sobota, 30 maja 2015

016. "Jestem z ciebie dumny."

Na poczatek, zapraszam na moja stronę, gdzie pojawiły się istotny post dotyczacy mojej twórczości. Prawdopodobnie, niezależnie od mojej decyzji, to opowiadanie będzie jedynym, na które ona wpływu mieć nie będzie. To znaczy tyle, że zamierzam kontynuować poprawki oraz publikację. 
No a teraz 16 przed nami. 

Rozdział 16

Stałam jak ten słup soli za kulisami, nie mogąc się ruszyć. Po prostu zamarłam. Tam jest mnóstwo ludzi! Boże, kilka tysięcy fanek Tokio Hotel…a ja zaraz mam tam wyjść i grać! A jeżeli się pomylę? Ja nie mogę tam wyjść, ja nie umiem grać! Ja zemdleje… umrę na scenie! Po prostu się ośmieszę i tyle. Przecież trema mnie zeżre, nigdy jeszcze nie występowałam przed taką publicznością…
- Carmen, wchodzisz za pięć minut, jako pierwsza! - Usłyszałam koło siebie czyjś głos, nawet nie wiedziałam, kto to jest. Byłam taka zdezorientowana, że nie wiedziałam, co się dzieje… wszędzie kręcili się jacyś ludzie, słyszałam tylko hałas… Zamrugałam powiekami, w końcu dotarły do mnie te słowa…
Wychodzę PIERWSZA!?
- Ej, spokojnie… Przecież wszystko umiesz, będzie dobrze - Poczułam na ramieniu pocieszającą dłoń Billa. Uśmiechnęłam się do niego niewyraźnie. Żeby wiedział, jak ja się czuję… jeszcze chwila i naprawdę mi się coś stanie… albo ucieknę!
- Bill, ja tam nie wyjdę…- wydukałam ledwo łapiąc oddech. Chłopak zmarszczył brwi uważnie mi się przyglądając. Nie widziałam siebie, ale bez wątpienia byłam blada jak ściana. Musiałam wyglądać, jak trup. Przecież ja stracę przytomność na tej scenie!
- Wyjdziesz – rzucił z przekonaniem. Zupełnie nie rozumiem, jak on może być taki spokojny! Nie przejmuje się nawet tym, że właśnie wpadłam w panikę! I to ogromną…
- Ale…, ale.. jak im się nie spodobam? Ja… ja… może, nie będę grała tej solówki takiej długiej…na początku?
- Carmen, odetchnij głęboko i weź się w garść -  Złapał mnie mocno za ramiona i lekko potrząsnął moim ciałem. – Poradzisz sobie, fani cię pokochają – dodał jeszcze, patrząc mi przy tym prosto w oczy. Ciepło jego tęczówek podziałało na krótką chwilę. Dopóki w nie patrzyłam było mi lepiej, gorzej, gdy Bill musiał odejść a w moich uszach na nowo rozbrzmiał TEN głos.
- Dwie minuty!
Aż mi się zrobiło gorąco i to wcale nie było przyjemne… Ja zaraz muszę wyjść i tam zagrać… Jeszcze nigdy tak bardzo się nie bałam… to jest coś strasznego… tak, ja odważna Carmen Alyson May, boje się… No mówiłam, że mi się coś poprzestawiało! Jak to w ogóle możliwe, że ja tak bardzo to przeżywam?! Spokojnie… trzeba głęboko oddychać… pokażę wszystkim, że potrafię… pokaże, to mojej siostrze… mojej przyjaciółce… a nawet moim rodzicom, dla których nic nie znaczę, którzy zawsze uważali mnie za wielkie zero… i pokażę też tym głupim dziewczynom, które mnie dzisiaj rano wkurzyły, a przede wszystkim pokażę samej sobie… że potrafię robić coś w życiu, że jestem wielka… i wcale nie jestem nikim.
- Wchodzisz! - To był ostatni wyraz, który do mnie dotarł. Zostałam wręcz wypchana na tą ogromną scenę. Myślałam, że stanę tam jak wryta i tyle… Ale nie.  Nie mogę się zbłaźnić… tu są kamery, a te dziewczyny czekają na koncert, żeby zobaczyć swój ukochany zespół. Przede wszystkim nie mogę zawieść chłopaków. To nie jest czas na panikę, Alyson! Trzeba było myśleć o tym, nim zgodziłaś się dołączyć do zespołu. Teraz jest za późno na strach.
Stanęłam na swoim miejscu, ogarnęłam wzrokiem całą halę… co raczej nie było dobrym pomysłem, bo aż mi się nogi ugięły… Gustav już siedział przy perkusji, przynajmniej jego widok dodawał mi  nieco otuchy.
Odetchnęłam głęboko kilka razy i jak przystało na Carmen Alyson May, wzięłam się w garść. Nie minęła chwila jak moje palce same zaczęły sunąć po strunach gitary wydobywając z niej pierwsze dźwięki… Przymknęłam powieki i po prostu oddałam się tej chwili. Po całej hali roznosiła się melodia, nawet nie zauważyłam jak dołączył do mnie Tom. To było cudowne uczucie, stać w tym miejscu i grać, wiedząc, że słucha cię tyle ludzi… robić coś co sprawia im taką radość.  Może akurat ja nie byłam dla nich tak ważna, jak któryś z chłopaków, ale też byłam w zespole. Gdyby nie ja, koncert zostałby odwołany… Może choć trochę mnie docenią…?
Cały świat przestał istnieć, nie słyszałam nic oprócz muzyki… wkładałam w to całe serce i duszę. Nie liczyły się tutaj żadne spięcia, czy problemy. Wszystko przestawało mieć znaczenie. Na scenie byliśmy zespołem, który tworzył coś wspaniałego i każdy z nas oddawał się temu w zupełności. Czyżbym odnalazła swoje właściwe miejsce…?

#

- Aa!! Dziewczyno, ty w ogóle wiesz co się stało? Hallooo Carmen!
 Stałam jak zahipnotyzowana, a Bill wymachiwał mi rękami przed oczyma i szczerzył się od ucha do ucha jak głupi.
- Byłaś świetna! One już cię pokochały! Ten koncert był fenomenalny!
Nagle poczułam, że się unoszę do góry i kręcę wkoło… i skąd on wziął tyle siły, żeby mnie unieść?! Szaleniec! Jeszcze się przeze mnie połamie i wtedy z pewnością, fanki kochać mnie nie będą!
- Ekhm, może już wystarczy, co? Postaw ją Bill - Całą zabawę przerwał nam Tom, który miał dość srogi głos. Ja nie ukrywam, że miło było unosić się nad ziemią… Radość Wokalisty w ogóle była dla mnie czymś niesamowicie miłym. Można powiedzieć, że cieszył się za nas dwoje, bo ja chyba wciąż byłam oszołomiona… nadal to wszystko do mnie nie docierało.
Bill jednak posłuchał polecenia brata i  postawił mnie z powrotem na podłogę, ale uśmiech wcale nie schodził z jego twarzy.  Z mojej zresztą także! Euforia powoli wypełniała moje całe ciało.
Nie mogę uwierzyć, że to się udało… zrobiłam to! I na końcu te brawa i piski, to było cudowne… Jeszcze nie mogę się z tego otrząsnąć, a jak usłyszałam moje imię wykrzykiwane przez fanki…! Poczułam taką radość, coś tak niezwykłego… to poczucie, że nie jestem sama, że kogoś interesuje to co robię… Zupełnie niepotrzebnie się obawiałam, że coś nie wyjdzie, albo, że im się nie spodobam. Nie wszystkie są takie złe. Jeszcze nigdy nie przeżyłam czegoś bardziej fascynującego… I nawet polubiłam swoje imię!
Nie mieliśmy w planach bliższych spotkań z fankami. Jost chciał uniknąć pytań o Georga i wszelkich innych ewentualnych niedogodności. Między innymi chodziło też o mnie, nie ukrywajmy. Nikt z nas jednak na to nie narzekał, byliśmy już wystarczająco padnięci. Dlatego przebraliśmy się wszyscy i od razu mieliśmy wracać do hotelu. Mimo wszystko, sporo fanów czekało na nas na parkingu, czego chłopcy nie mogli zignorować. Jeszcze przed wyjściem, zgarnęli czarne markery z zamiarem złożenia autografów tym, którym się poszczęści.
- No chodź Carmen, ty też - Bill pociągnął mnie za rękę w stronę drzwi. Byłam tym zaskoczona… Zamierzałam się trzymać raczej na uboczu, w końcu ci ludzie widzieli mnie pierwszy raz na oczy, jak mogliby chcieć ode mnie autograf? Nic bardziej mylnego..!
Nie minęła chwila, jak znaleźliśmy się na zewnątrz. Spanikowałam trochę gdy nie czułam obok siebie obecności Czarnego, ani żadnego z chłopaków, gdyż ci już przechodzili obok barierek i rozdawali autografy. Zalała mnie fala gorąca, gdy jeden z ochroniarzy wcisnął mi w rękę czarny marker i wskazał mi głową na jakieś dziewczyny, które wystawiały w moją stronę swoje dłonie z kartkami. To był dla mnie totalny szok, ale starałam się tego po sobie nie pokazywać… Chyba nie powinny widzieć, że się boję… w końcu, nie ma czego… nie?
- Carmen! Jesteś super! - Podpisywałam się drżącą ręką, na twarzy cały czas miałam wielki uśmiech, który posyłałam każdej osobie stojącej za barierką… Chyba naprawdę mnie lubili. Jakim cudem..?
Długo nam zajęło, nim dotarliśmy do samochodu. Ręka mi chyba zdrętwiała od tego pisania… ale byłam cholernie szczęśliwa. To było dla mnie kolejne, miłe zaskoczenie tego wieczoru. Nie spodziewałam się, że ten koncert pójdzie, aż tak dobrze.
Nareszcie mogłam usiąść wygodnie, od razu mi ulżyło. To był piekielnie męczący dzień… Pełno prób, wywiad, na końcu koncert… nie wspominając już o tych dziewczynach z hotelu, na szczęście nie wszystkie fanki są takie. Przynajmniej te z koncertu mnie lubią, a ich jest znacznie więcej. Oczywiście, pewnie nie wszystkie. Ale to już coś!
- I jak ci się podobało? - Gustav siedzący z przodu obrócił się w moją stronę, posyłając mi wesoły uśmiech, który od razy odwzajemniłam.
- Było super… Nie wiedziałam, że potrafię tak grać…- stwierdziła będąc pod wrażeniem samej siebie.
- Tak, jestem z was dumny. Mimo wszystko, daliście czadu - odezwał się Jost, był naprawdę bardzo zadowolony. Cieszę się, że nic nie zawaliłam…- Teraz jedziemy do hotelu, będziecie mogli wypocząć, po jutrze kolejny koncert, a jutro tylko wywiad.

#

Siedziałam w hotelowym barze i leniwie mieszałam plastikową rurką swój sok. Byłam potwornie zmęczona, ale mimo to wytrwale czekałam na telefon od siostry. Jak dzwoniłam, nie mogła rozmawiać, obiecała, że oddzwoni jeszcze dzisiaj… A ona słowa zawsze dotrzymuje, więc czekam. Brakuje mi jej strasznie. Niestety minusem koncertowania jest rozłąka z bliskimi. Nie wiem, jak chłopcy to znoszą, ale mi to zaczyna poważnie doskwierać. Może na co dzień tak tego nie odczuwam, gdy mamy mnóstwo zajęć, lecz gdy przychodzi wieczór i zostaję sama, wszystko wygląda inaczej.
- Przepraszam, mogę ci postawić drinka? - Nagle obok mnie pojawił się jakiś chłopak z wielkim uśmiechem wymalowanym na twarzy. Zlustrowałam go obojętnie wzrokiem, może i był przystojny, ale w tej chwili mało mnie interesował. Nie mam nastroju na flirty. Ale napić bym się w sumie mogła…
- Jak chcesz, to twoja kasa – stwierdziłam, odwracając od niego wzrok. Dostrzegłam gdzieś w oddali Toma, który też ledwo co miał oczy otwarte, ale siedział twardo i gapił się w blat stolika. Tylko po co? Czy nie lepiej, żeby poszedł spać? No chyba, że na kogoś czeka. Nie, nie czeka… on się z nikim nie umawiał, nawet nie miał kiedy… Poza tym, czemu mnie to interesuje?
- To za twoje zdrowie - Znowu usłyszałam głos nieznajomego, który przypomniał mi o sobie. Przede mną już stał jakiś alkohol. Uśmiechnęłam się sztucznie i wzięłam szklankę do ręki, aby następnie ją opróżnić, jednak robiłam to bardzo wolno i niepewnie. Chwila… przecież nie widziałam, jak barman przynosi to „coś”, więc jaką mam pewność, że on mi czegoś nie dosypał? Przecież patrzyłam na Toma… Tom, moją zgubą.
- Do dna, moja miła - Te słowa tylko upewniły mnie w moich domysłach i jednocześnie wyprowadziły z równowagi… nie lubię, gdy chłopak wyobraża i pozwala sobie na za dużo. No, może za wyjątkiem Toma, który robi to notorycznie, ale mi się to podoba, więc nie ma problemu. Nie, wcale tego nie przyznałam!
Jednym ruchem wylałam całą zawartość naczynia na zadowolonego gościa, któremu mina natychmiast zrzedła. I nie ma się co dziwić. Mógł mnie nie wkurzać. Takie teksty niech sobie wsadzi w głębokie poważanie. Dupek.
Nie zastanawiając się dłużej, wstałam z miejsca i odeszłam od baru, kierując się w stronę Toma. Skoro on siedzi sam i ja siedzę sama, to możemy sobie razem posiedzieć. Dlaczego wcześniej żadne z nas na to nie wpadło? Jest też opcja, że nie będzie chciał mojego towarzystwa.
- Co tak sam siedzisz? Czekasz na kogoś? - zagadałam do niego, stając obok stolika.
- Tak. Na ciebie - uniósł na mnie swój zmęczony wzrok. Mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem, jakbym oczekiwała takiej odpowiedzi. Ale nie oczekiwałam! Nie wpadłabym na to…
- I tak siedzisz tutaj godzinę, zamiast mi powiedzieć, że na mnie czekasz? - Usiadłam naprzeciwko, uważnie na niego patrząc.
- Nie chciałem ci przeszkadzać.
- W czym?
- Nie wiem. Myślałem, że chcesz pobyć sama. A potem z kimś rozmawiałaś…- wyjaśnił ciężko wzdychając. Boże, czasami go nie rozumiem… Chyba zacznę lubić go jako zmęczonego Toma, jest wtedy taki spokojny i fajny… Całkiem milusi.
- A dlaczego na mnie czekałeś? - zadałam kolejne pytanie. Bardzo mnie to ciekawiło, bo chyba musi mieć jakiś powód. Co, jak co, ale jego powody zawsze mnie bardzo intrygują!
- Nie wiem… chciałem zobaczyć o której wrócisz do pokoju.
- Czemu?
- No właśnie nie wiem, czemu. Czułem taką potrzebę. Musisz zadawać tyle pytań?
- Jakbyś powiedział wszystko od razu, to bym nie pytała - stwierdziłam nie do końca wiedząc co mówię, gdyż mój mózg pracuje coraz wolniej… marzę o śnie… Jak Melanie zadzwoni to ją zabiję, zabije ją przez telefon. Za to, że kazała mi tyle czekać… o.
- Nie jesteś zmęczona?
- Jestem - przyznałam przymykając oczy. Nie wiem jakim cudem, ale z zamkniętymi oczami widziałam jak on się uśmiecha… Boże, uwielbiam jego uśmiech…
- To czemu tu siedzisz?
- Czekam na telefon od siostry - odpowiedziałam cały czas z zamkniętymi oczami. Czułam, że zaraz zasnę na siedząco, ale było mi tak dobrze…
- A właśnie…  dzwonił Georg, mówił, że byłaś świetna - Teraz to otworzyłam ślepia zaskoczona. No jak Georg tak powiedział, chyba naprawdę byłam dobra…- I w ogóle, jestem z ciebie dumny, wiesz?-  Coś czuję, że zaraz odechce mi się spać. Ale za to on chyba lunatykuje, bo jakoś nie mogę uwierzyć, że to powiedział… a może? Przecież już nie raz mnie zaskoczył…- Tylko nie pytaj dlaczego!- uprzedził moje pytanie… oj, a ja tak bardzo chciałam o to zapytać!
- Dobra, nie będę pytać. Ale miło mi to od ciebie słyszeć…- uśmiechnęłam się resztkami sił. Czego to się nie robi dla Kaulitza? Mogę uśmiechać się do niego, nawet przez sen… Ze mną już naprawdę jest źle. Stanowczo powinnam była już dawno iść spać.
- Kiedy ta twoja siostra zadzwoni? - Zmienił temat. Widziałam, że ma ochotę iść do pokoju i zakopać się w pościeli… Podobnie zresztą, jak ja! Moglibyśmy… Nie, Carmen, nie moglibyście…
- Nie wiem. Ale chyba już nie będę czekała… idziemy? - spojrzałam na niego pytająco, na co on skinął ochoczo głową i już po chwili podążaliśmy do windy. Jakoś wyjątkowo drogę na nasze piętro odbyliśmy w milczeniu, zmęczenie dawało o sobie wyraźnie znać. Oczy mi się zamykały, a obraz zamazywał… czułam się jak naćpana… Chociaż nie wiem jak to jest, bo nigdy nie brałam… ale widziałam na filmach!
Gdyby nie Tom, ominęłabym swoje piętro. Uśmiechnęłam się do niego w ramach podziękowań i obydwoje udaliśmy się do drzwi od naszych pokoi. Były obok siebie, więc nie mieliśmy problemu, żeby trafić.
Wyjęłam z kieszeni klucze i zaczęłam wciskać je w dziurkę, nie mogłam trafić… jakie to było żmudne… miałam ochotę rzucić je gdzieś w kąt i sama położyć się na podłodze. To byłoby na pewno dużo prostsze.
- Cholera… nie mam kluczy…- Zrezygnowany głos Toma przywrócił mnie do rzeczywistości. Zamrugałam oczami i spojrzałam w jego stronę. - Zostawiłem chyba na dole… - oparł się plecami o drzwi i zjechał po nich na podłogę.
- Jak trafisz kluczem w dziurkę, to możesz spać u mnie…