiem, prawda? Powinnam zdać się na ludzi, którzy pracują w tym zawodzie od lat i wiedza o co w tym wszystkim chodzi. Skinęłam więc tylko głową i pozwoliłam, by zajęła się moim makijażem.
            Kiedy tak siedziałam a ludzie skakali wokół mnie, to nawet nie było takie najgorsze. Oprócz makijażu, zrobili mi także fryzurę. Nigdy wcześniej nie robiłam takich rzeczy ze swoimi włosami! Nie mam nawet pojęcia, czym je spryskały. W każdym razie, efekt był fantastyczny. Moje włosy nagle nabrały objętości i połysku… W dodatku odkryłam, że naprawdę fajnie wyglądam, gdy są lekko podkręcone. Coraz bardziej mi się to wszystko podoba!
            Przez  ten czas przygotowań, mogłam się trochę rozluźnić i zapomnieć o tym, co mnie czeka. W tle leciała przyjemna dla ucha muzyka, chłopcy też byli totalnie rozluźnieni i co chwilę zagadywali makijażystki. Oni właściwie byli gotowi jako pierwsi. No, oczywiście poza Billem. On i ja, wymagaliśmy najwięcej pracy. Najgorsze, że podczas, gdy siedziałam przed tym lustrem, widziałam w nim odbicie Kaulitza siedzącego na kanapie z tyłu. Starałam się to ignorować, lecz nie było tak prosto. Tym bardziej, że Inteligent lubił mi to utrudniać swoim spojrzeniem. Co uniosłam wzrok, widziałam jak się wpatruje w lustro w tak specyficzny sposób, że aż przechodziły mnie dreszcze. W dodatku za każdym razem, gdy tak patrzył jednocześnie bawił się swoim kolczykiem w wardze. Wyglądał jakby całą swoją uwagę skupiał na mnie… I w tym momencie to mnie rozpraszało bardziej od myśli, że niedługo będę musiała wystąpić pierwszy raz, na żywo przed kamerami…
            Poczułam się jeszcze dziwniej, gdy dziewczyna, która się mną zajmowała, odeszła odsłaniając tym samym całkowicie moją osobę Kaulitzowi. Przełknęłam ciężko ślinę, gdy nasze spojrzenia zetknęły się ze sobą w lustrze. Natychmiast spuściłam wzrok, wbijając go w swoje dłonie.
            - Gotowe, wyglądasz prześlicznie – Zadrżałam słysząc nagle nad sobą jej głos. Posłałam jej tylko w odpowiedzi niewyraźny uśmiech i wstałam z fotela, chcąc jak najszybciej zniknąć z pola widzenia Kaulitzowi. To graniczyło jednak z cudem. Pomieszczenie było zbyt małe, by nie mógł mnie widzieć. Poza tym… Ten Inteligent podniósł się dokładnie w tym samym momencie co ja i już po chwili stał przede mną. Zastygłam w bezruchu, nie wiedząc co mnie czeka. Naprawdę, zaczynałam się go bać. Zupełnie nie rozumiem co się ze mną dzieje, ale jego bliskość mnie paraliżuje.
            - Wyglądasz na zestresowaną – Jego głos przedarł się przez mętlik w mojej głowie. – Niepotrzebnie. Wystarczy, że dobrze wyglądasz a reszta zrobi się sama – dodał a ja zesztywniałam, gdy jego dłoń nagle znalazła się przy moim policzku i jak, gdyby nigdy nic, odgarnął kosmyk moich włosów za ucho. Daję słowo, że w tym momencie moje oczy przybrały rozmiarów pięciozłotówek, nie mówiąc już o tym… że chyba przestałam oddychać.
            - Gotowi?! Zapraszam, kochani! – Do pomieszczenia wtargnęła ta sama kobieta, która nas tutaj przyprowadziła. Chyba w samą porę. Odwróciłam się gwałtownie w jej kierunku i nie zwlekając ani chwili, bez słowa udałam się do wyjścia, pozostawiając Kaulitza samego sobie. Ja po prostu tego nie wytrzymam… To ponad moje siły… Co on wyprawia…
Ruszyliśmy za kobietą do kolejnego, nieznanego mi pomieszczenia, które w środku wyglądało prawie jak zwykły pokój. W centralnym punkcie, stał niewielki stolik i dwie kanapy, na których mieliśmy usiąść. Wtedy też, wyjęła swój dyktafon i położyła go na stole przed nami.
- Zadam kilka pytań. Większość będzie związana ze zmianami w waszym zespole. O nowej basistce oraz oczywiście, o tym co się stało waszemu przyjacielowi – uprzedziła nas w skrócie.
- Spokojnie, Carmen… - szepnął do mnie Bill, posyłając mi wspierający uśmiech. - Jakby co, to ci pomogę.
- Dzięki… - odwzajemniłam jego gest, tyle, że nie tak pewnie, jak on. To było podwójnie trudne, gdy cała uwaga właściwie miała się skupiać na mojej osobie.
- To zaczynamy! - Oznajmiła dziennikarka i włączyła swoje narzędzie pracy. Wydawało mi się, że cała zesztywniałam… a może to wcale nie było złudzenie? To dziś u mnie przecież całkiem normalne. Z tego wszystkiego ledwie zauważyłam, że zaczęła zadawać pytania… Jak się okazało to wcale nie było takie straszne, w końcu nie było kamer, nie byłam sama… Tak, to było do przeżycia. I nie trwało jakoś specjalnie długo. Niemniej, gdy skończyliśmy, wcale mi nie ulżyło. Wiedziałam, że teraz czeka mnie coś o wiele trudniejszego. A przed kamerami nie będzie można już tak łatwo ukryć swojego stresu. Boję się, że coś spieprzę… i już nawet dobre słowo Billa mnie nie uratuje.

            Tyle dobrego, że wszystko działo się w jednym budynku. Niemal od razu po wywiadzie do gazety, przeszliśmy do studia telewizyjnego. I wtedy dopiero poczułam co to prawdziwy stres. Mdliło mnie na samą myśl, byłam blada jak ściana. Po prostu czułam to poprzez cały makijaż, który miałam na sobie. Już wiem co makijażystka miała na myśli, twierdząc, ze dobry makijaż przed kamerą to podstawa… Przynajmniej nikt nie zauważy, że wyglądam, jakbym miała za chwilę zwymiotować.
Przez cały czas siedziałam, jak na szpilkach. Każde pytanie sprawiało, że niemalże podskakiwałam, a jak już udało mi się na nie odpowiedzieć, oddychałam z ulgą… Zupełnie nie wiem, jak to musiało wyglądać po drugiej stronie ekranu. Prawdopodobnie nie wywarłam najlepszego wrażenia… Przy trudniejszych pytaniach wspomagał mnie Bill i jakoś nam to mimo wszystko poszło. Tom jak zwykle miał najwięcej do powiedzenia, aż mi się niedobrze robiło od tych jego cwaniackich tekstów… Zauważyłam już jednak, że to jego wizerunek medialny. Osobiście nie lubię takiego pozerstwa. Cenię sobie szczerość. Choć może ostatnio… trochę się w tym sama pogubiłam. Widocznie nie zawsze może być idealnie tak, jak tego byśmy chcieli. On zapewne też niewiele ma do powiedzenia w tej kwestii, po prostu robi to, czego od niego oczekują w danym momencie. Czy ja też tak będę musiała..? Na razie jest w porządku, jestem naturalna i nie muszę się plątać we własnych bajkach… ale jak długo mi na to pozwolą?
Po jakiejś godzinie wszystko dobiegło końca… Nie było tak strasznie. Przeżyłam, ale teraz już wiem jak to jest być gwiazdą. Przynajmniej w małym stopniu, bo ja jak na razie jestem jeszcze nikim ważnym w tym zespole… ale teraz wiem też, że nie będę robiła tego dla jakiegoś głupiego zakładu, tylko dlatego, że tego chcę. I mam gdzieś tego całego Inteligenta! Jak tylko będzie okazja, będę go omijała szerokim łukiem. Nie będzie to proste, ale zrobię wszystko byleby trzymać się od niego z daleka. Tak będzie bezpieczniej dla mnie… Zdecydowanie.
- Jutro macie pierwszy koncert, więc dzisiaj jeszcze jedna próba i macie wolne - zakomunikował Jost, wychodząc z budynku. Wolne? Jak to fajnie brzmi… Tylko co ja będę robiła? Jakbym nie zauważyła, jestem w Paryżu! - a jutro macie być wyspani, więc dzisiaj nie szaleć w nocy, tylko spać – rozkazał jeszcze surowo. Jakoś nikt nie protestował. Słuchaliśmy go w milczeniu. Grunt to stwarzać pozory przejęcia i posłuszności. Osobiście wątpię jednak, że ktoś ma zamiar spać w tak piękną noc… I to w takim mieście.
Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy pod hotel, który aktualnie zamieszkiwaliśmy. Na szczęście podróż minęła szybko i bezboleśnie. A konkretniej, Inteligent w żaden sposób mi się nie narzucał, więc mogłam spokojnie kontynuować ignorowanie jego osoby…
- Próbę macie na ostatnim piętrze, udostępnili wam specjalną sale. Jutro próba generalna już w hali… - David cały czas nadawał, aż miałam go już dosyć. Zauważyłam, że nikt z wyjątkiem mnie, go nie słucha. Tom miał w uszach słuchawki, a Bill i Gustav oglądali się we wszystkie strony… Ja też odcięłam się na chwilę, pogrążając we własnych myślach. W końcu ile można słuchać w kółko tego samego biadolenia.
- Carmen, ty też jesteś już znaną osobą więc tobie również przysługuje ochrona. A najlepiej jakbyś chodziła razem, z którymś z chłopaków - Dopiero dźwięk mojego imienia przywrócił mnie na ziemię, jednak nie powiedziałam nic, tylko skinęłam głową na znak, że zrozumiałam.
Weszliśmy do hotelu, kierując się od razu do windy. Nie mogliśmy iść jeszcze do pokoju. David jasno zaznaczył, że najpierw próba. Mnie to nie przeszkadzało, ale chłopakom przeciwnie. Nie wyglądali dzisiaj na chętnych do grania… Nie mieli jednak wyboru. Życie gwiazd. Może kiedyś napiszę o tym książkę?
Winda, mój wróg. Źle mi się kojarzy i to tylko przez tego kretyna. W ogóle co on sobie wyobraża? Że może tak po prostu wzbudzać we mnie jakiekolwiek emocje?! Jakim prawem? O nie. Ja Alyson May, nie pozwolę, aby jakiś Inteligent, który nie ma mózgu robił sobie ze mną co chce. Nie jestem pierwszą lepszą laską, a dla niego mogę być najwyżej znajomą z pracy. To, że razem gramy i spędzamy tyle czasu a właściwie dopiero będziemy, nie ma żadnego wpływu na nasze życie prywatne i mam zamiar powrócić do dawnych zasad. Dzisiaj oznajmię Sarze, że zrywam zakład  a Kaulitza będę traktowała jak dawniej. Sam sobie na to zapracował, swoją głupotą.

- Ej, Alyson, wsiadasz? - Ktoś szturchnął mnie w ramię, a tym kimś był Gustav. Zamyśliłam się najwidoczniej. Skinęłam głową na znak, iż tak i wlazłam za nim do windy. Stanęłam jak najdalej się dało od Toma i skupiłam swój wzrok na podłodze, ponownie pogrążając się w myślach… Mój Boże, to będzie trudniejsze niż myślałam.

***

Drogi Czytelniku, 
będzie mi miło, gdy zostawisz po sobie swoja opinię w komentarzu.

Kilka słów od Ciebie jest dla mnie jedyna nagroda za moja pracę oraz motywacja do dalszego publikowania swojej twórczości.

***