Bardzo szybko wciągnęliśmy się w wir ciężkiej pracy i przestaliśmy zwracać uwagę na czas, który nie wiadomo kiedy upływał. Nasze małżeństwo mimo wszystko z każdym dniem rozkwitało i nie było na co narzekać. Byliśmy chyba na wszystkich możliwych okładkach gazet. I nikt nie mógł napisać o nas złego słowa. Jest idealnie. Sarze i Billowi także układa się bardzo dobrze. Wszyscy jesteśmy szczęśliwi i to raczej w najbliższym czasie się nie zmieni.
-Źle się czuję...- Mruknęłam zakrywając głowę poduszką. To była jedna z chwil, kiedy miałam wszystkiego dosyć i marzyłam o błogim lenistwie. Poczułam się po prostu zmęczona. A jakby tego było mało, towarzyszył mi też od kilku dni drażniący ból głowy.
-Boli cię coś?- Tom usiadł obok gładząc troskliwie ręką moje plecy.
-Trochę głowa... ale nic mi nie jest.
-Nie będziesz zła, jak coś ci powiem?
-Czemu mam być zła? Co nabroiłeś?- Odsunęłam poduszkę spoglądając na niego podejrzliwie.
-Nic takiego... bo tutaj jest taka dobra klinika i ja po prostu umówiłem nas na jedną wizytę. Mają tu świetnych specjalistów. Wiem, że mieliśmy z tym zaczekać...
-W porządku.- Przerwałam mu ten monolog, który zapewne zaraz by się znacznie rozwinął. Nie musiał mi się tłumaczyć. Od naszej ostatniej rozmowy minęło na tyle dużo czasu, że zdążyłam wszystko dokładnie przemyśleć.
-I nie jesteś zła, że niczego z tobą nie ustaliłem?
-No co ty... Dobrze zrobiłeś wykorzystując okazję. Z twoim podejściem na pewno kiedyś stworzymy rodzinę.- Uśmiechnęłam się do niego ciepło i przysunęłam się bliżej, aby móc się przytulić.- Jesteś kochany.
-To świetnie. Myślałem, że się zdenerwujesz...- Ucałował mnie w czoło.- Jestem pewien, że nam tu pomogą. W końcu Ameryka, to nie Niemcy.
-To byłoby zabawne, jakbym zaszła teraz w ciążę.- Stwierdziłam, a na mojej twarzy pojawił się wesoły uśmiech. Od razu przyszła mi na myśl moja siostra i przyjaciółka... żadna z nich tego nie planowała, a tu proszę.
-To by była najpiękniejsza wiadomość w moim życiu.
-Chciałabym móc kiedyś ci ją przekazać.- Przymknęłam powieki wtulając się mocniej w jego tors.-Chyba mam już nawet imię dla chłopczyka.
-Jakie?
-Miracle.- Odparłam unosząc na niego swoje rozmarzone spojrzenie. Co z tego, że to nie jest imię... moje dziecko jeżeli kiedykolwiek się pojawi, będzie dla mnie cudem. I chcę, żeby zawsze o tym wiedziało.
-A jeżeli to byłaby dziewczynka?
-Hm... nie wiem. To musi być chłopiec.- Skwitowałam szczerząc się przy tym.- Musi się pan postarać o syna, panie Kaulitz.- Podniosłam się lekko, aby musnąć jego usta.
-A żebym ja wiedział jak.
-No nie wiem... poszperaj w internecie, może jakaś medytacja, czy coś?- Poruszałam brwiami.- Bo jak spłodzisz mi dziewczynkę, sam wybierzesz jej imię.- Zadeklarowałam z poważną miną.- Poza tym, ja chce takiego małego Tomaa...
-Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żebyś go miała.- Zapewnił mnie z szerokim uśmiechem.- Mogę zacząć już teraz.- Dodał przysuwając się bliżej i złożył pocałunek na mojej szyi.
-A moja głowa?- Odwróciłam się w jego stronę zaplatając ręce na jego karku.
-Paluszek i główka, to łóżkowa wymówka.- Zaśmiał się, a ja mu zawtórowałam. Czego on jeszcze nie wymyśli?- Ja sprawię, że nic cię nie będzie boleć.- Pocałował z czułością moje czoło, a ja uśmiechnęłam się wyrażając swoje zadowolenie. Od razu zrobiło mi się lepiej. Mój mąż jest czarodziejeem...
#
Trasa trwała, a w mojej głowie cały czas tkwiła myśl o dziecku. Pragnęłam go, jak jeszcze nigdy. Teraz sama miałam nadzieję. Tom zaraził mnie swoją wiarą...
Dzisiaj byliśmy w klinice i zrobili mi wszystkie potrzebne badania. Tak bym chciała, aby znaleźli jakieś rozwiązanie... Chcę jedynie stworzyć z ukochanym mężczyzną rodzinę. To chyba nie jest zbyt wiele? Naprawdę ucieszę się z jednego, jedynego dziecka... nie trzeba mi więcej do szczęścia. I tak to jedno będzie już cudem.
Pozostaje nam czekać na wyniki badań i liczyć na to, iż lekarka, która mnie przyjmowała pomoże nam. Pewnie będę musiała się faszerować jakimiś tabletkami, stosować jakieś specjalne diety i Bóg jeden wie, co jeszcze robić... ale nieważne. Jestem skłonna do wszystkiego. Szczerze mówiąc, nie chciałabym mieć adoptowanego dziecka... wiem, że takie też daje rodzinie wiele szczęścia. Jednak ja naprawdę pragnę mieć część siebie i Toma. Żeby było do nas podobne, żeby było takie tylko nasze...
-Carmen, haloo.- Sara stała przede mną machając mi rękami przed twarzą najprawdopodobniej próbując zwrócić na siebie moją uwagę. Nawet nie wiedziałam, że aż tak odleciałam...
-Co?
-No ja ci się tu żalę, a ty mnie w ogóle nie słuchasz.- Poskarżyła się wielce oburzona.- Pytałam co myślisz o tej nowej stylistce... czy makijażystce... czy tam wizażystce, wszystko jedno kim ona jest.- Machnęła ręką siadając obok mnie.- Co o niej myślisz? Widujesz się z nią częściej niż ja... podrywa Billa?
-Nie. Nie podrywa Billa...- Odparłam ukrywając swoje rozbawienie.- Ta kobieta ma dwadzieścia dwa lata... on raczej nie gustuje w starszych.- Dodałam.
-Oh... może jednak ja powinnam się z nim ożenić? W końcu będziemy mieli dziecko... a jak jakaś lalunia mi go odbije?
-Daj spokój... Może i jest ładna, ma duży biust, długie nogi, jest blondynką... ma niebieskie oczy... jest zgrabna i w ogóle cud, a nie kobieta...- Urwałam na chwilę sama zastanawiając się nad tym co mówię. Miałam przekonać przyjaciółkę, że nie powinna czuć się zagrożona, a teraz sama się tak czuję. Nie, no ja wiem, że Tom mnie kocha... no, ale ta cała Ashlee... Nie chciałabym powtórki z rozrywki. Jeszcze pamiętam o Emi i raczej tak prędko nie zapomnę.
-Noo... no właśnie, Carmen! Nie można było zatrudnić starszej i brzydszej?
-To Jost ją zatrudnił.- Stwierdziłam z grymasem.- Ale bez przesady... nie, no nie możemy popadać w paranoje. Ta kobieta jest niegroźna. Nie zauważyłam, żeby jakoś się zalecała do chłopaków...
-A może ona jest lesbijką?!- Wypaliła blondynka patrząc na mnie z przejęciem.- Weź ją obczaj.
-Wiecie co zrobił ten debil!?- Obydwie spojrzałyśmy w stronę drzwi przez, które właśnie wpadła moja rozzłoszczona siostra.- Na kawę sobie poszedł! Że to niby w interesach, pff!
-Z kim?
-Z tą! Jak jej tam... tą co to niby was maluje! Już wiem, po co ją zatrudnił.- Stwierdziła z ironią i opadła na fotel krzyżując ręce na piersi. Miałam ochotę się roześmiać. Wszystkie trzy jesteśmy zazdrosne o jedną kobietę. Tyle, że mój Tom nie chodzi z nią na kawę... ani Sary, Bill... Melanie, ma zdecydowanie gorzej.- Już mu się znudziłam. No jasne, bo przecież teraz jestem gruba. I w ogóle po co mu dziewczyna z dzieckiem?
-Przesadzasz. To tylko kawa, może rzeczywiście to spotkanie w interesach.- Starałam się ją jakoś uspokoić. Chyba zacznę się martwić o mojego siostrzeńca...
-Dobra... i tak nic nas nie łączy poza dzieckiem.- Mruknęła.
-Jak to?
-Normalnie. Nie uprawiamy seksu, nie całujemy się... żyjemy jak ojciec z córką.- Wzruszyła ramionami.- Nie wiem, po co kazał mi ze sobą jechać. Żebym patrzyła jak zarywa do jakiejś lali?
-Ta ciąża ma na ciebie zły wpływ. Przesadzasz i tyle.
-Łatwo ci mówić, bo masz już obrączkę na palcu i Tom cię nie zostawi.
-To, że jest moim mężem nie znaczy, że nie może mnie zostawić.- Zauważyłam z poważną miną, w tym samym momencie zauważając, że Tom stoi przy drzwiach.
-Nie chcę przeszkadzać, ale zabieram stąd swoją żonę. Jeszcze chwila w waszym towarzystwie, a uwierzy, że byłbym skłonny do zdrady, czy też złożenia pozwu o rozwód.- Wyrecytował przejęty i podszedł do mnie żwawym krokiem, aby chwycić moją rękę i zmusić tym samym do podniesienia się z miejsca.- Kochanie, ty się lepiej nie zadawaj z ciężarnymi.- Zwrócił się do mnie.- One są kompletnie niepoważne.
-Sam chcesz, żebym taka była...- Stwierdziłam marszcząc brwi.
-No, ale ty jesteś moja...
-A ty gdzie się chowasz?- Nasza dyskusja została przerwana przez Billa, który wparował do pokoju bez uprzedzenia od razu rzucając swój oskarżycielski ton w stronę Sary, która na jego widok przewróciła teatralnie oczami.- Patrz co dla ciebie maam.- Wyszczerzył się i uniósł rękę pokazując przezroczystą reklamówkę, w której znajdowały się owoce.
-Ale ja wolę ogórki.- Sara zrobiła poważną minę spoglądając na niego.
-Bill, jak mogłeś popełnić taki błąd! Ona woli ogórki!- Tom zapiszczał nienaturalnie w stronę brata.
-Już więcej nie pójdę do sklepu. Spisz na kartce co chcesz i daj ją ochroniarzowi.- Naburmuszył się odkładając swoje nieudane zakupy na stół.
#
Stałam w jakimś nieznanym, dziwnym miejscu. Wszędzie dookoła była biel, aż raziła mnie w oczy. Nie wiem, jak się tu znalazłam. Nic z tego nie rozumiałam. Chyba byłam sama, lecz czułam obecność kogoś jeszcze. Kogoś bardzo mi bliskiego, jednak nikogo nie widziałam.
-Mamusiu, zabierz mnie stąd.- Usłyszałam nagle cichy dziecięcy głosik. Czułam, jak moje serce mocniej bije z przejęcia. Od razu zaczęłam panicznie rozglądać się dookoła siebie w poszukiwaniu...dziecka.- Chcę być z tobą i tatą.- Odwróciłam się w stronę skąd dochodził znajomy głos, ale nikogo tam nie było. Cały czas tylko ta drażniąca biel. Ta przeklęta jasność rażąca w oczy.-Też chcę mieszkać w takim ładnym domu i bawić się z pieskami.- Nadal tylko je słyszałam nie mogąc zobaczyć. A tak bardzo pragnęłam móc je widzieć. Móc je dotknąć... nie wiedziałam co mam powiedzieć. Nie umiałam zebrać myśli... co się dzieje?
-Gdzie jesteś?- Szepnęłam łamliwym głosem. Cały czas starałam się go dostrzec. Wiedziałam, że to był chłopiec... czułam to.
-Tam gdzie zawsze...- Odparł.-Mamo... czy córeczka wujka będzie mogła do mnie przyjść? Chciałbym się z nią pobawić... nie lubię być sam.
-Nie.- Zaprzeczyłam gwałtownie czując nagły strach. Nie wiedziałam gdzie jestem, ani gdzie jest moje dziecko... ale bałam się tego miejsca.
-Nawet na chwilkę?
-Ona nigdy tu nie przyjdzie. Ona musi być ze swoimi rodzicami...
-A czemu ja nie mogę?
-Nie wiem...- Po moich policzkach zaczęły spływać łzy, wydawało mi się, jakby paliły mi skórę. To jakiś koszmar. Nie chcę tego! Dlaczego muszę to przeżywać? Co znowu zrobiłam źle?- Proszę, odejdź...
-Już dawno odszedłem.- Rzekł, co tylko pogorszyło mój stan. Czułam się, jakby coś rozdzierało mi serce. Nie panowałam już nad sobą... nigdy w życiu jeszcze nie było mi tak źle.
-Carmen.- Poczułam mocne szarpnięcie, co spowodowało, że otworzyłam szeroko oczy. Miałam mokre policzki, chyba nawet cała byłam mokra. To był tylko sen...- Carmen, dlaczego płaczesz?- Tom patrzył na mnie z przerażeniem w oczach. Nie dziwię się mu... Jednak poczułam ulgę zdając sobie sprawę, że to wszystko mi się tylko śniło. Faktem jest, że naprawdę płakałam.
-Ja... miałam tylko zły sen...- Szepnęłam przytulając się do niego.- Ale już jest dobrze.
-Na pewno?
-Tak. Śpij...
-Ale nie płacz już.- Musnął mnie w czoło.- Jestem przy tobie, nie musisz się niczego bać.
-Wiem. Kocham cię.- Przymknęłam powieki układając głowę na jego torsie. Czułam się przy nim bezpiecznie. Wiedziałam, że nic mi nie grozi w jego objęciach. Jego bliskość odgoni wszystkie najstraszniejsze sny. Nie chcę pamiętać tego koszmaru. Nie chcę się nad nim zastanawiać... to nie ma sensu. I choć w tym śnie było moje dziecko, uważam to za mój największy koszmar. Chyba nie ma nic gorszego niż rozmowa z dzieckiem, którego tak naprawdę nie ma. I brak możliwości choćby zobaczenia go... Nie wspominając już o tych słowach. Dlaczego on mnie o to wszystko pytał? Przecież gdybym tylko mogła, zrobiłabym wszystko, aby z nami był.
###
Tak więc to ostatni odcinek przed moim wyjazdem xd Kolejny pojawi się pewnie za tydzień, może później...
Boże xD Czuję się podekscytowana xD Marta kocham cię xD Edzio też xd
Żeby jeszcze tylko była ładna pogoda xd
pozdrawiam ;**
1. xdZaczynanie od końca jest fajnie xDja ciebie tez! xD
OdpowiedzUsuńJakie to było dziwne... to tak, jakby te dziecko, które Carmen poroniła...? xDCzy tak co się z nim stało... Szkoda mi jej... Strasznie... Dobra, bo zaczynam za dużo mysleć xDSara jest... upierdliwa xDAle w sumie jest podobna do Asi... Asia je tylko ogórki... z wielką ilością soli xDAle Asia nie jest w ciązy xDMusze umyć włosy... xDo czym mówiłam? xDA xDO Sarze xDno to... wcale nie współczuję Billowi... xdSkoro już spłodził dziecko to niech się męczy xDdobra, starczy ci xDChce nastepne docinki na el ;dpzdr. ;*
OdpowiedzUsuńBoże, ten sen był okropny! Mnie samą by wystraszył, więc nawet nie mogę sobie wyobrazić, co czuła Carmen po takim koszmarze. Jestem pewna, że ta amerykańska klinika zrobi wszystko co w swojej mocy i już wkrótce Tom usłyszy te cudowne i wyczekiwane słowa, że zostanie tatą. Melanie jest strasznie naburmuszona, ale swoją drogą Jost też by mógł się trochę nad sobą zastanowić i bardziej nią zająć. Dobrze chociaż, że Bill nie zostawia Sary bez opieki... Kurczę, marzę o tym, żeby Carmen zaszła w ciążę. Wierzę w to i niecierpliwie czekam, aż główna bohaterka ogłosi taką radosną nowinę. Świetny odcinek ;) :*
OdpowiedzUsuńteż pierwsze co pomyślałam to to, że to jest dziecko ktore Carmen poroniła... A może ona wogóle jest już w ciązy i stanie się coś? .. oj nie iwem !Ale chce wiedzieć ! Czekam na kolejny odcinek !! Pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńbardzo mi się podoba ten odcinek. Mam nadzieje, że Carmen będzie miała dziecko z Tomem a Sarze i Billowi wszystko się ułoży i będą szczęśliwa rodziną. Czekam na kolejny odcinek ;* ps. Zapraszam do mnie www.gold-dreams-vs-th.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńHaha "ciążowe paranoje" o nową makijażystke mnie rozbroiły ;D Cieszę się, że Tom juz zrobił, choć jeden krok w stronę tego, aby udało się Carmen zajść z nim w ciążę. Ten koszmar był straszny. W życiu nie chciałabym mieć podobnego snu. Każdy inny koszmar już i tak wystarczająco mnie paraliżuje. Wybacz, że tak późno troszkę, ale nie było mnie w domu. Pozdrawiam ;****
OdpowiedzUsuńOch, Ameryka, Ameryka… Tam taki sam szajs, jak wszędzie, tyle, że lepiej wypromowany. ==’’Nie dziwię się, że Carmen pamięta o Emi. Też bym pamiętała. No i też wcale nie zaskoczyły mnie obawy Sary. Bo faktycznie gdyby byli małżeństwem… Niby to tylko papier i obrączki, ale jednak dużo spraw ułatwia. I w pewien sposób wiąże, bo już nie jest tak swobodnie jak w narzeczeństwie czy zwykłym chodzeniu.Oł, jaka Sara wybredna, no! Bill tak się poświęca, ruszył swój gwiazdorski ty.łek do sklepu, żeby zrobić zakupy ciężarnej dziewczynie, a ona mówi, że nie chce i nawet go nie docenia. Biedak! Samoocena mu spadnie i co wtedy będzie? xPHm… Nie wiem w sumie, czym są sny. Każdy ma inny pogląd na ten temat, więc… Zobaczymy, czy cokolwiek wyniknie z koszmaru Carmen.Podobało mi się, pozdrawiam. ;]
OdpowiedzUsuńHym... byłam pewna, że komentarz ode mnie widnieje tu od dłuższego czasu, bo notkę na pewno przeczytałam, a tu surpise- nic nie ma. Trzeba to szybko naprawić ;) Nie wiem, dlaczego, ale rozmowa Carmen z Sarą i siostrą jakoś wpłynęła na mnie pozytywnie. Obie zazdrosne o makijażystkę, obie naburmuszone i w tym wszystkim Carmen, która próbując je pocieszyć, sama zaczyna czuć się zagrożona. Wcale się jej nie dziwię, skoro wciąż przed oczami ma tą sytuację z Emi. Trzeba na tę kobietę uważać. No,ale Melanie mnie rozwaliła z tym zachowywaniem się, jak ojciec i córka. Powiedziała to tak dosadnie, że szok. No i Tom, który bohatersko wyrwał swoją żonę z tego kółka różańcowego- cud, miód i maliny, on zawsze wie, kiedy ma się pojawić. Mam nadzieję, że te badania coś wykarzą i przyczynę bezpłodności będzie można przeskoczyć. Poza tym Carmen wymyśliła przepiękne imię dla swojego synka. Teraz tylko Tom musi wziąć do serca jej rady, pomedytować, porozmawiać z czym trzeba i zakasać rękawy do roboty ;)Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJa nie chcę negować Twojej decyzji co do wyboru imienia, płci dziecka i w ogóle,ale jednak muszę powiedzieć że "Miracle" wydaje mi się bardziej odpowiednie dla dziewczynki...W kżdym razie strasznie dawno nie tu nie było, ale wszystkie odcniki oczywiście bardzo mi siępodobały ;)Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAjć! Kurczę jestem zła na siebie... Tak bardzo chciałam czytać wszystko od początku ale nie mam prawie w ogóle czasu, więc na prawdę nie przeczytałam jakoś zaskakująco dużo :( A nie lubie zaczynać czytać jakiegoś opowiadania od połowy.... Zmotywuję się i przeczytam wszystko ;d Musze! xddCałuję! :*:*:*:*
OdpowiedzUsuń