piątek, 15 sierpnia 2008

20. ' ...bo ci dredy zsiwieją.'

-a skąd wiesz, że marzę?- zmarszczyłam lekko brwi patrząc naniego.

-bo masz taką rozmarzoną minę...- stwierdził uśmiechając siępod nosem. - niech zgadnę! Pewnie wyobrażasz sobie mnie...

-o tak, na pewno.- przewróciłam oczami. On naprawdę myśli,że jest najlepszy... jeszcze trochę i zacznę w to wierzyć...przecież ma piękne oczy, zabójczy uśmiech... ale jego bratteż to ma. A jednak Bill mnie tak nie pociąga...

-żartowałem, ale skoro tak, to miło mi...- wyszczerzył się. Coza cwaniak. Przecież powiedziałam to z ironią... wiadomo, że onim nie myślałam... chyba, że ten chłopak o którymmarzyłam ma coś wspólnego z nim...?!

-czy ty musisz być taki pewny siebie? Zawsze dostajesz to czegochcesz?

-nie zawsze, ale często.

-to fajnie masz.- westchnęłam kładąc się na plecy. Bo jakbym jatak mogła dostawać to czego chcę... to byłoby wspaniale...

-a co? Też byś tak chciała?

-a kto by nie chciał mieć wszystko, czego zapragnie?

-a jakbyś mogła mieć wszystko, to co byś chciała?- spojrzał namnie z zaciekawieniem wymalowanym na twarzy...

-szczęścia i miłości... zero problemów...- odpowiedziałampo krótkiej chwili zastanowienia. Zerknęłam na niego,wlepiał we mnie swoje ślepia i myślał o czymś. Teraz to chyba onmarzył o niebieskich migdałach... oczy mu się tak pięknieświeciły, widziałam to choć było ciemno...

to trzeba być mną, żeby tak często zmieniać o kimś zdanie...

-kiedyś bym cię nie posądził o takie marzenia...

-zmieniłam się...

-tak, teraz już nie potrafisz mi się oprzeć, jak dawniej.-stwierdził z dumą.... wypada się śmiać? A może lepiej nie?

-a nie na odwrót, przypadkiem?- uśmiechnęłam się chytrzepod nosem. Od razu na mnie spojrzał. No, a co? Ja też potrafiędocenić siebie. Przecież to on całował mnie, a nie ja jego, więcto on nie może się oprzeć...

-możliwe, ale to działa raczej w obie strony.- przyznał, aspodziewałam się innej odpowiedzi... ale to nie znaczy, że z tejnie jestem zadowolona. Bo podoba mi się, że potrafi się przyznaćdo swoich słabości. Bo to jest chyba jakaś słabość?

-e.. wiesz... zmieńmy może temat..- zaproponowałam widząc jegodziwny wzrok, jakim na mnie patrzył... jak jakiś dzikus, czy coś...jeszcze się na mnie rzuci i zje...aaa! Może zacznę uciekać? Ja tusobie żartuje a nadal nie wiem co z moją siostrą. Znowu o niejzapomniałam... wiem, że jestem okropna. Ale gdybym tak siedziała isię zamartwiała to i tak by nie pomogło. Wolę o tym nie myśleć,co nie znaczy że nie jest to dla mnie ważne...

-to może się prześpij i tak nie ma sensu żebyś siedziała, jakbyco to cię obudzę.

-Tom, zostaniesz ze mną, nie?

-no jasne, już się przyzwyczaiłem że nie śpię sam...

-ja też. - stwierdziłam przesuwając się w stronę okna aby zrobićmu więcej miejsca. Dobrze, że w tym hotelu są duże łóżka...

Więc może być dobrze. A ja tak na niego narzekam...


Leżałam na boku obrócona w stronę okna, chciałam zasnąć,ale nie mogłam. Może to ta świadomość, że Tom leży tak bliskonie pozwalała mi spać? Bo leżał bardzo blisko, nawet bardziej niżbardzo... nie przeszkadzało mi to. Można powiedzieć, że lubięgdy dzielą nas zaledwie milimetry...

Tyle się między nami zmieniło, nie mogłabym już mówić onim jak o swoim wrogu. On sam bez mojej zgody wtargnął do mojegożycia przekraczając wszystkie granice i chyba nie ma zamiaru sięwycofać. Przywiązałam się do niego i wbrew pozorom zależy mi,choć raczej bym się do tego nie przyznała... nie mam odwagipowiedzieć, że kogoś lubię bardziej niż powinnam...

Jak teraz sobie tak myślę, to chciałabym, żeby było już takzawsze. Żeby on zawsze był przy mnie...

Mogę nawet przestać tak często zmieniać o nim zdanie, bo nawetgdybym powiedziała o nim jak najgorzej to i tak w środku jest jednoi stałe uczucie.

A czy jest taka możliwość, aby łączyło nas coś więcej?


Prawie zleciałam z łóżka słysząc dźwięk mojejkomórki... od razu wszystkie myśli wróciły do jednejosoby, czyli mojej siostry. Chwyciłam za telefon i odczytałamwiadomość, która przyszła z nieznanego mi numeru...

Carmen,wszystko jest w porządku. Nie martw się o mnie, nic mi nie jest.Zadzwonię jutro. Melanie.”

Poczułam się jakby kamień spadł mi z serca. Zniknęły wszystkiesmutki, problemy... wiedziałam, że już wszystko jest dobrze.

-co się stało?- Tom podparł się na łokciach i spojrzał na mniez zapytaniem. Teraz wszystko wydawało się takie piękne, nawet jegooczy były piękniejsze niż zwykle... radość mnie wręczroznosiła...

-nic jej nie jest!- rzuciłam się na niego, mocno go ściskając...mogłabym go nawet pocałować, ale już się opanowałam. Co on bysobie pomyślał?

-mówiłem, że będzie dobrze..- wymruczał ledwiedosłyszalnie. Nic dziwnego skoro go przygniatałam, ale co tam.Teraz mogę wszystko. Bo co mi jeszcze do szczęścia potrzebne?

-przepraszam, że byłam dla ciebie taka niemiła... - oderwałam sięw końcu od niego i mógł odetchnąć. A mi się zebrało naprzeprosiny. No cóż, kiedyś trzeba.

-a ja byłem miły?

-to nie ma znaczenia. Po prostu przepraszam i tyle.

-super, nie ma sprawy. A mogę cie pocałować?- zaskoczył mnietotalnie tym pytaniem. On mnie czasami stawia w kłopotliwychsytuacjach. Jak się zgodzę to naprawdę wyjdzie na to, że jestemuległa i nie potrafię mu się oprzeć, a jak się nie zgodzę tobędzie wbrew mojej woli, bo ja akurat nie mam nic przeciwko.

Aż samo się na język ciśnie : „ Jak trudno jest być mną”...

-zaraz, zaczekaj muszę się zastanowić.- rzekłam z poważną miną.Specjalnie go tak przetrzymywałam w tej niepewności, choć domyślamsię że był pewien iż się zgodzę. Ja też nie mam zamiaru gorozczarowywać, a nawet więcej...

Nie będę sobie odbierała tej przyjemności, skoro jestem takaszczęśliwa i właściwie mogę wszystko. A Tom przecież całujeznacznie lepiej niż jego brat, mało tego, całuje lepiej niżktokolwiek do tej pory...

-już?

-zastanowiłam się i nie wiem, dlaczego pytasz mnie, czy możeszmnie całować?

-to tak z grzeczności. Więc co, mogę?- uśmiechnął się niespuszczając ze mnie wzroku. Czy będzie coś w tym złego jakpowiem, że może mnie całować kiedy chce bez pytania? Możepowinnam to przemyśleć? Nie. Przecież to nic takiego. Ale jestempodekscytowana, jeszcze nikt nie pytał mnie o pozwolenie w takichsprawach...

-więc możesz i nie musisz nigdy oczekiwać mojej zgody.- oznajmiłamwlepiając w niego, swoje jakże spragnione spojrzenie.

-no to nie będę.- stwierdził przyciągając mnie do siebie. Niemusiałam wcale długo czekać, żeby w końcu zatopić się w jegorozgrzanych wargach...


#


Ponieważ okazało się, że mojej siostrze nic nie jest,przynajmniej tak ona twierdzi, nie było powodu, aby odwoływaćtrasę w Polsce. Czyli jednak chcąc czy nie, będę musiała jechaćdo tego kraju i walczyć ze wspomnieniami związanymi z moimirodzicami... ale nie. To nie są moi rodzice. Powiedzmy, że byłymiopiekunami. Nie potrafię ich inaczej nazwać. Życie zmusza dorobienia wielu rzeczy, niekoniecznie chcianych... ja też nieżyczyłam sobie, aby moi rodzice całe życie traktowali mnie jak,co najmniej, obcą osobę. Tak było, dlatego też nie mam już znimi żadnego kontaktu i nie chcę mieć. Nawet jak o nich myślę tomi słabo.

Ale po co mam sobie zaprzątać głowę przeszłością? Liczy sięto co jest teraz. A teraz jemy obiad i wieczorem wyjeżdżamy z tegopięknego miasta miłości. Byliśmy tu tylko kilka dni, a ja sięczuję jakby to był co najmniej miesiąc. Tyle się wydarzyło... jednak nie będę nad tym dumała, to nie miałoby sensu. Możekiedyś wrócę do tych chwil, jak do miłych wspomnień.Jedynych miłych, które mam w swoim życiu... a moje życietrwa właściwie od dwóch, może trzech lat sama już niepamiętam kiedy zostawiłam „rodzinę” i przyszłam z nadziejąna ratunek do siostry... w każdym razie nie żałuje. Bo teraz mogęspełniać swoje marzenia i być szczęśliwa.


-do wieczora jeszcze trochę czasu, może pójdziemy zwiedzićokolice i porobimy jakieś zdjęcia?- zaproponował Tom spoglądającna wszystkich, a na końcu na mnie. Jost zgromił go spojrzeniemjakby popełnił jakieś przestępstwo. No tak, chyba zapomniał, żemamy „szlaban” na jakiekolwiek wyjścia, po ostatniejwycieczce... ale to nie nasza wina, że się zgubiliśmy...

-to może zakupy?

-Tom, zapomniałeś już, co mówiłem na temat twoich wypadówna miasto?

-no, ale ja muszę sobie kupić...to... no te...- zaczął dukaćpróbując zapewne wymyślić coś oryginalnego, co pozwoliłobymu opuścić hotel.- zabezpieczenie!- okrzyknął nagle, aż wszyscygoście spojrzeli na niego bardzo dziwnie. Ja natomiast tylko sięzakrztusiłam, również zwracając tym na siebie uwagę.-chyba nie chcesz, żebym został ojcem. Wiesz co to by było?

-ekhm...- menadżer odchrząknął nieznacznie, chyba nie bardzowiedząc co ma powiedzieć. No ja nie mogę, on tyle z nimi pracuje ijeszcze nie zwariował. No podziwiam go, nie ma co.- wyślę kogośpo to twoje zabezpieczenie, choć na pewno nie będzie ci potrzebne.-stwierdził. No nie dał się na to złapać. Mądry Jost.- a wy itak nigdzie nie wyjdziecie, aż do wieczora.- dodał zanim Kaulitzzdążył otworzyć usta, aby dalej walczyć o swoje.

-to ja dziękuję, idę do siebie...- oznajmiłam wstając z krzesła.

-ale ty prawie nic nie zjadłaś. David powiedz jej coś!-zbulwersował się dredziarz patrząc wyczekująco na menadżera. Janaprawdę nie rozumiem o co mu chodzi z tym jedzeniem. Czepia sięjak rzep psiego ogona. Nie moja wina, że nie jestem głodna. Tochyba lepiej, przynajmniej nie będę gruba...

-co jej mam powiedzieć? Przecież wiadomo, że ona nie zje tyle coty, bo jest kobietą.

-no właśnie.- posłałam mu wdzięczny uśmiech, ale na tym sięoczywiście skończyć nie mogło. Przecież on musi zawsze postawićna swoim.

-no jasne, ale ona prawie wcale nie je. Niedługo zostaną z niejsama skóra i kości. I kto wtedy będzie grał?

-Kaulitz, opanuj się!- fuknęłam na niego, nie mogąc już słuchaćtych bzdur. Przecież nie będę jadła na siłę. Co on w ogóleodstawia?- jem tyle ile powinnam, nie martw się bo ci dredyzsiwieją.- skwitowałam i zasuwając za sobą krzesło wyszłam zrestauracji. Jeszcze usłyszałam śmiech Gustava, dla któregonajwyraźniej ta cała sytuacja była bardzo zabawna. Ja jednak taktego nie odbieram, nie lubię, gdy ktoś zwraca mi uwagę w kwestiijedzenia. To chyba moja sprawa ile jem, czy nie? Rzeczywiście możejem mało, ale to pewnie przez ten klimat i stres... jak się skończytrasa, wszystko wróci do normy. I wtedy pokażę temuważniakowi, że potrafię zjeść więcej niż on...


###


Jestem chyba beznadziejna. szczerze to nie miałam pojęcia, że dzisiaj mija trzy lata odkąd można było usłyszeć Durch Den Monsun... ekhm... no cóż... w każdym razie miło było cofnąć się w czasie i zobaczyć Billa w starej fryzurce ;D Ale z drugiej strony, gdy inne fanki szalały na ich punkcie ja jeszcze należałam do tej grupy anty ;]

A tak w ogóle, to ja się już pogubiłam w tym wszystkim i nie mam pojęcia kogo miałam informować o notkach a kogo nie... więc jeżeli komuś zależy, a opisy na gadu mu nie wystarczają to proszę o przypomnienie ;]

Następna notka chyba we wrześniu... o Ich urodzinach raczej będę pamiętała, aż tak okropna nie jestem ;D

pozdrawiam ;*


piątek, 8 sierpnia 2008

19. ' Mam delikatne dłonie?'

Stałamprzed hotelem i z załzawionymi oczami patrzyłam jak policja wpychaHerego do radiowozu. Te łzy wcale nie były z jego powodu. Bałamsię o Melanie. Ten człowiek jest zdolny do wszystkiego, a jeżelijednak jej coś zrobił? Od dwóch dni nie mam z nią żadnegokontaktu. Jej telefon nie odpowiada od chwili, kiedy do niejzadzwoniłam, a ona nie miała czasu i obiecała, że oddzwoni. Aletego nie zrobiła. Wiedziałam, że nigdy nie może być dobrze.Zawsze musi być jakiś problem. Aż nie chce się żyć. Ciągłyból i cierpienie, co ja takiego zrobiłam? Naprawdęzasłużyłam sobie na to wszystko? Tylko czym...?

Poczułamfalę zimna ogarniającą moje ciało. Cała fascynacja dzisiejszymkoncertem wypłynęła ze mnie w chwili kiedy zobaczyłam twarz tegodrania. Nawet najpiękniejsze chwile mogą przestać miećjakiekolwiek znaczenie w takiej sytuacji. Już mi się nie chciało,dosłownie, nic robić. Mogłabym usiąść na krawężniku i taksiedzieć całe życie nie zważając na nic...może wtedy miałabymspokój?

-Carmen, wporządku?- wzdrygnęłam się, czując na swoim ramieniu ciepłądłoń Kaulitza. I jeszcze ten jego głos, taki spokojny i opanowany,aż wylewa się z niego gorąc...

I co ja mammu powiedzieć? Przecież on nic nie rozumie... nie ma pojęcia jakto jest nie wiedzieć co się dzieje z bliską ci osobą. Czy jemu wogóle na kimkolwiek zależy? Wątpię. Jedynie na samym sobie.Jak zawsze.

Skinęłamtylko głową na potwierdzenie. W końcu nic mi nie jest. Tylkodręczą mnie te idiotyczne myśli. Zakładam ten najgorszyscenariusz, choć może zupełnie niepotrzebnie. Ale skąd mampewność, że nic jej nie jest, albo że jest przeciwnie?

-chodź dohotelu, musisz odpocząć.- objął mnie niepewnie i poprowadził dobudynku, jakbym miała się sama zgubić. Od kiedy on się zrobiłtaki troskliwy? Ktoś go zaczarował, czy co? No i dlaczego on niemoże być taki zawsze? A może po prostu udaje... tylko już samanie wiem kiedy. Czy wtedy, gdy jest taki kochany, czy gdy jest takiodważny i pewny siebie...?

-nie chcęiść do pokoju...- zatrzymałam się nagle. Przecież dalej nie wiemco z Melanie... jak on nie powie policji, gdzie ona jest? Co wtedy?-muszę zaczekać na jakąś wiadomość...

-przecieżjak się czegoś dowiedzą to cię powiadomią. Nie ma sensu, żebyśtu siedziała...

-ale ja itak nie zasnę...- powiedziałam cicho, ocierając kilka łez, któremimowolnie spłynęły po mojej twarzy. Nie chciałam płakać. A napewno nie przy nim.

-jutrowyjeżdżamy, musisz odpocząć...- stwierdził patrząc na mnieuważnie. Uniosłam na niego swój nieco przestraszony wzrok.Ja nie mogę jutro nigdzie jechać... ja muszę znaleźć siostrę...jeżeli się nie dowiem co z nią jest, to wrócę do Niemiecbez względu na wszystko. Jestem skłonna nawet odejść z zespołu...Melanie jest dla mnie ważniejsza.

-nie. Ja niepojadę, nie wiedząc czy z nią wszystko w porządku..- wyszeptałamdrżącym głosem. Teraz to ja mogłam dostrzec na jego twarzyprzerażenie. No, tak... przecież beze mnie nie mogą grać...

-zostawisznas?

-Melaniejest dla mnie ważniejsza. To moja siostra. I przykro mi, że to ciętak dziwi. Przecież ty też masz brata. Co byś zrobił, gdybyś nicnie wiedział o Billu?

-bym goszukał...

-no właśnie!A ja nie mogę nic! Muszę tylko czekać, aż ta cholerna policjałaskawie się coś dowie i mnie o tym powiadomi! A ja w tym czasieoczywiście mam grzecznie spać i odpoczywać!- podniosłam głos niewytrzymując już emocji, które dusiły się we mnie odkąddowiedziałam się o Melanie.

-spokojnie,przecież wszystko będzie dobrze. Na pewno nic jej nie jest...

-a jak tenbydlak coś jej zrobił!?

-nic jej niezrobił, nie myśl tak.

-ale niepotrafię inaczej! To moja jedyna siostra... nie mogę jej stracić...mam tylko ją!

-Carmen!Tom! Co się stało!?- z windy wyskoczył Bill od razu podbiegającdo nas z wielkim przejęciem... wiem, że on mnie na pewno zrozumie.Tylko on to potrafi. Potrafi mnie wesprzeć i pomóc, samąswoją obecnością. Jako jedyny też umie do mnie dotrzeć...

-nie wiemyco się dzieje z Melanie, jakiś pajac groził Carmen. - Tom wyjaśniłkrótko bratu całe wydarzenie. Ja sama nie miałam na tosiły... potrzebowałam teraz czyjegoś ciepła i pragnęłam znowuusłyszeć to cholerne „będzie dobrze”... żeby ktoś mi topowtarzał tyle razy, aż uwierzę...

-cholera...trzeba powiedzieć Davidowi, nie możemy nigdzie jechać w takiejsytuacji...- czarny zastanowił się chwilę. Na jego twarzy malowałsię niepokój i wielka troska, wszystko to czego brakowałoteraz Tomowi. Jak oni mogą się od siebie, tak bardzo, różnić?

-jak to?! Mamy odwołać trasę w Polsce?!

-no, a jak ty to sobie wyobrażasz, Tom?- Bill był wyraźniezbulwersowany zachowaniem brata. Mnie to jakoś nie dziwiło. Chybaprzyzwyczaiłam się już, że on jest taki obojętny... i dlaczegoja lubię takiego zimnego, beztroskiego egoistę? Jestem jakaśdziwna...

-no...e.. nie wiem... ale przecież fani będą zawiedzeni... tyle nato czekali... nie wiem...- zaczął dukać coraz bardziej gubiąc sięw słowach, gdy czarny patrzył na niego jakby chciał go zabić.- nodobra, masz racje przecież...

-no właśnie. Więc, idź opowiedz wszystko Jostowi. A ja zaprowadzęCarmen do pokoju.- oznajmił ze spokojem w głosie i złapał mnie zarękę ciągnąc w stronę windy.

-a jak ja chciałem ją zaprowadzić, to w ogóle nie byłomowy...- burknął pod nosem podążając za nami... nie skomentujętego. Nie chce mi się... czuję się jakby życie ze mnie uszło...czy to możliwe?


#


Czas dłużył się niemiłosiernie. Z każdą minutą wydawało misię, że ktoś zabiera mi tlen, abym nie mogła oddychać.Siedziałam na łóżku i nerwowo obracałam telefon wdłoniach, czekając na jakikolwiek sygnał, albo od siostry albo odpolicji. Ale nic. Nikt się nie odzywa. Zaraz coś mnie trafi, jakniczego się nie dowiem. !

Ścisnęłam mocno telefon w ręce, jakbym chciała z niego cośwycisnąć... najlepiej zmusić, żeby zadzwonił...

Teraz chyba wiem, że życie to nie zabawa. Nie można sobie byćtakim zwyczajnym egoistą i się niczym nie przejmować... więc jakTom to robi? On naprawdę potrafi tak doskonale dusić w sobie tewszystkie uczucia i emocje?

A czy ja w takiej chwili naprawdę muszę o nim myśleć!? Muszę.Muszę myśleć o czymkolwiek, byle tylko nie o tej całej sprawie zMelanie... a jak myślę o nim, to tak jakoś zaczynam się złościćże on jest taki zimny i zapominam, że czekam na telefon w sprawiesiostry...

spojrzałam w stronę drzwi, które właśnie się otworzyły.Nie, to nie był żaden policjant ani ktokolwiek, kto mógłbyprzynieść dobrą wiadomość. To był po prostu Kaulitz. On możeprzynosić jedynie złe wiadomości.

-Bill pyta, czy czegoś nie potrzebujesz?- no przepraszam, czy ja mamteraz wstać i się roześmiać? Czy on w ogóle wie jak tobrzmi? I że niby ja mam w to uwierzyć? Dobre sobie. Jestem jużdoświadczona w takich tekstach i doskonale wiem, że Bill o nic niepyta, bo gdyby tak było to nie wysyłałby tego osła, ale sam bysię pofatygował i przyszedł zapytać.

-potrzebuję.- burknęłam ze złością, ale za bardzo mi to niewyszło. No nie potrafię się teraz złościć...

-ee... czego?

-ee, mojej siostry- „inteligentne” pytanie, „inteligentna”odpowiedź. O.

-jakbym wiedział gdzie ona jest to przyniósłbym ci ją narękach.- zamknął drzwi i wszedł do środka. Oho, widzę postępy...

-oh, ale to za duży wysiłek. Przecież twoje delikatne dłonie...-ironizowałam tak bardzo, jak tylko potrafiłam... trzeba sobie jakośpoprawić humor, nie? Co z tego że jego kosztem. Zasłużył sobie.Nawet nie potrafi wesprzeć człowieka w trudnej sytuacji. Dla niegoto nic wielkiego... co tam, przecież mi tylko siostra zaginęła...

-mam delikatne dłonie?- zmarszczył brwi podchodząc bliżej.Przynajmniej mogłam go widzieć, bo z daleka to nie bardzo. W pokojunie było zbyt jasno, gdyż był wieczór a ja nie zapalałamświatła, a więc jedyna jasność dochodziła przez odsłonięteokno... a że słońce już prawie zaszło, to wiadomo, że niewielewidać...-nie wiedziałem.-zostawiłam to bez komentarza. Jużodechciało mi się nad nim znęcać. Tak po prostu odeszła miochota...

-a tak na serio, to Bill powiedział mi, że zasnęłaś...

-więc co ty tutaj robisz?- zapytałam starając się aby mójton głosu był niemiły... Tak naprawdę to oszukałam Billa, niechciałam, żeby siedział ze mną cały czas i się martwił...

-wiedziałem, że i tak nie śpisz.- stwierdził z przekonaniem,jakby to było zupełnie normalne. Czy on myśli, że mnie dobrzezna? O nie, na pewno mnie dobrze nie zna... nie zna mnie, prawda?

-skorzystałeś z usług jasnowidza?

-nie musiałem.- on mnie denerwuje. Dlaczego cały czas jest takipewny siebie i taki spokojny... no, nawet nie wie jakie towkurzające!

-sorry, że tak zareagowałem dzisiaj na to wszystko. Rozumiem, żetwoja siostra jest ważniejsza...-ta jasne... już mu wierze...pff.Nie jestem głupia. Pewnie ktoś mu kazał mnie przeprosić... a pozatym co to ma być „sorry”?! No ja dziękuję, za takieprzeprosiny. Niech se to zostawi dla siebie.

Nic mu nie odpowiedziałam tylko odwróciłam głowę w stronęokna.

Niebo było piękne... błękit zmieszany z pomarańczą... i jeszczete chmurki... jak cukrowa wata... cudo...

-potrzebujesz czegoś? Mogę coś dla ciebie zrobić?

-o tak... wyjdź...- powiedziałam, choć nie do końca byłam tegopewna... przecież przy nim tak się nie zadręczam... nawetzapomniałam o wszystkim na moment... ale, nie... on jest fałszywy.Nie zasługuje, aby ze mną rozmawiać. Wolę być sama...- no idźsobie...- mruknęłam spuszczając wzrok i wpatrując się w pościel.Dopiero teraz wstał, jakby te pierwsze słowa do niego niedotarły...

Jak tak odszedł, to zrobiło mi się chłodno...nie, no... okropniesię czuje... nie chcę być sama! Nienawidzę tej pieprzonejsamotności!

-albo nie!- krzyknęłam zanim zdążył otworzyć drzwi- zostań...zemną...tutaj...proszę...

-zaświecić światło?-zapytał jak gdyby nigdy nic...chyba za to golubię...

-nie, zamknij tylko drzwi i usiądź tutaj...koło mnie...- czy janie jestem za delikatna? Albo raczej za słodka? Ale co tam... raz najakiś czas mogę sobie pozwolić... nie będę oszukiwała samąsiebie. Potrzebuję teraz czyjejś bliskości, a że on jest podręką... jakby wyszedł to bym się chyba rozpłakała i być możewyskoczyła z okna... no bo co mi pozostało? Boże, czy ja sięużalam nad sobą? Chyba przekroczyłam już wszelkie granice iprzestałam zwracać uwagę na żadne zasady, którymi niegdyśsię kierowałam. Co się ze mną dzieje? Staczam się? Toniemożliwe... nie ja... nie Carmen May... nie, no.. przysięgam, żezmienię to głupie nazwisko, a jeżeli się nie uda, to wostateczności wyjdę za mąż... znajdę sobie jakiegoś dobrzeustawionego chłopaka z porządnym nazwiskiem. Aleczy ja wiem... Prawdę mówiąc nigdy nie zastanawiałam sięnad jakimś poważnym związkiem, właściwie to... jeszcze niemiałam chłopaka... zawsze byłam sama bo tego chciałam, uważałam,że nikogo nie potrzebuję. Nienawidziłam patrzeć jak te dziewczynykleją się do każdego chłopaka, a tak naprawdę nic do siebie nieczuli. Byli ze sobą, bo byli. To nie dla mnie... ale teraz dochodzędo wniosku, że potrzebuję właśnie tego, czego tak bardzo nieznosiłam. Ja jednak, dodałabym do tego jeszcze, choć odrobinę,prawdziwej miłości... żeby te przytulanki i całowanie nie było otak, o. Jestem wymagająca i potrzebuję czegoś więcej, ale ja teżpotrafię dawać...

Tylko gdzie tu znaleźć odpowiedniego partnera, skoro wszyscy patrząna wygląd... a chociaż nie jestem najbrzydsza, zależy mi żebychłopak dostrzegł we mnie coś więcej...

Może i mi się zdarza patrzeć na wygląd, ale to nie znaczy, żenie zwracam uwagi na wnętrze...


-o czym tak marzysz?- dopiero teraz zauważyłam, że Kaulitz siedziobok i uważnie mi się przygląda. Zapomniałam o nim... -albo okim?...


###


I znowu wróciłam wcześniej, ale tym razem z powodu choroby. Jednak mnie dopadła ;/ Ale mam nadzieję, że do poniedziałku się wyleczę.

Korzystam z okazji, że się lepiej poczułam i publikuję ;] Cały czas przypominam, aby wpisywać się do księgi gości, jeżeli kogoś brakuje w linkach ;)

I witam nową czytelniczkę ;) Bardzo mi miło, że pojawia się jeszcze ktoś nowy, kto to czyta ;D

Dziękuję wam i pozdrawiam :*