niedziela, 15 czerwca 2008

15. ' DebilMan.'

Otworzyłampowoli oczy, które natychmiast zostały porażone jasnymipromieniami słońca, świadczącymi o tym, że zapowiada się pięknyi ciepły dzień. I pewnie nie tylko z tego względu już z samegorana mam taki dobry humor, ciekawe kogo zobaczę jak spojrzę w bok?Głupie pytanie, no ale co? Może to był tylko sen, przecież różnerzeczy mogą dziać się w mojej głowie... ale myślmy realnie, coja sobie w ogóle wyobrażam? Wczoraj było słodko i kolorowo,a dzisiaj powinno wszystko wrócić do normy, jak zawsze. Boprzecież Kaulitz zawsze będzie Kaulitzem i raczej się nie zmieni.Jakby się tak głębiej zastanowić to pomimo tej jego, moimskromnym zdaniem, głupoty; nie potrafię go nie lubić... on chybamusi coś w sobie mieć, skoro jestem dla niego taka miła... niemoże, ale na pewno. Skoro tak dobrze go traktuję, musi mieć wsobie coś wyjątkowego, coś co sprawia że jego wszelkie wady niemają znaczenia...

A kto by wogóle pomyślał, że ja będę kiedykolwiek w ogóle wten sposób o nim myślała? Nigdy by mi to przez myśl nieprzeszło, przecież zawsze tak go nienawidziłam. Już jak gopoznałam, pokłóciliśmy się co najmniej z pięć razy wciągu pół godziny... mamy mocne charaktery, każde z naszawsze musi mieć rację... ja chyba jeszcze nigdy mu nieustąpiłam...

To jesttakie głupie i dziecinne, ale i tak dalej to robimy. Docinamy sobie,kłócimy się o byle co, a potem rozmawiamy ze sobą jakbynigdy nic...


Delikatniewstałam z łóżka, żeby go nie obudzić. Niech sobie śpi,póki może. I tak mamy jeszcze trochę czasu do dziewiątej, aja i tak już nie zasnę...

Zabierającswoje rzeczy skierowałam się do łazienki. Teraz dopiero żałuję,że nie noszę przy sobie kosmetyczki. Tak to już jest gdy niesłucha się starszej siostry. Melanie zawsze mówiła, żekobieta powinna mieć w torbie wszystko co najważniejsze. Ale wsumie, kosmetyki, nie są najważniejsze. Ja nie mam obsesji napunkcie wyglądu, więc właściwie dla mnie to nie problem, jedendzień bez makijażu. A nawet lepiej, będę taka naturalna...

Pokilkunastu minutach wróciłam do pokoju odświeżona i wdalszym ciągu zadowolona. Tom nadal spał, było dopiero po siódmej,więc usiadłam wygodnie na fotelu, który stał naprzeciwkołóżka, dzięki czemu mogłam się bezkarnie wpatrywać wśpiącego chłopaka. Uważnie obserwowałam każdy jego najmniejszygest podczas snu, robił takie słodkie minki... to było nawetciekawe zajęcie, tak siedzieć, nic nie robić, tylko się w niegopatrzeć... jak w obraz... z tym, że po jakimś czasie stawało sięto nudne... ale na szczęście inteligentny Tomuś w samą porę sięobudził...

Pięknieotworzył swoje czekoladowe ślepia i rozciągnął się, następniespoglądając w moją stronę...

Patrzyłam wniego jak zaczarowana, nie miałam przecież nic innego do roboty...

-długo jużtak siedzisz?- odezwał się w końcu, sprawiając tym samym, że sięocknęłam. Zamrugałam oczami i zmieniłam obiekt zainteresowań,żeby nie było, że mam jakąś obsesję na jego punkcie, bo w końcuto może wydać się trochę dziwne, jak tak cały czas będę sięna niego gapić. Jak jakaś napalona fanka...

-trochę...-mruknęłam- zaraz ósma.- od razu powiedziałam mu też któragodzina, uprzedzając tym samym jego pytanie. Przecież wiadomo, żezaraz by o to zapytał....

-yhym... toja pójdę się umyć.- oznajmił i podniósł się zeswojego legowiska, a następnie zniknął za drzwiami łazienki.

W pokojubyło tak dziwnie cicho, aż zaczynało mnie to przerażać. Już nielubię ciszy, ona jest taka przytłaczająca, za każdym razem dajemi do zrozumienia, że jestem sama. I czuję się jak jakaś maładziewczynka, która zagubiła się w wielkim mieście... albolesie... i nie ma nikogo, kto wskazałby mi drogę...

Bo janaprawdę się zgubiłam, już dawno... a tak cholernie trudno jestsię teraz odnaleźć, nawet nie mam na to czasu. Upływa dzień zadniem, co dziennie muszę coś robić, nie mam nawet czasu, żebywłaśnie usiąść sama, w ciszy i wszystko spokojnie przemyśleć...ja już chyba nie potrafię tak myśleć, nienawidzę ciszy!Nienawidzę...

-jestem.Możemy zejść na śniadanie...- w samą porę wyszedł z łazienki,już myślałam, że mi coś odbije, wtedy nie byłoby dobrze...

-nie jestemgłodna...

-Carmen, tysię żywisz powietrzem?- spojrzał na mnie z poważną miną,dziwne, ale jakoś nie zrozumiałam co miał na myśli... albo mi sięnie chciało...

-co?

-kolacjinie, śniadania nie, więc co ty jesz? Tylko obiad?

-jemwystarczająco dużo, nie musisz się martwić.- odwróciłamod niego wzrok. Po prostu nie jestem głodna, w ogóle o co muchodzi?

-nie możesznic nie jeść. Przecież figurę masz idealną, więc nierozumiem...

-dobra,zamknij się. Chodź już na to śniadanie.- burknęłam wstając zmiejsca. Wolałam już iść z nim na to śniadanie niż słuchaćgłupiego gadania. Idealna figura, on chyba nie myśli, że ja sięodchudzam... przecież nie jestem jakąś tam plastikową lalką...


#


Weszliśmydo windy, a za nami jeszcze jakaś pani. Przynajmniej czuję siębezpieczniej, gdy w pobliżu jest ktoś inny, to mi gwarantuje, żenie zostanę porwana przez Kaulitza na ostatnie piętro i...nowłaśnie... wolę nie myśleć co by było. W sumie to już sobie,to wyjaśniliśmy, ale te obawy będę miała już chyba zawsze... to jest głupie.

-jak ci sięze mną spało?- usłyszałam nagle szept koło ucha, aż całazadrżałam, chłopak objął mnie od tyłu i położył brodę naramieniu. Chyba mi się coś przesłyszało... co on w ogólerobi?!

Kobietastojąca przy wyjściu spojrzała na nas dziwnie, jakbyśmy popełnilijakieś przestępstwo. Nawet się nie dziwie, pewnie usłyszała toco ten idiota powiedział.

Odskoczyłamod niego jak oparzona, ah te jego cudowne rozczarowanie...

-ej... jamyślałem...

-to tylepiej nie myśl, Kaulitz.-przerwałam mu groźnie na niegospoglądając. Też mu się na czułości zebrało. I to jeszcze wwindzie. No ja go w ogóle nie rozumiem, czemu on jest takitrudny?!

Ten tylkowestchnął ze zrezygnowaniem i oparł się o ścianę, jednak nie nadługo bo zaraz musieliśmy wysiąść.

Już bezsłowa skierowaliśmy się do restauracji, tyle że do niej niedotarliśmy. Stanęłam jak słup, widząc zbliżającą się do nasgrupkę dziewczyn. Byłam pewna, że one są fankami Tokio Hotel... ico teraz będzie? Zjedzą mnie żywcem...

-Carmen, nochodź. Chyba się nie boisz?- cholera, przecież się boję. Tak, jasię boję jakiś dziewczynek. Super, co się ze mną porobiło...ale przecież ja zajęłam miejsce ich kochanego Georga i w dodatkujestem dziewczyną!

-Tom!- terazto już nawet nie mogę uciec. One stoją przed nami... a za mną?Ściana...- mogę autograf?- jedna z nich wyciągnęła kartkę idługopis, Tom uśmiechnął się uroczo i złożył swójpodpis. Dziewczyna nie była raczej Angielką, bo jej język niebrzmiał najlepiej... ja miałam tylko nadzieję, że mnie niezauważą... ale oczywiście, znając moje „szczęście”...

-a ty tokto?- spojrzała na mnie wrogo- chyba nie zastępujesz Georga?!

-Zastępuję.-odpowiedziałam twardo, już się przestałam bać. Ta dziewczynkamnie wkurza, nie podoba mi się jej ton. Co ona sobie wyobraża?!

-no chybażartujesz!- tym razem powiedziała to po francusku, najwyraźniejjej zasób słówek angielskich się wyczerpał...dobrze, że ja jestem na tyle uzdolniona i ją rozumiem, a nawetpotrafię odpowiedzieć.

-nieżartuję, coś się nie podoba?

-jakbyśzgadła. Konkretnie, to ty się nie podobasz. Nie wiedziałam, żeTokio Hotel mają taki gust... żeby przyjąć do zespołu takiecoś...- zmierzyła mnie swoim wzrokiem. Miałam ochotę ją uderzyć,ale powstrzymałam się. Tom nic nie rozumiał, tylko sięprzyglądał... pewnie sądził, że rozmawiamy sobie poprzyjacielsku... akurat... ja ją zaraz zabije!- ale dobra. Grajsobie na tej gitarze, tylko od chłopaków trzymaj się zdaleka.- dodała zanim zdążyłam odpowiedzieć. Tyle, że jeszczebardziej mnie wkurzyła... na ile mnie zamkną jak jej coś zrobię?

-niebędziesz mi mówiła co mam robić.- starałam się nad sobąpanować, co nie było wcale łatwe...

-niewyobrażaj sobie że możesz więcej niż ja. Tak naprawdę jesteśnikim. Trzymaj się od nich z daleka. W końcu masz tylko grać!

-masz pechadziewczynko.- uśmiechnęłam się ironicznie, co ją bardzozdenerwowało... przynajmniej tak mi się wydawało...

-nie podobami się, jak do mnie mówisz. Radzę, żebyś zmieniła ton.-rzekła oschle nie spuszczając ze mnie wzroku. Miałam wielkąochotę ją wyśmiać, przecież nie będzie mi groziła... to wogóle była groźba? Wszystko jedno, wystarczy, że mi sięnie spodobało.

-śmiesznajesteś, a do tego pusta.- stwierdziłam obojętnym tonemwyprowadzając ją tym samym z równowagi, bo już miała sięna mnie rzucić, jednak uniemożliwiła jej to szybka reakcja Toma,który szybko mnie zasłonił...

-koniec!Miło było, ale musimy już iść. Dowidzenia.- zakomunikowałzdumionej fance i pociągnął mnie za rękę w stronę restauracji.No pięknie zaczęłam z fanami, wiedziałam że tak będzie. Alemimo to czuję wielką satysfakcję, bo wygrałam... a do tego Tommnie obronił, ta dziewczynka może teraz płakać w poduszkę.Wredna jestem... ale muszę też dbać o siebie, a nie innych.Czasami trzeba być egoistą, bo można zginąć w tym świecie...


#


-popierwsze, już nigdzie nie wychodzicie SAMI! Po drugie, najlepiej nieoddalajcie się od hotelu w ogóle, a po trzecie won mi napróbę! Wieczorem koncert, a wy już zdążyliście sięzdekoncentrować, a w szczególności ty Carmen! Przecież totwój pierwszy raz, czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawęz powagi sytuacji? Od dzisiejszego występu zależy w jaki sposóbzostaniesz przyjęta przez fanów...- siedzieliśmy w milczeniui z wielką „uwagą” słuchaliśmy kazania Josta, oczywiście siętym nie przejęliśmy, każde z nas było zajęte swoimi myślami...-słuchasz mnie w ogóle!?- dopiero teraz spojrzałam namenadżera, bo chyba te słowa były skierowane do mnie...? Skinęłamtylko głową na potwierdzenie i posłałam mu niewinny uśmiech.Mężczyzna westchnął ciężko ze zrezygnowaniem, co oznaczałochyba, że już nie ma zamiaru dłużej marudzić... o jak dobrze...-Idźcie już na tą próbę, bo czuję, że nic nie wyjdzie ztego koncertu.

-nie łamsię stary, będzie dobrze.- klepnęłam go w ramię kierując się wstronę wyjścia, sama nie wiem dlaczego to zrobiłam... chyba sięnie obrazi za to, że go tak nazwałam? To taki impuls...

-hahaha...stary...dobre...- usłyszałam za sobą śmiech Toma, któryzaraz zamilkł widząc spojrzenie swojego menadżera. - no to myidziemy...

Wyszliśmy zpokoju. Tom coś mruczał pod nosem, albo raczej nucił jakąśpiosenkę... o ile można to tak nazwać... w każdym razie musi miećdobry humor, skoro w ogóle wydaje z siebie jakieś melodycznedźwięki...

-ej, to mymamy karę!- zatrzymał się nagle. I jeszcze uśmiechał sięgłupio, jakby miał powód do radości... spojrzałam na niegotak jak zawsze, czyli jak na ułomnego inteligenta...- fantastycznie,jakie to cudowne uczucie... jak ja dawno tak się nie czułem,normalnie powrót do dzieciństwa!

-uspokójsię, co? Odbiło ci już?

-oj, jużdawno mi odbiło, jakbyś nie zauważyła.- stwierdził poruszającbrwiami. No nic, tylko wybuchnąć śmiechem. To jest idiota, jakichmało. Super debil... o już wiem!

-ale za todobrze, że ty to zauważyłeś. Jestem z ciebie dumna i mam nawetdla ciebie specjalną nazwę...- wyszczerzyłam się do niego na samąmyśl o tym co stworzyłam w swojej mądrej główce...

-jaką?-zainteresował się. Mam nadzieję, że mu się spodoba...

-otóż,mój drogi... od dzisiaj jesteś DebilMan!- oznajmiłam zradością uważnie na niego patrząc i czekając na jakąśreakcję...

-hahaha....jesteś nienormalna....

-wiem. Ale,przyznaj że ci się podoba?

-ty?

-nie głupku!Nazwa, którą ci wymyśliłam...- palnęłam go w głowę.Lekko, żeby mu się tam nic poprzestawiało...

-aa.... nojasne. Jest taka „Carmelkowa”...


###

No, muszę powiedzieć, że nawet jestem zadowolona z tej części. Chyba dobrze jednak, że mi się wszystko skasowało, napisałam od nowa i to jest raczej lepsze od poprzedniej wersji xD
To chyba tyle, jakimś cudem nie mam już nic do powiedzenia ;]
pozdrawiam :*

3 komentarze:

  1. hahah, tomdebilman XD. ciesze sie, że w końcu doczekałam sie tej 15 części xdd. jezuu a te żabojady to niech sie kuźwa schowają Oo. chyba tyle mam do powiedzenia ;d. czekam na nextaa ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. ~wampirzyca :)15 czerwca 2008 20:27

    haha xDD fajna notka :)) pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkoda, że dziewczynki [jak to fajnie brzmi :D] nie widziały, ani, co gorsza, nie słyszały tego, co było w windzie, ani nie były w pokoju hotelowym. [Wiem - mam powtórzenia.] Określenie 'debil' mimowolnie kojarzy mi się z Billem. Ajć, ale do Toma też pasuje :)

    OdpowiedzUsuń