Rozdział 22
Przegadałyśmy z Sarą niemal całą
noc, dopóki zmęczenie nie zwyciężyło i nie padłyśmy jak muchy. W związku, z
czym obudziłam się z bólem gardła od tego całego gadania. Mimo starań Sary
jednak nie udało jej się wyciągnąć ode mnie więcej, niż chciałabym jej powiedzieć.
Panowałam nad sobą, pilnując tego, co mówię. Nie było łatwo, ale dałam radę!
Może nie powinnam mieć tajemnic przed przyjaciółką, ale ja po prostu… nie czuję
się gotowa? Jak to idiotycznie brzmi. Bo niby na co nie jestem gotowa? Żeby
powiedzieć jej, że całuję się z Kaulitzem po kątach? Albo raczej, że
najchętniej chciałabym mieć jego usta na wieczność? Tak, zdecydowanie nie
jestem gotowa. Ja sama nie mogę tego jeszcze zaakceptować! To jest zbyt wiele
jak na mój karmelkowy móżdżek! A oczywiste było, że Sara będzie próbowała ze
mnie wyciągnąć wszystko. Tym bardziej po teatrzyku, jaki odstawił przed nią
Kaulitz. Nadal jestem na niego wściekła. Nawet te jego usta mu nie pomogą!
Niestety, Sara z samego rana
musiała wracać. Przygotowania do ślubu jej ciotki trwają podobno pełną parą. I
tak miałyśmy szczęście, że udało jej się wyrwać, chociaż na tą jedną noc. Mam
nadzieję, że jeszcze będziemy miały okazję się spotkać, zanim obie stąd
wyjedziemy.
Byłam totalnie niewyspana i
zamulona, ale mieliśmy dziś dość napięty grafik, więc nie pozwoliłam sobie na
lenistwo. Spiłowałam w końcu swoje paznokcie, by mi się lepiej pracowało z
gitarą. Zamierzałam także je pomalować na jakiś uroczy, krwisto czerwony kolor.
I właśnie, gdy się do tego przymierzałam, drzwi mojego pokoju otworzyły się z
rozmachem.
-
CARMEEEEN, słońce ty mojeeee!
Do
pokoju wpadł Kaulitz, robiąc przy tym więcej hałasu niż jego wszystkie napalone
fanki razem wzięte. Przy okazji wystraszył mnie swoim cienkim i przesłodzonym
głosem. I w ogóle, co to za tekst!? Przedstawienia ciąg dalszy?
-
Daruj sobie, Sary już nie ma — mruknęłam obojętnie, nawet na niego nie patrząc.
Byłam wystarczająco poirytowana, nie potrzebowałam pogarszać tego stanu
widokiem jego twarzy.
-
Ale, że co? Przecież nie ma znaczenia, czy ona jest, czy jej nie ma. Ja tu
przyszedłem, aby ci powiedzieć, że…
-
Że wykryli u ciebie udar mózgu? – Przerwałam mu, odkładając lakier na miejsce.
Bo zapewne moje dłonie jeszcze się przydadzą, na przykład do obicia jego
twarzy, więc nie ma sensu, bym w ogóle zaczynała malować paznokcie.
-
Ej, co ja ci zrobiłem znowu? – Spoważniał. Co najmniej, jakby się tym przejął.
Na pewno!
-
Hm, zastanówmy się – zaczęłam z ironią, udając, że naprawdę myślę. – Może
irytuje mnie twoje głupie zachowanie? - Zerknęłam na niego. Stał z miną
urażonego chłopca i chyba nie rozumiał, o czym do niego mówię. Albo nie chciał
zrozumieć. Bo to takie trudne do pojęcia, że jego głupie aluzje wkurzają
drugiego człowieka. Jeszcze, jakby miał przed kim się popisywać. Chyba
zapomniało mu się, że nasze relacje to nie jest jakiś wywiad, w którym musi za
wszelką cenę udowodnić, jaki z niego macho. I tak może znowu się go czepiam! I
może przesadzam! Ale to on jest niezrozumiały… Skoro nie zachowuje się tak na
pokaz przed moją przyjaciółką, to dlaczego!? O co mu chodzi? Czemu wyjeżdża mi
tu z jakimiś słoneczkami-dupeczkami!? – Zresztą, ty nie musisz nic robić, żeby
mnie denerwować, jakbyś jeszcze nie zauważył. - Dodałam po chwili, co chyba
ostatecznie mu się nie spodobało. Właściwie mi też już przestawało się to
podobać.
-
Chciałem tylko powiedzieć, że mamy dzisiaj wolny dzień, bo plany się im popsuły
— burknął jedynie, po czym opuścił mój pokój, z trzaskiem zamykając za sobą
drzwi. Po pierwsze… Dlaczego mi nie odszczekał? Po drugie, czy ja naprawdę
sprawiłam mu przykrość? I po trzecie, do cholery… czemu mam takie wyrzuty
sumienia? Gapiłam się w te drzwi i sama nie wiedziałam, co tu przed chwilą się
wydarzyło. Nie rozumiem ani jego, ani tym bardziej już samej siebie.
-
TOM! – Wyrwało mi się nagle z ust jego imię. Samą mnie to zaskoczyło na tyle,
że aż zakryłam buzię dłonią. Dlaczego ja go wołam!? Wcale nie chcę za nim iść!
Poza tym, jeden szczegół. Przecież on mnie nie słyszy z tej odległości. No więc
wstałam. I wyszłam za nim. Zrobiłam to i naprawdę nie wiedziałam, co się ze mną
dzieje. – Tom, zaczekaj… - Dogoniłam go w połowie korytarza. Chłopak zatrzymał
się i obrócił w moją stronę. I to był moment, w którym miałam ochotę uciec z
powrotem do swojego pokoju. Kompletnie nie miałam pojęcia, co chcę mu powiedzieć.
Nigdy nie byłam dobra w przepraszaniu… Poza tym, za co mam go przepraszać!? Uspokój się, Carmen. Miej jakąś godność.
Skoro już podjęłaś decyzję, by załagodzić sytuację, to zrób to. Po prostu go
przeproś. Bądź dojrzała. W końcu… pamiętasz, jak on całuje!?
Gdyby
jeszcze nie patrzył na mnie tak tymi swoimi ślepiami. Czułam się przez niego
naprawdę winna. Czy naprawdę zrobiłam, aż tak źle..?
-
Ekhm… Przecież wiesz, jak jest. Ja zawsze tak…
-
No nie da się nie zauważyć i zaczyna mnie to już wkurzać. Bo ja się staram,
jestem miły, a nawet bardziej niż miły i to szczerze, a ty… a ty… a ty
właściwie co? – Wyrzucił, co mnie po części bardzo zaskoczyło. Cóż… Może
faktycznie przegięłam. Może on naprawdę robi to wszystko szczerze. To ja już
mam spaczony mózg i odbieram to tak negatywnie. Jest to wobec niego bardzo
niesprawiedliwe z mojej strony. Teraz to dopiero jest mi głupio.
-
Przepraszam… - Nie było łatwo. Ba, to jedna z najtrudniejszych chwil w moim
życiu, ale zrobiłam to. Przeprosiłam Toma Kaulitza. Okazałam skruchę. A nawet
spuściłam w dół swój głupi łeb, bo naprawdę było mi już przykro! Nie chciałam
go urazić. Ani wcale źle potraktować. Ja w ogóle rzadko kiedy chcę go źle
traktować… to samo wychodzi. Zawsze samo… dlaczego?
-
Oj, Cukiereczku. – Poczułam, jak ujmuje mój podbródek, unosząc z powrotem
głowę. Spodziewałam się ujrzeć na jego twarzy niemałą satysfakcję. W końcu
wyszło na jego. Przeprosiłam. Ale wcale tak nie było. Mój Boże, on wcale nie
był usatysfakcjonowany. Wcale nie uśmiechał się w ten swój cwaniacki sposób. I
czy przestanie tak do mnie mówić!? – Słodka jesteś, jak tak się miotasz. –
Założył mi kosmyk włosów za ucho. Bardzo chciałam coś powiedzieć, ale jeszcze
bardziej nie potrafiłam wydobyć z siebie głosu. Po prostu stałam i gapiłam się na
niego jak sroka w klejnot. O MÓJ TOMIE. Znaczy się BOŻE! Wolniej, bo nie mogę
oddychać…
Głupia i naiwna byłam, jeśli
myślałam, że Kaulitz w ogóle zamierza czekać na moją ripostę. To był moment,
jak przez jego twarz przebłysnął chytry uśmiech a zaraz po tym, ten sam uśmiech
czułam na swoich ustach. I już wcale nie czułam się zażenowana, czy zasmucona.
O nie. Zapomniałam już nawet, że musiałam go przepraszać. W sumie uważam, że
było warto. Przekonał mnie. Rozsądek podpowiadał mi, że nie powinnam się z nim całować.
Bo jego pocałunki odbierają mi trzeźwość myślenia. Powodują jeden wielki chaos
w mojej głowie. Przyspieszają bicie serca i… i wszystko. I skoro właśnie robiły
to wszystko, miałam w dupie rozsądek. Przecież nie robiliśmy nic złego. To było
przyjemne. To było dobre. To było cudowne. To był dar.
Odwzajemniłam
ten pocałunek, trochę zbyt zachłannie, ale chyba nie miał nic przeciwko temu.
Położył ręce na mojej talii, starając się utrzymać nas w jednym miejscu.
Podziwiam go, że potrafił nad tym zapanować. Ja totalnie straciłam rozum. Było
mi wszystko jedno, czy za chwilę odbijemy się od ściany, czy wylecimy przez
okno. Jak bardzo jest ze mną źle..?
-
Bardzo bolało? – Wysapał w moje usta, gdy w końcu pozwoliłam mu złapać oddech.
Dopiero po chwili zrozumiałam w ogóle, o co pyta. Mogłabym się wkurzyć, ale
wcale nie miałam na to ochoty. Endorfiny szalały w mojej krwi.
-
Okropnie – przyznałam ze śmiechem. Być może po raz pierwszy w życiu byłam z nim
szczera do tego stopnia, by przyznać, że wypowiedzenie przeprosin w jego
kierunku sprawiło mi tak wiele trudności. Ale może dzięki temu, otrzymałam od
niego kolejny, słodki pocałunek.
-
Co wy robicie!?
Nasza beztroska bardzo szybko
została przerwana. Oderwałam się od Toma, jak oparzona i chyba obydwoje
zastygliśmy w miejscu, gdy Jost wraz z resztą zespołu patrzyli na nas w szoku.
Chociaż właściwie, Bill wcale nie wyglądał na zaskoczonego? Na pewno ja byłam
bardziej od niego.
-
Oni się chyba całowali — zauważył błyskotliwie Gustav z krzywym uśmiechem, a
David zgromił go spojrzeniem.
-
To zauważyłem, ale nie rozumiem, co tu się do cholery dzieje? – Mężczyzna
wyglądał na zdenerwowanego, czego nie do końca chyba rozumiałam w tym momencie.
I tak nie byłam w stanie wykrztusić z siebie słowa.
-
Aha! Bo oni przegrali ze mną zakład i karą był pocałunek… No i właśnie wykonali
zadanie. - Wtrącił się czarny, ratując całą sytuację swoim wymysłem. Bo ja nic
o zakładzie nie wiem, no, chyba że moim z Sarą… ale to coś zupełnie innego.
-
Boże, a ja już myślałem… - Jost, jakby odetchnął z ulgą. Okej. A o co tak
właściwie mu chodzi? Bo niby to coś złego, że się całujemy z własnej woli? Co,
jeśli powiedzielibyśmy mu prawdę? - Jednak moglibyście wykonywać te zadania w
innych miejscach, przecież tu mogą się kręcić paparazzi! A poza tym, zakładajcie
się o coś innego, bo to jest bardzo niemądre. - Wyrecytował już całkowicie
spokojnie, po czym wyminął nas, kierując się do windy.
-
Moglibyście trochę bardziej uważać. Następnym razem nie uwierzy w moją
bajeczkę. - Bill rzucił nam groźne spojrzenie i podążył za Jostem. A tego, co
znowu ugryzło!? Co im wszystkim dzisiaj jest!? Myślałam, że tylko ja mam jakieś
odpały agresji. Gustav natomiast cały czas przyglądał nam się ze zdumieniem i
chyba nie miał zamiaru nigdzie się ulatniać. Może chociaż on daruje nam jakieś
kąśliwe uwagi?
-
A ty co tak patrzysz? - Tom odezwał się do niego, nie za bardzo zadowolony z
tej całej sytuacji. W sumie mu się nie dziwię, bo nie było to ani trochę
przyjemne. Po pierwsze, wcale nie miałam ochoty, by ktoś nas widział,
całujących się. A po drugie… nie zareagowali zbyt entuzjastycznie.
-
Bo wiesz co… ty naprawdę nie możesz przepuścić żadnej laski. – Stwierdził
otwarcie, co mnie zabolało. Nawet nie spodziewałam się, że coś takiego mogłoby
mnie dotknąć. Wzbudziło to we mnie na nowo złość, ale tym razem wcale nie na
Toma. Byłam wściekła na Gustava! Jak mógł coś takiego powiedzieć!? Przecież ja
stoję obok, do cholery! Chłopak jednak zdążył się ulotnić, nim w ogóle zdążyłam
zebrać się do kupy, by wydobyć z siebie głos.
-
O co im właściwie chodzi? - Mruknęłam cicho. Pogubiłam się już w tej całej
sytuacji. I wszystko nagle stało się takie smutne.
-
Nie przejmuj się. – Rzucił luźno Tom, jakby zupełnie nie zrobiło to na nim
wrażenia. Ale widziałam po jego twarzy i oczach, że był wkurzony. Może nawet
bardziej ode mnie. – Po prostu nam zazdroszczą i tyle. – Dodał, co mnie w sumie
rozbawiło. Niby czego nam zazdroszczą? Ten to ma pomysły.
-
To wiele wyjaśnia. – Parsknęłam śmiechem, wcale nie biorąc tego na poważnie.
Ale przynajmniej atmosfera nieco się rozluźniła.
-
Muszą się pogodzić z tym, że wybrałaś mnie.
-
Co? Zapędzasz się chyba troszeczkę – Skrzyżowałam ręce na piersiach,
spoglądając na niego groźnie. – Nie przypominam sobie, abym dokonywała ostatnio
jakichkolwiek wyborów.
-
No tak, nigdy nie daję ci okazji. Zawsze biorę od razu, to czego chcę – uśmiechnął
się szeroko, a ja cofnęłam się do tyłu, widząc, że znowu był niebezpiecznie
blisko. To nie skończy się kolejnym szaleństwem na tym korytarzu! – Ale możesz
mieć teraz wybór. Mam pewien plan. I daję ci wybór. Możesz wziąć w nim udział.
Albo wziąć w nim udział. Co wybierasz? – Uniósł brwi, spoglądając mi w oczy. I
jak Boga kocham, nie mam pojęcia, kiedy znalazłam się pod ścianą. Dosłownie pod
ścianą.
-
Przecież… to żaden wybór – stwierdziłam, próbując za wszelką cenę nie stracić
świadomości. Walcz, Carmen, walcz! On nie może robić z tobą, co chce! Czy ty w
ogóle pamiętasz jeszcze, kim on jest?!
-
Co to za plan? – Zamrugałam szybko powiekami. Czy on mógłby się trochę odsunąć?
Zabiera mi tlen…
-
Plan nosi nazwę: Misja Warszawa. – Rzekł, nie spuszczając ze mnie wzroku nawet
na moment. Co on próbuje tym osiągnąć? Przysięgam, że bardziej już mnie mieć
nie może. Widocznie nie zdawał sobie z tego sprawy, skoro nadal próbuje mnie
usidlić tymi oczami. – Nie będziemy cały dzień siedzieć w tym hotelu. David ma swoje
humorki, trzeba go obejść.
-
Chcesz się wpakować w kolejne kłopoty? – O patrzcie tylko, Carmen chyba jednak
włączyła myślenie. No brawo. Może w końcu uda mi się wrócić do siebie.
-
Z tobą? Zawsze.
Okej.
Nie uda mi się. Myślenie jest do bani. Po co w ogóle myśleć, gdy Kaulitz przed
tobą oblizuje tak seksownie wargi?
-
To, co wybierasz?
-
Myślę, że pierwsza opcja jest bardzo kusząca. Ale mam warunek – zastrzegłam, by
sobie nie myślał, że znowu wszystko będzie tak, jak on sobie to wymyślił. O
nie! Zostały mi jeszcze jakieś resztki trzeźwego rozumu, który podpowiadał mi,
że nie zniosę całego dnia z nim sama. To skończyłoby się katastrofą. I ta
katastrofa pewnie miałaby dużo wspólnego z całowaniem i robieniem wielu innych,
równie przyjemnych rzeczy. – Wypełnimy tę misję większą załogą. Chcę zabrać
przyjaciółkę, a ty zabierzesz chłopaków.
Ooo ja już chce kolejny rozdział. Xd poprawiaj szybko 😁
OdpowiedzUsuńKoniecznie chce już wiedzieć co kombinuje Tom xd
Przeczytałam sobie też rozdział, który jest pierwowzorem i... Duży progres Ka., ogromny! Troszkę żałuję, że nie znalazłam Cię trochę wcześniej, żeby śledzić tę historię od początku, ale nie ma tego złego ;D Teraz niecierpliwie wyczekuję na kolejne odcinki tutaj i nie tylko. Autostrada życiem. No i Burza Uczuć też, a tam tak cichutko :(
OdpowiedzUsuńŚciskam cieplutko!