Rozdział 21
Przez resztę nocy nie zmrużyłam
już oka, wciąż czując na swoich ustach pocałunek Toma. Miałam, więc bardzo dużo
czasu na rozmyślanie. Czyli coś, co wszyscy uwielbiamy. Powinnam cieszyć się,
że Melanie nic nie jest. I po części tak było. Ale głównie jednak ciągle
widziałam przed oczyma twarz całującego mnie Kaulitza. Na wszystkich bogów! Czy
to mógł być obojętny pocałunek!? Czy tak wyglądają obojętne pocałunki!? Od
kiedy to takie pocałunki odbierają dech w piersiach… od kiedy to nie pozwalają
spać po nocach? Proszę, niech ktoś mi strzeli z liścia. Mocno potrzebuję
otrzeźwienia. Nawet prysznic nie pomógł. I daję głowę, że gdybym nie wywaliła
tego człowieka ze swojego pokoju, nadal byśmy się całowali. Robilibyśmy to całą
noc.
Oficjalnie nie mam
już rozumu.
Na szczęście, kiedyś musiał
nadejść poranek. A poranek to nowe problemy, nowe myśli. Skoro okazało się, że
mojej siostrze nic nie jest, nie było powodu, aby odwoływać trasę w Polsce.
Czyli jednak chcąc, czy nie, będę musiała jechać do tego kraju i walczyć ze wspomnieniami
związanymi z moimi rodzicami… Ale nie. To nie są moi rodzice. Bo jeśli słowa
mają jakiekolwiek większe znaczenie, to ci ludzie, nie mają prawa się nimi
mianować. Jak to mawiają, rodziny się nie wybiera. Niektórzy po prostu nigdy
nie powinni mieć dzieci. Tak, nawet jeśli miałoby mnie teraz tutaj nie być…
Może pojawiłabym się w zupełnie innym wcieleniu i miała lepsze życie. Niemniej,
gdybanie już mi w niczym nie pomoże. Jest, jak jest. W tym momencie powinnam
zadbać o swoją teraźniejszość i przyszłość. Nie ma sensu zaprzątać sobie głowy
tym, co było. Zostawiłam to dawno za sobą i dobrze mi z tym. Liczy się tu i
teraz.
A teraz znajdujemy się w
Warszawie. Podróż minęła mi szybko, bo większość przespałam. Nie przeszkadzały
mi nawet wygłupy chłopaków w tle, byłam padnięta. Gdy wysiadaliśmy z samochodu,
omal nas nie staranowano. Te fanki są jakieś niewyżyte, gdyby nie ochrona
porwałyby pewnie Billa, zresztą Gustav i Tom nie mieliby lepiej. A mnie, co
najwyżej, tylko by zadeptały. Bo w końcu kim ja niby jestem? Czuję, że może być
ciężko z akceptacją mojej skromnej osoby, ale czego się spodziewałam? To było
do przewidzenia od samego początku. Tylko jakoś zastanawiając się nad
zastąpieniem Georga, nie rozważałam opcji, że mogę zostać zamordowana z zazdrości
lub coś podobnego. A właśnie takie czarne myśli przeszły mi, przez głowię, gdy
widziałam twarze tych dziewczyn. Tyle wrogości na raz jeszcze nigdy nie było mi
dane zobaczyć w moim życiu.
Po prostu cudownie zapowiada się
ten dzień. Cały czas próby, potem wywiad i jakaś tam sesja zdjęciowa… jutro
mamy chyba pierwszy koncert, a potem co? Znowu wywiad. I zmiana miasta! Nie
wiem, czemu, mój entuzjazm jakoś opadł. Gdzie się podziała ta ekscytacja na
myśl o zwiedzaniu świata? Może byłoby milej, gdyby nie trzeba było tyle
pracować. A niestety, nie oszczędzano nas. Na dłuższą metę zaczynało być to
wyczerpujące. Szczególnie dla kogoś tak początkującego, jak ja.
Tom rozmawiał z Jostem na temat
pokoi i w końcu zrobił tak, że teraz musi mieszkać razem z Billem. Menadżerowi
się to nawet spodobało, bo wyszło taniej. Ja i Gustav mamy swoje jednoosobowe
pokoiki. I nie narzekam. Może ten hotel nie jest tak wspaniały, jak w Paryżu,
ale mi to nie przeszkadza. Nie potrzebuję klimatyzacji ani Bóg wie jakich
luksusów. Wystarczy, żeby było porządne łóżko i ładna łazienka, co właśnie
chyba mam. Więc nie powinno być problemu. Nawet windy nie potrzebuję, bo mój
pokój znajduje się na pierwszym piętrze i bez problemu mogę sobie podreptać
schodkami.
I tak właśnie sobie weszłam po
tych schodkach, na to piętro taszcząc ze sobą swoje rzeczy, uparłam się, że
sobie poradzę. Nie potrzebuję żadnego tragarza. Jak zobaczyłam tego pana, co
miał mi niby te walizki zanieść do pokoju, to w ogóle nie było mowy. Wolałam
sama podjąć się tego zadania, bo jeszcze wydarzyłoby się jakieś nieszczęście…
Ten pan bowiem był chyba szczuplejszy ode mnie.
Korytarz
był całkiem, całkiem. Jak dla mnie, może być. Nie jestem jakąś tam gwiazdką z
wymaganiami. Co innego Kaulitz, on to musiał jechać windą, chociaż jego pokój
znajduje się na tym samym piętrze, co mój. Nie wiem tylko, dlaczego David
zamieszkuje zawsze inne piętra niż my. Może chce się od nas odizolować na jakiś
czas, żeby odpocząć?
Odnalazłam szybko drzwi z numerem
trzynaście i z uśmiechem podeszłam do nich, następnie je otwierając. Tak jak
myślałam, pokój nie był taki cudowny jak w Paryżu, ale nie był też najgorszy.
Najważniejsze, że łóżko było duże i ładnie się prezentowało.
Weszłam
do środka i zamknęłam drzwi, kolejno kierując się do okna, aby wpuścić trochę powietrza
do pomieszczenia.
Na
niebie zbierały się ciemne chmury, zapowiadające deszcz. Lubię, gdy pada, wtedy
wszystko wydaje się takie świeże, rośliny, drzewa i powietrze ma wtedy taki
piękny zapach… aż chce się żyć. W Katowicach jest dużo zimniej niż w Paryżu.
Październik w Polsce nigdy nie był przyjemnym miesiącem. Na samą myśl
przechodziły mnie dreszcze. Zimna, ponura, depresyjna jesień.
Otworzyłam
okno i opadłam na łóżko, wiedząc, że zaraz będę musiała wstać i udać się na
próbę. A mam taką ochotę zanurzyć się w ciepłej wodzie, a potem otulić się
kołdrą, zamknąć oczy i odpłynąć w krainę marzeń i beztroski…
Przymknęłam na moment oczy,
chcąc, choć na chwilę o wszystkim zapomnieć, ale właśnie wtedy bezczelnie
rozdzwonił się mój telefon, powodując, że aż podskoczyłam. Spojrzałam z
niezadowoleniem na wyświetlacz, ale to zaraz minęło, gdy ujrzałam imię
przyjaciółki. Dawno z nią nie rozmawiałam. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i
przystawiłam aparat do ucha.
-No
i czego się nie odzywasz?! Żyjesz w ogóle? - Od razu naskoczyła na mnie, nie
pozwalając się nawet odezwać. – Gdzie jesteście? Jak tam Kaulitz?
-Hej,
spokojnie. Nie nadążam za tobą.
-
Ty, wiesz co? Moja matka zaciągnęła mnie do Polski, bo niby jakaś ciotka bierze
ślub i my musimy na nim być! - Wyrzuciła z siebie, jakby to było coś okropnego.
Ja natomiast od razu się ożywiłam, słysząc nazwę kraju. Przecież to oznacza, że
ona gdzieś tu jest i możemy się zobaczyć!
-
Naprawdę jesteś teraz w Polsce?
-
No niestety — mruknęła niezbyt zadowolona w przeciwieństwie do mnie, bo ja
byłam wielce szczęśliwa. Normalnie jakbym wygrała w totka.
-
To fantastycznie! Gdzie jesteś? My dzisiaj przyjechaliśmy do Warszawy.
-
Serio? A to wszystko zmienia. Musimy się spotkać!
-
Jestem w jakimś hotelu, napiszę ci nazwę smsem i spotkamy się wieczorem, bo
teraz nie mogę…
-
Ok. Ale super, będziemy mogły w końcu normalnie pogadać, bo przez ten telefon
to ja od ciebie nie mogę się niczego dowiedzieć — stwierdziła już z większym
entuzjazmem. - A mamy tyle do omówienia!
-
O tak, na pewno… już się boję… - powiedziałam cicho, wyobrażając sobie te
wszystkie pytania, którymi Sara mnie zaatakuje i większość zapewne będzie
dotyczyła naszego zakładu, który rzekomo przerwałam i nie powiadomiłam jej, że
zmieniłam zdanie. Ups?
-
Muszę kończyć, mama mnie woła. Ona jak się przyczepi, to nie ma spokoju…
-
Rozumiem. Ja też muszę kończyć, mamy próbę.
-
To do zobaczenia! - Rzuciła na koniec, po czym zakończyła połączenie. Cudownie
było znowu ją usłyszeć. Bardzo się cieszę, że przez ten zwykły przypadek będę
mogła się z nią zobaczyć. Mój pech chyba odszedł na zawsze, przynajmniej mam
taką nadzieję, bo jak na razie wszystko układa się wspaniale. I niech tak
pozostanie.
Odłożyłam telefon na szafkę
stojącą obok łóżka i podeszłam do walizki, aby wybrać z niej jakieś ciuchy.
Muszę się szybko przebrać i pędzić na dół, mam nadzieję, że jeszcze na mnie nie
czekają. W ogóle nie wiem, na którą się umówiliśmy… może by tak ktoś mnie
powiadomił? Dobrze by było, ale wszyscy chyba zapomnieli o Carmen. Wielka
szkoda. Tylko niech potem nie narzekają, że musieli tyle czekać.
#
-
Trochę w lewo moja droga!
Po
raz setny chyba, przestawiałam się tak, jak sobie tego życzył pan fotograf i
normalnie szlag mnie już trafia. Jestem wykończona, a czeka mnie jeszcze
spotkanie z Sarą. Najpierw próby, potem wywiad, który wbrew pozorom był bardzo
męczący… nie wiem, jak długo to wszystko wytrzymam. Nie przypuszczałam, że
bycie gwiazdą jest takie męczące. Co prawda, żadna ze mnie gwiazda, ale mimo
wszystko… Nie spodziewałam się życia na takich obrotach.
-
Dobra, wystarczy. - Upragnione słowa dotarły do moich uszu. Nareszcie mogłam
odetchnąć. Od dzisiaj nienawidzę aparatu i wszystkiego, co z nim związane. W
ogóle to okropne, że muszę brać udział w tych sesjach. Nie jestem żadną
modelką! Nie umiem nawet zapolować porządnie. To dlatego ten gościu ciągle miał
jakieś zastrzeżenia. Uh. W co ja się wpakowałam? Czy to jest w ogóle tego
wszystkiego warte?
-
Wracamy do hotelu. - Zarządził David i wszyscy z wielką chęcią wyszli ze
studia, a ja razem z nimi. Niestety moje marzenia o gorącej kąpieli i ciepłym
łóżeczku, nadal pozostaną tylko marzeniami. Będę musiała jeszcze się spotkać z
Sarą. Cieszę się bardzo, ale jestem zmęczona. Na pewno mój entuzjazm byłby
większy, gdyby dzisiaj nas tak nie męczyli cały dzień. Wole nawet nie myśleć,
co będzie jutro.
Studio
znajdowało się niedaleko hotelu, więc szybciutko dojechaliśmy na miejsce. Nawet
miło jest, gdy tak wszyscy milczą i od czasu do czasu uśmiechają się pod nosem.
Tak jest, jak jesteśmy zmęczeni. Obeszło się nawet bez docinek z Tomem.
Weszliśmy do budynku tylnym
wejściem. Fanki już wiedzą, gdzie nas szukać i obstawiły główne drzwi. Z tyłu
było ich nieco mniej. Oczywiście nie obyło się od ciekawskich spojrzeń. Nadal
się ich boję. Nie sądziłam, że kiedykolwiek będą przerażały mnie jakieś
nastolatki.
Życie
do mnie wróciło, gdy zobaczyłam w recepcji wysoką, krótkowłosą blondynkę. Byłam
pewna, że to Sara i się nie myliłam. Myślałam, że tam się zachlastam z radości.
W podskokach podbiegłam do niej, a wszyscy inni spoglądali na mnie, jakbym
wyszła z psychiatryka… ale co tam! Rzuciłam się na nią znienacka, ściskając
mocno.
Kiedy
moja przyjaciółka zorientowała się, że ja to właśnie ja i doszło do niej
wszystko, co się dzieje, normalnie zapiszczała, jak te nasze fanki. Albo raczej
fanki chłopaków. Nie, żeby coś, ale ja swoich nie mam i raczej mieć nie będę.
-
Alyson! Boże, jak ja cię dawno nie widziałam…
-
A ja ciebie! Urosłaś chyba… - zaśmiałam się, mierząc ją wzrokiem z góry na dół.
Swoją drogą, dawno nikt nie zwracał się do mnie po drugim imieniu… przywykłam
już do Carmen. Muszę o tym jej koniecznie powiedzieć. Coś czuję, że dzisiaj nie
będę miała, kiedy spać. Znowu!?
-
No co ty, ja już nie rosnę — Wyszczerzyła się i rozejrzała dookoła. Ja już się
domyślam, kogo ona szuka. Nie odpuści!- A gdzie…
-
Carmen, co ty robisz? Przecież tu mogą się kręcić paparazzi, a ty rzucasz się
na jakieś dziewczyny jak na mięso. – Usłyszałam głos Josta, który bezczelnie
przerwał mojej przyjaciółce, w dodatku porównując ją do mięsa. Nie ma to, jak
dobre pierwsze wrażenie, nie?
-
Ej, to nie jest żadne mięso, tylko moja przyjaciółka — Szturchnęłam go pełna
oburzenia. - A poza tym, nikogo tutaj nie ma.
-
Dobra, dobra. Ale pamiętaj, że rano masz być na śniadaniu punktualnie. –
Zaznaczył, odchodząc. Przynajmniej się już nie czepiał. Niestety na jego
miejsce już się zbliżał wielkimi krokami szanowny pan Kaulitz. Już z daleka
widziałam, jak mu się oczy zaświeciły na widok Sary. Czy on leci na wszystkie
blondynki? Poprawka, Carmen. On leci na wszystkie, bez wyjątku. I kolor włosów
nie ma tutaj nic do rzeczy.
-
Kto to? – Zapytał, jak małe dziecko i zlustrował Sarę niczym okaz muzealny. Nie
podoba mi się jego mina. Przypominam, że to ze mną się całuje! I to ze mną śpi…
No czasem… Okej, o czym ja myślę? To podchodzi pod zazdrość, Carmen! O nie! Nie
ma opcji. Nie ma nawet o kogo!
-
Krótką masz pamięć Tomuś. To jest Sara, moja przyjaciółka. Wysil móżdżek, to
skojarzysz — Uśmiechnęłam się ironicznie. Och, jak ja dawno tego nie robiłam,
brakowało mi tego. W dodatku ten wyglądał, jakby miał się zaraz poślinić z
wrażenia.
-
Aha, no tak. Papużki nierozłączki, pamiętam — Odwzajemnił ironiczny uśmieszek,
tyle że jemu wyszło to znacznie lepiej. Przynajmniej tak mi się wydawało.
Widziałam, że Sarę to bardzo bawi, bo powstrzymywała śmiech, ale zignorowałam
ten fakt.
-
Przypadkiem nie śpieszy ci się do łóżka? - Mój ton mówił wyraźnie „idź sobie” i
miałam nadzieję, że Tom to pojmie i zaraz zniknie. Choć na pewno wolałby zostać
w naszym zacnym towarzystwie. W końcu dwie blondynki, to nie jedna… O czym ja w
ogóle myślę, do cholery! To zmęczenie już wyprało mi mózg. Może, gdyby się tak
na nią nie gapił, to nie myślałabym o takich głupotach! To jego wzrok mnie do
tego prowokuje! Ten chamski wzrok wlepiony w moją przyjaciółkę! I oczywiście
chodzi tylko o to, że Sara jest dla niego za dobrą partią. Co on sobie w ogóle
myśli? Zaraz. Czy to oznacza, że ja jestem jakaś podrzędna..? Muszę skończyć z
całowaniem się po kątach z Kaulitzem. Definitywnie! Chociaż… Okej. To przecież
zupełnie nie tak! Nie jestem wcale gorsza. Ja robię to wszystko w imię zakładu!
Tak. I to jedyne poprawne wytłumaczenie na wszystkie wątpliwości.
-
A nie, zaczekam na ciebie. - Stwierdził jakby obojętnie i wlepił we mnie swoje
spojrzenie. A co to miało znaczyć? - W czyim pokoju dzisiaj śpimy, Carmelko? -
Dodał po chwili, wprawiając tym samym Sarę w osłupienie. Zresztą, nie tylko ją.
Może kiedyś zrobię tę przysługę całemu światu i go zabiję. Przeczuwam, że ten
moment nadchodzi wielkimi krokami.
-
Dzisiaj śpisz sam - syknęłam, patrząc na niego z mordem w oczach. Zdążyłam się
już pogubić w tej durnej wymianie zdań. Co on w ogóle chce osiągnąć? Bo jeśli
próbuje mnie ośmieszyć, to słabo mu to wychodzi. Gdyby tylko wiedział, co
zaplanowałyśmy dla niego z Sarą, to by mu się odechciało tych swoich debilnych
gierek. Dupek.
-
Oh, jak chcesz. Ale jakbyś zatęskniła, to wiesz gdzie mnie szukać, cukiereczku
!- Zamrugał teatralnie oczami i posyłając nam swój słodki uśmiech, odszedł,
znikając po chwili w windzie.
-
Powiesz mi, co jest grane? – Sara odezwała się w końcu, wyraźnie
zdezorientowana zaistniałą sytuacją. A co ja miałam powiedzieć? Sama nie wiem,
co tu się wydarzyło. To się staje coraz bardziej popaprane.
-
To po prostu wariat i tyle — skwitowałam, uśmiechając się pod nosem i ruszyłam
w stronę schodów, kiwając wcześniej głową, aby poszła za mną.
Nie będę jej wyjaśniać zachowania
Toma, chyba moja odpowiedź wyraźnie zakończyła ten temat. Mogę za to
opowiedzieć jej wiele innych, ciekawych rzeczy. Być może to jej wystarczy, bo
jakoś nie czuję chęci, aby opowiadać jej o tym, co zaszło pomiędzy mną a nim. Mimo
że to ma związek z naszym zakładem… I to nic wielkiego, ale chce to zachować
dla siebie. Wbrew pozorom to były przyjemne chwile, a ja zwyczajnie mu
ulegałam. Więc wyszłoby na to, że jestem słaba. A nie mogę pozwolić, żeby Sara
myślała, że miała racje… Nie wierzę, że naprawdę to przyznałam. Ja mu uległam!
Ja! Dlaczego to wszystko musi być takie niedorzeczne i tak cholernie trudne…
Warszawa- Katowice- Warszawa xd
OdpowiedzUsuńDaj kolejny. Nadal jestem ciekawa jak to sie skończy xd