Jest, zamiast spać, dokończyłam to. Tak bardzo zatęskniłam, że musiałam zrobić to w tym momencie, w żadnym innym.
Rozdział 17
Chłopak spojrzał na mnie swoimi
czekoladowymi oczami, w których panował jakiś dziki blask. Najwyraźniej moja
propozycja mu się spodobała. Ale nie wiem, czy postąpiłam mądrze, zapraszając
go do siebie na noc, jednak to chyba jedyne wyjście jeżeli w ogóle chcę dostać się
do pokoju. Przecież sama, za Chiny, nie trafię w tą głupią dziurkę i nie wsadzę
tego klucza, a tym samym nie otworzę drzwi. Zdecydowanie za dużo tych „nie”.
-
Czy ty wiesz jak zabrzmiało to pytanie? - Podniósł się powoli z podłogi, nie spuszczając
ze mnie wzroku. A ten wzrok przyprawiał o gęsią skórkę. Zajęło mi chwilę nim
wróciłam do rzeczywistości, a co najważniejsze, przestałam się w niego wgapiać.
Zamrugałam oczami, próbując przypomnieć sobie dokładnie, co powiedziałam. Nie
wypiłam dużo, ale jak widać nawet niewielka ilość alkoholu potrafi mi nieźle namieszać
we łbie.
-
Nie mam pojęcia, ale naprawdę byłabym wdzięczna, gdybyś otworzył mi te cholerne
drzwi, bez względu na to, czy zostaniesz u mnie na noc, czy też nie -
wyrecytowałam od niechcenia i westchnęłam ciężko. Mówienie nagle stało się
takie męczące. Oddychanie. W ogóle cała ludzka egzystencja.
-
Przyjmuję propozycję. Bardzo chętnie skorzystam z twojego łóżka i towarzystwa –
odparł, uśmiechając się pod nosem i bez namysłu zabrał mi klucze, którymi
następnie zwinnie i bezproblemowo otworzył drzwi, z którymi ja nie umiałam
sobie poradzić. Tylko ciekawe na co on liczy? Nie wiem, czy ja bym się cieszyła
na jego miejscu z towarzystwa śpiącej dziewczyny… Raczej nie. Ale to przecież Kaulitz,
więc u niego jest wszystko prawdopodobne. Nie zdziwiłabym się nawet, gdyby on
był gejem. Ale nie jest. I to całe szczęście, bo inaczej wyszło by na to, iż
ja, taka porządna i cudowna dziewczyna całowałam się z gejem. Swoją drogą, moja
samoocena chyba się podwyższyła… Ja cudowna? Od kiedy? O nie, od dzisiaj koniec
z alkoholem. Nawet najmniejszego drinka. Odbija mi.
-
Ej, no chodź… - Dredowłosy niespodziewanie pociągnął mnie za rękę wciągając do
pokoju i zatrzaskując za nami drzwi, przez co narobił trochę hałasu. Na
szczęście nie obudził całego hotelu, wtedy to dopiero by było… Już widzę te
artykuły w gazetach. Ja za dużo myślę, ale … zostałam wciągnięta do swojego
pokoju, przez Toma… To jest napalony chłopak, ja jestem trochę nieprzytomną
dziewczyną i tutaj jest jedno łóżko…
Nie, no… bez mojej woli nic się
nie stanie. A ja nie wyrażam zgody, żeby on choćby nawet próbował zrobić, coś
co jest nam zakazane. Tak, on jest moim słodkim, soczystym, zakazanym owocem,
którego nie mogę tknąć bo popadnę w obsesję, uzależnię się zupełnie od jego
osoby i przestanę trzeźwo myśleć. Cholera, jak między nami coś zajdzie,
wszystko może się zmienić, więc nie może nic zajść. Koniec, kropka. Nie ma w
ogóle dyskusji, wielki Tom musi trzymać łapy przy sobie.
-
Carmen, jesteś tu? Obudź się, jeszcze nawet nie weszłaś do łóżka… - Ocknęłam
się, widząc przed oczyma jego łapska, którymi wymachiwał, chcąc do mnie jakoś
dotrzeć. Rzeczywiście, prawie zasnęłam na stojąco. Ja za często odpływam poza
świat realny, tak nie może być. Jeszcze przez to, coś mi się stanie… nie ma to
jak czarne myśli. Brawo, Carmen…
-
Tak, idę już – mruknęłam, ziewając przy tym i natychmiast skierowałam się do łóżka,
nawet nie miałam zamiaru się przebierać. Nie mam na to siły, jutro się wykąpię
i będzie super. To był fenomenalny i męczący dzień. Nie wiem jak te dwa słowa
mają się do siebie, ale zmęczenie usprawiedliwia moje myślenie i gadanie od rzeczy…
Gdy tylko walnęłam się na
pościel, nie minęła nawet chwila jak zasnęłam i nie interesowało mnie nawet, co
robił Kaulitz… co ma być, to będzie.
#
Przez te ostatnie wydarzenia,
zapomniałam zupełnie o tym, że miałam wrócić do zakładu. W końcu już układa nam
się dobrze i mogłabym się w to bawić dalej, co mi szkodzi? Chociaż… Właściwie
to już wygrałam… Skoro on już ze mną śpi.
No może nic nas poza snem nie łączy, ale chyba się otworzył przede mną
trochę? Kurczę, albo to ja się otworzyłam przed nim!? Jak ja mogłam pozwolić, żeby
on ze mną spał i w ogóle mnie całował… ale przecież to jest fajne… można się
przytulić… jest tak bezpiecznie, gdy czuje się czyjąś obecność obok siebie
podczas snu…nawet nie wiedziałam, że to jest tak przyjemne, jak chłopak śpi
obok, pod tą samą kołdrą…
A on nie ma koszulki…że też chciało
mu się ją wczoraj zdejmować… może go obudzę? No co, ja nie śpię, a on ma spać?
Jak ja nie śpię, to nikt nie będzie spał.
Co
by tu zrobić, żeby go obudzić i żeby nie był zły? Poza tym od kiedy ja się
martwię, czy on będzie na mnie zły, czy też nie..?
Wiem, skoczę na niego i krzyknę
„to napad!”, pewnie zerwie się na równe nogi… A potem mnie zabije. Idealny
plan, nie ma co. Ja coś zaraz wymyślę, moja wyobraźnia mnie nie zawiedzie. Ha,
ja wiem co on lubi, a raczej kogo…!
-Tom,
ładna blondynka stoi przed drzwiami, ma długie nogi i śliczny uśmiech… - powiedziałam
do śpiącego chłopaka z zamiarem wybudzenia go. Sądziłam, że sposób na „ładną
blondynkę” będzie najlepszy. Przecież ładne dziewczyny, to jego żywioł.
-
I czemu kłamiesz? - usłyszałam niewyraźne mruknięcie. On nie śpi! Albo nie spał
wcale, albo mój sposób podziałał. Znając życie, to pierwsza opcja jest
prawidłowa.
-
Ja? Nie kłamię. Naprawdę tam stoi… - zapewniłam go, uśmiechając się pod nosem.
Ja tylko chcę, żeby nie spał. Zresztą, wedle mojego planu, powinien zerwać się
z łóżka i polecieć do tych drzwi… Pozwoli kobiecie czekać? To chyba nie w jego
stylu…?
-
Jak może tam stać, skoro leży obok?
-
Gdzie?! – Prawie podskoczyłam, oglądając się dookoła, ale na łóżku nie było
nikogo oprócz nas. Ee…? On ma jakieś halucynacje, ale to normalne, jeszcze się
nie obudził do końca.
-
A jaki masz kolor włosów, łosiu? - Otworzył oczy i spojrzał na mnie, w dość
dziwny sposób. A po co on właściwie o to pyta? A jakie ja mam włosy? No…
blondynką jestem, on nie widzi? Chyba się nie wyspał, mogłam go wcale nie budzić. No, ale musiałam, żeby wyszedł w porę. Bo
jakby go ktoś tu zobaczył?
-
No blond…. a co? - Przymrużyłam oczy, czekając na jego kolejną inteligentną
wypowiedź.
-Ale
głupia nie jesteś?
-
O co ci chodzi? - Spojrzałam na niego, nie rozumiejąc jego przesłań. Ma zły
humor, czy co? Tak trudno jest powiedzieć prosto z mostu, o co biega? Mamy dwudziesty
pierwszy wiek, teraz nie owija się w bawełnę. Można mówić wszystko co się chce,
chyba, że to jest wbrew prawu. Co on w ogóle odstawia…?!
-
Powiedziałaś że stoisz za drzwiami, a przecież leżysz tutaj! – Wyjaśnił
znacznie podniesionym głosem, tyle, że mnie jakoś to nie oświeciło. On chyba
coś źle zrozumiał… Może niewyraźnie mówię?
-
Przecież ja powiedziałam, że ładna blon… - zacięłam się, zdając sobie sprawę z
tego co powiedział on i co powiedziałam ja… Jakby to złączyć w jedną całość, to
wyszłoby, na to, że ja niby jestem tą blondynką co stoi za drzwiami, a tak
naprawdę leży koło niego… i to był chyba dla mnie komplement? Jakie to
pokręcone, mogłam powiedzieć, że brunetka tam stoi. Ale wtedy nie dowiedziałabym
się, że mu się podobam… No, ale to przecież oczywiste. Nie mogę się mu nie
podobać. AAAA…. To ja jestem ładną blondynką, o długich nogach i ślicznym
uśmiechu… ja mam długie nogi?!
-
No właśnie.
-
Głupek – skwitowałam, próbując ukryć uśmiech, który mimowolnie wpłynął na moją
twarz. Ba, nie tylko uśmiech, ale poliki niebezpiecznie zaczęły mnie piec. Czy
ja się rumienię?! Boże, nie… Alyson Carmen May, NIE.
Bo
on czasami tak, raczej nieumyślnie, mówi miłe rzeczy… Kurczę, on chce mnie zbajerować? Co on chciał
przez to powiedzieć…?
-
A może po prostu, Tom?
-
Tomi, uciekaj już, bo jeszcze ktoś postanowi mnie odwiedzić i…- zamilkłam
słysząc nagle pukanie do drzwi. Co za cudowne wyczucie, krzyżujące wszystkie
moje plany. - No właśnie…
-
Przecież ja nic złego nie robię, tylko sobie leżę…- stwierdził, wkładając ręce
pod głowę i przymknął z powrotem powieki. Ewidentnie tylko ja się przejmowałam
zaistniałą sytuacją.
-Tom,
no! Co będzie jak cię tu zobaczą?
-
Nic. Będą ci zazdrościli – wyszczerzył się do mnie, ale to wcale nie było zabawne.
A jak będziemy mieli jakieś problemy? Przecież jak się ktoś o tym dowie, to
będzie źle…
-
No bardzo śmieszne, weź się schowaj…
-
Super. Wejdę pod łóżko…
-Właź
gdziekolwiek, żeby cię tylko nie było widać!- Warknęłam przyciszonym głosem i
wstałam z łóżka, kierując się do drzwi. Zanim je otworzyłam, zerknęłam w stronę
chłopaka, żeby upewnić się czy go na pewno nie widać. On rzeczywiście wgramolił
się pod łóżko… Zaraz wybuchnę śmiechem! Ale opanujmy się, muszę otworzyć te
drzwi, bo człowiek się za stoi…
Odetchnęłam głęboko i złapałam za
klamkę, uprzednio przekręcając klucz w zamku. Otworzyłam je, a moim oczom
ukazał się uśmiechnięty Bill. Ta radość zapewne z mojego powodu, przecież nie
może być inaczej… Ej, czy ja nie przesadzam? Staję się powoli taka sama jak ten
Inteligent, zaczynam myśleć, że wszystko kręci się wokół mnie, dokładnie tak
jak on. Niedobrze… Za dużo jego towarzystwa, zdecydowanie.
-
Hej, Carmen. Nie obudziłem cię?
-
Nie, skąd. Ja już dawno nie śpię –
uśmiechnęłam się do niego słodko. Boże, jaki on jest … No nie umiem tego
określić. Taki inny… taki wyjątkowy, nadzwyczajny. Jak tak sobie na niego
patrzę, to aż mnie takie ciepło ogarnia… Żeby tak, każdy chłopak był taki
cudowny i wspaniały, miły, uprzejmy, słodki, radosny… ahh…
-
To dobrze. A widziałaś może… - Jego głos wyrwał mnie z krainy marzeń, do której
nie wiedzieć czemu odleciałam poniesiona przez swoją chorą wyobraźnię. Od razu
zapaliła mi się czerwona lampka, gdy przypomniałam sobie o Tomie.
-
Nie widziałam Toma! - Przerwałam mu, przewidując jego pytanie. Och, jak ja mogę
tak go okłamywać… On na to nie zasługuje. Jestem okropna, no nienawidzę siebie.
-
A skąd wiedziałaś, że chciałem zapytać, czy To…
-
Aaa!! Tutaj jest pająk! - Tym razem to pisk starszego Kaulitza przerwał
wypowiedź jego brata. Chłopak wyskoczył spod łóżka, jak oparzony. Obydwoje spojrzeliśmy
w jego stronę z wielkim szokiem. Myślałam, że go zabiję… Co za kretyn! Wszystko
zepsuł… i co teraz będzie? Boże… uduszę go! Teraz Bill będzie myślał, że jestem
fałszywa i w ogóle!
I
to ma być facet? Wystraszyć się małego pajączka!?
#
Siedzieliśmy w samochodzie, nikt
się nie odzywał. Gustav patrzył na nas dziwnym spojrzeniem, jakby chciał z
naszego zachowania wywnioskować co się stało. Właściwie to się nie stało nic.
Okłamałam Billa przez tego palanta i wszystko się wydało, również przez niego. Jest
mi cholernie głupio, bo uważałam młodszego Kaulitza za przyjaciela, on mnie
też… A z przyjaciółmi jest się szczerym. W dodatku, to wszystko tak głupio
wyglądało. Jego brat w moim pokoju, bez koszulki, w samych bokserkach… Dobrze,
że ja byłam ubrana. Ale to nie zmienia faktu, że mógł sobie coś pomyśleć, bo
niby dlaczego nie powiedziałam mu, że Tom u mnie jest? Nie ma to, jak zrobić
coś z niczego. Jak widać przychodzi mi to bardzo łatwo. Ale ja mu wszystko
wytłumaczę… mam nadzieję, że zrozumie. Ja przecież nie chciałam…
-
Ludzie, co się z wami dzieje? Czemu jesteście tacy przymuleni? Zaraz macie
wywiad weźcie się zmobilizujcie - David obrócił się w naszą stronę, uważnie
lustrując każdego z osobna… naprawdę, aż tak widać, że coś się stało? Przecież
nic się nie stało! - A po jutrzejszym koncercie, nie zgadniecie dokąd jedziemy!
- Ożywił się nagle, robiąc tajemniczą a jednocześnie radosną minę. Wszyscy spojrzeliśmy
na niego z wielkim zaciekawieniem, oczekując że zdradzi nam tą cudowną
wiadomość, o ile cudowna jest…
-
Dokąd? - W końcu odezwał się zniecierpliwiony Gustav, który był chyba najbardziej
zainteresowany, albo po prostu, najbardziej to okazywał.
-Do…
Polski!
-
Jak to?! – Wyskoczył nagle Bill, był wyraźnie zaskoczony, przynajmniej coś powiedział.
No właśnie… jak to do Polski? Tak nagle?
-
Normalnie. Wasi Polscy fani się zbuntowali i zrobili wam taką promocję, jakiej
jeszcze nie mieliście, dzięki temu mamy tam zaplanowane, aż trzy koncerty. Nie
mówiłem wam wcześniej, bo musiałem najpierw wszystko pozałatwiać - oznajmił
uśmiechnięty. Patrzyłam w niego jak zahipnotyzowana, nie wiem czemu coś
odtrącało mnie od tego kraju… Mój ojciec był po części Polakiem, jak byłam mała
i jeszcze mieszkałam z rodzicami, zdarzało się że tam jeździliśmy. Ale… ale
nienawidziłam tych wyjazdów, nienawidziłam ojca. I przez niego znienawidziłam
też mamę. Pamiętam ten dzień w którym po prostu miałam dość, gdyby nie Melanie,
pewnie byłabym nikim. Ona mnie ocaliła, to jest moja jedyna rodzina. Mam tylko
siostrę i będę sobie to wmawiała zawsze, tak długo jak będzie trzeba, bo ja nie
potrzebuję nikogo innego. Po co mi babcie, ciocie i inni z rodziny moich rodziców,
skoro ja dla nich nie istnieję. Nie pamiętam nawet jak się nazywają… Jedyne co
mi po nich zostało to nazwisko i to pieprzone imię, które mi nadali. Tyle bym
dała, żeby zapomnieć…