Rozdział 20
- O czym tak marzysz? - Dopiero
teraz zauważyłam, że Kaulitz siedzi obok i uważnie mi się przygląda.
Zapomniałam o nim, znalazł się przy mnie tak bezszelestnie, że naprawdę,
zapomniałam. Niemal uderzyła we mnie ta jego nagła bliskość. Dobrze, że do mnie
mówił, jego głos skutecznie mnie oprzytomniał. -Albo o kim?
-
A skąd wiesz, że w ogóle marzę? - zmarszczyłam lekko brwi, spoglądając na niego
zaintrygowana. Od kiedy, to moja twarz zaczęła zdradzać tyle tajemnic? Albo, od
kiedy, on zaczął cokolwiek dostrzegać? Tyle pytań jak zawsze zero odpowiedzi.
-
Jesteś bardzo zamyślona - stwierdził, uśmiechając się pod nosem. Czułam, że ta
rozmowa może okazać się zbyt inteligentna, jak na naszą dwójkę. – Niech zgadnę!
Pewnie wyobrażasz sobie mnie. – Wypalił, zapewne niewiele przy tym myśląc. Tak,
tego mi właśnie brakowało. Jego narcyzmu.
Czasem
mam nieodparte wrażenie, że ten człowiek jest, jakimś typem robota z milionem
przycisków i tylko przełącza, co jakiś czas na inny tryb. Raz jest
nadzwyczajnie miły, innym razem podły, kolejnym zaś zachowuje się jak
egoistyczny dupek a jeszcze kolejnym, staje się największym narcyzem. A
podobno, to kobieta zmienną jest.
-
O tak, na pewno — Przewróciłam oczami. On naprawdę myśli, że jest najlepszy.
Jeszcze trochę i zacznę w to wierzyć. W sumie całkiem niewiele mi brakuje, gdy
widzę te hipnotyzujące oczy. Dokładnie takie same jak Billa. Ale jednak, czemu
Bill mnie tak nie pociąga? Co jest ze mną nie tak? Albo z nimi! Co jest z nimi
nie tak!?
-
Żartowałem, ale skoro tak, to miło mi — Wyszczerzył się. Co za cwaniak.
Przecież powiedziałam, to z ironią. Wiadomo, że o nim nie myślałam… Ten
chłopak, o którym marzyłam, na pewno nie ma nic wspólnego z jego osobą. Jeszcze
chyba, aż tak mnie, nie powaliło. Prawda..? Carmen? Ogarnij się.
-
Czy ty musisz być taki pewny siebie? Zawsze dostajesz, to czego chcesz? –
Wyrzuciłam, niewiele się nad tym zastanawiając. Bo gdybym pozwoliła sobie
jeszcze choć trochę dłużej myśleć, to skończyłoby się bardzo źle. Zaczęłabym
analizować Kaulitza i doszukiwać się argumentów za i przeciw w związku z moim
głupim marzeniem o prawdziwej miłości. A już samo połączenie nazwiska Kaulitz z
„prawdziwa miłość” jest jednym wielkim nieporozumieniem. Choć, jakbym naprawdę
miała teraz się zastanowić, nasza cała znajomość nim jest a jednak, trwa nadal.
-
Nie zawsze, ale często. – Przyznał całkiem otwarcie.
-
To fajnie masz – westchnęłam, opadając plecami na pościel. W sumie chyba
odrobinę mu tego zazdroszczę. Moje życie byłoby dużo łatwiejsze, gdybym miała
wszystko, czego pragnę, na pstryknięcie palca. Albo, chociaż na piękne oczy,
czy dobrą gadkę. No, ale nie mam takich przywilejów. Bo nawet jeśli mam ładne
oczy, to nie działają, tak jak powinny. Może są po prostu zepsute? Może ja cała
jestem po prostu zepsuta…
-
A co? Też byś tak chciała? – Drążył, a ja popadałam w coraz większą
melancholię, wgapiając się w sufit nad nami.
-
A kto by nie chciał, mieć wszystkiego, czego zapragnie?
-
A jakbyś mogła mieć wszystko, to co byś chciała?- Spojrzał na mnie wyraźnie
zaciekawiony. To pytanie było dosyć zaskakujące. Nie planowałam dyskutować z
nim na takie poważne tematy. Jak zwykle, rozmowy z Kaulitzem są
nieprzewidywalne. Wszystko z nim takie jest… Niemniej, czy ja aby na pewno chcę
zdradzać mu takie rzeczy? Aż tak się przed nim otwierać? Przecież to Kaulitz.
Czy powtarzanie jego nazwiska w kółko, sprawi, że naprawdę stanie mi się obcy i
obojętny..?
-
Raczej tego, co wszyscy. Szczęścia, miłości. Banał — odpowiedziałam po krótkiej
chwili zastanowienia. Zerknęłam na niego, wlepiał we mnie swoje ślepia i myślał
o czymś. Teraz to chyba on marzył o niebieskich migdałach… Oczy mu błyszczały.
NIE GAP SIĘ NA NIEGO. Odwróciłam szybko głowę w przeciwnym kierunku.
-
Kiedyś bym cię nie posądził o takie marzenia.
-
Zmieniłam się. – Wzruszyłam obojętnie ramionami. Wcale mnie nie ruszyło, że
miał o mnie jakąś wyrobioną opinię i nie była ona pozytywna. Przywykłam do
tego. Zresztą, sama nie byłam lepsza. Też mam go całe życie za dupka. Mimo że
czasami… Ech, no właśnie. Czasami potrafi nim nie być.
-
Tak, teraz już nie potrafisz mi się oprzeć, jak dawniej. - Stwierdził z dumą,
jakby było to dla niego jakieś życiowe osiągnięcie. A ja miałam ochotę parsknąć
śmiechem. Naprawdę, Kaulitz? Co z nim jest nie tak? Ale okej. Możemy zagrać w
tę grę.
-
A nie na odwrót, przypadkiem? - Uśmiechnęłam się chytrze pod nosem. Od razu na
mnie spojrzał. No, a co? Ja też potrafię docenić siebie. Przecież to on całował
mnie, a nie ja jego, więc to on nie może się oprzeć… całkiem logiczne, nie?
Dobre pytanie, kto tu kogo przyciąga, tak naprawdę?
-
Możliwe, ale to działa raczej w obie strony. - Przyznał, a spodziewałam się
innej odpowiedzi. Ale to nie znaczy, że z tej nie jestem zadowolona. Bo podoba
mi się, że potrafi się przyznać do swoich słabości. Bo to jest chyba jakaś
słabość? Tak, myślę, że całowanie osoby, której wcale się nie lubi,
zdecydowanie jest ogromną słabością. I to nie tylko jego, w tym przypadku…
-
Ekhm. Zmieńmy może temat – zaproponowałam, widząc jego dziwny wzrok, jakim na
mnie patrzył. Lekko przerażające, zważywszy, że jesteśmy sami w moim pokoju, na
moim łóżku. Nie powinno go tu być. A ja nie powinnam sobie z nim żartować, czy
jakkolwiek określić tę pogawędkę, gdy nadal nie wiem, co się dzieje z moją
siostrą. Jestem okropna. Zapomniałam o niej na te pięć minut. I to było tak
bardzo odciążające. Przez chwilę czułam się tak lekko. Był tylko Kaulitz i ja…
żadnych problemów. A teraz znowu wszystko wróciło i do tego poczucie winy, że w
ogóle śmiało mnie to na moment opuścić.
-
To może się prześpij i tak nie ma sensu, żebyś siedziała. Obudzę cię, jakby co
– zaproponował, a jego głos brzmiał tak przyjaźnie, że nie mogłabym w tej
chwili mu nie zaufać. Może było w tym coś naiwnego. Ale ja właśnie taka byłam
całe życie. Naiwna. To się akurat nie zmieniło.
-
Zostaniesz ze mną? – Zapytałam, jednocześnie przesuwając się w stronę okna, by
zrobić mu miejsce. Taka delikatna sugestia. Nie musiał odpowiadać, wystarczyło,
że usadowił się obok. Nie wierzę, że naprawdę wybrałam sobie właśnie jego, jako
mojego towarzysza tej nocy. Znowu. W sumie żadna nowość. To całkiem normalne,
że śpimy w jednym łóżku, jednocześnie siebie nie znosząc.
Leżałam na boku obrócona w stronę
okna, chciałam zasnąć, ale nie mogłam. Nadal nie wiedziałam, co z Melanie. I
nadal nie było żadnych wieści. Nie mogłam przestać o tym myśleć. Do tego
świadomość, że Tom leży tak blisko. Bo leżał bardzo blisko, nawet bardziej niż
bardzo… Dlaczego jeszcze to robi na mnie jakiekolwiek wrażenie? Chyba właśnie
odkryłam, że nawet to lubię. Cholera, podoba mi się, gdy dzielą nas zaledwie
milimetry. Gdy słyszę tak wyraźnie jego oddech za swoimi plecami i wiem, że gdy
się tylko odwrócę, ujrzę jego pozornie niewinną twarz z tymi czarującymi oczami
i uśmiechem, który zwalił z nóg już nie jedną dziewczynę. W końcu nie bez
powodu te wszystkie laski lądują w jego sypialni… Uh, czemu ja w ogóle o tym
myślę? Jego życie seksualne jest ostatnią rzeczą, którą powinnam się
interesować. Nie obchodzi mnie to, z kim sypia i jak często to robi. Po prostu
jest to dla mnie dość odrażające. Ale to nadal jego sprawa. I jego życie. To
jemu powinno odpowiadać, a nie mi, prawda? Niesamowite, jaka nagle się stałam
tolerancyjna i wyrozumiała. Założę się, że gdyby teraz nie leżał obok, byłabym
bardziej surowa. Ale on wydzielał coś dziwnego! Przysięgam. Powietrze, aż się
uginało od tego „czegoś,” a mój mózg wariował. To wszystko sprawiało, że bardzo
chciałam dostrzegać go wyłącznie w pozytywnym świetle i nie myśleć o nim, jak o
dupku. Miałam ochotę jęknąć głośno z frustracji, jaka mnie ogarniała. Bo
dlaczego ja za każdym razem mam tyle rozbieżnych uczuć, co do jego osoby!?
Tyle się między nami zmieniło,
nie mogłabym już mówić o nim, jak o swoim wrogu. On sam bez mojej zgody,
wtargnął do mojego życia, przekraczając wszystkie granice i chyba nie ma
zamiaru się wycofać. Przywiązałam się do niego i wbrew pozorom zależy mi, choć
raczej bym się do tego nie przyznała… nie mam odwagi powiedzieć, że kogoś lubię
bardziej, niż powinnam. Bo wcale go nie lubię, prawda? Czy ktoś kiedykolwiek
odpowie mi na te wszystkie pytania, które sobie zadaję?
Może powinnam przestać tak często
zmieniać o nim zdanie. Bo nawet gdybym powiedziała o nim, jak najgorzej, to i
tak w środku mnie jest jedno i stałe uczucie. A czy jest taka możliwość, aby
łączyło nas coś więcej?
Halo, czy ktoś może w końcu wyłączyć mój głupi mózg?
Prawie zleciałam z łóżka, słysząc
dźwięk mojej komórki. Od razu wszystkie myśli wróciły do jednej osoby, czyli
mojej siostry. Chwyciłam za telefon, próbując odebrać połączenie. Ręce tak mi
się trzęsły, że urządzenie prawie wyleciałoby mi z rąk, gdyby nie szybka
reakcja Kaulitza. Złapał moją komórkę i podał mi ją, uprzednio wciskając
zieloną słuchawkę.
-
Halo? – Niemal zapiszczałam, nie mając pojęcia czego ani tym bardziej kogo,
spodziewać się po drugiej stronie. Serce waliło mi jak oszalałe. A gdy
usłyszałam znajomy głos, łzy od razu wypełniły moje oczy.
-
Carmen, to ja, Mel. – Moja siostra brzmiała całkiem normalnie. Naprawdę tak
bardzo zwyczajnie, jakby wcale nic jej nigdy nie groziło. Jakby po prostu
zadzwoniła do mnie, zapytać, co u mnie słychać. Miałam ochotę się po prostu
teraz rozpłakać. Tom usiadł przy mnie, przyglądając mi się wyczekująco. A ja czułam,
że nie mogę wydobyć z siebie głosu, z emocji. – Co się w ogóle stało? Byłam
zdumiona, gdy wróciłam do domu i zastałam w nim zgraję policjantów! Kim jest
ten cały Hery? Czy on cię skrzywdził? – Zaczęła bombardować mnie pytaniami,
wyraźnie zmartwiona. Czyli naprawdę odchodziłam od zmysłów, podczas gdy Melanie
była całkowicie bezpieczna i niczego nieświadoma. Z jednej strony, poczułam
największą ulgę w swoim życiu. Z drugiej zaś… Byłam wściekła. Cholernie
wściekła, że ten dupek, tak bardzo zniszczył mnie tego dnia.
-
O mój Boże, Mel… Tak się cieszę, że nic ci nie jest! – Zawołałam, wydobywając w
końcu z siebie głos. Nie mogłam już dłużej powstrzymywać swoich łez, które
opuściły moje oczodoły z momentem wypowiedzenia imienia siostry. – Ten dupek
tak bardzo namieszał… Bałam się, że coś ci zrobił. Gdzie byłaś? Nawet się z nim
nie widziałaś, prawda? – Zapytałam, pociągając nosem i odruchowo przetarłam
mokry policzek rękawem bluzki.
-
Zaczepił mnie raz, pytając o ciebie. Twierdził, że ma coś ważnego. Myślałam, że
to twój znajomy, więc powiedziałam mu, że wyjechałaś w trasę z zespołem. Ale
nie przypuszczałam, że to jakiś psychol! W każdym razie, po tym, więcej się nie
pokazywał. A ja po prostu byłam dzisiaj poza miastem ze znajomymi. Nie miałam
tam zasięgu. Przepraszam, że musiałaś się tak martwić. Naprawdę nie miałam
pojęcia, co się dzieje!
-
To już nie ma znaczenia. Ważne, że jesteś cała. Tak bardzo mi ulżyło. –
Uspokoiłam ją, sama jednocześnie oddychając głęboko.
-
Nic mi nie jest, nie martw się już. Muszę kończyć, żeby złożyć zeznania.
-
W porządku. Błagam tylko, odezwij się do mnie potem.
-
Oczywiście. Do usłyszenia, Aly.
Rozłączyła
się, a ja po raz kolejny odetchnęłam z ulgą. O mój Boże, nie wierzę, że to
wszystko wydarzyło się naprawdę. Tak długo bałam się, że coś jej się dzieje.
Jak on mógł, tak mnie oszukać!? Trzeba nie mieć serca. Duszy… trzeba być
potworem! Miałam ochotę rozwalić mu ten perfidny ryj. Żałuję bardzo, że policja
go zabrała, bo chętnie sama bym się z nim rozprawiła!
-
Co się stało? - Tom przypomniał mi o swoim istnieniu. Tak, nadal tu był. Nadal
patrzył na mnie wyczekująco. Chyba także się przejął, co mogłam dostrzec po
wyrazie jego twarzy. W jednej chwili ogarnęła mnie niewyobrażalna euforia.
Melanie jest cała i zdrowa! To najlepsza wiadomość, jaką mogłam usłyszeć. Ba,
on nawet się do niej nie odważył zbliżyć w żaden bardziej nieodpowiedni sposób.
To wszystko było tylko durnym wymysłem.
Na
moją twarz wpłynął szeroki uśmiech. Łzy już dawno zdążyły wyschnąć.
-
Nic jej nie jest! - rzuciłam się na niego, mocno go ściskając. To nie było do
końca kontrolowane. Miałam w sobie tyle energii i radości, że potrzebowałam się
tym z kimś podzielić. Kimkolwiek. Albo po prostu z nim. Może właśnie chciałam
się podzielić tym szczęście z cholernym Kaulitzem i co w tym złego!?
-
Mówiłem, że będzie dobrze – wymruczał, ledwie dosłyszalnie. Prawdopodobnie
zaskoczyłam go swoim zachowaniem. Samą siebie również zaskoczyłam, więc co za
różnica. Po prostu znowu wszystko zaczynało być, tak jak należy.
-
Przepraszam, że byłam dla ciebie taka niemiła… – oderwałam się w końcu od niego
i mógł odetchnąć. A mi się zebrało na przeprosiny. Ta radość uderzyła mi mocno
do głowy. Ale może to i lepiej… Byłam dzisiaj naprawdę wredna. A ten koleś
starał się mnie wesprzeć, jak tylko najlepiej potrafił. Powinnam to docenić. Bo
mogłam przecież zostać z tym całkowicie sama.
-
A ja byłem miły?
-
To nie ma znaczenia. Po prostu przepraszam i tyle – wzruszyłam ramionami. Tak,
naprawdę teraz nie będę się z nim licytować, które z nas jest okropniejsze. Po
prostu to już jest nieistotne. Przynajmniej na chwilę obecną.
-
W porządku – rzekł, nie spuszczając ze mnie swojego przenikliwego spojrzenia.
Jego oczy rozjaśniały, a ja zatopiłam się w nich na dłuższą chwilę,
zapominając, o czym właściwie rozmawialiśmy. – Czy to byłoby nieodpowiednie,
gdybym teraz cię pocałował? – Pytanie, które padło z jego ust, wprawiło mnie w
niemałe osłupienie. Czy ja się przesłyszałam? O MÓJ BOŻE. Zaraz. Spokojnie.
Nie. Tak. Czekaj, Carmen. Ogarnij to! Tom Kaulitz właśnie zapytał mnie, czy
odpowiednie będzie pocałowanie MNIE. Nie wiem, czy bardziej zdumiał mnie fakt,
że w ogóle postanowił prosić o pozwolenie, czy to, że on chce to zrobić. Ale
chyba najbardziej z tego wszystkiego druzgoczące było, że ja tego chciałam. Na
wszystkich bogów, tak mocno tego chciałam. Aż mi się żołądek skręcił z
wrażenia.
-
Tylko oddychaj – usłyszałam ponownie jego głos. Uśmiechał się w swój specjalny
sposób, sugerujący, że dokładnie wie, o czym myślę. To było takie dobijające!
Jakby czytał ze mnie jak z otwartej księgi! To jest niemożliwe!
A
ja dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że muszę wyglądać idiotycznie, tak się w
niego wgapiając zszokowana i wzrokiem błądzącym po jego twarzy. Nic dziwnego,
że przypomniał mi o oddychaniu. Bardzo możliwe, że był moment, gdy o tym
naprawdę zapomniałam. Może dlatego nie byłam w stanie wykrzesać z siebie żadnej
logicznej odpowiedzi. Ba, ja w ogóle nie wiedziałam, co do cholery, mam mu
powiedzieć. Już doszłam do tego, że chcę, by mnie pocałował. Ale niby jak mam
mu to powiedzieć?! Przecież to takie głupie! Czy on nie mógł po prostu tego
zrobić..? Bez kombinowania… Uniknęłabym tego głupiego uczucia zakłopotania.
-
Przysięgam, że to będzie tylko niewinny pocałunek. Nie zamierzam zaciągać się
teraz pod ołtarz. – Wyraźnie dobry żart go nie opuszczał. A ja wytrzeszczyłam
jeszcze bardziej swoje oczy. Okej. Koniec tego dobrego. Ogarnij się w tym
momencie, bo nie jesteś jakąś głupią, małą dziewczynką, która nigdy nie
całowała się z facetem. Więc się tak nie zachowuj.
Wypuściłam
ze świstem powietrze z płuc, które zdecydowanie za długo już tam gromadziłam i
zamrugałam powiekami, starając się odzyskać trzeźwość myślenia.
-
Doceniam, że postanowiłeś poprosić mnie o zgodę – zaczęłam dość poważnym tonem.
Uniósł brwi, nieco zaskoczony. Pewnie odebrałam mu właśnie wszelkie nadzieje
początkiem mojej przemowy. – Choć wiem, że po prostu chciałeś postawić mnie w
dziwnej i niezręcznej sytuacji. I ci się udało. – Stwierdziłam, nie zamierzając
nawet udawać. Bo po co, skoro wszystko było wypisane na mojej zdradzieckiej
twarzy. Nie mogłabym nawet grać w pokera. Nie, żeby to teraz miało jakiekolwiek
znaczenie… - Nie wiem właściwie, co w ogóle sobie myślisz… Bo to wszystko nie
ma nawet logicznego wyjaśnienia. Nie istnieje też żadne powód, dla którego,
powinniśmy… robić takie rzeczy.
-
O mój Boże – przerwał mi, wyraźnie zniecierpliwiony. – Przyznaję, że twoja
zszokowana twarz była niemałą satysfakcją, ale już żałuję, że w ogóle
zapytałem.
-
I słusznie. – Przyznałam, choć nie do końca wiedziałam, co ma na myśli. Czyżby
chciał się wycofać? O nie. Zepsułam. Czy ja zepsułam? Nie pocałuje mnie… Ja
przecież chciałam, żeby to zrobił. Cholera. Dlaczego w ogóle tego chcę? –
Pewnych rzeczy się nie przeskoczy… A ja i ty, to w ogóle bardzo chore
połączenie.
Jezu, zamknij się
dziewczyno. Co
to za bzdury. Czy ktoś może mi wsadzić coś do tej paplającej paszczy?! Zdolność
mówienia czasami jest niemiłosiernie uciążliwa. Właśnie się pogrążam przed
Kaulitzem. Świetnie. Jestem pewna, że kiedyś, będzie można przeczytać w jakimś
wywiadzie jego opowieść o takiej jednej lasce, co się przed nim pogrążała.
-
Czy jest sens, bym oczekiwał dalszej części tej wypowiedzi? Przeczuwam, że
próbujesz przekazać coś niesamowicie mądrego, ale chyba kiepsko ci to idzie.
-
No dobrze, że tobie tak wszystko dobrze idzie! Szczególnie te mądre rzeczy –
prychnęłam, irytując się już. Za sekundę już nie będę chciała nawet myśleć o
pocałunku z nim. Jestem tego pewna. Jak w ogóle mogę tego chcieć!? – Może to
nie mi idzie kiepsko przekazywanie ich, ale tobie, rozumienie. Twój móżdżek po
prostu nie nadąża z przyswajaniem mądrych rzeczy. – Wypaliłam, przestając już
kompletnie myśleć nad sensem swoich słów. Obudził we mnie bestię! Naprawdę się
rozkręcałam. A on tylko gapił się na mnie w tak pobłażliwy sposób, że w sumie,
mogłoby mi się zrobić żal, samej siebie. Nie robiło to na nim żadnego wrażenia.
Wkurzało mnie to. Oczekiwałam naprawdę porządnej, ciętej riposty. Tak, od
niego. Mimo że nigdy mu one nie wychodziły. Powinien mi odszczekać! Nie zrobił
tego jednak, więc zamierzałam dolać ponownie oliwy do ognia. I zdążyłam tylko
rozchylić swoje usta, a potem okazało się, że nie mogę już nic mówić. Coś
przyjemnie miękkiego i wilgotnego mi to uniemożliwiało. Tak, wiem, że jeszcze
niedawno prosiłam się, żeby ktoś wsadził mi coś do buzi, bym przestała paplać.
Ale nie spodziewałam się, że to będzie język Kaulitza. Zamiast odpowiedzieć na
moje ostre zaczepki, pocałował mnie. To była naprawdę skuteczna metoda
sprawiania, żebym się zamknęła. Już nawet nie miałam ochoty nic mówić. Już
nawet nie byłam w stanie myśleć na tyle logicznie, by w ogóle złożyć
jakiekolwiek zdanie. Moje powieki opadły, gdy przyssał się do mnie, niczym
pijawka. Jego ręce wylądowały na mojej talii, daję słowo, że chyba odcisnął na
niej swoje dłonie. Poczułam, jak rozpala mnie niesamowity żar w miejscu, gdzie
mnie dotknął. Nie wierzę, że to się dzieje. A działo się i podobało mi się.
Wyczyniał cuda swoim językiem w moich ustach a jego kolczyk w dolnej wardze, za
każdym razem ocierając się o moje, sprawiał, że budziły się we mnie dzikie
żądze. Miałam ochotę go przygryzać, ssać, lizać. O MÓJ BOŻE. Jego usta były jak
najbardziej zakazany, najpyszniejszy deser. Miałam go, ale wiedziałam, że nie
mogłam sobie pozwolić, by zjeść cały.
OMT! CHCE KOLEJNY ROZDZIAŁ! I to jak najszybciej. Mam nadzieję że nie przerwa tego a będą brnąć dalej w To!
OdpowiedzUsuńDawaj szybko kolejny rozdział 💗
Tak jak zapowiedziałam, przeczytałam całe opowiadanie - od deski do deski i... zakochałam się! Czekam niecierpliwie na kolejną część
OdpowiedzUsuń