środa, 15 czerwca 2011

156.'Tobie się chyba mózg przegrzał od tej gorączki, bo już bredzisz Tom.'

Przetarłam zaspane oczy i rozejrzałam się po ciemnym pokoju czując, że coś jest nie tak. Nie pierwszy raz budzę się w środku nocy, ale teraz jakby coś mnie do tego skłoniło. Tylko, że wszystko było w porządku. W domu panowała cisza i ciemność, nic się nie działo... Tom też leżał na swoim miejscu... więc co mnie tak niepokoi? Podsunęłam się nieco wyżej opierając plecy o chłodną ścianę i skierowałam swoje spojrzenie na śpiącego Toma. Niewiele mogłam dostrzec, gdyż jedyne światło dochodziło zza zasłoniętych okien i było niewielkie. Obserwowałam go z uwagą i słyszałam wyraźnie jego niespokojny, ciężki oddech. Po krótkiej chwili położyłam głowę na jego ramieniu chcąc się przytulić jednak zrezygnowałam z tego zauważając, że chłopak jest niemalże cały mokry, a jego skóra prawie parzy. Automatycznie przyłożyłam mu rękę do czoła, aby potwierdzić swoje przypuszczenia. Musiał mieć ze czterdzieści stopni...

-Cholera...- Mruknęłam pod nosem i wydostałam się spod kołdry zmierzając do kuchni z zamiarem znalezienia jakichś przydatnych lekarstw. Powinniśmy wcześniej o tym pomyśleć i pojechać do apteki, albo nawet do lekarza. Tylko on musiał się tak upierać, że nic mu nie jest... właśnie widzę to jego nic. Otworzyłam szufladę, gdzie zazwyczaj trzymamy wszelkie tabletki i przekopałam ją całą. Oczywiście nie znalazłam nic, co zbiłoby wysoką temperaturę. Wszystko przeciwbólowe... Już więcej nie będę go słuchać. Westchnęłam ciężko zasuwając z powrotem szufladę i udałam się do łazienki. Wyciągnęłam czysty ręcznik i zamoczyłam go w zimnej wodzie, aby następnie wziąć go do sypialni i położyć na rozgrzanym czole ukochanego. Przynajmniej tak mogę mu ulżyć... Tom przebudził się od razu chyba nie bardzo wiedząc, co się dzieje.- Kochanie boli cię coś?- Zapytałam szeptem gładząc jego policzek.

-Głowa...- Wychrypiał.

-Przyniosę ci tabletkę i coś do picia.- Zadeklarowałam i nie zwlekając poleciałam do kuchni biorąc szybko potrzebne rzeczy. Może powinnam zadzwonić po lekarza? Ale jest środek nocy... Wróciłam do sypialni i uklęknęłam przy łóżku stawiając szklankę z wodą oraz tabletki na szafce.- Podnieś się trochę...- Pomogłam mu i podałam leki wraz z piciem, zaraz gdy tylko połknął tabletkę opadł z powrotem na pościel. Odłożyłam wszystko i poprawiłam mu ręcznik, a potem zakryłam szczelnie kołdrą.- Wytrzymasz do rana?

-Tak...nic mi nie jest, nie martw się.

-Jesteś cały rozpalony i to ma być nic?

-Przejdzie mi przecież...to tylko gorączka, normalne...Połóż się Carmen...

-Tylko mów, jakby się coś działo.- Poprosiłam troskliwie i wstałam, żeby zaraz znaleźć się obok niego na łóżku.

-Nic nie będzie się działo Skarbie...śpij spokojnie.- Zapewnił mnie, lecz ja i tak miałam swoje myśli. Nie chciałam, żeby źle się czuł i męczył się całą noc...ale też niewiele mogłam teraz zrobić. Ucałowałam go w policzek i ułożyłam się blisko jego ciała, żeby było mu jeszcze cieplej.-Kocham cię mój Aniele...

-Ja ciebie też...- Szepnęłam tuląc się do jego ramienia i zamknęłam oczy czując zmęczenie. Gdy byłam tak blisko niego cały niepokój gdzieś znikał...nie martwiłam się już tak bardzo, jak kilka minut wcześniej. Naprawdę czułam, że mogę oddać się spokojnie w objęcia Morfeusza...

 

#

 

Następnego dnia wstałam bardzo wcześnie chcąc ściągnąć do domu jakiegoś lekarza, aby zbadał Toma albo chociaż kupić dobre lekarstwa, które mu pomogą. Temperatura mu spadła i wyglądał całkiem nieźle jednak nie zignoruję drugi raz jego złego samopoczucia. Czasem zwykła choroba może doprowadzić do nieszczęścia, nigdy bym sobie tego nie wybaczyła.

Gdy jadłam śniadanie przyszedł Bill. Chyba ściągnęłam go myślami, ponieważ miałam zamiar do niego dzwonić, żeby poinformować go o zaistniałej sytuacji. W końcu Tom jest jego bratem...mimo wszystko powinien wiedzieć i pewnie by chciał.

-Tom śpi?- Zapytał robiąc sobie kawę.

-Tak, źle się czuje.- Odparłam będąc ciekawa jego reakcji. Milczał przez chwilę wlewając wrzątek do kubka, lecz zaraz odwrócił się w moją stronę wbijając we mnie swoje czekoladowe spojrzenie.

-Co mu jest?

-Nie wiem...miał w nocy wysoką gorączkę, bolała go głowa. Teraz jest lepiej, ale chyba powinien obejrzeć go lekarz.- Stwierdziłam z przekonaniem z czym się zgodził kiwając twierdząco głową.

-Zadzwonię po niego.- Zadeklarował o co też mi chodziło.- A ty nie powinnaś trzymać się od niego z daleka w twoim stanie?

-Nic mi nie będzie, przecież ktoś musi się nim zająć.- Wzruszyłam bezradnie ramionami aczkolwiek w głębi mnie tlił się mały, całkiem niewinny podstęp. Już ja wiem, jak ich do siebie znowu zbliżyć... a przede wszystkim zmusić do normalnej, szczerej, braterskiej rozmowy.

-Przecież...ja mogę...- Mruknął nie patrząc na mnie, a ja z trudem powstrzymałam swój pisk. Te hormony powinny się zdecydowanie uspokoić, trudno nad nimi zapanować. Dobrze, że jego wzrok był skupiony na kubku, bo zauważyłby moją radość.

-Oh, kochany jesteś...- Odezwałam się w końcu swoim naturalnym głosem.- Nie chciałabym się od niego zarazić...i tak powinnam jechać na kontrolne badania...Naprawdę możesz się nim zaopiekować?

-Jasne...przecież mówię. To mój brat...

-Dziękuje.- Wstałam z miejsca podchodząc do niego i uściskałam go.- Zaopiekuj się nim dobrze, a jakby coś się działo dzwoń do mnie.

-Ale...gdzie ty idziesz?- Zapytał lekko zmieszany.

-Na badania, a potem może przejdę się po galerii popatrzeć sobie na dziecięce rzeczy.- Uśmiechnęłam się wesoło.- A jak Tom wydobrzeje pojedziemy kupić, to co sobie upatrzę.- Dodałam zadowolona ze swojego pomysłu.- I tak nie jestem wam potrzebna... Do Toma nie powinnam się zbliżać, a co mam sama robić?

-No tak...ale sama pojedziesz?- Zmarszczył brwi jakby zaniepokojony. Ja chyba mam na czole plakietkę z nazwą „ofiara losu”, bo przecież wszyscy się o mnie boją. Zupełnie jakbym miała robić, nie wiadomo co.

-A z kim? Nie będę ciągnąć ze sobą Melanie, bo jest w siódmym miesiącu i będzie mi tylko zrzędzić, że wszystko ją boli...- Przewróciłam teatralnie oczami. Wiem, że tak nieładnie mówić o własnej siostrze... ale taka prawda noo...

-Ale...to ten...Michał miał jechać do miasta, może cię podwiezie chociaż?- Zaproponował od razu wyciągając z kieszeni telefon, a ja niemalże wyrwałam mu go z dłoni spoglądając na niego jak na kosmitę. Serce zaczęło mi walić jak oszalałe...- Co jest?

-Nic. Nie potrzebuję opiekuna.- Rzekłam chłodno i oddałam mu jego własność.- Sama sobie poradzę... są jeszcze taksówki na świecie. Albo ochroniarz mnie zawiezie...

-Ale dlaczego? Tom nie będzie zadowolony, że pojechałaś sama do lekarza, a potem do centrum.

-Bill ja nie jestem małym dzieckiem... I w ogóle nie dyskutuj ze mną, mogę robić co chcę!- Oświadczyłam stanowczo. Oczywiście, że z kimś byłoby przyjemniej... ale Michał? Nie ma mowy! Nie mogę spędzać z nim czasu sam na sam... kto wie, co mogłoby strzelić mi do głowy? Nie wolno, aż tak ryzykować. Ten facet wyjątkowo na mnie działa i trzeba go unikać.

-No dobra... chciałem tylko uniknąć problemów z moim bratem.

-Nie będzie żadnych problemów. Mam ochronę, wszystko jest w porządku.- Zapewniłam go. Przez takie głupie paplanie sama zaczynam mieć już wątpliwości...!

-Ale już raz trafiłaś do szpitala...

-Bo dowiedziałam się, że Sara nie żyje.- Uniosłam na niego swoje niebieskie tęczówki, które teraz z pewnością błyszczały w odcieniu granatowym. Zacisnęłam zęby i przełknęłam ciężko ślinę wycofując się z pomieszczenia. Nasza dyskusja w ten sposób dobiegła końca. Sara, mój temat tabu... Myśl o przyjaciółce przyprawia mnie o ogromny ból, którego nie jestem w stanie znosić... tak bardzo się go boję, że nie chcę o niej myśleć...

Przygotowałam się do wyjścia, wzięłam potrzebne rzeczy i wyszłam z domu. Na szczęście miałam na dzisiejszy dzień plany, które nie pozwolą mi wrócić do wspomnień... tylko dlaczego moje nogi chcą skierować mnie w stronę cmentarza...?

 

#

-Jak się czujesz?- Wokalista skierował swoje spojrzenie na bladą twarz brata. Na szczęście lekarz nie stwierdził nic poważnego, ale chłopak i tak nie wyglądał najlepiej.

-Mówiłem już, że dobrze. Gdzie Carmen?

-Na badaniach kontrolnych.

-A ja? Miałem z nią...

-Jesteś chory.

-Nic mi nie jest.- Burknął pod nosem wyraźnie niezadowolony z zaistniałej sytuacji.

-No jasne, jesteś zdrów jak ryba.- Zironizował krzyżując ręce na piersi.- Nie strzelaj fochów Tom, tylko zachowuj się jak dorosły mężczyzna. Masz żonę, niedługo zostaniesz ojcem...otrząśnij się w końcu ze swojej nastoletniej natury.- Dodał swoim typowo pouczającym głosem mając na myśli nie tylko stan zdrowia bliźniaka, ale także ostatnie zdarzenia między nimi.

-Odezwał się wielce dorosły!- Prychnął patrząc na niego złowrogo.

-Żebyś wiedział, że jestem nie tylko dorosły, ale też się zachowuję jak dorosły.- Rzekł z przekonaniem i podszedł do łóżka, aby usiąść obok Gitarzysty.-Nic do niej nie czuje rozumiesz?- Wypalił unosząc na niego swoje tęczówki.- Jest dla mnie tylko przyjaciółką...

-Zauważyłeś, że każda twoja przyjaciółka nie wiedzieć kiedy i jak staje się twoją dziewczyną?- Wytknął nieco złośliwie, co oczywiście dotknęło Billa. Może coś w tym było, ale przecież to wszystko dzieje się samo...poza tym w związku musi być także przyjaźń. To ona jest najważniejsza...

-Ale Carmen jest twoją żoną...i jak w ogóle mogłeś pomyśleć, że mógłbym ci ją odebrać?

-Oczywiście, że byś nie mógł, bo Carmen mnie kocha!- Warknął choć w głębi miał, co do tego wątpliwości. Był pewien miłości Carmen, lecz nie tego, że jego bratu nie udałoby się jej zdobyć...

-Przecież wiem, jak się kochacie i chyba dlatego wam tego nie niszczyłem, prawda?- Zapytał zrezygnowany. Nie wiedział już w jaki sposób do niego przemówić... nie miał już chyba żadnych argumentów, które mogłyby zmienić nastawienie jego brata.- Tom, to nie trwało długo... pogubiłem się po prostu. Nie układało mi się z Sarą, a Carmen... ona wydaje się być taka idealna...

-Bo jest...- Mruknął spuszczając wzrok.

-No widzisz...nie wiem, jak to się stało. Zacząłem o niej myśleć i w ogóle...nie chciałem jej pokochać. Pisałem o tym w pamiętniku, bo dusiłem się... nie mogłem przecież z tobą o tym rozmawiać, a tym bardziej z Sarą. I tak się dowiedziała... a potem już w ogóle wszystko się spieprzyło. Ja już nie mam siły...- Wyrzucił z siebie na koniec wzdychając ciężko.

-Boże...gdzie ja wtedy byłem?

-Co?

-Powinienem być z tobą... Przecież to moja wina!- Okrzyknął niemalże podskakując na łóżku, gdyby miał więcej siły zapewne stałby już na równych nogach. Dopiero teraz wszystko do niego dotarło...przykra prawda.

-Tobie się chyba mózg przegrzał od tej gorączki, bo już bredzisz Tom.- Skwitował już kompletnie nic nie rozumiejąc. Przed chwilą mógłby go zabić, a teraz bierze na siebie całą winę?

-Ale przecież gdybym się tobą zajął wszystko byłoby w porządku!- Podniósł się do pozycji siedzącej, a jego oczy błyszczały nienaturalnie.

-Przerażasz mnie! Weź się połóż.- Chłopak popchnął go lekko do tyłu, aby ten wylądował z powrotem głową na poduszce.- Nie jestem małym dzieckiem, żeby się mną zajmować. Wrócimy do tej rozmowy, jak wyzdrowiejesz...musisz odpocząć.- Zarządził spoglądając na niego niepewnie.

-Jedź do Carmen...nie chcę, żeby była sama.- Powiedział zmęczonym już głosem.

-Obiecałem, że się tobą zajmę, a ona wcale nie chciała towarzystwa...

-Ale ja sobie poradzę. Będę spokojniejszy, jak ktoś z nią będzie...

-Nie zostawię cię no!- Uniósł lekko głos i wstał z miejsca.- Carmen jest przekonana, że zostawiła cię pod dobrą opieką i nie mam zamiaru jej rozczarowywać, poza tym wcale sobie sam nie poradzisz uparty ośle.

-Boję się o nią...- Skierował na niego swoje smutne spojrzenie, co zazwyczaj działało na kobiety... jednak tym razem rozczuliło także Wokalistę, który sam się sobie dziwił...

-Dobra, nie chce mieć niczego na sumieniu... wyślę do niej kogoś, zadowolony?

-Gustava?

-Chłopacy są zajęci...każdy wykorzystuje twoją chorobę i spędzają czas ze swoimi dziewczynami i dziećmi o ile owe posiadają.

-No widzisz? Musisz ty do niej jechać...

-Ile razy mam jeszcze powtórzyć, że się stąd nie ruszę?- Westchnął głośno tracąc już cierpliwość.- Tak w ogóle, twoja żona nie jest małym dzieckiem.

-Bill!- Syknął przez zaciśnięte zęby rzucając mu groźne spojrzenie.

-Dobra no! Zadzwonię do Michała, może znajdzie chwilę...albo kogoś innego. Obdzwonię cały świat, żeby tylko ktoś z nią był psycholu...- Poddał się unikając kolejnych nieporozumień, po czym wyszedł wykonać obiecane telefony... Swoją drogą Tom zaczynał go już naprawdę przerażać. Troska, troską, ale bez przesady...

 

###

 

A w następnym odcinku :

 

[…]-I przegrałam...- Szepnęłam uśmiechając się lekko i zacisnęłam powieki czując zbierające się w oczach łzy.- Wszystko potoczyło się zupełnie inaczej niż miało...[…]

 

-Co ty tu robisz?- Mruknęłam strącając jego ręce.- Coś nie tak z Tomem?- Spytałam lekko się niepokojąc.[…]

 

-Oh, przestań już! Prawisz mi kazania, jakbyś był co najmniej moim ojcem!- Warknęłam poirytowana, na co mężczyzna zamilkł wyraźnie blednąc na twarzy. - Skąd ta troska, co? Nie znasz mnie wcale, aż tak dobrze...- Zatrzymałam się wbijając w niego swoje przeszywające spojrzenie.- A ja właściwie nic o tobie nie wiem... Co z tobą do cholery?

-Ja po prostu... taki jestem...

-Przyciągasz mnie, jak magnez. Dlaczego?- Nie spuszczałam z niego wzroku, a on z każdą chwilą mieszał się bardziej. Nic nie rozumiem... o co chodzi? Co z nim jest nie tak?- Skąd znam twoje oczy?

-Carmen...

-Kim jesteś? Po co się zjawiłeś? Chcesz zniszczyć mi życie? Może to właśnie ty jesteś dla mnie największym zagrożeniem, a nie jakieś chore fanki![…]

 

Tak więc zapraszam na kolejny odcinek xD

 

Wróciłam do swojej mody na sukces :D A właściwie mody na trzy miesiące xd Ale moja telenowela jest udoskonalona bo wprowadziłam przedsmak tego, co będzie w kolejnym odcinku ha xd

Nic ciekawego w tym odcinku, ale pracuję nad tym, aby zacząć powalać kolejnymi xD Jak to ze mną bywa :D

Archiwum mogę już schować ? :D



10 komentarzy:

  1. wspaniale!!! :D jak zawsze, ale ty chyba az tak czesto nie dodajesz tutaj notek, nie ? dlatwgo baardzo, ale to bardzo fajnym pomyslem jest dawanie nam (czytelnikom) kawalka tekstu z nastepnego odcinka, co tylko podsyca nasza ciekawosc. tak wiec czekam na nexta i pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam ochotę odpowiedzieć na pytanie z pierwszego wątku, ale się powstrzymam :DTo tak na wstępie, ooo xDJakoś się źle czuję, blee ... no co by tam jeszcze... Lubię wątki z Billem, więęęęc... :DAle chory Tom jest słodki xDI chcę małe bobo w opowiadaniu xdpozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. ~cukiierkoowaa15 czerwca 2011 21:15

    boski nagłówek <3a po drugie.. fajnie że się pogodzili ... jeżeli można to tak nazwać xDpisz szybciej kolejny! ;DCzekam szybko na nexta ^^bardzo ciekawy pomysł z tym co będzie w nastepnym odcinku ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. szablon? - wooow ! .odcinek ? - o matko.. słodkoooo ! :Ddodatek ? - baaardz mnie zaciekawił... kedys nie moglam sie doczekac ale przez to teraz to juz wogole... idealnie ! .

    OdpowiedzUsuń
  5. zakochalam sie w tym szablonie heheh

    OdpowiedzUsuń
  6. Zacznę chyba od tego, na co wszyscy zwrócili swoją uwagę... Zaje.bisty szablon. Przeszłaś samą siebie! Poważnie, zrobił na mnie mega wrażenie!! Jest po prostu śliczny! A co do notki. Jakie to słodkie, że Tom z Carmen tak się o siebie martwią i troszczą. Najpierw jej coś przerwało sen i zobaczyła gorączkującego Warkocza, więc próbowała zrobić wszystko, żeby tylko ulżyć jego cierpieniom... Później wyskoczyła z tym genialnym pomysłem, żeby zostawić Toma z Billem. Nawiasem mówiąc uśmiechnęłam się na wzmiankę, że wokalista chyba czyta jej w myślach, gdyż chciała go ściągnąć do domu, żeby ze sobą porozamawiali. Poza tym ta ich rozmowa też była trochę zabawna, szczególnie ta wzmianka o dorosłości i o tym, że wszystkie przyjaźnie Czarnego kończą się tym samym xD I powaliłaś mnie tym " w następnym odcinku" Po prostu myślałam, że nie przestanę się brechtać. Ta.... faktycznie wyjdzie Ci za chwilę telenowela, a ja chętnie zajmę się reżyserią, skoro Ty piszesz scenariusz xDBuziaki =*

    OdpowiedzUsuń
  7. Odcinek jest świetny pisz szybko nexta oraz zapraszam na mój i koleżanki blog http://meine-liebe-th.blog.onet.pl/ komentarze są mile widziane :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Oj tam, Carmen nie powinna czuć się winna, bo... bo... no bo to prawda, że kobiety w ciąży często strasznie zrzędzą, o! xPMyślę, że nie można na siłę przerwać cierpienia. Każde cierpienie ma cztery etapy... i myślę, że gdy przejdzie się je wszystkie, naprawdę można pogodzić się z tragedią.Hm... trudno zrozumieć zmienne nastroje Toma. xDBill ma rację. Rozumiem Toma, ale... Carmen musi oddychać.Podobało mi się, wybacz te opóźnienia. Pozdrawiam! ^.*

    OdpowiedzUsuń
  9. Khekhem! Ten rozporek Toma w centrum szablonu ma symbolizować jego dużego wacka czy co?

    OdpowiedzUsuń