poniedziałek, 10 stycznia 2011

144.' I może coś się skończyło...'

Kolejnego dnia otworzyłam oczy z uśmiechem na ustach. Chyba nie ma nic lepszego jak rozpocząć pozytywnie dzień... obudzić się szczęśliwą u boku ukochanej osoby. Mogłam teraz patrzeć na śpiącego obok mnie mężczyznę i podziwiać jego urodę. Brakowało mi tego... a teraz raczej prędko mnie nie zostawi. W końcu będzie chciał dbać o swoją żonę. Oczywiście zawsze chce... ale teraz nieco bardziej. Mam zamiar w pełni wykorzystać fakt, iż jestem w ciąży i nie wypuszczać go z domu na dłużej niż kilka godzin.

Uśmiechnęłam się do siebie widząc, jak Tom zabawnie marszczy nos przez sen i cichutko pomrukuje. Jest przesłodki... jak ja się za nim stęskniłam! I pomyśleć, że nosze w sobie jego dzieci... słodkie maleństwa, które będą takie jak tatuś. A jeżeli to będą chłopcy to już w ogóle... chyba oszaleję z radości! Dwóch mini Tomów? Marzenia... a moje marzenia ostatnio się spełniają. To bardzo zaskakujące. Ale po co nad tym myśleć? Trzeba brać od życia co daje i się cieszyć... Już mi niczego nie brakuje, jest wspaniale. Jeszcze tylko niech rozwiążą się problemy naszych przyjaciół i będzie idealnie.

Przysunęłam się bliżej Toma i nachyliłam się nad nim, aby musnąć delikatnie jego wargi. Ku mojemu zdziwieniu zareagował od razu przygniatając mnie swoim silnym ramieniem do swojego torsu.


Obudź mnie dotykiem, który znam, zapomnijmy, że obok świat istnieje, gdy pomiędzy nami cisza śpi ,nieważne jest już nic - tylko my, oddycham Tobą i zapadam w piękny sen, oddycham Tobą i powietrzem staje się...*


-Ale ty śpisz...- Mruknęłam lekko oburzona.

-Ja czuwam.- Rzekł poważnie po czym ucałował mnie w czubek głowy.- Jak dobrze tak sobie beztrosko koło ciebie leżeć. Już dawno tak nie było...

-No... ale wystarczy tylko wstać, a już wracają problemy.

-To nie wstawajmy...

-W sumie nie musimy. Kochanie, my nie mamy żadnych obowiązków... patrz co się z nami porobiło.- Stwierdziłam z rozbawieniem. Rzeczywiście mogliśmy sobie pozwolić na błogie lenistwo, dawno tak nie było. Ostatni raz chyba na naszej podróży poślubnej.

-No właśnie.- Skwitował jednak nie wyczułam w tym zbyt wiele entuzjazmu.

-Coś nie tak?- Ułożyłam dłonie na jego torsie opierając na nich swoją brodę i wlepiłam w niego swoje spojrzenie.

-Nie wiem, co z zespołem.- Westchnął ciężko gładząc ręką moje plecy.- David tak się odgrażał, że nas zostawi i że to będzie koniec Tokio Hotel... nie mam pojęcia, czy mówił serio. Myślisz, że jakby co twoja siostra mogłaby się za nami wstawić?

-Nie, to w ogóle nie wchodzi w grę.- Pokręciłam głową.- Im się nie układa... właściwie łączy ich tylko dziecko, co ona może?

-Pewnie tyle co ja.- Zrobił bezradną minę.- Ale i tak myślę, że gorzej będzie z moim bratem niż z samym Jostem. Bill się ostatnio bardzo zmienił...

-Przeżywa trudne chwile, to normalne. Wszystko się naprawi, zobaczysz... a jak coś zawsze można znaleźć nowego menadżera.- Uśmiechnęłam się pocieszająco.- Ale na pewno to żaden koniec Tokio Hotel, jak będzie trzeba to ja będę waszym menadżerem i zobaczysz, że zrobicie większą karierę niż z Davidem.- Zapewniłam zadowolona na co chłopak się roześmiał. Oczywiście obydwoje wiedzieliśmy, że nie mówię tego na poważnie jednak ważne, że nieco rozluźniłam atmosferę i mój kochany mężczyzna się rozweselił.

-Z tobą zawsze wszystko jest łatwiejsze.- Powiedział cicho nieco mnie tym rozczulając. Chyba moje hormony już nie śpią...- To bardzo niemiłe z mojej strony, ale cieszę się, że Georg miał tę białaczkę... gdyby nie to być może nigdy byśmy nie byli razem.

-Hm... i ty nie jesteś egoistą?- Dźgnęłam go palcem w bok uśmiechając się przy tym szeroko.

-Oczywiście, że nie jestem.- Rzekł z przekonaniem mając przy tym poważną minę.- Alee... odrobinkę to każdy normalny człowiek musi być, o.

-Masz racje... dlatego teraz cię zostawię, bo jestem głodna.- Wytknęłam mu język i zwlokłam się z łóżka ściągając za sobą kołdrę, którą zaraz rzuciłam prosto na Toma.

-Ja też zaraz przyjdę...- Usłyszałam jego głos spod pościeli, a potem przytulił się do poduszki i zamknął oczy. Już ja widzę jak on przyjdzie... Przewróciłam tylko oczami i wyszłam kierując się do kuchni, aby przygotować jakieś śniadanie.

Gdy tylko weszłam do pomieszczenia naszła mnie ogromna ochota na jajka. Dosłownie zjadłabym każdy możliwy rodzaj... dlatego też miałam wielki dylemat, co z nimi zrobić. To straszne chcieć jednocześnie sadzone i gotowane... ! W rezultacie zrobiłam jajecznicę z myślą o Tomie, miałam nadzieję, że jednak zejdzie do mnie i wtedy pewnie też będzie chciał coś zjeść. Dawno nie jedliśmy razem śniadania... W ogóle dawno już nie robiliśmy wielu różnych rzeczy razem. Na przykład... nie uprawialiśmy seksu. Tak... bardzo dawno! Ale teraz będziemy mieli dużo czasu, żeby nadrabiać. Nie tylko w łóżku oczywiście...

-Tom!- Krzyknęłam najgłośniej jak się dało jednocześnie nakładając jajecznicę na talerze.- Toom!

-Dlaczego tak krzyczysz?- Odwróciłam się i ujrzałam swojego zaspanego męża stojącego na środku kuchni. Nie było mnie kilka minut, a on już zdążył zasnąć i się obudzić?!

-Śniadanie.- Wyszczerzyłam się do niego i postawiłam na stole dwa talerze wraz ze sztućcami.- Zjemy razem.- Dopowiedziałam zajmując jedno z krzeseł.- Smacznego.- Spojrzałam na niego znacząco bo wyglądał jakby nie bardzo wiedział, co robić.

-Yhym... dziękuję.- Podszedł do mnie i ucałował mnie w czoło po czym usiadł po drugiej stronie.- Wbiłaś tu dwadzieścia jaj?- Zaśmiał się patrząc na swój talerz.

-Nie wiem ile... wbiłam wszystkie.- Odparłam spożywając posiłek.- Jedz bo wystygnie.- Ponagliłam go, co sprawiło, że w końcu wziął do ręki widelec i zaczął jeść jak na normalnego człowieka siedzącego przy stole przystało.

-A niedawno mówiłaś, że przytyłem...

-No chyba mi teraz przez to nie będziesz się odchudzał?- Uniosłam na niego swoje zdumione spojrzenie.

-No oczywiście, że nie będę! Nie jestem babą...

-No to jedz i nie marudź bo się zakrztusisz.- Uśmiechnęłam się i dokończyłam swoją porcję. Posprzątałam po sobie i wstawiłam wodę.- Jaką chcesz herbatę?

-A czemu nie kawę?

-Bo kawy miałeś nieskończone ilości w trasie.- Stwierdziłam z niesmakiem.- Może zieloną?

-A może od razu ziółka mi zaparzysz?- Mruknął niepocieszony.

-Oj uważaj bo zacznę ci je naprawdę parzyć.- Ostrzegłam go z chytrym uśmieszkiem.

-W ogóle to ty tu jesteś w ciąży, a nie ja. Czemu to ja siedzę, a ty wokół mnie skaczesz? Powinno być na odwrót.- Zarzucił od razu podrywając się ze swojego miejsca.- Siadaj. Ja zrobię herbatę.- Złapał mnie za ramiona i ostrożnie przesunął w stronę stołu. Wzruszyłam tylko ramionami i wykonałam jego polecenie.- Jaką chcesz herbatę?- Odwrócił się w moją stronę ukazując rząd swoich białych zębów.

-Dziką różę z jabłkiem.

-Mamy taką?- Zdziwił się zaglądając do szafki.

-Oczywiście, że mamy. Jak tylko wróciłam z trasy, zrobiłam zakupy i kupiłam chyba wszystkie rodzaje... miałam jakąś fazę na herbaty, ale potem nie mogłam się zdecydować, którą mam pić...- Oznajmiłam przewracając przy tym oczami.

-Skarbie, jakie ty masz dylematy w życiu.

-Pff... największym byłeś ty.- Wytknęłam nieco złośliwie.- I w ogóle... mówiłam, że jak się wychodzi z łóżka to wracają wszystkie problemy?- Jęknęłam nagle przypominając sobie o pewnych sprawach, które do tej pory nie zostały rozwiązane.

-Jaki masz problem Kochanie?- Spojrzał na mnie z uwagą.

-No z moim ojcem... Mieliśmy jechać do Warszawy, aby go poszukać.- Przypomniałam mu ze zrezygnowaniem. Wiedziałam, że to już nie będzie takie proste jak mi się wcześniej wydawało.

-Nie wiem, czy to dobre rozwiązanie zważywszy na twój obecny stan.

-Jeju, mówisz jak lekarz.- Zwróciłam mu uwagę robiąc przy tym wielkie oczy.- Ja wiem, że może teraz jak jestem w ciąży, nie powinnam... tym bardziej, że to bliźniacza ciąża... ale ja tak bardzo chciałabym wiedzieć, kto jest moim tatą. I czy on w ogóle gdzieś jeszcze żyje...- Spuściłam wzrok wbijając go w blat stołu.

-Wiem... Rozumiem cię, naprawdę. I obiecuję, że się tego dowiemy.- Przykucnął przy mnie spoglądając z dołu w moje oczy.- Jeśli będzie trzeba, nawet sam tam pojadę i go znajdę.

-Nie!- Złapałam go za ręce, jakby to miało go zatrzymać.- Nigdzie nie pojedziesz... ja cię już nigdzie nie puszczę.- Powiedziałam szybko patrząc na niego stanowczo.- Znajdziemy go inaczej... na pewno nigdzie nie pojedziesz.

-Oj no dobrze... tak tylko powiedziałem. Też nie chcę cię znowu zostawiać samej.- Pocałował moją dłoń.- Nie denerwuj się Skarbie.

-Nie denerwuje... ale nie chcę, żebyś mnie zostawiał. Ja już sobie bez ciebie nie poradzę... czuję, że jak cię obok nie będzie, to coś się stanie.

-Ale będę.- Zapewnił mnie posyłając mi swój delikatny uśmiech.- Będziemy razem czekać na nasze maleństwa.- Objął mnie rękoma w pasie przytulając się do mojego brzucha.- Kocham was najbardziej na świecie.- Szepnął, a moim ciałem wstrząsnęła gorąca fala.

-My ciebie też...


Póki mamy siebie, pamiętaj to co złe - już nie obchodzi nas, Ciebie ani mnie, póki mamy siebie pamiętaj każdy dzień, już nie obchodzi nas – ciebie ani mnie.*


#


Czarnowłosy z wielkim zaskoczeniem spojrzał na drzwi, które otworzyły się przed nim. Nie sądził, że ktoś do niego wyjdzie. Podjął się kolejnej próby i najwyraźniej to była dobra decyzja. Tym bardziej, że ujrzał przed sobą nikogo innego, jak dobrze znaną mu blondynkę. Tak dawno jej nie widział, że miał ochotę teraz się na nią rzucić i wyściskać. Brakowało mu jej... zwyczajnie tęsknił. A ona prawie nic się nie zmieniła. Może tylko jest jeszcze ładniejsza niż była... i może brzuch jej troszkę urósł. Nie mógł się na nią napatrzeć, a jego serce zaczęło szaleć z radości. Naprawdę przed nim stała. Naprawdę mu się udało. Może zmieniła zdanie? Może wszystko przemyślała i już będzie dobrze? W jego głowie tliło się mnóstwo pytań, lecz nie wiedział od czego ma zacząć.

-Wejdziesz? Chciałabym mieć to już za sobą.- Odezwała się jako pierwsza zbijając go nieco z tropu. Czuł się w tej chwili zdezorientowany i poczuł lęk, jej ton był bardzo spokojny i nic z niego nie potrafił wyczytać. Nie pałała wielkim entuzjazmem... ale też nie wyglądała na przybitą. Skinął tylko głową i bez słowa wszedł do środka, a dziewczyna zamknęła drzwi. Udali się do salonu, gdzie mogli spokojnie porozmawiać w cztery oczy.- Usiądź...

-Sara...

-Nie mów nic.- Przerwała mu wzdychając ciężko.- Nie mam ochoty słuchać twoich tłumaczeń, wysłałeś mi dziesiątki smsów i to wystarczy.

-To znaczy, że mi wybaczyłaś?- Zapytał patrząc na nią błyszczącymi oczyma, w których iskrzyła się sama nadzieja.

-To nie takie proste jak ci się wydaje.- Pokręciła głową.- Dobrze, że przyszedłeś bo i tak miałam do ciebie iść. Nie po to, aby powiedzieć ci, że już po wszystkim i będzie okej.- Stwierdziła.- Chciałam ci powiedzieć, że wyjeżdżam. Na jakiś czas... być może do końca ciąży.- Zakomunikowała spoglądając na niego.

-Jak to? Ale... a dziecko? A ja...?- Wykrztusił kompletnie nie wiedząc, jak zareagować.

-Wrócę przed porodem. Będę rodziła w Niemczech, nie martw się. I nie mam też zamiaru ograniczać ci kontaktów z córką, nie mam takiego prawa. Chcę wyjechać, aby wszystko sobie poukładać... muszę odpocząć od tego pogmatwanego życia. Ale nie gwarantuje, że gdy wrócę do domu będzie to twój dom.- Wyjaśniła spokojnie, co przyniosło mu lekką ulgę.

-To będzie dziewczynka?- Zapytał uśmiechając się przy tym delikatnie, a Sara potwierdziła to kiwając głową.- I wszystko z nią w porządku?

-Tak, dobrze się rozwija i jest wszystko okej.- Zapewniła go.- Jej też pewnie przyda się trochę spokoju.

-Rozumiem... będę na was czekał i mam nadzieję, że to ci pomoże. Bo to co było kiedyś... to naprawdę się nie liczy, Sara.

-To nie ma znaczenia... Nie masz pojęcia, jak się z tym czuję.

-Przykro mi, że tak wyszło... nawet nie wiesz, jak żałuję, że zapisałem to wszystko w tym pamiętniku.

-Jasne... najlepiej żyć w kłamstwie prawda?- Mruknęła patrząc na niego z urazą.

-To nie tak...

-Nie tłumacz mi się, mówiłam już. W ogóle nie chcę o tym rozmawiać. Już ci wszystko powiedziałam... jak wrócę, na pewno się o tym dowiesz. A teraz idź już sobie...- Wyrecytowała w pośpiechu nie chcąc już dłużej tego przeciągać. Dla niej też było to trudne... i właściwie dziwiła się, dlaczego nie ma ochoty rzucić mu się teraz w ramiona i zatopić w jego ustach. Być może coś się zmieniło przez czas, kiedy nie byli razem. I może coś się skończyło...

-Będę czekał. Uważaj na siebie... do zobaczenia.- Rzekł na koniec po czym wyszedł pozostawiając ją samą.


Nasz płomień już dawno zgasł,

Dawno brak nam sił.

A zimne dialogi już, nie umilają nam dni.

Nawet nie potrafię Cię czuć, nagle nie pragnę Twoich ust

Nie czarujmy się nie ma tu już nic... już nic...**


###


*Bartek Wrona- Póki mamy siebie

**Sylwia Grzeszczak ft Liber – Ona i On


Odcinek dla Traümer. Poprzedni miał być, ale zapomniałam- wybacz ;)


A więc tak moi Drodzy ^^ Cenię sobie Wasze wszystkie opinie, a nawet krytykę na którą cały czas czekam xd Jednak nikt się nie kwapi więc cóż... nie będę się tym przejmować xd

Mam do Was natomiast inną sprawę, po pierwsze proszę czytać dokładnie :D Bo główni bohaterowie nie spodziewają się trojaczków, ale bliźniąt ;p Po drugie, proszę o cierpliwość xd  Wiadomo, że nic nie wyjaśnia się natychmiast i od razu ^^ Chciałyście wiedzieć, co z Sarą... to już wiecie xd 

I na koniec jeszcze jedno, w każdym odcinku jest tyle opisów ile ich zastosuję. Czasem sama uważam, że jest ich trochę za mało jednak najwyraźniej ma tak być ;D

To tyle z mojej strony. Może jeszcze wspomnę, że znikam na jakiś czas i może mnie zabraknąć pod Waszymi odcinkami. To z powodów zdrowotnych więc proszę o cierpliwość ;) Bo wrócę i nadrobię xd

pozdrawiam ;*


niedziela, 2 stycznia 2011

143.'Przecież widzieliśmy je... takie dwie plamki, ale były!'

Zamknęłam za sobą drzwi od gabinetu i stanęłam w miejscu w dalszym ciągu nie mogąc wyjść z szoku, jakiego doznałam. W głowie ciągle słyszałam słowa lekarki i nie wierzyłam... miałam teraz ochotę tam wrócić i powtórzyć usg... może powinnam? Ale przecież mam te zdjęcia...

-Carmen...- Usłyszałam szept koło ucha i poczułam przyjemny ciepły oddech na szyi należący do mojego męża, który oplótł mnie w pasie swoimi rękoma w dłoni ściskając zdjęcia naszych dzieci. Przytulając się do moich pleców ucałował moją szyję.- Kocham cię wiesz?

-Tom.. jakim cudem?- Odwróciłam się do niego przodem spoglądając w jego rozpromienione, czekoladowe tęczówki. W moich natomiast nadal tkwiła nadzieja pomieszana z szokiem i niezrozumieniem oraz jakąś obawą, która towarzyszyła mi odkąd wyszliśmy z domu.- Jak to możliwe?

-Kochanie przecież to najwspanialsza wiadomość na świecie!- Zaśmiał się radośnie i zanim się obejrzałam już unosiłam się nad ziemią, a chłopak kręcił się dookoła własnej osi wraz ze mną. Tak... teraz to poczułam. Poczułam tę wielką radość rozpierającą moje serce, dusze, umysł... wszystko! Jestem szczęśliwa... jesteśmy szczęśliwi. O ile to prawda...

-Ale nawet lekarka była zaskoczona... a co jeśli to pomyłka?- Zapytałam zaniepokojona, gdy już postawił mnie na ziemię. To chyba nic dziwnego, że mam wątpliwości. Jeszcze niedawno byłam bezpłodna, nikt nie powiedział mi, że wyzdrowiałam... że to było tylko chwilowe. Nie wiem czyja to wina... być może moja. Powinnam częściej się badać... w końcu tu chodzi o moją przyszłość. Dzisiaj właściwie dowiedzieliśmy się trzech najwspanialszych rzeczy. Dlatego tak trudno mi w to wierzyć... to jest tak piękne, że wydaje mi się snem.

-Żadna pomyłka! Przecież widzieliśmy je... takie dwie plamki, ale były! Pani doktor mówiła, że to dzieci...- Ujął moją twarz w dłonie patrząc mi głęboko w oczy. Na jego twarzy widniał śliczny uśmiech, mogłabym powiedzieć nawet, że cały się uśmiechał. Całym swoim ciałem, sercem i duszą.-Będziemy rodzicami... udało nam się Carmen. W dodatku to bliźnięta, czy mogło być lepiej?

-Taak... mogły być trojaczki...- Stwierdziłam posyłając mu szeroki uśmiech.

Chyba to do mnie w końcu dotarło... Nie wiem, jak mogłam wcześniej nic nie zauważyć... To trwa już dość długo, nie miałam chyba żadnych objawów... choć jakby się dobrze zastanowić przecież działy się ze mną różne rzeczy podczas trasy, a ja byłam przekonana, że to zwykłe zmęczenie. Już nigdy tak nie zlekceważę swojego zdrowia...

-Następnym razem.- Zapewnił zadowolony i złożył soczysty pocałunek na moich ustach następnie łapiąc moją rękę.- Chodźmy stąd... nie mogę się doczekać kiedy wszystkim powiemy!- Pociągnął mnie do wyjścia. Podzielałam jego zdanie... sama mam ochotę wykrzyczeć światu ten cud. Dla lekarzy to coś normalnego... lecz nie dla mnie. Ja naprawdę myślałam, że nie mogę mieć dzieci... a będę miała dwoje na raz! To też zaskakujące... bo chyba ojciec mający brata bliźniaka nie powinien mieć bliźniąt... Ale czy to ważne? Teraz już żadna nauka nie ma znaczenia. Jestem w ciąży, dam Tomowi wspaniałe dzieci i stworzymy razem prawdziwą rodzinę. Tego właśnie pragnęliśmy. I nieważne, że jesteśmy młodzi... tyle już przeszliśmy. Dzieci tylko wzmocnią nasz związek.

Opuściliśmy budynek i automatycznie udaliśmy się w kierunku domu mojej siostry... to był po prostu odruch, ona jako pierwsza przyszła mi na myśl i Tomowi najwyraźniej też, bo nawet nie musiałam nic mówić.

Czułam się bardzo podekscytowana, gdy już dzieliło nas zaledwie kilka kroków od wejścia. Byłam ciekawa, jak Melanie zareaguje... teraz obydwie będziemy mamami. I z pewnością każda z nas będzie najlepsza, a żaden błąd nie będzie nawet kojarzył się z błędami naszej rodzicielki.

-Ja powiem!- Wyrwał się Gitarzysta i nawet się nie rozbierając wtargnęliśmy do salonu, gdzie jak się okazało była nie tylko moja siostra, ale także brat Toma. Fantastyczny zbieg okoliczności.

-A wy co? Pomyliliście mój dom z oborą?- Odezwała się blondynka unosząc na nas swój wzrok. Miałam ochotę wszystko powiedzieć, lecz nie miałam okazji. Tom nie pozwolił mi nawet otworzyć ust, więc pozostało mi jedynie, abym się szczerzyła jak głupia.

-Carmen i ja będziemy rodzicami!- Okrzyknął radośnie po czym nastała cisza. Patrzyliśmy na nich z uwagą, a oni na nas... chyba doznali szoku skoro milczeli?- I to podwójnymi!- Dodał i miałam wrażenie, że zrobiło się jeszcze ciszej niż było...

-No nie cieszycie się?- Wtrąciłam się robiąc przy tym oburzoną minę.- Jestem w ciąży!

-A! A już myślałem, że adoptujecie...- Ocknął się Bill.- Ale jak to podwójnymi?

-Normalniee... będą bliźniaki! Albo bliźniaczki... Boże, jeszcze dwie małe Carmen?- Powiedział jakby z przerażeniem mój mąż za co dostał ode mnie łokciem w bok. Pff... ! No pff...!- No co... nie maltretuj mnie...

-Co ty sobie w ogóle wyobrażasz.- Zmrużyłam oczy wpatrując się w niego groźnie.- Masz coś do dwóch, małych, słodkich, identycznych dziewczynek z charakterem po mamusi?!

-Nie... ja tak tylko... ten.. wymsknęło mi się.- Uśmiechnął się niewinnie.- No przecież nieważna jest płeć. Najważniejsze, że będziemy mieli nasze maleństwa!- Objął mnie ramieniem przygarniając do siebie.

-To będzie apokalipsa.- Skomentowała Melanie, a cała nasza trójka przeniosła na nią swoje spojrzenia.- Ja pierdole po prostu...

-Mel, czy to jest oznaka radości?- Zapytałam niepewnie. Nie bardzo rozumiałam o co jej w tej chwili chodzi, zapewne tak jak wszyscy. No bo ja nie wiem... nie podoba jej się to, czy coo?

-Nie... to znaczy tak! Ja się cieszę, bardzo się cieszę... jestem szczęśliwa. Tylko ja po prostu jestem w szoku... to wszystko jest nienormalne.- Wyrecytowała z wielkim przejęciem.- Nieważne... cieszę się i gratuluję.- Podeszła do nas i wyściskała najpierw mnie, a potem Toma.- Który to tydzień?

-Ym... który to był?- Zerknęłam na Gitarzystę sama już tego nie pamiętając. Za dużo emocji...

-Ósmy tydzień... już dziewiąty w sumie.

-To przecież ponad dwa miesiące... jak mogłaś nie zauważyć, wariatko?

-Bo to były bardzo dzikie dwa miesiące... nie miałam kiedy zwrócić uwagę na to, czy spóźnia mi się okres.- Wzruszyłam ramionami.- Ale mamy piękną niespodziankę... i jesteśmy najszczęśliwszymi ludźmi na świecie!- Oświadczyłam radośnie i ucałowałam Toma.

-A właściwie, to co ty tu robisz?- Tom zwrócił się do swojego brata zmieniając nieco temat. W sumie mnie to nawet nie zastanowiło... czy to ma jakiekolwiek znaczenie? Może przyszedł sobie odwiedzić Melanie... no wielkie mi rzeczy.

-Zakładamy klub pokrzywdzonych serc.- Rzekła Mel wyręczając tym samym Billa, który natomiast westchnął ciężko co pewnie znaczyło, że się z nią zgadza.

-Rozmawiałeś z Sarą?

-To za dużo powiedziane... Ona chyba mi nie wybaczy.- Czarnowłosy spuścił wzrok.

-Czego ci nie wybaczy?- Dopytywałam nadal nic nie wiedząc. Mogliby w końcu mnie w to wtajemniczyć... też chciałabym wiedzieć, dlaczego moja najlepsza przyjaciółka nagle odwróciła się ode mnie.

-Bo ona sobie coś ubzdurała, nie pozwoli nawet Billowi wyjaśnić no i tak to wszystko wygląda. Po prostu jej odbiło... nie wiedziałam, że Sara jest taka pochopna i nierozważna.- Wypaliła blondynka znowu odpowiadając za Billa.

-Ale co sobie ubzdurała?

-No jakąś bzdurę.

-Mel...- Wlepiłam w nią swój wzrok, przecież od razu widać, że kręci.- Może Bill nam powie w takim razie?

-Nie.- Zaprzeczył stanowczo.- To moja sprawa. Sam sobie poradzę... zajmijcie się sobą.

-Ale Sara jest moją przyjaciółką... też chcę wiedzieć o co chodzi! Przecież zwyczajnie mnie olała... Bill, powiedz mi co jest grane. Czy ja coś zrobiłam?

-Nie. Nic nie zrobiłaś... ja jej to wyjaśnię. Wszystko jej wyjaśnię i będzie ok.- Zapewnił mnie, ale wcale nie byłam przekonana. I nie podoba mi się, że czegoś mi nie mówią. I to w dodatku moja własna siostra! Jej powiedział, a mi nie?- Nie przejmuj się tym, naprawdę.

-Łatwo ci mówić, ja nawet nie wiem o co chodzi.- Mruknęłam niezadowolona.

-Lepiej dla ciebie.

-Ciekawe co żeś takiego zbroił, że nie chcesz nam powiedzieć.- Wtrącił Tom patrząc na wokalistę podejrzliwie.- Ale dobra, skoro twierdzisz, że sam to rozwiążesz nie będziemy się mieszać.- Oznajmił chwytając mnie za rękę. Ale czemu on mówi za nas dwoje... ja chce się mieszać! Ja muszę wiedzieć... nie wytrzymam tego no.

-Ale Tom...

-Idziemy do domu. Gdzie Matthew?- Zapytał ignorując moje protesty.

-Śpi na górze... niech zostanie u mnie. Nie ma sensu co chwilę zmieniać mu miejsce zamieszkania.- Stwierdziła moja siostra, na co Tom jej przytaknął.

-Ale ty jesteś w ciąży...- Zaczęłam i znowu nie mogłam dokończyć. Czy ja w ogóle mam coś jeszcze do powiedzenia?!

-Ty też.- Wytknęła mi.

-To idziemy. A ty Bill?

-Ja później... muszę jeszcze pomyśleć.- Odparł czarnowłosy.- Niedługo wrócę.

-Jak chcesz. To cześć.- Pożegnał się i pociągnął mnie do wyjścia. Zdążyłam się już obrazić... pff... Jak oni mnie w ogóle traktują. Nie liczą się ze mną! A teraz jak wiedzą, że jestem w ciąży pewnie będą mnie traktować jak chorą.

-Tom, dlaczego tak mu powiedziałeś? To też moja sprawa...- Oburzyłam się, gdy tylko wyszliśmy na dwór.- Sara się na mnie obraziła i nie wiem za co...

-On nie chciał o tym mówić, więc należy to uszanować.

-Ale ja nie chce tego szanować!- Burknęłam robiąc obrażoną minę.- Jak ja mam teraz żyć w tej niewiedzy!?

-Kochanie... nie myśl o tym. Teraz masz co innego na głowie, trzeba zająć się swoim życiem, a nie ciągle wpieprzać w cudze.

-Jak ty się wyrażasz... ! Że niby ja się wpieprzam w cudze życie?!- Zatrzymałam się krzyżując ręce na piersi i wbiłam w niego swoje rozzłoszczone spojrzenie.

-Po części. Oczywiście w dobrej wierze... tyle, że może warto sobie odpuścić. Przynajmniej w tym przypadku.

-Jak możesz być takim egoistą?- Burknęłam patrząc na niego krzywo.

-Carmeen... przestań już o tym myśleć. I nie jestem żadnym egoistą.- Wywrócił teatralnie oczami, a ja prychnęłam.- Chodźmy bo zimno jest...

-To trzeba się cieplej ubierać, a nie!

-Złośnica.- Wytknął mi język i objął w talii.

-Pff...

-I ty się dziwisz, że ja się boję, że nasze dzieci mogą się okazać bliźniaczkami z twoim charakterem?

-To ty mnie kochasz, czy nie?

-Oczywiście, że cię kocham.

-No to co to za problem kochać takie mnie trzy?

-Eh... tęskniłem za tobą Skarbie.- Otarł się zimnym nosem o mój policzek przez co przeszedł mnie dreszcz, ale jednocześnie znacznie się uspokoiłam.

-Ja bardziej... już nie chcę żebyś wyjeżdżał.- Westchnęłam cicho przytulając się do niego.- Niewiele wart każdy mój dzień, gdy nie ma ciebie...

-Oh, jaka z mojej żony poetka!- Zachwycił się teatralnie całując moje zimne czoło, a ja wyszczerzyłam się do niego cała dumna z siebie.

-Nudziło mi się, jak ciebie nie było więc wiesz... Ale nieważne. Wróćmy w końcu do domu bo naprawdę zimno się robi i późno... a ty pewnie jesteś już zmęczony. Dopiero co wróciliście, a tu tyle wrażeń.

-Ale te wrażenia są bardzo piękne.- Stwierdził ze słodkim uśmiechem. A jeszcze niedawno zastanawialiśmy się nad kliniką leczenia bezpłodności... ja nawet myślałam nad adopcją. Życie potrafi zaskoczyć... Tylko, czy to odpowiedni moment? Mimo wszystko mam jakieś obawy... tyle razy los się ode mnie odwrócił. Boję się, że znowu coś pójdzie nie tak... jeśli nie z ciążą to z nami...


###


Zapomniałam, co miałam napisać! xd Nieważne... tu i tak liczy się opowiadanie, a nie moje gadanie ;o

Wspomnę jeszcze tylko, że założyłam nowego bloga ;D I mam z tego wielką radość xd Jeśli ktoś chce przeczytać coś świeżego i mojego autorstwa to zapraszam ;D (Sturm der liebe)

pozdrawiam ;*