Rozdział 18
Nienawidzę tego Debila! Od
wczoraj nie zamieniłam ani jednego słowa z Billem, jedynie na wywiadzie coś tam
do mnie bąknął. Jestem na siebie cholernie wściekła, ale jeszcze bardziej na
Toma, bo to wszystko jego wina. Trzeba być skończoną idiotką — taką, jak ja —
żeby okłamać kogoś tak dla siebie ważnego. Jeszcze niedawno żaliłam mu się jak
to mi źle, przez jego brata, a tymczasem on zastaje go w moim pokoju, w samych
bokserkach. Czy to jest normalne? Jakiekolwiek by nie było, z pewnością nie
wygląda dobrze, ani tym bardziej nie świadczy niczego pozytywnego o mojej
osobie. Wyszłam po prostu na zakłamaną hipokrytkę. A przecież… wcale taka nie
jestem. Nie chcę, by ktokolwiek miał o mnie takie zdanie. A właściwie, nie
chcę, by Bill je takie o mnie miał. Naprawdę go lubię i jest jedyną osobą,
która mnie tutaj rozumie. Boję się, że nasza przyjaźń na tym ucierpi…
Dzisiaj kolejny koncert, nie
wiem, jak ja się skupię. Atmosfera między nami jest beznadziejna, delikatnie
mówiąc. Na Toma nawet nie patrzę, chociaż on zapewne nie rozumie, dlaczego tak
go odtrącam. No cóż, jest za głupi, żeby pojąć cokolwiek. I znowu zmieniłam o
nim swoje zdanie. Znowu jest dla mnie nikim. Zwykłym kretynem. I tak jak
kiedyś, teraz go nienawidzę. Oczywiście, najlepiej jest obwiniać wszystkich
dookoła, a przecież największą winę ponoszę ja. Ale muszę się na kimś wyżyć! On
jest odpowiednią osobą, będę się na nim wyżywała, aż mi się znudzi. I niech się
nie waży nawet do mnie zbliżyć albo mnie dotknąć, bo dosłownie porażę go prądem.
Zapewne moje zachowanie nie jest zbyt dojrzałe, ani nawet logiczne. Niemniej,
jestem tak wkurzona na tego człowieka, że po prostu ugh! Trudno, przywykłam już
do łatki niedojrzałej wariatki.
Właśnie jesteśmy po próbie i
jedziemy w miejsce, gdzie będziemy grać koncert. Boże, jak ja mam się
uśmiechać? Jestem przybita jak nigdy. Nawet nie wiedziałam, że mogę coś tak
bardzo przeżywać. Życie jest bardzo skomplikowane, chyba nigdy go nie
zrozumiem.
-Carm…
-
Spieprzaj, Kaulitz – fuknęłam, za nim chłopak zdążył dokończyć swoją wypowiedź.
Nie miałam zamiaru go słuchać, a tym bardziej z nim rozmawiać. Patrzeć na niego
również. Na moje szczęście, samochód się zatrzymał i mogłam wysiąść. Wielce
zdumiony Tom, podążył zaraz za mną, jak ten cień, tyle że już się nie odezwał.
I mam nadzieję, że już nie odezwie się do końca trasy. Ułatwiłoby mi to bardzo
życie, nie ukrywam. Dostrzegłam jeszcze zdziwione spojrzenie menadżera i
Gustava, ale jakoś mało mnie obchodziło, co sobie pomyśleli. Musiałam się teraz
skupić, i to porządnie, żeby w ogóle cokolwiek udało mi się zagrać na tym
koncercie. To będzie klęska, jak coś pomylę… fanki mnie zjedzą na kolację.
Eh, te moje czarne myśli.
Zdecydowanie jestem pesymistką. A to wszystko przez kogo? Przez tego idiotę.
Najpierw mi zawrócił w głowie, a teraz sprawił, że jego brat ma mnie, za nie
wiadomo kogo. Muszę to jakoś odkręcić, nie pozwolę, żeby moja przyjaźń z Billem
ucierpiała na wybrykach tego kretyna. Już nawet nie chce mi się wypowiadać jego
imienia. Jestem zła. No brawo Alyson, bo przecież
twój mózg na pewno jeszcze nie zauważył, że jesteś wściekła, niczym osa.
Podkreśl to jeszcze sobie z dziesięć razy.
-
Ehkhm… Nie wiem, czy to najlepszy moment, ale po koncercie…
-
Ja nigdzie nie idę, jestem zmęczona. - Od razu zaznaczyłam, wcinając się tym
samym w słowa Josta, który westchnął tylko ze zrezygnowaniem i przyspieszył
kroku, jakby nie mógł już na nas patrzeć. Ale o co chodzi? Przecież nic nie
robimy. A ja nie mam humoru na żadne imprezy, bankiety i Bóg jeden wie, co
jeszcze. Bo zapewne miał na myśli jedną z wymienionych. Po koncercie trzeba
odpocząć, o. A nie wymyślają coś, nie wiadomo po co.
Cholera, jak Bill się do mnie
zaraz nie odezwie, to nie zagram nic! No, ja tak nie mogę… zaraz go wciągnę do
łazienki, przygniotę do ściany i… i po prostu zmuszę go, żeby na mnie spojrzał,
a potem wszystko mu wytłumaczę. Przeproszę i rozkażę, aby powiedział cokolwiek.
Najlepiej, że mi wybacza, a jak nie to niech mnie opieprzy i powie, że
nienawidzi. Idealny plan. Tylko gdzie tu toaleta?
Zastanowiłam
się przez chwilę i dyskretnie zbliżyłam się do czarnego, rozglądając się przy
tym. Nie chciałam wzbudzić jakichś podejrzeń. Gustav trochę jakby przyspieszył
i zaraz zniknął mi z pola widzenia. Przydałoby się jeszcze, żeby Tom gdzieś
zniknął. Albo nie! Niech sobie idzie. Mam go gdzieś. Tutaj chodzi o moją
przyjaźń z Billem, nie będę się przejmowała jeszcze tym dupkiem.
-Bill
– powiedziałam głośno, widząc drzwi z napisem „WC”, to była moja szansa.
Chłopak spojrzał na mnie niechętnie, aż mnie coś ukłuło w środku. No dlaczego?
Dlaczego mi to robisz?
-
Co?
Odetchnęłam
głęboko i najnormalniej w świecie, albo raczej nienormalnie, wepchnęłam go do
tej głupiej łazienki. Boże, co ja do cholery jasnej wyprawiam? Czy naprawdę
Kaulitz zdążył mi już wyprać wszystkie szare komórki z mózgu!? Mam wrażenie, że
jestem bardziej pokręcona, niż byłam kiedykolwiek.
-
Co ty robisz!? – Zawołał zszokowany Czarny, patrząc na mnie, jak… na wariatkę
właśnie. Coś średnio mi szło przekonywanie go, że nią nie jestem.
-
Musimy porozmawiać — stwierdziłam twardo, nie chcąc słyszeć sprzeciwu. Ale to
nie było takie łatwe, jak się wydawało…
-
Może nie teraz? - skrzywił się i już miał zamiar mnie wyminąć i wyjść, ale
chyba nie sądził, że mu na to pozwolę. Natychmiast go zatrzymałam i przyparłam
do ściany z groźną miną.
-
Teraz!- fuknęłam i w ogóle nie rozumiem, dlaczego on jest taki zszokowany…?! -
Bo to wszystko nie tak. Tom zapomniał kluczy, a ja byłam zmęczona, nie mogłam
otworzyć drzwi i powiedziałam mu, że jak mi je otworzy, to będzie mógł u mnie
przenocować… ale między nami nic nie zaszło! Wiem, że to wszystko wyglądało
dziwnie… ja nie chciałam cię okłamać, ale myślałam, że jak się dowiesz, że on u
mnie jest to… to nie wiem, co sobie pomyślisz… a zresztą, cholera jasna i tak
sobie już myślisz!- wyrecytowałam najszybciej, jak potrafiłam, już sama się
pogubiłam i do końca nie wiedziałam, co mówię. - Przepraszam…- spuściłam wzrok,
czekając na jakąś reakcję z jego strony. Przecież musi coś powiedzieć… czemu
milczy!? - Ja nie chcę, żebyś sobie myślał, że cię nie szanuję… jesteś dla mnie
bardzo ważny i zależy mi na tobie. Nie chcę, żebyś był na mnie zły i mnie
ignorował – dodałam, unosząc na niego swój wzrok zbitego psa. I natknęłam się
na te czekoladowe oczy. Tak hipnotyzujące. Czy wszyscy Kaulitzowie muszą mieć
takie oczy!? To jest zbyt wiele na mój kobiecy rozum. Jaki rozum… Totalnie go
tracę, gdy widzę te ślepia. I okazuje się, że nieważne, który Kaulitz je
posiada. Reakcja mojego organizmu jest niemal identyczna.
-
Nie oczekuję od ciebie, że będziesz mi się tłumaczyła. Po prostu było mi
przykro, że mnie okłamałaś. I masz rację, wyglądało to dwuznacznie. – Nareszcie
się odezwał, kamień z serca. Odżyła we mnie nadzieja.
-
Ale to tylko tak wyglądało. Już nigdy cię nie okłamię, obiecuję. Tylko nie gniewaj
się na mnie, proszę… - wyszeptałam, spuszczając głowę. Jeszcze nigdy mi tak nie
zależało, naprawdę nie wiem, co się ze mną stało. Może po prostu są takie
osoby, o które trzeba walczyć mimo wszystko…? Bill z pewnością do takich
należał. Odkąd go poznałam, czułam, że jest dobrą osobą i że warto inwestować w
tę znajomość. - Już zawsze będę z tobą szczera… - Tyle deklaracji, co teraz,
chyba jeszcze nie złożyłam nigdy w swoim całym życiu. Kto, by pomyślał, że
kiedykolwiek będę się tak płaszczyć przed jakimś chłopakiem. Ale tak właśnie
było. I wcale mi to nie przeszkadzało. Są rzeczy ważniejsze niż moja duma.
-
Nie gniewam się – chwycił delikatnie mój podbródek, unosząc moją głowę, bym na
niego spojrzała. Znowu ten uśmiech i TE oczy! Dosłownie zatopiłam się w jego
czekoladowych tęczówkach… I to było naprawdę bardzo dziwne uczucie. Uczucie,
które zalało mnie całą. Od stóp po głowę. I jakby to uczucie, też właśnie,
rozlało się gdzieś w moim żołądku, powodując takie przyjemne ciepełko. A to
takie ciepełko, wstrząsnęło moim ciałem i chyba umysłem także. Bo całkowicie
przestałam racjonalnie myśleć. Po prostu patrzyłam w te jego ślepia i już byłam
w całkiem innym świecie. W świecie, w którym zdecydowanie nie istniało coś
takiego, jak ROZUM.
Przybliżyłam się nagle do niego,
nie spuszczając wzroku z jego rozpromienionej twarzy. I o ile wcześniej było mi
ciepło, teraz poczułam, że robi się naprawdę gorąco. Nie wiem, jak do tego w
ogóle doszło, że musnęłam jego wargi. Delikatnie niczym muśnięcie skrzydeł
motyla. Przyszło mi to z taką łatwością i naturalnością, jakby to było czymś
całkiem normalnym. Ale nie było. I doskonale o tym wiedziałam. Zarówno ja, jak
i Bill. Nie mam pojęcia, co w ogóle mnie do tego podkusiło. Mimo tego
wszystkiego nie mogłam po prostu się powstrzymać, żeby tego muśnięcia nie
zamienić w prawdziwy pocałunek. Tym bardziej że on się w ogóle nie sprzeciwił.
Co prawda musiała minąć dłuższa chwila, zanim to odwzajemnił, ale jednak to
zrobił. Nie powinien był tego robić! Dlaczego mnie nie odepchnął!? Przecież to
jest niedorzeczne. Obydwoje jesteśmy niedorzeczni. To nie powinno mieć w ogóle
miejsca! Więc, dlaczego wciąż się całujemy!? Nagle cała przyjemność zaczęła,
gdzieś ulatywać. Moja świadomość chyba zaczynała właśnie wygrywać walkę z
głupią chwilą zapomnienia. Docierało do mnie, że coś jest nie tak. To nie tylko
powinno mieć miejsca, ale dodatkowo nie powinno go mieć Z NIM. To nie była ta
osoba.
Drgnęłam cała, gdy przed oczami,
które cały czas miałam zamknięte, zobaczyłam Toma. To była chwila, w której
odskoczyłam od niego, jak oparzona.
-Boże,
nie mogę… Przepraszam! – Wydukałam, zszokowana. Czarnowłosy patrzył na mnie,
prawdopodobnie nic nie rozumiejąc. Tylko tyle byłam w stanie teraz wyczytać z
jego twarzy. Jedno, wielkie zdezorientowanie. Ja sama nie wiele teraz
wiedziałam. Wydawało mi się, że zrobiłam coś bardzo złego… Przecież to mój
przyjaciel! Boże… – Bill, ja przepraszam… naprawdę nie wiem, dlaczego to
zrobiłam… to w ogóle nie powinno się stać. Tak bardzo mi przykro…
Tak, Carmen, jesteś
mistrzynią w niszczeniu wszystkiego. Najpierw kłamstwem i hipokryzją, a potem…
a potem jeszcze gorszym zachowaniem. Kto tak w ogóle robi!? Teraz on ci na
pewno nigdy tego nie wybaczy. Przekroczyłaś granicę, idiotko! Jak mogłaś, być
tak głupia!?
-
Spokojnie… Nic się przecież nie stało. - Poczułam jego rękę na ramieniu, cały
czas uśmiechał się do mnie ciepło. Dlaczego on tak zareagował? Naprawdę nie
miał mi tego za złe? Ale odwzajemnił pocałunek… Zrobił to. Czy to tylko
grzeczność z jego strony? Bill jest w końcu cudowny i cholernie dobry, więc
tak. To na pewno była uprzejmość. Nie chciał mnie odtrącać. A powinien. Tak
bardzo powinien! I jakim cudem, ja do cholery, ujrzałam Toma!? Całując się z
jego bratem! To niedorzeczność! Jestem potworem! Gdyby Bill tylko wiedział… Zapewne
już nie byłoby mu tak łatwo uznać to za NIC. - To tylko taka chwila. – Dodał,
wyrywając mnie z otchłani moich rozhisteryzowanych myśli i uczuć.
-
Nie jesteś zły? – Zapytałam, spoglądając na niego niepewnie. Czułam, że cała
wręcz drżę. Ja chyba potrzebuję pomocy jakiegoś psychologa. Psychiatry od razu.
-
Nie jestem. Wiem, że to nic nie znaczyło. Nie przejmuj się tym. – Rzekł jak
gdyby nigdy nic. Wie.? Skąd wie.? Dlaczego…
-
Ale ja naprawdę nie wiem, czemu to zrobiłam… Jesteś cudownym chłopakiem, ale ja
nie potrafię się z tobą całować…- wyznałam, będąc z nim chyba, aż za bardzo
szczera. Nie wiem, czy właśnie to chciałby teraz usłyszeć. Wspominałam już, jak
wielką idiotką jestem?
-
No cóż, najwyraźniej ktoś inny jest w tym lepszy. A ja jestem tylko twoim przyjacielem.
- Zaśmiał się. Zrobiło mi się trochę lepiej. Minimalnie lepiej. Choć nadal w
głowie miałam obraz nas całujących się razem i twarz Toma, która mi wyskoczyła
w trakcie. Ten debil naprawdę musi być wszędzie! Nawet gdy całuję się z innym!
Może naprawdę mam coś nie tak ze swoją psychiką, skoro dzieją mi się tak
popaprane rzeczy. Uh. Kimkolwiek Bill, by dla mnie nie był i nawet jeżeli nic
do niego nie czuję w kontekście romantycznym, nie zasługiwał, by w trakcie
pocałunku z nim, myśleć o kimś zupełnie innym. W dodatku jego bliźniaku. Nigdy
w życiu mu o tym nie powiem.
-
Dobra, Carmen… Skoro już sobie wszystko wyjaśniliśmy, to chodźmy do reszty, bo
zaczną się martwić. - Powiedział po chwili. - a i nie bocz się tak na Toma, to
nie jego wina, że pod łóżkiem był pająk. Ale muszę ci powiedzieć, że po tym
złożył skargę na sprzątaczkę… chyba ją zwolnią.
-
On czasami zachowuje się jak dziecko…- westchnęłam cicho, ale w duchu mimo
wszystko się śmiałam. Bo on jest taki głupi, a jego głupota taka śmieszna. Nie,
żebym ja była mądra. Właśnie się wykazałam już swoją ekstra mądrością, całując
swojego najlepszego przyjaciela. Może jednak mam coś wspólnego z tym kretynem.
-
Ale uwierz mi, że nie jest taki zły, na jakiego wygląda — zapewnił mnie,
wychodząc z pomieszczenia.
-
Wiem… - mruknęłam właściwie już sama do siebie i podążyłam za nim, uśmiechając
się pod nosem… Jestem nienormalna.
#
-
Mogę prosić autograf?
Szłam
właśnie do hotelu, gdy usłyszałam za sobą dziwnie znajomy, męski głos.
Obróciłam się w jego stronę i zamarłam. To nie był jakiś zwyczajny fan. Przez
moment miałam ochotę po prostu uciec. Ale jakby to wyglądało? Poza tym mam
ochronę. Nic mi nie grozi. Nie mam pojęcia, skąd ten człowiek się tutaj wziął.
Przez niego wróciły wszystkie moje koszmary.
-
Co ty tutaj robisz?! – Syknęłam, nie mogąc uwierzyć, że on naprawdę przede mną
stoi. Do czego się jeszcze posunie? Czy naprawdę tak trudno zrozumieć, co
znaczy „nie”? Niektórych, to wyraźnie przerasta. Aż trudno uwierzyć, że
istnieje na świecie, ktoś głupszy od Kaulitza. A jednak.
-
A wpadłem na koncert. Całkiem nieźle grasz na tej swojej gitarce. Zastanawiam
się, czy w czymś innym też jesteś taka dobra. - Uśmiechnął się znacząco, bawiąc
się przy tym kosmykiem moich włosów. Myślałam, że go zabiję na miejscu. Uduszę gołymi
rekami!
-
Zabieraj te łapy! - Gwałtownie odtrąciłam jego rękę i cofnęłam się, dla
własnego bezpieczeństwa. - Mówiłam ci, żebyś się ode mnie odwalił! Nie
rozumiesz?
-
Nie tak głośno, słonko. I nie złość się, bo złość piękności szkodzi – Perfidny
uśmiech nie schodził z jego obleśniej twarzy, co tylko mocniej mnie rozjuszało.
-
Czego chcesz? – warknęłam, mając już dosyć jego gadania. Nie wiem, jak można
być tak natrętnym. To jakiś psychol… Ewidentnie. Nie potrzebowałam nawet więcej
czasu, by się w tym utwierdzić.
-
Już ci mówiłem, że ciebie. A ty mi uciekłaś.
-
Spieprzaj. Nie będziesz miał MNIE, już ci mówiłam. Daj sobie spokój. -
Prychnęłam ze złością. No po prostu, bardzo mi przykro, że jego marzenia się
nigdy nie spełnią. Nie wierzę, że to się dzieje naprawdę. Że przyjechał tu za
mną specjalnie, żeby mnie dręczyć i abym mu kolejny raz uświadomiła, że nic z
tego nie będzie. - I nawet mnie nie dotykaj! Bo będziesz miał problemy. –
Zagroziłam, wskazując na dwóch ochroniarzy, stojących w pobliżu. Pewnie, gdybym
zaczęła podejrzanie gestykulować albo bardziej krzyczeć, już by rozwiązali mój
kłopot, zjawiając się obok. Dlaczego od razu tego nie zrobiłam? Przynajmniej,
nie psułabym sobie nerwów.
-
Ty mi grozisz?- zaśmiał się. Miałam ochotę go dosłownie zabić. Stojąc przed
nim, czułam każdą komórką swojego ciała, czym jest tak naprawdę nienawiść. To
jak często powtarzałam, że nienawidzę Toma, było niczym w porównaniu z
nienawiścią do tego faceta.
-
Nie. Tylko ostrzegam. Bo teraz jestem pod ochroną, rozumiesz? I możesz wsadzić
sobie te swoje głupie gadki tam, gdzie słoneczko nie dochodzi.! Nie zbliżaj się
do mnie, nie dotykaj mnie i nie mów do mnie! - wyrecytowałam głośno, tak aby
wszystko do niego dotarło. Nikt tak bardzo nie wyprowadzał mnie z równowagi,
jak on, nawet Kaulitz. Tom przy nim zaczynał naprawdę błyszczeć niczym gwiazda
na moim ciemnym, burzliwym niebie. - Wszystko jasne? To się cieszę. Żegnam.-
zakończyłam i odwróciłam się od niego. Miałam już zamiar iść do hotelu, ale
uniemożliwił mi to jego uścisk na moim nadgarstku. O nie. Tego już za wiele. To
był moment, w którym pierwszy raz zamierzałam poprosić szanownych panów z
ochrony o pomoc w obiciu niemile widzianej mordy tego typa. Czy pobicie
wchodziło w ogóle w zakres ich obowiązków?
-
Musiałem się trochę namęczyć, żeby twoja siostrzyczka powiedziała mi, gdzie
jesteś. - Wycedził oschłym i nieco przyciszonym głosem. Aż coś mnie ukłuło w
środku, gdy wspomniał o Melanie. Tylko nie moja siostra. – Więc teraz wynagrodź
mi to.
-
Co? - Spojrzałam na niego, tracąc już wątek. Co ma z tym wszystkim wspólnego
moja siostra? Jeżeli on jej coś zrobił? Przysięgam, że go zabiję. I nikt nie
będzie musiał mi w tym pomagać. - Melanie powiedziała ci, gdzie jestem?
-
Dokładnie. Oczywiście nie tak od razu… na początku walczyła jak lwica, ale
potem…
-
Co jej zrobiłeś?! - Przestałam już nad sobą panować. Rzuciłam się na niego,
czując, jak cała gotuje się w środku. Zaczęłam się z nim szarpać, choć był
zdecydowanie silniejszy i bardzo łatwo mu przyszło okiełznanie mnie. Niewiele
jednak teraz do mnie docierało. Wpadłam w jakiś trans. Strach paraliżował mój
umysł. – Gdzie ona jest!?
-
Spokojnie… Myślę, że się dogadamy. - Odepchnął mnie lekko od siebie. Cała wręcz
drżałam ze złości i przerażenia. Cholernie bałam się, że Melanie coś się stało…
Nigdy bym sobie nie wybaczyła, gdyby ten drań coś jej zrobił i to przeze mnie.
-
A ja myślę, że nie.! Gdzie ona jest do cholery!? - Krzyknęłam, nie mogąc już
dłużej wytrzymać. Tym samym wzbudziłam zainteresowanie ochrony, która teraz
niepewnie spoglądała w naszą stronę. Chyba nie wiedząc za bardzo, czy powinna
zareagować, czy też nie. Mnie było wszystko jedno. Liczyła się tylko Melanie.
-
Ciszej, bo panowie jeszcze wkroczą do akcji i narobisz kłopotu.
-
Narobię kłopotu? Człowieku ja cię, zaraz rozszarpie! Gadaj, gdzie jest moja
siostra! - W ogóle nie miałam zamiaru spuszczać z tonu. Nawet jakbym chciała,
nie potrafiłam. Emocje wzięły górę, a ten koleś doprowadzał mnie do białej
gorączki. Chciałam tylko usłyszeć, co z moją siostrą. Czy jest bezpieczna? Nic
więcej mnie nie interesowało, a ten dupek grał na zwłokę!
-
Żyje. Nie martw się — mruknął bez przekonania, rozglądając się niepewnie
dookoła. - Możemy się dogadać. Ładnie tu… a ty pewnie masz swój pokój, nie?
-
Nie. - Zaprzeczyłam, kłamiąc przy tym. Głos cały czas mi drżał, a myśli krążyły
wokół Melanie. Wiem, że jak będę tak go traktowała, to nigdy się nie dowiem, co
z nią się dzieje… ale przecież nie pozwolę mu, żeby robił sobie, co chce. Nie
może mnie zastraszyć. Przecież… Przecież ja teraz jestem kimś. Mam ludzi,
którzy mi pomogą. Prawda.?
-
Jak to? No, nie… to trochę psuje moje plany.
-
Jakie plany, do cholery? – wysyczałam, patrząc na niego z obrzydzeniem… Boże,
co ja mam robić!? Zaczynam się gubić. Było mi dużo łatwiej, jak nie myślałam,
że ten dupek, może skrzywdzić moją siostrę. Mam tylko ją! Jeśli coś jej się
stanie! Mój Boże! Dlaczego zawsze my?! - W ogóle, po co ja z tobą rozmawiam? Od
tego jest policja… - zaczęłam, chcąc go wystraszyć. Łapałam się już
wszystkiego. Ale od razu mi przerwał.
-
Teraz policją mnie straszysz? I co im powiesz?
-
To, że mi grozisz i szantażujesz! A jak dodam coś więcej, to też uwierzą —
stwierdziłam z udawaną pewnością w głosie. Miałam nadzieję, że chociaż trochę
da mu to do myślenia i odpuści. Nadzieja matką głupich. A ty jesteś bardzo
głupia i naiwna Alyson.
-
A pomyślałaś o swojej siostrzyczce? Biedna, jest taka przerażona…
Czułam,
jak z każdym jego słowem robi mi się gorzej. Założę się, że byłam już blada jak
ściana. Serce kołatało mi w piersi, a oczy zaszły łzami. Głos zdążył już
ugrząźć w gardle. To się nie dzieje naprawdę. Błagam, niech ktoś mi powie, że
to się nie dzieje naprawdę…
-
Carmen! Wszystko w porządku?!
Głos, który dobiegł nas spod
wejścia do hotelu, był dla mnie, jak kubeł orzeźwiająco-kojącej wody. To Tom
stał tam i patrzył w naszym kierunku. Jego twarz wyrażała niepokój i chyba moje
zrozpaczone spojrzenie było dla niego ewidentną odpowiedzią, że nie jest w
porządku. Nie wiedziałam nawet, co mam mu odpowiedzieć… bo nie wiedziałam też,
co się stanie, gdy zaprzeczę na głos. Przecież ten człowiek jest zdolny do
wszystkiego. Ale nie pozwolę, aby krzywdził moją siostrę. To była prawdziwa
walka. Walczyłam z samą sobą. Ze swoich strachem, z tym, co jest słuszne, a co
nie.
Spojrzałam na stojącego przede
mną Herego, który był wyraźnie niezadowolony z widoku Toma, a jego mina
wskazywała jednoznacznie, że jak coś mu powiem, to i on mi się odpłaci.
Poczułam się, jakbym dotarła do ślepej uliczki. Jak w tym śnie. Bez wyjścia…
jak nie powiem prawdy Tomowi, będzie ze mną źle. A jak powiem? To będzie
jeszcze gorzej… gdybym tylko miała pewność, że Melanie nic nie jest. Ale jej
nie miałam. Nie miałam tej cholernej pewności, a przede mną stał największy
psychopata tego świata, który groził, że ją skrzywdzi.
-
Radziłbym milczeć. - Złowrogi szept bruneta stawiał mnie w coraz gorszej
sytuacji. O ile mogła być dla mnie jeszcze gorsza. Obróciłam się niepewnie w
stronę wciąż oczekującego odpowiedzi Kaulitza. Uniosłam swój przerażony wzrok,
żeby na niego spojrzeć. Nie mogę go okłamać… I nie mogę wyznać prawdy.
-
Wszystko w porządku, Carmen? - znowu to pytanie. Znowu ten głos. Aż chciałoby
się krzyknąć: nie, uratuj mnie, proszę…
Gdzieś tam słyszałam, że masz już 19! Daj xd
OdpowiedzUsuńNie lubię tego kolesia. Chory psychicznie i już.
Bill dość dziwnie się zachował, moim zdaniem.
Tom? Tego to już nawet nie umiem rozgryźć. Ale oczywiście chcę go jak najwięcej.
W którym rozdziale będą w końcu razem?
Bo nie wiem jak długo mam jeszcze na to czekać xd
Daj kolejny xd Daj kolejny xd :)
Co za psychol:/ takich to sie powinno zamknąć w pokoju bez klamek i okien oby Melani nic nie było współczuje Carmen... czekam na kolejny odcinek :)
OdpowiedzUsuń