poniedziałek, 13 marca 2017

022. "Wybrałaś mnie."

Rozdział 22


Przegadałyśmy z Sarą niemal całą noc, dopóki zmęczenie nie zwyciężyło i nie padłyśmy jak muchy. W związku, z czym obudziłam się z bólem gardła od tego całego gadania. Mimo starań Sary jednak nie udało jej się wyciągnąć ode mnie więcej, niż chciałabym jej powiedzieć. Panowałam nad sobą, pilnując tego, co mówię. Nie było łatwo, ale dałam radę! Może nie powinnam mieć tajemnic przed przyjaciółką, ale ja po prostu… nie czuję się gotowa? Jak to idiotycznie brzmi. Bo niby na co nie jestem gotowa? Żeby powiedzieć jej, że całuję się z Kaulitzem po kątach? Albo raczej, że najchętniej chciałabym mieć jego usta na wieczność? Tak, zdecydowanie nie jestem gotowa. Ja sama nie mogę tego jeszcze zaakceptować! To jest zbyt wiele jak na mój karmelkowy móżdżek! A oczywiste było, że Sara będzie próbowała ze mnie wyciągnąć wszystko. Tym bardziej po teatrzyku, jaki odstawił przed nią Kaulitz. Nadal jestem na niego wściekła. Nawet te jego usta mu nie pomogą!
Niestety, Sara z samego rana musiała wracać. Przygotowania do ślubu jej ciotki trwają podobno pełną parą. I tak miałyśmy szczęście, że udało jej się wyrwać, chociaż na tą jedną noc. Mam nadzieję, że jeszcze będziemy miały okazję się spotkać, zanim obie stąd wyjedziemy.
Byłam totalnie niewyspana i zamulona, ale mieliśmy dziś dość napięty grafik, więc nie pozwoliłam sobie na lenistwo. Spiłowałam w końcu swoje paznokcie, by mi się lepiej pracowało z gitarą. Zamierzałam także je pomalować na jakiś uroczy, krwisto czerwony kolor. I właśnie, gdy się do tego przymierzałam, drzwi mojego pokoju otworzyły się z rozmachem.
- CARMEEEEN, słońce ty mojeeee!
Do pokoju wpadł Kaulitz, robiąc przy tym więcej hałasu niż jego wszystkie napalone fanki razem wzięte. Przy okazji wystraszył mnie swoim cienkim i przesłodzonym głosem. I w ogóle, co to za tekst!? Przedstawienia ciąg dalszy?
- Daruj sobie, Sary już nie ma — mruknęłam obojętnie, nawet na niego nie patrząc. Byłam wystarczająco poirytowana, nie potrzebowałam pogarszać tego stanu widokiem jego twarzy.
- Ale, że co? Przecież nie ma znaczenia, czy ona jest, czy jej nie ma. Ja tu przyszedłem, aby ci powiedzieć, że…
- Że wykryli u ciebie udar mózgu? – Przerwałam mu, odkładając lakier na miejsce. Bo zapewne moje dłonie jeszcze się przydadzą, na przykład do obicia jego twarzy, więc nie ma sensu, bym w ogóle zaczynała malować paznokcie.
- Ej, co ja ci zrobiłem znowu? – Spoważniał. Co najmniej, jakby się tym przejął. Na pewno!
- Hm, zastanówmy się – zaczęłam z ironią, udając, że naprawdę myślę. – Może irytuje mnie twoje głupie zachowanie? - Zerknęłam na niego. Stał z miną urażonego chłopca i chyba nie rozumiał, o czym do niego mówię. Albo nie chciał zrozumieć. Bo to takie trudne do pojęcia, że jego głupie aluzje wkurzają drugiego człowieka. Jeszcze, jakby miał przed kim się popisywać. Chyba zapomniało mu się, że nasze relacje to nie jest jakiś wywiad, w którym musi za wszelką cenę udowodnić, jaki z niego macho. I tak może znowu się go czepiam! I może przesadzam! Ale to on jest niezrozumiały… Skoro nie zachowuje się tak na pokaz przed moją przyjaciółką, to dlaczego!? O co mu chodzi? Czemu wyjeżdża mi tu z jakimiś słoneczkami-dupeczkami!? – Zresztą, ty nie musisz nic robić, żeby mnie denerwować, jakbyś jeszcze nie zauważył. - Dodałam po chwili, co chyba ostatecznie mu się nie spodobało. Właściwie mi też już przestawało się to podobać.
- Chciałem tylko powiedzieć, że mamy dzisiaj wolny dzień, bo plany się im popsuły — burknął jedynie, po czym opuścił mój pokój, z trzaskiem zamykając za sobą drzwi. Po pierwsze… Dlaczego mi nie odszczekał? Po drugie, czy ja naprawdę sprawiłam mu przykrość? I po trzecie, do cholery… czemu mam takie wyrzuty sumienia? Gapiłam się w te drzwi i sama nie wiedziałam, co tu przed chwilą się wydarzyło. Nie rozumiem ani jego, ani tym bardziej już samej siebie.
- TOM! – Wyrwało mi się nagle z ust jego imię. Samą mnie to zaskoczyło na tyle, że aż zakryłam buzię dłonią. Dlaczego ja go wołam!? Wcale nie chcę za nim iść! Poza tym, jeden szczegół. Przecież on mnie nie słyszy z tej odległości. No więc wstałam. I wyszłam za nim. Zrobiłam to i naprawdę nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. – Tom, zaczekaj… - Dogoniłam go w połowie korytarza. Chłopak zatrzymał się i obrócił w moją stronę. I to był moment, w którym miałam ochotę uciec z powrotem do swojego pokoju. Kompletnie nie miałam pojęcia, co chcę mu powiedzieć. Nigdy nie byłam dobra w przepraszaniu… Poza tym, za co mam go przepraszać!? Uspokój się, Carmen. Miej jakąś godność. Skoro już podjęłaś decyzję, by załagodzić sytuację, to zrób to. Po prostu go przeproś. Bądź dojrzała. W końcu… pamiętasz, jak on całuje!?
Gdyby jeszcze nie patrzył na mnie tak tymi swoimi ślepiami. Czułam się przez niego naprawdę winna. Czy naprawdę zrobiłam, aż tak źle..?
- Ekhm… Przecież wiesz, jak jest. Ja zawsze tak…
- No nie da się nie zauważyć i zaczyna mnie to już wkurzać. Bo ja się staram, jestem miły, a nawet bardziej niż miły i to szczerze, a ty… a ty… a ty właściwie co? – Wyrzucił, co mnie po części bardzo zaskoczyło. Cóż… Może faktycznie przegięłam. Może on naprawdę robi to wszystko szczerze. To ja już mam spaczony mózg i odbieram to tak negatywnie. Jest to wobec niego bardzo niesprawiedliwe z mojej strony. Teraz to dopiero jest mi głupio.
- Przepraszam… - Nie było łatwo. Ba, to jedna z najtrudniejszych chwil w moim życiu, ale zrobiłam to. Przeprosiłam Toma Kaulitza. Okazałam skruchę. A nawet spuściłam w dół swój głupi łeb, bo naprawdę było mi już przykro! Nie chciałam go urazić. Ani wcale źle potraktować. Ja w ogóle rzadko kiedy chcę go źle traktować… to samo wychodzi. Zawsze samo… dlaczego?
- Oj, Cukiereczku. – Poczułam, jak ujmuje mój podbródek, unosząc z powrotem głowę. Spodziewałam się ujrzeć na jego twarzy niemałą satysfakcję. W końcu wyszło na jego. Przeprosiłam. Ale wcale tak nie było. Mój Boże, on wcale nie był usatysfakcjonowany. Wcale nie uśmiechał się w ten swój cwaniacki sposób. I czy przestanie tak do mnie mówić!? – Słodka jesteś, jak tak się miotasz. – Założył mi kosmyk włosów za ucho. Bardzo chciałam coś powiedzieć, ale jeszcze bardziej nie potrafiłam wydobyć z siebie głosu. Po prostu stałam i gapiłam się na niego jak sroka w klejnot. O MÓJ TOMIE. Znaczy się BOŻE! Wolniej, bo nie mogę oddychać…
Głupia i naiwna byłam, jeśli myślałam, że Kaulitz w ogóle zamierza czekać na moją ripostę. To był moment, jak przez jego twarz przebłysnął chytry uśmiech a zaraz po tym, ten sam uśmiech czułam na swoich ustach. I już wcale nie czułam się zażenowana, czy zasmucona. O nie. Zapomniałam już nawet, że musiałam go przepraszać. W sumie uważam, że było warto. Przekonał mnie. Rozsądek podpowiadał mi, że nie powinnam się z nim całować. Bo jego pocałunki odbierają mi trzeźwość myślenia. Powodują jeden wielki chaos w mojej głowie. Przyspieszają bicie serca i… i wszystko. I skoro właśnie robiły to wszystko, miałam w dupie rozsądek. Przecież nie robiliśmy nic złego. To było przyjemne. To było dobre. To było cudowne. To był dar.
Odwzajemniłam ten pocałunek, trochę zbyt zachłannie, ale chyba nie miał nic przeciwko temu. Położył ręce na mojej talii, starając się utrzymać nas w jednym miejscu. Podziwiam go, że potrafił nad tym zapanować. Ja totalnie straciłam rozum. Było mi wszystko jedno, czy za chwilę odbijemy się od ściany, czy wylecimy przez okno. Jak bardzo jest ze mną źle..?
- Bardzo bolało? – Wysapał w moje usta, gdy w końcu pozwoliłam mu złapać oddech. Dopiero po chwili zrozumiałam w ogóle, o co pyta. Mogłabym się wkurzyć, ale wcale nie miałam na to ochoty. Endorfiny szalały w mojej krwi.
- Okropnie – przyznałam ze śmiechem. Być może po raz pierwszy w życiu byłam z nim szczera do tego stopnia, by przyznać, że wypowiedzenie przeprosin w jego kierunku sprawiło mi tak wiele trudności. Ale może dzięki temu, otrzymałam od niego kolejny, słodki pocałunek.
- Co wy robicie!?
Nasza beztroska bardzo szybko została przerwana. Oderwałam się od Toma, jak oparzona i chyba obydwoje zastygliśmy w miejscu, gdy Jost wraz z resztą zespołu patrzyli na nas w szoku. Chociaż właściwie, Bill wcale nie wyglądał na zaskoczonego? Na pewno ja byłam bardziej od niego.
- Oni się chyba całowali — zauważył błyskotliwie Gustav z krzywym uśmiechem, a David zgromił go spojrzeniem.
- To zauważyłem, ale nie rozumiem, co tu się do cholery dzieje? – Mężczyzna wyglądał na zdenerwowanego, czego nie do końca chyba rozumiałam w tym momencie. I tak nie byłam w stanie wykrztusić z siebie słowa.
- Aha! Bo oni przegrali ze mną zakład i karą był pocałunek… No i właśnie wykonali zadanie. - Wtrącił się czarny, ratując całą sytuację swoim wymysłem. Bo ja nic o zakładzie nie wiem, no, chyba że moim z Sarą… ale to coś zupełnie innego.
- Boże, a ja już myślałem… - Jost, jakby odetchnął z ulgą. Okej. A o co tak właściwie mu chodzi? Bo niby to coś złego, że się całujemy z własnej woli? Co, jeśli powiedzielibyśmy mu prawdę? - Jednak moglibyście wykonywać te zadania w innych miejscach, przecież tu mogą się kręcić paparazzi! A poza tym, zakładajcie się o coś innego, bo to jest bardzo niemądre. - Wyrecytował już całkowicie spokojnie, po czym wyminął nas, kierując się do windy.
- Moglibyście trochę bardziej uważać. Następnym razem nie uwierzy w moją bajeczkę. - Bill rzucił nam groźne spojrzenie i podążył za Jostem. A tego, co znowu ugryzło!? Co im wszystkim dzisiaj jest!? Myślałam, że tylko ja mam jakieś odpały agresji. Gustav natomiast cały czas przyglądał nam się ze zdumieniem i chyba nie miał zamiaru nigdzie się ulatniać. Może chociaż on daruje nam jakieś kąśliwe uwagi?
- A ty co tak patrzysz? - Tom odezwał się do niego, nie za bardzo zadowolony z tej całej sytuacji. W sumie mu się nie dziwię, bo nie było to ani trochę przyjemne. Po pierwsze, wcale nie miałam ochoty, by ktoś nas widział, całujących się. A po drugie… nie zareagowali zbyt entuzjastycznie.
- Bo wiesz co… ty naprawdę nie możesz przepuścić żadnej laski. – Stwierdził otwarcie, co mnie zabolało. Nawet nie spodziewałam się, że coś takiego mogłoby mnie dotknąć. Wzbudziło to we mnie na nowo złość, ale tym razem wcale nie na Toma. Byłam wściekła na Gustava! Jak mógł coś takiego powiedzieć!? Przecież ja stoję obok, do cholery! Chłopak jednak zdążył się ulotnić, nim w ogóle zdążyłam zebrać się do kupy, by wydobyć z siebie głos.
- O co im właściwie chodzi? - Mruknęłam cicho. Pogubiłam się już w tej całej sytuacji. I wszystko nagle stało się takie smutne.
- Nie przejmuj się. – Rzucił luźno Tom, jakby zupełnie nie zrobiło to na nim wrażenia. Ale widziałam po jego twarzy i oczach, że był wkurzony. Może nawet bardziej ode mnie. – Po prostu nam zazdroszczą i tyle. – Dodał, co mnie w sumie rozbawiło. Niby czego nam zazdroszczą? Ten to ma pomysły.
- To wiele wyjaśnia. – Parsknęłam śmiechem, wcale nie biorąc tego na poważnie. Ale przynajmniej atmosfera nieco się rozluźniła.
- Muszą się pogodzić z tym, że wybrałaś mnie.
- Co? Zapędzasz się chyba troszeczkę – Skrzyżowałam ręce na piersiach, spoglądając na niego groźnie. – Nie przypominam sobie, abym dokonywała ostatnio jakichkolwiek wyborów.
- No tak, nigdy nie daję ci okazji. Zawsze biorę od razu, to czego chcę – uśmiechnął się szeroko, a ja cofnęłam się do tyłu, widząc, że znowu był niebezpiecznie blisko. To nie skończy się kolejnym szaleństwem na tym korytarzu! – Ale możesz mieć teraz wybór. Mam pewien plan. I daję ci wybór. Możesz wziąć w nim udział. Albo wziąć w nim udział. Co wybierasz? – Uniósł brwi, spoglądając mi w oczy. I jak Boga kocham, nie mam pojęcia, kiedy znalazłam się pod ścianą. Dosłownie pod ścianą.
- Przecież… to żaden wybór – stwierdziłam, próbując za wszelką cenę nie stracić świadomości. Walcz, Carmen, walcz! On nie może robić z tobą, co chce! Czy ty w ogóle pamiętasz jeszcze, kim on jest?!
- Co to za plan? – Zamrugałam szybko powiekami. Czy on mógłby się trochę odsunąć? Zabiera mi tlen…
- Plan nosi nazwę: Misja Warszawa. – Rzekł, nie spuszczając ze mnie wzroku nawet na moment. Co on próbuje tym osiągnąć? Przysięgam, że bardziej już mnie mieć nie może. Widocznie nie zdawał sobie z tego sprawy, skoro nadal próbuje mnie usidlić tymi oczami. – Nie będziemy cały dzień siedzieć w tym hotelu. David ma swoje humorki, trzeba go obejść.
- Chcesz się wpakować w kolejne kłopoty? – O patrzcie tylko, Carmen chyba jednak włączyła myślenie. No brawo. Może w końcu uda mi się wrócić do siebie.
- Z tobą? Zawsze.
Okej. Nie uda mi się. Myślenie jest do bani. Po co w ogóle myśleć, gdy Kaulitz przed tobą oblizuje tak seksownie wargi?
- To, co wybierasz?

- Myślę, że pierwsza opcja jest bardzo kusząca. Ale mam warunek – zastrzegłam, by sobie nie myślał, że znowu wszystko będzie tak, jak on sobie to wymyślił. O nie! Zostały mi jeszcze jakieś resztki trzeźwego rozumu, który podpowiadał mi, że nie zniosę całego dnia z nim sama. To skończyłoby się katastrofą. I ta katastrofa pewnie miałaby dużo wspólnego z całowaniem i robieniem wielu innych, równie przyjemnych rzeczy. – Wypełnimy tę misję większą załogą. Chcę zabrać przyjaciółkę, a ty zabierzesz chłopaków.

2 komentarze:

  1. Ooo ja już chce kolejny rozdział. Xd poprawiaj szybko 😁
    Koniecznie chce już wiedzieć co kombinuje Tom xd

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałam sobie też rozdział, który jest pierwowzorem i... Duży progres Ka., ogromny! Troszkę żałuję, że nie znalazłam Cię trochę wcześniej, żeby śledzić tę historię od początku, ale nie ma tego złego ;D Teraz niecierpliwie wyczekuję na kolejne odcinki tutaj i nie tylko. Autostrada życiem. No i Burza Uczuć też, a tam tak cichutko :(
    Ściskam cieplutko!

    OdpowiedzUsuń