Rozdział 19
Stałam przed hotelem i z
załzawionymi oczami patrzyłam jak policja wpycha Herego do radiowozu. Te łzy
wcale nie były z jego powodu, choć właściwie po części tak było. Bałam się o
Melanie. Ten człowiek był zdolny do wszystkiego, a jeśli jednak coś jej zrobił?
Od dwóch dni nie mam z nią żadnego kontaktu. Jej telefon nie odpowiada, od
chwili, kiedy do niej zadzwoniłam, a ona nie miała czasu i obiecała, że
oddzwoni. Ale tego nie zrobiła. Wiedziałam, że nigdy nie może być dobrze.
Prześladowało nas jakieś fatum. Zawsze, gdy tylko nasze sprawy jakoś zaczynały
się układać, pojawiało się coś lub, co gorsza, ktoś, kto postanowił uprzykrzyć
nam życie. Tak było i tym razem. Gdyby tylko można przewidzieć, co kryje się za
drugim człowiekiem. Nigdy nie pozwoliłabym Heremu zbliżyć się do siebie nawet
na centymetr. Był jednym z największych błędów mojego popapranego życia. A nie
przeżyłam nawet jego połowy. Jak mam nie bać się nadchodzącej przyszłości,
jeśli już moja przeszłość jest tak dobijająca?
Kiedy Tom po raz drugi zapytał
mnie, czy wszystko w porządku, pokręciłam przecząco głową. Nie musiałam nic
więcej mówić. W mgnieniu oka zjawił się obok mnie, a potem cała reszta działa
się już tak szybko, że przestałam nadążać. Nawet nie zdążyłam zarejestrować,
jak i w którym momencie zjawiła się policja. W mojej głowie cały czas tkwiła
Melanie. Myśl, że mogła być uwięziona gdzieś przez tego psychola, sprawiała, że
wciąż było mi słabo. To za wiele. Nie umiem sobie z tym poradzić. Ci wszyscy
ludzie coś do mnie mówili, ale ja nawet nie byłam w stanie jakkolwiek im
odpowiedzieć. Po prostu stałam, patrząc przed siebie. Zimna fala przerażenia
ogarnęła moje ciało i nie chciała go opuścić, a ja nie miałam pojęcia, jak
mogłabym się pozbyć tego uczucia. Naprawdę bardzo chciałam być teraz twarda.
Tymczasem w jednej chwili stałam się małą, nieporadną dziewczynką, która nie
wie nawet, co powinna dalej zrobić. Pozwoliłam, by strach przejął nade mną
kontrolę. To z pewnością nie było nic dobrego, ale nie mogłam temu zapobiec.
Nie miałam siły na walkę. Nie tym razem.
-
Carmen, w porządku? - Wzdrygnęłam się, czując na swoim ramieniu ciepłą dłoń
Kaulitza. I jeszcze ten jego głos, taki spokojny i opanowany. Kolejny raz to
pytanie.
I co ja mam mu powiedzieć? Nic
nie było w porządku. To, że w ogóle o to zapytał, wydało mi się niesamowicie
głupie. Nieważne, co nim kierowało. Byłam mu wdzięczna, że się pojawił i w
pewien sposób wybawił mnie z opresji. Bo gdyby wtedy nie wyszedł z tego hotelu,
to wszystko mogłoby skończyć się zupełnie inaczej. Heremu udało się mnie
skutecznie zastraszyć. Byłam gotowa zrobić, to czego tylko oczekiwał, byle
ratować siostrę. Pojawienie się Toma jednak dało mi do myślenia. Poczułam, że
nie muszę być w tym sama. Nawet nie powinnam być.
Kiwnęłam tylko głową na
potwierdzenie, że jest okej. W końcu nic mi nie jest. Tylko dręczą mnie te
idiotyczne myśli. Zakładam ten najgorszy scenariusz, choć może zupełnie
niepotrzebnie. Ale skąd mam pewność, że nic jej nie jest albo że jest
przeciwnie? Policja dopiero zabrała tego psychola, pewnie potrwa, nim wyciągną
od niego więcej informacji. Do tego czasu, prawdopodobnie, całkowicie oszaleję.
-
Chodź do hotelu, musisz odpocząć. - Objął mnie niepewnie ramieniem, co muszę
przyznać, było dla mnie przyjemne. Zrobiło mi się cieplej. Nie tylko na ciele,
ale i duszy. Poczułam po prostu, że mam wsparcie. Dawniej, nie miałabym w
takiej sytuacji nikogo. Melanie była jedyną bliską mi osobą. Nie licząc Sary.
Ale ona żyła wiecznie w swoim świecie. Nie zawsze potrafiłam się przy niej
otworzyć.
Mimo że wiedziała o mnie więcej
niż moja własna matka. Ale moja matka to też zupełnie inna sprawa… W każdym
razie dobrze było mieć kogo jeszcze. Nawet jeśli to taki Tom, który wiecznie
gra mi na nerwach. W takich chwilach zapominało się o tym. Bo nieważne, jak bardzo
bym go nie znosiła i tak wiedziałam, że gdzieś w głębi jest dobrą osobą. Musiał
być. Inaczej nie prowadziłby mnie teraz do hotelu. Zrobiło mi się naprawdę
miło, że tak się o mnie zatroszczył. Nie wyglądał już na pewnego siebie
cwaniaczka. Czyżby odkrył swoją drugą twarz? Tak szybko?
-
Nie chcę iść do pokoju… - Zatrzymałam się nagle, jednocześnie sama wyrywając
się z głębokich przemyśleń. Nadal nie wiedziałam, co z moją siostrą. Jak miałam
tak po prostu wrócić do normalności? Jak miałam iść do pokoju i po prostu sobie
odpoczywać!? - Muszę zaczekać na jakąś wiadomość.
-
Przecież, jak się czegoś dowiedzą, to cię powiadomią. Nie ma sensu, żebyś tu
siedziała.
-
Ale ja i tak nie zasnę…- powiedziałam cicho, ocierając kilka łez, które
mimowolnie spłynęły po mojej twarzy. Nie chciałam płakać. A na pewno nie przy
nim.
-
Jutro wyjeżdżamy, musisz odpocząć… - Nadal próbował mnie przekonać, patrząc na
mnie przy tym uważnie. Uniosłam na niego swój nieco przestraszony wzrok. Ja nie
mogę jutro nigdzie jechać! Ja muszę znaleźć siostrę… Jeśli się nie dowiem, co z
nią jest, to wrócę do Niemiec bez względu na wszystko. Jestem skłonna nawet
odejść z zespołu. Melanie jest dla mnie ważniejsza niż cokolwiek innego na
świecie!
-
Nie. Ja nie pojadę, nie wiedząc, czy z nią wszystko w porządku – wyszeptałam,
drżącym głosem. Teraz to on był wyraźnie zaniepokojony. No tak, przecież to
byłoby zbyt piękne, gdyby Tom Kaulitz choć przez chwilę pomyślał o kimś innym
niż o samym sobie. Wszystko dla zespołu. Wszystko, by chronić swój tyłek.
-
Zostawisz nas?
-
Melanie jest dla mnie ważniejsza. To moja siostra. I przykro mi, że to cię tak
dziwi. Przecież ty też masz brata. Co byś zrobił, gdybyś nic nie wiedział o
Billu? – Mimo że byłam na niego zła, starałam się jeszcze nie wybuchać. Byłam
już chyba zbyt zmęczona na kolejne kłótnie z nim. Spróbowałam mu przedstawić
sytuację w taki sposób, by dotarło do niego, co w życiu jest najważniejsze.
-
Bym go szukał… - mruknął i chyba zrobiło mu się w końcu głupio.
-
No właśnie. A ja nie mogę nic. Muszę tylko czekać, aż ta cholerna policja
łaskawie się czegoś dowie i mnie o tym powiadomi. A ja w tym czasie oczywiście
mam grzecznie spać i odpoczywać? - Podniosłam głos, gdy emocje znowu wzięły
górę. Trudno było je w sobie zdusić.
-
Spokojnie, przecież wszystko będzie dobrze. Na pewno nic jej nie jest…
-
A jak ten bydlak coś jej zrobił!?
-
Nic jej nie zrobił, nie możesz tak myśleć.
-
Ale nie potrafię inaczej! To moja jedyna siostra… nie mogę jej stracić, mam
tylko ją.
-
Carmen! Tom! Co się stało!? - Z windy wyskoczył Bill, od razu podbiegając do
nas z wielkim przejęciem na twarzy. Zrobiło mi się dużo lżej, gdy go
zobaczyłam.
-
Nie wiemy, co się dzieje z Melanie, jakiś pajac groził Carmen. – Tom wyjaśnił
krótko bratu całe wydarzenie. Ja sama nie miałam na to już siły. Potrzebowałam
teraz czyjegoś ciepła i pragnęłam znowu usłyszeć to cholerne „będzie dobrze”.
Ktoś mógłby mi to powtarzać w kółko, bez końca, aż bym w to uwierzyła i poczuła
się spokojna.
-
Cholera… trzeba powiedzieć Davidowi, nie możemy nigdzie jechać w takiej
sytuacji. - Czarny zastanowił się chwilę. Na jego twarzy malował się niepokój i
wielka troska, wszystko to, czego brakowało teraz Tomowi. Jak oni mogą się od
siebie, tak bardzo, różnić? Bill od razu stwierdził, że nie możemy nigdzie
jechać, podczas, gdy jego brat miał z tym wielki problem.
-
Jak to?! Mamy odwołać trasę w Polsce?!
-
No, a jak ty to sobie wyobrażasz, Tom? - Bill był wyraźnie zbulwersowany
zachowaniem brata. Mnie to jakoś nie dziwiło. Chyba przyzwyczaiłam się już, że
on jest po prostu obojętny. I dlaczego ja lubię takiego zimnego, beztroskiego
egoistę? Przed kilkoma minutami nawet widziałam w nim całkiem innego człowieka.
-
No, e… Nie wiem… Ale przecież fani będą zawiedzeni. Tyle na to czekali, nie
wiem… - zaczął dukać, coraz bardziej gubiąc się w słowach, gdy czarny patrzył
na niego, jakby chciał go zabić. - No dobra, masz racje przecież… - Poddał się
w końcu. Nie wiem, czy naprawdę cokolwiek do niego dotarło, czy może chciał
tylko uniknąć wyrzutów do brata. Obserwowałam to tylko z boku i nie mogłam
uwierzyć, że on może być taki… bezuczuciowy.
-
No właśnie. Więc idź opowiedz wszystko Jostowi. A ja zaprowadzę Carmen do
pokoju — oznajmił ze spokojem w głosie Bill i złapał mnie za rękę, ciągnąc w
stronę windy. Nie miałam zbyt wiele do powiedzenia, nikt nawet nie pytał mnie o
zdanie w tej kwestii.
-
A jak ja chciałem ją zaprowadzić, to w ogóle nie było mowy…- Tom burknął pod
nosem, podążając za nami. NAPRAWDĘ!?
#
Czas dłużył się niemiłosiernie. Z
każdą minutą wydawało mi się, że ktoś zabiera mi tlen, abym nie mogła oddychać.
Siedziałam na łóżku i nerwowo obracałam telefon w dłoniach, czekając na
jakikolwiek sygnał albo od siostry, albo od policji. Ale nic. Nikt się nie
odzywa. Zaraz coś mnie trafi, jak niczego się nie dowiem!
Ścisnęłam telefon jeszcze
mocniej, jakby to miało mi w czymkolwiek pomóc. Po prostu byłam już
przepełniona frustracją i bezsilnością, które się ze mnie wylewały. Nie
radziłam sobie z brakiem informacji o Melanie. Zaczynałam się zastanawiać, jak
Tom to robił. Jak dusił w sobie te wszystkie emocje i uczucia. Powinien dać mi
z tego lekcję, może wtedy byłoby mi dużo łatwiej. Nie szalałabym tak bardzo. A
czy ja w takiej chwili naprawdę muszę o nim myśleć!? Muszę. Muszę myśleć o
czymkolwiek, byle tylko nie o tej całej sprawie z Mel. A jak myślę o nim, to
tak jakoś zaczynam się złościć, na to, że on jest takim dupkiem i zapominam o
całej reszcie. Wkurzanie się na niego jest chyba dobrym lekarstwem. Wszystko
jedno, by choć na moment odciążyć swoje myśli.
Spojrzałam w stronę drzwi, które
właśnie się otworzyły. Nie, to nie był żaden policjant ani ktokolwiek, kto
mógłby przynieść dobrą wiadomość. To był po prostu Kaulitz. On może przynosić
jedynie złe wiadomości.
-
Bill pyta, czy czegoś nie potrzebujesz?
No
przepraszam, a od kiedy Bill ma swojego adwokata? To było bardzo słabe,
Kaulitz. Miałam ochotę parsknąć śmiechem z politowania dla niego. Logiczne dla
mnie było, że Bill, jakby chciał czegoś ode mnie się dowiedzieć, sam by
przyszedł. Był moim przyjacielem i nie potrzebował wysłanników.
-
Potrzebuję – Chciałam, by zabrzmiało to dużo bardziej nieprzyjemnie, ale mi nie
wyszło. Moja złośliwość chyba gdzieś wyparowała.
-
Ee… czego?
-
Ee, mojej siostry – spojrzałam na niego ze złością.
-
Jakbym wiedział, gdzie ona jest, to przyniósłbym ci ją na rękach — Zamknął
drzwi i wszedł do środka. Czy ja go tu zapraszałam? Wywróciłam oczami.
-
Oh, ale to za duży wysiłek. Przecież twoje delikatne dłonie… - Ironizowałam tak
bardzo, jak tylko potrafiłam. Trzeba sobie jakoś poprawić humor, nie? Co z
tego, że jego kosztem. Zasłużył sobie. Nawet nie potrafi wesprzeć człowieka w
trudnej sytuacji. Dla niego to nic wielkiego. Co tam, przecież mi tylko siostra
zaginęła. Kto, by zwrócił na to uwagę? A teraz tu przychodzi i udaje, że robi
to na nim jakiekolwiek wrażenie. Na rękach mi chce ją przynieść. No na pewno!
-
Mam delikatne dłonie? - Zmarszczył brwi, podchodząc bliżej. Dopiero teraz tak
naprawdę mogłam go dojrzeć. W pokoju nie było zbyt jasno, gdyż był wieczór, a
ja nie zapalałam światła. Jedyne jego źródło dochodziło zza odsłoniętego okna.
A że słońce już prawie zaszło, to wiadomo, że niewiele było widać. Choć, czy ja
na pewno chciałam widzieć tę fałszywą twarz? - Nie wiedziałem. – Dodał, gdy
przemilczałam jego pytanie. - A tak na serio, to Bill powiedział mi, że
zasnęłaś.
-
Więc co ty tutaj robisz? – Zapytałam, starając się, aby mój ton głosu był
niemiły. Tak naprawdę, to oszukałam Billa, nie chciałam, żeby siedział ze mną
cały czas i się martwił. I widział mnie w takiej rozsypce. Mimo wszystko nadal wolałam,
niektóre rzeczy zachować dla samej siebie.
-
Wiedziałem, że i tak nie śpisz — stwierdził z przekonaniem, jakby to było
zupełnie normalne. Czy on myśli, że mnie dobrze zna? Dobre sobie. Chyba się
trochę koleżka zapędza.
-
Skorzystałeś z usług jasnowidza?
-
Nie musiałem — On mnie denerwuje. Dlaczego cały czas jest taki pewny siebie i
taki spokojny… No, nawet nie wie jakie to wkurzające! Stoi sobie tak po prostu
z łapami w tych wielkich kieszeniach i się gapi i do mnie mówi!
-
Sorry, że tak zareagowałem dzisiaj na to wszystko. Rozumiem, że twoja siostra
jest ważniejsza. – rzekł, a ja nie uwierzyłam w ani jedno jego słowo. Na pewno
Bill mu kazał mnie przeprosić. Nic mu nie odpowiedziałam, tylko odwróciłam
głowę w stronę okna. Niebo było dzisiaj wyjątkowo piękne. Błękit zmieszany z
pomarańczą. Mogłabym zatracić się w tym widoku i zapomnieć o całym złu tego
świata.
-
Potrzebujesz czegoś? Mogę coś dla ciebie zrobić? – Głos Gitarzysty zakłócił mi
moją chwilę spokoju. Nie poddawał się. Próbował nadal być miły i wyrozumiały.
Ciekawe. Szkoda, że ja nie zamierzałam grać dłużej w te jego gierki.
-
O tak… Wyjdź. - Powiedziałam, choć nie do końca byłam tego pewna. Jaki by nie
był ten człowiek, faktem było, że w jego obecności tak bardzo się nie
zadręczałam. Zajmował mi myśli. Nawet jeśli to były głupoty i podnosiło mi to
ciśnienie. Tylko, czy warto uciekać od rzeczywistości przy pomocy kogoś tak
fałszywego? Może lepiej zostać samemu. - No idź sobie…- mruknęłam, spuszczając
wzrok i wbiłam go w pościel. Dopiero teraz się ruszył, jakby te pierwsze słowa
do niego wcale nie dotarły. Nie odezwał się ani słowem. Po prostu zaczął iść w
kierunku drzwi. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że chyba wcale nie chcę być
sama. Zrobiło się jakoś chłodniej i gorzej, gdy go nie było blisko.
-
Albo nie! – Zawołałam, zanim zdążył otworzyć drzwi. Kosztowało mnie to wiele
wysiłku, a moja duma właśnie została rozdeptana niczym mały, brzydki robal na
ziemi, niemniej, zrobiłam to. - Zostań ze mną… Tutaj. Proszę… - Było mi tak
strasznie głupio, że to się w głowie nie mieściło. Najpierw jestem dla niego
wredna, wyganiam go po chamsku, gdy proponuje pomoc, a potem proszę, by ze mną
został. Jestem porządnie popaprana. Nawet nie miałam odwagi na niego spojrzeć.
-
Zaświecić światło? – Zapytał jak gdyby nigdy nic. O mój Boże. Nie skomentował
mojego zachowania w żaden sposób! Dzięki temu poczułam się znacznie lepiej. Nie
chciał mnie upokorzyć, a to już coś znaczyło.
-
Nie, zamknij tylko drzwi i usiądź tutaj. Obok mnie – Poprosiłam, starając się
brzmieć przy tym, jak najmniej żałośnie. O ile to jeszcze w ogóle było możliwe.
Ale nie będę oszukiwać samej siebie. Potrzebuję teraz czyjejś bliskości, a że
on jest pod ręką… Jakby wyszedł, to bym się chyba rozpłakała i być może
wyskoczyła z okna. No bo co mi pozostało? Boże, czy ja się użalam nad sobą?
Chyba przekroczyłam już wszelkie granice i przestałam zwracać uwagę na
jakiekolwiek zasady, którymi niegdyś się kierowałam. Co się ze mną dzieje?
Staczam się? To niemożliwe… nie ja… nie Carmen May… nie, no. Przysięgam, że
zmienię to głupie nazwisko, a jeżeli się nie uda, to w ostateczności wyjdę za
mąż. Znajdę sobie jakiegoś dobrze ustawionego chłopaka z porządnym nazwiskiem.
Ale czy ja wiem… Prawdę mówiąc, nigdy nie zastanawiałam się nad jakimś poważnym
związkiem, właściwie to… Jeszcze nie miałam chłopaka. Zawsze byłam sama, bo
tego chciałam, uważałam, że nikogo nie potrzebuję. Nienawidziłam patrzeć, jak
te dziewczyny kleją się do każdego chłopaka, a tak naprawdę nic do siebie nie
czuli. Byli ze sobą, bo byli. To nie dla mnie… ale teraz dochodzę do wniosku,
że potrzebuję właśnie tego, czego tak bardzo nie znosiłam. Ja jednak dodałabym
do tego jeszcze, choć odrobinę, prawdziwej miłości. Żeby te przytulanki i
całowanie nie było ot tak o. Jestem wymagająca i potrzebuję czegoś więcej, ale
ja też potrafię dawać. Mam nadzieję, że mam w sobie gdzieś jeszcze jakąś
cząstkę miłości, którą mogłabym komuś kiedyś podarować. Bardzo boję się, że
przez te wszystkie lata, mogło to we mnie już umrzeć. Co, jeśli już nigdy
nikogo nie pokocham? Co, jeśli w ogóle nie poznam nikogo, kogo chciałabym
obdarzyć taką miłością?
-
O czym tak marzysz? - Dopiero teraz zauważyłam, że Kaulitz siedzi obok i
uważnie mi się przygląda. Zapomniałam o nim, znalazł się przy mnie tak
bezszelestnie, że naprawdę, zapomniałam. -Albo o kim?
No no Carmen coraz bardziej robi się Tomowa a nawet o tym nie wie.
OdpowiedzUsuńChcę już 20 xd
I cieszę siw ze Tom jednak zareagował. Nie wiadomo co by sie stało kiedy by nikt nie poinformował policji. I tak nie lubiłam tego kolesia.
Dobrze mu tak. A teraz życzę weny na dalsze poprawianie xd