-a skąd wiesz, że marzę?- zmarszczyłam lekko brwi patrząc naniego.
-bo masz taką rozmarzoną minę...- stwierdził uśmiechając siępod nosem. - niech zgadnę! Pewnie wyobrażasz sobie mnie...
-o tak, na pewno.- przewróciłam oczami. On naprawdę myśli,że jest najlepszy... jeszcze trochę i zacznę w to wierzyć...przecież ma piękne oczy, zabójczy uśmiech... ale jego bratteż to ma. A jednak Bill mnie tak nie pociąga...
-żartowałem, ale skoro tak, to miło mi...- wyszczerzył się. Coza cwaniak. Przecież powiedziałam to z ironią... wiadomo, że onim nie myślałam... chyba, że ten chłopak o którymmarzyłam ma coś wspólnego z nim...?!
-czy ty musisz być taki pewny siebie? Zawsze dostajesz to czegochcesz?
-nie zawsze, ale często.
-to fajnie masz.- westchnęłam kładąc się na plecy. Bo jakbym jatak mogła dostawać to czego chcę... to byłoby wspaniale...
-a co? Też byś tak chciała?
-a kto by nie chciał mieć wszystko, czego zapragnie?
-a jakbyś mogła mieć wszystko, to co byś chciała?- spojrzał namnie z zaciekawieniem wymalowanym na twarzy...
-szczęścia i miłości... zero problemów...- odpowiedziałampo krótkiej chwili zastanowienia. Zerknęłam na niego,wlepiał we mnie swoje ślepia i myślał o czymś. Teraz to chyba onmarzył o niebieskich migdałach... oczy mu się tak pięknieświeciły, widziałam to choć było ciemno...
to trzeba być mną, żeby tak często zmieniać o kimś zdanie...
-kiedyś bym cię nie posądził o takie marzenia...
-zmieniłam się...
-tak, teraz już nie potrafisz mi się oprzeć, jak dawniej.-stwierdził z dumą.... wypada się śmiać? A może lepiej nie?
-a nie na odwrót, przypadkiem?- uśmiechnęłam się chytrzepod nosem. Od razu na mnie spojrzał. No, a co? Ja też potrafiędocenić siebie. Przecież to on całował mnie, a nie ja jego, więcto on nie może się oprzeć...
-możliwe, ale to działa raczej w obie strony.- przyznał, aspodziewałam się innej odpowiedzi... ale to nie znaczy, że z tejnie jestem zadowolona. Bo podoba mi się, że potrafi się przyznaćdo swoich słabości. Bo to jest chyba jakaś słabość?
-e.. wiesz... zmieńmy może temat..- zaproponowałam widząc jegodziwny wzrok, jakim na mnie patrzył... jak jakiś dzikus, czy coś...jeszcze się na mnie rzuci i zje...aaa! Może zacznę uciekać? Ja tusobie żartuje a nadal nie wiem co z moją siostrą. Znowu o niejzapomniałam... wiem, że jestem okropna. Ale gdybym tak siedziała isię zamartwiała to i tak by nie pomogło. Wolę o tym nie myśleć,co nie znaczy że nie jest to dla mnie ważne...
-to może się prześpij i tak nie ma sensu żebyś siedziała, jakbyco to cię obudzę.
-Tom, zostaniesz ze mną, nie?
-no jasne, już się przyzwyczaiłem że nie śpię sam...
-ja też. - stwierdziłam przesuwając się w stronę okna aby zrobićmu więcej miejsca. Dobrze, że w tym hotelu są duże łóżka...
Więc może być dobrze. A ja tak na niego narzekam...
Leżałam na boku obrócona w stronę okna, chciałam zasnąć,ale nie mogłam. Może to ta świadomość, że Tom leży tak bliskonie pozwalała mi spać? Bo leżał bardzo blisko, nawet bardziej niżbardzo... nie przeszkadzało mi to. Można powiedzieć, że lubięgdy dzielą nas zaledwie milimetry...
Tyle się między nami zmieniło, nie mogłabym już mówić onim jak o swoim wrogu. On sam bez mojej zgody wtargnął do mojegożycia przekraczając wszystkie granice i chyba nie ma zamiaru sięwycofać. Przywiązałam się do niego i wbrew pozorom zależy mi,choć raczej bym się do tego nie przyznała... nie mam odwagipowiedzieć, że kogoś lubię bardziej niż powinnam...
Jak teraz sobie tak myślę, to chciałabym, żeby było już takzawsze. Żeby on zawsze był przy mnie...
Mogę nawet przestać tak często zmieniać o nim zdanie, bo nawetgdybym powiedziała o nim jak najgorzej to i tak w środku jest jednoi stałe uczucie.
A czy jest taka możliwość, aby łączyło nas coś więcej?
Prawie zleciałam z łóżka słysząc dźwięk mojejkomórki... od razu wszystkie myśli wróciły do jednejosoby, czyli mojej siostry. Chwyciłam za telefon i odczytałamwiadomość, która przyszła z nieznanego mi numeru...
„Carmen,wszystko jest w porządku. Nie martw się o mnie, nic mi nie jest.Zadzwonię jutro. Melanie.”
Poczułam się jakby kamień spadł mi z serca. Zniknęły wszystkiesmutki, problemy... wiedziałam, że już wszystko jest dobrze.
-co się stało?- Tom podparł się na łokciach i spojrzał na mniez zapytaniem. Teraz wszystko wydawało się takie piękne, nawet jegooczy były piękniejsze niż zwykle... radość mnie wręczroznosiła...
-nic jej nie jest!- rzuciłam się na niego, mocno go ściskając...mogłabym go nawet pocałować, ale już się opanowałam. Co on bysobie pomyślał?
-mówiłem, że będzie dobrze..- wymruczał ledwiedosłyszalnie. Nic dziwnego skoro go przygniatałam, ale co tam.Teraz mogę wszystko. Bo co mi jeszcze do szczęścia potrzebne?
-przepraszam, że byłam dla ciebie taka niemiła... - oderwałam sięw końcu od niego i mógł odetchnąć. A mi się zebrało naprzeprosiny. No cóż, kiedyś trzeba.
-a ja byłem miły?
-to nie ma znaczenia. Po prostu przepraszam i tyle.
-super, nie ma sprawy. A mogę cie pocałować?- zaskoczył mnietotalnie tym pytaniem. On mnie czasami stawia w kłopotliwychsytuacjach. Jak się zgodzę to naprawdę wyjdzie na to, że jestemuległa i nie potrafię mu się oprzeć, a jak się nie zgodzę tobędzie wbrew mojej woli, bo ja akurat nie mam nic przeciwko.
Aż samo się na język ciśnie : „ Jak trudno jest być mną”...
-zaraz, zaczekaj muszę się zastanowić.- rzekłam z poważną miną.Specjalnie go tak przetrzymywałam w tej niepewności, choć domyślamsię że był pewien iż się zgodzę. Ja też nie mam zamiaru gorozczarowywać, a nawet więcej...
Nie będę sobie odbierała tej przyjemności, skoro jestem takaszczęśliwa i właściwie mogę wszystko. A Tom przecież całujeznacznie lepiej niż jego brat, mało tego, całuje lepiej niżktokolwiek do tej pory...
-już?
-zastanowiłam się i nie wiem, dlaczego pytasz mnie, czy możeszmnie całować?
-to tak z grzeczności. Więc co, mogę?- uśmiechnął się niespuszczając ze mnie wzroku. Czy będzie coś w tym złego jakpowiem, że może mnie całować kiedy chce bez pytania? Możepowinnam to przemyśleć? Nie. Przecież to nic takiego. Ale jestempodekscytowana, jeszcze nikt nie pytał mnie o pozwolenie w takichsprawach...
-więc możesz i nie musisz nigdy oczekiwać mojej zgody.- oznajmiłamwlepiając w niego, swoje jakże spragnione spojrzenie.
-no to nie będę.- stwierdził przyciągając mnie do siebie. Niemusiałam wcale długo czekać, żeby w końcu zatopić się w jegorozgrzanych wargach...
#
Ponieważ okazało się, że mojej siostrze nic nie jest,przynajmniej tak ona twierdzi, nie było powodu, aby odwoływaćtrasę w Polsce. Czyli jednak chcąc czy nie, będę musiała jechaćdo tego kraju i walczyć ze wspomnieniami związanymi z moimirodzicami... ale nie. To nie są moi rodzice. Powiedzmy, że byłymiopiekunami. Nie potrafię ich inaczej nazwać. Życie zmusza dorobienia wielu rzeczy, niekoniecznie chcianych... ja też nieżyczyłam sobie, aby moi rodzice całe życie traktowali mnie jak,co najmniej, obcą osobę. Tak było, dlatego też nie mam już znimi żadnego kontaktu i nie chcę mieć. Nawet jak o nich myślę tomi słabo.
Ale po co mam sobie zaprzątać głowę przeszłością? Liczy sięto co jest teraz. A teraz jemy obiad i wieczorem wyjeżdżamy z tegopięknego miasta miłości. Byliśmy tu tylko kilka dni, a ja sięczuję jakby to był co najmniej miesiąc. Tyle się wydarzyło... jednak nie będę nad tym dumała, to nie miałoby sensu. Możekiedyś wrócę do tych chwil, jak do miłych wspomnień.Jedynych miłych, które mam w swoim życiu... a moje życietrwa właściwie od dwóch, może trzech lat sama już niepamiętam kiedy zostawiłam „rodzinę” i przyszłam z nadziejąna ratunek do siostry... w każdym razie nie żałuje. Bo teraz mogęspełniać swoje marzenia i być szczęśliwa.
-do wieczora jeszcze trochę czasu, może pójdziemy zwiedzićokolice i porobimy jakieś zdjęcia?- zaproponował Tom spoglądającna wszystkich, a na końcu na mnie. Jost zgromił go spojrzeniemjakby popełnił jakieś przestępstwo. No tak, chyba zapomniał, żemamy „szlaban” na jakiekolwiek wyjścia, po ostatniejwycieczce... ale to nie nasza wina, że się zgubiliśmy...
-to może zakupy?
-Tom, zapomniałeś już, co mówiłem na temat twoich wypadówna miasto?
-no, ale ja muszę sobie kupić...to... no te...- zaczął dukaćpróbując zapewne wymyślić coś oryginalnego, co pozwoliłobymu opuścić hotel.- zabezpieczenie!- okrzyknął nagle, aż wszyscygoście spojrzeli na niego bardzo dziwnie. Ja natomiast tylko sięzakrztusiłam, również zwracając tym na siebie uwagę.-chyba nie chcesz, żebym został ojcem. Wiesz co to by było?
-ekhm...- menadżer odchrząknął nieznacznie, chyba nie bardzowiedząc co ma powiedzieć. No ja nie mogę, on tyle z nimi pracuje ijeszcze nie zwariował. No podziwiam go, nie ma co.- wyślę kogośpo to twoje zabezpieczenie, choć na pewno nie będzie ci potrzebne.-stwierdził. No nie dał się na to złapać. Mądry Jost.- a wy itak nigdzie nie wyjdziecie, aż do wieczora.- dodał zanim Kaulitzzdążył otworzyć usta, aby dalej walczyć o swoje.
-to ja dziękuję, idę do siebie...- oznajmiłam wstając z krzesła.
-ale ty prawie nic nie zjadłaś. David powiedz jej coś!-zbulwersował się dredziarz patrząc wyczekująco na menadżera. Janaprawdę nie rozumiem o co mu chodzi z tym jedzeniem. Czepia sięjak rzep psiego ogona. Nie moja wina, że nie jestem głodna. Tochyba lepiej, przynajmniej nie będę gruba...
-co jej mam powiedzieć? Przecież wiadomo, że ona nie zje tyle coty, bo jest kobietą.
-no właśnie.- posłałam mu wdzięczny uśmiech, ale na tym sięoczywiście skończyć nie mogło. Przecież on musi zawsze postawićna swoim.
-no jasne, ale ona prawie wcale nie je. Niedługo zostaną z niejsama skóra i kości. I kto wtedy będzie grał?
-Kaulitz, opanuj się!- fuknęłam na niego, nie mogąc już słuchaćtych bzdur. Przecież nie będę jadła na siłę. Co on w ogóleodstawia?- jem tyle ile powinnam, nie martw się bo ci dredyzsiwieją.- skwitowałam i zasuwając za sobą krzesło wyszłam zrestauracji. Jeszcze usłyszałam śmiech Gustava, dla któregonajwyraźniej ta cała sytuacja była bardzo zabawna. Ja jednak taktego nie odbieram, nie lubię, gdy ktoś zwraca mi uwagę w kwestiijedzenia. To chyba moja sprawa ile jem, czy nie? Rzeczywiście możejem mało, ale to pewnie przez ten klimat i stres... jak się skończytrasa, wszystko wróci do normy. I wtedy pokażę temuważniakowi, że potrafię zjeść więcej niż on...
###
Jestem chyba beznadziejna. szczerze to nie miałam pojęcia, że dzisiaj mija trzy lata odkąd można było usłyszeć Durch Den Monsun... ekhm... no cóż... w każdym razie miło było cofnąć się w czasie i zobaczyć Billa w starej fryzurce ;D Ale z drugiej strony, gdy inne fanki szalały na ich punkcie ja jeszcze należałam do tej grupy anty ;]
A tak w ogóle, to ja się już pogubiłam w tym wszystkim i nie mam pojęcia kogo miałam informować o notkach a kogo nie... więc jeżeli komuś zależy, a opisy na gadu mu nie wystarczają to proszę o przypomnienie ;]
Następna notka chyba we wrześniu... o Ich urodzinach raczej będę pamiętała, aż tak okropna nie jestem ;D
pozdrawiam ;*