Przetarłam zaspane oczy z niezadowoleniem stwierdzając, że jestem sama w łóżku. Ani trochę mi się ten fakt nie podobał. Gdzie jest mój mąż? Jest jeszcze wcześnie... poza tym wyszedłby gdzieś beze mnie? Podniosłam się do pozycji siedzącej i rozejrzałam po pokoju. Jedyne co dojrzałam to tacę z jedzeniem leżącą na stole. Śniadanie w łóżku? Może poszedł po kwiaty? Na pewno poszedł po kwiaty, chciał mi zrobić niespodziankę, a ja jak na złość już się obudziłam. To może będę udawała, że jeszcze śpię... i tak nie mam nic ciekawszego teraz do roboty.
Opadłam z powrotem na poduszkę i zanim zdążyłam zamknąć oczy, Tom wszedł do pokoju. Nie miał wcale kwiatów...
-Cześć, Kochanie.- Uśmiechnął się do mnie, co odwzajemniłam. Ciekawe gdzie on był? A jak on wyszedł w środku nocy? I poszedł sobie gdzieś... do jakiegoś klubu z dziewczynami, albo... Jestem głupia. To wszystko przez Melanie. Nie będę się zadawać z kobietami w ciąży! Ich paranoje są zaraźliwe...
-Gdzie byłeś?- Zapytałam, aby rozwiać swoje kretyńskie domysły.
-Na korytarzu. Rozmawiałem przez telefon.- Wyjaśnił podchodząc do mnie, żeby móc mnie pocałować.- Dzwoniłem do kliniki. Są już wyniki badań, musimy tylko umówić się na wizytę.- Dodał siadając koło mnie.
-Nie mogłeś od razu nas umówić?
-Nie mamy teraz czasu przecież...- Stwierdził.- Musimy zaczekać, aż będziemy mieli mniej roboty. Nie martw się, pogadam z Davidem na pewno nas wypuści jeszcze w tym tygodniu.
-To dobrze... chcę mieć to już za sobą i wiedzieć coś więcej.- Westchnęłam, a chłopak wstał i podszedł do stolika, aby wziąć z niego wcześniej zauważona przeze mnie tacę.
-Zamówiłem dla ciebie.
-Strasznie mnie rozpieszczasz...
-Bo tak trzeba!- Oświadczył z poważną miną.- Jeszcze cię nakarmię... i zrobię ci masaż. Musisz być odprężona i w ogóle musi ci być dobrze.
-Zaglądałeś do internetu?- Zmarszczyłam brwi przyglądając mu się podejrzliwie. Sama mu to sugerowałam, ale chodziło mi tu o niego, a nie o mnie. To on miał robić coś ze sobą, żebyśmy mieli synka, a nie ja...
-Nie muszę tam zaglądać, żeby wiedzieć, że stres źle działa na twój organizm. Poza tym w nocy miałaś jakieś koszmary i tak strasznie płakałaś... to wszystko przez ten cały stres i zmęczenie.- Powiedział niezbyt zachwycony. Dobrze, że nie pytał o to, co mi się śniło. Nie chciałam nawet tego sobie przypominać...
-Kochany jesteś...- Objęłam go rękoma za kark przyciągając do siebie z ostrożnością, żeby nie zgniótł mojego śniadania.-Nikt nie ma takiego wspaniałego męża, jak ja.- Dodałam z dumą i złożyłam całusa na jego ustach.
-Kocham cię, wiesz?- Wyszeptał patrząc mi w oczy. W takich chwilach się po prostu rozpływam...
-Wiem, słyszę to co dziennie i wcale mi się nie nudzi.- Uśmiechnęłam się słodko.- Ja też cię kocham, bardzo mocno.- Przyciągnęłam go jeszcze bliżej, aby go mocno przytulić. Moje serce wypełnia nie tylko wielka miłość, ale i radość. To takie cudowne uczucie. Wprost nie do opisania.
#
Już przy ostatniej piosence czułam się jakoś dziwnie. Tak nagle zrobiło mi się duszno i słabo. Zaczęły mnie drażnić piski fanów, a nawet głos Billa. Starałam się za wszelką cenę nad sobą panować i grać dalej swoje. Nie mogłam tak po prostu przerwać, choć bardzo chciałam. Pragnęłam zejść ze sceny i usiąść choć na chwilę. Było mi tak bardzo niedobrze. Jednak wytrwałam do końca. Zaraz, gdy tylko skończyła się moja rola zeszłam ze sceny nawet się nie żegnając z publicznością.
Pierwsze co zrobiłam po wejściu do garderoby, to napiłam się wody. Poczułam lekką ulgę, lecz dopiero, gdy usiadłam na kanapie mogłam stwierdzić, że jest już lepiej. Nie wiem skąd się to wzięło... na pewno jestem przemęczona, ale przecież zawsze tak jest. W każdy koncert i próbę wkładam wiele wysiłku. To za duże obciążenie dla mojego organizmu?
-Carmen, co się dzieje?- Po chwili dołączył do mnie Tom patrząc na mnie z niepokojem.
-Nie mogłam już wytrzymać...- Powiedziałam cicho.- Źle się czuję.- Uniosłam na niego swój przygaszony wzrok. Chłopak usiadł przy mnie obejmując mnie ramieniem.
-Nie jesteś przyzwyczajona do takiego tempa...- Stwierdził wzdychając ciężko.- Nie wiem, czy to był dobry pomysł, żebyś wracała do zespołu. Po tym jak odeszłaś, wiele przeszłaś... nie powinnaś teraz się tak nagle przemęczać.
-Nic mi nie będzie. To tylko chwilowe. Przyzwyczaję się i będzie dobrze...- Uśmiechnęłam się do niego niewyraźnie. Nie chciałam znowu odchodzić z zespołu. Tokio Hotel nie może przecież co chwile zmieniać basisty. I zawsze jest to z mojej winy...
-Kotku, ale wiesz, że teraz twoje zdrowie jest bardzo ważne... Chcemy mieć dziecko, musisz mieć zdrowie i siłę, aby nam się udało.- Spojrzał na mnie. Wiedziałam, że chce teraz usłyszeć, że nie będę już grać. Ale ja nie zrezygnuję... Nie mogę. Lubię to... nie chce cały czas siedzieć i nic nie robić. A oni potrzebują basistki.
-Będę o siebie dbała. Pójdę nawet do lekarza po jakieś witaminy na wzmocnienie.- Zapewniłam go.
-A jak zajdziesz w ciążę? Nadal będziesz grała?
-Tak.- Potwierdziłam bez wahania.- Przecież to nie choroba.
-Ale powinnaś odpoczywać, unikać stresu i w ogóle...
-Tom, daj spokój. Nie zostawię was ze względu na dziecko... którego zresztą jeszcze nie ma.- Rzekłam stanowczym tonem.
-Nie, kochanie.- Podniósł się nagle z miejsca stając na równe nogi, a wyraz jego twarzy już nie był taki miły.- Jeszcze dziś porozmawiam z Davidem, aby był przygotowany na możliwość twojego odejścia. Jeżeli będziesz w ciąży, odchodzisz z zespołu, czy ci się to podoba czy nie.- Wyrecytował na jednym oddechu i zanim to do mnie dotarło opuścił garderobę mijając się z resztą zespołu, a także menadżerem i Melanie. Dosłownie mnie zatkało. Nie byłam w stanie wydobyć z siebie słowa. Gapiłam się jak głupia cały czas w to samo miejsce, gdzie przed chwilą stał.
-A ty, co? Ducha zobaczyłaś?- Gustav opadł obok mnie opróżniając zaraz zawartość butelki, którą ze sobą przyniósł.- Szybko uciekłaś ze sceny.
-Źle się poczułam.- Mruknęłam nadal lekko wstrząśnięta.
-Wiesz, ty chyba za słabiutka jesteś do tego biznesu.
-Następny się znalazł.- Burknęłam pod nosem krzyżując ręce na piersi. Zmówili się czy co? Może nie jestem potężnym facetem, który zniesie wszystko, ale też nie jestem słaba. I nikt mi nie będzie wmawiał, że się nie nadaję, aby grać w zespole. Jestem silną kobietą i zniosę wszystko, co trzeba. Żadna krzywda też mi się nie dzieje, więc nie wiem w czym problem. A to, że czasem się gorzej poczuję jeszcze nic nie znaczy. Każdemu może się zrobić słabo z emocji, czy choćby z tej duchoty...
-David, chciałbym iść z Sarą do lekarza. Możemy jutro wyjść?- Bill zwrócił się do mężczyzny, który zrobił poważną minę zamyślając się na dłuższą chwilę.- Musimy zrobić badania i w ogóle...
-Ja też chciałabym wyjść.- Wtrąciłam się. Jak Bill będzie mógł wyjść, to i ja z Tomem pewnie też. Przecież bez wokalisty niewiele zdziałamy jako zespół.
-Dobra... widzę, że mam niewiele do powiedzenia.- Stwierdził zrezygnowany.- Też wam się dzieci zachciało.
-I kto to mówi!- Prychnęła Melanie mierząc go wzrokiem.- Poza tym jedyna osoba z nas wszystkich, która chce dziecka, to Carmen. Nikt inny sobie nie planował ciąży.
-Ale ja też chce swojego dziecka.- Oburzył się Bill.- Jak w ogóle można nie chcieć takiego słodkiego bobasa... tym bardziej, gdy już jest.- Dodał zadowolony.
-A twoja dziewczyna? Coś nie tryska entuzjazmem.
-Bo to dla niej nowa sytuacja, ale też się cieszy. I przestań gadać głupoty, irytująca jesteś.- Zmarszczył brwi patrząc na nią srogo.
-Masz problem.
-Mel...- Odezwałam się niepewnie zauważając coś dziwnego. Coś, czego raczej nie powinno być u kobiety w ciąży. Na pewno być nie powinno...
-Co?- Spojrzała na mnie.
-Masz brudne spodnie...
-No i co z tego? To już się poplamić...- Urwała, gdy przyjrzała się bliżej swojej plamie i nie minęła chwila, jak wbiegła do łazienki trzaskając za sobą drzwiami. David uniósł brwi nie bardzo rozumiejąc całą sytuację. Ja też niewiele z tego pojmowałam.
-Dostała okres?- Wypalił Gustav ściągając na siebie nasze spojrzenia.
-Przecież jest w ciąży.
-Ja krwawię!- Blondynka ponownie zjawiła się w garderobie, tym razem cała blada jak ściana.- David! Moje dziecko! Zrób coś! Tak nie można!
-Uspokój się...- Podniosłam się z miejsca podchodząc do przerażonej siostry.- W pierwszych miesiącach ciąży może pojawić się plamienie...
-Ja jestem już w piątym! A piąty to już chyba nie jakiś z pierwszych! Poza tym... to nie jest plamienie...
-Spokojnie, przecież nic cię nie boli. Na pewno nic się nie dzieje. Jedźcie do lekarza i wszystko się wyjaśni.- Poleciłam spoglądając znacząco na Josta, który jakby dopiero teraz się ocknął.
-Mój syn!- Pisnął gorzej niż sama Melanie, jednak najważniejsze, że się opamiętał i podszedł do niej szybko chwytając za rękę.- Jedziemy do szpitala. Carmen, spakuj jej potrzebne rzeczy i dowieźcie je z Tomem, albo wyślij kogoś...- Rzucił i zanim zdążyłam mu przytaknąć wyszedł ciągnąc za sobą moją zszokowaną siostrę. Teraz to i ja zaczęłam się poważnie niepokoić. Wiem, że krwawienie nie jest dobrym znakiem...
Miałam to przy swoim pierwszym poronieniu... Ale przecież ona czuje się dobrze. A ja wtedy umierałam z bólu... to było straszne i w ogóle wyglądało zupełnie inaczej. Na pewno wszystko jest w porządku.
-Idę do Sary.- Oświadczył Bill. Jak na niego popatrzyłam, jego twarz była tego samego koloru co mojej siostry. Przestraszył się bardziej ode mnie...
###
Lepiej nic nie będę pisać o swoim wyjeździe, bo się wygadam xD
Pisanie tego opowiadania idzie mi ostatnio nieco wolniej, więc odcinki mogą pojawiać się rzadziej... cóż mam wenę na ewige-liebe więc tam bywam częściej xd Ale oczywiście pamiętam cały czas o Carmen i Tomie i jeszcze dość długo będę ciągnąć tę historię, a przynajmniej do 200 odcinka xd
Pozdrawiam ;*