sobota, 8 maja 2010

121.'Ja, Tom biorę sobie ciebie Carmen, za żonę.'

Wpadłam do szpitala jak burza nie zważając na nic. Ludzie patrzyli na mnie, jak na kosmitkę, zapewne moja suknia ślubna wzbudzała to wielkie zaskoczenie. Jasne, pomyliłam kościół ze szpitalem... ale w sumie mało mnie obchodziło, co sobie myślą inni. I przestała mieć dla mnie także znaczenie sukienka, która plątała mi się pod nogami. Zdążyłam już zgubić welon, który prawdopodobnie został w samochodzie...

Teraz najważniejszy był Tom. Musiałam go zobaczyć. Przez głowę przechodziło mi tyle czarnych scenariuszy, nawet nie byłam w stanie sobie wyobrazić, co będzie, gdy jeden z nich okaże się rzeczywistością.

-Tom Kaulitz.- Podbiegłam do recepcji nie wysilając się na jakiekolwiek wyjaśnienia. Powinno wystarczyć im samo nazwisko, a chyba wiadomo, że nie przyszłam tu na pogawędkę. Kobieta stojąca za ladą spojrzała na mnie dziwnie, co mnie tylko zirytowało. Ja tu wychodzę z siebie, a ona jeszcze będzie zwlekać z odpowiedzią.

-Ten z wypadku?- Zapytała po chwili spokojnym, wręcz nużącym głosem.

-Tak.- Potwierdziłam naciskając na to krótkie słowo. Naprawdę zaczynało mnie to wszystko wkurzać. Czy ona jest ślepa i nie widzi w jakim ja jestem stanie? Oczy już mnie piekły od łez, które mimowolnie się pojawiły. Trudno mi było nad sobą panować.

-Jest w zabiegowym. Sala 34.- Odparła spoglądając na mnie pogodnie. Poczułam ogromną ulgę wypełniającą mnie od środka. Przymknęłam powieki oddychając głęboko. Zabiegowy... to znaczy, że nie stało się nic poważnego.

Skinęłam tylko głową w jej stronę i skierowałam się do wcześniej wymienionego gabinetu. Mój oddech i bicie serca już się ustabilizowały, jednak nadal cała drżałam z emocji. Dość szybko odnalazłam właściwą salę i nie zwlekając ani chwili pociągnęłam za klamkę wchodząc do środka. Przyjemne ciepło rozlało mi się w okolicach serca, gdy ujrzałam swojego ukochanego siedzącego na klozetce w jednym kawałku. Nikt nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Lekarka była zajęta jego ręką, którą musiał sobie pewnie uszkodzić, a on sam z wielkim grymasem na twarzy przyglądał się jej pracy. Boże, jak się cieszę, że nic mu się nie stało... Wyglądał pięknie w tym garniturze. Był gotowy tak jak ja.

-Gotowe, na szczęście to nic poważnego.- Kobieta uśmiechnęła się do niego i podeszła do swojego biurka.- Przepiszę panu jakąś maść...

-Carmen!- W końcu zostałam zauważona. Chłopak wpatrywał się we mnie wielkimi oczyma, jakby ujrzał ducha.-Co tu robisz? Matko... nie poznałem cie...- Podniósł się z miejsca i podszedł do mnie nie spuszczając ze mnie wzroku nawet na moment. No i zobaczył mnie przed ślubem...

-Tom... tak się bałam.- Przytuliłam się do niego mocno, a po moich policzkach spłynęły łzy, których już nie byłam w stanie zatrzymać.

-Przepraszam... wszystko zepsułem...

-Nie zepsułeś.- Uniosłam głowę uśmiechając się do niego.- Najważniejsze, że nic się nie stało...

-Jesteś taka śliczna...- Pocałował mnie w usta i otarł dłonią łzy. Już pewnie się rozmazałam, ale co z tego... jakie znaczenie ma makijaż w takiej sytuacji?- Chyba powinniśmy już wracać...

-Wszyscy czekają... już myślałam, że się rozmyśliłeś.

-Nigdy.- Zapewnił mnie bez wahania.- Chodźmy stąd...

-Panie Kaulitz, recepta.- Zawołała za nami lekarka, zupełnie o niej zapomnieliśmy. Podeszła do nas i wręczyła Tomowi kartkę z zapisanym lekiem, po czym wyszliśmy.

-Tom, skoro już i tak jesteśmy spóźnieni... możemy chwilę porozmawiać?- Zapytałam spoglądając na niego niepewnie. Właśnie teraz ogarnęły mnie jakieś wyrzuty sumienia i zachciało mi się szczerej rozmowy. Bo jak nie teraz to kiedy? Chce, aby wszystko między nami było jasne. I żeby miał możliwość zmiany decyzji, jeżeli jednak przeszłość jakoś wpłynie na nasze relacje.

-Oczywiście, chodź usiądziemy...- Pociągnął mnie w stronę ławki, gdzie usiedliśmy. Kręciło się tu niewiele osób, więc nikt nam nie przeszkadzał.- O czym chcesz rozmawiać?

-Chce żebyś o wszystkim wiedział za nim się pobierzemy. Pewnie nie masz pojęcia od czego to się zaczęło... to wcale nie był przypadek, że pojechałam z wami w tą trasę. Mam na myśli początki naszej przyjaźni...

-I jest coś o czym nie wiem?

-Bo wszystko zaczęło się od zakładu... to było strasznie głupie, ale niewiele wtedy myślałam. Założyłam się z Sarą o to, że cię w sobie rozkocham, a potem zostawię... i miałam na to trzy miesiące. Wiesz... udało mi się, tyle, że ten zakład przestał mieć jakiekolwiek znaczenie. Tyle się wydarzyło, nawet przez myśl mi nie przeszło, aby zrobić, tak jak było powiedziane. Po prostu przekroczyłam tą granicę między udawanym uczuciem, a prawdziwym. Poza tym... nie potrafiłabym. Przecież ja cie kocham... nie wyobrażam sobie bez ciebie życia, zbyt wiele razem przeszliśmy, abym miała rezygnować z czegoś tak pięknego, jak nasza miłość.- Mówiąc to patrzyłam w ziemię. Było mi strasznie głupio. Dobrze wiem, jakie to żałosne. Ile ja mam w ogóle lat, aby bawić się w takie zakłady?- Choć pewnie gdyby nie ten zakład... nie byłoby teraz NAS.- Uniosłam na niego swój wzrok chcąc zobaczyć jego wyraz twarzy. Obawiałam się, że będzie na mnie zły, ale nie był... na jego twarzy gościł delikatny uśmiech, który dodawał mi otuchy.- To zabawne, bo Sara od początku mówiła, że tak będzie, a ja temu zaprzeczałam. Zresztą... spotkałam kiedyś na ulicy wróżkę i ona też mi to przepowiedziała.- Uśmiechnęłam się pod nosem wspominając tamten dzień.-Trudno mi się było przyznać przed samą sobą, że cie kocham. Bo przecież to takie dziwne... Byłam... i jestem, o ciebie cholernie zazdrosna, ale ufam ci... wiem, że ty mi też. Myślę, że powinieneś też wiedzieć o tym co wydarzyło się podczas ostatniej imprezy na twoich urodzinach... to niby nic takiego, ale bardzo źle się z tym czuję.- Westchnęłam ciężko. Nie łatwo mi było mówić o zajściu z Billem. Czułam się trochę, jakbym go zdradziła... a przecież tego nie zrobiłam. Ale pozwoliłam, aby całował mnie inny mężczyzna, aby dotykał mojego ciała...to obrzydliwe.

-Co się wtedy stało? Przecież byłaś cały czas ze mną.- Stwierdził niepewnie.

-Ale poszłam do łazienki... po drodze zauważyłam, jak Emi dobiera się do Billa, był kompletnie pijany, więc odciągnęłam ją od niego i zaciągnęłam ją do łazienki... w ogóle nie kontaktowała ze światem, więc mogłam robić z nią co mi się podoba, oczywiście nic jej nie zrobiłam... poza tym, że obcięłam jej włosy... no ale przecież to nic takiego, w porównaniu do tego co mogłam zrobić, prawda?- Spojrzałam na niego, a on w odpowiedzi się zaśmiał.- Ale to nic takiego... musisz wiedzieć, że wtedy też... gdy już skończyłam z Emi i patrzyłam na nią z pogardą, przyszedł Bill... Naprawdę nie miałam pojęcia, że to on. Byłam przekonana, że to ty... bo przecież tylko ty mnie dotykasz i całujesz, nie sądziłam, że mógłby to robić ktoś inny...

-Zdradziłaś mnie z Billem?- Przerwał mi drżącym głosem. Widziałam w jego oczach strach, który sama poczułam.

-Nie.- Zaprzeczyłam szybko.- Nie zdradziłam... ale mogłam to zrobić... myślałam, że to ty, dlatego pozwoliłam, żeby mnie dotykał... nie widziałam go, bo stałam do niego tyłem...- Wyznałam skruszona. Było mi z tym naprawdę cholernie źle. Miałam ochotę się rozpłakać. Myślałam, że to nic takiego, ale jednak... zdałam sobie sprawę, jak wielkie miało to znaczenie.- Przepraszam... ja w końcu to przerwałam, ale i tak... wiem, że to właściwie było jak zdrada... ale ja naprawdę nie chciałam, Tom...

-Nawet nie wiesz, jak mi ulżyło.- Objął mnie ramieniem całując w skroń.- Nie wiem, co bym zrobił, jakby zaszło między wami coś więcej... Bill, to mój brat... a ciebie kocham ponad wszystko...

-I nadal chcesz mieć mnie za żonę? Pomimo tego wszystkiego?

-Oczywiście. Kocham cię, a to co się wydarzyło nie ma już znaczenia.- Zapewnił mnie, co było mi naprawdę potrzebne. Nie chciałam mieć przed nim już żadnych tajemnic. Teraz wstępujemy we wspólne życie. Nie będzie już tylko mnie, czy tylko jego, ale już zawsze będziemy my.

-Ja też nie mam żadnych wątpliwości, jesteś mężczyzną na całe życie.- Ścisnęłam jego dłoń uśmiechając się delikatnie. Moja miłość do niego przekraczała już chyba wszelkie możliwe granice. Po prostu nie da się określić, jak jest wielka. Ale na pewno takie uczucie może zdarzyć się tylko jeden, jedyny raz.

-Więc, chodźmy teraz dać to do zrozumienia Bogu, aby i on nie miał wątpliwości.- Stwierdził zadowolony i chwytając moją rękę wstał prowadząc mnie za sobą w kierunku samochodu, którym przyjechałam.

-A właściwie co się wydarzyło? I gdzie jest Andreas?

-Mieliśmy małą stłuczkę... Andreas pojechał złożyć zeznania, a mnie wzięli do szpitala.- Wyjaśnił otwierając mi drzwi.- Wsiadaj moja królowo...


#


Gdy dojechaliśmy na miejsce było już pół godziny po czasie, ale na szczęście ksiądz miał cały wolny dzień, więc nie musieliśmy się obawiać, że zostaniemy na lodzie. Oczywiście wszystko zrozumiał, tak samo jak i goście. Trochę się wystraszyli, że coś się zmieniło, ale uspokoili się, gdy tylko zobaczyli Toma. Ja natomiast musiałam się nieco poprawić. Sara zajęła się moim makijażem dzięki czemu znowu wyglądałam jak księżniczka.

Już w pełni gotowa, zarówno fizycznie jak i psychicznie mogłam udać się w miejsce, gdzie miał odbyć się ślub. Nadal się denerwowałam, ale nie dlatego, że się wahałam, po prostu było to coś stresującego. Pewnie nie tylko dla mnie, Tom także wyglądał na przejętego. Moje serce co chwile o sobie przypominało uderzając tak mocno, że aż odnosiłam wrażenie, jakbym je słyszała. To były ogromnie pozytywne emocje. Trudno mi było uwierzyć, że ten dzień naprawdę nadszedł. Już za chwilę zostanę żoną Toma Kaulitza. Gitarzysty Tokio Hotel, który odmienił całe moje życie. A teraz będziemy zmieniać je razem...

Wiem, że panna młoda powinna być zaprowadzona do ołtarza przez swojego ojca, jednak ja go nie mam. Nawet jeżeli by żył, zapewne nie pozwoliłabym mu na to. Ten dzień należy do mnie i do Toma, nikt nam go nie zepsuje. Wspomnienia także.

Pomimo piasku pod stopami wcale droga nie była taka trudna. Andreas, czekał na mnie jeszcze przed główną ścieżką, którą miałam odbyć. To właśnie on miał mi towarzyszyć zamiast ojca. Cóż, zmieniamy nieco tradycje... ale nikt nie będzie miał nam tego za złe.

Oczywiście, gdy tylko się zjawiłam wszystkie spojrzenia były skierowane w moją stronę. Czułam się, jak jakaś gwiazda i w sumie nią byłam. Przestałam w ogóle zwracać uwagę na to co działo się dookoła mnie, nie słyszałam muzyki grającej w tle i pewnie gdyby nie silne ramię przyjaciela leżałabym w tym piasku. Stres wręcz mnie pożerał. A jak się okazało droga stawała się coraz krótsza, a ja nawet nie zauważałam jak stawiałam kolejne kroki.

Jak już stanęłam przed ołtarzem tuż obok Toma, dotarło do mnie, że to wszystko dzieje się naprawdę, a ja wcale nie śnię. Marzenia się spełniają...



-... Proszę powtarzać za mną.- Ksiądz w pewnej chwili zwrócił się do mnie. Zdążyłam już ochłonąć, jednak w jednej sekundzie wszystko wróciło.- Ja, Carmen biorę sobie ciebie Toma, za męża...

- Ja... Carmen biorę sobie ciebie... Toma, za męża...- Głos mi drżał, ale starałam się bardzo nad sobą panować. Nie sądziłam, że tak szybko przyjdzie mi wypowiadać te słowa. Już wiem, dlaczego ksiądz zawsze każe po sobie powtarzać. Choć ta przysięga jest prosta, w takim stresie można zapomnieć dosłownie każde słowo.

-I ślubuję ci, miłość, wierność i uczciwość małżeńską.

-I ślubuję ci miłość... wierność i uczciwość...małżeńską...- Właściwie, dlaczego zaczęliśmy ode mnie? Ja zaraz tutaj umrę... zrobiło mi się cholernie gorąco i już z trudem wydobywałam z siebie głos. Dlaczego, ja się tak denerwuje?

-Oraz, że cię nie opuszczę, aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże wszechmogący w Trójcy Jedyny i wszyscy święci.- Przekazał mi ostatnie słowa przysięgi, a ja odetchnęłam głęboko wzbierając w sobie siłę, aby je powtórzyć.

-Oraz, że cię nie opuszczę, aż do śmierci...- Mówiłam bardzo powoli i wyraźnie jednocześnie zastanawiając się nad tymi słowami. W tej chwili byłam pewna, że tak będzie. Że to co mówię jest prawdą i się spełni.- Tak mi dopomóż Panie Boże wszechmogący w Trójcy Jedyny i wszyscy święci.- Dokończyłam spoglądając ukradkiem na Toma, który z uwagą przysłuchiwał się moim słowom. I wierzyłam, że Bóg jest teraz z nami.

-Teraz pan.- Skierował swoje spojrzenie na Toma.- Ja, Tom biorę sobie ciebie, Carmen za żonę.

-Ja, Tom biorę sobie ciebie, Carmen za żonę.- Gdy usłyszałam jego głos przez moje ciało przeszło milion przyjemnych dreszczy. To było niesamowite uczucie. Moje serce znowu zaczęło mocniej bić, a ja teraz słyszałam tylko jego.

-I ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz to że nie opuszczę cię, aż do śmierci.

-I ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz to że nie opuszczę cię, aż do śmierci.- W jego głosie nie było nawet nutki zawahania. Był przekonany do tego co mówił. Moje oczy automatycznie wypełniły łzy. Nasze plany stawały się rzeczywistością. Piękniejszą niż sobie wyobrażaliśmy.

-Tak mi dopomóż Panie Boże wszechmogący w Trójcy Jedyny i wszyscy święci.

-Tak mi dopomóż Panie Boże wszechmogący w Trójcy Jedyny i wszyscy święci.- Zakończył uśmiechając się do mnie. Te słowa były dla mnie takie ważne, a najważniejsze było to, że padły z jego ust. Że mimo wszystko stał teraz obok mnie przed ołtarzem i przysięgał mi miłość przed Bogiem. A przecież nigdy nie był idealnym chrześcijaninem, ja zresztą też nie... jakby się nad tym głębiej zastanowić, jakie to ma dla nas znaczenie?

-Proszę teraz wymienić się obrączkami i powtarzać za mną...- Kapłan kontynuował i teraz Bill miał okazję się wykazać. Widać było że się stresuje, ale na pewno nie tak jak ja. On miał za zadanie tylko podać obrączki, a ja właśnie biorę ślub... nie, no nie wierzę...- Żono, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.- Tom, wziął do ręki złoty pierścień i drżącą ręką włożył mi go na palec powtarzając słowa księdza. Pamiętam, jak jeszcze zupełnie niedawno pokazywał mi je...-Teraz pani.

-Mężu...przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego...


###


Pff... no i proszę bardzo, jestem taka wredna, że nikt się ze mną nie może równać ^^ 

Nie słuchacie mnie to się martwicie xd 


A co do ślubu... Wiem, że nie tego się spodziewałyście... ale cóż, kompletnie nie wiedziałam jak to opisać. W prawdzie byłam już na ślubie, ale to była bardzo skromna uroczystość i też za bardzo nie miałam na czym się wzorować... mam nadzieję, że wybaczycie mi te niedociągnięcia ;)


W ogóle jestem dla Was za dobra, bo za wcześnie publikuje xd


17 komentarzy:

  1. lisa17@poczta.onet.pl8 maja 2010 22:54

    Łoł... Jestem w szoku xD Pięknie Ci to wyszło... Jestem tak osłupiała, że nie wykombinowałaś nic więcej, że już nc nie napiszę ;P Musisz się zadowolić tym ;******* Rated

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mam Ci czego wybaczać. Ślub był opisany świetnie... Normalnie się wzruszyłam xD Na początku oczywiście poczułam ulgę, kiedy dowiedziałam się, że ten cały wypadek to zwykła stłuczka i ani Tomowi, ani Andreasowi nic poważnego się nie stało. Dobrze, że Carmen była z nim szczera tuż przed ślubem, ucieszyłam się, że Tom nie miał jej za złe nie tylko tego zakładu, ale i sytuacji z Billem. A ta przysięga [!]. Boże, ale to był cudowny moment. Teraz Carmen i Tom są ze sobą złączeni na zawsze ;)Świetny i poruszający odcinek, pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. łoł. ślub jest xD !teraz chce wątek erotyczny! ;dd xDihahah. kiedy następny? : d[czochraj] .

    OdpowiedzUsuń
  4. Tom, ty sieroto boża! xdTrzeba było dac kluczki Andreasowi, a nie xDWgl to najbardziej ciekawi mnie to, jak wyglądała sukienka Carmen po tym wszystkim xDSwoją drogą wybrali sobie fajny moment na rozmowę xDNo ale cóż xdI co było z ojcem Carmen, bo ja już nie pamiętam...? xDdobra tam...Kocham cię ;*pzdr. ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Na początku przepraszam, że nie skomentowałam poprzedniej notki, ale trochę rozkojarzona byłam przez miniony tydzień.Uffff... Dobrze, że w porządku, bo już zastanawiałam się, co zrobić, gdyby przypadkiem do ślubu nie doszło... xD A ogólnie opis... W sumie zwyczajny, ale mi się nawet podobał. Ślub to po prostu ślub, z boku wygląda zwyczajnie. A myślę, że uczucia udało ci się dobrze uchwycić. No i piękne było to, że Carmen mu wszystko powiedziała zanim pojechali do kościoła. ^^Czekam na następną notkę, pozdrawiam. ;]

    OdpowiedzUsuń
  6. O jak szybko ;) notka świetna chociaż miałam przeczucie, że będzie bardziej dramatyczna, ale bardzo ciesze się, ze moje myśli się nie sprawdziły =) Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Ah odbył się ślub, odbył ! :) Nawet nie wiesz jak mi ulżyło, że Tomowi nic się nie stało i był w stanie ożenić się z Carmen ! Jest suuper ! I wiesz...? Jak wspomniałaś o tym zakładzie, o początkach ich przyjaźni...Aż trudno uwierzyć, że to już 121 rozdział, że tyle się wydarzyło, a wszystko zaczęło się od zdawałoby się błahego zakładu...I wspomnień wiele się wiąże z tym wszystkim, ja sama je mam, a jak wielkie musisz mieć Ty...Strasznie mi się podobał ten odcinek :) Pozdrawiam ;***!

    OdpowiedzUsuń
  8. achhhh.... pięknie !Wreszcie się pobrali no ! :D ciesze się :Pcoś mi się pamięta, że Carmen już przyznała się Tomowi do tego zakładu dawno dawno.. ale nie ważne... i tak bałam się że Toma to zrani wszystko co mu mówiła... och... cudnowne no :*Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  9. ahh...po raz pierwszy nie wiem jak ci skomentowac odcinek:D Powiem tyle, że jest świetny :))

    OdpowiedzUsuń
  10. aaaaaaa! ślub ;d wreszcie ;dd no i świetny odcinek ;)) pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja tak szybciutko skomentuje, żeby nie było, iż kompletnie zapomniałam o Twoim cudownym opowiadaniu =P Tom narobił nam stracha i to totalnie, a okazało się, że to niewielkie draśnięcie, a Andreas nawet nie potrzebował interwencji medycznej... Serce na chwilę mi stanęło, gdy Carmen zaczęła się przyznawać do małych grzeszków, bo nie sądziłam, że Dred będzie aż tak wyrozumiały. Poczułabym się głęboko dotknięta, jakby ktoś bardzo mi bliski powiedział mi, iż nasza znajomość zaczęła się od niezbyt miłego zakładu. Koniec był przesłodki, ale mam nadzieję, że wesele również zostanie ujęte w opisie zdarzeń =)Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  12. Mi tam się podoba, no i wreszcie wzięli ten ślub, haha, szczerze mówiąc nie mogłam sie tego doczekać, a notka wyszła po prostu bosko i bardzo ciekawi mnie co będzie dalej, ii zapraszam do siebie na nową notkę. ; http://wspomnienie-kaulitza.blog.onet.pl/ Pozdrawiam. ;*

    OdpowiedzUsuń
  13. queen_black@vp.pl16 maja 2010 01:05

    Ślub, ślub, ślub! Cudownie. I całkiem dobrze Ci wyszło opisanie go ;PAle pośpiech nie zawsze popłaca. Dobrze tylko, że Tomowi i Andreasowi nie stało się nic poważnego. I że ceremonia mogła się normalnie odbyć. Swoją drogą to komicznie musiała wyglądać Carmen z gustowną suknią w szpitalu ;) Uroczo ;)Czekam na nowe ;D Już 'poślubne' ;d I noc poślubną poproszę xdd:*AA .xd Jak ja nie lubię tego kodu na dole xdPozdrawiamQueenBlack

    OdpowiedzUsuń
  14. zapraszam do mnie :) nowy odc. th-th.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  15. http://milosc-gwiazdy.blog.onet.pl/ - o to adres nowego bloga na którym pojawił się juz 1 odc :) Zapraszam.

    OdpowiedzUsuń
  16. Oo..o_OŚlub?Jestem zaskoczona!Świetny odcinek.Lecę nadrabiać bo ostatnio tu nie zaglądałam..xD

    OdpowiedzUsuń