Słońce już chyliło się ku zachodowi, a na dworze robiło się coraz chłodniej. Jednak nam to nie przeszkadzało. Można by powiedzieć, że wcale nie czuliśmy zimna. Szliśmy chodnikiem trzymając się za ręce, jak prawdziwa para. Zawsze o tym marzyłam- spełniło się.
Chciałam mieć kogoś, przy kim będę czuła się bezpieczna i kochana, kolejne marzenie- spełniło się. Chyba mam już wszystko. Wspaniałych przyjaciół, silną i wytrwałą siostrę, cudownego chłopaka... potrzebuję czegoś więcej? Życie mi się układa, jak jeszcze nigdy. Może czas niepowodzeń i cierpienia dobiegł końca? Mam nadzieję. Chciałabym, aby było już tak zawsze.
Te beztroskie uczucie wypełniające duszę. Motylki w żołądku, rozpierająca energia. Jakbym zaczęła żyć na nowo. Czy to jest możliwe? Nie sądziłam, że miłość może wzbudzić taką siłę.
A czy ja w ogóle kiedykolwiek przypuszczałam, że tak szybko odnajdę miłość? Raczej nie.
Zawsze byłam zajęta innymi sprawami i nie przejmowałam się, czy w końcu przestanę być sama, chociaż gdzieś w głębi miałam marzenia, jak każda dziewczyna. W sumie, to mam bardzo ciekawe życie. Dopiero osiemnastka na karku, a już tyle się wydarzyło... może napisałabym książkę?
Tak, na pewno stałabym się sławną pisarką. Ale może póki co zajmę się tańcem, a później będę myślała co dalej... zresztą... po co planować? Co będzie, to będzie. Trzeba żyć chwilą i żyć do samego końca. Wyciskać z tego życia wszystko co się da.. i walczyć o swoje.
Mnie się chyba udaje... cóż, zgarnęłam sobie najlepszego faceta na ziemi...
-Carmen, twoja siostra pojedzie z nami?
-Nie wiem, mogę zapytać jak wróci... jeżeli w ogóle ma zamiar wrócić.- Mruknęłam przypominając sobie o zniknięciu Melanie. Co z tego, że jej zaufałam skoro nadal nie wiem, czy jest wszystko w porządku. Jak ona mogła tak po prostu wyjść i zostawić po sobie tylko małą karteczkę?
Ja się o nią martwię i tu nawet największe zaufanie nie pomoże. To było z jej strony nieodpowiedzialne i niedojrzałe, tak się nie zachowuje dorosły człowiek. Czuję się podobnie, gdy rzekomo została porwana, jednak wtedy nie miałam pewności, że nic jej nie grozi. Zresztą teraz też nie mam. Chyba coś kiepsko z tym moim zaufaniem. Nie chcę się bać, że już więcej jej nie zobaczę...
-Martwisz się o nią?
-Nie. Wiem że nic jej nie jest. Wie, co robi... sam mówiłeś, że nie jest dzieckiem.- Uśmiechnęłam się kładąc głowę na jego ramieniu. W sumie, przy nim nie potrafię się czymkolwiek martwić. Działa na mnie kojąco i nawet najgorsze smutki nie mają wtedy szans.
-O, kupię ci kwiatka!- Okrzyknął nagle i puszczając moją rękę skierował się w stronę jakiejś dwójki ludzi sprzedających róże przy chodniku. Po co mi kwiatek? Ja chce jego rękę! Podążyłam w jego ślady z niewielkim grymasem na twarzy. Chyba popadłam w obsesje, nie wyobrażam sobie nawet jednej małej chwili bez niego. Jak on mógł tak bardzo się oddalić? To, aż cztery metry! W dodatku tam stoi jakaś blondynka. Znając życie, zaraz pewnie będzie go podrywała. O nie. - Dzień dobry, chciałbym... Sara? Bill?- Stanęłam obok niego równie zaskoczona widokiem przyjaciół. Co oni tutaj robią? Bardzo ciekawe.
-Cześć, dawno was nie widzieliśmy.- Rzekł czarnowłosy lustrując nas uważnie wzrokiem, a Tom od razu chwycił mnie za rękę.- Widzę, że miłość kwitnie...
-Ano kwitnie w przeciwieństwie do ciebie, ja nie ...- Nie dokończył, ponieważ ja jako ta rozsądna uderzyłam go lekko w ramię dając tym samym do zrozumienia, aby zamilkł, gdyż jego słowa nie są na tą chwilę odpowiednie. Chyba nie powinien się mieszać w sprawy sercowe brata, bynajmniej nie tak otwarcie. Zapewne Sara by się zmieszała, a Bill już zupełnie nie wiedziałby jak się zabrać do roboty. Moja przyjaciółka jest trudną dziewczyną i potrzebuje trochę więcej czasu niż ja, żeby coś zrozumieć.- Nieważne.
-To, co różyczka dla pana?- Sara wtrąciła się do rozmowy zmieniając temat. Czyżby coś wyczuła? Bardzo możliwe, to ona była zawsze w tym lepsza ode mnie. Wydaje mi się, że doskonale wie, co Tom chciał powiedzieć, a domyśliła się tego po zachowaniu Billa. A skoro się domyśliła, to nie wiem dlaczego nic z tym nie robi. Mam nadzieję, że nie wmawia sobie, że nie chce. To byłoby bardzo niemądre z jej strony. Bowiem ona i Bill to jak dwie połówki jabłka. Idealnie się uzupełniają. Trzeba z nią porozmawiać.
-Poproszę. Ale właściwie, dlaczego wy sprzedajecie róże?- Zapytał marszcząc brwi. Tak, to było pytanie na, które i ja pragnęłam poznać odpowiedź.
-Może brat ci, to kiedyś wyjaśni.- Stwierdziła blondynka i wręczyła mu kwiatka- Gratis, od firmy.- Uśmiechnęła się głupio.
-No, nie. Moja dziewczyna nie dostanie kwiatka z promocji! Ile się należy?
-Sto!- Oświadczył Bill z cwanym uśmieszkiem.- To są najlepsze, najpiękniejsze i najładniej pachnące róże na całym świecie.
-I najbardziej czerwone.- Dodała jego towarzyszka.
-Widzisz kochanie, jakiego ja mam brata? Chce zarobić na własnej rodzinie.- Tom oburzył się wyciągając z kieszeni portfel. Ja natomiast wolałam tego nie komentować i tylko śmiałam się cicho pod nosem. To jest lepsze niż komedia.- A proszę bardzo.- Wręczył chłopakowi banknot, po czym zwrócił się w moją stronę i podarował mi kwiat.- Dla ciebie mogę nawet oddać wszystkie pieniądze.
-Dziękuję.- Uśmiechnęłam się słodko i pocałowałam go w policzek w ramach podziękowań. To naprawdę było miłe. Tak zwyczajnie, bez okazji dostać kwiatka... ja nie dostawałam nawet, gdy była okazja. Dużo się zmieni.
-Ojejeje, jak słodkoo... no po prostu czekoladowy torcik z bitą śmietaną...- Skomentował jego brat. Ktoś tutaj nie ma humorku, a ja chyba wiem dlaczego. Niestety Sara nie podarowała mu całusa i teraz będzie się wyżywał na wszystkich... biedy Billuś. Jeszcze trochę i zacznę ich swatać. Zamiana ról? Tyle, że im to jakoś nie wychodziło... mieli zły plan, albo może niedopracowany. Ale my sami się zeswataliśmy.
-No, dobra. Więc przy okazji powiem wam, że wyjeżdżamy do mamy i jesteście zaproszeni.- Oznajmił już poważnym tonem.- Ale i tak nie macie wyboru, więc oświadczam wam, że jedziecie i macie się pakować.
-No, bardzo zabawne. Wybacz, ale ja odpadam. Mam kuzynkę na głowie.- Sara przewróciła oczami. Ah, kuzynka.. znowuu..Współczuję, że musi się z nią męczyć.
-Nie ma problemu, jedzie z nami.- Wzruszył ramionami, jakby to nie było nic takiego. Żeby tylko tego nie żałował.
-Jesteś pewien?- Zapytała niepewnie. Kiepsko, gdy się nie ma zaufania do rodziny.
-Jasne.- Potwierdził bez zastanowienia- To, co? Mogę powiadomić mamę?
-Ja nie mam nic przeciwko.- Bill był wyraźnie zadowolony, może miał nadzieję, że zbliży się do Sary? No, Boże, co ja tak cały czas o nich myślę. To ich sprawa. Powinnam zająć się sobą i swoim związkiem. No, ale jakby tak... może bym im pomogła? Tak tylko troszeczkę? Nie, nie. Nie będę się w to mieszała. Koniec, kropka. W ogóle nie ma dyskusji, Carmen!
-No, to super. Przygotujcie się na wyjazd za dwa dni. Jeszcze powiadomię was o szczegółach.- Gitarzysta uśmiechnął się szeroko- To my idziemy kontynuować nasz spacerek. Do zobaczenia.- Pożegnał się cały szczęśliwy i pociągnął mnie do przodu. I znowu sami... ah...- Jak myślisz, Bill i Sara, coś ze sobą kręcą?
-Jak na razie chcieliby kręcić. Ale wydaje mi się, że brakuje im dobrego scenariusza.- Podzieliłam się z nim moimi przypuszczeniami, na co on się zaśmiał.
-Będzie cudownie, już się nie mogę doczekać. Aż nie mogę uwierzyć, że spędzę z tobą święta i sylwestra!- Rozpromienił się jeszcze bardziej. Za każdym razem, gdy słyszałam radość w jego głosie przechodziły mnie przyjemne dreszcze, bo miałam świadomość, że jego radość jest spowodowana moją osobą. To wspaniałe uczucie wiedzieć, że znaczy się dla kogoś tak wiele.
#
Starannie poukładała warzywa na kanapkach, a następnie postawiła talerz na stole. Westchnęła ciężko i zalała herbatę gorącą wodą. Nie sądziła, że będzie, aż tak zmęczona, wcześniej tego nie odczuwała. A teraz, nie dość, że nie ma na nic siły, to cały czas myśli o Billu. Ostatnio bardzo dziwnie się zachowuje, jakby coś się zmieniło. Nie przeszkadza jej to, że jest tak blisko niej, ale czy nie za blisko? Te wszystkie z pozoru przyjacielskie gesty, słowa... a może to ona sobie coś wmawia? Nie chciałaby, aby ich przyjaźń się zniszczyła, a jednocześnie czuje nieuzasadnione pragnienie na coś więcej niż tylko przyjaźń. Nawet nie zauważyła, jak czas szybko zleciał i te chwile spędzone w jego towarzystwie, każda inna, każda wyjątkowa na swój sposób, nawet ta przykra, która odeszła już w zapomnienie. Nie mogłaby mu, nie wybaczyć. Teraz już to wie.
-Co ty taka zamyślona? Zakochałaś się?
-Rose, co ty gadasz. Siadaj i jedz.- Nakazała i sama usiadła przy stole wlepiając wzrok w jego blat. Jej kuzynka wcale nie pomagała, a wręcz przeciwnie, powodowała kolejny natłok myśli.- Pojedziesz ze mną i moimi przyjaciółmi do Loitshe?- Wypaliła bez krzty entuzjazmu. Ta propozycja zaskoczyła brunetkę, nie sądziła, że mogłaby zostać zaproszona na wspólny wyjazd skoro jest nielubiana...
-Kiedy?
-Nie wiem. Za dwa dni...- Mruknęła bez przekonania. Można by sądzić, że jej niechęć powinna odstraszać, jednak Rose tylko jeszcze bardziej zachęcała. Miała wielką potrzebę przekonać ją do siebie i pokazać, że się zmieniła.
-Bardzo chętnie. Na pewno będzie fajnie.- Uśmiechnęła się uradowana i wzięła do ręki kanapkę kolejno wkładając ją do ust.
-Na pewno..- Przytaknęła jej wyciągając z kieszeni telefon. Miała nadzieję, że ktoś zadzwoni, choć wcale się z nikim na to nie umawiała. Musiała z kimś porozmawiać, czuła taką potworną złość...-Idę do siebie.
-Sara, czekaj.- Zatrzymała ją przełykając pokarm.- Wbrew pozorom nie jestem głupia i widzę, że mnie nie znosisz. Jeśli tak bardzo ci przeszkadzam, wrócę do domu. Nie ma sensu, żebyśmy obie się męczyły...
-Nie. Daj spokój. Nie jest chyba, aż tak źle...- Zaprzeczyła walcząc sama ze sobą. Najchętniej sama by ją spakowała i wsadziła do pociągu, aby mieć pewność, że jedzie do domu.
-Chyba? Jakbyś mogła, zabiłabyś mnie wzrokiem. Nie wiem, dlaczego od razu mnie skreśliłaś, ale... trudno. Chciałam nawiązać z tobą dobry kontakt, nie udało mi się... będzie lepiej, gdy wrócę do domu. I nie udawaj, że nie chcesz, albo że jest ci przykro. Jakbyś chciała mnie poznać, wiedziałabyś że nie jestem idiotką.- Wyrecytowała z przekonaniem, co nieco zaskoczyło blondynkę. Nie spodziewała się takiego przebiegu akcji. Było jej trochę głupio, lecz to uczucie szybko zamieniło się w gniew...
-Ale ja wcale... uh! Właśnie tak uważam. Jesteś pustą, głupią idiotką, która ma w głowie tylko facetów i modę!- Wyrzuciła z siebie ze złością, po czym zamilkła nie wiedząc jakim cudem jej się to udało.
-No właśnie. Więc trzeba było tak od razu, nie musisz grać kochanej kuzyneczki. Zawsze byłaś tą lepszą.- Rzekła nieco drżącym głosem. Zrobiło jej się przykro, ale przecież nie może mieć jej tego za złe. Powiedziała, co myśli i tyle.- Spakuję się i jutro rano już mnie nie będzie...
-Przestań do diabła, koniec tego! Nigdzie nie wracasz.!- Trzasnęła ręką w stół sama się sobie dziwiąc, że potrafiła tak wybuchnąć...
###
Nie sprawdzałam po raz dziesiąty więc nie wiem, czy są jakieś błędy... i w ogóle treść pozostawię bez komentarza, tak samo jak i wygląd bloga. Tak szczerze to wcale mi się nie chciało publikować, no ale minął tydzień, więc się zmobilizowałam ;D Czy tylko ja mam takie problemy z zapałem do logowania się? Nie wiem jak ja to robię, ale zwykle tracę sporo czasu na zmienianie lub dodawanie czegokolwiek na blogu ;]
Ostatnio zaczynam myśleć, jak zakończyć to opowiadanie... szczęśliwie, czy nie? A może coś pomiędzy? Na razie nie mam pomysłu. Sądzę, że jak zawsze będzie to impuls ;) a tymczasem jeszcze się będę męczyć z nienormalną Carmen i dziwnym Tomem ^^
No, więc żegnam ;*
1sza xDNie kończ opowiadaniaa! Dobij do 100 ;DAj Tom jaki romantyczny ;)Niechże ten Bill bierze się do roboty! Bo mu pomogę;dMam nadzieję, że ta kuzynka nie na miesza nic.Jak zwykle super;dczekam na następny;)pozdrawiam :*;]
OdpowiedzUsuńEj no, racja! Słoooodko - jak czekoladowy torcik z bitą śmietaną^.^Niach, niach, niach ^^ Bill to ma porównania, nie ma co. Ale sa trafne, o dziwo. Też chcę kurrrrrde kwiatka od Kaulitza, no xDD:**
OdpowiedzUsuńnie kończ! ;D a wygląd przepiękny ;)) i odcinek też ;DD nienormalna Carmen xDD i dziwny Tom . Nie mogę z tego ;DD czekam na nowy ;*
OdpowiedzUsuńmmm... z Toma i Carmen jest taka słodka para, że normalnie się rozpływam, jak czytam o nich to się cały czas uśmiecham ;) Może Billowi i Sarze trzeba troszkę pomóc ? Bo oni nie bardzo wiedzą, jak zabrać się do tego, co się zaczyna kroić pomiędzy nimi ^^ Nie kończ opowiadania, bo ja umrę xD Nie no żart, ale poważnie: nie kończ ! :* A wygląd śliczny, strasznie podoba mi się nagłówek =) Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńNo, Tom i Carmen ustatkowani na najbliższe 100 lat. xD Teraz pora za drugą, niezbyt rozgarniętą parkę. ^^Wyjazd? Zajobiście. xD Sex, sex, seeex! xD Ach, ta Sara... Normalnie jakbym widziała siebie. Walę z mostu, jak leci. xD I popatrz, ile my mamy współnego. ^^ Buahaha, stówę od brata wyłudzić, a to chamstwo totalne jest! xD Komercja... ;P Sorry, że teraz, ale miałam popsuty komp. x/ Genialny odcinek. Czekam na nextaa! xD ;**[pojedynek-na-akordy]
OdpowiedzUsuńnaprawdę ekstra blog
OdpowiedzUsuńpodoba mi się
OdpowiedzUsuń