niedziela, 20 czerwca 2010

126.'Nie, no co to ma w ogóle być? Wszyscy chcą cie rozbierać!'

Pierwsza noc w naszym domu po ślubie minęła nam bardzo przyjemnie, żeby nie powiedzieć, że spokojnie, bo to raczej nieodpowiednie słowo... Było po prostu, tak jak być powinno. Rano jeszcze długo leżeliśmy w ciepłym łóżku nie mając najmniejszej ochoty z niego wychodzić. Pogoda za oknem nie była zbyt zachęcająca. W końcu zbliża się już październik... za niespełna trzy miesiące, znowu święta. Pierwsze, które spędzimy razem nie tylko jako para, ale i małżeństwo. To niesamowite. Nasze rodzinne święta... Oczywiście do tego jeszcze trochę czasu i na pewno nie będziemy narzekać na nudę. Szykuje nam się trasa. Cieszę się, że wróciłam do zespołu, inaczej pewnie nie mogłabym być z Tomem podczas trasy. Pewnie pojechałabym z nimi, ale większość czasu spędziłabym samotnie w hotelach. To nie byłoby zbyt fajne... a grając z nimi, będę mogła cieszyć się bliskością swojego męża. Nie wyobrażam sobie, żeby mogło być inaczej.

-Nie wstawaj...- Nawet nie zdążyłam unieść głowy, gdy ręka Toma, przygniotła mnie do materaca.

-Ale czemuu? Już późno... musimy jeszcze dziś jechać na spotkanie z Davidem i zespołem...

-No wiem, ale jeszcze śniadanie do łóżka.- Oświadczył zadowolony i sam wygrzebał się spod pościeli.- Nie ruszaj się stąd.- Nakazał całując mnie w usta. Nie pozostało mi nic innego, jak go posłuchać. Nie ukrywam, że z radością podciągnęłam sobie kołdrę pod sam nos ciesząc się kolejnymi chwilami słodkiego lenistwa. Ja nie mam nic przeciwko, żeby było tak już zawsze. Będę się lenić, a Tom będzie mnie rozpieszczał... cudownie. Małżeństwo jest jeszcze lepsze niż sądziłam. A właściwie rola żony. Nic nie muszę robić, no po prostu genialnie! No może nie tak zupełnie nic... bo w końcu Tom, też musi coś mieć z tego naszego związku. Ale akurat obydwoje czerpiemy przyjemność z tego samego. I chyba tak powinno być. Jednak... coś mam wątpliwości, aby mojemu mężowi chciało się każdego ranka z taką radością lecieć do kuchni, żeby zrobić swojej kochanej żonce śniadanie...


#


Ciemnowłosy mężczyzna zmarszczył brwi wchodząc do kuchni, gdy jego oczom ukazała się para siedząca na jednym krześle w zupełności pochłonięta swoim ciekawym zajęciem, jakim było całowanie. Gitarzysta, dopiero po chwili dojrzał swojego brata i już bez trudu domyślił się, że dziewczyna siedząca na jego kolanach, to nikt inny, jak Sara we własnej osobie. Blondynka siedziała okrakiem na kolanach wokalisty, który trzymał dłonie na jej talii zsuwając je coraz niżej... Nawet nie spostrzegli, że mają towarzystwo. Tom, natomiast bez najmniejszego skrępowania stał oparty o framugę i przypatrywał się im z cwanym uśmieszkiem na twarzy. Był ciekaw, jak daleko zajdą... choć nie był pewien, czy warto ryzykować. Raczej nie chciałby zobaczyć za wiele... poza tym, to jest kuchnia. Zdecydowanie trzeba to przerwać...

-Ej, blondyna! Możesz nie napastować mojego brata?- Odezwał się w końcu, na co dziewczyna od razu oderwała swoje wargi od ust czarnowłosego patrząc w jego stronę z zaskoczeniem.- Nie macie łóżka? Przyszedłem tu zrobić śniadanie... a wy tak... tak... no tak... jak tak można w ogóle, grzesznicy!- Okrzyknął z udawaną powagą i wszedł w głąb pomieszczenia.

-Odezwał się święty...- Mruknął dotąd milczący Bill, który właściwie dopiero teraz wrócił do rzeczywistości.

-No, a żebyś wiedział. Ja już jestem po ślubie mi wolno.- Wypiął się dumnie.

-A prezerwatywa to też grzech!- Wypaliła blondynka chcąc jakoś wesprzeć swojego chłopaka, jednak na niewiele to się zdało.

-A kto powiedział, że jej używam?- Gitarzysta uniósł brwi spoglądając na nią chytrze.- My się nigdy nie zabezpieczamy.- Dodał nieco poważniejąc. Już przestała go bawić ta sytuacja. Po raz kolejny uświadomił sobie, że nigdy nie będzie mógł mieć rodziny...

-A jak było w Indonezji?- Wyskoczył Bill, chcąc jak najszybciej zmienić temat. Sara, zaś postanowiła zamilknąć. Najlepiej na wieki... poczuła się okropnie. Ale nic nie poradzi na to, że ostatnio w ogóle nie myśli. Bill, kompletnie zawrócił jej w głowie. Jeszcze chyba nigdy tak nie miała. Nawet na początku ich związku nie było tak wspaniale, jak jest teraz. Wszystko się zmieniło, na lepsze. Ten czas, który spędzili razem pozwolił im odbudować i wzmocnić łączące ich uczucie.

-Super! Nie widzisz jak się opaliłem?- Tom, natychmiast rozpromieniał na wspomnienie o swojej podróży poślubnej. Okręcił się dookoła demonstrując swoje idealne ciało.- Carmen, też... teraz to już w ogóle wygląda jak bogini. Codziennie musiałem opędzać od niej jakichś facetów... to po prostu straszne, że na własnej podróży po ślubnej musisz pilnować swojej żony, bo w każdej chwili ktoś ci ją może porwać...- Wyrecytował z przejęciem przewracając przy tym oczami.- Jakoś mnie nikt tak nie podrywał...- Stwierdził zamyślając się na chwilę.

-Jak byłeś zapatrzony w Carmen, to wiadomo, że wszystkie panny trzymały się z daleka. Poza tym, lepiej się nie narażać twojej żonie...- Rzekł wokalista marszcząc czoło.

-Właśnie! Ona na śniadanie przecież czeka, a wy mnie tu zagadujecie...- Ocknął się nagle przypominając sobie o ukochanej leżącej cały czas w łóżku. Wolał nie nadwyrężać zbytnio jej cierpliwości...

-Dobra... idziemy już. Nie przeszkadzaj sobie.- Bill, chwycił swoją dziewczynę za rękę i wyprowadził ją z kuchni zmierzając na piętro do swojego pokoju.


#


Gdy zjadłam śniadanie przygotowane przez Toma, mogłam spokojnie wstać i doprowadzić się do porządku. Choć to nie było proste, gdyż mój mąż skutecznie mi to utrudniał. Chyba nie chciał, abym dzisiaj wychodziła z łóżka... za bardzo się przyzwyczaił. Trzeba jednak wziąć się do roboty i na nowo przystosować sobie jakieś zasady. Nic samo się nie zrobi... nie można całe życie wylegiwać się w łóżku.

-Patrz ile tego przyszło, jak nas nie było...- Mruknęłam spoglądając na stos białych kopert leżących na stole w salonie. O dziwo, jeszcze ktoś korzysta z normalniej poczty. Swoją drogą, maila nie sprawdzałam już od bardzo dawna... i może niech tak pozostanie.- I nawet do mnie coś jest...- Dodałam widząc swoje stare nazwisko na kilku kopertach. Od razu zajęłam się otwieraniem ich. Byłam bardzo ciekawa, co jest w środku...

-Kto do ciebie pisał?- Tom, dopiero teraz wykazał swoje zainteresowanie. Stanął za mną zaglądając mi przez ramię, a ja wczytałam się w treść.

-Zaproponowali mi sesje... w playboyu...- Odchyliłam głowę do tyłu spoglądając na Toma, który zrobił oburzoną minę i zanim się obejrzałam nie miałam już w ręce koperty, ani jej zawartości.

-No dobre sobie, pff.- Prychnął rozdzierając białą kartkę na strzępy.-Co oni sobie w ogóle myślą...pff.

-Spokojnie...- Poklepałam go delikatnie po ręce zauważając jego wielkie wzburzenie. Chyba troszkę przesadzał z tą swoją złością... śmiesznie wyglądał, z trudem zachowałam powagę.

-Co tam jeszcze masz?

-Hm... jakaś firma z bielizną. Chcą żebym ją zaprezentowała na jakimś pokazie...

-Nie, no co to ma w ogóle być? Wszyscy chcą cie rozbierać!

-Tom, ale to tylko bielizna... najwyraźniej widzą we mnie modelkę.- Wyszczerzyłam się.- Będę sławna!- Dodałam radośnie.

-Ty już jesteś sławna...I w ogóle, nawet o tym nie myśl.- Zastrzegł i tę propozycję również mi odebrał.- Nikt nie będzie cię oglądał w bieliźnie...

-Ty też?

-Oh, przestań. To nie jest wcale zabawne.- Jeszcze bardziej się naburmuszył. On jest zazdrosny o własne myśli, niesamowite. Przecież, ja jeszcze nigdzie się nie rozebrałam... fascynujące. Podoba mi się to. Może się z nim trochę podroczę? On też mi wczoraj robił na złość.

-Ale Kochanie, ta bielizna jest bardzo ładna. I to chyba nic nadzwyczajnego przejść się po wybiegu? Poza tym jak ją zaprezentuję, otrzymam od nich komplet za darmo.

-Możesz sobie kupić! I wybij to sobie z głowy. Jesteś moją żoną i nie będziesz się pokazywać publicznie nago!- Wyrecytował rozzłoszczony. Chyba naprawdę się zdenerwował... no, ale czy to nie lekka przesada? Tylko rozmawiamy.

-Nie nago tylko w bieliźnie...- Poprawiłam go swoim drażniąco spokojnym głosem.-O... a to? Reklama balsamu do ciała... byłabym w telewizji.- Chwyciłam kolejną propozycję. Naprawdę się na mnie uwzięli, jakby nie było innych znanych osób.

-Nie. Tam też będą kazali ci się rozbierać.- Rzekł dobitnie, bez trudu wyczułam, że nawet gdybym chciała, negocjacje nic by nie dały.- W ogóle zostaw te listy...- Obszedł kanapę i zgarnął ze stołu wszystkie koperty razem z tą, którą trzymałam w dłoni i udał się do kuchni, a po chwili wrócił już z pustymi rękoma.-Chodź, jedziemy na spotkanie z zespołem.- Wlepił we mnie swój ponury wzrok. Naprawdę te wszystkie propozycje mogły zepsuć mu tak humor? On mnie zadziwia. To nawet ja nie jestem tak zazdrosna!

-Nie złość się Koteczku.- Podeszłam do niego uśmiechając się słodko.- I tak bym się na to nie zgodziła, to nie dla mnie. Nie jestem modelką. Pozaa tym... moje ciało należy do ciebie.- Musnęłam jego usta.-Tylko do ciebie...

-No. Trzeba to ogłosić światu, bo ja nie chcę więcej takich propozycji.- Zmarszczył brwi, zauważyłam, że jego twarz zaczęła się rozpogadzać, więc udało mi się załagodzić sytuację.-I może zanim wyjdziemy... odwiedzimy jeszcze sypialnię?

-O, nie. Jeszcze ci mało? Całą noc przez ciebie nie spałam.

-Przeze mnie? To ty mi spać nie dawałaś...- Skrzyżował ręce na piersi spoglądając na mnie chytrze.

-No właśnie. Ale to przez ciebie.- Oświadczyłam z przekonaniem.- No bo to twoja wina, że jesteś taki... jaki jesteś i że przy tobie nie można spać, bo cały czas myśli się tylko o jednym.

-A teraz? Możesz tak po prostu przy mnie stać w salonie i nie zaciągnąć do sypialni?

-Teraz musimy koniecznie wyjść. I to szybko, bo za chwilę będzie za późno... a wtedy w ogóle nie zjawimy się w studiu.- Wyrecytowałam z przejęciem i chwyciłam go za rękę ciągnąc w stronę wyjścia. Starałam się myśleć rozsądnie. Nie mogłam dopuścić do tego, abyśmy zaniedbali swoje obowiązki...


#


Mężczyzna stał na środku pomieszczenia cały czas marszcząc brwi. Już po raz kolejny zamyślił się, zapominając chyba zupełnie o rzeczywistości. Cała nasza czwórka wpatrywała się w niego wyczekująco. Naprawdę, każde z nas gapiło się na niego, jakby był co najmniej jakimś fascynującym zjawiskiem, a nie zwykłym menadżerem. Dziwiło nas jego mało profesjonalne zachowanie. Chyba powinien był już dawno wszystko powiedzieć, co ma do powiedzenia i dać nam wolne na resztę dnia. Z każdą kolejną chwilą niecierpliwiłam się coraz bardziej, zresztą nie tylko ja. Z całego zespołu, jedynie Gustav zachowywał spokój. Najwyraźniej jemu nigdzie się nie spieszyło... ale na przykład ja, czy Tom, na pewno mamy wiele ciekawszych zajęć niż oczekiwanie, aż szanowny David łaskawie wypowie dwa słowa, aby zaraz ponownie zamilknąć. Może jest chory?

-Więc kiedy wyjeżdżamy?- Odezwał się znudzony Bill, tupiąc nerwowo nogą o podłogę.-Haloo...- Pomachał ręką przed jego twarzą zmuszając go, żeby zwrócił na niego swoją uwagę.

-Tak, tak... wyjeżdżamy. Przecież mówiłem, że wyjeżdżamy. W ogóle mnie nie słuchasz, Bill.- Wypalił brunet spoglądając na wokalistę z oburzeniem. Chłopak uniósł brwi zapewne doznając niemałego szoku. Nawet tego nie skomentował.

-Świetnie. Więc, dokąd i kiedy?

-No jak to dokąd... do tej... no... wiecie przecież...

-David, czy ty jesteś dziś w ogóle dyspozycyjny?!- Tom, aż wstał z miejsca tracąc wszelką cierpliwość. No nie dziwię się... Ciekawe, co takiego się stało, że nasz menadżer jest taki dziwny.

-No, a nie widać?

-Organizujesz spotkanie, a nie potrafisz nic konkretnego powiedzieć. I wmawiasz nam ciągle, że wiemy coś, czego nie wiemy!

-Serio?- Uniósł brwi patrząc na niego jakby z zaskoczeniem.

-Mam wyjść z siebie?

-Nie Kochanie, lepiej zostań...- Chwyciłam go za rękę ciągnąc z powrotem na kanapę i zmuszając, żeby usiadł na swoim miejscu.

-Carmen, to nie jest zabawne.- Skarcił mnie posyłając mi surowe spojrzenie. Oho, pan Kaulitz się wkurzył, więc lepiej z nim nie zadzierać. Skończyła się sielanka?

-Dobra, więc... Jedziemy podbijać Amerykę.- Oświadczył w końcu Jost obdarzając nas wszystkich przelotnym spojrzeniem, które zaraz z powrotem utwierdził w podłodze.- Wszystko już załatwiłem, wyjeżdżamy w przyszłą sobotę.- Dodał po chwili namysłu.- A państwo Kaulitz, mają w tym tygodniu zaplanowane sesje i wywiady.

-A pytał nas ktoś o zdanie?- Gitarzysta wlepił w niego swoje nieprzychylne spojrzenie.

-A od kiedy ja muszę pytać o zgodę? To chyba należy do waszych obowiązków.

-Do obowiązków należą sprawy związane z zespołem, a nie z naszym prywatnym życiem. Wywiadów i sesji możemy udzielać, jako członkowie zespołu, a nie państwo Kaulitz. A jeżeli ktoś chce zrobić z nami wywiad, jako z małżeństwem, należy nas zapytać, czy wyrażamy na to zgodę.- Wyrecytował ze stanowczością w głosie.

-Ale to jest dobre dla zespołu. Jesteście teraz wizytówką, Tokio Hotel.

-Nie będę żadną...

-Tom, daj już spokój.- Przerwałam mu. Zupełnie nie wiem, co go nagle ugryzło. Wszystkiego się czepia. Nic się przecież nie stanie, jak udzielimy kilku wywiadów i ktoś nam porobi zdjęcia. To normalne. Rozumiem, że mógł się odzwyczaić, ale bez przesady. Czemu on taki nerwowy?- Następnym razem David ustali najpierw wszystko z nami, zanim coś zrobi. A teraz nie unoś się tak, bo nie ma potrzeby.

-Dzięki, Carmen.- Mężczyzna posłał mi wdzięczny uśmiech, najwyraźniej ulżyło mi, że Tom zamilkł. Ciekawe, jak długo jeszcze będę miała na niego taki wpływ...- Możecie już iść.- Rzucił jeszcze, a Bill z Gustavem poderwali się z miejsca jak oparzeni. A wydawało mi się, że to nam się najbardziej spieszy z całej czwórki.

-David, a co u ciebie i Melanie?- Wstałam podchodząc do menadżera. Chciałam dowiedzieć się co nieco o jego związku z moją siostrą. W końcu spodziewają się dziecka, musi im się jakoś układać... pewnie nie jest idealnie, ale ważne, żeby w ogóle było.

-W porządku.- Odparł, już myślałam, że to będzie koniec jego, jakże wyczerpującej wypowiedzi, jednak jego twarz nagle rozpromieniała, jakby zdarzyło się coś wspaniałego.- Byliśmy niedawno razem na badaniach! Widziałem naszego syna, jest cudowny.- Ucieszył się jak małe dziecko. On naprawdę mnie zaskakuje.- Serducho mu bije, jak nie wiem. Będzie z niego twardy facet.

-Na pewno...- Przytaknęłam mu uśmiechając się. Szczerze mówiąc, chciało mi się śmiać... no, ale jednak powstrzymałam się. Mimo wszystko taka reakcja, byłaby dosyć dziwna.

-Carmen... chodźmy już.- Tom stanął obok mnie obejmując mnie w pasie. Nie miałam innego wyjścia, jak pożegnać się i udać się ze swoim mężczyzną do domu. Trzeba korzystać z wolnego czasu, dopóki jeszcze go mamy...


###


10 komentarzy:

  1. Jak wolisz, skometuje potem, ale jak zapomne, co chciałam napisac, to nie będzie moja wina... xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku, ależ ten Tom się oburzył xd Widać, jak bardzo jest zazdrosny o Carmen i najwyraźniej żyje w przekonaniu, że ona i jej ciało należą tylko i wyłącznie do niego... No i w sumie w dobrym przekonaniu żyje, bo tak przecież jest xD W każdym razie jego reakcja na te wszystkie listy była boska, chłopak się naburmuszył jak nie wiem. Fajnie, że w związku Billa i Sary jest tak dobrze ^^ Co się dzieje z Jostem? Początkowo sądziłam, że ma kłopoty z Melanie, ale po tym, z jakim entuzjazmem mówi o swoim synu, to nie wynika, by coś było nie tak. Nie rozumiem człowieka XDPozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. świetny ;) co się stało z tym Davidem? jakiś dziwny był xd to pewnie przez Melanie ;) a Tom to tylko o jednym myśli... ;dd pozdrawiam ;***

    OdpowiedzUsuń
  4. No, właśnie o tym samym pomyślałam. xD Na początku to wszyscy są pełni zapału, że czasami aż się przelewa, a potem żadnemu z małżonków nie chce się kiwnąć palcem. Takie życie.Tom-zboczeniec! Chce sobie pornola na live obejrzeć? xDA po co on ma ją oglądać w bieliźnie? O.O bez bielizny jest ciekawiej. xDDDobrze, że Carmen posiada jeszcze coś takiego jak poczucie obowiązku. Poszaleć można i to oczywiście jest fajne, ale też uważam, że trzeba ponosić konsekwencje wszystkiego, za co wzięło się odpowiedzialność.Miło by było, gdyby David faktycznie zapytał ich o zdanie, jednakże myślę, że to nie zawsze możliwe. I mimo wszystko... To jednak należy do ich obowiązków. Chyba, że kompletnie im nie zależy na karierze. Podobało mi się, pozdrawiam. ;]

    OdpowiedzUsuń
  5. Oh, szkoda, że nie mogą mieć dzieci. Na pewno byliby cudownymi rodzicami ! Ah, jaki Tom jest zazdrosny, no ale Carmen wcale nie jest lepsza ;D Dobrze, że Bill z Sarą znowu taaak się kochają. Trasa szykuje się dosyć ciekawa i bardzo dobrze, że Carmen wróciła do zespołu ;) Pozdrawiam ;*****

    OdpowiedzUsuń
  6. Łaaa. Świetny szablon;>Hahahah, Tom mnie rozwalił w tym odcinku xDxD. Jaki on zazdrosny^ Na te wszystkie propozycje, które została Carmen ;d. O, Boziu xD.Fajnie, że między Sarą i Billem wszystko sie układa. Tylko co ten Jost taki zamyślony? Myślałam, że cos nie tak z Melanie. No, ale skoro z takim entuzjazmem zareagował na pytanie Carmen i tak się cieszył, że niedługo zostanie ojcem, to... o co chodzi? o.O. Ciekaweee.Zobaczymy jak potoczy się trasa koncertowa^ Czekam na kolejny xd. Pozdrawiam xd ;*:*:*

    OdpowiedzUsuń
  7. Kobieto przechodzisz samą siebie w tych pomysłach, którymi nas karmisz! Czy ja naprawdę za każdym razem muszę nabijać sobie siniaka, gdy spadam z krzesła ze śmiechu podczas czytania Twoich postów? Ostatnio była naga dziewczyna Gucia, teraz cudowna poczta do Carmen i ten rozgniewany zazdrosny o nią Tom. A dialogi?! Bomba, szczególnie przy otwieraniu korespondencji. David już się chyba stresuje porodem i tym jak pogodzić funkcje ojca i menagera będąc w Ameryce. Wcale się nie dziwie reakcji Toma, bo sama też bym nie chciała udzielać wywiadów dotyczących mojego życia prywatnego, szczególnie tuż po ślubie, ale życie nie składa się z samych przyjemności, prawda?Pozdrawiam =)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ładny szablon :D. Odcinek też niezły ;PP Podoba mi się to że jest tu dużo codzienności... :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Uhh. Jak Tom się wkurzył xd Ale te oferty pracy był świetne. xd Nieźle to wykombinowałaś ;D Wyobrażam sobie Toma w takiej sytuacji. hahhh xddA co z Davidem? Czemu taki... przymulony? Dziwnie. Ciekawe czemu.Ale podobało mi się z jakim przejęciem mówił o dziecku ;)Czekam na nowe .QB

    OdpowiedzUsuń