poniedziałek, 9 lutego 2009

39. 'Nie jesteś sam.'

 

Wczorajszej nocy niezwykle szybko zasnęłam pomimo tego, że w głowie cały czas wyobrażałam sobie różne scenariusze na temat Toma. W końcu wyszłam z tego klubu pozwalając mu bawić się w towarzystwie jakiejś dziewczyny. Tak, wiem. Powinnam była zostać, a nawet nie tyle, że zostać, ale jeszcze do tego przypomnieć mu o sobie. Jednak tego nie zrobiłam. Przecież nie będę walczyła o jakiegoś Kaulitza! Co z tego, że go kocham? To nie znaczy, że mam latać za nim jak jakaś napalona idiotka i odganiać od niego każdą inną dziewczynę. On nie jest małym chłopcem, którego trzeba prowadzić za rączkę. Jest na tyle dojrzały, że chyba wie co robi i jak powinien się w danej sytuacji zachować. Bo właśnie o to chodzi, żeby on sam wiedział na jak dużo może sobie pozwolić. Tak naprawdę, nie wiem czy myśli o mnie poważnie i czy, aby na pewno to, co do mnie czuje jest czymś ważnym. Bo może, to tylko przywiązanie.

Oh, przecież nie spodziewałam się Bóg wie czego! Chciałam tylko choć przez chwilę zapomnieć się w jego ramionach i tak było. W sumie to nawet nie wiem, czy tworzymy jakiś związek. Brakuje mi tej głupiej formalności, tego potwierdzenia, że jestem jego dziewczyną.


Podniosłam się do pozycji siedzącej obrzucając pokój zaspanym spojrzeniem. Chyba, aż za bardzo się wyspałam. Dziwna ta noc była... nikt się nie wiercił... w ogóle nikogo obok nie było. Ja nie powinnam tak szybko się przyzwyczajać. Źle na tym wyjdę. Rozciągnęłam się i zrzuciłam z siebie kołdrę z zamiarem opuszczenia łóżka, jednak coś mnie powstrzymało od tego kroku. Albo raczej ktoś. Zdałam sobie sprawę, że wcale nie jestem sama. Przetarłam oczy, żeby upewnić się, iż to nie jest wytwór mojej chorej wyobraźni. I nie był.

Mianowicie, sam pan Kaulitz, siedział na podłodze pod ścianą koło drzwi z przymkniętymi powiekami, więc nie miał pojęcia, że się już obudziłam, a zapewne właśnie na to czekał. W ogóle kto go tu wpuścił?! Chyba muszę poważne porozmawiać z moją siostrą, czy ona sobie nie pozwala na zbyt dużo? To ja powinnam decydować, kto może przebywać w moim pokoju, a kto nie. I nie wyraziłam zgody, aby ten osobnik bezkarnie siedział sobie na moim dywanie i patrzył, jak śpię. W ogóle miałam w planach zrobić sobie dzień wolnego od jego osoby. Przydałoby mi się. Zresztą jemu pewnie też.

Zarzuciłam z powrotem kołdrę na swoje ciało, a następnie chrząknęłam głośno, chcąc uświadomić go, że już nie śpię. Tak, jak przewidziałam, otworzył ślepia. Od razu rzuciłam mu pytające spojrzenie żądając wyjaśnień. Podniósł się ledwo unikając potknięcia o własne nogi, to mogłoby być zabawne, gdybym nie miała takiego humoru, jaki mam. W tej sytuacji wcale mnie to nie bawi. Niestety nawet się nie ucieszyłam na jego widok, co zwykle mi się zdarza. Jak na niego patrzę czuję niechęć.

-Dlaczego masz wyłączony telefon?- Podszedł do mnie i usiadł na skraju łóżka. On sądzi, że to jest odpowiednie pytanie na początek? Bo ja nie.

-Zmieniłam numer i zapomniałam ci go podać.- Odparłam chłodno.- Co tutaj robisz?- Mój wzrok raczej nie był zbyt przyjemny. Nawet na mnie nie patrzył. Czyżby przerażała go moja mina? I bardzo dobrze. Chyba nie spodziewał się uśmiechów i słodkich słów.

-Carmen, przepraszam za wczoraj... ja nie myślałem, że będziesz zazdrosna...- Widziałam z jakim trudem wypowiada te słowa, jeszcze bardziej mnie tym denerwując. Boże, co on sobie wyobraża!?

-Ty wcale nie myślisz. I powiedz, kim ja jestem?!- Fuknęłam próbując choć trochę hamować złość. Wcale nie oczekiwałam odpowiedzi, nawet nie pozwoliłam mu otworzyć ust. - Myślisz, że mi nie zależy?! Jasne! Bo ja jestem Carmen, która wszystko ma w dupie! I wcale mi nie przeszkadza, że jakaś obca dziewczyna się do ciebie klei! Co z tego.!- Kontynuowałam gestykulując przy tym rękoma. Potrzebowałam tego. Musiałam z siebie to wszystko wyrzucić.- I oczywiście, że nie jestem zazdrosna, ponieważ nie ma o kogo.- Wypowiadając ostatnie słowa czułam jakbym miała jakiś cierń w gardle. Mimo tego, że było to dla mnie trudne, ulżyło mi. I to bardzo.

-Przecież ja nic nie zrobiłem...

-Ty nigdy nic nie robisz, Kaulitz.- Stwierdziłam ze złością i wstałam z zamiarem skierowania się do łazienki. Szczerze, to spodziewałam się czegoś innego. W mojej głowie powstał zupełnie inny scenariusz. On, miał powiedzieć coś innego. Ale jak zwykle nic z tego nie wyszło. Zapomniałam, że to nie jest żywy ideał z mojej wyobraźni. Za dużo oczekuję? Nie w tym przypadku.- I lepiej już idź.- Dodałam jeszcze łapiąc za klamkę. Serce zaczęło mi łomotać, wydawało mi się, że je słyszę. Jednak, to tylko mój umysł... Otworzyłam drzwi i zaczekałam chwilę na niego, aż wstanie. Przez moment miałam nadzieję, że tego nie zrobi i w końcu powie coś sensownego. Jestem głupsza niż sądziłam. Wstał.

Ruszył w moją stronę, jego twarz wcale się nie zmieniła. Cały czas była bez wyrazu. Stanął przy mnie i milczał przez chwilę wpatrując się w podłogę.

-Cześć.- Nie mogłam w to uwierzyć. Poczułam się, jakby wbił mi nóż w serce. Tak po prostu sobie poszedł. I czy to w ogóle ma jakikolwiek sens? Zacisnęłam usta, to mnie przerasta. Wiedziałam, że ja nie nadaję się do żadnych związków. Więc po cholerę się w to wszystko wpakowałam!? Myślałam, że w końcu będę szczęśliwa, bo się zakochałam. Bo będę miała przy sobie wspaniałego faceta. Bzdura! Nadal jestem nieszczęśliwa. I już mam dosyć. Jak zawsze, wszystko idzie nie tak jakbym chciała. A przecież ja nie chcę wiele...


#


Otarła łzy mokrą już chusteczką i niechętnie wstała z miejsca kierując się do drzwi. Nie miała najmniejszej ochoty na wizyty, a nikogo nie zapraszała. Gdyby nie możliwość, że przed domem stoi jej kuzynka, wcale by nie otwierała, ale jeżeli jednak ona tam jest, nie może jej nie wpuścić.

Jednak ku jej niezadowoleniu otwierając drzwi zamiast brunetki ujrzała Carmen.

-Cześć... mogę?- Zapytała ponuro, na co Sara skinęła głową. Przecież jej nie wygoni, mówiąc, że nie ma ochoty na towarzystwo, bo od razu zauważy, że coś jest nie tak. Zresztą i tak zauważy. Przecież nie może tego ukrywać. A może we dwie będzie im lepiej. Z tego, co zauważyła ona również nie ma humoru.

Mozolnym krokiem udały się do salonu i zajęły miejsce na kanapie. Przez dłuższą chwilę obie milczały zajmując się wyłącznie swoimi myślami. Ta cisza im odpowiadała, chociaż zarówno Carmen, jak i Sara czuły potrzebę wyżalenia się sobie. Tylko, jakoś trudno było zacząć.

-Co byś zrobiła, gdyby Bill zrobił coś, co ci się nie podoba i wcale nie starał się tego naprawić?- Odezwała się w końcu nie bardzo wiedząc, jak ma przekazać, to co ma na myśli. I nie miała też pojęcia, że trafiła w czuły punkt tego dnia. Oczy Sary momentalnie zaszły łzami, ledwie udało jej się powtórnie nie rozpłakać.

-Zależy, co by zrobił... jakie miałoby to znaczenie i wpływ na nasze relacje..- Powiedziała drżącym głosem, starając się za wszelką cenę, aby brzmiał zupełnie naturalnie.

-Czy ja przesadzam? Jestem wściekła na Toma, za to, że wczoraj bawił się w towarzystwie jakiejś dziewczyny, a sam mówił, że wyjdziemy wcześniej, żeby pobyć razem...Wiem, że to głupie, bo w sumie nic nie zrobił, ale... zresztą! Przecież nie wiem, czy coś zrobił, nie było mnie tam. Zrobiło mi się przykro, gdy ich zobaczyłam... a dzisiaj, jak do mnie przyszedł... byłam na niego zła...tylko, że cały czas miałam nadzieję... myślałam, że zwyczajnie zacznie się tłumaczyć, nawet jeżeli nie ma z czego.- Mówiła ze spuszczoną głową, co jakiś czas robiąc przerwy, aby dobrać słowa, które i tak z trudem wydobywały się z jej gardła. Przyjaciółka słuchała jej uważnie nie spuszczając z niej wzroku. Problem Carmen w stosunku do jej, to po prostu... nic.- Gdy powiedział, że nie myślał, że mogłabym być zazdrosna... poczułam się, jakbym była po prostu... nikim. Bezuczuciowym głazem. Jakby było mi wszystko jedno, czy jestem z kimś kto mnie zdradza, czy nie.

-Przecież wiesz, jaki on jest. Może nie przesadziłaś, ale za bardzo się tym przejmujesz. Nie warto, naprawdę. Bardzo dobrze postąpiłaś.- Skwitowała blondynka, chociaż sama nie była do końca pewna tego, co mówi. Kiedyś powiedziałaby coś innego...

-Tak myślisz? Jak powiedziałam, żeby lepiej już poszedł... wiesz, co zrobił?

-Wstał i wyszedł.- Zgadła uśmiechając się przy tym blado. To akurat było łatwe do przewidzenia.

-I dlaczego ja go kocham? Za, co? Powinnam go nienawidzić, tak jak kiedyś. Wszystko byłoby wtedy prostsze. Moje problemy zaczęły się dokładnie wtedy, kiedy zaczęłam się z nim częściej widywać.- Wyburczała z niezadowoloną miną zakładając ręce na piersi i oparła się wygodnie.

-A on cię kocha?- To pytanie sprawiło, że cała ziemia zadrżała. Na proste pytania, jest najtrudniej odpowiedzieć.

-Gdyby mnie kochał, wyszedłby?- Odpowiedziała pytaniem wcale nie chcąc słyszeć odpowiedzi. Znała ją doskonale. Przecież od początku wiedziała na, co się pisze. Tylko... tak trudno jest sobie to uświadamiać.

-Więc, dlaczego z nim jesteś? Zawsze mówiłaś, że nie interesują cię takie związki, w których nie ma miłości. Mówiłaś, że to dla gówniarzy, którzy nie mają, co robić.

-Bo, jak powiedział mi... jak przyszedł do mnie wtedy w nocy, myślałam, że jestem dla niego ważna... że może jednak czuje coś więcej...a z czasem odwzajemni moje uczucia...- Wyznała zagryzając wargę. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tak oczywistych rzeczy. To tylko rzeczywistość.- Zresztą... ja go pokochałam. A gdy się kogoś naprawdę kocha... nie umiem bez niego żyć. Nie wyobrażam sobie, że mogłoby go nie być. To choroba?- Spojrzała na nią z zapytaniem, na co ta zaśmiała się kiwając twierdząco głową.

-To choroba, Carmen..


#


-Bill? Bill, jesteś tu?- Blondyn wszedł do pokoju brata, w którym panowała ciemność. Zupełnie nic nie widział. Słyszał tylko niespokojny oddech brata. Po omacku wyszukał włącznik, którym zaświecił światło. Zmrużył oczy czekając, aż jego wzrok przyzwyczai się do jasności. Następnie rozejrzał się po pokoju w poszukiwaniu czarnowłosego.- Co ty? Płaczesz?- Podszedł do niego zaskoczony. Myślał, że to on przyjdzie do niego się wygadać, a tymczasem jego brat jest w znacznie gorszym stanie.

-Co chcesz?- Wychrypiał nawet na niego nie spoglądając. Siedział na łóżku z nogami podkulonymi pod brodą i wpatrywał się w jakiś punkt na ścianie.

-Chciałem porozmawiać, ale widzę, że chyba ty potrzebujesz...

-Niczego nie potrzebuję!- Uniósł się obrzucając go wściekłym spojrzeniem.- Jeżeli to już wszystko, wyjdź. Chcę być sam.

-Chyba nie sądzisz, że mnie spławisz? Mów, co się stało.

-Nic.- Mruknął odwracając się od niego. Miał cichą nadzieję, że chłopak da mu spokój. Ale zapomniał, że to jego brat, który raczej nie odpuszcza.- Zrobiłem coś głupiego... ale ja nie chciałem, Tom...- Wyrzucił z siebie zanim Dredziarz zdążył się wypowiedzieć.

-Nie jesteś sam. Powiedz, co się stało... może ja pomogę tobie, a ty pomożesz mi?

-Mnie nie można pomóc.- Odparł łamliwym głosem.- Już wszystko zepsułem.

-Co, ty gadasz, Bill? Ty nie mogłeś nic zepsuć, a na pewno nie wszystkiego!

-Jak tak ma wyglądać twoja pomoc, to ja dziękuję.- Burknął czując, że zaraz jeszcze bardziej się załamie. Tom mu wcale nie pomaga.

-No, to powiedz mi o co chodzi! Jak mam ci pomóc, skoro nic nie wiem.- Oburzył się zakładając ręce na piersi.

-Lepiej będzie, jak sam sobie z tym poradzę.- Stwierdził czarny nie mając już ochoty na zwierzenia. Wiedział, że to i tak mu nie pomoże.- Jak chcesz mi powiedzieć, co cie trapi to wal, a jak nie to tam są drzwi.- Wskazał mu wyjście.

-Jesteś okropny. Nie chcesz mówić, to nie. Ale ja ci powiem.- Oznajmił intensywnie myśląc, jak odpowiednio ułożyć zdania.

-No, to mów! Długo jeszcze będziesz tak dumał?

-To nie jest takie proste. Chodzi o Carmen.- Zaczął niepewnie i nawet nie zdążył dokończyć.

-Kretyn! Idiota! Imbecyl! Dupek! Tyle mam ci do powiedzenia na ten temat.- Podniósł się z miejsca i ruszył do drzwi zostawiając brata w osłupieniu.

-Ale nawet nie wiesz... co się stało...

-Nie muszę wiedzieć. Znam cię. Znowu coś zepsułeś. Jak się nie nadajesz do związków, to sobie daruj. Szkoda dziewczyny.- Wyrecytował na koniec, po czym wyszedł.

 

###

 

Notka adekwatna do mojego nastroju. A miało być inaczej...

No, ale gdybym tego nie napisała, to nie byłoby wcale xD

Mam nadzieję, że błędów nie ma ^^

[tak wgl. to jest strasznie nudne ;>]

pozdrawiam ;*

 

14 komentarzy:

  1. wcale nie jest nudno! ;))odcinek super ;)a Tom jak zwykle coś zespół ;/pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. juliaheh@onet.eu9 lutego 2009 22:45

    Pierwsza ! Jak fajnie xD Oj Kaulitz, miałeś nie wychodzić z domu Carmen. Ale tak to jest, jak się nie pomyśli :P Bill załamany i z jakimi wyrzutami do Toma o.O Super notka, wcale nie nuda ;) Pozdrawiam :* Julk@.

    OdpowiedzUsuń
  3. jaka maruda ;P jest fantastycznie. a nawet ci powiem, że pozytywnie mnie zaskoczyłaś ;D. spodziewałam się kolejnego, cukierkowego powrotu Kaulitza i jego gorących przeprosin pomieszanych z namiętnym wyznaniem i zapewnieniem o swoich uczuciach, a tu taka akcja. i dlatego jest jeszcze lepiej.! tak... bardziej realistycznie [o.O] mam nadzieję, że na następną nie będę musiała tak długo czekać jak na tą ;D ;> ;****

    OdpowiedzUsuń
  4. OMG, zawiał trochę chłodem. Mam nadzieję, że Tom i Carmen się pogodzą, a przede wszystkim wyjaśnią tą sytuację.No i co się stało Billowi?

    OdpowiedzUsuń
  5. Nudne? Sama jesteś nudna! To było cudowne < 3Mimo, iż się pokłócili. Lubię jak się kłócą, a potem godzą i kłócą i godzą ... ^.^No ale Kaulitz nie ma w sobie nic z takiego... hm... kurde, brak mi porównania. Wiesz, są sobie czasami tacy faceci, co to nie odpuszczają tak łatwo i non stop kręcą się w pobliżu dziewczyny i na miejscu Toma nie wyszliby, tylko podeszli do Carmen bla bla blaaaaa... no. W każdym bądź razie, Kaulitz tego nie ma! -.- I w 73452675423645237423 % zgadzam się z Billem, ale nie zacytuję, bo Onet mi komentarza nie doda < lol2 >Kocham ; **

    OdpowiedzUsuń
  6. Kolejny odcinek, a ja dalej nie wiem, co Bill do chol.ery zrobił, nooo! Kaulitzów to trzeba wybić, powiesić w ogródku, bo smutno by było bez nich, ale już by nie czynili światu szkody... Uhggg.., obaj maja nawalone w głowkach. Teraz ograniczam się z przekleństwami, bo Onet nie dodaje... :/ I ja chce szybko coś nowego, o!

    OdpowiedzUsuń
  7. ojaaaaaa.. wchodzę i co widzę? trzy dziewięć. hm, jawymiękam. chciało mi się śmiać, ale to było trochę smutne. ej, ale nie umiem. haha, ta rada billa, mhm ;DD pomocny z niego braciszek xDDD 'chodzi o Carmen' / 'Kretyn imbecyl du.pek' [nie pamiętam, no ale xd] ej, to rozwalające. myślałam, że jednak go wysłucha, pfff. ;dczy Bill zgwałcił Sarę? tak jakoś, no wiesz.. wyjaśnij to!przy okazji - suchtig. ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. http://julka-nika-rette-mich-bill-tom.blog.onet.pl/ zapraszam serdecznie ;) ;**

    OdpowiedzUsuń
  9. ~Skatey, dawna Last, unluck13 lutego 2009 23:17

    Hej ;) Chcę poinformować iż autorka ucieczka-od-problemow, postanawia spróbować swoich sił w opowiadaniu pod tytułem: pojedynek-na-akordy.blog.onet.plSzczegóły na nowym blogu ;))Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. O boże i znowu dzieją się strasznie emocjonujące rzeczy. A było już tak pięknie... XD Na www.you-are-my-soul.blog.onet.pl 1 część! :)) Czekam na nexta :*:*

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej! ;) Co do powiadamiana na GG, to niestety mam źle sformatowany komputer i nie mogę się zrobić na dostępny T.T Poza tym... Ja zawsze powiadamiam na blogach, soł... ^^ Nie bój się, będziesz wiedzieć o nowościach ;) Pozdro ;** [pojedynek-na-akordy.blog.onet.pl]

    OdpowiedzUsuń
  12. Super blog. Strasznie mi się podoba. ;)Zapraszam do mnie http://jaa-i-moje-paranoje.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  13. Hej! :) Zapraszam do mnie na nowy odcinek xD "Z witaminami i wapniem" XD ;** [pojedynek-na-akordy]

    OdpowiedzUsuń
  14. No nareszcie nowy odcinek ;)Jak zwykle świetny ;)ciekawe co się temu Billowi stało..Czekam na kolejny;]

    OdpowiedzUsuń