poniedziałek, 20 lutego 2017

019. "Zostań ze mną..."

Rozdział 19


Stałam przed hotelem i z załzawionymi oczami patrzyłam jak policja wpycha Herego do radiowozu. Te łzy wcale nie były z jego powodu, choć właściwie po części tak było. Bałam się o Melanie. Ten człowiek był zdolny do wszystkiego, a jeśli jednak coś jej zrobił? Od dwóch dni nie mam z nią żadnego kontaktu. Jej telefon nie odpowiada, od chwili, kiedy do niej zadzwoniłam, a ona nie miała czasu i obiecała, że oddzwoni. Ale tego nie zrobiła. Wiedziałam, że nigdy nie może być dobrze. Prześladowało nas jakieś fatum. Zawsze, gdy tylko nasze sprawy jakoś zaczynały się układać, pojawiało się coś lub, co gorsza, ktoś, kto postanowił uprzykrzyć nam życie. Tak było i tym razem. Gdyby tylko można przewidzieć, co kryje się za drugim człowiekiem. Nigdy nie pozwoliłabym Heremu zbliżyć się do siebie nawet na centymetr. Był jednym z największych błędów mojego popapranego życia. A nie przeżyłam nawet jego połowy. Jak mam nie bać się nadchodzącej przyszłości, jeśli już moja przeszłość jest tak dobijająca?
Kiedy Tom po raz drugi zapytał mnie, czy wszystko w porządku, pokręciłam przecząco głową. Nie musiałam nic więcej mówić. W mgnieniu oka zjawił się obok mnie, a potem cała reszta działa się już tak szybko, że przestałam nadążać. Nawet nie zdążyłam zarejestrować, jak i w którym momencie zjawiła się policja. W mojej głowie cały czas tkwiła Melanie. Myśl, że mogła być uwięziona gdzieś przez tego psychola, sprawiała, że wciąż było mi słabo. To za wiele. Nie umiem sobie z tym poradzić. Ci wszyscy ludzie coś do mnie mówili, ale ja nawet nie byłam w stanie jakkolwiek im odpowiedzieć. Po prostu stałam, patrząc przed siebie. Zimna fala przerażenia ogarnęła moje ciało i nie chciała go opuścić, a ja nie miałam pojęcia, jak mogłabym się pozbyć tego uczucia. Naprawdę bardzo chciałam być teraz twarda. Tymczasem w jednej chwili stałam się małą, nieporadną dziewczynką, która nie wie nawet, co powinna dalej zrobić. Pozwoliłam, by strach przejął nade mną kontrolę. To z pewnością nie było nic dobrego, ale nie mogłam temu zapobiec. Nie miałam siły na walkę. Nie tym razem.
- Carmen, w porządku? - Wzdrygnęłam się, czując na swoim ramieniu ciepłą dłoń Kaulitza. I jeszcze ten jego głos, taki spokojny i opanowany. Kolejny raz to pytanie.
I co ja mam mu powiedzieć? Nic nie było w porządku. To, że w ogóle o to zapytał, wydało mi się niesamowicie głupie. Nieważne, co nim kierowało. Byłam mu wdzięczna, że się pojawił i w pewien sposób wybawił mnie z opresji. Bo gdyby wtedy nie wyszedł z tego hotelu, to wszystko mogłoby skończyć się zupełnie inaczej. Heremu udało się mnie skutecznie zastraszyć. Byłam gotowa zrobić, to czego tylko oczekiwał, byle ratować siostrę. Pojawienie się Toma jednak dało mi do myślenia. Poczułam, że nie muszę być w tym sama. Nawet nie powinnam być.
Kiwnęłam tylko głową na potwierdzenie, że jest okej. W końcu nic mi nie jest. Tylko dręczą mnie te idiotyczne myśli. Zakładam ten najgorszy scenariusz, choć może zupełnie niepotrzebnie. Ale skąd mam pewność, że nic jej nie jest albo że jest przeciwnie? Policja dopiero zabrała tego psychola, pewnie potrwa, nim wyciągną od niego więcej informacji. Do tego czasu, prawdopodobnie, całkowicie oszaleję.
- Chodź do hotelu, musisz odpocząć. - Objął mnie niepewnie ramieniem, co muszę przyznać, było dla mnie przyjemne. Zrobiło mi się cieplej. Nie tylko na ciele, ale i duszy. Poczułam po prostu, że mam wsparcie. Dawniej, nie miałabym w takiej sytuacji nikogo. Melanie była jedyną bliską mi osobą. Nie licząc Sary. Ale ona żyła wiecznie w swoim świecie. Nie zawsze potrafiłam się przy niej otworzyć.

Mimo że wiedziała o mnie więcej niż moja własna matka. Ale moja matka to też zupełnie inna sprawa… W każdym razie dobrze było mieć kogo jeszcze. Nawet jeśli to taki Tom, który wiecznie gra mi na nerwach. W takich chwilach zapominało się o tym. Bo nieważne, jak bardzo bym go nie znosiła i tak wiedziałam, że gdzieś w głębi jest dobrą osobą. Musiał być. Inaczej nie prowadziłby mnie teraz do hotelu. Zrobiło mi się naprawdę miło, że tak się o mnie zatroszczył. Nie wyglądał już na pewnego siebie cwaniaczka. Czyżby odkrył swoją drugą twarz? Tak szybko?
- Nie chcę iść do pokoju… - Zatrzymałam się nagle, jednocześnie sama wyrywając się z głębokich przemyśleń. Nadal nie wiedziałam, co z moją siostrą. Jak miałam tak po prostu wrócić do normalności? Jak miałam iść do pokoju i po prostu sobie odpoczywać!? - Muszę zaczekać na jakąś wiadomość.
- Przecież, jak się czegoś dowiedzą, to cię powiadomią. Nie ma sensu, żebyś tu siedziała.
- Ale ja i tak nie zasnę…- powiedziałam cicho, ocierając kilka łez, które mimowolnie spłynęły po mojej twarzy. Nie chciałam płakać. A na pewno nie przy nim.
- Jutro wyjeżdżamy, musisz odpocząć… - Nadal próbował mnie przekonać, patrząc na mnie przy tym uważnie. Uniosłam na niego swój nieco przestraszony wzrok. Ja nie mogę jutro nigdzie jechać! Ja muszę znaleźć siostrę… Jeśli się nie dowiem, co z nią jest, to wrócę do Niemiec bez względu na wszystko. Jestem skłonna nawet odejść z zespołu. Melanie jest dla mnie ważniejsza niż cokolwiek innego na świecie!
- Nie. Ja nie pojadę, nie wiedząc, czy z nią wszystko w porządku – wyszeptałam, drżącym głosem. Teraz to on był wyraźnie zaniepokojony. No tak, przecież to byłoby zbyt piękne, gdyby Tom Kaulitz choć przez chwilę pomyślał o kimś innym niż o samym sobie. Wszystko dla zespołu. Wszystko, by chronić swój tyłek.
- Zostawisz nas?
- Melanie jest dla mnie ważniejsza. To moja siostra. I przykro mi, że to cię tak dziwi. Przecież ty też masz brata. Co byś zrobił, gdybyś nic nie wiedział o Billu? – Mimo że byłam na niego zła, starałam się jeszcze nie wybuchać. Byłam już chyba zbyt zmęczona na kolejne kłótnie z nim. Spróbowałam mu przedstawić sytuację w taki sposób, by dotarło do niego, co w życiu jest najważniejsze.
- Bym go szukał… - mruknął i chyba zrobiło mu się w końcu głupio.
- No właśnie. A ja nie mogę nic. Muszę tylko czekać, aż ta cholerna policja łaskawie się czegoś dowie i mnie o tym powiadomi. A ja w tym czasie oczywiście mam grzecznie spać i odpoczywać? - Podniosłam głos, gdy emocje znowu wzięły górę. Trudno było je w sobie zdusić.
- Spokojnie, przecież wszystko będzie dobrze. Na pewno nic jej nie jest…
- A jak ten bydlak coś jej zrobił!?
- Nic jej nie zrobił, nie możesz tak myśleć.
- Ale nie potrafię inaczej! To moja jedyna siostra… nie mogę jej stracić, mam tylko ją.
- Carmen! Tom! Co się stało!? - Z windy wyskoczył Bill, od razu podbiegając do nas z wielkim przejęciem na twarzy. Zrobiło mi się dużo lżej, gdy go zobaczyłam.
- Nie wiemy, co się dzieje z Melanie, jakiś pajac groził Carmen. – Tom wyjaśnił krótko bratu całe wydarzenie. Ja sama nie miałam na to już siły. Potrzebowałam teraz czyjegoś ciepła i pragnęłam znowu usłyszeć to cholerne „będzie dobrze”. Ktoś mógłby mi to powtarzać w kółko, bez końca, aż bym w to uwierzyła i poczuła się spokojna.
- Cholera… trzeba powiedzieć Davidowi, nie możemy nigdzie jechać w takiej sytuacji. - Czarny zastanowił się chwilę. Na jego twarzy malował się niepokój i wielka troska, wszystko to, czego brakowało teraz Tomowi. Jak oni mogą się od siebie, tak bardzo, różnić? Bill od razu stwierdził, że nie możemy nigdzie jechać, podczas, gdy jego brat miał z tym wielki problem.
- Jak to?! Mamy odwołać trasę w Polsce?!
- No, a jak ty to sobie wyobrażasz, Tom? - Bill był wyraźnie zbulwersowany zachowaniem brata. Mnie to jakoś nie dziwiło. Chyba przyzwyczaiłam się już, że on jest po prostu obojętny. I dlaczego ja lubię takiego zimnego, beztroskiego egoistę? Przed kilkoma minutami nawet widziałam w nim całkiem innego człowieka.
- No, e… Nie wiem… Ale przecież fani będą zawiedzeni. Tyle na to czekali, nie wiem… - zaczął dukać, coraz bardziej gubiąc się w słowach, gdy czarny patrzył na niego, jakby chciał go zabić. - No dobra, masz racje przecież… - Poddał się w końcu. Nie wiem, czy naprawdę cokolwiek do niego dotarło, czy może chciał tylko uniknąć wyrzutów do brata. Obserwowałam to tylko z boku i nie mogłam uwierzyć, że on może być taki… bezuczuciowy.
- No właśnie. Więc idź opowiedz wszystko Jostowi. A ja zaprowadzę Carmen do pokoju — oznajmił ze spokojem w głosie Bill i złapał mnie za rękę, ciągnąc w stronę windy. Nie miałam zbyt wiele do powiedzenia, nikt nawet nie pytał mnie o zdanie w tej kwestii.
- A jak ja chciałem ją zaprowadzić, to w ogóle nie było mowy…- Tom burknął pod nosem, podążając za nami. NAPRAWDĘ!?

#

Czas dłużył się niemiłosiernie. Z każdą minutą wydawało mi się, że ktoś zabiera mi tlen, abym nie mogła oddychać. Siedziałam na łóżku i nerwowo obracałam telefon w dłoniach, czekając na jakikolwiek sygnał albo od siostry, albo od policji. Ale nic. Nikt się nie odzywa. Zaraz coś mnie trafi, jak niczego się nie dowiem!
Ścisnęłam telefon jeszcze mocniej, jakby to miało mi w czymkolwiek pomóc. Po prostu byłam już przepełniona frustracją i bezsilnością, które się ze mnie wylewały. Nie radziłam sobie z brakiem informacji o Melanie. Zaczynałam się zastanawiać, jak Tom to robił. Jak dusił w sobie te wszystkie emocje i uczucia. Powinien dać mi z tego lekcję, może wtedy byłoby mi dużo łatwiej. Nie szalałabym tak bardzo. A czy ja w takiej chwili naprawdę muszę o nim myśleć!? Muszę. Muszę myśleć o czymkolwiek, byle tylko nie o tej całej sprawie z Mel. A jak myślę o nim, to tak jakoś zaczynam się złościć, na to, że on jest takim dupkiem i zapominam o całej reszcie. Wkurzanie się na niego jest chyba dobrym lekarstwem. Wszystko jedno, by choć na moment odciążyć swoje myśli.
Spojrzałam w stronę drzwi, które właśnie się otworzyły. Nie, to nie był żaden policjant ani ktokolwiek, kto mógłby przynieść dobrą wiadomość. To był po prostu Kaulitz. On może przynosić jedynie złe wiadomości.
- Bill pyta, czy czegoś nie potrzebujesz?
No przepraszam, a od kiedy Bill ma swojego adwokata? To było bardzo słabe, Kaulitz. Miałam ochotę parsknąć śmiechem z politowania dla niego. Logiczne dla mnie było, że Bill, jakby chciał czegoś ode mnie się dowiedzieć, sam by przyszedł. Był moim przyjacielem i nie potrzebował wysłanników.
- Potrzebuję – Chciałam, by zabrzmiało to dużo bardziej nieprzyjemnie, ale mi nie wyszło. Moja złośliwość chyba gdzieś wyparowała.
- Ee… czego?
- Ee, mojej siostry – spojrzałam na niego ze złością.
- Jakbym wiedział, gdzie ona jest, to przyniósłbym ci ją na rękach — Zamknął drzwi i wszedł do środka. Czy ja go tu zapraszałam? Wywróciłam oczami.
- Oh, ale to za duży wysiłek. Przecież twoje delikatne dłonie… - Ironizowałam tak bardzo, jak tylko potrafiłam. Trzeba sobie jakoś poprawić humor, nie? Co z tego, że jego kosztem. Zasłużył sobie. Nawet nie potrafi wesprzeć człowieka w trudnej sytuacji. Dla niego to nic wielkiego. Co tam, przecież mi tylko siostra zaginęła. Kto, by zwrócił na to uwagę? A teraz tu przychodzi i udaje, że robi to na nim jakiekolwiek wrażenie. Na rękach mi chce ją przynieść. No na pewno!
- Mam delikatne dłonie? - Zmarszczył brwi, podchodząc bliżej. Dopiero teraz tak naprawdę mogłam go dojrzeć. W pokoju nie było zbyt jasno, gdyż był wieczór, a ja nie zapalałam światła. Jedyne jego źródło dochodziło zza odsłoniętego okna. A że słońce już prawie zaszło, to wiadomo, że niewiele było widać. Choć, czy ja na pewno chciałam widzieć tę fałszywą twarz? - Nie wiedziałem. – Dodał, gdy przemilczałam jego pytanie. - A tak na serio, to Bill powiedział mi, że zasnęłaś.
- Więc co ty tutaj robisz? – Zapytałam, starając się, aby mój ton głosu był niemiły. Tak naprawdę, to oszukałam Billa, nie chciałam, żeby siedział ze mną cały czas i się martwił. I widział mnie w takiej rozsypce. Mimo wszystko nadal wolałam, niektóre rzeczy zachować dla samej siebie.
- Wiedziałem, że i tak nie śpisz — stwierdził z przekonaniem, jakby to było zupełnie normalne. Czy on myśli, że mnie dobrze zna? Dobre sobie. Chyba się trochę koleżka zapędza.
- Skorzystałeś z usług jasnowidza?
- Nie musiałem — On mnie denerwuje. Dlaczego cały czas jest taki pewny siebie i taki spokojny… No, nawet nie wie jakie to wkurzające! Stoi sobie tak po prostu z łapami w tych wielkich kieszeniach i się gapi i do mnie mówi!
- Sorry, że tak zareagowałem dzisiaj na to wszystko. Rozumiem, że twoja siostra jest ważniejsza. – rzekł, a ja nie uwierzyłam w ani jedno jego słowo. Na pewno Bill mu kazał mnie przeprosić. Nic mu nie odpowiedziałam, tylko odwróciłam głowę w stronę okna. Niebo było dzisiaj wyjątkowo piękne. Błękit zmieszany z pomarańczą. Mogłabym zatracić się w tym widoku i zapomnieć o całym złu tego świata.
- Potrzebujesz czegoś? Mogę coś dla ciebie zrobić? – Głos Gitarzysty zakłócił mi moją chwilę spokoju. Nie poddawał się. Próbował nadal być miły i wyrozumiały. Ciekawe. Szkoda, że ja nie zamierzałam grać dłużej w te jego gierki.
- O tak… Wyjdź. - Powiedziałam, choć nie do końca byłam tego pewna. Jaki by nie był ten człowiek, faktem było, że w jego obecności tak bardzo się nie zadręczałam. Zajmował mi myśli. Nawet jeśli to były głupoty i podnosiło mi to ciśnienie. Tylko, czy warto uciekać od rzeczywistości przy pomocy kogoś tak fałszywego? Może lepiej zostać samemu. - No idź sobie…- mruknęłam, spuszczając wzrok i wbiłam go w pościel. Dopiero teraz się ruszył, jakby te pierwsze słowa do niego wcale nie dotarły. Nie odezwał się ani słowem. Po prostu zaczął iść w kierunku drzwi. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że chyba wcale nie chcę być sama. Zrobiło się jakoś chłodniej i gorzej, gdy go nie było blisko.
- Albo nie! – Zawołałam, zanim zdążył otworzyć drzwi. Kosztowało mnie to wiele wysiłku, a moja duma właśnie została rozdeptana niczym mały, brzydki robal na ziemi, niemniej, zrobiłam to. - Zostań ze mną… Tutaj. Proszę… - Było mi tak strasznie głupio, że to się w głowie nie mieściło. Najpierw jestem dla niego wredna, wyganiam go po chamsku, gdy proponuje pomoc, a potem proszę, by ze mną został. Jestem porządnie popaprana. Nawet nie miałam odwagi na niego spojrzeć.
- Zaświecić światło? – Zapytał jak gdyby nigdy nic. O mój Boże. Nie skomentował mojego zachowania w żaden sposób! Dzięki temu poczułam się znacznie lepiej. Nie chciał mnie upokorzyć, a to już coś znaczyło.
- Nie, zamknij tylko drzwi i usiądź tutaj. Obok mnie – Poprosiłam, starając się brzmieć przy tym, jak najmniej żałośnie. O ile to jeszcze w ogóle było możliwe. Ale nie będę oszukiwać samej siebie. Potrzebuję teraz czyjejś bliskości, a że on jest pod ręką… Jakby wyszedł, to bym się chyba rozpłakała i być może wyskoczyła z okna. No bo co mi pozostało? Boże, czy ja się użalam nad sobą? Chyba przekroczyłam już wszelkie granice i przestałam zwracać uwagę na jakiekolwiek zasady, którymi niegdyś się kierowałam. Co się ze mną dzieje? Staczam się? To niemożliwe… nie ja… nie Carmen May… nie, no. Przysięgam, że zmienię to głupie nazwisko, a jeżeli się nie uda, to w ostateczności wyjdę za mąż. Znajdę sobie jakiegoś dobrze ustawionego chłopaka z porządnym nazwiskiem. Ale czy ja wiem… Prawdę mówiąc, nigdy nie zastanawiałam się nad jakimś poważnym związkiem, właściwie to… Jeszcze nie miałam chłopaka. Zawsze byłam sama, bo tego chciałam, uważałam, że nikogo nie potrzebuję. Nienawidziłam patrzeć, jak te dziewczyny kleją się do każdego chłopaka, a tak naprawdę nic do siebie nie czuli. Byli ze sobą, bo byli. To nie dla mnie… ale teraz dochodzę do wniosku, że potrzebuję właśnie tego, czego tak bardzo nie znosiłam. Ja jednak dodałabym do tego jeszcze, choć odrobinę, prawdziwej miłości. Żeby te przytulanki i całowanie nie było ot tak o. Jestem wymagająca i potrzebuję czegoś więcej, ale ja też potrafię dawać. Mam nadzieję, że mam w sobie gdzieś jeszcze jakąś cząstkę miłości, którą mogłabym komuś kiedyś podarować. Bardzo boję się, że przez te wszystkie lata, mogło to we mnie już umrzeć. Co, jeśli już nigdy nikogo nie pokocham? Co, jeśli w ogóle nie poznam nikogo, kogo chciałabym obdarzyć taką miłością?

- O czym tak marzysz? - Dopiero teraz zauważyłam, że Kaulitz siedzi obok i uważnie mi się przygląda. Zapomniałam o nim, znalazł się przy mnie tak bezszelestnie, że naprawdę, zapomniałam. -Albo o kim?

1 komentarz:

  1. No no Carmen coraz bardziej robi się Tomowa a nawet o tym nie wie.
    Chcę już 20 xd
    I cieszę siw ze Tom jednak zareagował. Nie wiadomo co by sie stało kiedy by nikt nie poinformował policji. I tak nie lubiłam tego kolesia.
    Dobrze mu tak. A teraz życzę weny na dalsze poprawianie xd

    OdpowiedzUsuń