niedziela, 12 grudnia 2010

141.'Jeśli już to słonica. I to nadzwyczajnie urokliwa.'

Kolejne listopadowe dni mijały w wyjątkowo wolnym tempie, a w mojej głowie cały czas panował mętlik przez co nie myślałam już tak dużo o Tomie. Może więc lepiej, że to wszystko się wydarzyło? Tęsknota za bliską osobą nie jest niczym przyjemnym, lecz chyba jednak wolałabym tęsknić dwa razy bardziej za moim mężem niż teraz zadręczać się Sarą i moją matką. Oczywiście moja przyjaciółka- o ile jeszcze mogę tak ją nazwać- nie odezwała się do mnie ani razu, nawet nie odbiera telefonu, a gdy poszłam do domu jej rodziców tam też nikt mnie nie przyjął. Nie mam już siły... liczę na to, że wszystko się jakoś wyjaśni. Że jak wróci Bill, powie mi o co chodzi... co tak naprawdę się wydarzyło. Dlatego na chwilę obecną po prostu się poddaję, nie będę dociekać prawdy i starać się skontaktować z Sarą. Jednak pozostaje mi ciągle drugi problem, jakim jest moja matka. Tego akurat nie mogę tak sobie zostawić bez rozwiązania. Nie chcę mieć z nią nic wspólnego, ale chcę wszystko wyjaśnić. Przede wszystkim muszę się z nią spotkać... nie wiem, czy nawet będę miała w sobie na tyle siły, aby z nią rozmawiać, ale na pewno zadam jej jedno jedyne pytanie, które będzie dotyczyło mojego prawdziwego ojca. Muszę wiedzieć kim on jest.

-Mel... chciałabym jechać na kilka dni do Polski.- Wyznałam niepewnie siostrze, która wybałuszyła na mnie oczy najprawdopodobniej będąc w szoku.- Chcę się spotkać z naszą matką.

-Ale skąd w ogóle wiesz, że jest w Polsce?!

-Dowiedziałam się...- Mruknęłam siadając na krześle.- Zadzwoniłam pod numer, który mi podała... okazał się być nieaktualny.- Uniosłam na nią swój wzrok. Oczywiście, że miała rację. Matka oszukała mnie od początku do końca, a ja naiwna dałam się w to wrobić. A chciałam, żeby było dobrze... ja chciałam tylko mieć mamę...

-No nic dziwnego... ale nie przejmuj się, ona nie jest tego warta. Może to i lepiej, że wzięłaś Matthewa ze sobą. Przecież on nie miałby z nią życia...

-Wiem, tego wcale nie żałuję... w końcu to nasz brat. Ale chcę tam pojechać tylko po to, żeby dowiedzieć się czegoś o moim ojcu.- Wyjaśniłam.- Poradzisz sobie przez ten czas sama?

-Jasne, przecież nie jestem małym dzieckiem.- Przewróciła teatralnie oczami. Ale ja i tak nie byłam do końca pewna, czy mogę zostawić ją samą z czteroletnim dzieckiem. Właściwie moje wątpliwości powodowała jedynie jej ciąża... wiem, że Melanie musi dużo odpoczywać i o siebie dbać, a ja ją tak obciążam... Nie wybaczę sobie jeśli to odbije się na moim siostrzeńcu, albo też na niej samej.- Możesz spokojnie jechać. Tylko, czy ty sobie tam poradzisz?

-Znam trochę polski... poza tym już tam byłam nie raz.- Wzruszyłam ramionami.- Załatwię wszystko jak najszybciej i wrócę.

-A rozmawiałaś o tym z Tomem?

-Nie... nic mu w ogóle nie mówiłam o tym wszystkim. Chcę sama się tym zająć... on ma teraz trasę i lepiej, żeby o niczym nie wiedział. Przynajmniej na razie... może opowiem mu, jak wróci.

-Nie zauważy, że jesteś w Polsce?

-Przecież nie będzie sprawdzał gdzie jestem. Poza tym wiem, że jakbym mu o tym powiedziała, zabroniłby mi tam jechać...

-Więc robisz to wbrew jego woli.

-Niezupełnie, on nic nie wie...

-Jeszcze...

-Oj, Mel.- Rzuciłam jej groźne spojrzenie.- Nie komplikuj. Chcę tylko znać prawdę, mam do tego pełne prawo.- Dodałam z przekonaniem.- Pójdę się spakować i zamówię bilet na jutro.

-A może to nie ma sensu?

-Dla mnie ma.- Mruknęłam i nie chcąc dłużej dyskutować na ten temat udałam się do swojej sypialni, żeby spakować najpotrzebniejsze rzeczy. Miałam nadzieję, że wrócę szybko. Góra za trzy dni... szczerze mówiąc nie chciałam spędzać tam zbyt wiele czasu. Jestem jakoś negatywnie nastawiona do tego kraju, ale nie wiem dlaczego. Mam dziwne odczucia. I mam nadzieję, że Tom nie będzie miał mi tego za złe... przecież nie robię nic złego.

Chciałam już wyciągać torbę z szafy, kiedy poczułam jak ktoś pociąga mój rękaw od bluzki. Odwróciłam się w stronę brata, który przyglądał mi się uważnie.

-Carmel... a mogę jechać z tobą?- Zapytał, czym mnie naprawdę zaskoczył. Skąd on w ogóle wie, że ja dokądś jadę? Boże, czasem mam wątpliwości, że to mój brat... on jest taki mądry...

-Ale ja niedługo wrócę.- Przykucnęłam przy nim.- Zostaniesz z Melanie przez kilka dni...

-I z wujkiem Tomem?- Przechylił lekko głowę robiąc przy tym śmieszną minę. Nie bardzo wiedziałam, co to ma oznaczać... ale bardziej zainteresowało mnie, że wspomniał o moim mężu. Przecież dobrze wie, że Toma z nami nie ma... więc czemu nagle pyta, czy z nim zostanie? Dzieci są takie skomplikowane.

-Matti, kochanie... Tom jest teraz bardzo daleko i nie może...

-Ale ja go widziałem.- Przerwał mi oburzony, na co ja uniosłam wysoko brwi wyrażając swoje zdziwienie.

-Widziałeś Toma?

-Noo... Chodź ci pokażę.- Złapał moją rękę i pociągnął mnie do wyjścia z pokoju następnie prowadząc na dół po schodach. Melanie siedziała na kanapie i czytała gazetę... i nikogo więcej nie było.- Taam.- Wskazał na okno, a ja nie zwlekając podeszłam do niego i odsłoniłam firankę rozglądając się uważnie po okolicy... Myślałam, że zaraz przejdę przez ścianę, gdy ujrzałam postać tak dobrze znanego mi mężczyzny. On naprawdę stał przed domem i rozmawiał przez telefon, a obok niego stał jego brat, który wyraźnie się niecierpliwił. Zamrugałam powiekami chcąc być pewna, że nic mi się nie wydaje. No ale... skoro Matt ich widzi i ja ich widzę, to znaczy, że stoją tam naprawdę!

-Czemu stoicie przy tym oknie?- Melanie odłożyła gazetę spoglądając w naszą stronę.- Szukacie smug? W sumie przydałoby się posprzątać...

-Tom tam jest!- Niemalże pisnęłam czując jak serce wali mi coraz mocniej. Byłam w tej chwili tak cholernie szczęśliwa, że go widzę, że jest tak blisko...

-Gdzie?- Moja siostra od razu wstała i podeszła do nas również wyglądając przez szybę, lecz ja nie miałam zamiaru dłużej tak bezczynnie stać. Natychmiast ruszyłam do przedpokoju, aby zaraz otworzyć drzwi. Mało mnie obchodziło, że jestem w kapciach i cienkiej bluzce, a na dworze panuje chłód. Wybiegłam na zewnątrz zwracając tym samym na siebie uwagę Billa.

-Tom!- Rzuciłam się na swojego męża nie zważając na to, że jest zajęty. Dopiero teraz mnie zauważył, a telefon przez, który rozmawiał wypadł mu z rąk ku radości Billa, który od razu go podniósł i zakończył połączenie następnie chowając urządzenie do kieszeni. Ja natomiast tkwiłam w objęciach ukochanego i wdychałam jego zapach nadal nie mogąc uwierzyć, że naprawdę tu jest.

-To ja wejdę do środka.- Rzucił wokalista po czym zostawił nas samych.

-Mój kochany... czemu nie powiedziałeś, że wracacie?- Uniosłam swój wzrok na Gitarzystę, właściwie mało mnie to obchodziło. Przecież najważniejsze, że znowu jest przy mnie. Tak bardzo za nim tęskniłam i tak strasznie go teraz potrzebuję.- Stało się coś?

-Sam nie wiedziałem... chodzi o Sarę.- Odparł lekko przygaszony, ale zaraz na jego twarz wpłynął śliczny uśmiech.- Moja wariatka, nawet się nie ubrałaś.- Musnął czule moje czoło i odgarnął kosmyk moich włosów przyglądając mi się z uwagą.- Wypiękniałaś.

-A ty wyprzystojniałeś.- Uśmiechnęłam się do niego szeroko i zbliżyłam swoją twarz do jego, aby móc wpić się w te słodkie, pełne usta... Tak dawno ich nie czułam. Myślałam, że zaraz uniosę się nad ziemię. Chłopak obejmował mnie mocno w talii, a ja ułożyłam dłonie na jego karku delikatnie go po nim masując. To był jeden z najprzyjemniejszych pocałunków w moim życiu. Chwila, w której wszystkie troski odchodzą na bok i wydaje się, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Bo z nim może właśnie tak być.

-Chodźmy do domu, bo mi się rozchorujesz.- Wymruczał odrywając się od moich warg i poczułam jak unoszę się nad ziemią, tym razem to nie była moja wyobraźnia, czy też metaforyczne odczucie... to Tom mnie podniósł. Automatycznie zacisnęłam nogi na jego biodrach i objęłam rękoma kark, aby w żadnym wypadku nie spaść na twardą ziemię. Oczywiście wiem, że mój mężczyzna by na to nigdy nie pozwolił, ale to już taki naturalny instynkt. Bez najmniejszego problemu zaniósł mnie do domu, a ja przy okazji skradłam mu jeszcze kilka słodkich pocałunków.

-I znowu się zaczyna...- Usłyszeliśmy ciężkie westchnięcie mojej siostry, która stała opierając się o framugę.- Jak dobrze, że ja z wami nie mieszkam na co dzień.- Dodała marszcząc brwi.- Zrobiłam gorącą, pyszną, owocową herbatkę dla mojej siostrzyczki, szwagierka i jego braciszka.- Uśmiechnęła się do nas szeroko.- Tylko postaw ją na podłogę, przecież to jakiś słoń...- Poleciła Tomowi robiąc przy tym poważną minę, a ja aż się zapowietrzyłam z wrażenia. Że niby ja?! Słoń?!

-Jeśli już to słonica. I to nadzwyczajnie urokliwa.- Skwitował, za co obdarzyłam go swoim oburzonym spojrzeniem.- No, ale Kochanie... nie ma co się obrażać, my tylko sobie żartujemy.- Musnął moje usta i ostrożnie postawił na podłogę.- Swoją drogą to przytyło ci się z kilogram...

-Pff... Tobie swoją drogą też.- Prychnęłam mierząc go z góry na dół. Dopiero co przyjechał, a już mi tutaj cwaniaczy... może rzeczywiście mi się przytyło no, ale żeby od razu to zauważył?

-Ja schudłem! Po prostu mam mięśnie i tak ci się tylko wydaje, że jestem grubszy niż byłem...

-Matko Boska! Weźcie skończcie, co? Odezwać się nie można, bo zaraz podłapiecie temat i końca nie widać... jeszcze chwila i do sądu pójdziecie z tym, kto ile przytył i kiedy i dlaczego...- Wyrecytowała blondynka patrząc na nas w sposób, jakbyśmy byli co najmniej niedorozwinięci umysłowo.

-Pff... znalazła się mądra. Chodźmy Kochanie... stęskniłam się.- Złapałam Toma za rękę uśmiechając się przy tym słodko i pociągnęłam go na górę ignorując swoją zrezygnowaną już siostrę oraz herbatę, która czekała na nas w kuchni.

-Tylko mi tam się nie tentegować! Dziecko tu mieszka i jest biały dzień! I ja nie wyrażam zgody!- Zawołała za nami, co także nie omieszkałam olać...


#


Wzdychając cicho weszła do kuchni, gdzie przebywał osamotniony wokalista. Na pierwszy rzut oka widać było, że nie jest z nim najlepiej. Oczywiście Carmen wraz z Tomem ulotnili się na górę i zostawili ją samą z czarnowłosym, który raczej nie wyrywał się do rozmowy. Ale przecież ktoś musi się nim zająć, w końcu jakby nie było jest jej gościem. Usiadła więc na jednym z krzeseł zastanawiając się, co mogłaby powiedzieć, aby przerwać tą głuchą ciszę. Chłopak od razu wlepił w nią swoje czekoladowe spojrzenie uważnie ją lustrując jednak nie odezwał się.

-Patrz... tyle czasu minęło od ślubu Carmen i Toma, a ja dopiero teraz pomyślałam o tym, że właściwie jesteś moją rodziną.- Wypaliła nagle nie bardzo się nad tym zastanawiając.

-Chyba nikt się nad tym nie zastanawiał.- Mruknął spuszczając wzrok na swoje paznokcie.- Zresztą... kto by tam zwracał na to uwagę...

-No właśnie.- Przytaknęła mu.- A dlaczego tak nagle wróciliście?

-Chciałem ratować swój związek... ale teraz nie wiem nawet co mam robić.- Stwierdził nawet na nią nie spoglądając.

-Cóż... ja się na tym nie znam. Jak widać jeszcze żaden związek mi się nie udał i nie wyszłam na nim dobrze.

-To był mój pierwszy, który miał się udać...

-Może tylko według ciebie tak miało być.

-Nie pocieszasz mnie...

-Nie mam takiego zamiaru. Jesteś facetem i jak zwykle to ty zawiniłeś, a nie ona.

-Ale kiedy ja nie wiem co zrobiłem!

-Jasne. Wy zawsze nic nie wiecie, zawsze jesteście niewinni i najbardziej poszkodowani.- Skwitowała z ironią. Mimo wszystko nie potrafiła mu współczuć, już dawno uprzedziła się do płci męskiej i nie potrafi być obiektywna. Widziała, że nie jest mu łatwo i że może nawet cierpi jednak nawet to nie wzbudzało w niej żadnych skrupułów.

-Wcale tak nie uważam. Być może coś zrobiłem nie tak, potrafię się przyznać do błędu... tylko, że ona nawet nie powiedziała mi o co chodzi. Jak do niej dzwoniłem mówiła jakimiś zagadkami, a ja niestety nie jestem jasnowidzem.- Wyrecytował ze stoickim spokojem.

-Jakby naprawdę ci zależało już dawno byś był pod jej domem.

-Boję się... Jej rodzice za mną nie przepadają, a ona nie chce ze mną rozmawiać. Jak mam tam wejść? Nie wpuszczą mnie...

-Dlatego najlepiej tu siedzieć?- Uniosła brwi patrząc na niego jak na idiotę.- Przerwałeś trasę, wyprowadziłeś Josta z równowagi po to, żeby sobie posiedzieć w mojej kuchni?

-Nie... Ja próbuje coś wymyślić!

-Już wymyśliłam za ciebie. Jedź do niej i jak trzeba śpij pod domem.- Poleciła z poważną miną.

-To raczej mało pozytywne myślenie. Sądzisz, że będzie, aż tak źle?- Zapytał na co wzruszyła bezradnie ramionami.- Dobra... w końcu jej rodzice mnie nie zjedzą, a ja jestem ojcem jej dziecka. Mam prawo się z nią widzieć i żądać wyjaśnień.- Podniósł się z miejsca.- Trzymaj za mnie kciuki... wspieraj mnie duchowo!

-Jasne.- Uśmiechnęła się do niego krzywo, a wokalista wyszedł.- Ty taki nie będziesz...- Powiedziała cicho układając dłonie na swoim brzuchu.- Będziesz jedynym facetem na ziemi, który będzie idealny.


###


Pewnie mam jakieś zaległości... wybaczcie, postaram się to nadrobić. Nie mam ostatnio głowy do czytania, a jeśli już coś przeczytam to nie umiem skomentować ;) Nigdy nie myślałam, że będę musiała się tłumaczyć szkołą ;o Zawsze uważałam to za głupią wymówkę, lecz jednak... dopadło to i mnie xd Ale! To tylko przez moją głupotę, nie pracowało się przez cały semestr jak trzeba to teraz się nadrabia ;p i nadal sądzę, że szkoła to tylko zwykła wymówka o. xd 

No, ale nieważne... 

pozdrawiam ;*


10 komentarzy:

  1. PIERWSZA?! Nie wierze! Chyba pierwszy raz u ciebie :D Kurde, Tom jest taki słodki! A bezradny Bil... O ja!!! <33333 Kocham to opowiadanie :D Jest takie... nie wiem, ale chce mi się je czytać ;)))) Kurde, denerwuje mnie matka Carmen, a jak jej ojcem okaze się ktoś,....nie wiem. To masakra będzie :D I chce już wyjaśnienia sprawy z Billem... i Sarą :DUwielbiam! :***

    OdpowiedzUsuń
  2. ooo, wrócili ;D i dobrze. oby Bill z nią porozmawiał ... przecież tak być nie może ;). pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. No wiesz... jestem zagrożona z dwóch przedmiotów, więc w moich oczach szkoła nie jest głupią wymówką xDJa tam wcale nie dziwię się Carmen, że chce wyjechać i poznać prawdę o swoim ojcu. Z pewnością postąpiłabym tak samo. Przede wszystkim chciałabym sobie też wyjaśnić z matką tą całą sytuację.Kurczę, przywitanie Carmen i Toma było absolutnie obłędne xD Wyobraziłam sobie niemal idealnie, jak młoda blondynka wybiega z domu, rzuca się na chłopaka, któremu momentalnie telefon wypada z ręki i wpija się w jego usta, mało nie urywając mu przy tym głowy... No i nie zapomniałam o zacieszu Billa stojącego obok xD Ciekawa jestem, z kim Tom rozmawiał, że Czarny był taki zadowolony, że udało mi się zakończyć rozmowę. Może z wściekłym Jostem?Faktycznie, Bill siedząc w kuchni Melanie wiele by nie wymyślił, ona go przynajmniej zagrzała do walki... Pewnie będzie ciężko z tymi rodzicami Sary, że już nie wspomnę, ale... Nie mogę przyjąć faktu, że oni mieliby się nie zejśc. Mimo wszystko pasują do siebie.Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. ~Black [give-me-love-please]14 grudnia 2010 22:10

    A to Ci dopiero niespodzianka! Od razu uśmiech pojawił sie na mojej twarzy, kiedy tylko dowiedziałam się, że Tom jest pod domem Carmen hehehe. Cudownie, tylko co teraz będzie z wyjazdem Carmen do Polski? Co bedzie z jej matką? No i czy pogodzi się z Sarą? Maaaatko tyle pytań, a odpowiedzi brak! Mam nadzieję, że Sara nie okaże się aż tak wredna i wpusci tego biednego Billa do domu, bo kurde.. Mimo tego, że nawalił, co prawda dawno dawno temu, nie powinna odejść bez słowa i zamykać się w czterech ścianach zwłaszcza, że muzyk jest OJCEM dziecka, a to jest przecież dosyć poważna sprawa... No ale cóż...Świetny odcinek! Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. jaki fajny odc. ;) und jak chcesz to zajrzyj na http://hauch-mir-deine-liebe.blog.onet.pl/ zapraszam;*

    OdpowiedzUsuń
  6. To przykre mieć taką matkę i być tak oszukiwanym przez całe życie. Ale doskonale rozumiem to, iż chciała mieć matkę. Ogólnie więź łącząca matkę i córkę zawsze jest bardzo silna... czasami trudno kogoś znienawidzić.Myślę, że Carmen powinna powiedzieć Tomowi, że wyjeżdża. Ma prawo wiedzieć i nie ma prawa jej tego zabraniać. A poza tym myślę, że gdyby powiedziała, jakie to dla niej ważne, to by się zgodził.Bardzo miło usłyszeć od męża prawie na powitanie, że się przytyło, no naprawdę. xDO matko... bo jak facetowi nie powiesz czegoś wprost, to po prostu... no nie zrozumie. =='' Ech, to przykre. Nawet bardzo. -,-Idealny facet? Złudzenia! xDPodobało mi się, wybacz to straszne opóźnienie... Pozdrawiam. ^.*

    OdpowiedzUsuń
  7. [ th-th.blog.onet.pl ] - zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Gratulację dla mnie za przedługi okres zwłoki z komentowaniem... Ale co się dziwić? Kurierzy mają ponoć tygodniowe spóźnienie, a co ma powiedzieć osoba w maturalnej klasie? Ale ja już nie strzępie języka na nieważne rzeczy tylko zabieram się do roboty. Nie dziwie się Carmen, że chce poznać swojego ojca. Choć na jej miejscu nie wiem, czy bym się na to rzeczywiście odważyła. Podobało mi się, że to Matt powiedział jej, że Tom przyjechał. To było takie urocze, że szok, ale Mel ze smugami na szybie mnie rozwaliła xD Podziwiam Billa, że zaryzykował karierę i aż boje się zapytać o konsekwencje. Rozmowa Billa i Mel też była fajna i taka na miejscu, tym bardziej, że oboje zdali sobie sprawę, że są w sumie rodziną, co mnie powaliło, bo ja sama nie myślałam w takich kryteriach. Pozdrawiam =)

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo dobrze, że Melanie nie cackała się z Billem i nie obchodziła jak z jajkiem tylko wszystko prosto z mostu mu powiedziała, bo przynajmniej zaczął działać, zamiast się nad sobą wyłącznie użalać. Swoją drogą jestem bardzo ciekawa jak zareaguje Tom na to, co ma mu do powiedzenia Carmen. ;**

    OdpowiedzUsuń
  10. Dawno już tu zaglądam, ale dopiero teraz odważyłam się skomentować. Super wciągające opowiadanie i takie realne do tego :) W wolnej chwili zajrzyj proszę na ten blog - http://abi-mojblog.blogspot.com/, z góry dzięki!

    OdpowiedzUsuń