środa, 22 grudnia 2010

142.'Ty lepiej poślij do diabła Davida, ja w przeciwieństwie do niego nikogo nie zdradziłem.'

-Carmen, nie puszczę cię samej do Warszawy. Wybij to sobie w ogóle z głowy.- Oświadczył stanowczo gitarzysta, gdy tylko przekroczyliśmy próg naszego domu. Ze względu na zaistniałą sytuację musiałam mu powiedzieć o swoich planach i wiedziała, że tak będzie. Nie bez powodu nie chciałam mu o tym nic mówić.

-Ale przecież nic mi nie będzie. Będę tam najwyżej trzy dni.- Starałam się go przekonać. W sumie nie miałam pojęcia jakich mogłabym użyć argumentów, aby się zgodził. Czy to w ogóle możliwe?- Jestem dorosła, poradzę sobie.

-Nie. W ogóle nie rozumiem po co chcesz tam jechać. Po tym czego się dowiedziałaś o swojej matce nie powinnaś chcieć mieć z nią cokolwiek wspólnego.- Stwierdził rzucając plik kopert na stolik w salonie.

-I nie chcę.- Zgodziłam się z nim bez wahania.- Ale chcę dowiedzieć się kim jest mój ojciec.- Spojrzałam na niego uważnie. Czy to takie trudne do zrozumienia?- Tom... przecież nic mi się nie stanie. Wezmę ze sobą jednego ochroniarza...

-Mimo to nie chcę, żebyś tam jechała.- Westchnął ciężko siadając na kanapie i odchylił głowę do tyłu opierając kark o oparcie.

-To jedź ze mną.- Zaproponowałam zajmując miejsce obok niego i chwyciłam go za rękę.- Tom... zależy mi na tym. Proszę cię Kochanie...- Przysunęłam się bliżej, aby się do niego przytulić.- Chce wiedzieć kim jest mój tata... może on też chce wiedzieć kim ja jestem?

-Oh, no już dobrze... Pojedziemy tam razem.- Rzekł w końcu, a ja niemal zapiszczałam z radości i ucałowałam go w usta.

-Kocham cię, jesteś cudowny!

-Ale pod jednym warunkiem.- Zastrzegł z poważną miną przez co mój entuzjazm nieco przygasł. Czemu zawsze musi być jakiś warunek... a już miało być tak pięknie no.- Przejrzysz pocztę.- Wyszczerzył się ukazując rząd białych zębów, a ja przewróciłam teatralnie oczami. Spodziewałam się czegoś gorszego, ale dobrze, że się myliłam.

-No wiesz co, żeby tak żonę wykorzystywać.- Pokręciłam głową mrużąc oczy.- Ale w porządku, zajmę się tym... większość to chyba rachunki.- Odsunęłam się od niego, aby wziąć ze stołu dość pokaźna ilość białych kopert.- Haa... a co my tu mamy?- Uśmiechnęłam się pod nosem zauważając jedną kopertę, która wyróżniała się kolorem.- Błękitna... pewnie jakiś list od twojej fanki.

-Nie piszą na mój prywatny adres.- Stwierdził zabierając mi kopertę z ręki.- I jest zaadresowana do nas obojga.- Dodał.- I jest z kliniki.

-Jakiej?- Zainteresowałam się i usiadłam bliżej niego, żeby mieć lepszy dostęp do koperty.

-Leczenia bezpłodności. Prosiłem, żeby przysłali nam wyniki badań do domu, bo nie mieliśmy kiedy się zgłosić.- Wyjaśnił otwierając kopertę.- Ale to i tak raczej już nieważne... co nam po wynikach, jak leczenie jest w klinice. Musimy znaleźć jakąś u nas.

-No... ale chociaż sprawdź, czy nie wykryto jakiejś choroby, czy coś...

-Ta... tylko ja się na tym nie znam... Zdrowa jesteś.- Uśmiechnął się.- W sensie, że nic ci nie dolega... ale to było dawno robione. Może powinnaś powtórzyć badania?

-Myślę, że to dobry pomysł. I ty też powinieneś się przebadać.

-Pójdziemy razem na badania.- Ucałował mnie w skroń i objął przytulając do siebie.- Jak ja się za tobą stęskniłem...

-Ja za tobą też... ale pokaż mi te wyniki.- Wyciągnęłam rękę po białą kartkę. Była dość dużych rozmiarów, a on wyczytał tylko, że jestem zdrowa. Faceci są tacy mało dokładni...- Gdzie ty przeczytałeś, że jestem zdrowa?- Uniosłam brwi spoglądając na niego z rozbawieniem, bo ja nic takiego nie widziałam na tej karcie.

-No tutaj... pozytywny, to chyba zdrowa nie?- Wskazał palcem w dane miejsce, a ja wczytałam się w treść, czego zapewne on sam wcześniej nie zrobił.

-Przecież to wynik testu ciążowego, a nie tego czy jestem zdrowa głupolu.- Zaśmiałam się kręcąc z dezaprobatą głową.- Trzeba czytać, a nie.

-Robiłaś test ciążowy?

-To było włączone w te badania, zawsze robią testy.- Wzruszyłam ramionami i odłożyłam kartkę na stół, wtedy nagle coś mnie tknęło. Dosłownie znieruchomiałam.

-Carmen? A pozytywny to przypadkiem nie znaczy... że ten... że ty... że to znaczy, że ty... jesteś w ciąży?- Wykrztusił, co dotarło do mnie w spowolnionym tempie. Byłam w szoku... Serce nagle zaczęło mi szybciej bić i zrobiło mi się jakoś słabo. Czy ja na pewno dobrze widziałam? Dobrze przeczytałam?- Kochanie...- Tom położył mi rękę na ramieniu, co w pewnym sensie przywróciło mnie do rzeczywistości i od razu złapałam za kartkę w pośpiechu wyszukując wzrokiem tego badania.

-Pozytywny.- Przeczytałam na głos, jakby to miało mi pomóc w uwierzeniu w tę wiadomość.- Pozytywny... pozytywny... pozytywny...- Powtarzałam w kółko starając się opanować. To było takie dziwne uczucie... Szok pomieszany z radością, a jednocześnie niepokojem.

-Jesteś w ciąży?

-Jestem w ciąży.

-Jesteś?

-Jestem!- Pisnęłam patrząc nieprzytomnie przed siebie i oparłam się o oparcie.- Będziemy mieli dziecko, Tom... będziemy je mieli...- Wyszeptałam czując pod powiekami łzy, które po chwili samowolnie wypłynęły z moich oczu. Nie wierzyłam... jakim cudem?

-Kochanie...- Przyległ do mojego ciała mocno mnie przytulając. Miałam wrażenie, że to jakiś sen... tak bardzo chcieliśmy tego dziecka... Myślałam, że nigdy się nie uda. Że możemy liczyć tylko na adopcje... a okazuję się, że jestem w ciąży. I to od dawna... jak mogłam nic nie zauważyć? A jeśli to pomyłka? Jeśli tak naprawdę nie jestem w ciąży? Nie... nie...

-Czekaj...- Odsunęłam go od siebie jednocześnie uspakajając emocje.- Najpierw musimy to sprawdzić, zrobić badania... nie można tak od razu się cieszyć.

-Ale przecież to są wyniki badań i tu jest napisane, że jesteś w ciąży.

-Tak... ale to było dawno, mogli coś pomylić...

-Carmen to nie jest jakiś test ciążowy z apteki, tylko badanie z świetnej kliniki. Jesteś w ciąży, naprawdę jesteś.- Złapał mnie za ręce patrząc mi w oczy. Chciałam w to wierzyć. Marzyłam, żeby miał racje... ale ja muszę mieć stuprocentową pewność. Ja chce zobaczyć je na własne oczy... chce zobaczyć moje dziecko.

-Nieważne. Chce jechać do lekarza... i to teraz.- Powiedziałam stanowczo i bez namysłu wstałam z miejsca od razu kierując się do wyjścia. Nic mnie już nie obchodziło, chciałam tylko znaleźć się w pierwszej lepszej przychodni, aby wykonać usg.

-Carmen... ale zaczekaj. Przecież trzeba najpierw się umówić...

-Nie będę na nic czekać!- Burknęłam zakładając w pośpiechu buty.- Nie muszę iść prywatnie. Pójdę do przychodni... ja muszę to sprawdzić. Idziesz ze mną, czy nie?- Uniosłam na niego swoje spojrzenie. Nie wiem skąd w nim taki opór. Przecież powinien też chcieć potwierdzić tę wiadomość. Może boi się, że to nieprawda?

-Jasne, że idę.- Rzekł i również zaczął się ubierać.- Ale te badanie to żadna pomyłka... zobaczysz.- Uśmiechnął się do mnie promiennie, co odwzajemniłam czując w sercu radość. Na pewno jestem w ciąży... noszę w sobie nasze dziecko. Musi tak być... ono jest ze mną już od dawna...


#


Wokalista wyminął w wejściu blondynkę podążając prosto do salonu, gdzie bez skrępowania zajął miejsce na kanapie wbijając swój wzrok w ciemny ekran telewizora. Melanie stała jeszcze chwilę przy otwartych drzwiach lekko osłupiała, no z pewnością nie wykazał się tym razem nawet odrobiną kultury. Ale, czy szanowny Bill Kaulitz będzie czekał na zaproszenie? Po co...

-Przynajmniej „dzień dobry” byś powiedział.- Dołączyła do niego z oburzoną miną.- Może jesteśmy w pewnym sensie rodziną, ale jednak są jakieś reguły dobrego wychowania czy coś... już nie wspomnę, że nawet cię nie wpuściłam, bo sam sobie wszedłeś...

-Otworzyłaś przecież drzwi.- Mruknął unosząc na nią swój poirytowany wzrok.- Mówiłem, że tak będzie? Nie chciała mnie nawet widzieć, słowa z nią nie zamieniłem! Jej matka potraktowała mnie jak jakiegoś intruza!- Wypalił zanim ta zdążyła zareagować na jego wcześniejsze słowa.

-No i dobrze.- Prychnęła krzyżując ręce na piersiach.- Na to właśnie między innymi sobie zasłużyłeś.- Dodała z pełnym przekonaniem w głosie, czego Bill nie mógł pojąć. Uważał, że jest niesprawiedliwa.

-To, że ci tam jakieś związki nie wyszyły, nie znaczy że wszyscy faceci na ziemi mają za to odpokutowywać.- Burknął spoglądając na nią urażony.- Nie znasz sytuacji, a jesteś święcie przekonana, że to moja wina...

-A nie twoja?

-Tak jakby... no ale niezupełnie! Ona też jest winna...

-Więc jednak dowiedziałeś się czegoś?- Uśmiechnęła się krzywo i usiadła na fotelu układając dłonie na swoim brzuchu.

-Niezupełnie... bo w ogóle ze mną nie gadała. Jak wychodziłem rzuciła we mnie moim pamiętnikiem...- Odparł spuszczając wzrok.- Można się domyślić, że go przeczytała i to jest powód jej odejścia.

-Pamiętnik?- Zaśmiała się nic nie rozumiejąc.- Musiałeś chyba nieźle się na nią żalić.

-Oj nieprawda... Nie spodobało jej się coś innego.- Westchnął ciężko i podparł plecy o oparcie kanapy.- Ale to było dawno... no dobra, może nie aż tak bardzo bo jeszcze w połowie września.

-To ponad dwa miesiące temu.- Zauważała uznając, że jednak trochę czasu od tamtej pory minęło.- Co ją tak dotknęło?

-Lepiej nie będę o tym mówił.- Stwierdził niepewnie obawiając się jej reakcji, a przede wszystkim tego, że powtórzy wszystko swojej siostrze. W końcu to dotyczy Carmen...

-O nie. Teraz już się nie wykręcaj. Zawracasz mi głowę, przychodzisz tu kiedy chcesz i teraz mam nic nie wiedzieć? Nie ma tak, Kaulitz. Jak już coś robisz, to rób to do końca.- Wbiła w niego swoje niebieskie tęczówki oczekując wyjaśnień. I nie miała zamiaru odpuszczać.

-Ale musisz przyrzec, że to zostanie między nami...- Zastrzegł automatycznie spoglądając na jej duży brzuch.- Na swoje dziecko...

-Faceci... wy nie potraficie nic zrobić bez stawiania swoich warunków.- Pokręciła z dezaprobatą głową i westchnęła ciężko.- Przyrzekam.- Zapewniła po chwili choć była pewna, że przysporzy jej to wiele trudu, ale skoro trzeba... Może nie będzie, aż tak źle.

-Dobra... bo ja kiedyś... podkochiwałem się w twojej siostrze.- Wyznał cicho jakby z nadzieją, że może jednak nie usłyszy, lecz tak nie było. Dotarło to do niej natychmiast i nie widziała w tej chwili różnicy w jego głosie.- To trwało dość długo... myślałem, że mi przejdzie. Myślałem, że to wiesz... tylko dlatego, że jest ładna i pociągająca... ale jak byłem z Sarą zdałem sobie sprawę, że ja kocham je obie... Naprawdę Sarę też kocham! A to z Carmen... to już mi przeszło... jeszcze na jej ślubie coś czułem, ale potem... z czasem to po prostu minęło i przysięgam, że miałem w głowie tylko Sarę, a potem ją i nasze dziecko, naszą wspólną przyszłość.- Powiedział strasznie się przy tym denerwując, na co między innymi wskazywały jego dłonie, którymi nerwowo o siebie pocierał niemalże bez przerwy.

-Wy naprawdę jesteście idiotami. Jak mogłeś... jak mogłeś zapisać to wszystko na papierze?- Patrzyła na niego z niedowierzaniem. Spodziewał się raczej gorszej reakcji. Myślał, że powie zupełnie co innego... a ona uważa go za idiotę tylko dlatego, że pisał pamiętnik.

-Wiem, że to głupie... teraz żałuję. Ale cholera... było już mi tak ciężko! Nie wiedziałem komu mam o tym powiedzieć... nie miałem komu się wyżalić, rozumiesz? Musiałem to jakoś z siebie wyrzucić...

-Trzeba było przyjść choćby do mnie! A Georg, Gustav? Chyba im też możesz ufać...

-Ale było mi głupio... Tom to mój brat, a ja kochałem jego żonę... To w ogóle wszystko jest chore. A teraz straciłem ukochaną dziewczynę i dziecko.

-Ale to twoja wina.- Stwierdziła nie mając już wątpliwości.- W prawdzie Sara przeczytała twój pamiętnik choć nie powinna... ale to ty ją oszukiwałeś.

-Nie umiałem jej wyznać prawdy. Wiem, że mnie kocha... jak się kogoś kocha trzeba mu wybaczyć prawda? Każdy zasługuje na drugą szansę...- Głos mu się łamał, a w oczach stanęły łzy. Bał się, że naprawdę już stracił wszystko... a właściwie w tej chwili najważniejsze dla niego było dziecko. Nie chciał, aby wychowywało się bez niego...

-Tylko nie każdy ją dostaje.

-Wcale mnie nie pocieszasz... nie bądź taka no!

-Nie wymagaj ode mnie, aż tak wiele.- Uśmiechnęła się ironicznie.- Jestem kobietą, do tego w ciąży... doskonale rozumiem Sarę. Sama bym cię posłała do diabła po takim czymś...

-Po takim czymś? Ty lepiej poślij do diabła Davida, ja w przeciwieństwie do niego nikogo nie zdradziłem.- Wypalił ze złością, co odebrało jej mowę. Doskonale wiedziała, że nie może ufać ojcu swojego dziecka, lecz mimo wszystko łudziła się, że może jednak im się uda i stworzą normalny dom dla swojego dziecka. A teraz zgasła nawet ta ostatnia iskierka nadziei. Wcale nie chciała tego wiedzieć... wolała się oszukiwać, to przynajmniej nie bolało.- Ja może lepiej już pójdę...- Dodał po chwili, gdy zdążył już ochłonąć i dotarło do niego to, co powiedział. Zrobiło mu się przykro i żałował, że nie ugryzł się w porę w język.

-Widziałeś coś?- Zapytała niepewnie uważnie na niego patrząc. Czarnowłosy milczał, co było dla niej jednoznaczne z potwierdzeniem.- Widziałeś go z tą wizażystką, prawda?

-Nic konkretnego nie widziałem...- Mruknął.- Równie dobrze mogli się spotkać w sprawach służbowych...

-No chyba tylko ona, bo on z pewnością w sprawach przyjemnościowych. Pieprzona dziwka.- Syknęła zaciskając zęby.

-Oj no... ale nie denerwuj się. Wcale nie jest powiedziane, że coś ich łączy...

-Nieważne. I tak mnie to nie obchodzi... mam go gdzieś. Nie wiem, co mi w ogóle strzeliło do głowy, żeby mieć z nim romans.- Pokręciła z niedowierzaniem głową.- Mówię, że jesteś idiotą, a sama nie jestem lepsza.

-No, ale to chyba on jest, a nie ty. W końcu to faceci są wszystkiemu winni...

-Ale to ja zaczęłam to wszystko. Byłam chyba cholernie zdesperowana...- Rzekła z goryczą w głosie.- Zachciało mi się seksu z facetem w średnim wieku, ile ja jeszcze błędów popełnię?

-Jesteś młoda, jeszcze wiele przed tobą... nie tylko błędów.- Posłał jej niewyraźny uśmiech. Nie bardzo wiedział jak miałby ją pocieszyć, sam nie był w lepszej sytuacji.- Będziesz miała dziecko i ono ci wszystko wynagrodzi...

-Będzie mi przypominało o najgorszych błędach mojego życia.- Powiedziała cicho wbijając wzrok w podłogę. Nie chciała patrząc na swojego syna czuć ból...

-Nie mów tak... przecież to będzie twój ukochany skarb. Będziesz dzięki niemu szczęśliwa, a nie smutna...

-Ale to akurat z dzieckiem wiążą się najboleśniejsze wspomnienia i nic na to nie poradzę.- Stwierdziła unosząc na niego swoje zaszklone spojrzenie.- Przepraszam, że byłam taka niemiła... zupełnie zapomniałam, że jestem jeszcze gorsza od ciebie i porównując twoje błędy z moimi... ty tak naprawdę nic nie zrobiłeś.

-Ty też przecież nic nie zrobiłaś. To nie twoja wina, że Jost cię zdradza...

-Nie mam na myśli akurat jego, ale to nieważne. Nie będę się nad sobą użalać, to i tak niczego nie zmieni.

-A może powinnaś...

-Nie chcę. Chciałabym w końcu zapomnieć...- Westchnęła cicho.- A może... napijesz się herbaty?- Podniosła się nagle doznając olśnienia.- Chyba coś wspominałam też o dobrym wychowaniu...- Mruknęła nie czekając już na jego odpowiedź i skierowała swoje kroki do kuchni...


###


Kocham momenty, w których mam wenę i wtedy piszę tak lekko i nie chce przestawać xd 


Wesołych świąt, życzę ;)

pozdrawiam ;*


21 komentarzy:

  1. a myślałam, że to mnie kochasz... pf xD1. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Będą mieli dziecko! Będą mieli dziecko! JEAH! W końcu! :D:D:D Ale jestem happy! Kocham Cię :D Wgl to notka super, ja też kocham momenty spędzone wspólnie tylko z Weną, i też życzę wesołych świąt ;):***

    OdpowiedzUsuń
  3. O Choleeeera.!! Bd mieć dzieckooo.!!! Ale Bill namieszał z tym pamiętnikiem.... Współczuje, ale mam nadzieje że Sara i Piorun bd znowu razem :)Nie no Kamila, Kocham Twoje opowiadanie.!!! Jestem bardzo ciekawa co bd dalej!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem co mam ci napisać no... xDW sumie jakby ona zmarła i wgl i by do niego zadzwonili jeszcze ze szpitala i wgl jakby wziął takie maleństwo na ręce to MOŻE by mi przeszło... .xDAle jak na razie to ja jakoś no... szkoda mi jej strasznie i jego i wgl...A Melani wydaje mi się zbyt dojrzała jak dla niego... albo powiem wprost, za stara xDNo i potem mimo wszystko jest tak dziwnie bo to nie jego dziecko i nawet jakby był przy porodzie i potem je przebierał, zajmował sie i wgl to alej nie to samo...Więc ja nadal pamiętam o szantażu i wgl xDNo... i fajnie, ze jest w ciązy xDKocham cię ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. bardzo mi sie podobało ! . troche szczęscia i smutku.. idealnie ! ;* .

    OdpowiedzUsuń
  6. Super. ;)Oby Tom wreszcie zostal tym tatusiem ;))No i ta sprawa z Billem i Sara...i zwiazek Davida.....tak sie wszystko pie.przy.....ale mam nadzieje,ze jakis happy end bedzie ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. ~Black [give-me-love-please]23 grudnia 2010 14:46

    AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA !!!!!Taka właśnei była moja reakcja na wieść, że Carmen jest w CIĄŻY! Niech mnie gęś kopnie, ja nie wierzę! Mam nadzieję, że wyniki nie są jakąkolwiek zmyłą i że Carmen wraz z Tomem zostaną rodzicami. W końcu tak bardzo chcieli tego dziecka! Nie mam słów, żeby obdarzyć komentarzem resztę opowiadania, bo ciesze się jak dziecko, któremu mama kupiła loda z ośmioma gałkami i kurde czekam na kolejny odcinek ! <3P.S Wesołych ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. fajne opkozapraszam do muaa ; Dhttp://jestes-moim-zyciem-tom.bloog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  9. cześć, Ka! co tam nowego? ;D

    OdpowiedzUsuń
  10. To co widać, a poza tym to nic ;p miło Cię "widzieć" ;D

    OdpowiedzUsuń
  11. ach, mi też miło. bosz, kiedy ja tu ostatni raz byłam ... gratuluję Ci aż 142. części! :) hm, mam na coś ochotę... z braku czasu wybieram magic and love. ach ;D

    OdpowiedzUsuń
  12. AAAAAAAAAAAAA! Nie mogę uwierzyć w to, że Carmen jest w ciąży! Świetnie wypadła ta scena, kiedy oni oboje sobie nagle uświadomili, co oznacza pozytywny wynik testu ciążowego xD Podejrzewam, że teraz podróż do Warszawy zejdzie na dalszy plan. Ty, ja mam nadzieję, że nie narobiłaś wszystkim smaku, a potem w przychodzi Carmen się dowie, że w tej klinice musieli się pomylić... Chyba bym Cię zabiła, poważnie ;D W Twoim opowiadaniu będzie taki baby boom! Sara w ciąży, Melanie w ciąży... A właśnie, propo Melanie. Chętnie przywaliłabym Billowi w głowę za ten tekst z tytułu. Już nie miał co palnąć, ale w sumie... Melanie jest trochę irytująca, bo ona - zamiast go pocieszać - tylko go irytuje i jeszcze bardziej dobija. Kurczę, jestem ciekawa, czy Czarny kiedykolwiek zdoła odzyskać zaufanie Sary i czy jeszcze jakoś im się ułoży...Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  13. Yeah! Tom jest opornym, acz dobrym mężem. xDHm, co prawda nie podzielam ich entuzjazmu związanego z prawdopodobną ciążą, aczkolwiek... no, niech się dzieci cieszą, że będą miały dzidziusia. xDZachowanie Melanie mnie irytuje. To trochę tak wygląda, jak Bill powiedział. Wiem, że trudno się nie uprzedzać, ale jednak... w ogóle to nie jej sprawa, więc nie powinna tego oceniać. Hm... Jak mógł to gdziekolwiek zapisać? Kurde, cudzych pamiętników się po prostu nie czyta, ot co. Od tego są do choinki, żeby pisać w nich wszystko, co się chce, a inni nie mają prawda w nich grzebać. =='' Chyba, że ktoś wyrazi zgodę, no. I Sara w sumie sama sobie winna, mogła się nigdy nie dowiedzieć prawdy i byłoby dobrze. -.-Każdy musi popełniać swoje błędy... tylko najważniejsze jest, by ich nie powtarzać. Nie każdy można naprawić, ale tym samym można zapobiec. Pozdrawiam. ;]

    OdpowiedzUsuń
  14. mila_th@onet.eu26 grudnia 2010 20:50

    dzięki ;p Ka.

    OdpowiedzUsuń
  15. u mnie coś nowego :) .[ th-th ] ;*

    OdpowiedzUsuń
  16. I znów docieram tu z ogromnym opóźnieniem... normalnie muszę sobie wymienić baterie na Diurasel, może to coś pomoże xD. Hym, ciekawe, czy mój mąż zgodziłby się pojechać ze mną gdziekolwiek, jeśli wiązałoby się to z czymś innym niż wakacje. Czy ja dobrze widzę? Carmen w ciąży?? Cieszmy się narodzie, że w końcu im się udało. Choć Tom umiejętnościami czytania wyników badan to raczej nie może się pochwlić xD. podobała mi się rozmowa Melanie z Billem. Prawdę walili w oczy, że aż miło było poczytać, mimo iż dla nich samych były to niemal sztylety w serce. Pozdrawiam =*

    OdpowiedzUsuń
  17. Dobrze, że Melanie trochę przystopowała, w końcu nie każdy facet jest taki zły, jak jej się wydaje. Boooże, żeby tylko Tom nie zrobił afery z tego, że Bill podkochiwał się w Carmen ! Ah, i jestem przeszęśliwa, że w końcu będą mieć dziecko !;**

    OdpowiedzUsuń
  18. hej;) fajny odcinek.;) zapraszam na http://hauch-mir-deine-liebe.blog.onet.pl/ ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. queen_black@vp.pl30 grudnia 2010 14:53

    Jejkuu! Jak ja tutaj dawno nie byłam. I stokrotnie Cię za to przepraszam. Nie wiem jak mogłam sobie takie zaległości zrobić! Ale już nadrabiam! ;)W każdym bądź razie jestem zachwycona. Tzn. Twoim pisaniem. I cieszę się, że masz wenę i Ci się lekko pisze. Bo ja niestety dawno nie miałam weny. I mnie to dobija, bo przez to zadniedbuję swojego bloga. A nie chcę dodawać notek zrobionych na pół gwizdka...Ale dosyć o mnie, bo przecież tu Twoja twórczość jest ważna. ;)Tylko problem jest w tym, że nie wiem co mam Ci napisać, bo jak zwykle niezmiernie mi się podobało. Ale to wiesz ;PMam nadzieję, że Carmen jest w ciąży i to nie błąd kliniki, że im się ułoży, że odnajdzie swojego prawdziwego ojca.I oby Bill szczerze porozmawiał z Sarą. Żeby wszystko sobie wyjaśnili... Bo jak nie to ja nie wiem co oni ze sobą poczną. Po prostu nie wyobrażam ich sobie oddzielnie!A co do Josta to jest kompletnym debilem. Ma Melanie i dziecko, a robi ja kieś skoki w bok! Niewyobrażalny idiota! Jejj. Jakie ja bzdury wypisuję! Chyba już skończę, bo zanudzę Cię moim komentarzem na śmierć xdW każdym bądź razie cieszę się, że nadrobiłam. I mam ogromną nadzieję, że będę już na bierząco.Pozdrawiam ciepło i życzę udanego Sylwestra, duuuużo weny i cierpliwości do bloga i czytelników ( ;) ) na nadchodzący rok. I spełnienia tych najskrytszych marzeń, dotyczących bloga, szkoły, jak i takich zupełnie prywatnych ;) Szczęścia w miłości, przyjaźni i bezliku uśmiechów na każdy dzień. Żebyś widziała te najważniejsze wartości w życiu i kierowała się nimi. Żebyś nas nigdy nie opuściła i pisała tak świetnie, jak do tej pory ( a nawet lepiej ;) )!QueenBlack! ;)

    OdpowiedzUsuń
  20. http://abi-mojblog.blogspot.com/ odwiedź i zostaw komentarz :)Super opowiadanie, chciałabym żeby skończyło się happy endem ;)

    OdpowiedzUsuń
  21. Za wiele powiedzieć nie mogę, oprócz tego, że chyba za mało opisów. ;p Będę wpadać, informuj mnie proszę o newsach. :)Pozdrawiam. :) [thelastchance]

    OdpowiedzUsuń