piątek, 30 stycznia 2009

38. 'Bo to miał być, nasz wieczór.'

<title></title><style type="text/css"></style><title></title><style type="text/css"></style>

Weszłamdo klubu, który o dziwo nie był przepełniony mnóstwem ludzi.Spodziewałam się raczej, jakiegoś tłoku, ale wcale mi to nieprzeszkadzało. Bo, co mnie obchodzi ile ludzi przebywa w klubie?Wzrokiem wyszukałam stolik przy, którym znajdowała się mojagrupa. Ja oczywiście dołączam jako ostatnia, pomyślałam, żeskoro i tak nie mogę przyjść razem z Tomem, aby nie wzbudzaćpodejrzeń, to wstąpiłam do sklepu, żeby kupić jakiś prezentGeorgowi. W końcu to impreza na jego cześć.

Podeszłamdo nich uśmiechając się wesoło. Oni też wyglądali na bardzozadowolonych. Przynajmniej do czasu...

-Hej,Carmen. Nareszcie jesteś!- Okrzyknęła Sara. Coś mi się wydaje,że oni zdążyli już trochę wypić. Naprawdę tak bardzo sięspóźniłam? Moja radość jest uzasadniona, ale radość Sary? Wsumie, to też. Przecież cieszy się na mój widok, mam dobry wpływna ludzi.

-No,jestem, jestem. I mam nawet prezent dla Georga!- Oznajmiłam radośniei wszyscy zwrócili na mnie swoje zaciekawione spojrzenia. Anajbardziej zainteresowany był sam Georg, który wyglądał na niecozaskoczonego.-proszę, myślę, że ci się spodoba.- Wręczyłam muładną torebeczkę, po czym usiadłam obok Sary, a jednocześnienaprzeciwko Toma. Oj, nie wiem, czy to był odpowiedni wybór...mamnamyśli wybór miejsca...bo, to jest tak jakbym była potworniegłodna, miała przed sobą ulubiony przysmak, a nie mogła go zjeść.Męka!

-No,Georg, pokaż co tam Carmen ci kupiła...-Gustav siedzący obokgłównego bohatera dzisiejszego wieczoru klepnął go w ramię.Brunet niewiele myśląc wsadził ręce do torby i wyjął z niejczarną koszulkę, która miała z przodu wielki napis głoszący:JESTEM NAJMOCNIEJSZY, a z tyłu było napisane jego imię. Ah, temoje pomysły...

-Ha,a to dobre!- Skomentował Bill, właściwie dopiero teraz zwróciłamna niego uwagę. Coś dziwnie wyglądał... jego twarz... czy on mapodbite oko!? I plaster na czole!?

-Bill,a tobie, co się stało?- Spojrzałam na niego z rozbawieniem, bonaprawdę komicznie wyglądał, a jego makijaż wcale nie zakrywałwiele...choć na pewno się starał...

-Billmiał bliski kontakt z encyklopedią i drewnianymi drzwiczkami, ajakby tego było mało musiał sam sobie jeszcze wargę doprawić.-Sara wyręczyła go swoją ironiczną wypowiedzią, w którejwyraźnie dało się wyczuć gniew. Czyżbym o czymś nie wiedziała?Bardzo możliwe, bo ostatnio jestem bardzo zajęta sobą. W każdymrazie jej nastrój diametralnie uległ zmianie.-prawda, żeniesamowite?- Uśmiechnęła się złośliwie, po czym wstała- idędo toalety.

-Eh...Bill,nie wiedziałam, że z ciebie taka oferma- Spojrzałam na chłopaka,a ten wzruszył tylko ramionami.

-Niewiem, jak wy, ale ja zakładam tą fenomenalną koszulkę i idętańczyć... widziałem boską brunetkę...- Zakomunikował Georg ipodniósł się z miejsca wykonując wcześniej zapowiedzianączynność, następnie uśmiechnął się czarująco i ruszył naparkiet. Jakoś brunetka dobrze mi się nie kojarzy...ale koszulkaidealnie do niego pasowała. Trafiłam w dziesiątkę.

Międzypozostałymi zapadła trochę niezręczna cisza, zupełnie jakbyśmysię dopiero, co poznali i nie wiedzieli za bardzo jak ze sobąrozmawiać. Byłam w tej chwili jedyną dziewczyną w tymtowarzystwie, trochę dziwnie się poczułam, choć zwykle mi to nieprzeszkadzało... może gnębiła mnie świadomość, że muszęudawać przed wszystkimi, że wszystko jest jak dawniej, a przecieżnie jest. Wbrew pozorom dużo się zmieniło. A największa zmiana toja i Tom.

Wyprostowałamsię i wlepiłam wzrok w blat stołu, wyraźnie czułam, że Tom sięwe mnie wpatruje. Ja nie mogę... muszę stąd wyjść i toobowiązkowo razem z nim!

-Idędo baru po coś do picia, chcecie coś?- Uniosłam nieznacznie głowęoczekując odpowiedzi, lecz wszyscy zaprzeczyli kręcąc głowami.Wzruszyłam ramionami i wstałam.

-Idęz tobą.- Dredziarz poderwał się z miejsca i podążył w mojeślady. Jak ja się cieszę, że on o tym pomyślał. Przecież o tomi właśnie chodziło.

Przecisnęliśmysię przez tańczące pary i usiedliśmy przy barze wielceszczęśliwi.-nareszcie...-Westchnął głośno spoglądając na mniezalotnie.

-To,co pijemy?- Spytałam szukając wzrokiem barmana, który gdzieś sięulotnił.

-Agdzie ten koleś, co tu obsługuje?

-Mniesię pytasz?- Odwróciłam się w stronę baru i jak na za zawołaniepojawił się wysoki blondyn. Całkiem ładny nawet... no, ale nie wmoim typie. Zdecydowanie, nie...

-Codla pani?- Posłał mi szarmancki uśmiech.

-a...sok, pomarańczowy poproszę.- Odparłam uprzejmie po czym usiadłambokiem, tak aby móc patrzeć na Toma. Chłopak coś nie wyglądałna zadowolonego... chyba barman o nim zapomniał... zabawne...

-Ekhm!A ja „wściekłego psa”*, poproszę!- Oznajmił głośnozwracając na siebie uwagę blondyna- Bo my tu jesteśmy razem, jakbypan nie zauważył.- Dodał poważnym tonem na, co ten skinął głowąi poszedł robić swoje.

-Myślałam,że zaraz wychodzimy...a ty takie rzeczy zamawiasz...- Mruknęłamuważnie na niego patrząc. No cóż, nie uśmiecha mi sięciągnięcie go za sobą. A chyba mieliśmy inne plany na tenwieczór.

-Przecieżto tylko jeden. Od tego się nie upije. Poza tym, zanim wyjdziemymusimy zatańczyć, a ja bez alkoholu nie tańczę.

-Ha,ale ja nie mam zamiaru tańczyć.- Oznajmiłam mu, na co zrobiłzdziwioną minę- nie mogę jeszcze przemęczać nogi.

-Ale...takijeden wolny, chociaż...poprzytulamy się trochę.- Powiedziałzachęcająco i naprawdę tak to brzmiało...

-Ah!Taniec przytulaniec!

-Tojedyna okazja, żebym mógł mieć cie blisko przy sobie i nikt niemógłby nic podejrzewać. W końcu to tylko taniec.

-Ojej,Tomuś chce się przytulać...- Uśmiechnęłam się słodko izeszłam z krzesła, żeby do niego podejść. Nie mogłam sięoprzeć...

-Chodźtu do mnie- Złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie- chybamogę cie pocałować? Nikt nas nie widzi...- Rozejrzałam siędyskretnie dookoła, po czym musnęłam jego wargi...

-Ekhm!-Znajome chrząknięcie. Skąd ja to znam? Odskoczyłam on niego, jakoparzona od razu odwracając się za siebie. I co ujrzałam?! Blondczuprynę, należącą do Sary...-podobno mieliście zamówić sobiepicie. Ale dobra, nie brnę w to. Carmen, możemy pogadać?

-Y..jasne...chodź...-Wydukałam i lekko popchnęłam ją w stronę wyjścia. Jak mamyrozmawiać, to na osobności, a nie wśród tłumu.

Wyszłyśmyna zewnątrz. Tak nagła zmiana temperatury wstrząsnęła moimciałem. W środku było okropnie duszno, a na dworze jest po prostuzimnooo! Brrr...

-Sorry,że cie wyciągnęłam, ale ja muszę się wygadać bo chybaeksploduje...- Zaczęła niepewnie, a ja oparłam się o ścianęchowając ręce do kieszeni, aby choć trochę ochronić je przedzimnem.

-Noco ty. Mów, co ci na sercu leży... ha, albo kto.- Wyszczerzyłamsię, ale ona jakoś nie miała humoru. Przecież to był żart.Powinna się zaśmiać...eh...-no dobra, przepraszam. Mów o cochodzi, już nie będę.

-Bowiesz jak ja nienawidzę kłamstwa?- Zapytała z nutką złości wgłosie, skinęłam twierdząco głową.-i wiesz, że nienawidzękłamstwa szczególnie od przyjaciół?- Znowu skinęłam głową,ciekawe o co chodzi...-i że nienawidzę kłamstwa prosto w oczy?- Poraz kolejny skinęłam głową. Czy ona ma na myśli mnie?-Jamyślałam, że przyjaciele mają do siebie zaufanie i w ogóle.

-Sara...aleja...- Zacięłam się nie wiedząc, co mam powiedzieć. Nie chcęstracić przyjaciółki przez swój potajemny związek. Jeżeli onawie, że ja ją oszukuje... jak ja jej mam powiedzieć, że jestem zTomem? Boje się, że się wkurzy...

-Coty!?- Otworzyła szerzej oczy- tylko nie mów, że ty też mnieokłamałaś.

-E...y..ja...? Ale... to ty nie mówisz o mnie?- Boże, ale się wrobiłam...nie, no, nie!

-Mówięo Billu.-Westchnęła z rezygnacją, jakby zupełnie nie skapnęłasię, że coś przed nią ukrywam. Ja bym od razu zauważyła, żekręcę. No, ale najwyraźniej Sara ma większe zmartwienia...

-Towy już jesteście na tym etapie?

-Carmen!Jakim etapie? Czy ja mogę porozmawiać tak, jak z moją dawnąprzyjaciółką? Czemu ty się tak zmieniłaś...? Zakochałaś się,prawda?- Spojrzała mi prosto w oczy. Zrobiła to specjalnie, ja towiem. Najpierw wyrecytowała mi swoją formułkę o przyjaźni, ateraz będzie patrzeć tymi swoimi ślepiami, żebym się przyznała.

-Ja?No co ty...- Odwróciłam głowę w bok.

-Carmen.

-Nodobra! Zakochałam się. Jak zawsze masz racje.- Wyznałam robiącniewinną minkę.

-Ja?Przecież to ty zawsze masz racje.- Trzepnęła mnie w ramie.

-Miałaśmi się wyżalić...- Przypomniałam jej, mając nadzieję żezapomni o tym, co jej powiedziałam.

-Innymrazem, wracaj do Toma, bo uschnie z tęsknoty!- Zaśmiała się. Ah,ta moja przyjaciółka...Jak ja ją kocham ^^

-Dzięki.-Ucałowałam ją w policzek i czym prędzej wróciłam do klubu. Niemiałam wyrzutów, bo Sara mi pozwoliła, poza tym uśmiechała się,więc nie jest z nią źle...


#



Uśmiechnęłasię pod nosem widząc, jaka Carmen jest rozpromieniona. Teraz jejszczęście jest najważniejsze.

Poprawiławłosy i również chciała podążyć w ślady przyjaciółki, kiedyz klubu wyszedł Bill.

-Ah,tu jesteś. Będziesz tak już zawsze się przede mną chowała?-Zapytał opierając się o ścianę. Wyglądał dość niepokojąco,szczególnie jak tak dziwnie na nią patrzył.

-Niechowam się, wyszłam tylko na świeże powietrze.- Wyjaśniłakrótko po czym chciała wejść do środka, ale jego mocny uściskskutecznie jej to uniemożliwił.

-Aco z naszym planem?- Stał na tyle blisko, że bez problemów mogławyczuć od niego alkohol.

-Nieaktualne.-Oznajmiła i szarpnęła ręką, aby ją puścił.

-Jak,to? Zresztą nieważne. Alle to chyba nie znaczy, że nie możemy sięspotykać.

-Ah,ale tak się składa, że ja nie widzę powodów, aby się z tobąwidywać. Tym bardziej, że jesteś...-Zamilkła nie chcącpowiedzieć za dużo. Bo chyba określenie, które jej się nasunęłobyło zbyt mocne.

-Nojaki?- Założył ręce na piersi wiercąc w niej dziurę swoimspojrzeniem.

-nieważne.Nie chce mi się z tobą gadać.- Burknęła odwracając się wstronę drzwi.

-Ku.rwa,co ja ci takiego zrobiłem!?

-Oh,nic! Zupełnie nic! Ja tylko mam takie humorki!- Obróciła sięgwałtownie prawie go taranując, przez co ledwie utrzymał się nanogach, do czego przyczyniły się procenty, które zdążyły jużuderzyć mu do głowy.

-Awięc jesteś rozkapryszoną dziewczynką. Sądziłem, co innego.

-Jateż sądziłam, co innego.

-Czyli,co? Obydwoje się rozczarowaliśmy? Super.

-Akuratnie wiem czy super, ale nie mam ochoty dłużej drążyć tegotematu. Więc odpuść.-Zakończyła i już bez zastanowienia weszłado klubu. Jak dla niej, ta rozmowa w ogóle nie miała sensu.Zwyczajnie się zawiodła. A ona nie należy do osób, które niezwracają uwagi na szczegóły. Bo szczegóły wbrew pozorom mająznaczenie w życiu.

Rozejrzałasię dookoła i zauważając, że Carmen kieruje się w stronęwyjścia, chciała do niej podejść, lecz poczuła mocneszarpnięcie, aż zakręciło jej się w głowie... znajomy zapachdotarł do jej nozdrzy, była pewna, że to Bill, ale nie zdążyłazobaczyć jego twarzy, ani w jakikolwiek sposób zareagować...


#


Tojest niesamowite. Zostawić Toma na pięć minut, a on nie dość żezdąży się upić to jeszcze... no właśnie! Ciekawe,co to za inteligentna brunetka się koło niego kręci. Nie, no ja goo nic nie podejrzewam. Przecież jest impreza, wszyscy tańczą, todlaczego nie on? W porządku. Nic się nie dzieje! Ale czy ona musisię do niego kleić!? I dlaczego to musi być brunetka! A myślałam,że to blondynki są tymi złymi Jemuto wcale nie przeszkadza. Nie, nie jestem zazdrosna. Terazkulturalnie się wycofam, nie mam zamiaru konkurować z tądziewczyną.

-Carmen,a ty dokąd się wybierasz?- Nagle wyrósł przede mną Gustav, a jużmiałam wyjść.

-Eh..głowa mnie boli, idę do domu.-Wyjaśniłam wymyślając coś napoczekaniu, żeby uwierzył- Przeproś ode mnie Georga.

-Głowa?Myślałem, że czujesz się świetnie... może co innego cię boli?-Zerknął znacząco w stronę starszego Kaulitza, który wyginał sięna parkiecie wraz ze swoją towarzyszką.

-Żeniby co?- Udałam głupią, o ile mi wiadomo Gustav jeszcze niezostał uświadomiony, iż jestem z Tomem, więc powinien sięnabrać, na moją „obojętność”.

-Carmen,no bez przesady. To, że myślę dłużej, nie znaczy, że jestemtępy. Widziałem was, przyjaciele tak się na siebie nie patrzą...tojakaś tajemnica?

-Nie.-Mruknęłam-ale naprawdę nie mam ochoty tutaj siedzieć, przepraszam.

-Rozumiemcię. Ale ja na twoim miejscu, to bym pogonił tą barbie.

-Niejestem jego niańką, jego sprawa co robi i z kim spędza czas... niejest dzieckiem, a ja nie mam zamiaru walczyć z jakimiśdziewczynami.-Wyrecytowałam z nutką żalu w głosie. Bo to miałbyć nasz wieczór, mieliśmy stąd wyjść razem...-idę,cześć.

-Okej,trzymaj się.-Uśmiechnął się i odszedł gdzieś. A ja zawróciłam,mam tylko nadzieję że nie spotkam Sary... jej już na pewno niebędę się tłumaczyć...

###


[przed odczytaniem poniższej treści skonsultuj się z psychiatrą lub psychologiem ;-)]


Przez jakiś czas będzie kolorowo, dopóki mnie nie zemdli xD A tak naprawdę, to do czasu, aż skończą mi się notki, które mam napisane ^^

Zupełnie nie wiem, dlaczego mieliście takie skojarzenia, co do tego ich dyskretnego wymknięcia się ^^ Chyba was rozczarowałam, ale to jeszcze nie ten czas. ;D


Wiecie? Doszłam do wniosku, że kocham moją siostrę. Nie wiem, co bym zrobiła gdybym jej nie miała. Szkoda tylko, że to doceniam dopiero, gdy chce mi pomóc ;D

Niestety życie, jest tak głupio skonstruowane, że ludzie nawet nie mają czasu, aby na bieżąco okazywać rodzinie, jak jest ważna.


Ferie się kończą, chyba się załamię ;( nie chce wracać do szkoły i w dodatku od razu pisać jakieś głupie testy ;/ grr.. nie tylko ja jestem walnięta, moja dyrektorka również ;D

Ale ja jestem lepsza, bo jestem krzywa xD i mam radochę. ;>

Więc po tym jakże długim i zupełnie zbędnym monologu, żegnam się ;] Jak ja lubię gadać od rzeczy, nawet sobie nie wyobrażacie ;p

pozdrawiam, całuję, ściskam, ;*;*


[szlag mnie trafia z tą czcionką ;/]



niedziela, 25 stycznia 2009

37. 'Ale już niedługo.'

 

Usiadłam na ławce. Dokładnie tej samej, na której siedziałam wczoraj z Tomem. Sądziłam, że nie będę musiała na niego czekać, przecież tak bardzo chciał się spotkać, ale jednak. Czyżby miał w planach się spóźnić? Mnie to nie przeszkadza. Jest tak ładna pogoda, że mogę trochę poczekać, nic mi się nie stanie. Oparłam się wygodnie i wystawiłam twarz do słońca, które zaszczyciło mnie swoimi ciepłymi promieniami. Proszę, mamy grudzień, a słońce nie daje o sobie zapomnieć.

Przymknęłam powieki cicho wzdychając. Było mi tak przyjemnie i jeszcze ta świadomość, że zaraz zobaczę się z Tomem. Kurczę, ja chyba jestem szczęśliwa!

Nigdy nie zapomnę wczorajszego wieczoru, jak sławny Tom Kaulitz, gitarzysta najpopularniejszego zespołu, wyznał mi co czuje. Nie powiedział tego jakiejś dziewczynie, ale mi!

Pomimo jego krótkich zdań, a nawet pół zdań, wiedziałam o co mu chodzi i byłam w stanie się rozpłynąć jak kawałek lodu pod wpływem gorącej temperatury...

Zupełnie odcięłam się od świata, było mi tak miło... przypomniałam sobie sytuację, w której Tom po raz pierwszy mnie pocałował. Byłam wtedy na niego taka wściekła i zwyczajnie się popłakałam, ale to raczej dlatego, że się wystraszyłam... Nasze początki nie były proste i przyjemne, a szkoda... No, ale skąd ja mogłam wiedzieć, że on jest fajny? Myślałam, że jak Kaulitz, to głupi... dlatego postanowiłam, że już nie będę myślała. Bo po co? ^^

Z dnia na dzień coraz bardziej utwierdzam się w fakcie, że jestem głupia. Chyba nie powinnam wracać do wspomnień... to ma na mnie zły wpływ, a jak przypomnę sobie o tym, że pocałowałam Billa w łazience... wtedy byłam taka inna... bo jak ja mogłam coś takiego zrobić? Przecież to jest mój przyjaciel... ale on się tym zbyt nie przejął, to nawet lepiej. Może pomyślał, że pomyliłam go z Tomem, chociaż ich nie da się pomylić... zwyczajnie nie da.

Otworzyłam szeroko oczy, gwałtownie się poruszając na ławce, gdy poczułam czyjeś wargi na swoich ustach.

Jezus Maria! Ten to ma wejście, chce mnie zabić? Przecież zawału mogłam dostać.

-zwariowałeś? Wystraszyłeś mnie!-naskoczyłam na niego, aż się odsunął, lecz uśmiech wcale nie znikał z jego twarzy.

-przepraszam, nie mogłem się oprzeć, tak słodko wyglądałaś.

-i to jest powód, żeby tak znienacka, bez mojej wiedzy?- zamrugałam oczami nie spuszczając z niego wzroku. Naprawdę się wystraszyłam, a po ostatnich przeżyciach jestem strasznie przewrażliwiona. Mam na myśli między innymi pogróżki Herrego, o którym zdążyłam już zapomnieć...

-no, ale przecież wiadomo, że to ja. Bo kto inny?-opadł obok mnie- chyba, że o kimś nie wiem...

-wiesz, że się spóźniłeś?-byłam tak miła, że go oświeciłam.

-eh...wiem, ale moja mama zadzwoniła akurat jak miałem wychodzić...-westchnął kładąc głowę na moim ramieniu.-przepraszam...-mruknął po czym cicho ziewną. Co mu jest? Jakiś taki ospały... czy ja go nudzę?

-a ty się dobrze czujesz? Zaraz tu zaśniesz.-szturchnęłam go lekko na co się skrzywił. Taka piękna pogoda, a on będzie spał i to jeszcze na ławce w parku!

-nie wyspałem się... jestem strasznie zmęczony...

-ah... a może dlatego, że całą noc się wierciłeś zamiast spać i przy okazji mnie budziłeś.-przypomniałam mu uśmiechając się pod nosem. Ja również nie mogłam spać, ale wypiłam rano mocną kawę i jakoś żyje.

-bo tobie to łatwo mówić... ja byłem taki podekscytowany tym wszystkim... tym, że ci powiedziałem.. i w ogóle.. cały czas myślałem co teraz będzie...-podniósł głowę pozwalając mi ujrzeć jego twarz i świecące brązowe tęczówki...

-teraz co by się nie działo, będzie wszystko dobrze.-uśmiechnęłam się do niego najczulej jak potrafiłam. Ja nie wiem czy w ogóle tak umiem... przecież nigdy tego nie robiłam...

-będzie dobrze- powtórzył z entuzjazmem całując mnie w usta, a zaraz po tym położył się na moich kolanach.

-inteligent.-zaśmiałam się, gdy wtulił się w mój brzuch powodując na moim ciele fale gorących dreszczy.

-Carmelka...-wymruczał w materiał mojej kurtki. I nastała cisza. Wsłuchiwałam się w jego oddech, jakby nic innego nie wydawało żadnych dźwięków. Nie słyszałam wiatru, nie słyszałam przechodzących ludzi, pływających kaczek... słyszałam tylko jego. Jego oddech i bicie jego serca...

Drapałam go delikatnie po plecach pozwalając, aby odpłynął w krainę snów i marzeń... a sama zatraciłam się w tej chwili.... bo jest cudnie...


#


Dmuchnęła sprawiając, że blond kosmyk jej włosów uniósł się do góry następnie opadając w innym miejscu na jej głowie. Wyjęła z szafki wodę utlenioną po czym wylała ją na gazę. Z cichym westchnięciem podeszła do czarnowłosego, aby obmyć mu ranę na czole. Chłopak starał się nie okazywać bólu, ale ona dobrze wiedziała jak to piecze, a dowodem na to było jego syknięcie, którego nie potrafił w sobie zdusić.

-naprawdę chcesz, żebym uwierzyła, że jesteś taką ofermą i sam sobie to zrobiłeś uderzając głową o drzwiczki szafki?-spojrzała na niego dając mu jednocześnie szansę do wyjawienia prawdy, ale on nie miał zamiaru z niej korzystać. Potrząsną tylko energicznie głową na potwierdzenie jej słów. Dziewczyna wzruszyła ramionami i nakleiła mu plaster na czoło.-dziwne, że książka trafiła ci akurat w oko..-mruknęła przykładając mu do oka wacik nasączony jakąś cieczą, która nie pachniała zbyt ładnie.

-co to?

-twoje wybawienie. Do jutra opuchlizna powinna zejść, tylko musisz to przykładać, co jakiś czas.-wyjaśniła i wzięła jego rękę,aby sam przytrzymał sobie okład.-ty to masz pecha, naprawdę...na tą rozciętą wargę już ci nie pomogę.

-dzięki...

-nie ma sprawy.-mruknęła chowając apteczkę do szafki- a co powiesz reszcie jak zapytają?

-prawdę. Przecież mówiłem ci, że...

-tak wiem. Otworzyłeś szafkę i uderzyłeś się o drzwiczki w czoło, a potem książka po którą sięgałeś spadła ci na głowę robiąc ci śliwę pod okiem i z tego wszystkiego zagryzłeś sobie wargę tak mocno, że zaczęła ci lecieć krew.-wyrecytowała na jednym tchu przerywając mu przy tym.

-no właśnie.

-wiesz co? Bardzo się cieszę, że uważasz mnie za idiotkę.-rzuciła mu ironiczne spojrzenie po czym opuściła pomieszczenie.

-Sara, to nie tak...

-idę do Carmen, więc ty też musisz iść..do domu najlepiej.-oznajmiła w ogóle nie chcąc słuchać tego co ma do powiedzenia. Tak, ona ta która zawsze słucha wszystkich do końca, pozwala się tłumaczyć, tym razem zwyczajnie ignoruje. Bo myślała, że jest osobą, której Bill ufa...a przede wszystkim, że nie będzie jej okłamywał. Przecież on nie należy do takich osób. On jest szczery i prawdziwy...

-dobrze, ale...

-przestań z tym „ale”!-warknęła zakładając w pośpiechu buty i kurtkę.

-ja chcę tylko ci się wytłumaczyć.

-ale ja nie chcę tego słuchać. Zapytałam co ci się stało, odpowiedziałeś mi i dobra, koniec tematu! A teraz wybacz, ale wychodzę.-otworzyła drzwi i wyszła na zewnątrz czekając chwilę, aż czarny zrobi to samo. Nie miał wyboru, musiał wyjść. Wcale nie chciał, żeby tak wyszło.

Zamknęła dom na klucz i skierowała się w stronę furtki.

-Sara...

-cześć!

-do zobaczenia wieczorem.

-nie wiem czy będę.-rzuciła przez ramię idąc w zupełnie inną stronę i po chwili zupełnie zniknęła mu z pola widzenia.

-jak to „nie wiem czy będę”... ?-burknął do siebie niepocieszony...


#


Stanęłam przed otwartą szafą i oparłam się o jej drzwiczki. Wpatrywałam się w wiszące ubrania zastanawiając się, co mogłabym na siebie włożyć. Teraz dopiero odczułam zmęczenie po nieprzespanej nocy. Kofeina przestała działać... chętnie poszłabym w ślady Toma i poszła spać, tak jak robi to on w tej chwili na moim łóżku. Stwierdziłam, że nie ma sensu, aby spał na moich kolanach i byłam tak uprzejma, że użyczyłam mu swoje posłanie.

Ciekawe, dlaczego chciał się ze mną zobaczyć skoro jest taki zmęczony... bo tylko przy mnie może spokojnie spać ;D Ahh... fajnie tak na niego patrzeć i mieć tą świadomość, że jest ze mną... ze mną... ze mną!

A więc wymazuje z pamięci przykrą przeszłość i żyję chwilą! O ile tak się w ogóle da... przecież tyle razy próbowałam zapomnieć, a to i tak wraca...


Wystraszyłam się, kiedy poczułam wibracje w kieszeni. Mój telefon ostatnio często się odzywa. Aż coś mnie ścisnęło w środku, gdy ujrzałam nadawcę sms-a. To ten sam numer co wczoraj... czyli to znowu on!

Widziałem was. Oh, jacy szczęśliwi. No gratuluję! Ale już niedługo. Pozdrów swojego gitarzystę.”

Przymknęłam powieki oddychając głęboko. Tylko bez nerwów. A już zdążyłam o nim zapomnieć...

Bez chwili wahania wyjęłam z telefonu kartę i wrzuciłam ją do szuflady. Mam już serdecznie dosyć tych kretyńskich sms-ów. Wiem, że on chce mnie nastraszyć. Ale ja z nim i tak wygram, i nie pozwolę mu zniszczyć to co chcę zbudować.

Odwróciłam się w stronę łóżka i spojrzałam na Toma, leżał na boku i słodko spał. Podeszłam do niego i wsunęłam się pod kołdrę wtulając w jego plecy... Czułam ciepło bijące z jego ciała. Nie wyobrażam sobie teraz, że mogłoby być inaczej. Nie wiem, co by było jakby wtedy nie przyszedł i nie powiedział, co czuje. Gdyby on nie zrobił pierwszego kroku, to ja bym się nigdy nie przyznała do swoich uczuć. A teraz jakiś dupek miałby to zniszczyć? O nie. Po moim trupie. Jeżeli będzie chciał utrudnić nam życie, ja go zniszczę. Jeszcze nie wie na, co mnie stać. Nigdy nie przytrafiło mi się coś takiego, dlatego będę o to walczyła. Bo do cholery, ja się zakochałam. A to chyba nie zdarza się codziennie, tym bardziej że jeszcze nigdy nie kochałam żadnego chłopaka. I on jest mi potrzebny, jak nikt inny.

Zamknęłam na chwilę oczy. Nigdy nie myślałam, że zwyczajne bycie z kimś może mieć taki wpływ na człowieka.

-mmm... Carmen...-poczułam jego ciepłą dłoń, którą złapał moją rękę. Obrócił się w moją stronę.-długo spałem?

-nie- uśmiechnęłam się. Wyglądał na bardzo rozmarzonego. Chyba dobrze mu się spało.-niedługo musimy iść do klubu.-przypomniałam mu z grymasem na twarzy- a tak mi się nie chce...

-to może pójdziemy na chwilę, a potem dyskretnie znikniemy?-zaproponował zadowolony ze swojego pomysłu. Genialnego pomysłu.

-tak! Jesteś cudowny.

-ah...wiem, wiem...-wyszczerzył się. Jak ja to lubię.-i chyba mi się coś należy, za tak wspaniały pomysł?-uniósł lekko brwi spoglądając na mnie znacząco.

-a co?-zapytałam ciekawa, co wymyśli, a on wskazał palcem na swoje usta, co od razu zrozumiałam. Uśmiechnęłam się i szybko go w nie cmoknęłam...

 

###

 

Uh, nic mi się nie chce. Okropna ta niedziela.

Tak sobie siedziałam, słuchałam muzyki myślałam o koncercie i nagle... przyszło mi do głowy, aby zakończyć to opowiadanie. Jednakże zrezygnowałam z tego genialnego pomysłu, bo chce przynajmniej w jednym opowiadaniu zrealizować wszystkie plany, jakie mam. Więc nie prędko stąd zniknę ;]

Czy życie nie jest piękne? ;D Tak, życie jest piękne, a ja jestem walnięta ^^ 

Pomiomo tych wszystkich przykrych przeżyć cieszę się, że nie zrezygnowałam z pisania i nadal tutaj mogę być... 

No, już się nie będę rozpisywać.  Myślę, że nowa notka za tydzień ;)

Pozdrawiam ;*

 

 

piątek, 16 stycznia 2009

36. 'Tajemniczy "ktoś"...'

<title></title><style type="text/css"></style>

Po cichu wszedł doswojego pokoju ostrożnie zamykając za sobą drzwi. Nie chciał byćzbyt hałaśliwy, aby nie zbudzić swojego gościa. Może trochęprzesadzał przemierzając pokój na palcach, ale wydawało mu się, że dziewczyna śpiąc w jego łóżku ma bardzo lekki sen. Miałwrażenie, jakby cały czas czuwała. Wcale nie chciał jej budzić,lecz musiał. Niestety jego brat raczył wrócić o wiele wcześniejniż przypuszczali. Teraz naprawdę nie będą wiedzieli na czymstoją. Czy w ogóle jest sens dalej się mieszać w sprawy sercoweprzyjaciół? Może lepiej zająć się swoimi...

Stanął nad śpiącąprzyjaciółką zastanawiając się w jaki sposób ją obudzić.Doskonale wiedział, że to nie jest miłe, gdy ktoś przerywa sen,przekonał się o tym na własnej skórze wiele razy. Zawsze marzył,żeby choć raz obudzić się z własnej woli wiedząc, że obokbędzie leżała ukochana. Dla takich chwil warto otwierać oczy.

-hm...jaka onaładna...-przechylił głowę wbok przyglądając jej się uważnie. Leżała na plecach, a jej lewaręka spoczywała tuż koło głowy na białej poduszce. Wyglądała,jakby pozowała do zdjęcia. Nawet jej włosy wyglądały zupełnienormalnie. -i nawet makijaż jej nie potrzebny...miałemtaką dziewczynę pod nosem, a nic nie zrobiłem...-zmarszczyłbrwi dalej na nią patrząc. Trudno było mu zejść na ziemię. Cóż,nie codziennie widzi w swoim łóżku dziewczynę. -okej,opanuj się Bill, bo jeszcze zrobisz coś głupiego.-powiedziałdo siebie w myślach po czym odetchnął głęboko. I kto bypomyślał, że to będzie takie trudne.-Sara...-wypowiedział cichojej imię mając świadomość, że go nie usłyszy. Jakoś niepotrafił mówić głośniej. Przygryzł wargę niepewnie wyciągającrękę w stronę blondynki i odskoczył jak oparzony, gdy ta sięporuszyła.-no nie wierzę. Jestem skończonym idiotą. Niepotrafię nawet obudzić, dziewczynę!

-niepatrz na mnie, gdy śpię...-wymamrotała przewracając się na bok,co go zaskoczyło. Skąd ona wie, że on tu stoi skoro ma zamknięteoczy?

-oh,dosyć tego. Przecież muszę ją obudzić.-podszedł do łóżkai usiadł na kolanach za jej plecami.-Sara, obudź się...-szturchnąłją lekko, nawet to przyszło mu z wielkim trudem. Przecież to byłstraszny czyn, jak można tak potraktować niewinną dziewczynę.

-niedotykaj mnie, Jacke.-strąciła jego rękęze swojego ramienia. Chłopak doznał wielkiego szoku. Bo od kiedy onnie nazywa się Bill? Co to ma w ogóle znaczyć. Wcale mu się tonie podoba...

-awłaśnie, że będę. Obudź się.-ponownie ją szturchnął, dziękiczemu otworzyła oczy i obróciła się w jego stronę. Wyglądałana dość zaskoczoną jego obecnością.

-Bill?

-noniestety nie jestem Jacke'm.-mruknąłniezadowolony, na co dziewczyna rozchyliłausta z wrażenia.

-powiedziałamdo ciebie, Jacke?

-tak.-potwierdził wpatrując się w nią. Dziwnie się zachowywała,jakby sama nie wiedziała co się dzieje.-no, ale właściwie odczasu do czasu mogę być kimś innym.

-nie. Przepraszam cię, ale wszystko mi się pomieszało...nie wiem,czemu tak cie nazwałam. Przepraszam...

-nie ma sprawy, to nic takiego.-posłał jej ciepły uśmiech-musiałem cię obudzić, bo Tom wrócił...niestety nie dowiedziałemsię, gdzie był.

-trudno... pójdę dzisiaj do Carmen, jeżeli był u niej, na pewnomi powie.-stwierdziła- Bill, a twój brat wie, że ja tutaj jestem?


#


Cicha muzyka wydobywała się z radia stojącego na szafcesprawiając, że atmosfera w kuchni była niecodzienna. Sama niewiem, czy to ta muzyka ma na mnie taki dobry wpływ i dzięki temumam dobry humor? Nie. Na pewno nie.

Właśnieprzeglądałam sobie kolorową prasę, nawet nie wiedziałam, żejestem w gazecie. Ale to też nie jest powodem mojej radości. Wsumie nic ciekawego nie napisali, a odkąd dowiedziałam się oprzykrych bzdurach wypisywanych na mój temat przestałam się tyminteresować, bo po co się gnębić?

Powrótmojej siostry, także nie jest powodem dobrego humoru. No cóż,zniknęła sobie na całą noc, co mi wcale nie przeszkadzało.Zapewne była z tym swoim chłopaczkiem i całkiem fajnie siębawiła, na co wskazuje jej wspaniały humor. Równie wspaniały jakmój.

-Carmen, aty już nigdzie nie wyjeżdżasz?-weszła do kuchni i postawiła naśrodku stołu wazon z kwiatami. Ciekawe, czy je kupiła, czydostała... ostatnio przestałam się interesować jej chłopakiem. Inie rozumiem, dlaczego ona go przede mną ukrywa... oh! Ja teżchciałabym dostać kwiaty... ostatnie dostałam w październiku...tojak na mnie i tak bardzo niedawno.

-nie.Czekam, aż mi noga wyzdrowieje i wracam do tańca, bo mam zamiarpodbić świat. A poza tym na razie czeka mnie jeszcze jakiś koncertz Tokio Hotel...-przekazałam jej swoje plany na najbliższąprzyszłość. Może nieco wyolbrzymione, ale... mam marzenia..

-a mogęwiedzieć, co sprawiło że tak się zmobilizowałaś?

-a ktopowiedział że „coś”?-spojrzałam na nią znacząco, lecz nawetna myśl mi nie przyszło, aby zdradzać coś więcej. Skoro ona minic nie mówi, ja nie będę mówiła jej.

-no proszę.Zostawić cie samą na jedną noc i już pojawia się tajemniczy„ktoś”.

-tajemniczyto jest ten twój kochaś. Jak ty nic mi o nim nie powiesz, ja ci teżnic nie powiem.-wzruszyłam ramionami powracając do przeglądaniagazety.

-oh, tyspryciulo. Dobra, dobra niech ci będzie. I tak wcześniej czypóźniej się dowiem.-skwitowała siadając naprzeciwko mnie.

-dokładnie.-uśmiechnęłamsię odkładając pismo na stół, w tej samej chwili dostałam sms-ai ktoś zadzwonił do drzwi. Spojrzałam na siostrę, ale jej minawskazywała na to, że wcale nie ma zamiaru się ruszać. No jasne.Wszystko Carmen.

Przewróciłamoczami podnosząc się z miejsca i poszłam do drzwi, kolejno jeotwierając. Co za zaszczyt, moja przyjaciółka zechciała mnieodwiedzić.

-cześć.

-miło ciewidzieć. Wejdź.-zaprosiłam ją do środka. Nie, nie będę na niąkrzyczała, ani też jej nie zabiję. Wiem, że chciała mi pomóc,ale nie będę jej jeszcze dziękowała. Czekam na kolejny genialnypomysł.

-pomyślałam,że wpadnę... dawno się nie widziałyśmy, a ostatnio miałaśchyba jakąś sprawę...

-jużnieaktualne.-stwierdziłam wskazując jej schody, aby skierowała siędo mojego pokoju, a ja spokojnie podążyłam za nią po drodzeodczytując sms-a.

Corobisz? Może się zobaczymy? ;>”-nadawca,Tom. Uśmiechnęłam się do telefonu, jakby on w nim był i towidział. Zwykle tak mam, że śmieje się jak głupia do telewizora,ale do telefonu zdarzyło mi się pierwszy raz.. i przypuszczam, żenie ostatni...

Jestemz Sarą. A my się niedawno widzieliśmy przecież ;p”-odpisałammu zupełnie odłączając się od świata, przez co prawie potknęłamsię na schodach. Na szczęście mam jeszcze refleks i nieuszkodziłam sobie twarzy...

-bo jak dzwoniłaś wtedy, naprawdę nie mogłam...

Tobyło rano, tak dawno! Myślałem, że gdzieś razem wyjdziemy...”

Bardzochętnie, ale muszę najpierw skończyć z Sarą.”

-...wtedynaprawdę musiałam... chyba nie jesteś o to zła?-zamrugałamoczami spoglądając na przyjaciółkę, która jak się okazałozdążyła już mi coś wyjaśnić... tyle, że nie mam pojęcia codo mnie mówiła...uśmiechnęłam się do niej niewyraźnie ipokręciłam przecząco głową.

-to dobrze, bo już myślałam...

Chybanie chcesz jej nic zrobić? Oszczędź ją, nie chce żeby mój bratstracił dziewczynę... ;)”

Nicjej nie zrobię, głupku! Musimy tylko pogadać. Jak skończymy damci znać.”

Dobrze,będę czekał. Całuję ;*”

Schowałam w końcu telefon do kieszeni i przeniosłam wzrok nablondynkę, która patrzyła na mnie jakbym była jakimś zjawiskiem.

-co?

-nie, nic. Dlaczego się tak cieszysz?-usiadła na krześle niespuszczając ze mnie wzroku.

-a co mam płakać?-zrobiłam głupią minę. Naprawdę już jej nierozumiem. Jak płacze to źle, jak się ciesze też coś nie tak,więc co mam robić? Czy to aż tak dziwne, że mam dobry humor?Wiem, że ostatnio byłam jak wrak człowieka, ale zrobiłam z sobąporządek.

-no jasne, że nie. Po prostu trochę mnie zaskakujesz.- stwierdziłarozglądając się dookoła z zaciekawieniem, jakby była tu pierwszyraz. To raczej ja mam podstawy do tego, aby twierdzić, że z niąjest coś nie tak. Ona też jest jakaś inna... czy to przypadkiemnie sprawka Billa? Ostatnio często przebywała w jego towarzystwie.

-doszłam do wniosku, że nie ma co oglądać się za siebie tylkotrzeba iść do przodu i łapczywie łapać, za to co los mi daje, bodrugiej szansy może nie być.

-łaaaaaaał, Carmen... jestem w szoku...-w jej oczach widziałamwielkie zdumienie. Ja jeszcze potrafię zaskoczyć.-nawet nie wieszjak mi ulżyło, gdy zobaczyłam cię w normalnym stanie. Przezchwile myślałam, że możesz sobie nawet coś zrobić... niewiedziałam, jak ci pomóc...a ja tak nienawidzę tej bezradności...

-oj, przecież wiesz, że ja nigdy się nie poddaje.-puściłam jejoczko uśmiechając się wesoło... moja kochana przyjaciółeczka...Czasami w ogóle zapominam, że istnieje ktoś taki jak przyjaciel,czy też siostra. Zamykam się w swoim świecie i mam wszystko wdupie, nawet to, że ktoś się o mnie martwi. Jestem beznadziejna...

-ja się zaraz zbieram, a ty weź się szykuj na tą imprezę, bopewnie nie masz się w co ubrać jak zawsze.-przewróciła oczami iwstała z miejsca. Natomiast ja bardzo się zdziwiłam. Jakaimpreza?!-no co tak patrzysz?

-o jakiej imprezie ty mówisz?

-jak to jakiej. Przecież ci mówiłam, że z okazji powrotu Georgajest impreza! Czy ty mnie w ogóle słuchałaś?-rzekła z pretensją,a ja zrobiłam niewinną minkę, licząc że mnie to wybawi...-ugh!Carmen! Dzisiaj wieczorem, w tym klubie co zawsze.

-ah... no jasne... tam gdzie zawsze, no przecież!-okrzyknęłamudając, że mnie oświeciło. No cóż... nie mam pojęcia gdzie,ale wypytam o wszystko Toma. Ma się te swoje sposoby.

-no. To nie zapomnij. I żebyś wyglądała zniewalająco.

-a dlaczego? Przecież to tylko...

-to aż impreza!-przerwała mi. Przypuszczam, że mój ubiór jestjej potrzebny do nowego planu. A może ja jej już powiem, że nietrzeba? Ale wtedy nie będę wiedziała co wymyśliła... nie no,niech się jeszcze pomęczy.

-dobrze, będę wyglądała lepiej od ciebie. Zadowolona?

-eh... tak. To do zobaczenia.-cmoknęła mnie w policzek i zniknęłaza drzwiami, po czym słyszałam już tylko „tup,tup,tup” itrzask zamykających się drzwi wyjściowych. Sara opuściła mójdom.

Zaśmiałam się pod nosem i wyjęłam z kieszeni telefon od razuwybierając numer Toma. Moja przyjaciółka jak się w cośzaangażuje, to aż przykro psuć jej całą zabawę. A że ja mamdobre serduszko, pozwolę jej kontynuować.

-haloo?-usłyszałam znużony głos po drugiej stronie, którynależał nie do nikogo innego jak do gitarzysty Tokio Hotel.

-no halo, gdzie twój entuzjazm?

-ah, to ty... myślałem, że to mama dzwoni... cały dzień marudzi,że za rzadko ją odwiedzamy... tylko linie mi blokuje.

-linie ci blokuje? A kto ważny ma dzwonić?-zainteresowałam się,bo chyba ktoś ważny musi być, skoro nawet biedną mamę spławia.Może ja powinnam też nie dzwonić?

-nie, nikt... to znaczy ty! To znaczy, nie że ty jesteś nieważna,ale... Przepraszam, jeszcze raz. Po prostu czekałem na jakiś znakod ciebie.

-to wiele wyjaśnia.-stwierdziłam kiwając samej sobie głową-chciałam ci tylko powiedzieć, że jestem już wolna i możemy sięspotkać. No, a ty musisz mi powiedzieć, gdzie jest ta jakaśimpreza...

-o, impreza... prawie zapomniałem. Też im się chce bawić...

-a ty się coś rozleniwiłeś bardzo.

-może trochę.. ale to nieważne! Musimy się koniecznie zobaczyć.Pasuje ci w parku, tam gdzie ostatnio?

-jasne. Będę za dziesięć minut, może być?

-idealnie!

-super, to do zobaczenia.-zakończyłam połączenie nie czekającjuż na odpowiedź. Miałam tylko dziesięć minut, aby sięprzygotować. A najlepsze jest to, że po pierwsze; sama sobiewyznaczyłam taki czas włącznie z dojściem, a po drugie na co jamam się przygotowywać?


###


I jak się podoba? ^^

Teraz zniknę na jakiś tydzień, ponieważ wyjeżdżam, ale możliwe że wrócę wcześniej ;] Więc nowa notka prawdopodobnie w następny weekend.

pozdrawiam ;*




piątek, 9 stycznia 2009

35. 'Teraz już na pewno wiem...'

Moje wargimimowolnie rozchyliły się, a ja sama zastygłam w miejscu, jakbyczas się zatrzymał. Czułam, jakby coś ściskało mi gardło,dlatego nie potrafiłam wydobyć z siebie, żadnego słowa. Azresztą... co ja miałabym powiedzieć? Jestem zbyt delikatna,powinnam być silniejsza emocjonalnie, a nie. Nawet nie wiem, o co muwłaściwie chodzi. Że niby czego chce spróbować?

A możelepiej, żebym nie wiedziała....jest taki jakiś inny niżzwykle....

Tak, bojesię tego co chce mi powiedzieć... to jest głupie. Muszę sięopanować i zwyczajnie przyjąć do wiadomości, jego słowa. Jakzawsze..tyle, że ta sytuacja nie przypomina mi takiej jak zawsze...

-cco... maszna myśli, mówiąc, że chcesz spróbować?- wykrztusiłam z siebiez wielkim trudem. Bardzo dużo mnie kosztowało, aby brzmiećzupełnie normalnie. Nie wiem, dlaczego to jest dla mnie takstresujące. Przecież nic złego się nie dzieje, wszystko jest wjak najlepszym porządku, ale czy właśnie tak ma być?

-długo sięnad tym zastanawiałem... to trochę głupie, że tak nagle...-mówiłspokojnie, choć głos mu drżał, a ja słuchałam. Chyba nie tylkoja miałam problem z samą sobą. Uh... może nam obydwojgu chodzicały czas o to samo, lecz o tym nie wiemy?-chodzi mi... ozwiązek...-zaciął się na moment odwracając ode mnie wzrok. Światsię zatrzymał. Chyba przestałam oddychać. Przestałam myśleć.Byłam ciałem, ale duchem odpłynęłam.-związek międzynami...-dokończył zaciskając usta. Zapadła cisza. On jużpowiedział, co miał do przekazania. Teraz była moja kolej, jednaknie umiałam... nie umiałam się odezwać. Zupełnie nie wiedziałam,jak się zachować. W głowie miałam istny mętlik. Co z tego, żemoje serce zaczęło walić, jak oszalałe i ono znało jużodpowiedź... skoro moje myśli były silniejsze, nie pozwalałypodjąć mi żadnej pochopnej decyzji. Od razu pojawiło się milionsprzeciwów... milion wątpliwości...-Carmen...proszę nie rób mitego... powiedz coś...


Międzynami nigdy nic nie było...nasze dłonie nigdy nie spotkały się.

Terazjuż na pewno wiem, że to miłość... i dlatego mówić chcę... *


-noi jak?

-super.Od dzisiaj jestem basistką zespołu Tokio Hotel. Chcesz autograf?

-boże…ty się naprawdę zgodziłaś?!

-no raczej. Niemogłam zaprzepaścić takiej szansy!Jeszcze trochę i będęwiedziała o tym inteligencie wszystko.

-aon o tobie…

-Sara,daj spokój. To tylko zakład. Przecież mnie znasz, potrafię byćpodła. Potrafię być egoistką, potrafię kłamać i doskonaleudawać.

-no,ale przecież on ma w sobie jakiś urok. Teraz jak będziecie spędzaćze sobą tyle czasu…

-lepiejnie kończ tej wypowiedzi!

-nibysię nie lubicie, ale widujecie się często i wcale wam to taknaprawdę nie przeszkadza! Jakbyście się widywali dwadzieściaczterygodziny na dobę, też bylibyście szczęśliwi.

-pogięłocię? Przecież ja się nie zakochuję.

-amoże tak ci się tylko wydaje? Serce nie sługa.

-itak wygram ten zakład.

-jaksię zakochasz to go nie wygrasz.

-gadaszgłupoty.

-jeszczezobaczymy kto tu gada głupoty.

-Sara,proszę cie daj spokój. Ja i on? Nie sądzisz, że to jest za bardzonierealne?

-nie.Wszystko jest możliwe. Obydwoje jesteście nieprzewidywalni. I jaczuję, że przegrasz przez miłość.

-nieprzegram! Carmen nigdy nie przegrywa! Carmen nigdy się niezakochuje! Carmen nie lubi Kaulitza!



Otrząsnęłam sięze wspomnienia, które przypominało mi o zakładzie,właściwie jużnie istniejącym, ale sam fakt, że chciałam, aby przeze mniecierpiał, nie pozwalał mi tak po prostu przyznać się do swoichuczuć. Bo Sara miała rację. Oh, dlaczego miała racje!? Ja wcalenie chciałam tej miłości. Czy w ogóle miałam jakiś wybór?Jeżeli tak, to kiedy? Bo jakoś nie usłyszałam pytania, czy chceszgo pokochać? Moje serce nie oczekiwało żadnej zgody z mojejstrony. A teraz siedzę przy nim, słucham jego smutnego głosu i niepotrafię udzielić odpowiedzi. Właściwie, czy było jakieśpytanie?

-jeżeli nie chcesz,to po prostu powiedz. Przecież nie mogę cię do niczegozmusić...Carmen, proszę...-uniósł głowę spoglądając na mnie znadzieją.

-chcesz...żebymbyła z tobą... jako...

-chce, żebyśmybyli parą... normalną parą, jak chłopak i dziewczyna.-wyjaśniłod razu widząc moje niezrozumienie. To jest chyba za dużo wrażeń,jak dla mnie na jeden dzień...-naprawdę nie wiesz, co do mnieczujesz?

-nie wiem, co tyczujesz.

-dużo więcej niżprzyjaciel do przyjaciółki.-oznajmił, co mi z jednej stronysprawiło radość, a z drugiej spowodowało kolejne wątpliwości...mogłabym choć raz się nie zastanawiać i zrobić coś, czego chcę.

Uśmiechnęłam siędelikatnie kierując spojrzenie na niego. Może to tylko sen? Obynie...

-a myślisz, że namsię uda?

-chciałbym...bardzo...-odparłbardzo wiarygodnie. Hm... czy czegoś nam brakowało, co byłobypotrzebne w związku? Zaufanie? Zrozumienie? Wsparcie? Przyjaźń? Icoś ponad przyjaźń? Wszystko jest, bez dwóch zdań...więc,dlaczego decyzja jest taka trudna?-ale jeżeli ty niechcesz...zrozumiem.

-chcę, Tom... chcez tobą być, nawet nie wiesz jak bardzo...


#


Blondynka ziewnęłaprzeciągle usadawiając się wygodnie na fotelu. Że też dała sięnamówić na oglądanie filmów w środku nocy. Tylko mądry Billmógł wymyślić coś takiego. I co to w ogóle za argument, bo niechce być sam.

-to szukamy czegośw telewizji, czy raczej dvd?

-wszystkojedno.-mruknęła zamykając oczy. Najchętniej położyłaby się wswoim ciepłym łóżku i kontynuowała sen. Zresztą i tak nie miałazamiaru nic oglądać.

-no, ej... czemu tyśpisz?

-nieśpię...-zaprzeczyła otwierając oczy. Czarny patrzył na niąpodejrzanie. To miała być fajna noc, a nic z tego nie wyjdzie,jeżeli druga strona będzie nieprzytomna...

-to może wyjdziemyna ogród? Orzeźwisz się.

-chyba oszalałeś,jest z minus pięć, co najmniej.-od razu się rozbudziła. Na samąmyśl o dworze przechodziły ją zimne dreszcze.-włącz coś isiadaj.

-myślisz, że Tomjest u Carmen?-zmienił nagle temat zajmując miejsce na kanapie.Sara spojrzała na niego zaskoczona, przecież niedawno był tegopewien, więc skąd te pytanie?

-a jest możliwość,żeby go tam nie było?

-no, wiesz... wydajemi się, że poszedł do niej, ale równie dobrze mógł iść dojakiegoś klubu, żeby odreagować..kiedyś często tak robił...

-no, tofantastycznie. Pewnie wyrwie sobie jakąś panienkę i zapomni, że wogóle coś czuł do Carmen.-skwitowała ze złością.

-czy ty przypadkiemnie jesteś optymistką?

-już nie.-burknęłazakładając ręce na piersi.-a już miałam nadzieję, że w końcubędą razem...oni są po prostu głupi! Skończeni kretyni i tyle. Czy muszą wszystko mieć napisane czarno na białym, żeby zauważyć,że się kochają? Przecież nie można być aż tak ślepym!

-najwyraźniejmożna...no, ale jest jeszcze ta lepsza możliwość...

-teraz, to jakośnie bardzo wierzę, że twój brat do niej poszedł. Zresztą,nieważne. Ja już mam dosyć, niech sobie robią co chcą. Ichsprawa i to oni będą płakać, a nie ja.

-ej, nie unoś siętak. Nie ma co się denerwować, jeszcze zmądrzeją, uwierzmi.-uspokoił ją, a raczej próbował, bo żadnych rezultatów tonie przyniosło.

-włącz lepiej tenfilm, bo już się rozbudziłam.


#


Podniósłsię gwałtownie z miejsca słysząc jak ktoś wchodzi do domu, a tonie mógł być kto inny jak jego brat. Z wypiekami na twarzy czekałna niego przy wejściu do kuchni, lecz ten usiadł w salonie nawet naniego nie spoglądając. To było do przewidzenia, chyba niespodziewał się, że przyleci do niego i zacznie mu opowiadać jakąto fantastyczną noc spędził.

-ijak było?-czarny wszedł do salonu patrząc na niego z zapytaniem.Gitarzysta rozciągnął się zerkając w jego stronę, nie rozumiało czym on mówi.

-co,jak było?

-no...a gdzie ty byłeś?-teraz to Bill zupełnie się zdezorientował isam już nie wiedział o czym mówią. A jeżeli się mylił i onwcale nie był u Carmen, tylko w jakimś klubie? Albo co gorszaznalazł sobie jakąś pannę na jedną noc...

-aco?- chłopak nie wyrażał zbyt wielkich chęci, aby chwalić sięmiejscem, w którym spędził noc. Czy wszyscy muszą wiedzieć,gdzie był i co robił? Jego brat naprawdę jest wścibski, jak baba.Zero prywatności.

-jakto co?! Całą noc cie nie było, miałem już dzwonić na policję,ale przypomniałem sobie, że mój brat jest nieodpowiedzialnymkretynem i na pewno zabawia się z jakąś...-urwał w ostatniejchwili powstrzymując się od użycia niezbyt miłego określenia.Chyba trochę go poniosło... co on w ogóle wygaduje? To miała byćprowokacja, trochę mu nie wyszło. Chętnie walnął by się w tengłupi łeb.

-dziwką?Ładne masz o mnie zdanie.-skwitował z przekąsem po czym urażonyodwrócił od niego wzrok.

-tyto powiedziałeś.-burknął w jego stronę niezbyt zadowolony zprzebiegu rozmowy.-nie będziesz jadł śniadania?-zapytał widzącjak Tom włącza telewizor zupełnie nie przejmując się jegoobecnością i tym, że do niego mówi.

-jużjadłem.-odparł krótko.

-gdzie?To jakaś tajemnica?

-tak-potwierdził nie odrywając wzroku od ekranu telewizora, miałnadzieje że dzięki tak zwięzłej odpowiedzi, Bill da mu spokój.

-jakaśnowa dziewczyna?-dociekał, choć wcale nie podobała mu siętajemniczość brata i również nie spodobałaby mu się terazodpowiedź twierdząca. Wczoraj był przekonany, że jego brat jest uCarmen, a teraz już zupełnie nic nie wie.

-nie.Przestań mnie wypytywać, powiedziałem przecież, żetajemnica.-oznajmił twardo. Przecież w życiu się nie przyzna, dotego że to on miał racje.

-jasne...a ty masz zamiar tak siedzieć i nic nie robić?

-jakity jesteś upierdliwy. Mamy wolne, to siedzę i nic nie robię, tochyba oczywiste. Odpoczywam.

-przedtelewizorem?

-nieczepiaj się. Idź lepiej zadzwoń do Sary, musisz przecież zdaćjej sprawozdanie z rozmowy, ze mną!-wyrecytował wiedząc, że tymisłowami zdenerwuje brata i osiągnie swój cel.

-pf.to żeś wymyślił.-prychnął i szybkim tempem wspiął się poschodach na górę. Coś mu się przypomniało...taki mały szczegół,który najwyższy czas obudzić...


###

<title></title><style type="text/css"></style>


*Button Hackers "Między nami"


Jeżeli ktoś chciał wiedzieć,  co odpowie Carmen na "chciałbym spróbować" Toma, to proszęnapisałam od nowa 35 notkę ;D Miało być inaczej, bo chciałam zacząć odostatniego wątku powyżej, ale cóż... przecież nie mogłam rozczarować ;)

Bonie rozczarowałam Was, prawda? Mam nadzieję ^^ Oczywiście mówię tu opierwszym wątku. A tak poza tym... to wolę się nie wypowiadać, czy misię podoba, czy też nie ;D

pozdrawiam ;*

sobota, 3 stycznia 2009

34. 'Pod napięciem.'

<title></title><style type="text/css"></style>

Zbiegł poschodach zatrzymując się w salonie przed kanapą na której wdalszym ciągu siedział jego brat.

-wychodzę.

-dokąd?-czarnowłosyuniósł na niego swoje spojrzenie. Dokąd to jego brat może iść wnocy... a raczej do kogo...

-czy toważne? Po prostu wychodzę.-oznajmił stanowczo, na co Bill wzruszyłramionami. On i tak już wiedział o co chodzi, więc nie musiałtego słyszeć od niego. Jak dobrze być tak domyślnym...

-tylkouważaj na siebie.

-jesteśgorszy od mamy.-przewrócił oczami i zniknął w przedpokoju.Wokalista zaśmiał się pod nosem i czekając aż brat zamknie zasobą drzwi, natychmiast wyciągnął z kieszeni telefon.

Możeszbyć ze mnie dumna. Zgadnij, do kogo poszedł Tom? ;p”-wystukałna klawiaturze wiadomość i wysłał z triumfalnym uśmiechem natwarzy. Był z siebie dumny. Nie spodziewał się, że jego słowanaprawdę przemówią Tomowi do rozsądku, albo może do serca.

Wiesz,która godzina głupolu? Do kogo?! ;D ”-nieminęła chwila jak otrzymał odpowiedź, od razu zabrał się doodpisywania z wielkim zaangażowaniem.

Chybanie śpisz jeszcze? ^^ Tom poszedł do Carmen, oczywiście gdyby nieja, to nic by z tego nie wyszło.”

Jakzwykle, jesteś bardzo skromny. Cieszę się razem z tobą, uwierz.Ale teraz idę spać. Dobranoc! ;]”

Ej,no! I mam sam siedzieć w domu? Przez całą noc?? ;( ”

A coja ci na to poradzę? Trzeba było nie wysyłać brata do dziewczyny.;p”

Chodź,gdzieś pójdziemy...?? ;D”

Chybaoszalałeś. Jest środek nocy! Idź spać.”-Zmarszczyłbrwi i stwierdzając, że nie chce mu się dłużej pisać wybrałnumer dziewczyny w książce telefonicznej i wcisnął zielonąsłuchawkę. Po dwóch sygnałach usłyszał jej zaspany głos, którybrzmiał jak zawsze słodko.

-no...-uśmiechnął się do siebie i położył nogi na stolerozsiadając się wygodnie na kanapie.

-to jak? Idziemy gdzieś, czy wolisz rozmawiać ze mną przeztelefon?

-zapłacisz majątek.-mruknęła ziewając- nie możesz iść poprostu jak normalny człowiek, spać?

-nie. Musimy uczcić, że nam się udało.

-może jutro?-zapytała z nadzieją w głosie. Chłopak zaśmiał siękręcąc sam do siebie głową.

-nie. Teraz, natychmiast!

-Bill, proszę cię. Ja nie mam siły nigdzie chodzić.

-to przyjdź do mnie, zrobimy sobie noc filmów. Zamówię citaksówkę! Może być za dziesięć minut?

-dwadzieścia.-westchnęła ciężko do słuchawki. Czemu jemu siętak trudno odmawia.

-to do zobaczenia.-zakończył połączenie zadowolony z siebie iwstał z miejsca rozciągając się.

-Bill, jesteś wielki.-klasnął w dłonie i udał się do swojegopokoju jednocześnie dzwoniąc po taksówkę.


#


Nuciłamsobie jakąś melodię pod nosem i piłowałam paznokcie. Cóż, niewiem co innego można robić w nocy poza spaniem. Wiem, że nie zasnęwięc nawet nie próbuję. Po co mam się męczyć? Jak się położęnawiedzi mnie mnóstwo myśli, których tak nienawidzę. Staram sięnad sobą panować i myśleć racjonalnie. Przecież nie mogę siębać we własnym domu. Ja w ogóle nie mogę się bać! Strach to mójnajgorszy wróg, poza Herrym oczywiście. W sumie, nigdy się go niebałam. Zawsze sądziłam, że nie potrafiłby mnie zastraszyć, ażdo czasu, gdy oznajmił iż rzekomo porwał moją siostrę. Wtedy poraz pierwszy się go wystraszyłam. Byłam taka głupia! Zwyczajniemnie oszukał, może by tego wszystkiego nie było, jakby Melanieodbierała moje telefony. Wiedziałabym wtedy, że z nią wszystko wporządku. Pamiętam jaki miałam dylemat, musiałam zaryzykować ipowiedzieć o wszystkim, a nie miałam żadnej pewności, że mojejsiostrze nic nie grozi. Jego zamknęli, a ja dalej nic niewiedziałam. I przez ten cały czas był ze mną Tom. Był, gdy byłomi źle, gdy się bałam i był, gdy się cieszyłam z wiadomości odsiostry. Tyle się wydarzyło w ciągu tych dwóch miesięcy...tylesię zmieniło... a on dalej jest. Nie straciłam go pomimo mojegogłupiego zachowania, ani on mnie nie odrzucił ze względu na tącałą Amelię. Nawet, gdy była ona, próbował się ze mnąkontaktować. To ja nie chciałam z nim rozmawiać, to ja wmawiałamsobie, że jestem beznadziejna i że on mnie nie chce.

Poczułampieczenie w oczach, mogłabym się teraz rozpłakać, ale z jakiegopowodu? Dlatego, że jestem skończoną kretynką? Mam dość siebiei tego ciągłego użalania się. Miałam w końcu coś zrobić zeswoim życiem, a w dalszym ciągu stoję w tym samym punkcie, jakbycoś nie pozwalało mi się z niego ruszyć.

Może janaprawdę potrzebuję pomocy psychologa? Czemu nie umiem sobie samaporadzić z tym wszystkim, tak jak dawniej? Czy nadszedł już czas,aby zacząć dzielić z kimś swoje życie... czy powinnam oddaćkomuś swoje serce? Ale ja czuje, że już... już ktoś zajął wnim miejsce...


Podskoczyłamna krześle słysząc dzwonek do drzwi, serce zaczęło mi walić jakoszalałe, ale nie wiem czy to ze strachu, czy może dawało mi znak,że to o czym myślę jest prawdą. Spojrzałam na zegarek, było jużsporo po dwudziestej drugiej. Kto o tej porze mógłby przyjść? Wgłowie miałam tylko jedną wizję. Wykluczając siostrę, któramówiła, że wróci rano i Toma, który na pewno by nie przyszedł wśrodku nocy, a jeśli nawet to zrobiłby to już dawno... pozostajetylko jedna osoba.

Czyli sięnie wystraszył... przyszedł tutaj, tylko po co? Chyba nie możewiedzieć, że jestem sama...nie, nie! To jakaś paranoja. Jakotworzę drzwi i będzie za nimi stał to go zabije, albo zacznę siędrzeć, aż zlecą się wszyscy sąsiedzi. Poza tym... przecież znamtrochę ciosów obronnych. No proszę, jaka ja jestem zaradna. Jużwięcej nie będzie chciał się nawet do mnie zbliżyć.

Wstałamsłysząc po raz kolejny ten sam dźwięk i niepewnym krokiem poszłamdo drzwi. Moja wyobraźnia oczywiście nie mogła mi zaoszczędzićtych drastycznych wizji. Najwyżej tego nie przeżyję.

Odetchnęłam głęboko i otworzyłam wszystkie zamkikolejno pociągając za klamkę... razem z zimnym powietrzem uderzyłwe mnie znajomy zapach perfum...

-no co tak długo?

-Tom!-zapiszczałam nie panując nad sobą. On naprawdęma nierówno pod sufitem. Boże, jakby wiedział co ja przeżyłamzanim mu otworzyłam. Co za ulga... teraz już na pewno nic mi niegrozi...

-co to za zdziwienie? Mówiłem, że przyjdę.-rzekłwchodząc do środka.

-jesteś niemożliwy.-zamknęłam drzwi i podążyłamza nim. Bo on oczywiście już poczuł się jak u siebie w domu. Jegonawet nie trzeba zapraszać.

-gdzie twój pokój?

-słucham?!-spojrzałam na niego zaskoczona. Co to zapytanie...dziwnie to zabrzmiało...

-chce tylko zobaczyć twój pokój... to coś złego?

-nie...skąd... na górze.-wskazałam na schody iposzłam za nim. Jakoś bardzo mu się spieszy. Czy on uważa że nocto najodpowiedniejsza pora na odwiedziny?

-sama jesteś?

-tak. Tom, o co ci chodzi?-zmrużyłam oczy szukającjakiegoś drugiego dna w jego słowach i zachowaniu.

-badam teren.-oznajmił poważnie, z czego nic niezrozumiałam.

-po co?

-pomyślałem sobie żewpadnę i cie zgwałcę.-zatrzymał się nagle i obrócił w mojąstronę.

Zamrugałam oczami patrząc na niego jak na ufoludka.Przesłyszałam się? Uszu nie umyłam! Tak, na pewno...nieumyłam...-żartowałem. Dlaczego się nie śmiejesz?

-no bardzo śmieszne!-pacnęłam go w głowę iwyminęłam wchodząc do swojego pokoju. Jego to też się żartytrzymają. Ja dzisiaj jestem pod napięciem, a ten sobie żartuje ito jeszcze w taki sposób!

-no ale wiesz... skoro już jesteś w tym ręczniku tonic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy...-zawiesił się, gdy wbiłamw niego swoje spojrzenie. Zupełnie zapomniałam o swoim stroju, araczej jego braku. Uśmiechnął się niewinnie i rozejrzał dookołaz zaciekawieniem. Chyba jest tutaj pierwszy raz o ile się niemylę.-lubisz suszone kwiaty?-uśmiechnął się patrząc nakonwalie, które dostałam od niego jeszcze w październiku. Mojasiostra się nimi zajęła pod moją nieobecność i tym o tosposobem zawisły na ścianie.

-lubię konwalie, w każdej postaci.-odparłam zwracającwzrok ku niemu- co cię do mnie sprowadza o tej porze?-usiadłam nałóżku oczekując wyjaśnień. Ja tam nie mam nic przeciwko jegowizycie, ale nie spodziewałam się, że naprawdę przyjdzie. Niebyłam przygotowana.

-eh...no...bo ja właściwie przyszedłem dowiedziećsię co ci doskwiera.

-a taki jeden inteligent, który nawiedza mnie w nocy.

-który to?! Ja już sobie z nim porozmawiam, jak onśmiał...

-Tooom, przestań.-ktoś tu ma dobry humor. Czy on wogóle zauważył, że mowa jest o nim? Żebym ja umiała tak sobieżartować.-no więc jaki jest powód twojej wizyty?

-przyszedłem, żeby być. Chciałem porozmawiać.- noto mnie zaskoczył. Takich słów się po nim nie spodziewałam. Izaczynam się bać... jego ton jest co najmniej dziwny...to chyba cośważnego skoro nie mógł z tym poczekać do jutra.-proszę powiedzmi, co się stało?-przykucnął przy mnie łapiąc mnie za ręce.Cała zadrżałam, czując jak oblewa mnie fala gorąca. Oh, co onwyprawia...

Patrzył mi prosto w oczy, jakby chciał z nich wszystkowyczytać. Przez to było mi o wiele trudniej. Nie potrafię kłamaćprosto w oczy... prosto w jego oczy!

-nie chcę o tym mówić, to nic takiego.-odparłamcicho starając się aby mój głos zabrzmiał wiarygodnie. Prawie gonie okłamałam...

-jesteś smutna...

-nie jestem...-zaprzeczyłam jego słowom. Wcale niebyło mi smutno, po prostu, gdy był tak blisko... jakaśniewidzialna siła mnie osaczała i nie byłam w stanie normalniefunkcjonować. Przecież ja jestem szczęśliwa, bo on jest ze mną.

-to dlaczego się nie uśmiechasz?-przechylił głowę wbok przyglądając mi się uważnie. Na mojej twarzy automatyczniepojawił się uśmiech.-od razu lepiej.

-ale chyba nie o tym chciałeś ze mnąrozmawiać.-przypomniałam mu, na co zagryzł wargi jakby coś gognębiło. Zamyślił się na chwilę, po czym usiadł obok mnie całyczas chowając moje dłonie w swoich. Czułam się jakoś inaczej niżzwykle. Jak ktoś ważniejszy...

-bo ja... chciałbym spróbować...


Dziś już wiem...

Jesteś zawsze blisko mnie,

A w sercu oddech gwiazd i Anioły w moich snach.*


###


*Urszula-Dziś już wiem


Ah...wyszło to jakieś takie nijakie, ale naprawdę nie wiedziałam jak mam to napisać, czasami nie umiem zupełnie przekazać tego, co chcę.  Trudno, trzeci raz tego pisać nie mam ochoty ;]

Jak tam Nowy Rok wam mija? ;D Bo ja, w ogóle nie czuję, że coś się zmieniło. Kurczę, ale nie ma to jak Wrocław, Rynek i Thomas Anders xD W życiu człowieka na oczy nie widziałam, może przelotem gdzieś słyszałam piosenkę, ale muszę przyznać, że fajnie było posłuchać coś z dawnych lat ^^ Chyba po raz pierwszy poczułam radość, że mieszkam w tym, a nie innym mieście.  Normalnie, jak dla mnie sylwester mógłby trwać znacznie dłużej,  tak nie chce mi się wracać do szkoły ;/ Ale, dobra ja tu się już nie rozpisuje, bo to nie ten blog ;D

pozdrawiam ;*